Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

85. Dzień pierwszy

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2016-12-12 21:02:51
Aktualizowany:2016-12-12 21:02:51


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Mijały dni, miesiące. Bulma skakała niemalże na głowie starając się wysłać mnie do dobrej szkoły. W końcu zdecydowała, że musi być to liceum w mieście Satana gdyż Chi-Chi taką wybrała swojemu synowi, bo to najlepsza szkoła, a Gohan nie może iść do byle jakiej. Tak, w mieście tego imbecyla, który twierdził, że pokonał i Komórczaka i Bojacka. Na samą myśl miałam niestrawność. Bulma nalegała bym chodziła do tej samej placówki co mój przyjaciel by miał na mnie oko. Jego matka zgadzała się z tym stuprocentowo. Kto jak kto, ale tylko on mógłby mnie upilnować i nauczyć żyć wśród rówieśników. Gdy tak mędrkowały przy kawie płonęłam ze złości. Nie miałam już dawno dziesięciu lat! Gdyby nie czarnooki już dawno bym wybuchła, a on trzymał mnie za dłoń beztrosko się uśmiechając. Był w stanie zrobić wszystko by nie wyprowadzić mnie z równowagi. Ten to miał stalowe nerwy. Cieszył się, że idzie do szkoły. Radowało go, że w końcu pozna innych ludzi, ale także nie przestawał mówić jak dobrze, że idę tam razem z nim. Mówił: będzie łatwiej, weselej, zobaczysz!

Bez wątpienia musiałam się stawić na egzaminach przed przyjęciem do liceum. Gdyby nie moje lekceważące podejście do sprawy spaliłabym się tam z nerwów, ale Gohan osobiście mi pomagał przed tym wydarzeniem. Oczywiście w przeciwieństwie do niego moje wyniki były nie najlepsze. Kobieta niejednokrotnie groziła mi palcem bym niczego nie schrzaniła, bo zapłaciła spore pieniądze by mnie tam przyjęto.

W końcu nadszedł ten straszliwy poranek. Trzęsłam się jak osika starając sobie wyobrazić ten pierwszy dzień szkoły. Szczerze powiedziawszy wolałam stawić czoła straszliwemu złu i dostać spore baty w walce niż udać się do tego miasta, do tych ludzi.

-    Jesteś gotowa do wyjścia? - zapytała Bulma malując usta szminką - Musimy wychodzić.

-    Prawie - burknęłam.

Spojrzałam błagalnie wzrokiem na Vegetę oczekując od niego hasła typu: Ziemię zaatakowano! Bardzo chciałam uniknąć tego piekielnego dnia i każdego następnego. Teraz kara za mój wypad w przeszłość była najbardziej odczuwalna i nikt nie stał po mojej stronie bym nie musiała iść do sali skazańców.

-    Nie bądź mięczak - zakpił książę.

-    No coś ty! - warknęłam - A ty kiedy będziesz robić coś ludzkiego?

Nim się zdążyliśmy dobrze posprzeczać Bulma zdążyła wejść nam w słowo oznajmiając, że gdy my będziemy leciały do szkoły, on będzie musiał zabrać swojego syna na spacer grożąc, że nie skończy remontować sali grawitacyjnej, byśmy nie musieli trenować w starej kapsule, która tak naprawdę nie nadawała się już do poważnych treningów - zdążyliśmy ją dobrze zniszczyć. Zaśmiałam się złośliwie gdy ten pękał ze złości. Teraz w takim nastroju mogłam jakoś przeżyć ten okropny dzień. Sama myśl, że na miejscu spotkam Gohana lekko dodawała mi otuchy. Z racji tego, że mieszkaliśmy daleko od siebie nie wchodziło w grę wspólne wyjście do szkoły.

