Opowiadanie
Dragon Ball - Saiyan Princess
78. Absencje pamięciowe
Autor: | Killall |
---|---|
Serie: | Dragon Ball, saga: Kosmiczni przeciwnicy |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2015-09-01 08:00:11 |
Aktualizowany: | 2015-08-21 20:15:11 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Historia całkowicie jest dziełem Killall.
Stałam przed gotową machiną przeznaczoną do lotów w kosmos. Pogoda była idealna. Na niebie nie było ani jednej zabłąkanej chmurki, a ciepły wiatr delikatnie muskał skórę. Tak jak przypuszczałam Bulma spisała się rewelacyjnie. Dopracowany był nawet najdrobniejszy szczegół. Na samym środku jajowatej maszynerii w kolorach bieli i ecru widniał gigantyczny znak firmy - Capsule Corporation.
Co prawda nie robiła takiego piorunującego wrażenia jak statki Freezera, jednak na nic lepszego nie można było sobie pozwolić posiadając ziemskie zasoby. Ku mojemu jakże ogromnym zdumieniu kobieta zainstalowała w środku nie tylko siłownię z polem grawitacyjnym, ale także pomieszczenie ambulatoryjne z tak dobrze mi znanym zbiornikiem do leczenia ciężkiego stanu ciała. Nie mogłam się napatrzeć.
Teraz, gdy czekałam na załogę zastanawiałam się, co takiego mogłoby się przydarzyć podczas tej podróży. Wiedziałam, że jest trochę za późno, jednak za nic w świecie nie miałam zamiaru z niej rezygnować. W każdym bądź razie musiałam obiecać Bulmie, że nie zboczymy z obranego kursu i broń boże nie wyłączę autopilota, który ma nas zaprowadzić prosto do celu - według danych w czarnej skrzynce. Oczywiście musiałam też przysiąść, że wrócimy cali i zdrowi. Pierwszej obietnicy mogłam dotrzymać, wszak nie interesowały mnie inne ciała niebieskie i skrywane przez nie tajemnice. Liczyła się tylko Vitani i jej mieszkańcy. Co do drugiej miałam tylko nadzieję, że tak właśnie będzie.
- W środku przygotowane są dla was stroje, a także zbroje na wzór tych, które tak lubicie z Vegetą - Oświadczyła dumnie niebieskooka kobieta przystając obok.
- To nie to, że je tak lubimy - Odparłam - Są praktyczne, niemal niezniszczalne. Do tego są niczym druga skóra, co sprawia, że jesteśmy opancerzeni i nic nam nie spowalnia ruchów.
Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, podziękowałam cicho. Tak, Bulma była nieoceniona. W chwilę po tym w ogrodzie wylądował latający samochód z C18 i Kuririnem na pokładzie. Jak widać kobieta nie zmieniła zdania i postanowiła nam towarzyszyć. Goście zamienili kilka uprzejmych zdań z gospodarzem kobietą. W końcu, gdy mężczyzna zauważył sporych gabarytów pojazd kosmiczny zaczął go podziwiać z rozdziawionymi ustami. Jego fascynacja przewyższała moją. Zaczął głośno wspominać dzień, w którym podobną machiną wyruszył na Nameck w poszukiwaniu kryształowych kul by wskrzesić przyjaciół po walce z Vegetą i Nappą. Wtedy byłam po stronie Saiyan i życzyłam im wszystkiego najlepszego. Swojemu bratu i ojcu Natto, mojego przyjaciela. Czy wtedy stanęłabym po stronie obecnych towarzyszy? Za pewne nie.
Mogłabym długo słuchać opowieści byłego mnicha gdyby nie fakt, że zawitali do nas kolejni goście w postaci Szatana i Gohana. Ten drugi najwyraźniej pożegnał się z matką wcześniej by oszczędzić sobie scen rozgoryczenia wśród widowni. Z Chi-Chi nigdy nie było wiadomo czy będzie płakać czy będzie miała zamiar wszystkich pozabijać. W nieuprzejmy sposób oddaliłam się od łysego wojownika do nowo przybyłych. Nameckanin prawie niewidocznie skinął do mnie głową nie zdradzając żadnych emocji. Czasem zastanawiałam się czy on w ogóle jakieś posiadał, jednak Gohan zapewniał mnie, że jest inaczej. Traktował go jak przyjaciela i mógłby oddać za niego rękę, czy inną kończynę.
