Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Teoria Chaosu

22. W ciszy

Autor:erravi
Serie:Slayers
Gatunki:Dramat, Fantasy, Mroczne, Przygodowe, Romans
Dodany:2020-10-12 20:26:59
Aktualizowany:2020-10-12 20:26:59


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zabraniam kopiowania treści bez mojej wcześniejszej zgody.


Zelgadis wahał się przez długą chwilę patrząc na znajome twarze zastygłe w szoku i milczeniu. Trzymany ciężar zdawał się ciążyć niczym kotwica czyniąc go na moment niezdolnym do jakiegokolwiek ruchu.

- Rei? - dopiero drżący głos Amelii sprawił, że odważył się poruszyć i najostrożniej jak tylko mógł, ułożył bezwładne ciało w przestrzeni oddzielającej go od pozostałych. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć i mimo usilnych prób przekopywania pamięci, nie sądził żeby w ogóle istniały jakieś właściwe słowa. Obserwował wszystko, a scena przybrała dziwny i odległy wyraz.

- Czy…on…? - Maya ostrożnie postąpiła krok, jednak zaraz ponownie zastygła zakrywając dłońmi usta, zupełnie jakby niezadane pytanie było w stanie zmienić brutalną prawdę. Tuż za nią Tamaki pospiesznie ocierał rękawem twarz próbując wyraźnie zebrać się w sobie, a Lillya spoglądała na nich z posępną miną.

Daiki jako pierwszy otrząsnął się z otępienia i wymijając zebranych podbiegł do leżącego ciała.

- Kirei? Słyszysz mnie? - dopytywał gorączkowo potrząsając nim delikatnie i oglądając z każdej możliwej strony. Wszyscy obserwowali go w wyraźnym napięciu i oczekiwaniu, że być może za sprawą swoich boskich mocy będzie w stanie przywrócić blask w szarych oczach, że być może wydarzy się cud, który niestety nigdy nie miał nadejść. Dopiero kiedy Daiki bezradnie opuścił ręce Amelia zapłakała cicho.

- Nie, nie, nie… - słowa Amelii ostatecznie zlały się w ciche, niezrozumiałe łkanie.

- Zel… - Lina w końcu zwróciła uwagę na stojącego bezbronnie przyjaciela i nie czekając na sprzeciw podeszła i objęła go delikatnie. Dziewczyna nie zadawała pytań, za co Zelgadis był jej szalenie wdzięczny, po prostu przyjmując zaoferowane pocieszenie i zamykając oczy w chwilowej próbie ucieczki. Choć było to okrutne musiał przyznać przed sobą, że nie o śmierć Kapłana chodziło. Tak naprawdę nie miał okazji dobrze go poznać przez te kilka, intensywnych dni ich znajomości, a już na pewno nie mieli sposobności zbudowania żadnej więzi, ot kolejna ofiara w bezsensownej wojnie. To raczej widok cierpienia Amelii sprawiał, że ogarniał go nagły smutek i poczucie winy. Martwił się też o Nirali wiedząc, że nie będzie mógł ruszyć jej z pomocą… Nawet nie zauważył kiedy Lina pociągnęła go delikatnie za rękę wyprowadzając z kręgu żałobników. Gourry podążył za nimi bez słowa zerkając po raz ostatni w stronę Amelii, jednak wreszcie nawet i on zdecydował się pozostawić dziewczynę w spokoju wraz z innymi.

- Dobrze, że wróciłeś w jednym kawałku… - w głosie Liny słychać było wyraźną ulgę chociaż nadal pozostawała poważna. - Co za bagno… - dodała bardziej do siebie, po czym po prostu usiadła pod jednym z licznych, wysokich drzew.

- Lina… - Zalgadis już zamierzał opowiedzieć jej o wszystkim, co się stało kiedy czarodziejka niespodziewanie uniosła dłoń w przerywającym geście i pokręciła głową.

- Cholera Zelgadis! - sapnęła gwałtownie. - Przez chwilę myślałam, że już nie wrócisz…

- Kirei nie miał tyle szczęścia - zauważył posępnie Gourry. - Co się właściwie stało?

Zelgadis jedynie jęknął zmęczony, po czym sam usiadł pod jednym z drzew przecierając intensywnie twarz.

- Może poczekajmy z tymi wyjaśnieniami na innych - zdecydował w końcu. - Poza tym chyba potrzebuję chwili, aby poukładać to wszystko w głowie - dokończył cicho i zmęczony przymknął oczy.

