Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Teoria Chaosu

2. Stare i nowe

Autor:erravi
Serie:Slayers
Gatunki:Dramat, Fantasy, Mroczne, Przygodowe, Romans
Dodany:2014-02-26 10:29:12
Aktualizowany:2020-10-12 20:26:12


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zabraniam kopiowania treści bez mojej wcześniejszej zgody.


Amelia długo nie mogła zasnąć. Wpatrywała się w słabo widoczny na tle mroku zarys sylwetki, jego sylwetki. Spał tak spokojnie. Cóż się dziwić, w końcu ma szansę na to czego najbardziej w świecie pragnął. Coś czego pragnął bardziej niż jej…

Ognisko już dawno wygasło, jedynie światło księżyca i gwiazd dawało odrobinę pocieszenia. Amelia oparła się plecami o pobliski głaz i przytuliła nogi do siebie. Czuła się tak bezpieczniej. Zabawne… Ona Amelia Will Tesla Saillune, obrończyni sprawiedliwości, sprzymierzeniec w walce z Władcą Piekieł, odważna i zdeterminowana… bała się ciemności! Bała się jak małe dziecko. Oczywiście nie mogła się do tego przyznać. Pan Zelgadis napewno pomyślałby o niej jak o dzieciaku, a panna Lina w życiu by jej nie dała spokoju. Ale teraz Amelia bała się nie tylko ciemności, bała się wyprawy, która właściwie już się rozpoczęła. Zerknęła na Kazuki’ego… Dobrze wie, że tam w lesie nie przewidziało jej się i coś się wydarzyło. Ale zrobi to, zrobi to dla niego, wszystko zrobi dla niego…

- Lina! Amelio, pomóż nam! - Amelia powoli otworzyła oczy, była sama w ich obozowisku…

- Amelio! Nieee! - czyjś krzyk rozdarł ciemność.

- Panie Zelgadis?! - księżniczka zerwała się natychmiast z miejsca. Nadal było ciemno, musiała przysnąć na chwilę w czasie swoich rozmyślań - Gdzie jesteście?!

Bez zastanowienia puściła się biegiem przez las w stronę krzyków i odgłosów walki. Jej mięśnie napięły się do granic możliwości, biegła coraz szybciej gotowa do walki, do obrony. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że z każdym jej krokiem las oraz wszystko wokół, coraz bardziej i bardziej pochłaniało się w mroku. Nie zatrzymała się jednak i po chwili wbiegła w czarną otchłań. Przerażona zamknęła oczy, a gdy ponownie je otworzyła zobaczyła u swoich stóp miasto. Albo coś, co kiedyś mogło nim być. Pod krwistą kopułą nieba wznosiły się krzywe wieże i domy. Rdza pochłonęła łańcuchy, wijące się niczym węże po całym mieście. Miasto zawieszone było nad ciemnością. Krzyki dochodziły z centrum. Zbiegła ze wzniesienia i popędziła w tamtym kierunku. Kiedy się odwróciła i spojrzała w stronę, z której przybiegła zobaczyła tam już tylko mrok.

- Amelio! Chodź tutaj!

- Panie Gourry? Panno Lino? - zawołała najodważniej jak tylko potrafiła, jednak w jej głosie zabrzmiała tylko rozpacz.

Kiedy znalazła się na głównym rynku, skąd dochodziły krzyki, nagle wszystko wokół niej zawirowało… Pod stopami poczuła zimny metal. Spojrzała w dół i zobaczyła, że stoi na potężnym łańcuchu zawieszonym nad otchłanią. Próbowała rzucić jakiś czar jednak czuła się zupełnie pozbawiona mocy.

- Amelia? - spojrzała w stronę Zelgadisa, łańcuch niebezpiecznie zachwiał się nad przepaścią.

- Zel… - nie zdążyła dokończyć, zobaczyła jak chłopak osuwa się z łańcucha i spada w ciemność. Jego oczy stały się puste, pozbawione życia…

Bezlitosny śmiech rozdarł jej serce… Był tam ktoś jeszcze? Nie zastanawiając się nad tym dłużej Amelia rzuciła się w nieskończoną otchłań za Zelgadisem, za ukochanym? Ciemność pokryła wszystko…

Woda? Księżniczka otworzyła oczy. Była gdzieś pod wodą! Jasna cholera! Spojrzała w górę i zobaczyła nad sobą światło gwiazd zatrzymujące się na gładkiej tafli wody. Czuła, że brakuje jej powietrza w płucach. Spróbowała wypłynąć jednak poczuła, że coś krępuje jej ruchy. Nogi zaplątały się jakieś podwodne trawy.