- Miej na oku Bulmę - Rzekłam - Na Vegetę także, jak już go wskrzesisz. I proszę, uważaj by nic mu do łba nie strzeliło. Jest taki porywczy.
- Tym bardziej, że za niedługo Bulma ma rodzić - Zauważył Son Gohan.
- Masz jak w banku - Odparł bez entuzjazmu.
Mnie to wystarczało. Uważałam, że pozostawiam wszystko pod kontrolą.
Przed samym odlotem Bulma się wzruszyła mierzwiąc przy tym moje włosy. Sama chętnie by z nami ruszyła w podróż, jednak stan jej na to nie pozwalał. Zostaliśmy też pożegnani dość ciepło. Życzono nam szybkiego powrotu do domu. Aż mnie mdliło…
Na pokładzie każde z nas miało swoją sypialnie z łazienką. Wspólna była kuchnia, salon jadalnia czy ambulatorium. Jednak dla indywidualnych potrzeb Brief skonstruowała aż trzy sale treningowe o różnych funkcjach. Oczywiście, w każdej zainstalowano pole grawitacyjne. Pierwsza sala była pusta, to też łatwo było się domyśleć, że w niej mogliśmy odbywać sparingi. Druga zawierała przyrządy do ćwiczeń będących standardowym wyposażeniem na Ziemi. Wiadome, dla nas były za lekkie toteż machina grawitacyjna miała sprawić, że każde hantle stracą swoją wagę piórkową. Ostatnia sala była odzwierciedleniem tej, w której zwykł ćwiczyć Vegeta. Tu przystanęłam na chwilę wyobrażając sobie jak książę wywija salta robiąc uniki przed palącymi laserami małych robocików konstrukcji ojca Bulmy. Wszystkie pomieszczenia były wykonane w ten sam surowy sposób - białe ściany, czerwone podłogi. Ale czy miało się nam tu żyć jak w bajce? Mieliśmy tylko dotrzeć do celu, wykonać misję i wrócić do domu - szczęśliwie. Na pokładzie każde z nas miało swoją sypialnie z łazienką. Wspólna była kuchnia czy ambulatorium. Na tę myśl się uśmiechnęłam. Już nie smucił mnie fakt śmierci Vegety, wszak miał niebawem być sprowadzony do żywych.
- No, no - Klasnęła w dłonie kobieta - Ta Bulma zna się na rzeczy.
- Żebyś wiedziała - Potaknęłam - Pamiętasz Trunksa?
Blondynka na chwilę się zamyśliła wracając wspomnieniami do minionych lat. Do czasów, w których posiadała jeszcze bombę.
- Ten niebieskooki młodzieniec - Rzekła raczej do siebie - Pamiętam, był odważny. Czy jej syn nie wygląda identycznie?
- Przybył z przyszłości ostrzec nas przed wami - Tobą i Siedemnastym. Wehikuł oczywiście wykonała jego matka - Bulma.
- Co ty nie powiesz? - Było widać jej podziw - Dorównuje doktorkowi nie ma, co.
- Yhy - Poparłam - W końcu to ona naprawiła C16.
- Szesnastka - Niebieskooka jakby posmutniała - Był dziwny, ale nieoceniony. Starszy model.
- Mogłabyś już nie mówić w kategoriach mechanicznych? Dla mnie jesteś jak człowiek, z resztą masz dużo z człowieka. Po prostu bądź tym człowiekiem! - Warknęłam - Tamte czasy odeszły i masz szansę żyć jak każdy.
Spojrzałam na nią i miałam wrażenie, że wspomnienia z przed lat jakby przed nią stanęły. Przypomniałam jej jak to się wszystko zaczęło, a przecież teraz miało być lepiej, prawda? Choć musiałam przyznać, że wolałam rozmawiać o minionych latach, a nie o ostatnich wydarzeniach. Dla mnie to był trudniejszy temat.
- To był jakiś ludzki odruch użalania się nad sobą - Skwitowała cierpko.