Właściwie nie liczył ile minęło czasu kiedy w końcu usłyszał cichy szelest zbliżających się kroków. Zaczyna się, pomyślał gorzko otwierając oczy, tylko po to by spostrzec nadchodzących wraz z Amelią Kapłanów o przygnębionych minach. Kiedy się przysiedli smutek stał się wręcz namacalny.

- Jak do tego doszło? - zapytała wreszcie Maya, a jej głos zdawał się być wyprany z jakichkolwiek emocji.

- Przykro mi… - zaczął Zelgadis pod ciężarem spojrzeń. - Ira nie żyje…

Zebrani poruszyli się niespokojnie najwyraźniej nieco zszokowani zasłyszaną informacją.

- Zabiliście demona? - głos Tamaki’ego zadrżał delikatnie. - Czy on… czy Rei umarł w walce? - wykrztusił w końcu.

Zelgadis był zmęczony, sam pogubił się już we własnych słowach, wyjaśnieniach i kłamstwach. Co miał im powiedzieć? Prawdę? A jeśli tak, musiałby zdradzić swój sekret, musiałby wyznać prawdę o Nirali, o Bliźniaczych Ostrzach, a tego przecież nie mógł zrobić…

- Tak - powiedział pewnie decydując się na kolejne kłamstwo. - Ira zginął w czasie walki. Myśleliśmy, że jest już po wszystkim, chcieliśmy przeczekać gdzieś noc, ale nad ranem pojawił się kolejny demon, jak sam siebie nazwał, Złodziej Dusz… Dopadł nas z zaskoczenia… - wyjaśnił uważając na słowa, cóż nie było to nawet do końca kłamstwo.

Spostrzegł ciemne oczy Mayi wpatrujące się w niego z zadziwiającą intensywnością. Pomyślał, że z pewnością Kapłanka próbowała odczytać jego aurę i sprawdzić wiarygodność wyjaśnień. Niestety, jak już wiedział, nie było to możliwe od kiedy wróciły jego moce i z pomocą magii mógł w prosty sposób manipulować takimi rzeczami. Maya w końcu westchnęła cicho.

- A więc pojawił się sam Złodziej Dusz? - podsumowała z rezygnacją, na co Zelgadis przytaknął w milczeniu.

- Czy on cierpiał? - wyrwała nagle Amelia, jednak nawet nie spojrzała na chimerę w zamian przyglądając się czubkom swoich butów.

Zelgadis rozważał w myślach odpowiedź. Nawet jeśli śmierć Kireia nie dotknęła go w takim stopniu jak pozostałych, to mimo wszystko było mu przykro z powodu Amelii. Nie chciał jej okłamywać…

- Był odważny… - odpowiedział wreszcie wymijająco uważnie badając jej reakcję, jednak Amelia po prostu przytaknęła. Ten nagły dystans dziewczyny wobec niego doskwierał bardziej niż mógłby przypuszczać i choć starał się zrozumieć uczucia Amelii, i po prostu dać jej czas, to mimo wszystko zdecydował, że spróbuje z nią później porozmawiać.

- To właściwie jak udało ci się uciec? - zauważyła przytomnie Maya.

- Po prostu nie byłem celem, wszystko działo się tak szybko… Demon zniknął tak szybko jak się pojawił, zaraz po tym kiedy osiągnął, co zamierzał - wymyślone na poczekaniu kłamstwo zdawało się na ten moment być wystarczającym wyjaśnieniem, co sam Zelgadis przyjął z ulgą. - W ostatnich słowach Kirei prosił, abym przyniósł jego ciało, mówił, że to bardzo ważne, dlaczego? - zapytał tym samym zmieniając niewygodny dla siebie temat.

Ponownie odpowiedziało mu jedynie głośne westchnięcie Mayi, po czym Kapłanka po prostu zamilkła spoglądając w nieokreśloną dal.

- Maya, wyjaśnisz nam? - zagadnęła Lina zachęcająco.

- To dlatego, że w jego ciele pozostała cząstka Boskiego Władcy - wykrztusiła w końcu, na co Amelia podniosła wzrok z nagłym błyskiem entuzjazmu.

- To znaczy, że Rei tak naprawdę nie umarł? - podjęła podekscytowana księżniczka.