Niebieskooka wsiadła do niedużego pojazdu latającego z dużym logiem rodzinnej firmy. Co prawda nie byłam zwolenniczką maszyn, wszak sama potrafiłam unosić się w powietrzu, ale ona się uparła. Chciała mieć pewność, że trafię tam gdzie mi kazała. Odziana byłam w luźny t-shirt w kolorze zieleni oraz wygodne czarne getry do kostek. Nie dałam się wsadzić w nic innego, a na takie ubrania się zgodziła. Przecież nie mogłam wyjść w stroju bojowym, a planeta jest bezpieczna i nie były mi potrzebne mało zniszczalne ciuchy. Gdy wylądowałyśmy w mieście Bulma kroczyła dumnie w swoich tupiących obcasach, a ja człapałam za nią z nadętą miną. Zaprowadziła mnie jak dzieciaka pod klasę gdzie spotkała starego nauczyciela oznajmiając mu iż jestem nową uczennicą tej szkoły, a po chwili niemal mnie wepchnęła do środka machając na pożegnanie. Wściekle spojrzałam w jej kierunku by po chwili zlustrować pomieszczenie. Nie było jeszcze specjalnie dużo osób.

Muzyka

Z niesmakiem pomaszerowałam na samą górę wybierając krzesło najbliżej okna. Od razu pomyślałam, że w razie co przez nie wyskoczę pokazując wszystkim jak bardzo mam ich w nosie. Nawet się uśmiechnęłam wyobrażając sobie to całe zajście. Z każdą chwilą napływali uczniowie do klasy. Jedni zwracali na mnie uwagę, a inni byli za bardzo zajęci sobą. Wolałam zdecydowanie tę drugą grupę.

-    To moje miejsce - burknęła ruda, wymalowana dziewczyna

Spojrzałam na nią od niechcenia robiąc przy tym minę jakbym się przesłyszała.

-    A gdzieś jest to napisane? - zapytałam powoli

-    Nie, ale wszyscy wiedzą, że jest moje - zaczęła się irytować

Chwyciła mnie za ramię próbując ścisnąć je, a raczej wbić swoje pomalowane szpony. Spojrzałam na jej dłoń z lekkim zainteresowaniem. Czy ona właśnie próbowała pokazać mi, jaka jest silna? Jakoś tego nie zauważyłam. Jej osoba mimo wszystko usiłowała postawić na swoim. Miała pecha, ze mną nie miała żadnych szans, nawet na ustępstwo. Son Gohana nigdzie nie było, musiałam sobie radzić sama, tylko by nie nadużywać siły. Bulma wiecznie tłukła mi do głowy, że mogłabym wszystkich nastraszyć swoją odmiennością. Lewą dłonią złapałam rudą za jej dłoń wpijającą się złowieszczo w niczemu winne ramię. Starałam się jak najdelikatniej zacisnąć nowej koleżance piąstkę. Nie namyślając się długo przyłożyłam ją do podłogi życzliwie się uśmiechając.

-    Teraz wszyscy wiedzą, że miejsce należy do mnie.

Dziewczyna ze łzami w oczach powędrowała do innej ławki, zresztą jak najdalej ode mnie. O ile dobrze słyszałam padło nawet hasło: dziwaczka. Ale tym mogłam zająć się później.

-    No, proszę, proszę - Odezwał się męski głos - Zadziorna.

Spojrzałam na właściciela głosu, który zasiadł niedaleko, ławkę niżej Blondyn, całkiem umięśniony lecz niczego sobą nie prezentował. Jego włosy były dłuższe nawet od moich, ale do Raditza było mu daleko. Prychnęłam odwracając wzrok. W głowie miałam tylko jedną myśl - niech ten dzień już się skończy.

Obmyślając plan na wieczorny trening usłyszałam podniesione szepty z ławki niżej. Klasa była niemal pełna, a mojego przyjaciela jak nie było, tak nie mogłam się doczekać. Czyżby ta kobieta mnie oszukała żebym tylko poszła do tego więzienia?

-    Sharpner, czy to nie ty czasem jesteś tym latającym wymiarem sprawiedliwości? - Zapytała czarnowłosa w kucach siedząca na ławce.

Chłopak, który wcześniej usiłował mnie zaczepić poprawił włosy zupełnie jak Yonan. Niemal przeszedł mnie dreszcz na tę myśl. Latający wymiar sprawiedliwości? A co to takiego?

-    Nie, byłem wtedy na treningu - niemal fuknął z oburzenia - Z resztą nie lubię pomagać policji.

