Opowiadanie
Dragon Ball - Saiyan Princess
53. Zemsta cz. VIII "sąd ostateczny"
Autor: | Killall |
---|---|
Serie: | Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2015-01-16 08:00:08 |
Aktualizowany: | 2014-11-25 20:34:08 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Historia całkowicie jest dziełem Killall.
Atmosfera robiła się napięta. Walka zbyt długo trwała.Wyglądało, że to będzie trwać wiecznie. Kiedy szala zwycięstwa przechodziła na jednego tempo walki nabierało takich obrotów, że nim się spostrzegł górujący rolę się odmieniały. To wszystko zaczynało się robić nudne dla obu przeciwników.
- W ten sposób nigdy nie rozstrzygniemy walki- mruknął niezadowolony Saiyanin.
- Też to zauważyłeś- zakpił Cooler.
Krajobraz niegdyś miasta wyglądał gorzej niż zgliszcza. Nie było już żadnego śladu po jakiejkolwiek cywilizacji. Son Goku nie miał planu jak to wszystko rozegrać. Ta walka ciągnęła się w nieskończoność. Zapadł zmrok. Lada chwila mogło zrobić się ciemno, walka byłaby już tylko tańcem niewidomych wojowników.
- Jeśli tego nie załatwimy tu i teraz- zaczął mężczyzna.
- To co?
- To walka będzie musiała poczekać.
- A to niby dlaczego?- zbulwersował się.
- Bo nic nie będziesz widzieć w tych ciemnościach!- krzyknął poirytowany- Nie ma tu światła, nie ma tu prądu!
Changeling chytrze spojrzał prze ramię uśmiechając się zarazem szyderczo do swojego przeciwnika. Czuł, że Son Goku ma w tym jakiś plan. Musiał się dowiedzieć jaki, musiał pokonać tego człowieka, tego, który stanął mu na drodze do jego władzy, władzy absolutnej. Czyżbyś grał na zwłokę? przeszło mu przez myśl.
- Boisz się ciemności?- zakpił po chwili- Czy może chcesz mieć przewagę?
- Ty chyba jesteś głupszy niż myślałem!- oburzył się czarnowłosy- Nie sądzę byś miał wzrok sowy. Nie będziesz w stanie walczyć gdy zapadnie noc! Ja na pewno nie…
- Ty chyba coś kręcisz Saiyanie, wy zawsze coś kombinujecie. Wystarczy was spuścić na chwilę z oczu a…
- ZROZUM!- krzyknął wściekle- Albo kończymy to teraz, albo…
- Albo co?
Brunet umilkł. Tak naprawdę to nie wiedział co może wydarzyć się w tych egipskich ciemnościach, które powoli nadchodziły. Gdyby mógł walkę przenieść do innego miejsca… Gdzieś gdzie nikt nie ucierpi, a on będzie mógł walczyć swobodnie nawet w nocy. Tylko gdzie miał szukać takiego miejsca? Znaleźć coś takiego graniczyło z cudem.
***
Nie tylko przeciwnicy byli podenerwowani faktem zbliżającej się ciemniej nocy. W dzienniku telewizyjnym nie podawano żadnej informacji na temat zwycięstwa Coolera, nie było mowy o globalnym kataklizmie. Skoro Changeling jeszcze nie wygrał, a Son Goku nie wracał do domu walka musiała toczyć się dalej.
- Pora spać- mruknęła kobieta wyłączając telewizor- Dwie godziny nauki i do spania.
Brunet nic nie mówiąc wstał z kanapy i pomaszerował do góry,do swojego pokoju. Był bardzo zawiedziony tym, że matka każe mu się uczyć, a gdzieś tam jego ojciec walczył o przetrwanie, o pokój na tej planecie. Kiedy zamknął a sobą drzwi niczym oparzony podskoczył do okna i je otworzył. Jego zmęczona twarz otuliła ciepła bryza, zaczerpnął świeżego górskiego powietrza po czym bezszelestnie wyskoczył prze ramę.