- To nie tak Amelio… a przynajmniej nie do końca… - Maya bezradnie opuściła ramiona i zaczęła obracać w palcach źdźbło trawy. - Jako Kapłani jesteśmy czymś w rodzaju naczyń, kiedy Boski Władca zapieczętował w nas fragmenty swojego istnienia, te nieodwracalnie związały się z naszymi duszami stając się pewnego rodzaju jednością - wyjaśniła cicho.

- To znaczy, że w ciele Reia wraz z fragmentem istnienia Boskiego Władcy utknął kawałek jego duszy? - zagadnęła Lina.

- Tak, możliwe jest, że dusza Reia lub przynajmniej jakaś jej część nadal pozostała tam uwięziona, związana z energią Boskiego Władcy - wyjaśniła cicho przytakując.

- Możemy coś zrobić? - zapytała ruda pochylając się z zainteresowaniem, Maya mruknęła.

- Nie to, o czym myślisz… - powiedziała z niezadowoleniem. - Tych fragmentów nie da się oddzielić od duszy naczynia. Kiedy… - zawahała się na moment - naczynie umiera, można jedynie wyciągnąć ten kawałek i przekazać go w inne naczynie.

- Co takiego?! - Lina poderwała się z miejsca. - Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że ktoś z was wszczepi w siebie część duszy Reia wraz z tym kawałkiem Boskiego Władcy?

- Maya! - wyraźnie zaniepokojony Daiki także poderwał się z miejsca spoglądając z uwagą na Kapłankę. - To zbyt ryzykowne!

- To okropne! Nie możecie tego zrobić! To Rei… - dodała Amelia łamiącym głosem.

- Amelio, Reia już nie ma, jego dusza nie posiada świadomości, jest jedynie… - zamilkła szukając właściwego słowa - energią. On nie będzie… tego czuł… - powiedziała obdarzając ją łagodnym spojrzeniem ciemnych oczu, a wzrok Amelii rozmył się niebezpiecznie.

Zelgadis obracał w myślach usłyszane słowa próbując dobrze zrozumieć ich sens. Nagle w umyśle zamajaczyła mu scena z poprzedniego wieczoru, rozmowy z Kireiem.

Maya posiadła pamięć Boskiego Władcy, część jego duszy toczy nieustanną walkę o kontrolę z jej własną… Jeśli pojawi się bodziec wystarczająco silny być może Maya przegra tę walkę, a wtedy będziemy zdani na boską istotę, której uczucia ludzkie są obojętne…

Choć było to niemożliwe miał wrażenie, że słowa Kapłana dosłownie zadźwięczały mu koło ucha. Przez moment obejrzał się gwałtownie za siebie, ale oczywiście, nikogo tam nie było.

- Kto miałby przejąć ten fragment? - zapytał powoli Zelgadis mierząc się z własnymi wątpliwościami.

- Trzeba to przemyśleć… - Maya bezwiednie wzruszyła ramionami i ostatecznie nie udzieliła żadnej odpowiedzi.

Zelgadis próbował ocenić, czy dziewczyna była świadoma zagrożenia wynikającego ze słów Kireia, jednak jej niewzruszona postawa pozostawiała co do tego wątpliwości.

- Kirei… - zaczął nagle Zelgadis ponownie ściągając na siebie uwagę zebranych - powiedział coś jeszcze. Przerwał na dłuższą chwilę próbując zebrać myśli. - Na temat Amelii… - dokończył wreszcie.

Księżniczka, która do tej pory usilnie starała się na niego nie patrzeć ostatecznie podniosła głowę i spojrzała na niego z uwagą.

- O mnie? - zdziwienie i przenikający przez nie ból wyraźnie odmalowały się na jej twarzy. Zelgadis przytaknął niepewnie.

- Nie wiem, co miał na myśli, ale wspomniał, że Amelia jest powiązana z Księgą Chaosu i że… - urwał w pół ogarnięty myślą, że słowa Kireia mogły być jedynie majaczeniem umierającego, mimo wszystko zdecydował dokończyć - ona widzi i pomoże nam? - choć nie zamierzał, ostatecznie jego słowa zabrzmiały bardziej jak pytanie niż zwykłe stwierdzenie.

Maya poruszyła się niespokojnie i wzięła kilka głębokich oddechów. Zelgadis szybko ocenił stan pozostałych, ale ze zdziwieniem zauważył, że ci chyba nie za bardzo zrozumieli sens jego słów. Gotów byłby uznać to za dowód, że faktycznie Rei jedynie majaczył, gdyby nie nagłe pytanie, które wbiło się w ciszę niczym ostrze.

