Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

62. Protektorzy

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, Saga: Podróże w czasie
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2015-05-13 08:00:22
Aktualizowany:2015-05-12 18:51:22


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Miałam to dziwne uczucie. Wrażenie, które sprawiało, że to, co widziałam przypominało film, a raczej jego najważniejsze elementy. Mówiąc dokładniej, były to urywki, kawałki scen przedstawiających obrazy - niczym wspomnienie. Rozpoznawałam miejsca, rzeczy, które jak mi się zdawało mogły być obce. Chciałam przysiąc, że nigdy wcześniej nie miałam możliwości znaleźć się w tym pomieszczeniu. Przemieszczaliśmy się powoli. Słyszałam bicie naszych serc, czasem były odrobinę przyspieszone. Co rusz stały metalowe stoły wypełnione po brzegi różnorakimi urządzeniami, fiolkami oraz kolbami w cudacznych kształtach. Trunks chodził po laboratorium z zapartym tchem. Był podekscytowany tym miejscem, Bulma także by zwariowała. Ona przede wszystkim. Mijając jeden z tych stołów usłyszałam trzask, który poniósł się echem. Mężczyźni momentalnie zastygli w bezruchu oczekując jakiegoś wydarzenia. Odwróciłam się powoli i dostrzegłam roztrzaskane szkło. Musiałam je zbić ogonem. Nie miałam na to lepszego wytłumaczenia. Byłam kłębkiem nerwów. To blade oświetlenie tego pomieszczenia sprawiało, że nie czułam się komfortowo. Bałam się. Nie wiedziałam jednak, dlaczego. Nic jak do tej pory nie sprawiło mi większych problemów, ale po przekroczeniu metalowej bramy cały spokój przepadł. Zignorowałam kąśliwe szepty Vegety, przykucnęłam przed rozbryźniętą mazią, umoczyłam w niej dwa palce, a następnie przyłożyłam go prawie do ust by powąchać. Wystarczył jeden mały wdech by zrozumieć, co jest nie tak. Tylko jeden paskudny odór mógł przyprawić mnie o zimny dreszcz. Tego zapachu nie mogłabym zapomnieć. Był ze mną od czasu…

- O mój boże… - Szepnęłam oświecona.

Nie podnosząc się odwróciłam głowę, minęłam wzrokiem zebranych i dostrzegłam to, co tak mnie prześladowało od samego początku. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co.

- Drzwi - Odparłam zachrypniętym głosem.

Ani Son Goku, ani też Vegeta nie zrozumieli mojego przekazu. Nie wspominając już o ich synach. Choć nie wypowiedzieli słowa ich twarze pytały mnie, „Co się tu dzieje?”.

Tu właśnie sen stał się jawą. Teraz tylko brakowało tego dopełnienia. Ono było właśnie tymi drzwiami, a właściwie to, co za nimi się tak świetnie maskowało.

- Śniłam o tym miejscu - Zaczęłam niepewnie podnosząc się z posadzki - Byłam już tutaj. Zbiłam tę fiolkę!

- Co ty…? - Nie dowierzał ojciec Son Gohana.

- Pamiętam ten zapach! Tego nie da się pomylić z niczym innym - Zaczęłam panikować - Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale te drzwi…

- Co z nimi? - Książę był zniecierpliwiony.

- Ja… Oni… Oni tam są…

Usłyszałam ciche kroki, następnie poczułam ciepłą dłoń Son Gotena na swoim ramieniu. Pewnie miało mnie to rozluźnić, rozjaśnić umysł. Twarz, którą miałam przed oczami nie pozwalała mi na to.

- W moim śnie zza tych drzwi wyszedł ten stwór - W końcu odpowiedziałam szepcząc niemalże do siebie - Zaatakował mnie…

- Uspokój się - Szepnął mi do ucha - Już widziałaś nie jednego i nawet z nim walczyłaś.

Ciepły oddech na mojej szyi sprawił, że przeszedł mnie lekki dreszcz. Wzięłam głęboki wdech jednak po nim przeszedł mnie jeszcze jeden, tym razem nieprzyjemny.

- Dasz sobie radę. Jesteś w tym dobra - Uśmiechnął się - Nie jesteś sama.