I zaczęła się dyskusja między najbliższymi krzesłami. Tajemniczy osobnik miał być silny, silniejszy od ojca Videl, kimkolwiek był. Tak więc miałam już dwa imiona, które jak przypuszczałam mogłam zapomnieć w przeciągu paru godzin. Chwilę później padło hasło, iż jakiś tam latający wymiar sprawiedliwości nie może być silniejszy od Herkulesa. Hmm jeśli chodziło im o tego błazna, jedno było pewne - silniejszy mógł być, ale tylko od całkowitych miernot tej planety. Wiadome było, że nie dorastał Kuririnowi do pięt, a ten w naszej mierze był już też słaby. I wtedy stało się to na co długo czekałam! Pojawił się belfer, a za nim wszedł zmieszany Gohan przedstawiając się. Prowadzący nie mógł oczywiście pominąć faktu, że jego wyniki z egzaminów były nieskazitelne. Kiedy zaczął się rozglądać po sali już miałam zawołać, że przede mną jest wolne miejsce gdy zostałam uprzedzona przez blondynkę, która fryzurą przypominała mi matkę Trunksa.

-    Cześć! - uśmiechnęła się do niego - Jestem Erasa.

Aż mnie przetrzepało. Ta szprycha nawet nie pozwoliła mi zabrać głosu i jakby w transie miała tego chłopaka zmierzającego do wolnej ławki.

-    To jest Videl, ale nie jest zbyt rozmowna.

W chwili gdy Gohan siadał na krzesło wyrzuciłam maleńką ilość mocy by pstryknąć nią z palców prosto w jego plecy. Ten mechanicznie się odwrócił szeroko się uśmiechając.

-    Och, cześć! - był niemal zakłopotany - Nie zauważyłem cię.

To oczywiste baranie, przeszło mi przez myśl. Inaczej nie zaczepiałabym go. Z wywodów córki Herkulesa można było się domyśleć, iż chodziło im o Son Gohana, ale obiecywał, że nie będzie pokazywać nikomu kim jesteśmy naprawdę. Jednak nie oddawał w stu procentach wiarygodności więc mu odpuścili, wszak ponoć siła nie idzie w parze z inteligencją. A to ciekawe. Po pierwszych jakże nudnych zajęciach nastała moja ulubiona część grafiku - przerwa. Jednak wraz z Son Gohanm zostaliśmy na miejscach by móc ze sobą porozmawiać. Inni uczniowie wybiegli niemal jak dzikie psy. Cóż, miałam ochotę dokładnie to samo zrobić!

-    Gdzieś ty się podziewał? - warknęłam - Zostawiłeś mnie samą w tym wariatkowie jakąś wieczność!

Chłopak się zaśmiał drapiąc głowę. Teraz zwróciłam uwagę, że bardzo dziwnie był ubrany. Nie jak on i na pewno nie tak, by móc swobodnie wykonać przede mną jakikolwiek unik. Zrobiłam głupią minę usiłując się z niego nie śmiać. Było pewne, że Chi-Chi go tak wystroiła, a on nie miał już na to wpływu.

-    Bo wiesz, jak biegłem do szkoły to zaatakowali bank i żeby mnie nikt nie poznał zamieniłem się.

-    Więc o tobie mówi cała szkoła? Cudnie! - Wyrzuciłam ręce w górę - A to mnie kazaliście się pilnować!

Czarnooki się zarumienił nie wiedząc co powiedzieć. Teraz zrozumiał, że nie słusznie obawiali się mojego pierwszego dnia nauki. Aż miałam ochotę w podskokach pobiec do Bulmy i sprzedać jakże cudną informację. Na pewno moja prawdziwa wersja byłaby wątpliwa gdyby nie fakt, że Gohan nie umie kłamać i przyzna się do swojego porannego poczynania.

Nieuchronnie skończyła się przerwa oznajmiając to swoim dziwacznym dzwonkiem jakbym stała pod wierzą zegarową. W parę chwil uczniowie zleźli się do klasy zajmując swoje miejsca. Czarnooki niczym struna zajął swoje krzesło. Nim jeszcze zaczęła się lekcja Erasa zaczęła dopytywać się różnych rzeczy o swoim sąsiedzie z ławki.

-    Przepraszam, ale jestem wścibska - szepnęła przyjaźnie - Widzisz, nie pochwaliłeś się gdzie mieszkasz.