- Powiedział ci? - wykrztusiła po chwili Kapłanka, a jej umysł i ciało ogarnął widoczny szok.

- Powiedział co?! - Amelia nie wytrzymując napięcia poderwała się gniewnie prostując niczym struna.

Zelgadis widział wyraźnie, że Maya walczyła z własnym ciałem starając się odzyskać utracony spokój i kontrolę. Zdradzało ją wiele drobiazgów, które oczy chimery bez problemu mogły wychwycić - drżenie ramion, szybkie i gwałtowne oddechy oraz nerwowe spojrzenie rozszerzonych źrenic.

- Amelio… jesteś wyjątkowa, masz niezwykły dar… - odrzekła Maya ponownie ubierając słowa w łagodny ton, gdy w końcu zdołała odzyskać utraconą na chwilę kontrolę.

- Dar? - powtórzyła bezwiednie Amelia czując się wyraźnie zdezorientowana. - O czym ty mówisz?

Zelgadis wyraźnie wyczuwał zebrane wokół napięcie. Wyjątkowy dar… Słowa Mayi dźwięczały w jego umyśle, ale tak naprawdę nie rozumiał, co kryło się w ich znaczeniu. Twarze zebranych jak na zawołanie zwróciły się w kierunku księżniczki i przez chwilę trwającą krócej niż oddech, Zelgadis zauważył powątpiewanie na twarzy Liny prawie natychmiast zastąpione zwykłą fascynacją. Czy było coś, czego nie zauważyli przez ostatnie trzy lata znajomości? Czy to możliwe? W końcu Maya przytaknęła sztywno.

- Amelio… - Maya ponownie zwróciła się w kierunku Amelii - jesteś profetą.

Zelgadis natychmiast poczuł się tak, jakby oberwał ciężkim prętem w głowę. Co rusz jedynie otwierał i zamykał usta niezdolny do podjęcia tematu. Profeta? Niemożliwe… Przecież zauważyłby coś! …Prawda? Zanim zdążył choćby umieścić nową informację gdzieś w siatce ostatnich wydarzeń Lina roześmiała się głośno.

- Nie, nie mogę! - sapnęła próbując opanować nagłe rozbawienie, które raziło tym bardziej biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenie… - Wybacz Maya, ale znam Amelię ponad trzy lata i z pewnością bym wiedziała o czymś takim! - ryknęła głośno ponownie zanosząc się śmiechem. Maya zmierzyła rudowłosą chłodnym spojrzeniem.

- Doprawdy Lino Inverse? - spytała grzecznie, jednak jej głos pozbawiony był pogodności.

- Lina? - Gourry ostrożnie położył rękę na ramieniu przyjaciółki tym samym pomagając jej nieco nad sobą zapanować. - Kim jest ten cały profanator?

- Nie żaden profanator Gourry, tylko profeta - wyjaśniła już spokojniejszym tonem i spojrzała z uwagą na Amelię ignorując wcześniejszą zaczepkę Mayi. Sama zainteresowana wydawała się rozumieć niewiele więcej niż Zelgadis, błądziła jedynie wzrokiem to na Linę, to znów na Mayę.

Owszem, Zelgadis znał różne… legendy. Pogłoski mówiące o tym, że gdzieś wśród śmiertelników kroczy istota obdarzona łaską samej Matki Koszmarów, ta która ma nieść jej wolę… Ale Amelia? Jego Amelia? Zelgadis ostatecznie sam zwątpił w wyjaśnienia Kapłanki. To musiała być jakaś pomyłka.

- Widzisz Gourry - podjęła ponownie Lina - Maya próbuje nam właśnie powiedzieć, że Amelia jest profetą, czyli kimś naznaczonym przez Matkę Koszmarów, a według niektórych podań, kimś zdolnym do spoglądania w… linie czasu - wyjaśniła rzeczowo, ale wyraz jej twarzy wyraźnie świadczył o tym, że wcale nie wierzyła w taką możliwość.

Według nielicznych podań, na które Zelgadis kiedykolwiek natrafił profeta był kimś zdolnym odkrywać linie czasu, co ni mniej, ni więcej znaczyło tyle, że mógł dogodnie spoglądać w przeszłość, ale i przyszłość… Zelgadis za każdym razem kiedy czytał podobne wzmianki najzwyczajniej w świecie ignorował je, z góry uznając za coś, co należało pozostawić w krainie mitów.

