Opowiadanie
Podlaski Festiwal Anime 2 - Na wschodzie bez zmian... - relacja z konwentu
Autor: | Slova |
---|---|
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Relacja, Konwent |
Dodany: | 2013-10-03 20:34:17 |
Aktualizowany: | 2013-10-15 11:03:17 |
Każda osoba zorientowana w poczynaniach polskiego fandomu mangi i anime wie, że tereny na północ od Warszawy można uznać za konwentowe pustkowie z niedawno odkrytą oazą w Toruniu. Jednak po zeszłorocznej lokalnej imprezie o bardzo bezpośredniej nazwie - Podlaski Festiwal Anime - wszystko wskazywało na to, że do chlubnej listy propagatorów popkultury japońskiej na wschodzie dołączy stowarzyszenie Sakura no Ki. Rzeczywistość pokazała, że jeszcze wiele wody w rzece Białce upłynie, zanim lokalni organizatorzy dogonią standardy od lat dominujące w reszcie kraju.
PFA 2, podobnie do zeszłorocznej edycji, odbywało się w nowoczesnym budynku Wydziału Elektrycznego Politechniki Białostockiej i było imprezą bez noclegu, trwająca od dziesiątej rano do dwudziestej wieczorem. Na potrzeby organizacyjne zaadaptowano część parteru i pierwszego piętra, gdzie znalazły się m.in. obfitujące w słodkości Meido Cafe, sklepik z używanymi mangami i gadżetami, nieustannie okupywane przez gości stoisko Komikslandii, obsługiwana przez Strefę Gier sala z planszówkami, stanowiska konsol i gier muzycznych (poza klasycznymi DDR i PIU także te konsolowe). Miłośnicy elektronicznej rozrywki mieli w czym wybierać, a wielbiciele klasyki mieli dostęp do kilku tytułów z „szaraka” PlayStation. Dla osób preferujących bardziej produktywne formy aktywności konwentowej przygotowane zostały dwie sale prelekcyjne, obydwie dobrze wyposażone i przestronne, niestety na większej szwankowało nagłośnienie i akustyka. A jak się okazało nie wszyscy prelegenci umieli wykorzystać to dobrodziejstwo.
Imprezową sobotę mogę uznać za dzień stracony. Pierwszą dobrze zapowiadającą się atrakcją o wielkim potencjale i ciekawej tematyce był panel o seiyuu. Niestety polegał on na beznamiętnym czytaniu przez prowadzącą tekstu z kartki, łącznie z podpunktami typu „podsumowanie”, na zmianę z prezentacją materiału wideo pokazującego pracę aktorów głosowych w Japonii. Byłoby to wartościowe uzupełnienie informacji przekazanych przez prelegentkę, gdyby zostało opatrzone jakimkolwiek komentarzem, chociażby przedstawieniem pojawiających się na ekranie osób. To, że właśnie miałem do czynienia z wizerunkiem Rie Kugimiyi przy pracy uświadomiłem sobie dopiero w chwili, gdy na ekranie pojawiła się główna bohaterka Shakugan no Shana. Tak rozpoznawalną i sławną seiyuu wypadałoby jednak przedstawić od razu.
Następny w kolejności był poprawnie przeprowadzony i emocjonujący „AMV Challenge” polegający na zgadywaniu tytułów seriali wykorzystanych do stworzenia prezentowanych Anime Music Video. Razem z kolegą wygraliśmy tę konkurencję bez większego wysiłku. Niestety nagrody pozyskiwane za zdobyte w turniejach punkty były dla mnie nieciekawe, co nie znaczy, ze bezwartościowe - dominowały słowniki i książki do nauki języka japońskiego.
Przykra sytuacja, która ostatecznie pogrzebała imprezę w moich oczach wydarzyła się podczas prelekcji „Anime 2013”, na którą udałem się wraz ze wspomnianym już kolegą. Prowadzący, w założeniu i chyba tylko, miał w skrócie zaprezentować anime z kończącego się już roku (czyli włącznie z zimą poprzedniego). Jego wysiłki polegały w większości na stwierdzaniu, że anime nie oglądał albo, że nie wie, co na jego temat powiedzieć. Nowy sezon Minami-ke podsumował stwierdzając, że go nie widział, ale jego koledzy mówili, że anime jest dobre, po czym przeszedł do następnego tytułu. Jako osoba z natury dociekliwa i świadoma tego, że nie tylko mnie treść anime może interesować zapytałem się więc, o czym Minami-ke traktuje, na co w zasadzie można odpowiedzieć jednym krótkim zdaniem. Zamiast tego prowadzący wdał się ze mną w kłótnię, że na pytanie odpowiadać nie musi, zawołał organizatora, który po dalszych dziesięciu minutach kłótni zawołał ochroniarzy w celu wyprowadzenia mnie z sali pod zarzutem przeszkadzania w prowadzeniu atrakcji. Zachowanie swoje motywował ostatnim punktem regulaminu, który głosi, że „w kwestiach spornych decydujący głos ma organizator”. Nie chcąc kontynuować tej skandalicznej farsy wyszedłem w asyście ochrony pełen żalu o niekompetencję nie tylko prelegenta, ale i głównego organizatora - doświadczonego konwentowicza. Niestety nawet nie pofatygował się by wysłuchać prelekcji i samemu ocenić poziom prowadzącego - wolał posiłkować się opinią publiki, której akademicki poziom prowadzenia wykładu najwyraźniej także był obcy. Dobrze, że impreza miała status lokalnej - w innym wypadku białostocki fandom miałby niezły powód do wstydu przed całą Polską. Całe to zamieszanie tak mocno wykończyło mnie psychicznie, że sił starczyło mi jedynie na obejrzenie fragmentu cosplayu, na którym pojawiło się kilka naprawdę ładnych strojów i masa słabszych jako dopełnienie. Kulminacyjnym punktem atrakcji była scenka polegająca na bieganiu to w jedną, to w drugą stronę bez celu (co w sumie nie odbiega znacząco od ogólnopolskiego poziomu) przy akompaniamencie muzyki, zakończona wzajemnym obrzucaniem się przez aktorów plastikową zastawą stołową.