-    Nie szkodzi. Pochodzę ze wsi - odparł bez namysłu.

-    A dokładniej? - dopytywała dalej.

-    W strefie miasta Wschodu.

-    C-co?! Rejon 38?! Nie kpij ze mnie! - blondyna zerwała się na nogi mało nie przewracając krzesła - To tysiące kilometrów stąd!

Nauczycielka w okularach zwróciła uwagę by zapanowała cisza w sali. Zrobiłam głupią minę powstrzymując się od śmiechu. Dla nich było to daleko, ale jakby nie patrzeć, ja miałam dużo dalej do miasta Herkulesa, więc ciekawa byłam reakcji, co powiedzą na moje zamieszkanie. Jednak w tej chwili wolałam słuchać tego co się działo ławkę niżej. To było lepsze niż telenowele w telewizorze Bulmy. Dziewczyna była nawet w stanie poinformować nas ile trwa wyprawa samochodem lub samolotem do szkoły. Naprawdę, aż mnie korciło by coś palnąć, ale odpowiedź saiyana była dużo głupsza niż się spodziewałam. W sumie? Nie umiał kłamać, nie był nawet przygotowany na to pytanie. Postanowiłam go jakoś wybronić. Już dostatecznie zwrócił na siebie uwagę.

-    Och, przecież to nie jest tak daleko - machnęłam ręką - Ja mieszkam dużo dalej.

Najbliżej zebrani zwrócili się w moją stronę. Część z nich zastanawiała się kim u licha jestem, a paru wolało w ogóle na mnie nie patrzeć z powodu pierwszego incydentu jakie miało miejsce z moją osobą.

-    Nie znamy się - zauważyła czarnowłosa w dwóch kucykach.

-    A musimy? - zdziwiłam się - Z resztą nie ważne.

-    Och, a ja jestem ciekawa - Erasa niemal podskoczyła w krześle.

-    Nie pytaj jak, ale mieszkam w mieście Zachodu.

Po tych słowach wyszczerzyłam zęby czekając na reakcję słuchaczy. Ich oczy niemalże wyskoczyły z orbit. To ponad dwa razy dalej niż w przypadku syna Goku.

-    To nie możliwe - burknęła Videl - Musisz gdzieś wynajmować mieszkanie.

-    Nie muszę - Prychnęłam - Mieszkam w Capsule Corporation, nic nie jest dla nas niemożliwe.

-    To wyjaśnia wiele - Zauważył Sharpner - Mają piekielnie dobre i drogie urządzenia. Farciara.

-    To znaczy, że jesteś bogata! - Niebieskooka blondynka była zafascynowana.

-    Ach, i Gohan kłamie - mrugnęłam do niego okiem - Nasze rodziny są zaprzyjaźnione, więc i on nie ma powodów by nie przylecieć szybciej do tej szkoły.

W oczach przyjaciela widziałam strach i niemal zawał serca, jednak gdy usłyszał do końca moją wypowiedź niemal rozpuścił się z ulgą na ławce. Dziś stanęłam w jego obronie i tym samym zakończyłam temat odnośnie naszych stref łóżkowych. Wszystko było załatwione. Chyba posługiwanie się firmą kobiety mojego brata nie było zabronione?

W końcu zaczęłam przeglądać książkę do historii i już na wstępie dostrzegłam zdjęcie tego błazna Satana. Aż nie mogłam uwierzyć, że miałam się o nim uczyć. To co o nim wiedziałam w zupełności mi wystarczało. Nauczycielka poprosiła by któryś z uczniów przeczytał na głos parę zdań pierwszego tematu, dokładnie tego pod którym widniało zdjęcie zarozumialca. Padło na Gohana.

-    „Wielki mistrz Herkules po powrocie z 24 mistrzostw świata został powitany jak bohater. By utrzymać…” - zaczął czytać.

-    To chyba jakieś kpiny - Warknęłam głośno.

Zupełnie zapomniałam gdzie się znajdowałam. Czy oni do reszty postradali rozum? Ja, dumny kosmiczny wojownik miałam uczyć się takich bredni? Chyba Bulma całkowicie na głowę upadła! Jeszcze tego dnia miałam zamiar złożyć rezygnację. Nikt nie miał takiej mocy by uczyć mnie takich absurdów. Przecież było to oczywiste, że to my pokonaliśmy tą kreaturę zwaną dalej Komórczakiem.