- Wybacz Maya, ale zgadzam się z Liną - odezwał się w końcu z przekonaniem. - Z pewnością, o ile w ogóle profeci istnieją, gdyby była to Amelia, to na pewno byśmy coś zauważyli przez tyle czasu.

- Ach tak? - podjęła Kapłanka z nutą irytacji w głosie. - I naprawdę niczego nie zauważyłeś Zelgadisie? Żadnych wizji? Snów…? Nic… zastanawiającego?

Zelgadis już otworzył usta, aby ponownie zaprzeczyć, gdy nagłe wspomnienie wybuchło w jego umyśle i zamilkł zszokowany.

- Zel? - Lina natychmiast zauważyła zmianę w zachowaniu przyjaciela. - Co jest? - ponagliła czarodziejka, na co Maya jedynie uśmiechnęła się smutno zauważając pierwsze oznaki zrozumienia.

Przez intensywność ostatnich dni zupełnie wyrzucił z pamięci początek tego wszystkiego. Spotkanie z Kazukim, pomyślał gorączkowo. Punkt zwrotny, w którym wszystko się zaczęło. Tamtej nocy kiedy dołączył do ich grupy Amelia omal nie utonęła wpadając do jeziora… Wtedy sądził, że lunatykowała w trakcie jakiegoś koszmaru, ale teraz… Faktycznie, jej zachowanie wtedy był co najmniej dziwne. Później… kiedy ją pocałował… Przetarł twarz gorączkowym ruchem dłoni czując narastające z każdą chwilą poczucie zagubienia, jednocześnie próbując ukryć ślad rumieńca, który mimowolnie zakwitł na jego twarzy z powodu przywołanej sceny. Amelia wtedy powiedziała, że „widziała” go składającego przysięgę krwi, a przecież nie mogła tego wiedzieć! Cholera, dlaczego nie zastanowił się nad tym wcześniej! Dlaczego wszystko w tym cholernym wymiarze musiało być tak pokręcone?!

- Zel? - ponowne ponaglenie Liny pełne irytacji w końcu wyrwało go z zadumy.

- Lina - zaczął poważnie - Maya może mieć… rację - dokończył zerkając niepewnie w stronę Amelii, która wpatrywała się w nich wyraźnie nie rozumiejąc do czego zmierzała ta rozmowa.

- Amelia odkąd trafiła pod opiekę Kireia miała liczne… sny, choć wizje to chyba właściwsze słowo - wyjaśniła spokojnie Maya. - Wybacz Amelio, nie mówiliśmy o tym, bo staraliśmy się cię chronić. Mówi się, że profeci zdolni są widzieć przeszłość i przyszłość. Choć twoje zdolności najwyraźniej nie są w pełni wykształcone i nie potrafisz ich kontrolować, często w swoich snach byłaś świadkiem prawdziwych wydarzeń z przeszłości lub tego, co dopiero miało się wydarzyć - Amelia poruszyła się niespokojnie jednak nadal nie odważyła się skomentować usłyszanych rewelacji. - Oczywiście przyszłość jest zmienna i pełna niejasności wynikających z poszczególnych wyborów stąd ciężko było cokolwiek stwierdzić na pewno… Przez długi czas Rei myślał, że jesteś jednym z Kapłanów, a to twoja ukryta moc, ale z czasem mieliśmy coraz więcej wątpliwości i podejrzeń… Kiedy pojawiła się Lillya wiedzieliśmy już, że to coś innego… Wtedy właśnie Rei był już całkowicie pewien, że musisz być profetą - wyjaśniła cicho, a za każdym razem kiedy wspominała zmarłego przyjaciela słowa na chwilę więzły jej w gardle.

- Cholera Maya! Dlaczego nic nam nie powiedzieliście?! - wrzasnął Tamaki patrząc gniewnie na Kapłankę.

- A czy to by cokolwiek zmieniło? - bardziej stwierdziła niż zapytała, a w jej słowach zabrzmiało coś ostatecznego, co sprawiło, że Tamaki natychmiast odpuścił dalszą kłótnię i jedynie westchnął podenerwowany.

- Aaaaa! Zamknijcie się wszyscy na moment! - Lina gorączkowo potarła skronie zaczynając ponownie tracić nad sobą panowanie. Spojrzała nerwowo w kierunku Amelii tylko po to, żeby ponownie zwrócić się do Zelgadisa. - Ty! Dlaczego uważasz, że ten kolejny makaron nawijany nam na uszy to prawda? - spytała butnie celując palcem w chimerę. Zelgadis wzruszył bezwiednie ramionami.

