Opowiadanie
W imieniu Ziemi - recenzja gry
Autor: | Grisznak |
---|---|
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Recenzja, Gry (Planszowe) |
Dodany: | 2013-02-24 09:58:58 |
Aktualizowany: | 2013-06-22 14:46:58 |
Tytuł: W imieniu Ziemi
Wydawca: Simulations prod
Rok wydania: 1981
Autor: Nick Carp
Wydanie polskie: Encore
Ilość graczy: 1-2
Gatunek: taktyczna, science fiction
Rozszerzenia: brak
Strategiczna gra planszowa dla jednej osoby? Brzmi dziwnie, by nie rzec - niedorzecznie. O ile bowiem sama idea planszówki dla samotnego strzelca nie jest czymś szczególnie niezwykłym (vide Odkrywcy Nowych Światów), tak gra sensu stricto strategiczna, polegająca na starciu dwóch frakcji, nie wydaje się czymś, czym mogłaby się bawić jedna osoba. Coś, co nie stanowi problemu przy grach komputerowych, na planszy wydaje się niewykonalne. Niemniej, taka próba została podjęta, co więcej, gra ta ukazała się w Polsce. Jej oryginalny tytuł brzmiał Rescue from the Hive, zaś w wersji polskiej, wydanej przez firmę Encore - W imieniu Ziemi.
Czas akcji gry, to odległa przyszłość, w której ludzkość nawiązuje pierwszy kontakt z obcą, przypominająca owady cywilizacją Znonów. O dziwo, kontakt nie kończy się wojną, jak można by przypuszczać. Obie rasy nawiązują stosunki dyplomatyczne, jednak nie wszystkim się to podoba. Statek, którym podróżują ziemski ambasador i jego córka, zostaje porwany przez grupę znońskich ekstremistów, którzy w zamian za uwolnienie zakładników wysuwają absurdalne żądania. Ziemia, która nie ma zamiaru ulegać presji, wysyła oddział antyterrorystyczny z zadaniem jest odbicie porwanych. Komandosi muszą dotrzeć na miejsce i wykonać zadanie, zanim kosmiczny krążownik obcych wejdzie w nadprzestrzeń. Ich atutami są siła ognia oraz zaskoczenie. Rasa Znonów z kolei jest liczniejsza i walczy na swoim terenie. Im wystarczy przeciągnąć walkę na tyle długo, aby statek uciekł poza strefę działania ziemskich statków.
Na pierwszy rzut oka W imieniu Ziemi zapowiada się na dość typową grę taktyczną. Mamy dwie frakcje, stosunkowo nieduży obszar zmagań i zadania do wykonania. Plansza o wymiarach 26 (a nie 30, jak podano w instrukcji) na 42 centymetry przedstawia statek obcych, tor etapów gry oraz sześć promów transportowych, które służą do przewozu Ziemian. Planszę wydano na kartonie, co sprzyja jej trwałości - mimo swoich dwudziestu lat wciąż wygląda jak nowa. Statek obcych ma kształt rury, co zaznaczono poprzez możliwość przechodzenia korytarzami z jednego boku planszy na drugi. Składa się on z sześciu identycznych sekcji zwanych gniazdami, rozdzielonych korytarzami (normalnymi i kolistymi) oraz z sekcji dziobowej, zawierającej dwie siłownie, śluzę powietrzną i baterie dział laserowych. Plansza, choć dość schematyczna, jest jednocześnie czytelna i wygodna w użytkowaniu. Żetony (blisko setka) prezentują dość wysoki standard - są sztancowane, grube i lakierowane, co w grach Encore było rzadkością. Niestety oprawa graficzna nie dorównuje jakości wydania. Mówiąc prosto, grafiki na żetonach są zwyczajnie brzydkie. Myślę, że nawet lepiej by było, gdyby były bardziej schematyczne. Zastosowano tu natomiast ciekawy zabieg - żeton strzelca jest podwójny, po jednej stronie mamy dwóch żołnierzy, po drugiej - jednego. W zależności od tego, ilu kupimy, obracamy żeton na taką stronę. Na sam koniec, okładka - bardzo ładna i znacznie przewyższająca graficzny koszmarek, który zdobił angielski oryginał.