Minęło kilka dni. Na zmianę trenowaliśmy w różnych salach by wciąż się doskonalić. Z Gohanem nie potrafiliśmy gotować toteż Osiemnastka była do tego niemalże zmuszona, wszak wyruszyła z nami, jako niańka w oczach Bulmy. Oczywiście wymusiła na nas byśmy w tej sprawie trzymali gęby na kłódkę. Wciąż nie rozumiałam, czemu tak bardzo próbowała uchodzić z a zimną i nieprzystępną wredną sztukę skoro i tak było widać, że jest zainteresowana Kuririnem. Zbliżyli się do siebie. Coś na wzór przyjaźni między mną a Gohanem, z tą różnicą, że my nie ukrywaliśmy swojej natury. Byliśmy, jacy byliśmy i albo to nam pasowało albo nie. Nie powiem, co poniektórzy uważali, że powinnam się nieco pohamować w okazywaniu, kim jestem. Gdy odpoczywaliśmy w pomieszczeniu przypominającym ekskluzywną kuchnie po sytym obiedzie na statku rozbrzmiał donośny dźwięk z głośników. Po zerwaniu na równe nogi bacznie szukaliśmy źródła. Alarm? Coś się stało? Nic w oknach nie dało się dostrzec by nazwać to zagrożeniem. Otaczała nas tylko kosmiczna przestrzeń pełna miliarda gwiazd i pył.
- To chyba jakiś telefon - Oznajmił Gohan wybiegając w kierunku pomieszczenia z komputerem pokładowym - Bulma na pewno chciałaby się skontaktować z nami!
- Telefon? - Zdziwiłam się - A co to?
Zaczął się rozglądać, a po chwili dostrzegł migoczący czerwony duży kwadratowy przycisk pod niewielkich rozmiarów ekranem. Wcisnął go bez namysłu, a w niedługo po tym pojawił się obraz przedstawiający zdenerwowaną kobietę o niebieskich oczach w swoim laboratorium na Ziemi.
- Witaj Gohan - Wymusiła uśmiech - Wszystko w porządku?
- Tak jest, pani Bulmo - Oświadczył szczerym uśmiechem.
Podeszłam do niewielkiego obrazu kobiety mego brata bacznie obserwując, co się na nim znajduje. Była to wideokonferencja, której nie nazwałabym telefonem, jak to określił syn Goku. Czym właściwie był telefon? W domu Brief’ów aparat do rozmów wyglądał zupełnie inaczej, nie było tam obrazu. A to co teraz widziałam było czymś normalnym w moim świecie i nie nazywało się telefon, a połączenie… W ułamku sekundy dostrzegłam jak Bulma znika z ekranu zepchnięta przez rozwścieczonego księcia, która zaczynała wpadać w bordo.
- Saro! - Wrzasnął - Co ty do cholery jasnej wyprawiasz?! Czyś ty do reszty powariowała?!
Dźwięk wściekłego głosu Saiyana postawił wszystkich do pionu. Nie z wrażenia cofnęło, aż ogon stanął mi dęba przypominając napuszonego kota. Musiałam zacisnąć powieki by skupić się na tym, co wykrzykiwał wściekły mężczyzna. To było oczywiste, że się wkurzy, w końcu to nie byle Saiyanin. Son Gohan stał z przerażoną miną, zaś C18 wyglądała na niewzruszoną.
- Na łeb upadłaś? - Kontynuował - Coś ty sobie myślała? Że zrobisz sobie wycieczkę w pizdu w kosmos? Co? Pomyślałaś w ogóle, po co tam lecisz? - Walnął pięścią w blat - W ogóle to, kto wymyślił cały ten misterny plan? Syn tego pajaca?
Kiedy tak wrzeszczał wciąż się powtarzając i nie dając dojść mi do słowa w polu jego widzenia stanęła Osiemnastka i kiedy zorientował się, kim jest ta kobieta rozzłościł się chyba do granic wytrzymałości. Zaczął robić mi ogromne wywody, bo zabrałam ze sobą blaszaną puszkę - jak to określił, która kiedyś była gotowa zniszczyć całą planetę dla zabawy. Bądź, co bądź ludzie się zmieniali, prawda? Niegdyś sam był postrachem planety pragnąc ją zaorać a następnie przekazać Kosmicznej Organizacji Handlu i to wszystko bez mrugnięcia okiem.