- Bo nie mówiłem ci całej prawdy… - odrzekł w końcu. - Myślę, że Amelia miała pierwszą wizję zaraz po tym, kiedy zjawił się Kazuki. Tamtej nocy uciekła z naszego obozowiska i omal się nie utopiła wpadając do pobliskiego jeziora. To było bardzo dziwne… Później mówiła coś, jak myślałem od rzeczy, ale wyraźnie pamiętam, że wspomniała o mieście… zawieszonym na łańcuchach… - w zamyśleniu próbował wyłowić więcej szczegółów z pamięci, ale wydarzenie było zbyt odległe. Co do drugiej sytuacji podczas ich pocałunku miał więcej pewności, ale z oczywistych względów zdecydował się to przemilczeć.

- Zel! - Lina zawyła z irytacją. - I ja mam w to uwierzyć? Amelia? Profetą? - Lina gwałtownie pokręciła głową, a burza ognistych włosów zafalowała wokół jej twarzy.

Zanim jednak ktokolwiek podjął ponownie temat Amelia zerwała się z miejsca ze łzami w oczach, zmierzyła wszystkich krótkim, pełnym wrogości spojrzeniem, po czym bez słowa obróciła się na pięcie i pognała biegiem przed siebie.

- Amelia! - Gourry krzyknął za przyjaciółką, ale kiedy zamierzał za nią ruszyć gwałtowny chwyt Liny zatrzymał go w miejscu.

- Zostaw - powiedziała z rezygnacją. - Ma prawo być na nas wszystkich wściekła. Mówimy o niej jakby jej tu wcale nie było, przywołując wydarzenia, których nawet nie pamięta… - Lina westchnęła głośno i potarła czoło ze zmęczeniem starając się zrozumieć uczucia młodszej czarodziejki.

Nieprzyjemna cisza na moment ogarnęła zebranych. Zelgadis ze smutkiem uświadomił sobie, że Lina ma rację. Zachowywali się jak dupki, on także… I to w sytuacji kiedy Amelia właśnie straciła Reia. Oni rozmawiali o niej jak o jakimś… obiekcie magicznym. Jęknął cicho wściekły na swoją własną ignorancje.

- Zel, ty idź, pogadaj z nią… - szepnęła w końcu Lina patrząc na czubki własnych butów, nikt nie zaprotestował.

Zelgadis nie potrzebował więcej zachęty, wstał bez słowa i ruszył w kierunku, w którym spodziewał się znaleźć Amelie. Właściwie nie był pewien, co zamierzał jej powiedzieć. Nigdy nie czuł się dobry w pocieszaniu kogokolwiek, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę to, z czym aktualnie musiała zmierzyć się Amelia. Nie zawędrował daleko, kiedy wśród leśnej gęstwiny dostrzegł kruchą postać skuloną pod drzewem. Instynktownie chciał podejść, przytulić ją i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale zamiast tego po prostu zatrzymał się czekając na jakikolwiek gest z jej strony. Płakała, co zauważył ze smutkiem, jednocześnie przypominając sobie, że do tej pory nigdy nie widział aż tylu łez u zwykle radosnej Amelii. Mimowolnie opuścił ramiona w niemym cierpieniu, milczał.

- Odejdź! - wykrzyknęła Amelia nawet nie odwracając się w jego kierunku, tym samym dając znak, że mimo to zauważyła jego obecność.

- Amelio… - zaczął ostrożnie postępując krok w jej stronę. - Tak bardzo mi przykro…

- Zawsze tylko powtarzasz, że ci przykro! A później zachowujesz się jak oni wszyscy! Jesteś takim samym kłamcą jak oni wszyscy! - załkała głośno.

Zelgadis ponownie zastygł przygnieciony ciężarem usłyszanych słów. Czuł jakby właśnie znaleźli się pomiędzy okopami jego kłamstw i zasiekami jej żalu na prawdziwym polu minowym, na którym każdy nieostrożny krok mógł doprowadzić do wybuchu i tragedii. Całkowicie uzasadnionego żalu, jak sam przyznał w duchu.

- Wiem, że ci ciężko, ale musisz… - spróbował łagodnie, ale dziewczyna nie dała mu dokończyć gwałtownie obracając się w jego kierunku i wykrzykując kolejne słowa.