Instrukcja zawiera dziesięć stron dość drobnego tekstu, z czego dwie ostatnie strony to opis wersji dla jednego gracza. W tym wariancie dowodzi on siłami ludzkimi, zaś Znonów kontroluje los, określany przy pomocy kostki i szeregu tabel. Zasady w wersji normalnej nie są szczególnie skomplikowane (jak na tamte czasy), choć jest ich sporo, bo gra daje obu graczom szereg narzędzi do wykorzystania. Znonowie mogą korzystać z urządzeń statku, stawiać pułapki i rozmnażać się. Ludzie zaś mogą wybrać, czy wolą odbić zakładników i uciec, czy po prostu wybić wszystkich wrogów i uszkodzić statek do tego stopnia, że jego odlot w nadprzestrzeń stanie się niemożliwy. Zniszczenie dział laserowych zapewne zajmie sporo czasu, ale z kolei zapewni bezpieczny powrót. Zresztą, jak rzadko kiedy w takich grach, tu bardzo dużo można zadecydować przed rozpoczęciem gry - każdy z graczy dostaje bowiem do dyspozycji pulę punktów, kupując za nie jednostki, którymi będzie dowodził. Daje to możliwość rozegrania każdej gry w nieco innej konfiguracji. Jeśli chodzi o jednostki, ludzie mają do dyspozycji komandosów, inżynierów (działających jak saperzy) i zwiadowców (szybcy, ale słabi), zaś Znonowie - wojowników, robotnice (słabe, za to liczne) i królowe (powolne i słabe, ale za to mające zdolności telepatyczne).
Rozgrywka toczy się dość dynamicznie, oczywiście pod warunkiem opanowania zasad, co na początku nastręcza pewnych trudności. Każda jednostka ma kilka punktów ruchu, które może przeznaczyć na poruszanie się, walkę wręcz lub strzelecką, ucieczkę, otwieranie drzwi, niszczenie urządzeń itd. Po opanowaniu kosztu wszystkich akcji (opisanych w tabeli), gra staje się w miarę płynna. Podczas rozgrywki jako takiej korzystamy tylko z dwóch tabelek - walki i kosztów akcji, z pozostałych trzech - kosztów jednostek, obrony laserowej i zniszczeń statków przyjdzie nam skorzystać tylko raz podczas partii. Inaczej jest podczas gry solo. Tu dochodzi sześć tabel, dzięki którym gracz określa działania Znonów - jest to dość męczące, a na dodatek akcje Znonów są tu na tyle losowe i absurdalne, że trudno doszukać się w nich taktyki. Zarazem, jest tu jakaś logika - tylko tak chyba można, przynajmniej w pewnym stopniu, zaskoczyć ludzkiego gracza. Mimo to, wariant gry solowej uważam zaś średnio porywający.
W imieniu Ziemi jest po prostu grą solidną. Gdyby nie wspominana wyżej możliwość gry solo, zapewne nie wyróżniałaby się ona szczególnie spośród wielu innych, wydanych w latach osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych przez Encore. Dodajmy, gwoli ścisłości, że jak większość, była ona jedynie „polską wersją” oryginału, wydanego w 1981 przez Simulations Publications, Inc. Oczywiście, w polskim wydaniu nie ma o tym nigdzie ani słowa. Brakuje jej klimatu, który miały takie tytuły jak Odkrywcy Nowych Światów lub Bogowie Wikingów, przez co nie wspominam jej jakość szczególnie czule, a z drugiej strony - może dzięki temu właśnie do dziś zachowała mi się na półce w tak dobrym stanie?
Pamiętam tę grę i to chyba oznacza, że jestem bardzo stara :P