Spojrzałam w jego czarne jak węgiel oczy z niemałym wyrzutem. Jakim prawem nazywał mnie tchórzem?! Może to on był tym kimś, za kogo nie chciał się podawać? Stwierdził, że jeśli kogoś innego przywdzieje własnymi obawami stanie się przed samym sobą kimś lepszym. Son Gohan nigdy by czegoś takiego mi nie zrobił. Potrzebował oparcia? Miałam przed nosem tylko dwie możliwości - poddać się i sprawić radość młodemu i przestraszonemu pół Saiyanowi bądź zignorować całe to zajście śmiejąc się z niego. Największym nietaktem byłoby powiedzieć to na głos, pokazać palcem. Vegeta zrobiłby to bez zastanowienia. Mnie los obciążył większą inteligencją. Potrafiłam rozważyć wszystkie możliwe wyjścia włącznie z jej skutkami. Wiadome, nie zawsze wybierałam te słuszne. W większości zależało to od mojego humoru.

Zmrużyłam oczy ściągając przy tym usta. Chciałam dać mu do zrozumienia, że nie podoba mi się to, do czego zmierzał. Odtrąciłam dłoń a po chwili na mojej twarzy pojawił się grymas, wcale nie przypominał uśmiechu. Książę tym razem otworzył drzwi za pomocą klamki. Cywilizowany sposób, jak najbardziej. Jemu chodziło o dyskrecję. Jeśli to, co mówiłam jest prawdą chciał zaskoczyć nieproszonych gości swoją obecnością. Kiedy tylko to uczynił energia mieszkańców podziemi była wręcz namacalna? Czuć było, że jest ich strasznie dużo. Potrafiłam nawet podzielić ich na grupy. Tak jak wcześniej zauważyliśmy. W sumie ja do tego doszłam. Były dwa rodzaje energii życiowej. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Czułam, że niebawem rozwikłam tę paskudną tajemnicę.

Kolejno weszliśmy do środka starając się by być najlepiej przygotowany na wszelkie ewentualności. To miało być piekło. W tym miejscu musiało powstać ogromne cmentarzysko. Mieliśmy tylko nadzieję, że żadne z nas nie podzieli losu kreatur pokrytych łuskami. Nim się spostrzegliśmy korytarz zaprowadził mnie i trzech ostatnich wojowników na Ziemi do ogromnego pomieszczenia, które wznosiło się ku górze jak i opadało w głąb ziemi.

Gdzie okiem nie sięgnąć piętrzyły się „balkony” wyciosane w kamieniu i glinie z szarymi istotami, które potwornie ujadały. Dźwięk niemal paraliżował, nie należał do przyjemnych. Od samego patrzenia człowiekowi robiło się niedobrze.

- Tafadhali, tafadhali, tafadhali - Usłyszeliśmy za sobą głos - Ambao na sisi hapa?

W mgnieniu oka Son Goku zesztywniał niczym struna bacznie obserwując nowo przybyłych. Vegeta zacisnął pięści, starał się kontrolować swoją moc. Naprawdę, byłam zdumiona jego postawą.

Widziałam ją wcześniej… Ta kobieta… To ją spotkałam przy kraterze!

- Ty! - Wskazałam na nią palcem - Mówisz po naszemu!

Spojrzała na mnie swoimi gadzimi oczami prawdopodobnie próbując odnaleźć moją twarz w swoich wspomnieniach.

- Nigdy mnie nie widziałaś - Oszczędziłam jej czasu - Ja ciebie owszem. Byłaś z kimś i ktoś przerwał waszą rozmowę.

- Podsłuchiwałaś? - Odpowiedziała po dłuższej ciszy.

Zapytała powoli jakby ciężko było jej dobierać słowa, albo by była dobrze zrozumiana. Nie wiedziałam tego na pewno. Saiyanie spojrzeli sobie w oczy z nieskrywanym niedowierzaniem. Kiedy sięgali wzrokiem moją osobę nie zaszczyciłam ich swoim. Było pewne, że nie są źli gdyż złamałam ich zakazy i wtargnęłam na czarne ziemie, ale wieści o podsłuchiwaniu? Tego było dla nich za wiele. Tylko Son Goten nie był zaskoczony. Oczywiście nie mógłby, ale gdyby chciał starałby się, choć trochę okazać takie a nie inne uczucia. Tego dnia też tam był, również złamał zakaz. Chwilę później, gdy nasze spojrzenia się spotkały dostrzegłam nie małe zakłopotanie. Na pewno wiedział, że coś wiem.

