Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

58. Byle by trzymać nerwy na wodzy

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-03-20 19:45:21
Aktualizowany:2015-03-20 19:45:21


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Choć nie bardzo miałam pojęcie jak się do tego zabrać pilnowałam by Son Goten nie wyrządził większej krzywdy naszemu oprawcy, sama również musiałam się kontrolować. Bardzo chciałam by ten nie uciekł, a za razem nas nie poturbował, jeśli okazałby się silniejszym przed nadejściem reszty wojowników. Przede wszystkim zależało mi na tym by Son Goku i Vegeta ocenili sytuację, a przede wszystkim by spotkali tego stwora twarzą w twarz. Zależało mi na potwierdzeniu swoich słów, iż te kreatury istnieją na prawdę. Musiałam przyznać, że skóra pokryta łuskami była bardzo twarda niczym granit. Gdybym tylko źle ułożyła dłoń lub inna część ciała mogłabym się spodziewać kontuzji. O tak, to mogło być bardzo prawdopodobne. Był twardszy od kamienia!

- Cholernie niewygodnie się go bije!- Oburzył się czarnooki odskakując do mnie w tył.

- Co Ty nie powiesz-Mruknęłam wściekle- Pamiętaj, że to twoja wina!

- Dlaczego moja?- Udał skruszonego.

- Idioto…- Syknęłam- Twój grubiański śmiech go na nas sprowadził.

Po tych słowach skoczyłam w kierunku napastnika. Musiałam precyzować każdy cios, każde stąpnięcie i bardzo szybko kalkulować odległości. Jaszczur nie wydawał się być zaskoczony naszym atakiem. Bardzo dobrze się bronił i po jego oczach wnioskowałam, że nie obawia się naszych pięści. Irytowało mnie to z każdą sekundą. Odskoczyłam w tył.

- Jak nic możesz byćpewny, że cię sprzedam- Uśmiechnęłam się złośliwie do chłopca.

- W takiej chwili mi to mówisz?- Oburzył się- Nie bądź taka wredna.

- Coś za coś- zachichotałam-Bierz go.

Syn Saiyana skoczył na przeciwnika ponownie naparzając go pięściami i nogami. Kiedy to robił ja próbowałam skupić się na kolejnej taktyce, ta zdawała się zanudzać naszego przeciwnika. Z drugiej strony… Jakby popatrzeć, to, co robiliśmy było dość żałosne, zwłaszcza, kiedy ten bronił się przed ciosami bardzo zgrabnie. Pocisk, który wystrzeliłam trafił dokładnie tam gdzie chciałam i oczywiście zadziałał tak jak zamierzałam. Mechanicznie opuścił dłoń a świetlista szkarłatna wiązka natychmiast zgasła. Jakże jego niezadowolenie wzrosło. Spojrzał w moją stronę wykrzywiając usta w nieprzyjemny grymas. Nie wiedzieć, czemu wzdrygnęłam się mimowolnie. Nie miałam pojęcia, co sprawiło ten nagły dreszczyk, jednak nie mogłam go zlekceważyć. Coś mi podpowiadało, że zaraz może się coś wydarzyć. Coś nieuniknionego, i nie koniecznie łatwego dla nas. Ten drań coś szykował! Wciąż patrząc się prosto w moje oczy odwrócił się w tę samą stronę resztą ciała. Czyżbym tym małym wybrykiem zwróciła na siebie uwagę? Zdawało się, że Son Goten dążył do tego samego. Porozumiewawczo spojrzał w moją stronę lekko się uśmiechając. Jednak nie był to uśmiech pełen słońca i beztroski. Ten chłopak najwyraźniej do czegoś zmierzał.

Cofnęłam się parę kroków w tył swobodnie opuszczając dłonie.

Chociaż nie byłam pewna kiwnęłam głowa by stwór zrozumiał, iż czekam na jego atak. Ku mojemu zdumieniu nie czekałam zbyt długo. W przeciągu paru chwil odepchnął się od ziemi gigantycznym susem oczywiście w moją stronę. Z zaskoczenia zadrżała mi lewa ręka. Wyskoczyłam w powietrze chcąc uniknąć natarcia. Lecąc wciąż ku górze spojrzałam pod siebie upewniając się, że gad jest daleko za mną. Myliłam się. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia, równie dobrze mogłam powiedzieć, że mało brakowało a wyskoczyłyby z orbit. Okazało się, bowiem, że był szybszy niż się spodziewałam i właśnie do niego się zbliżyłam. Nim zdążyłam zahamować wziął spory zamach, po czym grzmotnął mnie prosto w głowę. Tego się nie spodziewałam! Co za wstyd. Poczułam silne uderzenie. Szczerze mówiąc to zadzwoniło mi w uszach! Gdybym nie zdążyła zamknąć ust, a właściwie ich zacisnąć ugryzłabym się w język! Chwile potem wbiłam się w ziemię robiąc przy tym nieduży otwór. Powoli wygramoliłam się z niego złowrogo spoglądając na towarzysza. Nawet nie raczył mnie poinformować o zagrożeniu.

