Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

80.Legenda Vitani

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball, saga: Kosmiczni przeciwnicy
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2016-09-07 23:16:32
Aktualizowany:2016-09-07 23:16:32


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Stojąc w mroku tylko przy świetle niewielkiej pochodni próbowaliśmy zrozumieć co mówią tubylcy, niemalże nasi rówieśnicy. Napływ informacji niebywałych z resztą nie mieścił nam się w głowie.

- Czekaj, czekaj - Pokręciłam głową z niedowierzania - Na jakiej podstawie twierdzisz, że was ocalę? Od czego? - Wymachiwałam rękoma jak oszalała - Nie przyleciałam takiego kawału czasu by ratować Vitanijczyków, a siebie!

Białowłosy chłopak westchnął łapiąc rękę towarzyszki.

- Oni nam nie pomogą, Iset - odparł odwracając się do niej.

Otóż od dziecka rodzice opowiadali im w tajemnicy przed Starszymi, że pewnego dnia, ktoś złamie urok przeklętej rośliny, która zniewala ich ludzi. Będzie to ktoś obcy, potężna istota o czerwonych oczach jak insibo jednak nikt nie będzie w stanie nią kierować. Nie będzie niczyją własnością. Wiadome będzie, że przybył po odtrutkę, której nikt nie zna.

Ja to tak rozumiałam, ale osoba potężna? Jestem silna, ale żeby niezwyciężona? I jeszcze jedna ważna informacja…

Będzie musiał się spieszyć gdyż wkrótce jak każdy zniewolony, zamieni się w kamień.

- Mam rozumieć, że wkrótce podzielę los tych posągów?! - Przeraziłam się - Te posągi w krypcie to prawdziwe istoty?

- Ale jak to? - Zamyślił się Gohan - Nie wiecie czym jest odtrutka? Skąd ma to Sara wiedzieć?

Białowłosa przecząco pokręciła głową. Ich rodzice także tam byli i czekali na ocalenie. Jego matka, niegdyś głowa ludu i jej ojciec - zakochany w matce Tima.

- Rodzice mówili, że niegdyś lyang dosięgał tylko zwyrodnialców, toteż wszystkim było to na rękę, że znikali jako piaskowce - dopowiedziała Iset - Póki moja matka nie stała się jedną z nich tylko dlatego, że przeciwstawiła się Starszym - Zmarkotniała - Nikt później nie chciał by go to spotkało.

- A czemu twoja matka została skazana? - Zainteresował się Son Gohan.

- Jej siostra nie była prawa, wstawiła się za nią lecz było za późno. Zamieniło ją w kamień a Starszyzna zniszczyła jej posąg - W oczach Iset pojawiły się łzy - Moja matka oszalała i zaczęła buntować lud by legenda stała się prawdziwa…

- To ma być przestroga dla tych co ośmielili się przeciwstawili się prawu - Dodał chłopak.

- O rany - westchnęłam - A myślałam, że nie ma gorszych od Changelingów. Myliłam się.

Dowiedzieliśmy się, że posągi składowane są w podziemiach gdyż za dnia jest bardzo gorąco, a to sprawia, że się kruszą, a to wszystko z „dobroci” Starszych. By inni mogli się za nich modlić o łaskę od ich pana Echulusa, a gdy nadejdzie dzień powstanie smok i spali posągi, a te które nie spłoną ożyją, będą zbawione.

Minusem jest to, że smoki wyginęły wieki temu, a po nich został tylko artefakt, który został zniszczony.

- O boże! - Jęknęłam - Karmią was samymi legendami!

- U was nie ma żadnych legend? - Zdziwiła się Iset.

- Oh była jedna, ale już nie jest - Machnęłam ręką - Legendarny Super Wojownik. Okazuje się, że przy odrobiny pracy każdy może nim zostać. Na Ziemi też macie legendy?

- Oh Saro i to sporo. Legend i mitów z różnych kultur.

