Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Dragon Ball - Saiyan Princess

86.Lewy sierpowy

Autor:Killall
Serie:Dragon Ball
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Fikcja, Mroczne, Przygodowe, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2016-12-23 13:55:09
Aktualizowany:2016-12-23 13:55:09


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Historia całkowicie jest dziełem Killall.


Muzyka

Siedziałam na dachu liceum pomarańczowej gwiazdy. Pogoda była idealna - bez wietrznie, nie za gorąco. Czekałam na Gohana. Chciałam zobaczyć go w tym pociesznym stroju jak dolatuje na zajęcia. Byłam niemal pewna, że to trochę idiotycznie, ale czy on nie chciał być nowym super bohaterem? Cóż, musiałam się przekonać na własne oczy. Kiedy wylądował z drugiej strony dachu wyskoczyłam do niego z wielkim uśmiechem.

- Wyglądasz komicznie - z trudem powstrzymywałam śmiech.

- Och, witaj Saro - uśmiechnął się spod pomarańczowego hełmu - Co ty gadasz? Ten strój jest fantastyczny.

- Proszę cię - skrzywiłam się - Wyglądasz jak klaun.

Saiyanin wcisnął guzik w zegarku, a jego strój zmienił się w zwyczajny, co prawda też nie najlepiej wyglądający. Jego matka w ogóle nie miała gustu więc skąd on mógłby go mieć? Choć jak sięgnę pamięcią… Te białą koszulę co nosił kiedyś, lubiłam. Ruszyliśmy schodami w dół.

- Najważniejsze, że nikt mnie nie pozna - zauważył - Wiesz co? Wczoraj go przetestowałem.

Spojrzałam na niego pytająco. Oczywiście, że chciałam wiedzieć co się dnia poprzedniego wydarzyło. Miałam jedynie nadzieję, że nie będzie kazał mi długo czekać i opowie wszystko ze szczegółami.

- Jacyś piraci drogowi, wiesz nic specjalnego - machnął ręką.

- Zrobiłeś im coś?

Gohan zrobił taką minę jakbym nagle uwierzyła, że stał się złoczyńcą i postanowił straszyć ziemian.

- Poprosiłem by się stosowali do kodeksu drogowego - wyjaśnił.

Chyba ich zagadał na śmierć. Odechciało słuchać mi się tej opowieści. W sumie spodziewałam się czegoś lepszego, a on po prostu dał im lekcje kultury na drodze. Nie do wiary! Zaczynałam mieć wrażenie, że jego pójście do szkoły poprzestawiało mu klepki w główce, ale wolałam tego nie mówić na głos. Musiałam go naprawić, taki chyba był mój cel.

- To zanudziłeś ich na śmierć - bąknęłam zmulona - Czy tym zajmuje się owy bohater?

- No właśnie i się zdenerwowałem - zarumienił się lekko.

- Nie gadaj! - zdziwiłam się.

Jednak nie było z nim aż tak źle jak sądziłam. Coś tam jeszcze zostało ze starego przyjaciela. Kiedy piraci drogowi go wyśmiali ten się zdenerwował i ich nastraszył swoją siłą. Teraz mogłam być troszkę spokojniejsza o niego. Kamień spadł mi z serca, nie ma co.

- Czyli po prostu chciałeś się przedstawić, to wszystko?

- W sumie to tak - zamyślił się na chwilę - Będą gadać o nim a nie o tym latającym wymiarze sprawiedliwości.

Weszliśmy do klasy zajmując swoje miejsca. Nasza czarnowłosa gwiazda już siedziała na swoim krześle kontem oka obserwując mojego przyjaciela. Wiedziałam, że jest podejrzliwa i miałam pewność, że szybko nie spocznie póki czegoś się nie dowie. Musiałam coś z tym zrobić. Tylko co? Nastraszyć ją? Jak tylko Bulma uszykuje mi mój cząsteczkowy kostium zabiorę się do działania. Póki co nic nie mówiłam Son Gohanowi, chciałam mu zrobić niespodziankę, ale pod żadnym pozorem nie chciałam takiego jaki sprezentowała saiyanowi. Musiałabym sobie oczy wydłubać, żeby w czymś takim się pokazać. Na samą myśl mnie przetrzepało.

