Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Teoria Chaosu

23. Pożegnanie

Autor:erravi
Serie:Slayers
Gatunki:Dramat, Fantasy, Mroczne, Przygodowe, Romans
Dodany:2020-10-12 20:27:15
Aktualizowany:2020-10-12 20:27:15


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zabraniam kopiowania treści bez mojej wcześniejszej zgody.


Zelgadis w milczeniu stawiał kolejne kroki jednocześnie próbując jakkolwiek zapanować nad powstałym w głowie chaosem. Po raz pierwszy w życiu czuł się tak zagubiony, choć właściwie mógł spodziewać się podobnego rozwinięcia sytuacji. Wiedział, że nie będzie w stanie w nieskończoność ukrywać własnych kłamstw, a prędzej czy później z pewnością Lina i pozostali także poznają prawdę i odwrócą się od niego. Wiedział, że tak będzie. Do tej pory uważał, że to naturalna kolej rzeczy, próbował przekonać samego siebie, że to jedyne wyjście, a nawet że tak będzie po prostu lepiej, łatwiej… A jednak, mimo wszystko, bolało. Nieznośny ciężar rósł w jego piersi i czuł, że desperacko potrzebuje planu. Sytuacji nie poprawiał fakt, że nadal nie wiedział, co działo się z Nirali. Mimowolnie zacisnął pięści i zatrzymał się gwałtownie tylko po to, żeby uderzyć z całej siły w pobliskie drzewo.

- Cholera… - mruknął do siebie rozmasowując obolałą dłoń i czując narastający gniew.

- Zel? - ostrożny głos Liny przywołał go do rzeczywistości. Nie odpowiedział, jedynie wznosząc spojrzenie na przyjaciółkę, która nie wiadomo kiedy znalazła się tuż przy jego boku. - Chciałam sprawdzić czy wszystko w porządku… - zagadnęła przyglądając mu się z uwagą.

- W porządku - prychnął gniewnie i już zamierzał wyminąć Linę, kiedy ta pewnie schwyciła go za ramię.

- Widzę, że nie poszło łatwo - oceniła poważnie i sprawnym ruchem zmusiła go do spojrzenia sobie w oczy. - Nie możesz brać tego do siebie, jakby nie było Amelia straciła właśnie bliską osobę. Może gadać… różne rzeczy… - stwierdziła delikatnie najwyraźniej próbując go pocieszyć. Zelgadis westchnął ciężko i uraczył ją przelotnym spojrzeniem.

- To chyba dobre określenie, gadać różne rzeczy… - zmęczenie mimowolnie odmalowało się na jego twarzy. - Lina, posłuchaj… Najważniejsze żebyśmy jak najszybciej wydostali Amelię z tego wymiaru, rozumiesz?

- Przecież wiem, już o tym rozmawialiśmy - powiedziała nieco zirytowanym głosem. - Tylko nie myśl, że to rozwiąże twoje problemy Zel, nawet kiedy wrócimy Amelia może nie odzyskać wspomnień… - stwierdziła posępnie.

- Nie to miałem na myśli! - wykrzyknął podenerwowany.

- Ach, tak? - brew Liny powędrowała ku górze w wyrazie zwątpienia. - Jasne, jak wolisz Zel… - podsumowała w końcu pojednawczo, jednak Zelgadis mógłby przysiąc, że miała jeszcze wiele do powiedzenia przed czym z trudem się powstrzymała.

- Skupmy się na zadaniu, dobrze? - raz jeszcze skierował ich rozmowę na pożądany tor i z zadowoleniem zauważył, że Lina przytaknęła w odpowiedzi.

- Jak tylko znajdziemy Łzę Matki Koszmarów spadamy stąd… - stwierdziła czarodziejka, po czym odwróciła się i po prostu odeszła pozostawiając Zelgadisa ponownie z własnymi myślami.