- Muszę?! - zawołała histerycznie. - O nie Zelgadisie, a nic już nie muszę! To wszystko nie ma sensu! Nie zamierzam cię nawet słuchać, to twoja wina! Twoja wina, że Rei… Rei… - jej głos załamał się zastąpiony kolejnym atakiem histerycznego płaczu.

Amelia nie miała już siły rzucać w niego kolejnymi oskarżeniami. Ostatecznie po prostu skuliła się przyciskając kolana do piersi i cicho nawoływała zmarłego przyjaciela pomiędzy przerywanymi płaczem oddechami. Zelgadis zawahał się przez chwilę, ale ostatecznie zebrał w sobie dość odwagi, aby ostrożnie przysiąść nieopodal Amelii. Odległość „na wyciągnięcie ręki” uznał za odpowiednią, aby nie ingerować zbytnio w jej przestrzeń. Milczał czekając, a jej cierpienie było jedynym, co rejestrowały jego zmysły i choć bardzo próbował znaleźć sposób, aby jej ulżyć, nie widział nic, co mógłby zrobić, a to sprawiło, że czuł się bardziej bezradny niż kiedykolwiek.

- Jestem tutaj… jestem… - szepnął jedynie próbując zawrzeć w tych słowach jakiekolwiek pocieszenie.

Po nieskończenie długich dla Zelgadisa minutach oddech Amelii w końcu zaczął się uspokajać, a sama dziewczyna ostatecznie przestała przywoływać Reia.

- Chcę zostać sama - powiedziała w końcu spokojniejszym choć nadal ochrypłym od płaczu głosem.

- Czy mogę… - zaczął ostrożnie dobierając kolejne słowa - jakoś pomóc? - dokończył z nadzieją.

- Odejdź - chłodna odpowiedź sprawiła, że Zelgadis poruszył się niespokojnie.

- Amelio… - spróbował ponownie, jednak chłodna obojętność aż biła od Amelii odpychając go coraz dalej i sprawiając, że ogarniała go mimowolna desperacja, której oznaki za wszelką cenę próbował ukryć.

- Nie! - zaprotestowała głośno. - Mam już dość tego, że robisz ze mnie idiotkę! Myślisz, że możesz wcisnąć mi każdą bajkę, a ja potulnie przytaknę? Wiem, że kłamałeś - stwierdziła z goryczą i w końcu zdecydowała się obdarzyć go pogardliwym spojrzeniem.

Pogarda. Zelgadis nigdy wcześniej nie dostrzegł podobnego uczucia w oczach Amelii i ten nagły fakt sprawił, że wszelkie siły i poczucie pewności opuściły go wraz z cichym westchnieniem.

- Widzisz? Nawet nie zaprzeczyłeś… - stwierdziła z wyrzutem. - Skoro jestem tym całym… profetą - wyrzuciła gniewnie ostatnie słowo - to oznacza, że faktycznie złożyłeś przysięgę krwi z demonem. Widziałam cię, kiedy my… - urwała jednak Zel nie potrzebował dalszych wyjaśnień.

Oczywiście, że Amelia w końcu także do tego doszła. O tym samym pomyślał, kiedy Maya ogłosiła, że dziewczyna jest profetą. Kiedy ją pocałował tuż przed atakiem Iry, Amelia odepchnęła go najwyraźniej doświadczając jednej z wizji przeszłości, jego przeszłości dokładniej rzecz biorąc. Powiedziała wtedy, że widziała go z Acedią składającego przysięgę krwi, czemu oczywiście zaprzeczył decydując się na kolejne kłamstwo.

- Masz rację, oszukałem was… ciebie - przyznał ze skruchą nie widząc już sensu w tym, aby nadal ją okłamywać w tej sprawie. - Zrozum! Nie miałem wyboru, Acedia kazała mi przysiąc, inaczej nie przywróciłaby nam mocy, nie mógłbym wtedy zapewnić ci bezpieczeństwa… Inni, zwłaszcza Kapłani, nie mogą się o tym dowiedzieć…

- Ciekawe w ilu jeszcze sprawach kłamałeś Zelgadisie - stwierdziła gorzko najwyraźniej nie za bardzo przejęta jego próbą wyjaśnień. - A może znowu muszę cię pocałować, aby poznać jakąkolwiek prawdę?