- Nie - Odrzekłam twardo - Znalazłam się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. To wszystko.

Zamyśliłam się na chwilę obserwując tę kobietę oraz trzech mężczyzn stojących tuż za nią. Zaciskała pięści. Palce zakończone długimi, czarnymi szponami wyglądały na upiornie niebezpiecznie.

- Chociaż dobrze się stało, bo zapewne nie byłoby nas tu w tej chwili - Dodałam po krótkiej ciszy.

Długowłosa nie tylko się zdenerwowała, ale również ni próbowała tego w żaden sposób zatuszować.

- Nie sądziłam, że kiedykolwiek spotkam w tym miejscu jakiegoś wojownika- Zachichotała wciąż się denerwując - Ludzka postać nie ma tu prawa wstępu.

Rozejrzałam się ponownie po olbrzymim foyer, kiedy spojrzałam w górę dostrzegłam niewielkie światło na samej górze. Szturchnęłam Trunksa łokciem, następnie ruchem głowy wskazałam swoje odkrycie.

- Tu - Podniósł palec wskazujący ku górze - Macie drugie wejście?

Choć sami nie odpowiedzieli zrobiły to za nich ich twarze. Nagle zrobiło się niesamowicie cicho. Nie byłam pewna, co się stało jednak głuche pomieszczenie wydało mi się szalenie niebezpieczne.

- Padnij! - Krzyknął książę powalając przy tym mnie na ziemię.

Zaskoczona i zdezorientowana spojrzałam na niego z wyrzutem. Oczywiście zignorował go, podniósł się niczym oparzony. Nie będąc jeszcze świadoma powoli wstałam przesuwając wzrok w kierunku, w którym oczy wojowników były zwrócone.

- Zanim się pozabijamy - Wtrącił Son Goku - Chcielibyśmy usłyszeć waszą historię. Co was sprowadza na naszą planetę?

Usłyszałam śmiech: chrapliwy i szyderczy. Odwróciłam się i dostrzegłam kolejnego łuskowca.

- Wybaczcie nam nasze maniery - Jego gruby i donośny głos poniósł się echem odbijając się od kamiennych ścian - Nie często mamy gości, zwłaszcza tych nieproszonych - Adris - Wyciągnął dłoń.

Kiedy kobieta ruszyła w jego stronę i pochwyciła jego szponiastą dłoń zrozumiałam, że tak właśnie ma na imię. Za nią ruszyło dwóch osiłków. Nowo przybyły był ich panem. W oczach płomiennowłosej dostrzec można było strach jak i potęgę. Nie bali się nas, bali się tylko tego jednego. Kim zatem był? Czy powinniśmy się faktycznie jego obawiać?

- Zapewne chcielibyście usłyszeć, z kim macie do czynienia - Zaczął powoli głaszcząc kobiecą dłoń - Otóż pochodzimy, a raczej pochodziliśmy z odległej zachodniej galaktyki.

- Planeta? - Warknął Vegeta chcąc w końcu dowiedzieć się skąd pochodzą intruzi.

- Quartz.

- Niemożliwe! - Prychnął - Protektorzy nie potrafią walczyć. Są całkowicie bezsilni.

Byłam zdumiona, kiedy książę z taką łatwością odgadł ich rasę. Znał ich? Dlaczego więc nie rozpoznał ich od razu? Czyżby nie był pewien?

- Widzę, że już nie muszę się dalej przedstawiać - Ton tego wysoko postawionego Protektora był nad wyraz spokojny - Owszem, rodzimi mieszkańcy są słabi. Nie raz inne rasy posługiwali się nami, jako tanią siłą roboczą - Zamyślił się na chwilę - W sumie do tej pory większość z nas jest robotnikami.

- Dlatego tamten się nie bronił! - Odpowiedziałam sobie samej - Kim zatem są wojownicy?

Moja cierpliwość powoli sięgała zenitu. Adris spojrzała na mnie oschle wykrzywiając w niesmaku usta bez warg. Teraz, kiedy miałam okazję się im przyjrzeć dostrzegłam parę cech wyglądu. Na łokciach wystawały wykrzywione kolce przypominające małe płetwy. Ich odzienie raczej przypominało stertę szmat i płóciennych chust. Niektórzy mieli je ubłocone i obdarte.

