Opowiadanie
Ich hab' dich lieb
Rozdział 3/3
Autor: | Darya |
---|---|
Serie: | Axis Powers Hetalia |
Gatunki: | Obyczajowy, Romans |
Dodany: | 2014-10-22 08:00:40 |
Aktualizowany: | 2014-10-19 13:21:40 |
Poprzedni rozdział
Autorem Hetali jest Hidekaz Himaruya i to on stworzył postaci Erzsi i Rodricha. Nie jestem absolutnie wierna jego wyobrażeniom, bardziej trzymam się wiedzy o kulturze obu krajów.
Beta: Masahuku, Kitty.
Film spodobał się im obu, ale co istotniejsze, utrzymał ich w dobrym nastoju. Erzsébet rozprawiała o nim z zaangażowaniem przez całą drogę powrotną. Doszło nawet do tego, że sami się nie spostrzegli, kiedy wrócili do domu.
- Co byś chciała na kolację? Sklep spożywczy nam zamknęli przed nosem, ale jestem pewien, że pamiętam kurczaka w zamrażalniku - zapytał, gdy się rozpłaszczali.
- Ja nie jestem wybredna. Byle zawierało jakieś martwe zwierzę i paprykę - odpowiedziała z uśmiechem. Po raz któryś tego dnia pomyślał, że czerwona sukienka, która pokazała się pod kurtką wyglądała na niej naprawdę olśniewająco. - Nawet ci pomogę.
- Takie poświęcenie?
- Znaj łaskę. I nie ufam twojemu gotowaniu.
- Ostatnio jak tu byłaś dostałaś leczo i byłaś zachwycona.
- Kiedy to było, wieki temu... A w międzyczasie tyle się działo, że dawno zapomniałam o twoich kucharskich umiejętnościach. - Wyczuł jej w głosie tą dziwną nutę, którą używała w czasie rozmowy nad Dunajem, jednak na szczęście nie ciągnęła tego tematu.
Czas szybko płynął przy wspólnym porównaniu receptur, kłótni o wizję kulinarną i dominację nad patelnią. W końcu Roderich wygonił dziewczynę ze swojej kuchni i kazał przygotować stół w salonie. Po kilku minutach podejrzanej ciszy z sąsiedniego pokoju popłynęły dźwięki Beethovena.
- Klasyka? - zawołał zdziwiony.
- W Austrii jesteśmy, nie? Pasuje mi do ciebie!
Kolacja przebiegła w dobrym nastroju. Gospodarz doczekał się nawet pochwały swojego kurczaka duszonego w warzywach, a gość został skomplementowany za tokajskie wino, które przywiózł w prezencie. Tymczasem zegar wybił ósmą.
- O której jutro musisz jechać? - spytał w końcu Roderich.
- Trzynasta, może czternasta. Przyjadą po mnie.
- Nie mogłabyś dłużej? Jechać taki kawał... - Austriak zdawał sobie sprawę, że w ich przypadku to nie geografia stanowiła o odległości.
- W ogóle mnie tu nie powinno być i będę miała wystarczająco problemów, jak się dowiedzą, że nie byłam z nimi zupełnie szczera, jak to ująłeś. Nie mogę przedłużać. I ty też możesz mieć problemy, nie? - Nalała im kolejny kieliszek trunku i od razu go wypiła. Trochę zbyt szybko jak na smakosza win.
- Po co w takim razie przyjechałaś?
- By odpocząć od samej siebie - wstała i podeszła do gramofonu, by zmienić winylową płytę. Wybrała Straußa i jego piękny, modry Dunaj, po czym stanęła przed nim i po męsku skłoniła się z wystawioną ręką - Wiem, że piosenka oklepana, ale mogę prosić do tańca?
- Czuję się zaszczycony i zaskoczony - odpowiedział ująwszy jej rękę. - Nie wiedziałem, że pamiętasz jeszcze wiedeński walc.
- Przez tyle dziesięcioleci musiałam go wkuwać, by nie narobić sobie wstydu na tym miliardzie królesko-cesarskich bali, że przez najbliższe milenium mi się po nocach będzie śnił.
W salonie było akurat na tyle miejsca, by wyznaczyć kwadrat do tańca. Erzsébet nie kłamała, wciąż doskonale znała kroki.
- Wspomnienia się odzywają... - westchnął Roderich. Miał przed oczami wielką salę w Schönbrunn i setki wystrojonych par, wirujących na parkiecie, do dźwięku walców.