Łza Matki Koszmarów… Tajemniczy artefakt, magiczna cząstka samej istoty stworzenia… Gdyby nie fakt, że obiecali pomoc w jej odnalezieniu z pewnością już teraz mogliby otwierać przejście do znanego wymiaru. Z drugiej strony, jak mogliby spać spokojnie wiedząc, że po wszystkim czego tu doświadczyli po prostu odeszli? Amelia z pewnością nie mogłaby zapomnieć o czymś takim… Byli to winni Kapłanom, zwłaszcza po śmierci Kireia. Zelgadis wiedział, że to słuszna decyzja, a mimo wszystko z trudem opierał się pokusie, aby zaproponować natychmiastowy powrót. Cóż, sytuacje tragiczne zazwyczaj mają to do siebie, że dobre rozwiązania po prostu nie istnieją. Pozostawało mu jedynie mieć nadzieje, że szybko odnajdą to, co potrzebne i będą mogli otworzyć drogę powrotną do domu… Właśnie na tym, Zelgadis postanowił skupić całą swoją uwagę jedocześnie odrzucając ze świadomości gorzkie słowa Amelii.

- Zel! - niespodziewany krzyk brutalnie wdarł się do jego świadomości. - Zel!

- Nirali? - sapnął zdziwiony gwałtownie rozglądając się dookoła, aby odnaleźć znajomą postać, jednak głos zdawał się rozbrzmiewać jedynie w jego umyśle. - Mam zwidy? - mruknął sam do siebie wciąż przeczesując wzrokiem pustą okolicę.

- Nie, durniu! To telepatia… Potrzebuje twojej pomocy… - usłyszał ponownie.

- Telepatia? Myślałem, że tylko magowie wyższego poziomu znają się na tej magii? - stwierdził głośno, choć zastanawiał się czy samo wypowiedzenie zdania w myślach nie byłoby wystarczające.

- Czy ty naprawdę masz mnie za jakąś podrzędną czarodziejkę? - prychnęła oburzona. - Nie ważne, nie odpowiadaj! - dodała pospieszne.

- Jesteś cała? - zapytał z niepokojem ignorując uczucie niezręczności wynikające z - jakby nie było, poniekąd mówienia do siebie.

- Wyliżę się - zabrzmiała po chwili zdawkowa odpowiedź. - Z tobą w porządku? - Zelgadis odruchowo przytaknął, ale zaraz uświadomił sobie, że przecież Nirali nie mogła go zobaczyć więc dodał pospieszne: tak. - Dobrze… - kontynuowała - a Kirei? - tym razem przeciągające się milczenie nie wymagało dalszych wyjaśnień. - Rozumiem… - mruknęła cicho. - Potrzebuję pomocy, cudem udało mi się wywlec Jashe i wykorzystać chwile zaskoczenia, aby samej przenieść się w bezpieczne miejsce, ale demony z pewnością już siedzą mi na ogonie… - wyjaśniła poważnie.

- Myślałem, że nie chcesz, abym się w to mieszał? - zapytał zaniepokojony pamiętając wcześniejsze słowa dziewczyny. Do tej pory wielokrotnie powtarzała, że powinien jedynie jak najszybciej zniknąć z tego świata wraz z Bliźniaczym Ostrzem, aby to przypadkiem nie znalazło się w niepowołanych rękach.

- Chodzi o Eryka - ciężkie słowa zakotwiczyły się w jego umyśle. Eryk? Z pewnością już raz słyszał to imię… Czy to nie przypadkiem…? - Tak, dobrze pamiętasz - dodała cicho w odpowiedzi na jego myśli. - To mężczyzna, którego kocham - wyjaśniła, a Zelgadis natychmiast przypomniał sobie wcześniej opowiadaną historię. Zdaje się, że od kilku lat demony trzymały ukochanego Nirali w zamknięciu próbując ją w ten sposób szantażować i zmusić do posłuszeństwa.

- Czy on…? - zaczął ostrożnie.

- Cholera Zel! Nawet tak nie myśl! Żyje… - odpowiedziała nerwowo. - Ale nie wiem jak długo to potrwa. Muszę go wyciągnąć, Zel musisz mi pomóc. Wiem, że mówiłam, abyś się nie wtrącał, ale zostałam sama… Nie wiem, co robić… - potok pospiesznie wypowiadanych zdań przetoczył się przez umysł Zelgadisa i przez chwilę miał wrażenie, że sam poczuł się przytłoczony zmartwieniem Nirali. Mimowolnie westchnął ciężko.

- Jaki masz plan? - zapytał w końcu kierowany niezrozumiałą dla siebie lojalnością.