- Zamknij się! - Krzyknęłam.
Książę osłupiał. Wpatrywał się we mnie zszokowany, lecz dało się dostrzec pulsującą żyłkę na skroni. Nastała cisza.
- To był mój pomysł - Zabrałam głos - Lecę bo chcę wiedzieć czy jestem wyleczona. Zabrałam ze sobą właśnie ich bo tylko oni są w stanie mi pomóc w razie jakichkolwiek komplikacji - Wymierzyłam palcem w ekran - A ciebie specjalnie kazałam wskrzesić później byś mi tego nie zabronił.
- Jak śmiesz? - Syknął.
- Nie zapominaj, że w moich żyłach płynie ta sama krew, bracie.
Nie czekając na odpowiedź Vegety spojrzałam na Gohana, który stał w osłupieniu. Nakazałam mu zerwać połączenie, lecz nim chłopak wcisnął guzik zawołałam:
- Bez odbioru.
Ku uldze naszych uszu nie usłyszeliśmy już żadnego dźwięku dochodzącego z Ziemi. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę Sali treningowej numer trzy.
- Ale mu dowaliłaś - Wyraziła się ni to obojętnie kobieta.
- Sam na jedno skinienie chciał niszczyć, a wszystko dla imperatora - Odrzekłam stojąc do niej plecami.
Po tych słowach wyszłam z kuchni udając niewzruszoną. Tak naprawdę cała się gotowałam i sama nie wiedziałam skąd znalazłam w sobie tyle opanowania by dopiec w kulturalny sposób Vegecie. Rozmowa z nim była zbędna. I tak wiedziałam, że zdania nie zmieni. Znałam swojego brata na tyle, by wiedzieć, że lada chwila mógłby wskoczyć w buty i kazać Bulmie przygotować dla niego kapsułę w trybie natychmiastowym oczywiście. Tylko patrzeć jak rusza w pościg byleby dosięgnąć mnie swoim książęcym gniewem.
Wieczorem zasiadłam przy sterach by poobserwować kosmos. Tylko tu okno na świat było duże, o ile nie ogromne. Dawno nie oglądałam kosmicznej otchłani. Niegdyś mieszkałam głównie na statku i gwiazdy, księżyce oraz planety były mi codziennością. Przez te parę lat na Ziemi zdążyłam zapomnieć, jaka widniała tu paleta barw. Westchnęłam. Nawet nie dostrzegłam, kiedy obok pojawił się Gohan pytając, co porabiam.
- Pierwszy i ostatni raz w kosmosie byłam przez Freezera - Westchnęłam - To nasuwa wspomnienia. Tyle lat…
- Na szczęście dziś nie jesteś pod niczyim obcasem - Uśmiechnął się do mnie - Jesteś tu z własnej woli. To dobrze, prawda?
- Wiesz? Nawet o tym nie pomyślałam - Zauważyłam nieznacznie się uśmiechając.
Son Gohan usiadł na drugim fotelu przy sterach również obserwując firmament. Wpatrywaliśmy się w niego z ciszą i niemal w skupieniu. Zapewne każde z nas myślało, o czym innym. Ja wspominałam, choć nie chętnie, lata spędzone na służbie w KOH.
- Chciałam z tobą porozmawiać - Oświadczyłam wciąż wpatrując się przed siebie.
Kątem oka dostrzegłam niespokojny ruch czarnookiego. Czymś się denerwował? Popołudniową gadką Vegety? Kto by się nim przejmował? Dużo krzyczy, bo wie, że daje mu to władzę. A może wciąż nachodziły go wspomnienia moich słów w Rajskim Pałacu?
- Bo wiesz… - Zawahałam się - Chciałam byś opowiedział mi co się wtedy wydarzyło. Pragnę usłyszeć, co robiłam, mówiłam i przede wszystkim, jakim cudem wróciłam.
- Trochę tego było - Zauważył niespokojnie - Od czego miałbym zacząć?
- Od początku? - Zasugerowałam - Od chwili, gdy zasnęłam. Mamy mnóstwo czasu.