W trakcie zajęć nie działo się nic specjalnego a ja często zaglądałam za okno obserwując szkolne boisko. Albo biegali, albo w coś grali. Chyba wolałabym potrenować, w sumie jakby na to spojrzeć z innej perspektywy oni właśnie trenowali, na swój ludzki sposób, a gry jednak nie musiały być takie idiotyczne jak mi się do tej pory zdawało. Westchnęłam w nadziei, że dzisiejszy dzień zleci szybko i nikt mnie nie wkurzy.

- Chyba coś przekręciłeś kolego - Gohan wyraźnie był oburzony.

Z zainteresowaniem spojrzałam na dwóch chłopaków siedzących przed nim. Zacięcie dyskutowali już od jakiegoś czasu, a że przykuli uwagę swoją rozmową syna Goku musiało być coś na rzeczy.

- Międzygalaktyczny wojownik, nie kłusownik - poprawia ich w gniewie.

Niemal przeliterował im tą nazwę, jakby była czymś wspaniałym, czymś pięknym i teraz cała klasa się na niego gapiła jakby powiedział coś bardzo interesującego, albo niedorzecznego.

- Kłusownik! - krzyknęłam na całą klasę - A to dobre!

Roześmiałam się tak, że teraz to na mnie patrzyły wszystkie oczy. Nie mogłam uwierzyć, że ta komiczna nazwa wypłynęła z ust mojego najlepszego i jedynego przyjaciela. Międzygalaktyczny wojownik. Musiałam jednak cofnąć swoją poprzednią diagnozę i postawić nową. Ten chłopak naprawdę miał powoli coś z głową. Chyba sama musiałam mu wymyślić jakąś sensowną nazwę, bo ta była tylko i wyłącznie idiotyczna. Z takim przydomkiem stałby się pośmiewiskiem, a ja stałabym w pierwszym rzędzie i rżałabym jak koń. Zraniłabym go, a jego nie potrafiłabym skrzywdzić, więc musiałam mu pomóc. Zdecydowanie potrzebował mojej ręki.

Oburzony nauczyciel zwrócił mi uwagę bym się uspokoiła, oraz by panowie z ławek niżej przestali dyskutować a zaczęli słuchać jego wykładu. W końcu się opanowałam, a mina Gohana powiedziała mi, że w jakiś sposób poczuł się dotknięty. Śmiałam się z kłusownika, taka była moja wersja.

Kiedy wszystko ucichło rozbrzmiał dzwonek, a osobą która go otrzymała była córką Satana. Szeptała coś do zegarka na ręce, a przynajmniej tak to wyglądało. Wstała z miejsca i wybiegła z klasy sugerując, że jej potrzebują. Do czego?

- Jej do czego potrzebują? - zdziwiłam się - Ktoś mi wyjaśni?

- No właśnie - zauważył Gohan - Kto do niej dzwonił?

Erasa postanowiła nam wyjaśnić. Ale chwilę wcześniej palnęła się w czoło przypominając sobie, że jesteśmy nowi w tej szkole i mamy prawo nie wiedzieć czym zajmuje się córka wspaniałego bohatera.

- Videl podjęła decyzję by zadbać o pokój na Ziemi - tłumaczyła wesoło - W końcu jest córką zbawcy ludzkości, a policja często prosi ją o pomoc.

- O pomoc? W czym? - nie rozumiałam.

Jak taka dziewczyna mogła pomagać policjantom? Przecież była słaba, nie miała żadnego wyszkolenia… No może jedynie te które pokazał jej tatuś dureń.

- Ale przecież to jeszcze dziecko - poparł mnie przyjaciel - Jak ona może im pomagać?

Sharpner się cicho zaśmiał jakby zasugerował, że jesteśmy mało pojętni. Cóż, ta dziewczynka nie wyglądała mi na twardziela. Wiadome było, że nie miałaby ze mną żadnych szans.

- Ojciec Videl przyznaje, że wygrywa z nim co trzecią walkę - wtrącił się - Jest tutaj ulubienicą wszystkich nauczycieli, ale nie zadziera nosa.

