Opowiadanie
Wielka kolekcja komiksów Marvela
Wolverine
Autor: | Chudi X |
---|---|
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Recenzja, Komiks |
Dodany: | 2013-04-07 21:23:23 |
Aktualizowany: | 2013-04-27 18:33:23 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Seria: Wielka kolekcja komiksów Marvela
Numer tomu w serii: 04
Tytuł: Wolverine
Scenariusz: Chris Claremont
Rysunki: Frank Miller
Wydawca: Hachette Polska
Przygotowanie polskiego wydania: Mucha Comics
Format: B5
Rok wydania: 2013
Na czwarty tom Wielkiej kolekcji komiksów Marvela składają się zeszyty limitowanej mini-serii Wolverine wydane w USA w na przełomie września i grudnia 1982 roku. Warto zaznaczyć, że podczas pierwszych prób publikacji kolekcji w Polsce, jej czwartą i ostatnią zarazem częścią był Upadek Avengers. Wpływ na zmianę kolejności wydawanych tomów miała najprawdopodobniej ankieta dodawana do The Amazing Spider-Man: Powrót do domu. Sam Wolverine nie jest też nowością na rodzimym rynku wydawniczym, bowiem trafił do naszego kraju po raz pierwszy w 2004 roku za sprawą wydawnictwa Egmont.
Fabuła przedstawia się wyjątkowo prosto: Wolverine zaskoczony faktem, że listy, które wysłał swojej ukochanej, Mariko, wróciły do niego nieotwarte postanawia się z nią skontaktować. Niestety, wszystkie próby zawodzą, dlatego bohater osobiście udaje się do Japonii w celu rozwiązania problemu. Na miejscu dowiaduje się, że nie jest mile widzianym gościem, a Mariko wyszła za innego mężczyznę, aby spłacić dług zaciągnięty przez jej ojca. Zdenerwowany tym faktem Wolverine postanawia wziąć sprawy w swoje ręce.
Recenzowany komiks jest klasyczną historią akcji pełną ogranych schematów. Miłośnicy opowieści tego typu znajdą w nim pościgi, spiski, pojedynki, strzelaniny, przelewającą się krew i zdrady na wszystkich płaszczyznach życia bohaterów. Nie zabrakło również pociągającej za sznurki grubej ryby przestępczego półświatka oraz zakochanej i wojowniczej kobiety stojącej po obu stronach barykady, a wszystko to z wielką miłością w tle. Pisząc scenariusz komiksu, Chris Claremont starał się zmienić ówczesne oblicze tytułowego bohatera. Dziki zwierz, którym do tej pory był Wolverine tłumi narastające w nim mordercze instynkty, musi walczyć o utraconą miłość w niecodzienny dla niego sposób, co prowadzi do konfliktu osobowości. Taka próba ukształtowania herosa może przekonać do niego nawet najbardziej zażartych przeciwników, którzy w końcu dostrzegą w „Rosomaku” coś więcej niż maszynę do zabijania.
Z punktu widzenia większości współczesnych odbiorców kultury masowej, strona graficzna komiksu ma spore szanse na zyskanie miana przestarzałej. Projekty postaci, tła, wnętrza budynków są bardzo proste i nieskomplikowane. Narysowane zostały dobrze, bez zbędnych szczegółów i udziwnień. Pojawiają się również kadry, które swym wyglądem zaprzeczają dwóm poprzednim zdaniom, jednak jest ich zdecydowanie mniej. Generalnie rzecz biorąc, Wolverine w żaden sposób nie odbiega od standardów rysunku innych komiksów Marvela publikowanych w podobnym okresie czasu.
Tomik został wydrukowany na kredowym papierze, ma twardą oprawę i szyte, kolorowe strony. Niestety, brak numeracji nadal rzuca się w oczy i śmiało można stwierdzić, że taki stan rzeczy utrzyma się do końca serii. Wśród dodatków znajdziemy galerię ukazującą zmiany w wyglądzie tytułowego bohatera zachodzące na przełomie lat, historię jego narodzin, kilka słów od scenarzysty oraz reklamę innych komiksów Marvela zatytułowaną „polecane lektury”.
Pod względem językowym polskie wydanie prezentuje się bardzo dobrze. Niestety, nie obyło się bez kilku błędów, które dostrzegą jedyne osoby w jakiś sposób związane z kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni. Część zdań została zapisana po japońsku w wersji rōmaji. W niektórych dymkach padają pojedyncze słowa pochodzące z języka japońskiego. To właśnie do nich wkradło się najwięcej literówek. Zamiast słowa „boken” (drewniany miecz wykorzystywany podczas treningów) dostaliśmy wersję „bokan” (w tłumaczeniu na polski „walnąć” lub „grzmotnąć”). „Konban wa” (dobry wieczór) zapisano jako „Komban-wa” czy w końcu „gaijin” (określenie obcokrajowców) w wersji „gagin” (co najlepsze, takie słowo w języku japońskim istnieje i oznacza „zagraniczny bank”). Trafił się też błąd, który zauważą również „zwykli” czytelnicy. Na jednej ze stron imię „Mariko” zostało zapisane w wersji „M’iko”.
Jedno jest pewne, Wolverine nie zadowoli osób, które szukają powieści ilustrowanych wybijających się ponad utarte schematy i wielokrotnie wykorzystywane motywy. Czytelnicy, którzy od czasu do czasu lubią sięgnąć po coś lekkiego, niezobowiązującego i z góry przewidywalnego śmiało mogą dać szansę recenzowanej pozycji. W 2011 roku za sprawą wydawnictwa Marvel i studia Madhouse powstało dwunastoodcinkowe anime będące adaptacją komiksu (oczywiście nie obyło się bez zmian względem pierwowzoru). Miłośnicy japońskiej animacji, którym spodobał się serial też mogą spróbować swoich sił. Istnieje spora szansa, że lektura Wolverine’a będzie dla nich strzałem w dziesiątkę.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.