Saiyanin spojrzał na komputer pokładowy, który informował o naszym przebiegu podróży. Lekko się uśmiechnął odczytując, iż nasz lot potrwa jeszcze dziesięć dni. Zaiste, mieliśmy nad wyraz sporo czasu. Rozmowę moglibyśmy nawet rozłożyć na raty.
- Więc. Każdą wolną chwilę spędzałem przy tobie widząc jak choroba postępuje - Opuścił głowę - Jak twoja skóra szarzeje. Nawet z tobą rozmawiałem. Starałem się ciebie uspokoić, kiedy miałaś konwulsje. To znaczy ja mówiłem, ty spałaś. Nie wiem, czemu czasem miałem wrażenie, że mnie rozumiesz.
Oniemiałam. Byłam zdumiona! Gdzieś w podświadomości dźwięczały mi słowa, które zapewne on do mnie wypowiadał. Słowa lekkie i dźwięczne jak wiatr, słodkie niczym miód. Czasem miałam wrażenie, że słyszę jego głos, lecz z oddali w bijącym echu. Pomijałam fakt, że głos Yonana był niczym młot pneumatyczny, który odbijał wszystko inne, zmuszając mnie do przyprowadzenia mu mojego brata.
- Najgorsza jednak była twoja przemiana - Dodał po chwili - Za każdym razem, gdy twoja skóra szarzała reagowałaś krzykiem i atakami drgawek.
- Ja… Słyszałam - Stęknęłam zdumiona.
Nie miałam bladego pojęcia, co mogłabym mu powiedzieć. Że się cieszę? Że to miłe z jego strony? Że dziękuję za to, że przy mnie był? Jakoś nie umiałam wyrazić tego słowami. Najzwyczajniej się uśmiechnęłam.
- Naprawdę? - Otrzeźwił się - Pamiętasz?
- Co prawda przez mgłę, później był już tylko ten wypłosz - Burknęłam wspominając Vitanijczyka.
- Jest mi przykro, że nie było mnie z tobą tamtego dnia - Zmarkotniał - Że nie dostrzegłem iż zniknęłaś. Gdybym wtedy postawił się matce po treningu nie ruszyłabyś do miasta, a przynajmniej nie sama.
- Gohan! Nie mów tak! - Szarpnęłam go za ramię - A gdyby oboje nas przemienił? Albo tylko ciebie? Co wtedy?
Na samą myśl, że obwinia siebie przeszedł mnie dreszcz. Jeszcze chwila a zdenerwowałabym się. Jak on w ogóle mógł siebie o to obwiniać?! Chyba mi nie miał zamiaru powiedzieć, że tak było od chwili, gdy to się stało. Przecież się zadręczał!
- O tym nie pomyślałem - Zauważył - Postąpiłabyś jak ja?
- A jak postąpiłeś? - Zapytałam nie będąc pewna odpowiedzi.
Chłopak odtwarzał zdarzenia jak ciężko mu było ze mną walczyć, jak bardzo starał się mnie nie skrzywdzić, gdy atakowałam go niczym krwiożercza bestia. Jak szydziłam z niego i jego przyjaciół i jak próbowałam zabić każdego, kto choć raz stanął mi na drodze. Najpodlejsze jednak było to, że chciałam go zmusić do walki poprzez eliminowanie wojowników. Było widać, że moje ego pod wpływem wirusa znacznie wzrosło. W większości przypadków zachowałabym się identycznie, lecz tylko w stosunku do wroga, a jak się wydawało Gohana traktowałam właśnie jak przeciwnika najwyższej rangi.
Byłam pewna, że gdybym to ja była na jego miejscu po upływie czasu nie wahałabym się go zabić. Wiedziałam, że kryształowe kule zwrócą mu życie. Ale czy musiałam mu o tym mówić? Nie chcąc odpowiadać na zadane parę minut wcześniej pytanie spojrzałam w bok.
- Chciałbym wiedzieć co się z tobą działo gdy dostawałaś ataku migreny - Przejął pałeczkę - Jakie tobą targały myśli? Miałem wrażenie, że walczysz sama ze sobą. Dobra strona z mroczną. Temu właśnie nie mogłem cię zabić. Wiedziałem, że tam jesteś i próbujesz się wydostać. Chciałem ci pomóc za wszelką cenę.
