Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Slayers - Droga Niepokoju

Adorator! Co nas jeszcze czeka?

Autor:Miya-chan
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy, Komedia, Przygodowe
Dodany:2005-07-04 20:37:43
Aktualizowany:2005-07-04 20:37:43


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Jako że zaczęłam gnębienie masowe na łamach najprawdziwszej strony internetowej, odważnie podaję mój adres, żebyście mogli wysłać mi kwiaty ;> Oto on: star_miya@poczta.onet.pl - gotowi? Nieee? Tym lepiej... ;>>>

Odcinek 9 - ADORATOR! CO NAS JESZCZE CZEKA?

Kobieta uśmiechnęła się z ironią na widok barwnie odzianego mężczyzny o rozwianych wielobarwnych włosach. Zaskoczyło go to - oczekiwał, że będzie przestraszona.

- Myślisz, że jestem tu sama? - spytała kobieta - Mogę w każdej chwili zawołać straże!

- Myślę, że jesteś - stwierdził Thane - Ten stos trupów nie przybiegnie na twoje wezwanie.

Zacisnęła zęby by nie pokazać strachu.

- Nie złamiesz mnie! - wycedziła. On tylko dał znak ręką i obok pojawiła się wierna Maris.

- Zrobiłam to o co... prosiłeś - rzekła cicho. Podszedł do niej i mocno, brutalnie ją pocałował. Potem odwrócił się do niczego nie rozumiejącej kobiety, a w jego oczach błysnęło szaleństwo.

- No to teraz, pani - zaczął - porozmawiamy sobie inaczej...

***

- Chyba wreszcie dochodzi do siebie! - Amelia i Gourry pochylili się nad Sylpheel, która właśnie otworzyła oczy i odruchowo zarumieniła się na widok obiektu swych westchnień.

- Panno Sylpheel, tyyyle się wydarzyło kiedy pani spała! - emocjonowała się księżniczka - Niech panna Lina pani opowie!

Lina siedziała oparta o drzewo i patrzyła gdzieś w dal nieobecnym wzrokiem.

- Chyba jeszcze nie doszła do siebie po tej eksplozji mocy - zawyrokował Zelgadis - Nigdy czegoś takiego nie widziałem...

- A o co chodzi? - spytał Gourry.

****************GLEBA*****************

- To było zaklęcie ze świątyni bogini życia - odezwała się nagle Lina - "Śmiertelny Strumień Życia". Pobiera energię ze wszystkiego, co żyje dookoła. Z roślin, zwierząt, ludzi... nawet z powietrza... Najlepiej użyć go gdy nie ma się już własnych sił, inaczej skumulowana moc może zwrócić się przeciwko rzucającemu - mówiła cicho.

- Ale tam było tak mało tego... - powiedział Gourry.

Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na niego z podziwem - czasem i on potrafił powiedzieć coś rozsądnego. Fakt, postronna osoba może by nic nie zrozumiała z tej nieskładnej mowy, ale oni wiedzieli o co chodziło wojownikowi.

- Gourry ma rację - rzekł wreszcie Zel - Ta dolina była jak wymarła. Skąd wzięłaś energię, Lino?

Nie odpowiedziała. Znowu zapatrzyła się w dal i myślała intensywnie o tym zaklęciu i o mocy która wtedy w nią wstąpiła i sama tego nie rozumiała ale czy powinna im o tym powiedzieć

- ...się tam zatrzymać, nie uważa pani? Panno Lino? Panno Lino!

Czarodziejka drgnęła i spojrzała na Amelię zdziwiona.

- Śni pani na jawie? Mówiłam, że niedaleko stąd jest miasto, pełne najlepszych hoteli i restauracji.

- SERIO?? - Lina powróciła na dobre do rzeczywistości i zerwała się na równe nogi, jednak zaraz nabrała podejrzeń - i pewnie trzeba tam wejść w parze albo w przebraniu, co?

- Nnnie... ale...