- Daj mi trochę czasu. Znajdę cię - nowa fala emocji przepłynęła przez ciało Zelgadisa wypełniając je na moment entuzjazmem dziewczyny, chwilę po tym wszystko ustało pozostawiając po sobie znajomą pustkę. Połączenie skończone, pomyślał Zelgadis i ostatecznie skierował się w stronę oczekujących Kapłanów oraz Liny i Gourry’ego.


***


Miał wrażenie, że niewiele się zmieniło odkąd odszedł, aby porozmawiać na osobności z Amelią. Cisza była wręcz ogłuszająca atakując każdy z jego nerwów, a wszyscy zdawali się być pogrążeni we własnych myślach.

- To może zabrzmi okrutnie, ale musimy skupić się na zadaniu - stwierdził chłodno ogarniając zebranych krótkim spojrzeniem.

Maya, która do tej pory jedynie kreśliła palcem pozbawione sensu kształty w ziemi spojrzała na niego nieprzytomnie. Potrzebowała dłuższej chwili, aby wreszcie skoncentrować się na jego przybyciu.

- Musimy… pochować Reia - wykrztusiła siląc się na pewny ton i werbalizując to, co najprawdopodobniej myśleli wszyscy. Zelgadis dostrzegł, że pozostali Kapłani mimowolnie skrzywili się na zasłyszaną sugestię.

- Zatem czas żebyśmy zdecydowali, co zrobić z cząstką Boskiego Władcy - dodał rzeczowo Daiki i jednocześnie odrzucił trzymany w dłoni kamień, który z trzaskiem uderzył o pobliskie drzewo. Lillya mimowolnie wzdrygnęła się niespokojnie.

- To oczywiste - Maya wstała otrzepując swój płaszcz z piachu. - Ja jestem najbardziej odpowiednią osobą - dokończyła pewnie.

- Nie! - Daiki nerwowo zacisnął dłonie. - To niebezpieczne!

- Co w tym takiego niebezpiecznego? - wtrąciła Lina, która do tej pory z uwagą przyglądała się sytuacji.

- To, że Maya może stracić kontrolę nad własną świadomością! - zdenerwowanie Daiki’ego było widoczne gołym okiem. Co rusz to zaciskał, to otwierał dłonie, a jego ciałem targały niespokojne oddechy hamowanych emocji.

- A kto według ciebie nadaje się do tego bardziej?! - odkrzyknęła coraz bardziej poirytowana Maya. - Lillya utrzymuje swoją świadomość jedynie z twoją pomocą, co właściwie oznacza, że nie możesz ryzykować, a poza tym jesteś potrzebny do przeprowadzenia rytuału! - zakończyła wykrzywiając gniewnie twarz i oddychając ciężko.

Niespodziewany szelest przerwał rychłą kłótnię, kiedy Amelia cicho wyłoniła się z gęstwiny spoglądając zaczerwienionymi oczami na zgromadzonych.

- Niech Tamaki to zrobi - wtrąciła z dziwną obojętnością, dając do zrozumienia, że słyszała wcześniejszą wymianę zdań.

Maya zacisnęła usta w wąską linię.

- Ja…? - rudzielec spojrzał na nich zdezorientowany. - Nie wiem…

- Skoro to takie niebezpieczne dla Mayi, ty to zrób - Amelia była spokojna. Poza zaczerwienionym spojrzeniem Zelgadis nie dostrzegał żadnych pozostałych śladów po wcześniejszym wybuchu, co sam przyjął z niepokojem. Ostatecznie chyba wolał kiedy okazywała oznaki życia.

- Dla niego to również niebezpieczne… - zaczął Daiki w zamyśleniu - ale faktycznie, jego własna cząstka Boskiego Władcy nie jest tak silna jak Mayi… To może się udać - uznał w końcu, choć nadal nie wyglądał na przekonanego.

- Ale za to ja wiem w jaki sposób ją kontrolować! - Maya wydawała się nieugięta i pewna swego.

- Powiedzieliście wcześniej, że profeci zdolni są do spoglądania w przyszłość… Czy mogę w jakiś sposób sprawdzić, co może nam grozić? - spytała Amelia kierując myśli zebranych na nowy tor.

- To nie takie proste, nie masz kontroli nad własną mocą - odpowiedziała rzeczowo Maya i z rezygnacją wzruszyła ramionami.

- Rozumiem… - Amelia wyraźnie posmutniała.