- O tak - odpowiedziała cicho. - Z czasów, gdy byliśmy imperium.
Zwalniali wraz ze ściszaniem się muzyki. Po jej zakończeniu, stanęli w milczeniu. Dziewczyna oparła głowę o pierś Austriaka.
- Nawet sto lat od tego czasu nie minęło - szepnął w jej włosy. - Ledwo pięćdziesiąt. A wydaje to się tak odległe...
- Nienawidzę dwudziestego wieku. Minęło zaledwie sześć dziesięcioleci, a spotkało nas tyle tragedii, tyle poniżeń. Tyle nam zabrał... A to jeszcze nie koniec.
- Tylko nie próbuj czarnowidzieć!
- Wcale tego nie robię. Po prostu znam historię. Pamiętasz, jak po wielkiej wojnie mówili, że nic gorszego się już nie może zdarzyć? A przyszła druga wojna...
- Ale już nie będzie żadnej wojny. Zostanie jak jest... - Mówiąc to, pociągnął ją w kierunku kanapy. Usiadł i chciał ją posadzić obok, ale słysząc jego ostatnie słowa, stanęła sztywno i spojrzała na niego z mieszaniną irytacji i... smutku?
- Tylko nie mów, że nic się nie zmieni, bo wrócę nad Dunaj i naprawdę skoczę z tego mostu.
- Erzsébet... - zrozumiał swoją pomyłkę. - Nie chciałem, nie to miałem na myśli...
- Ja chcę zmian. - Wciąż trzymali się za ręce. W tej chwili Roderich poczuł, jak jej palce boleśnie zaciskają się na jego dłoni. - A historia mówi, że tylko tak można zmienić granice i politykę. Dlatego wyczekuję tej wojny, nawet jak się... no...
- …boisz?
- Cicho! - gwałtownie przysiadła na kanapie i przycisnęła głowę do jego boku, a on poczuł, że drżała. Mamrotała niewyraźnie do jego koszuli. - Ja się nie boję. Mi się nie wolno bać.
- Dobrze, już, spokojnie, kochana. Każdy się boi i nie można tego zmienić...
- Ty durny, ty nie rozumiesz! - Odchyliła się trochę, tak, że ją teraz lepiej słyszał. Dostrzegł też, że oczy jej zwilgotniały. - Mi nie wolno, nie wolno! Jestem odpowiedzialna za swoich ludzi, muszę być silna dla nich... Bo jak ja się poddam... Kuźwa...
- Już dobrze, dobrze... Nie znam drugiego tak dzielnego narodu jak ty. Widziałem cię przez tyle lat na polach bitew, więc wiem coś o tym. - Starał się mówić spokojnie i kojąco, ale jej nagły wybuch go przeraził. - Może i zmieniłaś się z charakteru, ale przecież stoisz przy twoich ludziach, jak cię potrzebują... Choćby ostatnie twoje powstanie, ile lat to już minęło...
Nie dokończył, bo wspomnienie o roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym szóstym sprawiło, że zamarła.
- Gdybym była naprawdę odważna, to by mnie tutaj nie było dzisiejszego dnia - powiedziała pustym głosem.
Zdanie to sprawiło, że Roderich się chwilowo zamyślił. Dzisiaj... Dzisiaj był dwudziesty trzeci października.
- Dzisiaj jest rocznica twojej rewolucji- powiedział wolno.
- Tak, a ja ze strachu uciekłam - znów wtuliła się w jego ramię.
- Czy coś by ci zrobili? W kraju coś się u ciebie dzieje?
- Nie, partia nic nie robi, oprócz niepamiętania tego wypadku. To ludzie pamiętają i w tym problem...
- Znów cię nie rozumiem - odparł ni to z irytacją, ni ze zmartwieniem, głaszcząc jej plecy.
- Bo ludzie myślą o tym, wspominają... Zawsze gdy jest rocznica, wszystko do mnie wraca, a szczególnie rzeczy najgorsze. Pamiętałam jak w zeszłym roku ich myśli mnie zalały. Przeraziły... Bałam się, więc uciekłam, do ciebie...
- Podziałało? - spytał Roderich, kupując czas, by znaleźć odpowiednie słowa.
- Trochę. Nie czuję ich za granicą tak bardzo, ale zamiast tego zabija mnie myśl, że w taką rocznicę nie jestem w domu. Nie wywiązuję się ze swoich obowiązków...