- Ale coś tam straszy, tak? - dopytywała się Lina.

- No... tak... - księżniczka westchnęła - Jakieś trzęsienia ziemi, tajemnicze odgłosy spod ziemi... W sumie krzywdy to nie robi, ale spać czasem nie daje. I powoduje mdłości, gdy ktoś jest akurat po posiłku i nagle ziemia się zatrzęsie. ^ ^'''

- E tam, ja mam żołądek ze stali, idziemy do tego miasta!!

- Ale to opóźni nasze dotarcie do Wyroczni - zaniepokoił się Zel.

- Z pustymi brzuszkami i niewypoczęci będziemy na pewno szli dłużej i w dodatku panna Lina będzie marudzić - szepnęła mu Amelia - Lepiej się zgodzić...

- Słyszałam to, Amelio!! Ja nigdy nie MARUDZĘ!!!!!

- No dobrze, w takim razie zrzędzisz - rozstrzygnął Gourry - To jak, idziemy?

- FAJEEERBALL!!!!!!!!!!

- Ha ha ha, a ja się już nie boję!! - Gourry wyciągnął Samirenn i już miał odbić zaklęcie, gdy nagle Zel zaczął wyrywać mu miecz z rąk.

- Gourry, daj mi ją potrzymać, chociaż na momencik!!!!!

- Spadaj, napaleńcu! Nie nooo, druga Lina! Niech go ktoś stąd zabierze!!!

- FAJEEERBALL!!!!! - Lina skorzystała z okazji i trafiła w obu - A teraz ruszamy do miasta!!

Wieczorem dotarli do Perndale. I od razu stwierdzili, że było to najnormalniejsze miasto jakie ostatnio spotkali - w porównaniu z nawiedzoną osadą pełną zielonych kwiatków, przytłaczającym naukową atmosferą Isane i Honeymoon (bez komentarza ;P), prezentowało się sympatycznie i można tu było odpocząć od problemów. Przechodnie serdecznie pozdrawiali przybyszów. Żadnej sztuczności, póz i kiczu. Po prostu byli mili.

- Tak tak, my jesteśmy mili, tu w Perndale - roześmiała się pulchna właścicielka "Stołówki u Cioci Ellie", gdzie zatrzymali się na posiłek - Przepełnieni radością życia, którą zaraził naszych przodków założyciel tego miasta. Na długo się tu zatrzymacie, złociutcy? Linko, może jeszcze pączka, bo taka jesteś chudziutka i mizerna, dziecinko.

Lina niezupełnie się z tym zgadzała, ale pączka wzięła z chęcią (hiehiehie...).

- Właściwie nie, zmierzamy do Wyroczni - odpowiedziała - Co nas może czekać w drodze?

- Wyrocznia? O bogowie, stare czasy... - wzruszyła się Ciocia Ellie - Możecie iść przez góry, ale to wyczerpująca i niebezpieczna trasa. Jest też droga prowadząca bezpośrednio do najwyższego szczytu. Ale co ja wam tu gadam, pewnie zmęczeni jesteście, najlepiej idźcie w lewo na rynek, skręćcie przy pomniku w prawo, potem trzecia uliczka znowu w prawo, lipową alejką prosto, w lewo przy dwunastej lipie i tam jest taki mały hotelik pełen poszukiwaczy przygód... - umilkła, bo towarzystwo wydawało się nieco skołowane jej wyjaśnieniami - Albo po prostu nadstawcie uszu, a sami usłyszycie gdzie to jest. Dobranoc, złociutcy!