- Masz rację - potaknęłam - Były takie momenty. Mam przebłyski świadomości! - Ożywiona podniosłam się z fotela - Dostrzegam ciebie, ale niewyraźnie, jakbym miała mgłę przed oczami. Coś do mnie krzyczysz, ale nie jestem w stanie zrozumieć, bo głosy rozsadzają mi głowę! To było potworne.
Na samo wspomnienie przeszył mnie lodowaty dreszcz. Pamiętałam, że ogarniał mnie zewsząd mrok i gdzieś tam w oddali jaśniał punkt, w którym teraz rozpoznawałam przyjaciela. Ten jednak zanikał, aż w końcu zgasł. I tyle pamiętałam.
- Mam jeszcze tylko jedno pytanie - Rzekłam opadając bezwładnie na krzesło - Chciałabym byś mi powiedział co się stało… Jakim cudem uwolniłam się spod narkotyku. To musiał być jakiś impuls! - Poruszyłam się niespokojnie - Mówiliście, że tylko śmierć moja lub Yonana mogła odczynić czar.
Tak przecież się nie stało. Doskonale pamiętałam, że własnymi rękoma uśmierciłam bydlaka i wcale nie byłam pod jego obcasem. Syn Goku spojrzał na mnie wielkimi oczyma jakbym żądała odpowiedzi na niemożliwe. Zaniemówił.
- Powiedz mi! - Byłam kategoryczna - Nie jestem aż tak zajebistą istotą by wszystkiego dokonać samej, więc słucham.
Właśnie powiedziałam głośno, że nie jestem super Saiyanką, a przecież właśnie tak uważałam, jednak sam powrót do świata normalnych wydawał mi się nazbyt cudowny.
- Bo widzisz… - Zastanowił się chwilę - Wtedy złamałaś mi żebro, rana otwarta. Potem coś cię tchnęło i powiedziałaś, że właśnie mnie zabiłaś.
- Tak powiedziałam? - Zamyśliłam się - Musiałam tak powiedzieć. Przecież ona by ci tego nie oznajmiła.
- Wiem Saro. Ty byś z własnej woli mnie nie zabiła.
- Ale… - Co było potem?
- Potem? - Czarnooki pobladł, a chwilę później poczerwieniał - Potem ktoś krzyknął, że Vegeta nie żyje i oszalałaś.
- Nie kłam - Burknęłam widząc, że nie mówi mi całej prawdy - To znaczy mówisz prawdę, ale coś przede mną ukrywasz.
Wiedziałam, że coś jest nie tak, tylko nie wiedziałam, co. Nie miałam spójnych wspomnień.
- Zrozum, to dla mnie ważne, Gohan. Te absencje w pamięci nie dają mi po nocach spać. Poza tym od tamtego dnia jesteś inny. Ja też jestem inna.
Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Miałam serdecznie dość nie wiedzy, luk i niezrozumiałych spojrzeń. Teraz miałam okazję wszystko poskładać w jakąś sensowną całość - każdy przebłysk świadomości wyrywającej się ze szpon paskudnego zielska. Chłopak przełknął ślinę patrząc na mnie jakbym gryzła. Co było takie straszne?
- Nie umiem tego wyjaśnić - Szepnął - Wszystko jakby stanęło w miejscu. Nie chciałem byś odeszła, choć to ja umierałem - Westchnął spoglądając na chwilę w sufit - W tamtej chwili potrzebowałem ciebie tak bardzo jak chyba nikogo wcześniej. Nigdy nie czułem się podobnie.
W milczeniu słuchałam jego głosu próbując sięgnąć pamięcią w tamten wieczór. Niemal połykałam jego słowa by żadnego nie przegapić.
- Ty…
- Co ja? - Wyrwało mi się.
W napięciu zaglądałam w jego czarne oczy. Niespokojnie poruszyłam końcem ogona. Ta chwila jakby trwała wieczność.
- … Pocałowałaś mnie, potem Vegeta umarł.
Tym razem to nie on, lecz ja wybałuszyłam oczy. Przed nimi pojawił się obraz rzekomej sytuacji i to nieznane uczucie, o którym wspominał chłopak. I mnie w tamtej chwili dopadła chęć posiadania go przy sobie.