Spojrzałam na niego jak na wariata, a następnie prychnęłam. Od razu wyobraziłam sobie jej siłę, nie ma co. Jej tatuś, niby taki bohater, a padł po paru sekundach. Nie widziałam tego co prawda, ale z opowieści Kuririna wynikało, że dostał lekko w twarz, po czym poleciał jak torpeda za matę. Cóż, w tej chwili nawet pomyślałam, że szkoda, iż cyborg nie zabił tego imbecyla. Może gdyby jego córka była sierotą, choć w połowie nie wciskałaby wszędzie swojego wścibskiego nosa? I ten blond cwaniak próbował mi wcisnąć, że ta panna się nie wywyższa?

Nagle Gohan zerwał się z krzesła i wybiegł w stronę drzwi oznajmiając wyjście do toalety. Czy on kompletnie oszalał? To, że chciał być bohaterem nie pozwalało mu biegać za głupią córką Herkulesa.

- Cudownie, po prostu pięknie - syknęłam do siebie.

Jeśli on miał zamiar brać w tym udział, na pewno prędzej czy później się sprzeda. Wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. Tylko co? Nakopać mu?


***

Muzyka

- Ten twój kolega jest bardzo dziwny - zagadał do mnie brązowooki - Nie sądzisz?

- O czym ty do diabła mówisz? - nie zrozumiałam pytania.

Sharpner zaczepił mnie na korytarzu między lekcją historii a matematyki. Cudownie, po prostu miałam ochotę komuś przywalić, ale musiałam przecież nad sobą panować. Nawet obmyśliłam wieczorny trening, w którym Vegeta pomógłby mi się odstresować. Boże, jak ja chciałam kogoś zabić. Za długo panował pokój, a moje emocje związane z ziemskością były tragiczne.

- Jesteście parą? - zapytał bez ogródek - Wszędzie razem was widać, ale gdzie jest teraz?

Spojrzałam na niego pytająco. O co mu chodziło? Czy próbował ode mnie wyciągnąć jakieś tajne informacje?

- Parą?

- No wiesz ty i on razem - puścił figlarnie oczko - To jak? Chodzicie ze sobą?

- Cóż, spędzamy wspólnie dużo czasu jeśli o to ci chodzi - walnęłam bez namysłu.

Chciałam jak najszybciej skończyć tę rozmowę. W ogóle to gdzie był syn Goku? Minęło już ponad pół godziny, a jego nie było. Tej czarnuli także. Czy Gohan sobie z czymś nie radził? Spojrzałam na krwiopijcę z pogardą. Im bliżej stał ze swoją drwiącą miną tym bardziej mnie irytował. Właśnie po raz pierwszy zapragnęłam dzwonka na lekcję by się uwolnić od tego przylepy.

- Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie - mruknął głupio się szczerząc.

- Rany, o co ci chodzi? - warknęłam - Nie możesz zadać mi pytania w prost? Bez żadnych podchodów? Może uraczę cię odpowiedzią!

Chłopak zaśmiał się w stylu Yonana na co przeszedł mnie cierpki dreszcz. Zarzucił nawet swoje długie włosy, rękę dałabym uciąć - kopia Vitanijczyka! Zrobiłam kpiącą minę wyczekując jego konkretnego pytania, a potem bym się zastanowiła co zrobić dalej. Ten oparł się ramieniem o ścianę do której przylegałam plecami i był jakby nazbyt blisko. Moja przestrzeń została naruszona. Niespokojnie drgnęłam ogonem, ale najwidoczniej on tego nie zauważył.

- Lubisz wszystko w prost - wyszczerzył zęby - Chyba cię lubię.

- Albo powiesz czego chcesz, albo ci przywalę - warknęłam dobrze poirytowana.

Moja pięść już porządnie swędziała. Pragnęłam z całego serca walnąć go prosto w ten głupi łeb, ale oznaczało to, że go zabiję. Na oczach szkoły? Trochę nie bardzo…

- Ostra, no proszę - jego głupi uśmieszek rósł w siłę - Dobrze więc. Jesteś jego dziewczyną?

- Dziewczyną? - zdziwiłam się - To mój przyjaciel, w dodatku najlepszy.