- Jestem Pheres - Oświadczył dostojnie - Ale to chyba bez znaczenia.

- Owszem - Warknął Vegeta najwyraźniej mając ochotę na małe mordobicie - Po co tracić czas na czcze gadanie, kiedy walka czeka.

Protektor, który uważany był za głowę ludu roześmiał się. Nie potrafiliśmy pojąć, dlaczego. Byliśmy śmiertelnie poważni, a on najzwyczajniej w świecie się z nas naśmiewał. Pewnie gdyby był w innych okolicznościach padłby na ziemię turlając to w jedną, to w drugą stronę. „Brata” zirytowała ta postawa. Nie powiem, mnie również drażnił Pheres. Traktował nas niczym ścierwo. My, Saiyanie z krwi i kości nie potrafiliśmy ścierpieć takiego grubiaństwa, choć sami także do tego się uciekaliśmy. Zacisnęłam pięści a wraz z nimi zęby. Tak bardzo pragnęłam mu przyłożyć, że niekontrolowanie podniosłam poziom swojej mocy nie bacząc na konsekwencje.

- Uspokójcie się! - Son Goku powoli podchodząc chwycił mnie za ramię - Chyba nie chcecie…

Tępo spojrzałam na lewo gdzie Son Goten również kipiał ze złości i tym razem nie panował nad swoimi emocjami. To, że ja poniekąd postradałam zmysły dając się możliwie pokroić cieniom można było zrozumieć, ale on? Już sama obecność w tym miejscu i tym czasie oznaczała, że brakuje mi jednej z klepek. Brunet przecież stracił bliskich, więc wiedział, jak bardzo jest szalonym posunięciem nie kontrolowanie swoich mocy. Ściągając usta przeniosłam wzrok na naszych nieprzyjaciół. Goryle Adris byli gotowi do skoku, stali napięci niczym struny. Zapach walki zaczął unosić się w powietrzu. Ponownie dało się słyszeć zawodzenie stworów usadowionych na tych wszystkich antresolach otaczających nas z każdej strony. Zdecydowana większość była bezradna wobec naszej czwórki jednak wśród tych maleńkich istot dało się czuć potężne energie, które mogłyby nam dokopać, choć niekoniecznie. Najbardziej obawiać się mogliśmy cieni, których nigdzie nie było widać. Czyżby Protektorzy i wciąż nieznane nam mroczne smugi śmierci byli zupełnie innymi istotami, czy też może jedną i tą samą nacją?

Nie zastanawiając się dłużej przyjęłam pozycję obronną czekając na atak.. Powietrze było przesycone wrogimi spojrzeniami. Son Goku czując moje ponowne narastające napięcie wyciągnął rękę ku mnie pokazując tym samym bym się nie ruszała z miejsca.

- Jeśli mamy już walczyć to może wyznaczymy jakieś reguły? - Zaproponował - Wyznacz wojowników, którzy zmierzą się z naszą czwórką.

- Jeżeli pokonacie każdego naszego wojownika - Pheres uśmiechnął się chytrze - To się zgadzam.

- Jeden na jednego - Ton Saiyana był nieustępliwy - Wojownik, który pokona przeciwnika toczy kolejną walkę z następnym i tak aż do końca.

Łuskowiec przez chwilę milczał rozmyślając nad propozycją, po czym oświadczył:

- Zgoda. Oby jeden z naszych nie rozerwał na strzępy każdego z was - Zaśmiał się grubiańsko.

Płomiennowłosa zawtórowała mu w teatralnym geście zasłaniając usta jedną dłonią. W chwilę później jeden z goryli, ten po prawicy Adris wyszedł przed szereg.

- Hebu kupambana - powiedział wyciągając szyję przed siebie.

- Co on powiedział?- Zapytałam pospiesznie.

- Byście zaczęli walczyć.

Po krótkiej i ostrej wymianie zdań, niejednogłośnie zdecydowaliśmy, że jako pierwszy na “ring” wyjdzie Vegeta. Jego ręce płonęły. Miał ochotę zedrzeć trochę kostek. Ta walka należała do niego.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.