- Miła... Moja miła...
- Tak? - prychnęła lekceważąco.
- Tak. Twoim obowiązkiem nie jest cierpieć, tylko... Poczekaj, pozwól mi dobrze to powiedzieć... - Przez chwilę jedynym dźwiękiem w pokoju było tykanie zegara. Austriak objął ramieniem dziewczynę i szukał dobrej odpowiedzi. - Nie postąpiłaś źle. Czujesz się w nieporządku, bo boisz... bo nieprzyjemne są dla ciebie wspomnienia rewolucji, choć czujesz, że powinnaś być z niego dumna. - Kolejne prychnięcie uznał za potwierdzenie. - Nie powinnaś się wstydzić. Każdemu zdarza się chwila słabości...
- Nienawidzę takich sytuacji...
- Niestety musisz je przetrzymać. Każdy je przeżywa, każdy, nawet najsilniejszy...
- Nienawidzę jak mówisz tak, jakbyś wszystkie rozumy pozjadał.
- Może powiem ci to tak, by do ciebie w pełni dotarło. Jesteś najdumniejszym narodem... Nie, jesteś najdumniejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem... I uciekasz do mnie, przed odrobinką nieprzyjemnych wspomnień? Do Austrii? Tak postępuje potomek Hunów i Madziarów?
- Ej, koleś, staruszków moich w to nie mieszaj! - odpowiedziała dziewczyna rozzłoszczona.
- Widzisz, więc nie rozpaczaj, tylko pomyśl, że jak wrócisz z tego urlopu, to znowu komuś dokopiesz.
Erzsébet znów się uspokoiła i otarła wierzchem dłoni mokre oczy.
- Dobra, dobra, przestańmy już o tym, bo jak cię słucham, to mi ciśnienie skacze... Kuźwa, nienawidzę płakać przy kimś...
- Dużo rzeczy nienawidzisz. - Uśmiechnął się lekko, bo odniósł wrażenie, że dobrze wybrnął z sytuacji.
- Zamknij się. - Przez chwilę siedziała spokojnie zastanawiając się nad jego słowami. - A z tym byciem dumnym... To dobrze czy źle?
- Zależy. Dumni ludzie nie ułatwiają sobie życia i często są samotni. Ale z drugiej strony... Moim zdaniem, duma zdobi bardziej niż wszelkie szlachetne kamienie. Jest pięknem w czystej postaci.
- Jak uważasz mnie za najdumniejszą... Hej, czy uważasz mnie też za najpiękniejszą osobę jaką znasz? - Wreszcie spojrzała na niego. Chciała mu rzucić spojrzenie zalotne, wręcz kokieteryjne, ale łzy i bliskość, sprawiły raczej, że wyglądała w jego oczach po prostu uroczo. Uroczo, ale wciąż z domieszką dumy, która towarzyszyła jej na każdym kroku.
- Przecież mówiłem ci to już nie jeden raz.
- Z grzeczności. Ale tak szczerze? I nie uśmiechaj się tak głupio!
- Nie wierzę własnym oczom, czyżbyś się zaczerwieniła? Ał, nie szczyp... A co do twojego pytania... Nie, nie mogę sobie przypomnieć w tej chwili piękniejszej kobiety.
Erzsébet zmieniła pozycję, tak, że miała głowę na jego piersi. Mógł ją teraz wygodnie objąć obydwiema rękami.
- Cieszę się, że to właśnie do mnie przyjechałaś - szepnął.
- Oj tam, oj tam. Następnym razem, już nie kombinuję i od razu jadę do Warszawy. Tam nie muszę słuchać takich głupot.
- Ale jesteś w Wiedniu, nie w Warszawie.
- Tylko dlatego, że wiedziałam, że Feliks nie jest takim ignorantem jak ty i od razu skojarzyłby daty. Bo tak, to jest od ciebie lepszy w każdym względzie!
Roderich nie mógł się opanować i zaczął chichotać słysząc obrażony ton, który tak doskonale pamiętał.
- Ty idioto. Dupku. Arystokratyczny wymoczku. Edelschwein. Idiota...
- Ja kocham...
- Ej! - oburzyła się dziewczyna i spojrzała mu prosto w oczy. - Tylko bez takich!
- ...czasami te twoje udawane oburzenia. - Skorzystał z tego, że miał dostęp do jej twarzy i cmoknął ją w czoło.