Zelgadis czekał aż spojrzy na niego, obdarzy chociaż jednym, małym zerknięciem, ale nic takiego nie miało miejsca. Wyraźnie go ignorowała i unikała jakiegokolwiek kontaktu.

- Zrobię to! - Tamaki nagle poderwał się z ziemi i z nową determinacją uniósł pewnie głowę.

Maya nerwowo przygryzła wargę wyraźnie zastanawiając się nad słowami przyjaciela. Niepewność wciąż malowała się na jej twarzy kiedy w końcu odrzekła:

- Zgoda.

- Spieszmy się, szkoda czasu - dodał Zelgadis nie chcąc dawać im czasu na ponowne sprzeczki, a w duchu odetchnął z ulgą. Z powodu całkowitego odcięcia od naturalnego światła nie był pewien, która mogła być godzina, ale zakładał, że już dawno minęło południe, co oznaczało, że czas kurczył się niebezpiecznie.


***


Ciało Kireia leżało spokojnie otulone wysoką trawą, a Zelgadis przez chwile miał wrażenie jakby to wszystko działo się komuś innemu, a on jedynie obserwował te zdarzenia z zewnątrz. Tak jednak nie było, co szybko uświadomił mu ponowny płacz Amelii. Kątem oka dostrzegł, że przystanęła w tyle, a Lina i Gourry otoczyli ją opiekuńczo ramionami. Sam chciał być blisko Amelii, ale po ostatniej rozmowie… Cóż, był im po prostu wdzięczny za ten drobny gest, zdecydowanie tego potrzebowała.

- Daiki - Maya bez zbędnych wyjaśnień przywołała Kapłana, który zdawał się doskonale wiedzieć, co robić. Delikatnym ruchem odgarnął włosy z zakrwawionej twarzy zmarłego przyglądając się jej przez moment, po czym precyzyjnymi ruchami rozpoczął kreślenie run na jego czole przy pomocy czarnego mazidła wydobytego z podręcznej torby. Były to wzory, których Zelgadis zdecydowanie nie rozpoznawał.

- Tamaki, chodź - polecił medyk kończąc ostatni ze znaków na czole Reia. Rudowłosy posłusznie przysiadł obok i pozwolił oznaczyć się podobnymi symbolami.

- Myślę, że byłoby lepiej gdybyście teraz zostawili nas samych - stwierdziła spokojnie Maya widząc, że przygotowania Daiki’ego dobiegają końca. - Musimy się skoncentrować, aby przeprowadzić rytuał - spojrzała dyskretnie w kierunku nadal zapłakanej Amelii. Zelgadis natychmiast wychwycił aluzję i przytaknął ze zrozumieniem. Szybko wycofał się w kierunku, z którego dopiero co przyszli, a za nim także Lina i Gourry prowadząc roztrzęsioną przyjaciółkę.

Kiedy ponownie znaleźli się pośrodku niewielkiej wyrwy w otaczającej ich kniei, Lina pewnym ruchem objęła Amelię układając jej głowę na swoich kolanach, aż w końcu ta pod wpływem kojącego dotyku i zmęczenia zasnęła. Czekali.


***


Kiedy otworzyła oczy była sama. Zewsząd otaczał ją jedynie gęsty las i liczne świetliki krążące daleko w górze, których światło otulało całość delikatną poświatą.

- Lina? - zawołała niepewnie podnosząc się ostrożnie z ziemi i rozglądając dookoła.

- Jesteśmy sami… - zabrzmiał kojący głos tuż za jej plecami.

Kiedy obróciła się gwałtownie jednocześnie poczuła, że cały świat stał się jedną wielką plamą dookoła. Poprzez napływające łzy ledwie dostrzegała kształt stojącej przed nią osoby, ale nawet wtedy była całkowicie pewna, że to Rei.

- Ty… nie żyjesz - odparła łapiąc wreszcie oddech. - Widziałam twoje ciało… Ja… - słowa uwięzły jej w gardle i poczuła, że się dusi.

- Cii… - mruknął uspokajająco ruszając w stronę Amelii. - Już dobrze - powiedział obejmując ją w pewnym, pocieszającym uścisku, który tak dobrze znała.