- Amelio, ja… - Zelgadis nie wiedział kiedy, ale ostatecznie sam poczuł, że zaczyna się rozsypywać pod ostrzałem okrutnych słów. Przerwał ukrywając twarz w dłoniach i ostatecznie jedynie pokręcił przecząco głową. - Już nie wiem, co mam ci powiedzieć. Odkąd znaleźliśmy się w tym miejscu wszystko tak się skomplikowało, ale wiedz, że jeśli kłamałem to tylko po to, aby cię chronić… - dodał, choć sam już nie wierzył, żeby miało to cokolwiek naprawić.

Amelia milczała przez długą chwilę mierząc go przenikliwym spojrzeniem błękitnych oczu.

- Dlaczego? - zapytała w końcu z uwagą czekając na odpowiedź.

- Bo mi na tobie zależy! - wręcz wykrzyknął Zelgadis i odważnie spojrzał w oczy dziewczyny.

- Skoro tak, to powiedz mi prawdę.

Słowa zawisły w przestrzeni. Może faktycznie, gdyby zdecydował się powiedzieć jej prawdę, mógłby jakoś jeszcze to wszystko naprawić i odzyskać jej zaufanie. Z drugiej strony, rzeczy o których nie powiedział były niebezpieczne, w tym dla samej Amelii, chociaż nie mogła tego wiedzieć. Nie mogła wiedzieć, co stanowiło dalszą część przysięgi krwi, którą złożył. Co pomyślałaby, gdyby dowiedziała się, że Rei tak naprawdę zginął poświęcając się dla jego siostry? Dlatego, że on sam był nieuważny? A jeśli powiedziałby jej o Bliźniaczych Ostrzach i przypadkiem dowiedzieliby się o tym Kapłani chcąc wykorzystać ich moc? Gdyby chcieli w tym celu wykorzystać Amelię? Zbyt wiele pytań, zbyt mało odpowiedzi…

- Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię kiedy tylko będę mógł i nie zagrożę ci tym w żaden sposób - spróbował pojednawczo, jednak zdecydowanie nie była to odpowiedź, na którą czekała Amelia. Prychnęła gniewnie i pokręciła głową przerywając mu gestem dłoni.

- Nie trudź się Zelgadisie - stwierdziła chłodno, jednak mógłby przysiąc, że w jej głosie wyczuwalny był smutek i rozczarowanie. - Nie potrzebuję twoich wyjaśnień, a skoro jestem profetą i tak nie mógłbyś być blisko mnie jednocześnie chcąc ukryć prawdę. Jeden idealny przykład na to już otrzymaliśmy - dokończyła cicho.

Zelgadis ze smutkiem ostatecznie jedynie przytaknął. Miała rację. Możliwe, że wtedy, kiedy zbliżyli się do siebie, jej moce przeniknęły przez niego pozwalając na odkrycie niewygodnych faktów z przeszłości.

- Przepraszam, naprawdę mi przykro - powiedział i sam z zaskoczeniem odkrył pustkę we własnym głosie, choć nie potrafił jednoznacznie określić czego dotyczyła, gdyż z pewnością przeprosiny były szczere. Jak w transie podniósł się z ziemi i ruszył w kierunku pozostałych towarzyszy. - Z powodu Kireia także - dodał spoglądając przez ramię na Amelię. Dziewczyna w milczeniu przytaknęła, a jej uważne spojrzenie odprowadziło go aż w końcu zniknął w gęstwinie.

W byle jakich słowach zamykam swoje kłamstwa.

W tej ciszy,

Nie ufaj mi.

Moja jedyna pewność

Zatonęła w porannej rosie.

Czekam na dnie tego oceanu,

Łapiąc wodę w piersi.

Czuję jak pogoda załamuje się,

Bezlitosna toń odbija

zagubione spojrzenia.

Wraz ze wschodem

Odejdziemy w milczeniu.

W tej ciszy,

Nie ufaj mi.

Skąd, jak, zbudować znowu pewność?

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Rinsey : 2020-10-23 19:01:02

    Ciag dalszy! <3 No, Zelgadis ma trudny orzech do zgryzienia. Pajęczyna kłamstw, nawet w dobrej wierze, nie skończy się dobrze, mam wrażenie. A Amelia profetą... Muszę jeszcze wrócić chyba do tekstu, ale nie załapałam chyba do końca. To by była cecha nabyta, czy od urodzenia? Tak fabularnie by mi pasowało, jak na cechę nabytą w wyniku "czegoś" :). I gdyby Maya straciła nad sobą kontrolę... Aj, dzieje się! Cieszę sie,że mam od razu następny rozdział :)

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu