Opowiadanie
STUDIO GHIBLI. Miejsce Filmu animowanego w japońskiej kulturze - recenzja
Autor: | Sulpice9 |
---|---|
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2013-02-01 15:56:07 |
Aktualizowany: | 2013-02-01 17:01:07 |
Tytuł: STUDIO GHIBLI. Miejsce Filmu animowanego w japońskiej kulturze
Redakcja: Joanna Zaremba-Penk i Marcin Lisiecki
Recenzenci: Prof. dr. hab. Waldemar Deluga i dr. hab. Marek Jeziński, profesor UMK
Wydawnictwo: Kirin
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 364
Cena: 45-50 zł
Dodatki: rozdział o Muzeum Studia Ghibli, rozdział o historii japońskiej animacji, noty biograficzne, streszczenia po angielsku, filmografia
W końcu doczekaliśmy się książki w wyczerpujący sposób przedstawiającej najsłynniejsze japońskie studio anime oraz jego produkcje. Pozycja ambitna i inteligentnie napisana - pytanie, czy do końca udana.
Zespół naukowców pod redakcją Joanny Zaremby-Penk i Marcina Lisieckiego podjął się tytanicznego wysiłku analizy wszystkich filmów studia Ghibli, od Nausicaä z Doliny Wiatru (nie jest to oficjalny film studia, lecz dzięki niemu Hayao Miyazaki i Isao Takahata mogli rozpocząć pracę na własny rachunek) do Ponyo.
Układ książki jest prosty i logiczny - najpierw wstęp i bardzo udany artykuł dotyczący historii japońskiej animacji. Następnie Jerzy Malinowski oprowadza nas po Muzeum Ghibli, a zanim przejdziemy do analizy filmu Nausicaä…, możemy przeczytać jedyny niepolski rozdział - artykuł o szarej eminencji studia, producencie Toshio Suzuki.
Częścią najważniejszą zbioru jest osiemnaście rozdziałów poświęconych siedemnastu filmom (Szumowi morza poświęcono aż dwa artykuły). Jak łatwo się domyślić, bardzo ciężko jednoznacznie ocenić książkę jako całość, gdyż poszczególne eseje prezentują skrajnie różny poziom.
Mój sąsiad Totoro w Japonii utraconej niczym specjalnym mnie nie zaskoczył (nie licząc może objaśnienia tego, czy innego japońskiego konwenansu). Całość potraktowano jako lekki film dla dzieci, którego fenomen pozostaje niewytłumaczalny (albo niewytłumaczony, bo autorka nie spróbowała przybliżyć czytelnikom magii tkwiącej w tym arcydziele). Niewiele ciekawszy jest esej O poszukiwaniu własnej tożsamości - Ruchomy zamek Hauru. Zamiast przeanalizowania głębokich, zawoalowanych prawd o naturze ludzkiej, godności starzenia się i niespełnionej miłości, dostaliśmy coś w rodzaju: „Miyazaki dopowiada Jones. Książka i film różnią się od siebie, ale jednocześnie uzupełniają. PS - to wszystko zwykła bajka bez drugiego dna”.
Całkiem znośny (acz niewybitny) jest rozdział Alicja i Konfucjusz w krainie bogów. Bogactwo kulturowe współczesnej Japonii w filmie Spirited Away. Autorka umiejętnie ukazała najbardziej oczywiste aspekty filozoficzne filmu, szkoda tylko, że nie pokusiła się o prezentację bardziej kontrowersyjnych i rzadszych interpretacji (choć trzeba przyznać, że o samym tylko Spirited Away można by napisać książkę). I szczerze powiem, nie wiem co sądzić o Grobowcu świetlików (Czy wypada płakać na Grobowcu świetlików?). Z jednej strony autor pisze rzeczowo i inteligentnie, ale w całości skupia się na schemacie znanym nam z przyjaźni polsko-niemiecko-rosyjskiej: jak oni mogą pisać o cierpieniu podczas wojny, kiedy byli tak naprawdę agresorami?
Jedynym „hitem”, który prezentuje znakomity poziom jest rozdział poświęcony Księżniczce Mononoke (Księżniczka Mononoke Hayao Miyazakiego jako opowieść o skutkach cywilizacji). Po pierwsze rozdział został napisany przez fana anime dla fanów anime (to widać na każdej stronie), po drugie autorka zdecydowała się zawrzeć tu sporo własnych przemyśleń, z którymi kilka jest naprawdę oryginalnych. I właśnie w tym wypadku dostałem to, czego oczekiwałem od wszystkich rozdziałów - nowego spojrzenia, ciekawych interpretacji, szerszego (w tym przypadku j e s z c z e szerszego) spojrzenia na film. Wciągające dwanaście stron do których na pewno będę wracał.
Za największy atut książki należy uznać rozdziały o filmach „trochę mniej znanych”. Przede wszystkim muszę pochwalić Katarzynę Kulpińską za świetną analizę Podniebnej Poczty Kiki (aczkolwiek może być nieco za długa na jeden raz i czasem przypomina eseje S. Zizka z Drugiej śmierci opery), niesamowicie głęboki esej o Ponyo - przyznam, że po obejrzeniu filmu nie dostrzegłem aż tylu głębokich, filozoficznych zagadnień, które odnalazł pan Marcin Jaworski.
Jednak palmę pierwszeństwa otrzymuje ode mnie esej na temat filmu Laputa - zamek w przestworzach. Wśród moich przyjaciół i znajomych opinie na temat Laputy… są podzielone: jedni widzą w nim kiks mistrza, inni (i ja się do nich zaliczam) doskonały film rozrywkowy w klimacie steampunkowego płaszcza i szpady. Lecz pani Adriana Wosińska przekonała mnie, że ten film ma głębsze, filozoficzne przesłanie, a Laputa - zamek w przestworzach odnosi się do wartości nie tylko wschodnich, ale i chrześcijańskich (porównajcie sobie zamek Laputa z Wieżą Babel Pietera Bruegela).
Ogólne wrażenia po lekturze? Zadziałała stara zasada, że łatwiej wspiąć się na szczyt, niż się na nim utrzymać. Do najbardziej nieudanych rozdziałów na pewno zaliczyłbym eseje dotyczące filmów znanych i powszechnie szanowanych albo tych, które odniosły spory sukces finansowy (mój ulubiony Ruchomy zamek Hauru nie zalicza się do filmów „powszechnie lubianych”). Przyznaję, w kilku miejscach książka mnie rozczarowała, gdzieniegdzie znudziła i czasem cieszyłem się, że przechodzimy do następnego filmu. Jednak teksty, które przyciągnęły moją uwagę, trzymają w napięciu i zadowolą najwybredniejszych. Polecam tę książkę miłośnikom studia Ghibli - Ci którzy kochają anime, a nie przepadają za twórczością Hayao Miyazakiego i Isao Takahaty (albo widzieli dwa lub trzy najbardziej znane filmy) raczej nie mają tu czego szukać.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.