-     Ten błazen jest w książkach? - Nie szczędziłam języka.

Kobieta prowadząca zajęcia zaczęła mnie uciszać strasząc wizytą w dyrekcji. Zamilkłam tylko dlatego, że obiecałam niebieskookiej, że dziś tam nie trafię. Westchnęłam opadając na ławkę.


***


Muzyka

Ostatnie zajęcia odbyły się na boisku za szkołą. Cieszyłam się jedynie na myśl, że po tym w końcu będzie można wrócić do domu. W sumie nie spieszyło mi się tam, jednak chciałam sprawdzić czy Brief w końcu oddała do użytku obiecaną nam salę grawitacyjną. Ta miała być większa i mogła pomieścić nawet troje dorosłych ludzi.

-    Dziś rozegramy mecz baseballu - oświadczył wuefista.

-    Son Gohan, na pewno nie umiesz w to grać - Stwierdził blondyn.

-    Masz rację - potaknął mu - Ale znam zasady.

Ruszyłam w stronę ławek, na których zebrało się paru uczniów. Nie miałam zamiaru bawić się w jakąś durną ziemską grę.

-    Na mnie nie liczcie - rzuciłam.

Kiedy drużyna była podzielona, a w jednej z nich znalazł się mój przyjaciel rozpoczęła się nudna wymiana piłeczką. Rzucali, odbijali, nie odbijali i tak dalej. W końcu saiyanin po uderzeniu brązowookiego lalusia złapał piłkę całkiem wysoko nad ziemią i tam na chwilę zawisł.

-    No proszę! - klasnęłam w dłonie - To może być nawet całkiem ciekawe.

Dwóch chłopaków siedzących obok spojrzeli na mnie jak na wariatkę, ale i tak on zrobił na nich, zresztą na wszystkich niemały szok. Chłopak wyrzucił białą piłkę prosto w rękawicę jednego gościa, który przewrócił się od uderzenia. Nie wiedziałam czy z tej samej drużyny czy przeciwnej. Nie znałam przecież zasad w porównaniu do pół saiyana. Ten następnie wylądował, zasłonił twarz czapką z daszkiem i pobiegł. Najprawdopodobniej teraz zauważył, że użył zbyt dużo siły jak na ziemianina. Cóż, prawdopodobnie zrobiłabym dokładnie to samo. Dobiegł do ławki na której siedziałam i już miał się rozsiąść z miną męczennika gdy inny uczeń oznajmił mu że gra wciąż się toczy. Zachichotałam bacznie obserwując jego poczynania. Był naprawdę niezdarny w tym co robił. Chyba sam za dobrze nie czół się w roli zwykłego śmiertelnika. Tym razem trzymał kij, czyli musiał robić to samo co Sharpner wcześniej - odbić piłkę. Teraz za to ten drugi celował w niego. Doprawdy głupia gra. Mogłabym odbić ją bez trudu z ręki, może nawet ogonem? Tylko, grając w ten baseball z silniejszymi istotami na tej planecie. Gohan nie odbił jednak piłki. Niby poruszała się szybko, ten koleś miał jednak jakąś tam siłę, nie tylko masę mięśni, ale i tak mogłabym go zabić jednym palcem. Ku mojemu zdumieniu syn Chi-Chi przyjął cios w głowę. Co to tam dla nas, ale czemu jej nie odbił? Przecież doskonale ją widział, nie było szans na chybienie. A ten stał jak posąg i wpatrywał się przed siebie… I tak kiedy biegł zaliczyć tę jakąś bazę wszyscy gapili się w osłupieniu, po raz kolejny. Ten dzień nie mógł być piękniejszy!

Po skończonych zajęciach chowaliśmy niepotrzebne nam rzeczy by ruszyć do domu. Miałam swoją szafkę jakieś piętnaście dalej od czarnookiego. Kiedy podeszłam do Son Gohana by go popędzić znikąd pojawił się ten zarozumialec Sharpner. Jeszcze na do widzenia kazano mi go oglądać.

-    To do jakiego klubu się zapisujesz? - zapytał chłopaka - Mógłbyś do nas, do bokserskiego. Chyba dałbyś sobie radę w wadze piórkowej.