[…]Zaglądali sobie w oczy, a on z uporem nie chciał przestać na nią spoglądać. Jeśli miał umrzeć tu i teraz nie chciał stracić jej z oczu. Dziewczyna niespokojnie drgnęła nie odrywając dłoni od jego nagiego brzucha. Poczuła ciepłą ciecz na palcach. Spojrzała na nią tylko raz, bo w jakiś magiczny sposób nie mogła oderwać od niego wzroku. Upadł na ziemię, a księżniczka wciąż przy nim trwała[…]
I teraz jakby wszystko nabrało sensu. Temu pocałował mnie w czoło Gdy miałam depresję, martwił się o mnie, starał się poprawiać nastrój. Niemal był stanąć na głowie by mi dogodzić. Nawet teraz! Spinał się i czerwienił. Ja to wszystko zapoczątkowałam? Nawet nie będąc świadoma zaistniałych sytuacji. Ale ja…
[…]Nachyliła się nad nim a chwilę później przykładała swoje usta do jego. Pocałunek przepraszający? Nie umiała sobie tego wytłumaczyć, to był impuls. Ale fala gorąca, jaka ją ogarnęła była nie do opisania. Czuła się tak, po raz pierwszy w życiu. Myślała, że odpływa[…]
Niedawno pocałowałam go w policzek… Czy to źle? Nie zrobiłam tego złośliwie. Tak po prostu…
- Pamiętam coś - Wydukałam cicho.
Powoli podniosłam się z siedziska próbując sobie wszystko poukładać, ale jednak był to nadmiar informacji. Nie wymawiając ani jednego słowa wybiegłam z pomieszczenia kierując się do swojej sypialni szczelnie zamykając ją za sobą. Zostawiłam Gohana samemu sobie za pewne z nie lada burzą myśli, jednak w tej chwili przejmowałam się swoją głową.
Dreptałam z jednego końca pokoju na drugi starając się wszystko pojąć. W końcu stanęłam na samym środku. Moje zachowanie nie było podobne do żadnego, jakie znałam. Doprawdy nie umiałam się teraz zachować! Ja… Zawstydził mnie fakt zaistniałej sytuacji, która miała miejsce niemal miesiąc temu, ale mimo to spaliłam się, on również. Czy jemu czasem nie było trudniej? Ja przez długi czas żyłam w nieświadomości, a on ukrywał się z obawy jak zareaguję. I słusznie, bo moja reakcja była rewelacyjna. Zostawiłam go tam samego bez słowa wyjaśnienia. Zupełnie nic. Prawdopodobnie zraniłam swojego przyjaciela.
Wzięłam trzy głębokie wdechy postanawiając wrócić na mostek i dokończyć rozmowę. Na miejscu okazało się, że nikogo nie zastałam, wszak minęła od tamtego czasu jakaś godzina. Podeszłam, więc do szyby spoglądając na ferie barw kosmosu. Kiedy dostrzegłam w nim swoje odbicie zdałam sobie sprawę, że zachowałam się jak dupek. Chyba jeszcze nigdy nie pomyślałam tak o samej sobie. To musiał być przełom. Z natury byłam wredna. Odczekałam chwilę i pognałam do jego kajuty, nie pukając wtargnęłam do środka zastając go leżącego głową w poduszce. Miał na sobie krótkie czarne szorty, za to jego tors nie zdobiło żadne odzienie. Pohamowałam płomień kwitnący na twarzy.
- Gohan! - Wyszeptałam - Przepraszam, to wszystko…
- Daj spokój - Wychrypiał w poduszkę - Rozumiem.
- Naprawdę? - Na mojej twarzy odmalował się uśmiech - To Super! Jesteśmy przyjaciółmi i nie chcę tego niszczyć.
Podeszłam parę kroków bliżej, gdy w tym czasie chłopak podniósł się siadając na skraju łóżka. Zaprosił mnie do siebie dwoma klepnięciami w kołdrę. Usiadłam sztywno wpatrując się w swoje buty. Chłopak objął mnie ramieniem z delikatnym życzliwym półuśmieszkiem.
- Cieszę się, że między nami wszystko porządku - Rzekł cicho.
- Wszystko gra - Rzuciłam mrużąc oczy - Trzymamy się razem.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.