- O co jej chodziło? - spytał Gourry gdy dotarli do rynku. Ale po chwili rzeczywiście usłyszeli coś z oddali. Śpiew, który tam, skąd dobiegał, musiał być niezwykle głośny: "Każdej nocy, całe noce ciebie widzę..." Postanowili iść za tym głosem. Po 10 minutach doszli do kilkupiętrowego budynku, pod którym stał jakiś człowiek i śpiewał teraz donośnym głosem: "ZOOOSTAAAŃMY RAZEM, ZOOOSTAAAŃMY RAZEM, ZOOOSTAAAŃMY RAZEM, JA I TYYYYYY!!!!!!" Śpiewałby nawet ładnie, gdyby tylko się tak nie wydzierał... Lina zaczęła się zastanawiać czemu szyby w tym hotelu jeszcze nie wyleciały z okien. Było już ciemno, użyła więc czaru światła i w niestrudzonym śpiewaku rozpoznała... sir Wellyna Hawkwinga!

- Dobry wieczór, Wellyn - powiedziała ciepło Sylpheel, odwracając jego uwagę od jakże zajmującej czynności ;P.

- Zaiste dobry, albowiem widzę was tutaj, przyjaciele! - ucieszył się rycerz - A jeszcze lepszy, skoro spotkałem damę, która skradła me serce!

- A ty złapałeś ją i je odebrałeś! - domyślił się Gourry.

- Eee... nie... - zazwyczaj elokwentny Wellyn zaniemówił.

- No jak to, chyba bez serca nie chodzisz?

************GLEBA*************

- Ej, a wy co? Nie wiecie że bez serca się umiera? Zresztą może ja się mylę... - Gourry zdezorientowany podrapał się w głowę, a po chwili dostał po niej od Liny.

- Tak się tylko mówi, głupolu!! - syknęła. W tej samej chwili usłyszała znajomy głos:

- No proszę, więc i wy tu dotarliście? ;D - zaskoczona Lina spojrzała w górę. Na szerokim parapecie okna na drugim piętrze siedziała Xella-Medina i machała do nich radośnie.

- A otóż i ma dama, której śpiewam w głos! - pochwalił się Wellyn.

- ........................................ - straszliwa cisza zapanowała.

- To ONA jest twoją damą??? - spytał Zel głucho. Lina natomiast zaczęła śmiać się jak szalona.

- Owszem, od kiedy uratowałem ją z rąk niecnych zbójców, nie mogę nacieszyć się jej urodą i uduchowieniem... - rycerz spojrzał w górę cielęcym wzrokiem.

- Słuchaj, Wellyn - zaczął Gourry - Nie wiem jak ci to powiedzieć... Ja też kiedyś uratowałem Linę przed bandytami... I proszę, co z tego wynikło.

- Eeej, jakieś wąty?? >< - Lina popatrzyła na niego jakby chciała go ugryźć. Ale gdy Wellyn przyjrzał się jej pożyczonemu strojowi i spytał: - Waćpanna jesteś krewniaczką mej pani? Jakże podobnie odziane jesteście! - nie wytrzymała. Przypiekła obu solidnie.

- Są tu wolne pokoje? - zawołała do Xelli-Mediny kiedy już się wyżyła.

- Są, są, zamówiłam wam! :D - usłyszała - Lino, umiesz grać w szachy? Bo mamy razem pokój a nie chce mi się spać... ;) - po czym kapłanka powiedziała Wellynowi dobranoc i zamknęła okno.

Czarodziejka westchnęła i poczłapała do hotelu. Zatkała sobie uszy, żeby nie słyszeć kolejnego popisu wokalnego Wellyna: "Z TOBĄ ODEEESZŁY ANIOOOŁYYY, ZOSTAŁEM SAAAM, SAAAM, SAAAM!!!", ale to wiele nie pomogło. Zastanawiała się czy Xella-Medina naprawdę nie chce spać, czy też po prostu NIE MOŻE przez to wycie...