-    Waga piórkowa? - pomyślałam głośno - Klub bokserski? Ciekawe, można się trochę zabawić.

Spojrzałam na przyjaciela z zainteresowaniem. Czy chciał zapisać się do klubu gdzie można śmiało używać pięści? Tylko, dlaczego nikt mnie o to nie zapytał? Też chciałabym się sparingować. Ewidentnie nie mogąc używać swojej nadludzkiej mocy, oczywiście…

-    Chyba nie będę miał na to czasu - rzekł saiyanin spoglądając na mnie kontem oka.

Mogłam się założyć o własny ogon, że wiedział iż jestem chętna, a jak przewidział byłabym tam pewno jakąś anomalią, a on chciał zachować naszą siłę w tajemnicy. Zrezygnowana opuściłam ręce, prawie bym zapomniała utrzymać kitę w pasie z niezadowolenia.

-    Nie pamiętasz? - odezwał się damski głos - Przecież Gohan mieszka daleko. Nie byłby w stanie zjawiać się w szkole od tak.

Ta wścibska blondyneczka właśnie uratowała go przed tłumaczeniem się dlaczego nie podejmie się żadnego kółka zainteresowań. Musiałam przyznać jej rację. Jeśli mieliśmy wypaść jak normalni licealiści musieliśmy zachować jakieś pozory czasowe. I tak dla nich było już nieprawdopodobne, że chodzimy właśnie do tej szkoły.

-    Twoja koleżanka to już w ogóle nie ma na nic czasu - dodała.

Z głupimi minami na twarzy opuściliśmy korytarz szkolny kierując się w jakieś dogodne miejsce by dalej ruszyć w przestrzeni, którą według ludzi mogą zajmować jedynie maszyny latające. Z resztą, na co nam były jakieś głupie zgrupowania z różnymi zainteresowaniami? Mieliśmy swoje życie prywatne, o którym nie musieliśmy mówić nikomu, w sumie to było nam zabronione. Przemierzając część drogi dostrzegłam, że ktoś za nami podąża. A może to tylko moje przewrażliwienie?

-    Dałeś dziś ciała, nie ma co - mruknęłam do przyjaciela.

-    Nawet mi nie wspominaj - westchnął - Mało brakowało, za pewne.

-    Wiesz? Powinniśmy się na zmianę pilnować - zauważyłam - Tobie jak widać też nie łatwo odnaleźć się w tym świecie.

-    Masz rację.

Gdy zakręciliśmy chodnikiem za budynek chwyciłam nastolatka za ramię po czym wyskoczyłam w górę i wylądowaliśmy na dachu. Już miał pytać co jest grane gdy wskazałam mu palcem szpiegującą nas córkę Satana.

-    Chyba się na ciebie uwzięła - Stwierdziłam rozbawiona - Tym bardziej muszę ciebie pilnować.

Uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciela by wiedział, że nasz sekret teraz może nie zawisnąć. Ta dziewczyna węszyła, a my musieliśmy zrobić wszystko by nas nie zdemaskowała. Co prawda jej chodziło o Gohana, mnie jeszcze o nic nie podejrzewano, o dziwo. Postanowił więc wraz ze mną udać się do miasta Zachodu. Zastanawiał się czy Bulma byłaby w stanie mu pomóc. Chciał móc przemieszczać się szybciej niż na swojej chmurce i być niezauważalnym. Bo wiadome było z góry, że ilekroć coś się wydarzy w miastach po drodze tyle razy będzie interweniować. Teraz to już nawet mnie nie mogło być tak łatwo. Kiedyś chroniąc miasto Południa przed Yonanem byłam nierozpoznawalna, a tak to w telewizji, któreś z uczniów mogłoby i mnie rozpoznać, a niebieskookiej mogłoby się to nie spodobać, tym bardziej, że wyjawiłam im, że mieszkam w CP.


***


- Chciałbyś zostać super bohaterem? - zapytała Bulma paląc papierosa.

Nie specjalnie lubiłam ich zapach, ale to był jej dom i nie miałam specjalnie nic do gadania. Wiedziałam, że terrorem bym ją pokonała, ale to i tak by się skończyło na tym, że wylądowała bym z powrotem w jakieś jaskini, a naprawdę zdążyłam polubić swoje miękkie łóżko.