- Już po mnie… - pomyślała Amelia - pan Zelgadis nigdy się nie dowie, co do niego czułam, panna Lina i pan Gourry, nigdy już ich nie zobaczę! Ale…jak to? Zostało tylko kilka chwil by żyć, by istnieć, by kochać. Nie ma już nic więcej, nigdy, nic! W imię sprawiedliwości nie!

Amelia zobaczyła przed sobą obrazy. Wirowały wokół niej niczym puzzle. Puzzle jej życia, tylko kto poskłada je ponownie? Miała z siedem lat i bawiła się z ojcem w ich zamku. Mama leżąca w kałuży krwi. Zelgadis uśmiechający się do niej…

Nagle poczuła na swoim ramieniu dotyk. Wszystko to trwało ułamki sekund. Zelgadis podpłynął do niej i złapał za ramiona. Czuła, że w jej płucach nie zostało już ani trochę powietrza…

- To miłe zobaczyć cię przed śmiercią… - pomyślała i powoli zamknęła oczy zachowując ten obraz na wieczność…


***


Zelgadis leżał na twardej ziemi. Nie mógł spać. Wiedział, że Amelia też nie śpi, ale jakoś nie miał odwagi spojrzeć jej w twarz. Dlaczego ta dziewczyna poświęca się aż tak dla niego? Czy może… Nie, nie to nie możliwe! - powiedział sobie w duchu i uciął te rozmyślania zamykając ponownie oczy.

- Panie Zelgadis? - dobiegł go głos zza pleców. Czy powinien się odezwać? Tylko, co powiedzieć?

- Tak Amelio? - zapytał z wymuszoną ciekawością, wcale nie miał ochoty rozmawiać.

- Gdzie jesteście?! - teraz to był krzyk pełen strachu.

Zelgadis odwrócił się natychmiast zbity z tropu. Zobaczył, że Amelia zerwała się z miejsca, w którym wcześniej siedziała i ruszyła biegiem w las. Nie zastanawiał się nawet przez chwilę, pobiegł za nią.

- Amelio! Chodź tutaj! - zawołał za nią zdesperowany.

- Panie Gourry? Panno Lino? - krzyknęła dziewczyna po czym przyspieszyła biegu (o ile to w ogóle było możliwe) tak, że chimera straciła ją z oczu.

Chłopak szukał jej zagubiony w lesie. Musi ją odnaleźć. Co się dzieje? Po paru chwilach dotarł nad pobliskie jezioro. Zobaczył przed sobą Amelię stojącą na grubej gałęzi drzewa tuż nad głęboką wodą. Przez chwilę nawet poczuł ulgę, że ją odnalazł.

- Zel… - usłyszał swoje imię po czym, po sześciu uderzeniach serca zobaczył Amelię wpadającą w głęboką toń jeziora. Ulgę zastąpiło przerażenie.

Zelgadis rzucił się za dziewczyną. Płynął coraz niżej i niżej, aż w końcu zobaczył ją na dnie jeziora. Szarpała się splątana w wodorosty. Wszystko to zdawało się trwać zaledwie ułamki sekund. Złapał ją za ramiona i spojrzał w jej oczy. Nie zobaczył w nich zwykłego błysku, widział tylko ulatujące z nich, z każdą chwilą życie…

- Nie możesz teraz mnie opuścić! - wykrzyknął w myślach.

