Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

54. Burza myśli

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-02-01 13:31:19
Aktualizowany:2015-02-01 13:31:19


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Słońce weszło już na najwyższy punkt nieba. Była bardzo piękna pogoda, a lekki zefir koił zmysły i sprawiał, że zmęczone ciała zdawały się być nieco młodsze. Historia Son Goku, która mówiła o tym jak stał się super wojownikiem sprawiała wrażenie dobrej opowieści. Żaden z bohaterów tejże życiowej doli i niedoli nic a nic się nie zmienił. Każde z nich teoretycznie się nie postarzało ani nie straciło swoich pierwotnych zarysów człowieczeństwa.Son Goku był dzielnym i nieustraszonym wojownikiem, Vegeta był pysznym i godnym Saiyanem jak zawsze, a mały Son Gohan pełen wiary, miłości i odwagi. Smutne było jednak to, że teraz go nie było, nie mogłam go poznać, nie mogłam go zapytać o wiele rzeczy. W tym świece wiele się zmieniło, a nieliczne historie nie uległy zatraceniu.

Spojrzałam z zadumaniem za okno. Choć pogoda była idealna wyczuwałam w niej to zło, które czaiło się za każdym zakrętem. Ci ludzie musieli oddychać tym powietrzem. Powietrzem splamionym krwią niewinnych brutalnie zamordowanych przez tajemnicze cienie. Te, które nękały wojowników od paru miesięcy odbierając im życie poprzez wchłanianie KI.

- Powiedzcie mi, długo walczycie z tymi cieniami?- zapytałam.

- Trudno powiedzieć- mruknął Son Goku- To już trwa tak długo… Najgorsze, że nie wiemy jak z nimi walczyć.

- A kryształowe kule?

- One na nic nam się nie zdadzą- skwitował Vegeta pojawiając się w drzwiach frontowych domku w górach.

Zebrani obejrzeli się w jego stronę, również i ja. Chyba nikt też się nie spodziewał,że się tu pojawi, choć z drugiej strony mogłam się domyśleć, przecież jest moim bratem, jak mogłabym go nie znać. Może i nie był moim bratem tu i teraz, bo miał swoją żyjącą siostrę, to jednak ja wiedziałam o nim dużo.

- Witaj Vegeta- uśmiechnęłam się do niego lekko- Późno się zjawiłeś sądziłam, że wcześniej tu zawitasz.

- Phi- oburzył się- Jakbym nie miał nic do roboty.

Zawsze taki sam. Udający twardziela zamkniętego w szczelnej skorupie obojętności. To były jego cechy, których za nic bym nie zmieniła. Jego oziębłość i obojętność były czulsze niżeli kiedykolwiek. A przecież te cechy sprawiły, że Bulma się nim zainteresowała. Vegeta wszedł do pomieszczenia i nic nie mówiąc podparł ścianę pod oknem. Miałam wrażenie, że coś jest nie tak, nie był zbytnio rozmowny, choć do rozmownych także nie należał.

- Co cię trapi przyjacielu- zagadał pan domu.

- Nadchodzą-mruknął- Zbierają się w opuszczonym mieście.

- Zbierają się?- zdziwiłam się- Opuszczone miasto?

Son Goten spojrzał przez okno jakby chciał coś dostrzec. Zaczęłam wyczuwać zdenerwowanie u każdego z wojowników. Czyżby szykowała się jakaś większa wojna?

- Źle trafiłaś Saro- powiedział Son Goku- Za niedługo rozpęta się tu prawdziwe piekło. Czuję po kościach, że cienie nie mają zamiaru czekać na nas- przeszedł się po pokoju i spojrzał na mnie- Chcą się nas pozbyć raz na zawsze.

Poczułam dziwne ukłucie pod sercem. Przybyłam w nieodpowiedniej chwili… Mogłam zginąć razem z nimi, ale równie dobrze mogłam przybyć za późno i nikogo już tu nie zastać. Zlikwidowanie ludzkości po śmierci wojowników to pestka. Kto by tego nie potrafił? Zrobiłabym to z zamkniętymi oczami wystrzeliwując pociski naprawo i lewo nie bacząc, w co trafię. Nikt się nie ukryje przed mocą KI. Żaden zwykły śmiertelnik nie jest w stanie się oprzeć tej mocy. W głębi czułam, że nie przez przypadek tutaj trafiłam. To było coś jak… Trunks przybył do nas by nam pomóc walczyć z Komórczakiem, a ja jestem tutaj by pomóc im pokonać coś,czego nie da się zniszczyć. Brzmi nieprawdopodobnie, ale wiedziałam, że muszę im pomóc. Że jeśli tego nie zrobię będę żałować, że zmieniłam przyszłość. Bo przecież to wszystko przez to… W moich czasach nie było żadnych cieni, a jeśli kiedykolwiek by nadeszły mogłabym uratować nas dowiadując się jak z nimi się obchodzić. Tak, to było najlepsze rozwiązanie, i miałam nadzieję, że to odpowiednie.

- Będę walczyć z wami- zacisnęłam pięści- Nie mogę was tak zostawić.

- To nie twoja walka- oburzył się książę- Możesz zginąć.

- To ja zmieniłam przyszłość!- krzyknęłam oburzona- To ja na was to sprowadziłam! A co jeśli to coś, co teraz was zabija zostało zabite kiedyś przez Freezera?-dreszcze przeszły mnie na samą myśl- Zabijając jego nie pozwoliłam mu zabić nikogo więcej, a jak wiadomo nie zabijał tylko niewinnych.

- Nagle ci się pokutować zachciało…

Spojrzałam wściekle na Saiyana. Miałam ochotę rzucić się na niego jak na zwierzynę.Powiedział to w taki sposób jakby chciał potwierdzić, że to wszystko moja wina.Że mój byle kaprys zabicia Changelinga był czysto osobisty. Mało powiedziane,przybyłam po to by się popisać przed kimś swoją mocą, bo tam skąd pochodzę jestem nikim. Gotowało się we mnie wszystko. Wstałam od stołu i czym prędzej wyszłam przed dom, zaczerpnęłam Świerzego powietrza a następnie wzbiłam się w powietrze. Chciałam jak najdalej stąd. By przemyśleć parę spraw. Zaraz po odbiciu się od ziemi poczułam lekki, chłodny wiatr. Czułam jakbym próbowała przebić się przez niewidzialną ściankę.

- Co za ignorant- prychnęłam- Cały on… Tylko by denerwował ludzi w około.

Dostrzegłam w oddali malutką polankę z płynącym strumieniem. Postanowiłam się tam zatrzymać.Zeszłam niżej by rozejrzeć się czy niczego tam nie ma. Cieni bynajmniej…Wylądowałam na miękkiej trawce. Nie zastanawiałam się długo by na niej usiąść i wziąć głęboki wdech. Soczysta trawa pachniała kusząco. Gdybym była zwierzęciem na pewno bym skubnęła parę źdźbeł. Byłam chyba trochę zdezorientowana. Nie wiedziałam,co robić. Sprowadziłam nieszczęście na tych ludzi. Dopuściłam się śmierci niewinnych istot i w dodatku pozwoliłam umrzeć przyjacielowi! Nie wiedział o tym, ale bardzo go polubiłam.

- Co ja opowiadam…- chwyciłam się za głowę- Saiyanie przyjaciółmi…

Zaczęłam gadać od rzeczy, jeszcze gorsze było to, że biłam się z własnymi myślami. Nagle usłyszałam szmer. Coś jakby poruszenie. Nie wstając rozejrzałam się po okolicy,lecz nikogo nie dostrzegłam.

- Zwierzyna- mruknęłam,po czym padłam na trawę wpatrując się w obłoki. Westchnęłam głośno nie chcąc już o niczym myśleć. Poczułam cień na swoim ciele, ktoś lub coś zasłoniło mi słońce. Podniosłam lekko głowę by dostrzec to coś. Ku mojemu zdumieniu był nim nie,kto inny jak syn ziemskiego Saiyana.

- Czego chcesz?- burknęłam ponownie kładąc głowę na miękkiej trawie.

Jeszcze mi tego brakowałoby jakiś ziemski dzieciak mnie prześladował. A już sądziłam, że dzisiejszy dzień spędzę nieco inaczej.

- Myślałem, że tylko mój ojciec ma uczucia- odparł ni z gruszki ni z pietruszki.

- Co?

- Przecież widzę- uniósł lekko brodę chcąc wskazać na mnie- Nie jesteś tak zgorzkniała jak Vegeta.

- Bo ja jestem inna!- krzyknęłam- Gdyby on stracił wszystko jak ja mając parę lat też byłby inny!

Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Chyba nie zrozumiał, o co mi chodzi, albo przynajmniej, co czuje osierocone dziecko, które musi dorastać z wrogiem by przetrwać. Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze. Wciąż będąc w pozycji poziomej wzniosłam się na wysokość jego głowy, a następnie obróciłam się do pionu nie poruszając się.Nasze spojrzenia się spotkały. Był parę lat starszy ode mnie, a tak naprawdę nic nie wiedział o Saiyanach. Z resztą, kto miał mu to powiedzieć? Son Goku przez wiele lat nie wiedział, kim jest poza tym, że miał ogon.

- Nigdy nie zrozumiesz…- szepnęłam pełna goryczy.

Zaczęłam nerwowo machać ogonem. Odwróciłam się do niego plecami i spojrzałam w słońce.Oślepiło mnie jednak nie zakryłam oczu. Może to były ostatnie chwile słońca? A może moje? Chciałam nacieszyć się tą krótką chwilą. Tak bardzo pragnęłam wrócić do domu i cieszyć się pokojem na Ziemi. Może i miał racje… Może moja duma była by wyniosła, dlatego postanowiłam wyruszyć w daleką podróż w czasie. OGARNIJ SIĘ DZIEWCZYNO!

- Saiyanka…

- Co proszę?-wyrwał mnie z zamyśleń.

- Jesteś pierwszą Saiyanką, jaką dane było mi spotkać.

- Nie masz powodów do radości, gdzieś we wszechświecie jest druga taka sama tyle, że starsza i może groźniejsza- mruknęłam- Może władcza, może okrutna? Ja nie miałam wpływu na jej dorastanie.

Czarnooki rozejrzał się po okolicy a następnie usiadł na miękkiej trawie. Zaprosił mnie dłonią bym dołączyła do niego. Niechętnie się przysiadłam. Westchnęłam w głębi. Przyszło mi rozmawiać z dzieciakiem, który w moim świecie nie istnieje! Nawet nic o nim nie wiedziałam,zupełnie… Czy aż tak zmieniłam swoją przeszłość?

- Jesteś pierwszą osobą, która ma ogon- zdumiał się- Jest niesamowity.

- Niesamowity?- zainteresowałam się- To tylko ogon.

Nikt nigdy nie powiedział mi, że mój ogon jest niesamowity! To było… Niesamowite. Zabrakło mi słów! Zawsze słyszałam różne komentarze na temat włochatego ogonka, ale niebyły nigdy pochlebne, nawet ze strony rodziny. Kto by chciał, żeby mała księżniczka zamieniła się w dużego Ozaru? Właśnie…

- Nic nadzwyczajnego, każdy Saiyan go posiada- wzruszyłam ramionami.

Wiadome było oczywiście, że nie każda kobieta go posiadała, ale nie musiałam go przecież w to wtajemniczać, jeszcze by się chłopak przestraszył. Poza tym chyba by nie zrozumiał egzystencji bycia prawdziwym Saiyanem z krwi i kości.

- Vegeta i mój ojciec nie mają- zauważył.

- To oczywiste, mają już tyle lat, że im już nie odrasta. Póki jesteś dzieckiem każdorazowe obcięcie czy wyrwanie spowoduje odrośniecie ogona po jakimś czasie.

Podniosłam wzrok na niego i zaczęłam się wpatrywać. Szukałam w nim czegoś z jego ojca czy brata. Ale nie przypominał Son Gohana. Nie miał tej samej promiennej i niewinnej twarzy. Nie miał tego blasku, który sprawiał, że walczył niczym lew.

- Znajdując się tutaj sądziłam, że poznam twojego brata, ale w zamian poznaję ciebie-westchnęłam- Chłopca, który w moim świecie nie istnieje.

- Jak to?-zdziwił się.

- Po prostu,nie ma cię tam- skwitowałam- Może jeszcze, a może nigdy nie będzie. Zmieniłam waszą przeszłość i widzisz, co się stało?- lekko się zdenerwowałam- Jakieś paskudy chadzają się po Ziemi i zabijają, kogo tylko chcą!

- A może nie miałaś na to wpływu?

- A może Freezer zabił tych śmiałków zanim zdążyli nabrać takiej mocy!

Wzbiłam się w powietrze surowo wpatrując się w chłopca. On nie rozumiał jak to jest zmienić świat. Nie rozumiał, że moja duma przyćmiła mi świat i konsekwencje. Nie byłam dumna z siebie, ale też nie miałam zamiaru się poddawać. Musiałam zrobić tylko jedno, stanąć do walki z tymi, których pokonać się nie da. Przybrałam poziom super wojownika, musiałam zacząć działać i wrócić do domu, by pozwolić wrócić Trunksowi do jego czasów.

- Co robisz?-przestraszył się zrywając na równe nogi.

- Lecę na spotkanie z tymi CIENIAMI!

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.