- Wiesz, jeśli mamy na sto sposobów kombinować jak się nie zdemaskować - ciągnęłam monolog.

- Tak, tylko ty możesz pomóc - dodał Gohan - Chciałbym być nierozpoznany przez kolegów.

Niebiesko-włosa zaciągnęła się, a następnie strzepnęła popiół do popielniczki. Przez chwilę wpatrywała się w nas jakby chciała dowiedzieć się co się wydarzyło nie zadając pytań.

- Och Bulmo! - wyrzuciłam ręce w górę - Byłam nieskazitelna, to Gohana podejrzewają o nienaturalność.

- Ach tak? - zdziwiła się.

- Nawet dał się uderzyć piłką do bejzbojlu w głowę! - przypomniałam sobie.

- Tak dokładnie to do baseballa, ale i tak ma rację - poparł mnie przyjaciel - Sara na dzień dzisiejszy jest przez nikogo nie podejrzewana. Ja zawaliłem…

Kobieta wzięła ostatni buch papierosa po czym go zgasiła. Podeszła bliżej by spojrzeć nam w oczy. Ja może i byłam ściemniarą, ale on? Jemu musiała uwierzyć, właśnie się przyznał do głupiej gafy spod banku, w którym nie mogłam brać udziału, wszak osobiście odprowadziła mnie do sali lekcyjnej. Dziś chyba był jedyny dzień kiedy nie miałam zamiaru ściemniać. Coś niedorzecznego.

- Dobrze więc - uśmiechnęła się - Co powiesz na nowy kostium?

- Byłbym zadowolony - z wrażenia aż podniósł się z kanapy - Czy to możliwe?

- Nie ma rzeczy niemożliwych - zaśmiała się.

Niebieskooka postanowiła zająć się tym problemem. Oznajmiła też, że od paru godzin Vegeta testuje naszą nową sale grawitacyjną i możemy się tam udać jeśli chcemy. Poprosiła nawet syna Goku by został, gdyż w przeciągu paru godzin jest zdolna wykonać jego prośbę.

- Nie daj się prosić! - zawołałam entuzjastycznie - Choć! Pokażę ci gdzie jest ta sala!

Nie czekając na jego odpowiedź chwyciłam go za rękę i pociągnęłam we wspomniane miejsce. Aż nie mogłam się doczekać kiedy to zobaczę. Nie musielibyśmy trenować w górach jak do tej pory. Wiadome było, że Vegeta okupowałby to miejsce godzinami, w szczególności kiedy postanowił zająć się szkoleniem swojego syna. Prawda była taka, że wciąż nie otrząsł się po fakcie, iż z Gohanem jesteśmy o wiele silniejsi od niego. Na szczęście dzięki temu nie zbywał mnie kiedy prosiłam go o wspólną walkę.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak ci zależy na ochronie tych ludzi - zamyśliłam się wyobrażając sobie jego dzisiejszy poranek w mieście - Przecież banki i zwykłe zbiry nie są jakąś straszną rzeczą dla planety.

- Tak, masz rację, ale znasz mnie - zaśmiał się nerwowo.

- No, nie potrafisz stać obojętny - westchnęłam.

Kiedy stanęliśmy niemal przed nową salą treningową spotkaliśmy ośmiolatka wycierającego twarz. Od razu domyśliłam się, że skończył trening z ojcem. Ciekawa byłam jak mu poszło. Ja w jego wieku podróżowałam w kosmosie na usługach Feezera.

- Cześć Trunks - zawołałam - Ja mowa sala? Fajna?

- Tak. Bardzo, ale wciąż ciężko się poruszać przy tym przyciąganiu - zauważył.

Na naszych twarzach zawitał uśmiech. Wiedzieliśmy, że jest młody, i że jemu i Gotenowi nie brak temperamentu, ale ich wiek nie pozwalał na szczególne możliwości.

- Twoja mama jest zajęta, chcesz się pobawić? - zapytał syn Goku.

- Nie, niech lepiej sprawdzi co u siostry. Pewno siedzi z babcią.