Amelia… czy ona ucieszyła się na jego widok, czy tylko mu się tak wydawało? Tlen! Cholera! Wyplątanie jej z tego zielska zajmie parę chwil, a on nie miał ani chwili więcej! Ona musi żyć… - pomyślał po czym nachylił swoją twarz w jej kierunku. Jego usta dotknęły jej ust… Jej delikatnych ust. Po czym wpuścił do jej ciała swój ciepły oddech…

Nie, to nie był pocałunek. To było tylko przekazanie oddechu. Nadanie tchnienia w ciało, z którego ulatywało życie…

Zelgadis był wściekły. Dlaczego ta głupia dziewucha znowu pakuje się w kłopoty?! I dlaczego to on znowu musi robić za jej 'ochroniarza'? Jest na wyższym poziomie w hierarchii cywilizacyjnej niż Gourry - ochroniarz Liny, więc dlaczego?! Z pewnością więcej nie da się w to wrobić, o nie… Niech Gourry zatrudni się na dwa etaty i zajmie się też Amelią - pomyślał ironicznie.

Kiedy udało im się wydostać z wody, a właściwie jemu, bo Amelia była nieprzytomna, czuł się kompletnie wyczerpany. Położył jej zmarznięte ciało na trawie, po czym sam usiadł koło niej. Martwił się o dziewczynę, ale jak na jeden wieczór to było tego wszystkiego serdecznie za dużo. Najpierw ta przygoda z Kazuki'm, a teraz to. Poza tym miał nadzieję, że Amelia nie będzie pamiętać tego co wydarzyło się pod wodą. Nie chciał aby go źle zrozumiała… Bo przecież on nie zamierzał…

- Zimno… - cichy szept skierował jego myśli na nowy tor.

- Co się stało? - zapytał swoim zimnym tonem, pozbywając się z niego resztek współczucia, a Amelia miała wrażenie, że zrobiło się jeszcze zimniej.

- Ja… usłyszałam wasze krzyki… z lasu i… i pobiegłam tam… ja… nie wiem, później wszystko zniknęło, a po chwili zobaczyłam jakieś miasto zawieszone na ogromnych łańcuchach. Wołał mnie pan… widziałam jak pan spada… spada w wielką ciemność… - zabrzmiała chaotyczna odpowiedź, a w oczach dziewczyny zalśniły łzy - Ja też spadłam… - kontynuowała. Ta wersja i tak była lepsza niż „skoczyłam za tobą” - kiedy otworzyłam oczy byłam uwięziona na dnie jeziora. Myślałam, że już po mnie - dodała nieco ciszej, a wcześniej zebrane przy powiece łzy spłynęły po policzkach - Wtedy zjawiłeś… zjawił się pan… - Zelgadis nerwowo wyczekiwał na dalszy ciąg opowieści - Więcej nie pamiętam, przepraszam - dokończyła, a chłopak odetchnął z ulgą. Niech teraz to pozostanie jego tajemnicą. Dlaczego? Tego sam nie wiedział.

Zapanowała długa, niezręczna cisza przerywana tylko łkaniem Amelii. Oboje czuli się zagubieni w ostatnich wydarzeniach. Winni? Amelia z pewnością tak.

- Przestań ryczeć - szorstka uwaga Zelgadisa przerwała ciszę - Jak zwykle zachowujesz się jak dzieciak…

- Przepraszam - odpowiedziała ocierając łzy i starając się zapanować nad sobą.

- Zapomnij. Miałaś poprostu zły sen i musiałaś lunatykować - powiedział wstając - Chodź. Nie mam zamiaru marznąć nad tym brzegiem do rana - ruszył w stronę obozowiska - A i lepiej nie wspominaj o tym całym zajściu reszcie. Nie mam zamiaru im się tłumaczyć - Amelia przytaknęła tylko i ruszyła za swoim 'wybawcą'.

Rankiem trójka zupełnie nieświadomych ludzi obudziła się z głębokich snów. Naszej dwójce bohaterów oczywiście też nie dano pospać dłużej, ale w tym wypadku nie powiem żeby mieli głębokie sny.

- Co na śniadanie? - radośnie rozpoczęła dzień Lina, a na potwierdzenie jej słów w brzuchu Gourry’ego dało się usłyszeć głośny bulgot.

Trochę czasu zajęło uzbieranie wystarczającej ilości jedzenia, aby Lina w ogóle uznała to za śniadanie. Udało im się wyłowić kilkadziesiąt ryb, a Gourry nawet jakimś cudem złapał zająca, który teraz piekł się nad ogniskiem.