Jego mina zrobiła się przez chwilę bardzo niespokojna. W pierwszej chwili wyglądał na zaskoczonego, a w drugiej na nawet zadowolonego. O co mu chodziło? Czego tak naprawdę chciał? Jeśli informacji o nas i naszego gatunku niestety musiał szukać gdzie indziej. Miałam zakaz informowania kogokolwiek o tym, że nie jestem ziemianką.

- Twój najlepszy przyjaciel coś przepadł - ciągnął dalej - Zostawił cię i prawdopodobnie ugania się za inną dziewczyną.

- Nic ci do tego, Sharpner - odepchnęłam go.

Ruszyłam w stronę klasy gdy dostrzegłam, że jedna z uczennic podeszła z kluczem i postanowiła ją otworzyć. A może jej kazano? Na moje nieszczęście bezsilny aczkolwiek napakowany dureń ruszył za mną krok w krok wciąż coś mówiąc. W gruncie rzeczy nie słuchałam już co do mnie gęgał. Bałam się że lada chwila naprawdę mu łupnę.

- Mieszkacie daleko, jak to możliwe, że się przyjaźnicie? - zapytał - To nie ma takiego sensu.

- Mamy swoje sposoby. Nie interesuj się - starałam się z nim nie rozmawiać.

- Nie zauważyłem byście mieli komórki, w ogóle jesteście jacyś dziwni.

Czy on tak naprawdę? Nie mógł się ode mnie po prostu odwalić? Dlaczego stałam się jego obiektem terroru słownego? Wzięłam głęboki wdech pozbywając się znacznego gniewu. Nie teraz. Nastraszyć mogłam go później. Tak.

- Czy ty jesteś taka głupia czy tylko udajesz? - usłyszałam niemal wprost do ucha.

- Coś ty powiedział? - odwróciłam się na pięcie.

Staliśmy w połowie drogi do naszych ławek. A we mnie się niemal zagotowało. Obrażał mnie? Czy on sobie jaja robił? Oczywiście, że nie wiedział z kim ma do czynienia, ale czy upadł on na głowę?

- Son Gohan jest jakiś inny, ty nie wydajesz się nazbyt normalna także.

- Jeśli chciałeś mnie zdenerwować to ci się udało - wycedziłam przez zęby - Ale nie waż się obrażać Gohana w mojej obecności.

- Spoko lalunia, nie spinaj się tak - zachichotał choć wcale się mnie nie bał - Z jakiej ty gwiazdy spadłaś? Jesteś strasznie agresywna i w ogóle nie jak dziewczyna.

Co za tupet! Po prostu ten koleś prosił się o łomot, a ja nie miałam już siły trzymać swoich nerwów na wodzy. Był jak wrzut na tyłku i z każdą sekundą pogarszał swój status społeczny w moich oczach. Gohan, ja cię zabiję..

- Nie waż się nigdy porównywać mnie do was - marnych ziemskich istot - syknęłam sypiąc iskrami - Nie jestem wami i jestem dumna z bycia inną. Zapamiętaj sobie durniu!

Po tych słowach bez większego namysłu uderzyłam go lewą pięścią w twarz. Chyba zrobiłam to za mocno gdyż odleciał wprost do ściany nabijając przy tym sobie niezłego guza. Wiedziałam, przesadziłam, ale byłam zła i nie skontrolowałam swojej nadludzkiej mocy. Cóż moim zdaniem sobie zasłużył. Chłopak stracił przytomność.

- Co tu się dzieje?! - wykrzyczała przerażona nauczycielka.

Blondyn leżał, a ja stałam niewzruszona. Za to wszyscy zebrani mieli oczy jak pięć zeni. Gratuluję! Właśnie stałaś się obiektem zainteresowania.


***


- Młoda damo, czy nie wiesz, że na terenie szkoły nie wolno się bić? - zapytał gruby dyrektor.

Tak, właśnie siedziałam na krzesełku w jego biurze zaciągnięta siłą przez profesorkę. Oczywiście siła w moim mniemaniu nie była to żadna, ale jakieś pozory musiałam zachować.

- Broniłam honoru swojego i przyjaciela - odparłam lekko - Nie pozwolę się obrażać. Chyba mam do tego prawo?

- Cóż, z tego co mówił twój kolega jego wersja wygląda inaczej. Jakbyś wpadła mu w oko.

- Doprawdy? Cóż jego limo pod okiem wszystko wyjaśnia. Wpadła mu moja pięść.

- Drogie dziecko - westchnął - Będę musiał zgłosić to twoim rodzicom.

- Och, to będzie trudne. Bo widzi pan, oni nie żyją.

Spojrzał na mnie jakby z politowaniem, ale w chwilę później ponownie włożył maskę obojętności i chęci dyrygowania młodymi istotami.

- W takim razie do opiekuna prawnego - poprawił się.

- Wyręczę pana w szukaniu - uśmiechnęłam się - Bulma Brief.


***


Wróciłam do sali jak gdyby nic się nie stało, usiadłam na swoje miejsce i spojrzałam w okno. Spodziewałam się już reakcji Bulmy. Wiedziałam, że się zdenerwuje, ale co tam. Nie byłam osobą, którą można pomiatać i bezkarnie ją obrażać.

- Saro to było… - usłyszałam podekscytowany szept.

Zwróciłam się w kierunku Erasy, której aż oczy błyszczały. Przyznać musiałam, że nie takiej reakcji się spodziewałam. Wzruszyłam tylko ramionami. Lekcja trwała. Niektórzy ukradkiem spoglądali na mnie.

- O co właściwie poszło? - zapytała.

- Czy to ważne? - mruknęłam - Obraził mnie i Gohana.

- Och… To mu się należało - skwitowała - Wylądował u pielęgniarki z ponoć wielką śliwą!

Zaśmiałam się cicho. Chyba zaczynałam lubić tę niebieskooką. Była nieco inna od tych dwoje i na swój sposób sympatyczna. Coś mi się zdawało, że jej można wiele wcisnąć i nie będzie wałkowała tematu, aż coś wywęszy.

- Jesteś bardzo silna - zauważyła - Zupełnie jak Videl.

- Sądzę, że jestem silniejsza - puściłam jej oko.


***


Ludzie szeptali. Wiedziałam, że o mnie. Wiadome też było, że o Sharpnerze, którego zabrano do szpitala na wypadek wstrząśnienia mózgu. Na pewno wiedziałam, że długo tego nie zapomni, oraz że nigdy więcej się do mnie nie zbliży. Miałam przynajmniej taka nadzieję. Głupi by był gdyby jeszcze czegoś ode mnie by chciał, ale z drugiej strony miałabym się na kim „wyżyć”. Lekcja prawie się kończyła, a do klasy wszedł Son Gohan po czym szepnął parę słów nauczycielce lekko się czerwieniąc. Ciekawa byłam co wymyślił. Wrócił na swoje miejsce głupio się uśmiechając do Erasy. Na sekundę spojrzał na mnie niedostrzegalnie potakując głową. Musiało to oznaczać, że świat jest bezpieczny, że córka Satana jest cała także. Westchnęłam kładąc głowę na ławkę.

- Nie mówiłeś, że Sara jest sportowcem - szepnęła blondynka - Kujon i sportowiec, ale z was ciekawa para.

Czarnooki zaśmiał się lekko poddenerwowany kontem oka mnie obserwując. Puściłam mu oczko tak dla złośliwości. Nie było go kiedy potrzebowałam wsparcia więc niech nie ma do mnie pretensji. W domu i tak miałam na głowie Bulmę, na pewno coś miała w zanadrzu do powiedzenia.

- Uderzyła Sharpnera! - pisnęła do chłopaka - Żałuj, że nie widziałeś! Po prostu K.O.!

- N-naprawdę? - był w dużym szoku.

Cóż, jego mina odzwierciedlała wszystkie razem wzięte w tamtym momencie. Nie miałam nic więcej do powiedzenia. Marzyłam tylko, żeby te zajęcia się już skończyły… To była jego wina, tak sobie mówiłam. Uśmiechnęłam się do Erasy a ta odwzajemniła go.

Po skończonych zajęciach na korytarzu Gohan przyszpilił mnie do szkolnej szafki.

[adres link=https://www.youtube.com/watch?v=K23OHK1KG6s]Muzyka[/link]

- Ty chyba zwariowałaś? - był przerażony - A gdybyś coś mu zrobiła?

- Uspokój się - machnęłam ręką - Uważałam by go nie zabić. On…

- Co on? Wytłumacz mi to - wszedł mi w słowo.

- Obraził nas! - warknęłam - Wyzwał od idiotów, dziwadeł! Równie dobrze ja mogłam go tak nazwać, dla mnie jest dziwadłem! Jest słabeuszem!

Son Gohan westchnął opierając się szafkę obok. Wiedziałam, że rozumie. Nie zrobiłam nic złego, tylko stanęłam w naszej obronie. W końcu dla mnie Ziemianin także był dziwadłem - słabe, mało rozwinięte oraz niepotrafiące latać istoty. Ten dzień był jaki był, a ja broniłam swojego honoru. Ten kto mnie wyzywał zwykle padał martwy, tym razem musiałam oszczędzić pachołka, ale jednego byłam pewna - nigdy więcej tego nie uczyni. W milczeniu pozbieraliśmy się do wyjścia. Kiedy opuściliśmy szkolne mury zaproponowałam przyjacielowi „wycieczkę” nad jezioro by odpocząć po dzisiejszym dniu i opowiedzieć sobie dokładnie co się wydarzyło. Chciałam by zrozumiał moje postępowanie. Nawet nie wiedziałam dlaczego na tym mi tak zależało. To musiało być oparte na silnej więzi jaka między nami istniała. Kryształowa przyjaźń.

Nawet nie musieliśmy się kryć przed Vid jak dnia wcześniejszego gdyż nie dotarła na lekcje, ani ich zakończenie. Musiałam przyznać, że byłam z tego powodu zadowolona. Na miejscu rozłożyliśmy się na trawie jak zawsze obserwując niebo i jego leniwe obłoki. Za parę godzin miało zacząć zmierzchać.

- Musze ci powiedzieć Saro, że gdyby nie ja Videl dziś by zginęła wraz z zakładnikami - zaczął cicho - Dziś byłem prawdziwym bohaterem.

Spojrzałam na niego z zainteresowaniem. W sumie to byłam niemal zaskoczona. On leżał i wpatrywał się w niebo swoimi dużymi czarnymi oczami, a ja obserwowałam. Był niczym złoto, każdego chciał ocalić. Teraz jakbym czuła, że nie jestem już jedyną jego przyjaciółką, że szuka nowego. Zrobiło mi się niemal przykro, ale przecież musiałam być w błędzie, prawda? Mnie także uratował, dwa raz był gotowy zginąć by mnie ocalić, a to co wydarzyło się na Vitani wciąż było dla mnie niezrozumiałe. Wydawało mi się, że po prostu nie był tam sobą, tak do końca.

- Mam coś na twarzy? - zapytał Gohan.

Spoglądał na mnie równie z dziwną miną. Ja zrobiłam głupią, niemal spłoszonej wiewiórki i odwróciłam wzrok. Aż głupio było mi przyznać, że pomyślałam iż nasza przyjaźń się wypala.

- N-nie - pisnęłam pospiesznie - Tak się zamyśliłam, nic wielkiego.

Chłopak jeszcze przez chwilę wpatrywał się we mnie jak w zagadkę, a następnie poprosił o szczegółową opowieść z udziałem natrętnego blondyna. Nie pominęłam ani odrobinki. Całe zajście wciąż miałam przed oczami. Po raz pierwszy przywaliłam zwykłemu śmiertelnikowi i w dodatku posłałam go do szpitala. Prawdopodobnie mógł prędko nie wrócić na zajęcia. Pomimo tego, że Son Gohan był zły jak usłyszał tę opowieść z ust Erasy, tak teraz nie było po tym gniewie śladu.

- W sumie to żałuję, że tego nie widziałem - odparł w końcu z uśmiechem na twarzy - Pewno to było równie zaskakujące jak moja gra w baseball.

- Owszem, była - mrugnęłam do niego.

Teraz byłam pewna, że między nami nic się nie zmieniło. To znaczy, że wciąż jestem przyjaciółką numer jeden. I nie miałam zamiaru tego miejsca stracić.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.