Chłopak nie zadając więcej pytań pobiegł na dół do matki Bulmy posiedzieć przy siostrze. Gohan to rozumiał. Doskonale wiedział, że mimo mojego charakteru staram się by relacja między rodzeństwem była nie zakłócona. Oni mieli łatwiej. Między nimi było tylko pięć lat różnicy. Nie tak jak w przypadku mnie i Vegety - dwadzieścia pięć. Chciałam by ten maluch zawsze był starszym braciszkiem dla swojej siostry, a prawdopodobnie mogła nie mieć tyle siły co my, a on powinien jej bronić. Wtedy z sali wyszedł Vegeta, jak zwykle z naburmuszoną miną.

- Cześć Vegeta! - zawołałam radośnie.

- Witaj - przywitał się Son Gohan.

Ten w milczeniu stanął naprzeciw nas i po chwili odpowiedział. Jak zawsze udawał obojętnego i niewzruszonego, taki był. Ja wiedziałam, że nie jest taki oschły, jednak pozory musiał stwarzać.

- Jak sala? Powiedz mi, że jest zarąbista! - podekscytowana byłam niemal jak dziecko.

- Może być - mruknął - A twój kolega to chyba sobie dał wolne.

Gohan zarumienił się przyznając, że ostatnio praktycznie nie trenował. Gdyby nie on pewno sama bym nie zwróciła na to specjalnej uwagi. Jako przyjaciółka nie mierzyłam jego siły. Z resztą przez ostatni rok praktycznie się nie widywaliśmy. Starszy brat ruszył przed siebie nawet nie pytając co robi tutaj syn Goku. Z resztą zdążył się do tego przyzwyczaić. W ogóle przestał zadawać jakiekolwiek pytania, prędzej to ja próbowałam coś z niego wyciągnąć. Miałam wrażenie, że wciąż jest zły za przeszłość. Z resztą on potrafił być nerwowy za wszystko.

- Choć wypróbować salę, nie będziemy się pojedynkować naprawdę - machnęłam ręką - Nie masz na to czasu.


***


O zachodzie słońca Bulma wyszła ze swojego laboratorium oznajmująca nam, że skończyła. Nawet mały Trunks był ciekawy, co też za wynalazek wykreowała jego matka. Ta podała mu jego stary zegarek elektroniczny. Chłopak niepewnie wziął go do ręki. Jednak gdy go zapinał załączył mu się zapał by wypróbować nowe urządzenie.

- Wciśnij ten czerwony guzik - oświadczyła z dumą.

- Dobrze.

W chwili gdy się do tego przymierzał wpatrywałam się w niego jak w bożonarodzeniowy prezent. Też chciałam wiedzieć co takiego mogła stworzyć ta kobieta, a wiedziałam, że ktoś kto stworzył smoczy radar ma łeb nie od parady. W chwili gdy wcisnął przycisk rozległ się cichy dźwięk a wokół jego ciała pojawiły się migoczące cząsteczki, które jakby chciały go ubrać.

- Też chcę taki! - zawołał rozentuzjazmowany syn Vegety.

Ku mojemu zaskoczeniu, a także ośmiolatka pojawił się dziwny typ, w jeszcze dziwniejszym pomarańczowym kasku. Czy to miał być Son Gohan? Był ubrany w czarny kombinezon typu Freezerskich sił kosmicznych, ale miał także na sobie coś jak zielony szlafrok i długą czerwoną peleryna. Oniemiałam z wrażenia. Gdyby moja szczęka nie miała ograniczeń pewno by upadła do podłogi.

- O czymś takim marzyłem! - zawołał zadowolony nastolatek przeglądając się w lustrze.

Nie do wiary, że Bulma ubrała go w coś podobnego. W tej samej chwili odechciało mi się prosić ją o coś podobnego. Ja w czymś takim?! Jednogłośnie z małym Trunksem stwierdziliśmy, że nie potrzebujemy takiego przebrania. On w tym stroju wyglądał jak dziwadło, ale jeśli miało to sprawić, że jest nierozpoznawalny… Cóż, Bulmie się udało.

Pożegnaliśmy syna Goku, a ten ruszył do domu na swojej żółtej chmurce Kinto. Ciekawa byłam jeszcze jak zareaguje na ten strój jego matka.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.