Następnego ranka jednak tylko ona i rycerz byli kompletnie niewyspani. Cała reszta była rześka jak wiosenny deszczyk. Gdy Lina zeszła na dół do hotelowej restauracyjki, jej przyjaciele siedzieli i słuchali mrożących krew w żyłach, chociaż chyba nieco przesadzonych ("...i wtedy Shabranigdo poległ!! Co? Lina Inverse? A kto to, u diabła?") opowieści przybyłych tu bohaterów. Niestety okazało się że nawet niewyspany Wellyn nie przestał adorować Xelli-Mediny, która tylko siedziała niewzruszona i uśmiechała się jak gdyby nigdy nic. Lina nie wiedziała co się za tym kryje - jeszcze pamiętała jak Martina przyczepiła się do Xellosa, który przecież raczej nie nadawał się na obiekt westchnień... Od razu przypomniała jej się ta dziwna umowa, którą jakiś tydzień temu zawarła z kapłanką i ogarnęły ją znów dziwne przeczucia. Nie zważając na zdziwione spojrzenia towarzyszy wyszła z hotelu. Sama nie wiedziała dokąd idzie i dlaczego, ale wreszcie doszła na rynek. Zatrzymała się przed stojącym na środku placu posągiem, pod którym siedział jakiś dziadek. Pomnik przedstawiał rosłego, umięśnionego mężczyznę o sympatycznej twarzy i życzliwym uśmiechu "Ja naprawdę w to wierzę, pewnego dnia nie będzie Chaosu na świecie, jeśli będziemy się starać naprawimy całe zło jakie już się stało, tak wiele przecież zależy od nas, ludzi..."

Co to było? Przez chwilę słyszała w swym umyśle głos! Ale nie był to ten głos bez wyrazu, który pojawił się gdy widziała kolory. To tutaj wyglądało na czyjeś wspomnienie, myśl wypowiedzianą dawno temu... Ale co to wspomnienie robiło w JEJ umyśle??

- Lino! Gdzie ty latasz bez nas? - dobiegło ją wołanie przyjaciół. Odwróciła się i popatrzyła na nich lekko nieprzytomnie. Cała szóstka zadyszana podbiegła do niej.

- Od Doliny Mgieł sprawiasz czasem wrażenie jakbyś nie była sobą - Zelgadis przyjrzał się jej z niepokojem - Nie jesteś chora czy coś takiego?

- Raczej nie... - czarodziejka odpowiedziała z dziwną jak na nią łagodnością - Nie martwcie się. Przecież nie mogę zachorować teraz, gdy już jesteśmy tak blisko Wyroczni.

- Idziecie w góry, dzieciaki? - spytał nagle dziadek spod posągu. Był tak stary jakby siedział tu co najmniej od wojny Cephieda z Shabranigdo, ale wyglądało na to że umysł wciąż ma jasny - Tamtą świątynię wybudował Mocarny Pern, założyciel naszego miasta, ku czci bogini życia. Taka szkoda że już mało kto o niej pamięta...

- Ten Pern, który znalazł Wszechwidzące Oko? - spytała zaciekawiona Sylpheel.

- Ten sam, panienko - staruszek uśmiechnął się do swych wspomnień - Ale teraz wszyscy tu żyją opowieściami o skarbie, który jakoby spoczywa pod miastem...

- SKARB!!?? $_$ - w oczach Liny pojawił się znany wszystkim błysk - GDZIE???? JAKI????

- A któż to wie? Ponoć złe moce go poszukują i dlatego mamy tu te trzęsienia ziemi.

Lina wyglądała jakby miała zaraz zacząć kopać.

- Czy autorka nie może wymyślić nic oryginalnego... - Zelgadis zirytowany chciał przemówić Linie do rozsądku, ale przerwał mu Gourry:

- Lina tego potrzebowała - rzekł - Chyba wraca do formy... - Zel musiał przyznać mu rację. Blond wojownik znał czarodziejkę najlepiej i rozumieli się bez słów.

- Ale na razie nie ma żadnych trzę... - zaczęła Amelia. I właśnie w tej chwili ziemia pod nimi się zakołysała i rozstąpiła z hukiem. Nie zdążyli nawet rzucić czaru Lewitacji, spadli w dół. Wylądowali w ciemności na kamienistym gruncie i znaleźli się w dziwnej grocie z czterema podestami jak na posągi. Nagle zobaczyli że ziemia nad nimi się zamyka.