Nazajutrz sprawy wyglądały dużo lepiej. Z samego rana wysłuchałem bardzo rzeczowego panelu o fizyce w anime, na którym (całe szczęście) znalazło się nieco miejsca na polemikę z prowadzącymi. O dziwo tym razem obyło się bez interwencji ochrony. Szkoda, że wykład trwał jedynie godzinę, bowiem wiele zaprezentowanych w nim faktów aż prosiło się o głębszą dyskusję.
Następnie koordynator do spraw atrakcji poprosił mnie i kolegę o zajęcie wolnej godziny powstałej w wyniku odwołania LARPu, na którego nie zapisał się żaden uczestnik. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy zorganizować prelekcję na temat... prowadzenia prelekcji, wychodząc z założenia, że wiedza ta przyda się nie tylko zwykłym słuchaczom, ale także kilku prelegentom z PFA2. Przez wiele osób nasze nieskładne, bo wymyślane na szybko, ale z pewnością rzeczowe porady zostały uznane za najlepszy z paneli imprezy.
Później nadszedł czas na prowadzony przeze mnie turniej rozpoznawania piosenek z czołówek i napisów końcowych anime, potocznie nazywany „OPED”. Niestety zawodnicy nie najlepiej poradzili sobie z moimi mimo wszystko trudnymi muzycznymi zagwozdkami (blisko 600 losowo wybieranych utworów obejmujących okres od końca lat siedemdziesiątych do obecnie emitowanych serii). Reakcje uczestników mówiły mi jednak jasno, że bawili się dobrze.
Później uczestniczyłem w prowadzeniu atrakcji zatytułowanej „Quo vadis, Anime?”. Niestety prowadzącemu jako pomocnik służyłem jedynie na doczepkę i nie znając programu prelekcji za wiele doń nie wniosłem, lecz nie uważam, by istniała potrzeba uzupełnienia wywodów prelegenta o dodatkowe informacje na temat przeszłości i perspektyw rozwoju branży japońskiej animacji. Na samym końcu miał miejsce chyba najbardziej rozrywkowy, a na pewno najczęściej przez uczestników wspominany panel o Shingeki no Kyojin, może pełen niedociągnięć i właściwie bez jakiegokolwiek planu działania ze strony prowadzącego, ale za to wsparty anegdotami przeze mnie i już wspominanego kolegę.
Na tym zakończyła się moja niemiła przygoda z PFA2. Żałuję, że w tym roku nie mogę ponownie pozytywnie opisać imprezy, którą zachwalałem poprzednio. Mam nadzieję, że za rok zmieni się albo organizacja, albo podejście tej obecnej do elementarnych zasad konwentowych relacji na linii koordynator-uczestnik. Liczę też na lepszą selekcję prelegentów, bowiem w obecnej chwili festiwal nie rokuje dobrze na przyszłość.
RE:
Poprawione. Dziękuję za informację.
"Póńniej"? Literówka chyba?
Cieszyć się pozostaje, że nie grożono wam przy okazji pobiciem, jak swego czasu na Funekai.
PFA2
Z tym twoim wyrzuceniem to faktycznie trochę nieciekawa sprawa ale panel i tak był drętwy więc niewiele straciłeś ;P Ja od siebie dodałbym tylko, że na + wypadł panel o sztukach walki, choć prowadzący mógł posilić się o coś więcej niż tylko mówienie. Wrażenia z imprezy najbardziej popsuł mi sam koniec, kiedy to organizatorzy wyprosili wszystkich na 15 minut przed końcem filmu Trigun. Niby nic wielkiego, ale argumentowanie tego: " bo nie chce nam się sprzątać do późna" było trochę nie na miejscu.