Przestąpiłam z nogi na nogę lekko się niecierpliwiąc.

- Czyli co? - Wróciłam do tematu - Pozostaje mi torturować starców by wyjawili mi sekret kamieni? A ile nam, to znaczy mi zostało czasu by ewentualnie się w niego nie zamienić?


***


Młodzi mieszkańcy pozwolili nam przenocować u siebie gdyż nasz statek był gdzieś daleko w dodatku w takich ciemnościach moglibyśmy go szukać w nieskończoność. Mieliśmy nadzieję, że tam właśnie udała się Osiemnastka. O świcie bądź przebudzeniu mieliśmy sprawdzić czy ją tam zastaniemy.

- Jak myślisz? - Szepnęłam do przyjaciela gdy już leżeliśmy - Jest na to odtrutka?

- Mam taką nadzieję - Odparł cicho - Ty też ją miej. Nie możesz zamienić się w posąg!

- Przynajmniej nie będę sprawiać kłopotów - Zaśmiałam się cicho.

Ból głowy nastąpił w nocy uniemożliwiając mi sen. Czy były to objawy zamieniania się w bryłę piasku czy też ponownej chęci mordu? Męczarnie przechodziłam w ciszy mocno zaciskając szczękę. Miałam wrażenie, że zęby posypią mi się jak proszek. Momotami nie brałam powietrza byleby nie zbudzić śpiącego Gohana. Poza tym oboje byliśmy tu nielegalnie. Gdyby Starsi się dowiedzieli, że ci dwoje nas przenocowali skończyliby jak ich rodzice.

Obudziło mnie szarpnięcie. Po otwarciu oczu dostrzegłam rozmazanego przyjaciela. Przetarłam zmęczone oczy, chłopak był zatroskany.

- Stało się coś? - Ziewnęłam na wpół przytomna.

- Jest już późne popołudnie - Mruknął - Nie mogłem cię dobudzić.

Na te słowa oprzytomniałam. Nie mogłam uwierzyć. I plany poszły w łeb! Z samego rana mieliśmy sprawdzić pojazd kosmiczny, a tak… Już dawno mogło jej tam nie być.

- Dlaczego mnie nie obudziłeś? - Zapytałam z wyrzutem.

- Bo się nie dało! - Krzyknął urażony - Gdybyś nie oddychała myślałbym, że nie żyjesz!

Jego słowa mnie spiorunowały. Wcześniej nie miewałam tak twardych snów, nawet gdy wokoło panował pokój. . Nawet lekki szmer był w stanie mnie zbudzić. Czyżby Lyang tak na mnie działał? Ponoć nie miałam zbytnio dużo czasu.

- W nocy potwornie bolała mnie głowa - Wyznałam - Może dopiero nad ranem zasnęłam?

Do sieni wkroczyli domownicy ze smutnymi minami. Nie chcieli być nieuprzejmi, ale musieli nas prosić o opuszczenie ich baraku. Nie chcieli się narażać Starszym. Gohan podziękował tubylcom po czym wymaszerowaliśmy w stronę fortecy złych władców planety Vitani.

- Powiedz mi - Westchnęłam - Znalazłeś ją? Była tam?

Czarnooki spojrzał na mnie z lekką rezygnacją. Widać było, że nie chciał poruszać tego tematu, czuł się bezradnie. Jakby nie odrobił tym razem lekcji i czekała go bura od Chi-Chi.

- Niestety nie zastałem jej - Mruknął posępnie - Nawet śladu jej obecności. Nie wiem czy coś zabrała ze sobą, czy w ogóle jej tam nie było.

- Aha… - Spojrzałam w palące niebo.

Upał był niesamowity. Jakieś czterdzieści stopni w cieniu. Momentami podmuch gorącego wiatru palił nasze gardła. Czułam krople poty spływające po moich plecach. Miałam ochotę wszystko z siebie zrzucić.

- Miej nadzieję, że zjawi się niebawem. Ta planeta nie jest tak duża jak nasza w dodatku Osiemnastka zawsze może nas wyczuć, my jej nie - Uśmiechnął się blado - Znajdzie nas.

Przyjacielowi też bardzo doskwierał upał. Z każdą minutą nasze tempo zwalniało, a zapas wody się kurczył. Nie spodziewaliśmy się takich upałów, ale na szczęście miałam Son Gohana i jego zaradność. Miał świecące laski, zaopatrzył się również w kapsułki by przechowywać w niej wodę i jedzenie. Chłopak był jednak niezastąpiony. Gdy stanęliśmy wyczerpani u podnóża góry Starców padliśmy na suchą ziemię jak kłody. Miałam ogromną ochotę wskoczyć do lodowatej wody gdzie na Ziemi radośnie pluskają się pingwiny.

- Obawiam się, że nie będę mieć pomysłu by przekonać bez użycia siły staruszków do współpracy - Zamyśliłam się - Chciałabym choć raz dokonać czegoś bez przemocy. Wiem, że jestem Saiyanką i mam to we krwi, ale wy na Ziemi potraficie załatwić trudne tematy bez użycia siły. Zazdroszczę wam tego opanowania. Przede wszystkim twojego Gohanie.

Chłopak spojrzał na mnie z zainteresowaniem. Czyżby nie rozumiał mojego bełkotu? Czyżbym faktycznie dostała udaru i zaczęła mówić od rzeczy? A może faktycznie tak było?

- Jeśli obawiasz się, że nie będziesz w stanie ulec swojej naturze pozwól, że ja porozmawiam z tymi ludźmi. Wezmę to na swoje barki wszak jestem uczony na dyplomatę - Położył dłoń na moim rozpalonym ramieniu - Jeśli niczego nie wskóram pozwolę ci działać po swojemu.

Spojrzałam w jego czarne oczy jak węgiel i dostrzegłam w nich blask. Był oddany tej sprawie bardziej niż ja. Jemu chyba bardziej zależało na powodzeniu tej sprawy niż mnie. On chciał więcej dla mnie niż ja dla kogokolwiek w życiu. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Pragnęłam go wyściskać, lecz w oku zakręciła się tylko jedna łza, którą pospiesznie przetarłam nim zdążył ją dostrzec.

- Niech i tak będzie.


***


Muzyka

Po napojeniu się i zapełnieniu żołądków ruszyliśmy w górę po stromych kamiennych schodach by następnie wzbić się w powietrze i dotrzeć do celu w przeciągu paru chwil. Tak jak postanowiliśmy pierwsze skrzypce grał Gohan. U wrót sanktuarium wzięliśmy głęboki wdech a następnie mocnym pchnięciem otworzyliśmy potężne wrota. Ku naszej uldze oblało nas chłodne powietrze. Spojrzeliśmy po sobie po czym przeszliśmy próg twierdzy Starców.

Dzień, nikogo nie było w świątyni. Modlili się wieczorami do swojego pana o łaskę na planecie, o spokój i życie. Teraz nie było żywiej duszy. Powoli stąpając po kamiennej posadzce dotarliśmy do połowy gmachu. Wtedy z nikąd pojawili się insini - więźniowie Lyang z którymi miałam podzielić los. Otoczyli nas niczym przestępców oczekując konkretnego ruchu. My jednak staliśmy w milczeniu tylko raz spoglądając sobie w oczy. Uspokojona wzrokiem opanowanego syna Goku wypuściłam powietrze z sykiem nie robiąc niczego choć moje ciało rwało się do walki, do zwycięstwa.

- Przybyliśmy do Starszych - Zawołał Gohan.

Jego głos poniósł się echem po pomieszczeniu. Jeden z zawładniętych wyszedł z kręgu i podążył w głąb świątyni. W milczeniu i napięciu trwaliśmy parę minut nim przybył jeden ze Starszych i zachęcił nas do podejścia bliżej, do stóp ołtarza gdzie ten stał przy mównicy. Ponowne spotkanie naszych twarzy, jego potaknięcie. Ruszyliśmy wolnym krokiem do starszego mężczyzny starając się by nie uszło z nas opanowanie. Pierwszy głos należał do Saiyana.

- Wiedz, że przybywamy w pokoju - Oznajmił - Nie przybyliśmy walczyć, a prosić was o pomoc. Nie żądamy wiele i gdy to otrzymamy odejdziemy i nigdy więcej nie wrócimy.

- Prosicie o pomoc? - Zdziwił się Starzec - Wczoraj było żądanie.

- Dziś rozmawiasz ze mną, nie z moją towarzyszką - Wskazał na mnie dłonią - Ona nie ręczy za siebie, ale jeśli będzie trzeba ja także nie będę.

Chłopak był okrutnie opanowany i stanowczy. W jego oczach dostrzegłam płomień walki. Był wielce zdeterminowany, jak wtedy gdy Komórczak chciał nas pokonać a on pokazał, że potrafi stanąć na wysokości zadania. Z wysoko podniesioną głową kontynuował przemowę.

- Chcemy tylko otrzymać lek na waszą truciznę, po dobroci.

Siwobrody cicho się roześmiał choć bardziej przypominało to kaszel.

- Jak już mówiłem nie mogę wam pomóc. Potrzebował bym do tego coś czego nie posiadam.

- Cóż to takiego? - Zapytał pospiesznie.

- Nasz skarb, nasze dziedzictwo! - Wzniósł ręce w okrzyku - Coś co zabrał ze sobą do grobu nasz człowiek, Yonan.

Na te słowa czarnowłosy się wzdrygnął. Spojrzał z przestrachem na mnie i z powrotem na starca.

- O czym ty mówisz? - Krzyknęłam zdezorientowana - O ekranie?

Siwobrody spojrzał z zaciekawieniem na mojego przyjaciela po czym zszedł z mównicy by stanąć nam twarzą w twarz. Jego mina była sroga, wargi ściągnięte. Jego oczy niemal ciskały piorunami.

- Wiecie o ekranie? - Zapytał.

- Tak, dzięki niemu miał nad nami przewagę, ale przepadł wraz z właścicielem - Odparłam pospiesznie.

Wiedziałam, że miałam się nie odzywać, ale to było silniejsze ode mnie. Przecież nie użyłam siły więc głos mogłam zabrać, nic złego nie uczyniłam. Son Gohan głośno przełknął ślinę.

- To jedyna wasza karta przetargowa - rzekł ozięble Starzec - Nie macie czego tu szukać.

Tym razem nikt nas nie wyrzucił za drzwi jak poprzednim razem. Wyszliśmy o własnych nogach, a gdy stanęliśmy na zewnątrz i uderzyło w nas gorące powietrze, zakręciło mi się w głowie. Padłam na kamienie twardo czując jak chrzęszczą mi rzepki w kolanach. Podtrzymywałam się rękoma by nie upaść na twarz. Gohan przykucnął przy mnie pospiesznie prosząc o wyjaśnienia.

- Nie wiem, słabo mi - Szepnęłam.

Po tych słowach zadławiłam się, zaczęłam kaszleć a przed sobą dostrzegłam pył. To był piasek, nic innego. Wyksztusiłam piasek…

- Przemiana się zaczęła - Jęknęłam - Widzisz?

Son Gohan nie czekając na znak pochwycił mnie i przewiesił sobie przez ramię po czym wystartował. Nie wiedziałam dokąd gna, poza tym, że był zdenerwowany i czas mu uciekał. Wylądowaliśmy w wiosce, przy baraku Tima i Iset. Dlaczego mnie to nie dziwiło? W nikim nie mógł szukać oparcia. Zaciągnął mnie do środka każąc się położyć. Problem polegał na tym, że nie chciałam. Czułam się słabo i krztusiłam się pyłem piaskowym, ale leżeć nie zamierzałam.