- No to klops - mruknął Zel - ale chyba porządny czar wystarczy...

- Czekaj! - Lina rozświetliła podziemie zaklęciem - Tu jest jakiś korytarz! A nuż widelec dojdziemy nim do tego skarbu? $__$

- Chcesz się napatoczyć na te złe moce?

- Żadna zła moc nie przetrwa w zetknięciu z mym orężem!! - wykrzyknął patetycznie Wellyn, wyczarowując swój olbrzymi miecz - Szczególna siła zstąpiła na mnie, gdyż walczę w obronie panny Xelli-Mediny, kwiatu nad chwastami, bogini nad aniołami, damy nad...

- Jeszcze nie walczysz - Gourry ostudził zapał przyjaciela - Zachowaj tę szczególną siłę na zapas.

- Khem... no tak - zreflektował się rycerz, a Xella-Medina obdarzyła go promiennym uśmiechem. Lina natomiast ryknęła śmiechem na całe gardło. Gdy spytali ją o co biega, odpowiedziała: - Bo mi się przypomniało jak ten wielki "bohater" latał za Gourrym przebranym za laskę, buehehehe!!!

***************GLEBA*************

W końcu postanowili jednak ruszyć korytarzem... Tylko że na czterech podestach pojawiły się nagle demony. Wielkie i wyglądające jak wykute z kamienia. I wyraźnie żądne walki.

- Chciało ci się tu zostać, Lino - Zel jednym cięciem miecza powalił złą istotę. Również Gourry i Wellyn byli w swym żywiole. Niestety na podestach pojawiało się coraz więcej demonów i wkrótce było ich już kilkanaście. Co gorsza, nie działała na nie magia!

- Ależ... chyba musi być przed nimi jakaś ochrona! - wyjąkała Amelia i spróbowała wznieść barierę ochronną. Ku zdziwieniu wszystkich zaklęcie objęło tylko jeden z podestów i demony przestały się na nim pojawiać (JJJUPI!! Jestem genialna!! - dop. Amelcia).

- Jeśli Lina, Amelia, Zelgadis i Sylpheel rzucą zaklęcia na wszystkie podesty - wpadła na pomysł Xella-Medina - Gourry i Wellyn powinni pokonać demony, które pozostaną :D - rycerz spojrzał na nią rozanielonym wzrokiem - Ja mogłabym pójść korytarzem i poszukać wyjścia :)))

Lina spojrzała na nią tknięta jakimś dziwnym przeczuciem.

- Wellyn, możesz wyczarować jeszcze jeden miecz? - zaskoczony zrobił czego sobie życzyła.

- Gourry, weź miecz od Wellyna i wbij Samirenn w jeden z podestów!! - nakazała blondaskowi, który wykonał polecenie, choć nie chciał się rozstawać z Mieczem Dnia (TM). Tak jak Lina oczekiwała, Samirenn zlikwidowała działanie złej mocy. Lina zwróciła się do Xelli-Mediny:

- To teraz, panno 100-uśmiechów-na-minutę, idę z tobą. Nie wiem czemu, ale ci nie ufam.

Poszukiwaczka Tajemnic tylko uśmiechnęła się z rozbawieniem i rzekła "Skoro nalegasz..."

Lina nie wiedziała jak długo już biegły, kiedy ich oczom ukazały się wielkie wrota. Czarodziejka pchnęła je zdecydowanie, pewna że już nic gorszego nie może ich spotkać.

Ujrzała wielką, mroczną komnatę, na której ścianach wisiała wszelkiego rodzaju broń, również taka, której czarodziejka nigdy dotąd nie widziała, a także głowy jakichś potwornych istot.

A na środku sali stał Mazoku Itey, podwładny Thane'a i uśmiechał się paskudnie.

- A jednak jesteś - odezwał się - A mimo wszystko się nie spodziewałem...

CDN

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.