Muzyka

- Nawet o tym nie myśl-Wycedziłam widząc jak próbuje w łobuzerski sposób załagodzić sytuację.

- Przecież nic ci się nie stało- Stanął w swojej obronie.

W sumie to miał racje. Ból, który przed sekundą mi doskwierał gdzieś się ulotnił. Tak samo jak jego sprawca. Nerwowo rozejrzałam się po mrocznej okolicy jednak niczego nie dostrzegłam. Zamknęłam oczy. Miałam nadzieję, że kiedy się skupię będę w stanie namierzyć jego energię, która sama mnie do niego zaprowadzi.

- Tak!

Wzbiłam się z niesamowitą prędkością ku górze. Stwór nie zdążył się zorientować, kiedy na niego natarłam. Zderzyliśmy się z głośnym huknięciem. W tej samej chwili odskoczyliśmy od siebie niczym oparzeni zło wrogo na siebie łypiąc. Och, gdybym mogła go teraz poćwiartować! Żachnęłam się w myślach. Tak bardzo chciałam się go pozbyć, lecz słowa Son Goku tak dudniły mi w głowie, że nie sposób było zapomnieć o wymuszonej obietnicy. Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze! Przed rozdzieleniem się kazał przysiąść mi, że nie zabije ani jednego przeciwnika, dopóki do póty sam nie wyrazi na to zgody. Że też musiałam się do tego zmusić!

- Teraz twoja kolej- mruknęłam posępnie.

Irytował mnie fakt, że to oboje mieliśmy się nim”zaopiekować” a od jakiś dwóch minut sama musiałam się z nim bawić.Zaczynało brakować mi pomysłów na zabawianie naszego niespodziewanego gościa i przede wszystkim cierpliwości, zwłaszcza cierpliwości. Z każdą chwilą zastanawiałam się, kiedy do nas dołączą. Nie chodziło tu o to, że się boję. O nie! Po prostu nie chciałam by cokolwiek ich ominęło. Po pierwsze nie chciało mi się później opowiadać, co się wydarzyło, no a po drugie nie wiedziałam czy mogę od tak korzystać z mocy, która poniekąd mogłaby okazać się zgubna na tych ziemiach. Dylemat, przed którym postawił mnie ten osobnik był wręcz dobijający!Wojownik bez mocy? Kim, że ja byłam by poniżać się, by używać jedynie nóg i pięści? Nie leżało to w mojej naturze odkąd skończyłam siedem lat.

- A co mi tam- wzruszyłam ramionami dokonując wyboru.

Czekając aż napastnik znajdzie się dostatecznie blisko przygotowałam dłonie do wystrzelenia pocisku. W tej samej chwili Son Goten pokręcił głową chcąc dać mi do zrozumienia, iż źle postępuję. Musiałam przysiądź,że trwało to zaledwie parę sekund, a mimo tego dostrzegłam to wszystko w zwolnionym tempie. Pamiętałam, że ostatnim razem przytrafiło mi się coś podobnego podczas walki z Komórczakiem, a raczej z jego „dziećmi”.Czy i tym razem byłam w niebezpieczeństwie czy po prostu już tak miałam?Wróciłam pamięcią we wspomniany czas i doszłam do wniosku, że musiało mi się to po prostu zdarzać, bo klony nie były dla mnie zagrożeniem.

Potwór był z każdą chwilą coraz bliżej, co dawało mi mało czasu na zastanowienie się, jakiej metody użyć. Pragnęłam skopać mu tyłek,ale również nie chciałam bym ja oberwała w swój. Do podjęcia decyzji zostały w końcu ze dwie sekundy.

Muzyka

- Uważaj!- Usłyszałam stłumiony głos towarzysza.

Nie czekając ani chwili spięłam wszystkie mięśnie a następnie puściłam się pędem prosto w przybysza z innej planety. Zderzyliśmy się ze sobą z takim hukiem, że echo musiało zabrzmieć w promieniu dwóch może trzech kilometrów. Zaczęliśmy się siłować. Splotłam palce obu dłoni z przeciwnikiem. Musiałam przyznać, że błona między jego szpiczastymi szponami bardzo to uniemożliwiała, były także lepkie. Siłowaliśmy się tak z dłuższą chwilę. W końcu poczułam na sobie niesamowicie dziwny dreszcz. Przez głowę przeszła mi tylko jedna myśl.

- Son Goten!- Wrzasnęłam- Nie wytrzymam!

- Co?!- Przeraził się- Nic ci nie jest?

Z moich ust mimowolnie wydobył się cichy warkot. Ten chłopak mnie coraz bardziej prowokował! Przez niego mogłam wszystko zepsuć!

Kolejny dreszcz…

Wciąż siłując się z przeciwnikiem zamknęłam oczy by, choć na chwilę zgubić swoje myśli i się nieco uspokoić.

- Son Goten do cholery!

Czarnooki nie wiedząc, co robić poszybował ku nam i naparł na obcego z takim impetem, że ten puścił moje dłonie odlatując od nas na parę metrów. Słyszałam jak syknął. W tej samej sekundzie gniewnie spojrzałam na towarzysza.

- No, co?

- Idioto…-Syknęłam- Jeszcze chwila a nie wytrzymałabym napięcia!

Zamrugał oczami nie rozumiejąc mojego wybuchu. Widząc,że zaczynam powoli opadać w dół ruszył do walki. Wylądowawszy wygodnie na twardej ziemi odruchowo westchnęłam, po czym usiadłam. Rany… Dawno tak się nie czułam! Czemu nie potrafiłam się w takiej chwili kontrolować?! Czy utrzymanie poziomu energii było aż takie trudne? Wracając parę chwil wstecz przypominając sobie każdy mój ruch i nieproszonego gościa uzmysłowiłam sobie, że nie sposób z nimi walczyć z myślą o śmierci. Gdyby tak dało się to obejść? Może cienie by nas nie zaatakowały? Myśląc tak intensywnie zrozumiałam jedno, cienie się do tej pory nie pokazały i przede wszystkim nie pojawiło się więcej tych pozaziemskich istot. Wyczułam energię życiową Vegety, chwilę po tym zatrzymał się u mych stóp srogo na mnie spoglądając.

- Co to?- Wskazał na walczącego pół-saiyana z tym czymś.

- To, o czym wam dziś mówiłam- mruknęłam udając niezainteresowaną.

Nie musieliśmy czekać długo by dołączyła do nas reszta grupy. Na sygnał ojca syn odskoczył od przeciwnika, po czym twardo wylądował u jego lewego boku. W oczach dostrzegłam nutkę irytacji. Sam dziwaczny stwór wylądował nieopodal srogo na nas łypiąc. Mogłabym przysiąc, że ciska w naszą stronę błyskawicami z tych nieprzeniknionych czarnych jak węgiel oczu.

- Kutoka nje ya hapa!

- Co proszę?- Zawołał Son Goku wyraźnie dając do zrozumienia, że nie rozumie.

- Niestety nie reaguje na to- Westchnęłam- Próbowaliśmy.

- Nie sposób z nim porozmawiać?- Zamyślił się.

- Po co z tym czymś rozmawiać?!- Wzburzył się Vegeta-Przejdźmy do rzeczy.

Westchnęłam głośno. Książę, ach ten książę. Uśmiechnęłam się w duchu. Oboje po ojcu odziedziczyliśmy tę wręcz wrodzoną zapalczywość do walki. Kiedy była po temu okazja staraliśmy się z niej korzystać i oboje niezadowoleni,kiedy inni próbowali ją ominąć. Wiedzieliśmy również, to, że czasem należało unikać konfliktu i kto, jak kto, ale to ja potrafiłam się do tego zastosować prędzej od swojego popędliwego brata. Tę cechę odziedziczyłam zaś po matce.Niestety Saiyanin zrodzony z tej samej kobiety uważał ją za zbyteczną. Dziś jednak nie miałam wątpliwości, że stoimy po tej samej stronie. Nie miałam ochoty rezygnować z choćby odrobiny przemocy.

- Nie dogadasz się z nimi!- Mruknęłam podenerwowana- Ci korzystają z nieznanego nam języka, a co za tym idzie pierwsi zaatakowali. Żądam rewanżu.

- Oni?- Son Goku wyraźnie został zbity z pantałyku- Jest tylko jeden.

- Tu i teraz…- Wzruszyłam ramionami.

Przybrałam pewną siebie postawę nerwowo wymachując ogonem. Zawsze, kiedy się denerwowałam nie potrafiłam się opanować. Ujrzałam w oczach „brata” błysk. Zawsze tak się działo, kiedy ktoś miał ten sam pogląd, albo jak w tym przypadku, kogoś, kto wolał załatwić problem przy użyciu siły, załatwić problem w tradycyjny sposób, sposób, którego od wieków używali Saiyanie. Dodatkową zaletą dla niego był fakt, iż w pewnym stopniu byłam jego maleńką siostrą, z naciskiem na maleńką. Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz.


***


Kutoka nje ya hapa! - Wynoście się stąd!

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.