- Dobrze, że ta rozmowa się zakończyła nim ujrzał, że się przemieniasz. Nie dam mu tej satysfakcji!

Przerażona Iset wpatrywała się we mnie ze szklanymi oczami co chwilę przynosząc mi chłodnej wody gdyż miałam zaschnięte gardło. Gohan poprosił ich by wyszli. Usiadł obok mnie z zatroskaną miną.

Muzyka

- Zrobię wszystko co w mojej mocy by do tego nie doszło - Rzekł stanowczo - Nie pozwolę ci odejść, rozumiesz?

Uśmiechnęłam się do niego lekko, czując smutek. On był smutny, był przerażony. A ja? Ja nie potrafiłam mu w tej chwili pomóc a czułam, jak zastyga we mnie wszystko, jak właśnie przechodzę na drugą stronę, jak zamieniam się w kamień i zostawiam go samemu sobie z niewyjaśnionymi sprawami. Jakże było mi żal go opuszczać w takiej chwili, ale przy mnie był i to sprawiało, że się nie boję. Dzielnie i w ciszy pozwalałam sobie opuścić ten świat. Chwyciłam jego mocną dłoń zaciskając ją delikatnie. Spojrzałam mu głęboko w oczy chcąc bez słów przekazać mu, że bardzo mi na nim zależy i, że nie potrafię tego wyjaśnić, bo nie znam tego uczucia, ale jest dla mnie kimś wyjątkowym, bezcennym skarbem. Poczułam ból w nogach i dostrzegłam, że ich już nie ma, są kamienne, z chwili na chwilę zamieniałam się w piasek i nic nie mogłam na to poradzić.

- Przepraszam Cię przyjacielu - Szepnęłam ze łzami - Przykro mi, że nie udało mi się. Może właśnie tak miało być?

Chłopak dopiero teraz dostrzegł co się dzieje z moim ciałem i z przerażeniem odskoczył w tył. Miał łzy w oczach. Po chwili wahania przytulił mnie mocno jakby bał się, że upadnę.

- Nie Saro, to nie może być prawda! - Żalił się - Nie mogę pozwolić ci odejść, nie teraz!

Chciałam odwzajemnić jego uścisk, jednak moje ręce już odmówiły posłuszeństwa. Ostatni raz uśmiechnęłam się do niego, z zastygniętą łzą na policzku. Czarnowłosy zapłakał cicho w obliczu posągu wciąż się do niego tuląc.

- Wiedz, że jesteś dla mnie najważniejsza i zrobię wszystko, dosłownie wszystko by cię odzyskać! Byś wróciła do nas, do mnie. Do mnie w szczególności, bo jeśli nie mogę cię mieć dla siebie, to chciałbym mieć cię przy sobie - Zachlipał - Chciałem ci powiedzieć, że cię kocham i nie jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. Jesteś moim życiem. Jesteś wszystkim…

Spuścił głowę posępnie pozwalając łzom spaść na piasek. Właśnie w tej chwili zrozumiał jak bardzo zależy mu na tej dziewczynie i tak jak powiedział jest w stanie zrobić wszystko byleby ją odzyskać. A czy kiedykolwiek ponownie odważy się wypowiedzieć te słowa? Pociągnął nosem po czym wstał z kamienną twarzą będąc gotowym do walki. Będąc gotowym na wszystko.

Wychodząc z pomieszczenia dostrzegł kontem oka jego domowników. Nie spojrzał na nich.

- Opiekujcie się księżniczką Saiyanów pod moją nieobecność.

Jego słowa brzmiały niczym rozkaz nie prośba. Pod wpływem presji zmienił się nie do poznania - po raz kolejny.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.