- Wcale nie udawane - odpowiedziała bez przekonania. Patrzyła na niego wyczekująco.
Pogłaskał ją po policzku i pocałował między oczy.
- Bardzo udawane, bo bardzo ci ulżyło po tym jak nie skrytykowałem, tylko pocieszyłem i bardzo się cieszysz, że teraz zmieniliśmy temat - jego usta musnęły jej nos.
- Kłamiesz w żywe oczy i chcesz po prostu zaciągnąć mnie do łóżka.
- Ech. - Roderich westchnął i się wyprostował. - Jak zwykle za grosz w tobie romantyzmu. Znowu popsułaś taką ładną scenę swoją ordynarnością.
- Ej, ej, ja sobie wypraszam! Co niby zepsułam?
- Miałem cię teraz delikatnie pocałować w usta, po czym wyznalibyśmy sobie wzajemnie uczucia, a następnie wziąłbym cię w ramiona i zaniósł do sypialni, gdzie... No, ale, nie będzie teraz napięcia. Nie nadajesz się na księżniczkę z bajki, kochana.
- Bo się odezwał książę! - Znów udawała oburzenie, ale oczy jej się śmiały. - Książęta powinni być dużo bardziej waleczni, a nie takimi pieskami salonowymi. I przystojniejsi! A ja na żadną księżniczkę się nie piszę, one są zawsze takie słabe i mdłe. Nie mam tyle cierpliwości, by czekać na ratunek, jak sama mogę komuś dokopać!
- Heh. No tak, ty to bardziej pasujesz do roli smoka.... Czy masz jakieś legendy ze smokami? A może to turule porywają dziewice, by je zjeść?
- Oj, turul by ci oczy wydrapał, zanim w ogóle byś dojechał do wieży z księżniczką!
- To smutne, bo choć wzrok mam słaby, to jednak go cenię. Jest tyle ładnych rzeczy do oglądania...
- Na przykład? - zapytała figlarnie.
- Pomyślmy... - wziął jej twarz w ręce i zaczął jej się dokładnie przypatrywać. Wbrew swojej woli, musiała się zaczerwienić. - Tęskniłbym niezmiernie za widokiem swojej nowej tapicerki do samochodu, wymieniałem ją zaledwie dwa tygodnie temu...
- Oj, przestań wreszcie żartować! - Erzsébet zarzuciła mu ręce na szyję. Ich twarze były niebezpiecznie blisko siebie. - Wróćmy lepiej do momentu, zanim obraziłeś mnie za brak romantyczności, która moim zdaniem, zawsze była przeceniona. Co tam było? Pocałunek w usta? Tylko skreśl słowo 'delikatnie', bo złe smoki potrzebują trochę mocniejszego traktowania.
Zaczął się śmiać, tak, że zniecierpliwiona Węgierka musiała osobiście przejąć inicjatywę. Trwali w bardzo niedelikatnym uścisku dłuższą chwilę, aż zabrakło im tchu.
- To teraz te wyznania miłosne... - powiedział Roderich, zanim znowu zdołała zająć sobą jego usta.
- Nie lubię. Omińmy. - Ugryzła go zaczepnie w szyję.
- Nawet...
- Nawet. Jakby to wyglądało. Tyle lat po ślubie już nie wypada do siebie gruchać.
- Kiedyś trzeba zacząć...
- Oj tam, oj tam. - Zaczęła się niecierpliwie wiercić. Unikała jego wzroku. - Ja się nie nadaję do takich scen. Nie wystarczy, że z wszystkich miejsc, które mogłam wybrać, przyjechałam właśnie do ciebie? Bo mi jest dobrze z myślą, że mnie nie wyrzuciłeś za drzwi i że teraz siedzimy, a ty się chyba mną przejmujesz i że mnie tak głaszczesz, bo to przyjemne. Patrz, co za głupoty mówię. Romantyków miałam takich zdolnych, ale w takich sytuacjach zawsze się plączę...
- Eliza... - Uśmiechał się szeroko i dalej głaskał ją po włosach. - Ja tam wolę te twoje pląsy od wszelkich wierszy. Są dużo bardziej urocze.
- Zamknij się - powiedziała bardzo potulnie.
- Często masz takie sytuacje?
- Właściwie tylko przy tobie... Jesteś jakimś irytującym wyjątkiem.
- Cieszę się, że jestem dla ciebie kimś wyjątkowym. - Przytulił ją mocniej.