- Dziś nie mogę się uczyć, mamo.
Wymiana zdań między zielono skórnymi była jednoznaczna. Son Goku nie może walczyć po zmroku. Nie jest przystosowany do walki w całkowitych ciemnościach. Mało tego, jego zasób energii zaczynał się kończyć. Nie wspominając już o jaszczurze, ale nikt z nich nie był pewien, że nie widzi po ciemku. To był jego atut, nie zdradzał niczego, było to doprawdy niepokojące.
- Najgorsze jest to, że nie ma takiego miejsca, które mogłoby posłużyć im za arenę- zasmucił się Wszechmogący- Jak tak dalej pójdzie będziemy musieli liczyć na cudy.
- Jest jedno miejsce- wtrącił Szatan.
- Niby gdzie?- zainteresował się starzec.
Szatan Serduszko przeszedł się do krawędzi pałacu, chwilę wpatrywał się w przepaść po czym odszedł może na pięć metrów.
- Tutaj…
Słońce już prawie schowało się za horyzont. Lada chwila miała zacząć się noc. Walka mogła być przesądzona, nikt z wojowników na Ziemi nie był w stanie bić się po zmroku. Nikt też nie wiedział czy sam Cooler był w stanie,ale równie dobrze mógł sobie poradzić. Był obcym gatunkiem na tej planecie, potrafił oddychać w próżni. Mogli być w pułapce!
Gdyby tylko jakimś dziwnym trafem udało się postawić na nogi Vegetę oboje mogliby mieć duże szanse na pokonanie dość zmęczonego wroga. Magiczna fasolka Karina byłaby teraz jak lekarstwo. Byliby w stanie go pokonać razem odzyskując pełnię sił. Jednak nie było tu nikogo, nikogo kto mógłby mu teraz pomóc. Książę leżał gdzieś w zgliszczach przysypany po pas ziemią i pyłem, wciąż w kiepskim stanie.
- Już czas na twoją śmierć Saiyanie- zaśmiał się stalowo skóry- Twoje chwile są policzone.
Po tych słowach jaszczur rzucił się na syna Bardocka jak na zwierzynę. Chciał skończyć tę walkę. Przyleciał tu tylko po to by pomścić śmierć swoich bliskich. Może jego relacje z rodziną nie były tak zawiłe jak jego przeciwnika. Jednak kiedy ktoś sprawował władzę nad któraś z galaktyk mogli mieć wszystko pod kontrolą, a teraz nawet nacje, którymi on sam władał starały się buntować. Wiedział, że któregoś dnia istoty podwładne Freezerowi i Kordowi wrócą się przeciw niemu. Musiał temu zapobiec. Nie było odwrotu, niestety władza ma też swoje minusy…
W rajskim pałacu Wszechmogący uporczywie odciągał Szatana od jego pomysłu. Rzekomo był to jedyny jego dobry pomysł na jaki wpadł by ratować planetę. Ojciec planety nie był w stanie się z tym pogodzić. Tu już nie chodziło o samą kondygnację a świętość tego miejsca. Nie chciał by ponownie było splamione krwią niewinnych. Już raz pozwolił by stoczyła się tu walka między Son Gohanem, Kuririnem i Szatanem a ich wrogiem z piekła rodem -Gargulcem. W sumie to nie było znowu tak dawno temu, do teraz nie mógł sobie wybaczyć, że on, Wszechmogący był jednym z opętanych przez piekielne gazy omamiające duszę i ciało. Chodził nerwowo na skraju terenu pałacu wciąż szukając jakiegoś rozwiązania.
- Spójrz!- zawołał młody Nameckanin- Ktoś się zbliża.
- Czego on szuka?
- Sądzę, że niebawem się przekonamy.
- Czuję jakbym wieczność czekał na tę chwilę- przemówił Cooler- W końcu…
Był już zmęczony ciągłą walką. Rany, które były już zasklepione ponownie się otworzyły. Piekły go nie tylko rany, ale i oczy. Jego wzrok… W ciemności był wręcz ślepy! Nie wiele miał czasu by dokonać dzieła. Skumulował moc w obu dłoniach i ostatni raz spojrzał na Saiyana. Długo czekał na tę chwilę.Poruszył dłońmi tak by uwolnić pocisk. Niespodziewanie poczuł energię na swoich plecach. Nie była tam może jakaś super mocna jednak po jego wycieńczeniu czuł ból jaki mu zadała. Na pięcie się odwrócił ale nikogo nie dostrzegł.
- Pokaż się!- warknął- Wyłaź.
Ku jego zdumieniu dostrzegł tylko małego chłopca, któremu najprawdopodobniej śpieszyło się na drugi świat. Zagroził mu, co go jeszcze rozbawiło. Szybko jednak zaprzestał, rany nie pozwalały mu na tego typu rozrywki.
- Co tu robisz?!- Przeraził się Son Goku- Zginiesz…
- Nie mogę się bezczynnie przyglądać kiedy ten potwór cię zabija!- krzyknął z łzami w oczach- Nie mogłem na to pozwolić…
Saiyanin z ciężkością dźwignął się na nogi. Wiedział, że właśnie uratował mu życie, ale za chwilę oboje mogli je stracić…
- Synu…
Do Coolera właśnie dotarło, że został powstrzymany przez gówniarza! Głupi dzieciak uniemożliwił mu zrealizować tak ważnego i oczywistego celu.
- Ty musisz być Son Gohan- w końcu zabrał głos- Nie sądziłem, że cię poznam.
Obaj bruneci odwrócili się do mówcy. Po części zaskoczeni,po części zdenerwowani. Czego ten szatan chce, przeszło młodemu ojcu przez głowę.
- O tobie też słyszałem wiele ciekawego- za gestykulował- Że wielki z ciebie wojownik.
- Nie dotykaj go! To tylko dziecko- uprzedził go Saiyan.
- Może nie wiesz, ale tam skąd przybyła ta mała dziewucha to dziecko posiadł znacznie większe tajniki mocy niż, te które obaj posiadamy aktualnie- skwitował- Mówiąc krótko drzemie w nim potężna moc.
- Nie waż się go tknąć!
Cooler podleciał do chłopca i się mu dobrze przyjrzał, a przynajmniej na tyle ile pozwalał mu wzrok. Son Gohan przestraszony nie wiedział co ma właściwie robić.Tak naprawdę nie wyobrażał sobie takiej sytuacji. W ogóle nie wiedział po co właściwie tutaj leci. Przecież tak niewiele umiał… Był słaby, w dodatku ten potwór mógł z nim zrobić co tylko chciał. W przeciągu chwili pożałował, że nie posłuchał mamy i nie poszedł się uczyć. Mamo, jestem taki głupi… Przepraszam tato…
- Czas się zabawić młody- zachichotał Changeling- Nie mogę się doczekać aż się z wami rozprawię raz na zawsze!
- Nie masz prawa- zasłonił syna.
Cooler uderzył mężczyznę w twarz, a ten następnie upadł.Chwycił dziecko za koszulkę unosząc na wysokość swoich oczu wciąż obrzydliwie się uśmiechając.
- Niech pan nie robi mi krzywdy- załkał- Pójdę do domu, do mamy.
- Nic z tego chłopcze- z twarzy nie schodził mu uśmiech- Ten taniec należy do mnie.
Wyrzucił chłopca w górę. Rozniósł się po okolicy głośny płacz młodego Saiyana rozdzierający serca. Nie zamierzał go szczędzić. Już dość się nasłuchał o super saiyańskich mocach, więc wolał sobie uniknąć jakichkolwiek niespodzianek. Miało być szybko i bardzo boleśnie.
Puk, puk. Cisza. Do pokoju weszła na palcach nie chcąc budzić chłopca. Chciała tylko na niego spojrzeć jeśli śpi, a jeśli się uczy ucałować i położyć do łóżka. Ku jej zdumieniu w pokoju paliło się światło, ale nikogo nie było w pomieszczeniu. Rozejrzała się po pomieszczeniu próbując ustalić położenie malca.