- Panno Lino nie sądziłem, że taka mała osoba jak pani może pomieścić w sobie aż tyle jedzenia! - stwierdził Kazuki widząc rudą pochłaniającą niewyobrażalne ilości ryb.

- Mała?! Masz coś do mnie? Że to niby jakaś aluzja do moich pięknych piersi, aaa?!

- Ależ skądże! - odpowiedział szybko siląc się na uśmiech.

- W jakim kierunku musimy się udać, aby dojść do Świątyni Chaosu? - zapytał spokojnie Zelgadis tym samym przerywając dalszą kłótnie.

- Zel, czy ty zawsze musisz zadawać takie pytania w takich momentach? - odpowiedziała pytaniem Lina, która właśnie zamierzała zdzielić Kazuki’ego rybą za tak wielką zniewagę.

- Wybacz - odpowiedział uśmiechając się ironicznie - No więc, Kazuki?

- Tu będzie dobra wiadomość dla księżniczki Amelii, ponieważ musimy przejść przez Saillune.

- Przez Saillune? To będzie świetna okazja do odwiedzenia twojego ojca, prawda Amelio? - zauważył z radością Gourry.

- Może… - odparła smętne, a taka odpowiedź wprawiła wszystkich w ogromny szok.

- Hej, Amelio co jest? - zapytała ruda, ale Amelia już nic więcej nie powiedziała…

Amelia czuła się winna. Okropnie winna wydarzeń z zeszłej nocy. Widziała złość Zelgadisa i czuła, że ten nigdy jej nie zaakceptuje. Ale wtedy, gdy trzymał ją w ramionach… wtedy przez chwilę miała nadzieję, że się myliła. Chciała odpokutować za wszystkie soje błędy i złe zachowania, i w ten sposób zyskać znów jego sympatie. Chciała ponieść karę za wszystkie swoje błędy. Czy ktokolwiek dowie się o jej błędach? Czuła, że jej własne myśli są jej obce. Może to było częścią kary? Stare i nowe. Czy wciąż była tą starą Amelią?

Po trzecim ‘drugim śniadaniu’ w końcu udało się wyruszyć w drogę. Lina dyskutowała o czymś zaciekle z blondynem, Zelgadis odpłynął gdzieś myślami, a Amelia szła cicho ze spuszczoną głową. Tylko Kazuki przyglądał jej się uważnie.

- Dlaczego się smucisz? - zapytał czarnowłosy.

- Dlaczego myślisz, że jest mi smutno? - odpowiedziała sarkastycznie.

- Widzę, a wiedz, że wiele tracisz na tym. Wyglądasz księżniczko o wiele piękniej, gdy się uśmiechasz - powiedział wręczając jej pięknego kwiata.

- Dziękuję - odpowiedziała lekko zszokowana jego zachowaniem, a na jej twarz wkradł się szkarłatny rumieniec, mimowolnie się uśmiechnęła.

Lina i Gourry niczego nie zauważyli, a Zelgadis? Pewnie i tak by się nie przyznał. Nawet przed samym sobą. Fakt, że przyglądał się całej sytuacji kątem oka, pewnie wytłumaczył by sobie jako początki zeza.

Podróż do Saillune przebiegła spokojnie. Powiedziałabym nawet, że nudno? Kilka razy napotkali na bandę leśnych rozbójników, których Lina szybko wysłała na tamten świat za pomocą Kuli Smoka. Gourry opracował nową technikę ‘czuwającego wojownika’, która polegała na spaniu w każdej możliwej sytuacji. Nie wiadomo jak mu się to udało, ale w czasie drogi, idąc też potrafił zasnąć! Do Saillune zostało jeszcze trzy dni marszu i wydawać by się mogło, że upłyną one równie spokojnie, jak pozostałe gdyby nie…

- Lina? - zagadnął pewnego popołudnia Zelgadis.

- Wiem, też to czuję. Ktoś nas śledzi… - odpowiedziała oglądając się nerwowo za siebie.

- Próbowałem ich jakoś zlokalizować, ale nie udało mi się, a sami też chyba nie mają zamiaru się ujawniać.

- Skoro potrzebują specjalnego zaproszenia to dajmy im takie - błysk kontrolowanego szaleństwa przebiegł przez oczy Liny…

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.