- Oj, zamknij się idioto. - W jej głosie nie brzmiała już agresja. Roderich pomyślał nawet, że powiedziała to czule. Znów objęła go za szyję. - A teraz zanieś mnie do sypialni, a potem wypróbujemy to, co było w Bondzie...
- Jednak księżniczkowania się zachciało?
- Nie, księżniczka uciekła z giermkiem, ale za to smok po pocałunku zmienił się namiętną, lecz wymagającą piękność. A oprócz tego to, co agent robił ze swoją blondyną, ewidentnie nie nadaje się do bajki dla dzieci...
Oboje się zaśmiali. Roderich nie dał się dłużej prosić i wziął Erzsébet na ręce, po czym ruszył z nią na schody. W pamięci miał ją lżejszą, ale nie był na tyle lekkomyślny, by o tym wspomnieć. Teraz czekały ich poważniejsze sprawy niż sprzeczki.
- Hej, śpisz?
- Mhm...
- To śpisz czy nie, Austriaczku?
- Chyba śpię...
- Mamy tak mało czasu i chcesz go marnotrawić na sen?
- Wymęczyłaś mnie...
- Słaby jesteś. Jeszcze cię wyćwiczę.
- Oj tam, oj tam...
- Nie zasypiaj.
- Nie dźgaj, nie będę...
- Bo wiesz, chyba ci jeszcze nie podziękowałam. Za dzisiaj, no i za w ogóle. Dziękuję Roderich. Nie wiem jak ze mną wytrzymujesz, ale cieszę się, że mam ciebie. Czy to nie śmieszne? Kiedyś tak się nie znosiliśmy... Ja ciebie nienawidziłam... Ale od kiedy doszło do tego nieszczęsnego małżeństwa, coraz bardziej wydaje mi się, że jest mi z tobą dobrze. Może nieszczęsne to złe słowo. Lubiłam Austro-Węgry. Nawet bardzo, choć chyba byłam zbyt dumna, by to w pełni odczuć. Wiem, że późno, ale posłuchaj, bo powiem to tylko raz. Ich hab' dich lieb.
Zamilkła czekając na odpowiedź i dziękując w duchu, że było ciemno i nie mógł dostrzec jej twarzy. Leżąca obok osoba, jednak nie zareagowała.
- Roderich....?
Doszło do niej ciche chrapanie.
- Idiota - mruknęła, kładąc głowę na jego ramieniu. Po chwili jednak uśmiechnęła się i delikatnie pogłaskała go po policzku. - A może i dobrze, żeś nie słyszał. Przecież to takie obciachowe, żeby zakochać się we własnym mężu...
Strzelce Opolskie, styczeń-lipiec 2012
Edelschwein - niem. Szlachetna świnia.
Turul - mityczny ptak, który przyprowadził Węgrów na nizinę węgierską.
Słaby wzrok Austrii - Hukuś pisała mi, że Hima kiedyś dał znać, że okulary Rodka są tylko dla szpanu. Nie wiedziałam o tym i jeszcze nie wiem jak się do tego ustosunkować, ale nawet jak tak jest, to uważam, że w tym momencie Austriak zgrywa się przed Elką xD
Ich hab' dich lieb - Właściwie to „Kocham Cię”, ale nie do końca. Różnica między tym zwrotem, a Ich liebe dich, jest bardzo płynna. Określenie jakie ja użyłam, jest bardziej... czułe, urocze. Nie jest takie prosto z mostu jak to drugie.
Realia historyczne - Dostałam zapytanie (cześć sofi!), czy na Węgrzech w tych czasach było naprawdę tak źle. Odpowiedź: I tak, i nie. Akurat o latach 60. w obu wspomnianych we mnie krajach, znalazłam strasznie mało informacji, więc nie mogę mówić ze stuprocentową pewnością. Jednak jeśli chodzi o Madziarów, to według historyków, lata 1945-1956 były dla nich najgorsze ze wszystkich krajów satelickich (wiadomo, nie liczymy ZSRR). Za to od końca lat 60. panował na Węgrzech „Gulaszowy komunizm”, czyli elementy wolnego rynku i zelżenie cenzury. Warto też pamiętać, że jeszcze kilka lat po upadku Rewolucji z 1956 roku, trwały represje.
Papierosy - cały czas zapominałam, że zgodnie z duchem epoki, obje powinni fajczyć, a Elka to nawet ciągle, jak ten no, smok.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.