- Son Gohan?- szepnęła.
Zatrzymała się przy otwartym oknie. Była już pewna, że jej syn uciekł z domu, ale chyba nie do ojca?! Nagle zrobiło się jej słabo, opadła na drewnianą podłogę ciężko wzdychając. Chwilę później poczuła ciepłe łzy na policzkach. Tak bardzo się bała o swojego jedynego synka. Nie mogła go stracić…
Ciemność rozjaśniła się błękitnym blaskiem. Gdyby nie to, że była bardzo niebezpieczna można by się w niej przeglądać godzinami podziwiając jej piękno. Energia, tak piękna a za razem tak niebezpieczna. Potrafiła ratować, ale również zabijać. Czuł, że to już koniec, był słaby, ledwo widział,ledwo też oddychał. Miał wrażenie, że to, co zrobił było jego najgłupszą decyzją w życiu. Wstyd mu było za siebie w takiej chwili. Sam poszedł na stracenie. Son Goku wpatrywał się w syna z łzami w oczach. Czuł się taki bezradny. Nie wiedział, co ma czynić by ratować swojego chłopca. Po raz pierwszy w życiu nie mógł mu pomóc, kiedy ten najbardziej tego potrzebował. To był cios prosto w serce. Błagał o wybaczenie Chi-Chi, by kiedyś mogli być znowu rodziną, którą on sam zniszczył. Dlaczego on, tak bardzo był nienawidzony przez wszechświat? Wszystkie problemy, jakie go dosięgały i jego rodzinę toczyły się na zemście jakiegokolwiek rodu międzygalaktycznego, a on musiał ich bronić, nie to, że nie chciał. Był już zmęczony. Chciał by jego życie w końcu mogło wyglądać inaczej. Tak całkiem normalnie. Ale czy warto było teraz o tym myśleć? Jego syn właśnie miał teraz zginąć! Jego śmierć także czekała.
Nagle poczuł, że coś w nim pękło. Otworzył szeroko oczy i spojrzał na zmasakrowane ciało małego chłopca. Ku jego zdumieniu poczuł napływającą do jego ciała energię, której nigdy przedtem nie czuł. Pragnął tylko jednego,zabić tego, który ośmielił się podnieść rękę na jego chłopca! Tego nie można było darować nikomu. Delikatne iskry energii otaczały jego ciało. Energia była na tyle widoczna, że Cooler zaprzestał znęcania się i odwrócił się w stronę nowego widowiska. Saiyan podniósł się z ziemi marszcząc groźnie brwi. Nienawidził Changelinga z całego serca, chciał tylko i wyłącznie jego śmierci.
- Nikt nie ma prawa krzywdzić mojej rodziny- warknął Son Goku- Czeka cię kara za to.
Brat Freezera nie odezwał się nawet pół słowem. Zamurowało go, że ten Saiyanin miał jeszcze czelność się podnieść, mało tego miał sporą rezerwę energii, której sam teraz potrzebował. Zaczął się zastanawiać, co zrobił nie tak, że ten śmiałek odzyskał energię i teraz mu grozi śmiercią! To było niepojęte.
Nagle ciało Saiyana rozświetliło się, a wokoło zaczęły tańczyć złote światła. Wyglądał niczym latarnia na oceanie. Son Gohan poczuł jak odnajduje bezpieczną przystań. Światełko oznaczało nadzieję na lepsze życie. Lekko się uśmiechając stracił przytomność myśląc o nowym życiu. Wygrali, byli bezpieczni, tylko tyle wiedział. Był wdzięczny bogu, że jego modlitwy zostały wysłuchane.
- Nie możliwe…- jęknął Cooler- Jesteś złotowłosy!
Nastąpiła najpiękniejsza noc tej wiosny, wreszcie zapanował pokój.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.