Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

W samą porę

Autor:Badjuk
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fikcja, Horror, Komedia, Mistyka, Obyczajowy
Dodany:2013-04-11 21:19:11
Aktualizowany:2013-04-11 21:19:11


Utwór jest mojego autorstwa. Nie wyrażam zgody na kopiowanie go w całości itd.


- Może jeszcze ciasta? - z nie udawaną życzliwością zapytała gosposia Frings.

- Tak, poproszę - bez większego namysłu odpowiedział Pan Foley.

Pani Frings podeszła do stoliczka na którym stała patera z misternie ułożonymi kawałeczkami ciasta drożdżowego.

Gosposia Frings. Miano gosposi nijak się miało do jej powierzchowności. Szczupła, wysoka, o szlachetnych rysach kobieta w średnim wieku. Być może w jej żyłach płynęła szlachecka krew. Czasem ludzie mają w sobie na tyle odwagi, by wybrać sobie „lżejszy” los i zostają być może tak jak Pani Frings gosposią.

Pan Foley lekko się uniósł z niewygodnego, wyściełanego krzesła, które można by z łatwością nazwać fotelem z zaściankowego rodu foteli. Podziękował serdecznie za tak wspaniały gest. A przyznać trzeba że było za co dziękować - wspaniałe ciasto drożdżowe etatowej gosposi domu Państwa Routledge’ów, to coś co zasługiwało na swoje miejsce w rejestrze patentów.

Lecz mimo znajomości przepisu na ten specjał, nikomu oprócz Pani Frings nie udawało się dokonać tego wypiekowego cudu. Całość prezentowała się dość pospolicie - ot... zwykła drożdżówka. Lecz już w samej kruszonce drzemała wielka moc wspaniałego smaku, jaki czekał na smakosza wypieków.

- Jest Pan umówiony na 16:14 z Panem Routledge?

Wskazówki pokaźnych rozmiarów zegara kredensowego wskazywały godzinę 15:38.

- O, tak. Przepraszam najmocniej że zjawiłem się za wcześnie. Lecz kolej nie kursuje na indywidualne życzenie pasażerów.

- Rozumiem, oczywiście. Proszę się nie przejmować. Nie będzie musiał pan dłużej czekać, niż do wyznaczonej godziny. - odparła ze spokojem gosposia.

- Ach, tak?

- Tak, oczywiście, Pan Routledge jest człowiekiem niebywale punktualnym.

- Heh, większość kulturalnych osób jest punktualnych. - z widocznym zażenowaniem odpowiedział gość domu Państwa Routledge.

- To coś więcej, niż zwykła punktualność - w głosie gosposi Frings pojawiła się nuta zagadkowości.

- Co Pani chce przez to powiedzieć?

- Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek Pan Clive był się spóźnił.

- Niesamowite... ależ to przecież nie możliwe. - po krótkim namyśle rzekł Pan Foley.

- Dlaczego Pan tak uważa?

- Przecież jest masa czynników, które mogą przeszkodzić człowiekowi w realizacji jego najdokładniej przemyślanych planów.

- ‘Czynników’? Co dokładnie ma Pan na myśli? - Zapytała z obojętnością gosposia Frings, jednocześnie poprawiając mankiecik swojej koszuli.

- Różne rzeczy mogą się przydarzyć, na przykład odjazd pociągu może się opóźnić.

- To możliwe, ale na plany Pana Clive’a Routledge’a nie miało to nigdy wpływu. - powiedziała szlachetna podpora porządku domowego.

Słowa te wypowiedziała z takim przekonaniem, jak gdyby mówiła o słońcu które codziennie wschodzi i zachodzi nad zamglonym miasteczkiem, którego mieszkańcami byli domownicy rezydencji Państwa Routledge.

- I zawsze jest wszędzie na czas?

- Tak, jeśli zaplanował z panem spotkanie, to z pewnością będzie na godzinę którą obiecał.

W głowie Pana Foleya kłębiła się nieodparta pokusa pokrzyżowania planów Panu Clive’owi. - To nie możliwe, nikt nie może być aż tak poukładany w czasie. Nikt. - Myślał i zagryzał wargi z poirytowania.

Niewygodny fotel stawał się coraz mniej przyjazny dla Pana Foleya.

Gosposia Frings kątem oka spojrzała na swojego gościa. Blada twarz i rozbiegane oczy zdradzały niepokój połączony z intensywnym rozmyślaniem, nad tym jak zasiać ziarno chaosu w życiu pana Routledge’a. Choćby raz w życiu.

Dochodziła godzina 16:00. Pan Foley wstał nagle ze swojego dotychczasowego miejsca spoczynku. Wlepił oczy w ścianę, przy której stała etażerka, na której znajdowały się fikuśne bibeloty z porcelany. Element niezbędny do właściwego funkcjonowania życia mieszkańców domu Routledge’ów. W każdym bądź razie, tak uważała żeńska część domostwa.

- Formularz umowy!

- Co proszę? - wyrwana z zadumy zapytała Pani Frings.

- Formularz umowy, ten który miał podpisać Pan Routledge! Został na peronie! - nie zmieniając tonu swojego głosu wyartykułował Pan Foley.

- Wybaczy Pani...

To były ostatnie słowa, przed tym gdy jak pocisk Foley opuścił dom Routledge’ów.

Jeszcze przez chwilę, gosposia stała i patrzyła w kierunku w którym udał się jej rozmówca.

- Świetnie, to ci dopiero. Ciekawe, co na to powie „Pan Punktualny”? To mu pokrzyżuje plany na jakiś czas. Heh, umowa... umowa poczeka. - ciesząc się w głębi pomyślał Foley i poprawił formularz umowy pod serdakiem. - Znajdzie się inny inwestor.

Gdy zegar leniwie przesunął swoje dumne wskazówki, tak że wskazywały dokładnie godzinę 16:14, Pani Frings podeszła do okna i zaczęła wyglądać z niepokojem gospodarza domu.

Kiedy przeszła do salonu aby upewnić się czy na zegarze widnieje godzina powrotu Pana Routledge’a, ktoś zapukał do drzwi frontowych.

- To na pewno nie Pan Clive - pomyślała gosposia. - On nigdy nie puka do drzwi własnego domu. Foley? Nie, przecież by nie zdążył wrócić ze stacji kolejowej w parę minut. - doszła błyskawicznie do wniosku.

W zasadzie nie było się nad czym zastanawiać, sama droga na stację zajmowała około siedemnastu minut.

Przed drzwiami stał kurier, który zwrócił się do Pani Frings - Depesza od Pana Routledge’a.

Doręczyciel jeszcze przez chwile po wręczeniu depeszy, zaczął czegoś szukać w swojej wielkiej rzemiennej teczce przewieszonej przez ramię. Po chwili odrzekł - To wszystko.

- Dziękuję.

- Do zobaczenia.

Odwróciwszy się na pięcie podszedł do swojego wysłużonego roweru pomalowanego czarną farbą. Odepchnąwszy się dwa razy stopą, od błotnistej nawierzchni drogi, oddalił się, chwiejąc się niczym akrobata spacerujący po linie.

Gosposia obróciła list dwa razy w swoich bladych dłoniach, które przecinała błękitna siateczka żyłek. Z rozklekotanej szuflady w kuchni wyciągnęła poczerniałe nożyce krawieckie i odcięła skraj koperty.

„Droga Violet. Zjawię się w czwartek (tak jak zaplanowałem). Przyjmij należycie Pana Foley’a, który jest moim partnerem w interesach. Zjawi się zapewne przed godziną szesnastą czternaście, na którą jesteśmy umówieni w czwartek. Nie poinformowałem Cie o tym fakcie, gdyż umówiliśmy się na spotkanie telefonicznie.

Pozdrawiam

Clive Routledge”

Gosposia Frings schowawszy list do kieszeni fartucha podeszła do kalendarza.

- Oczywiście... Dziś jest środa... - wyszeptała.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż wszystkie komentarze

Brak komentarzy.