Pierwsze, co uderzyło Amelię to zapach, jedyny i niepowtarzalny dla każdej osoby, dopiero później ciepło jego oddechu, który delikatnie osadził się na jej wilgotnym policzku.

- Rei… - wyłkała wtulając się w jego pierś. - Co się stało? Nie rozumiem…

- Amelio, posłuchaj - poczuła na ramionach zdecydowany uścisk kiedy z wahaniem odsunął ją na tyle, żeby móc spojrzeć jej w oczy. - Nie mamy wiele czasu… - spróbował uśmiechnąć się pocieszająco, ale gest ten nie miał w sobie nic radosnego. - Chciałem prosić cię o wybaczenie.

- Wybaczenie? Jak to? - Amelia otarła rękawem spływające łzy i spojrzała nieco bardziej przytomnie na Kapłana.

- Za to, że musiałem cię opuścić - jego słowa miały w sobie coś ostatecznego, co w końcu przekonało Amelię, że jednak się nie myliła - Rei naprawdę odszedł.

- To sen? - zapytała niepewnie nie mogąc pozbyć się wrażenia, że obecność przyjaciela była aż nazbyt rzeczywista.

- To coś więcej niż sen - stwierdził z przekonaniem, a w jego szarych oczach odbiła się cała mieszanina emocji, na niepokoju kończąc. - Od zawsze wiedziałem, że jesteś wyjątkowa… - zaczął odległym tonem. - Kiedy pierwszy raz pomyślałem, że możesz być profetą nie wiedziałem, co robić…

- To dlatego nie powiedziałeś mi prawdy? - zapytała ostrożnie badając jednocześnie każdy szczegół jego twarzy i ciesząc się w duchu z najmniejszego gestu. Dopiero co go utraciła, a teraz… był tu. Marszczył delikatnie czoło, jak zawsze kiedy opowiadał o czymś w zamyśleniu, pocierał nerwowo dłonie, a jego usta układały się w nieśmiałe uśmiechy.

- Tak… - przyznał przytakując z wahaniem. - Chcę żebyś wiedziała, że robiłem to wszystko, aby cię chronić. Dopóki nie pojawili się twoi przyjaciele… - Amelia mimowolnie skrzywiła się pojmując, że ma na myśli Zelgadisa, Linę i Gourry’ego. - Hej! Nie krzyw się tak! To nie ich wina Amelio! - dodał szybko reagując na jej uprzedzenia. - Wiem, że obwiniasz Zelgadisa, ale to nie tak. Cholera, nie przypuszczałem, że będę kiedykolwiek bronić tego typa… - zaśmiał się nerwowo, choć Amelia zauważyła, że jego oczy pozostały smutne i pełne obaw.

- Może gdyby nie on, nadal byś tu był - wyrzuciła oskarżycielsko.

- Nie Amelio, nie byłbym - pewność w jego głosie na moment sprawiła, że poczuła się jeszcze bardziej zdezorientowana. - Twoje miejsce nigdy nie było przy mnie, choć nie wiem jak bardzo bym tego chciał. Twój dom jest daleko stąd z ludźmi, których kochasz, chociaż może tego nie pamiętasz - stalowe oczy przyglądały się jej z uwagą i podświadomie czuła, że miał rację.

- Nie wiem, co zrobię bez ciebie… - chociaż bardzo chciała panować nad swoimi emocjami czuła, że jej głos ponownie się załamuje i traci oddech. Rei natychmiast przyciągnął ją bliżej siebie i otoczył opiekuńczo ramieniem.

- W każdym razie… - podjął ponownie, kiedy Amelia uspokoiła się na tyle, aby znów mogli kontynuować rozmowę. - Pewnie myślisz sobie, że twój dar to przekleństwo, ale możesz zrobić z niego przynajmniej jeden dobry użytek - pocieszający uśmiech ponownie zagościł na jego twarzy. Amelia spojrzała na niego z uwagą wyczekując odpowiedzi. - Profeci są zdolni spoglądać w przeszłość, co oznacza, że jeśli bardzo byś tego chciała i nauczyła się kontrolować moc, mogłabyś spojrzeć w swoją własną przeszłość.

- Moje wspomnienia? - Amelia gwałtownie zaczerpnęła powietrza. - Ale jak? - pragnienie odzyskania utraconej tożsamości sprawiło, że poczuła nowy przypływ energii.

- Cóż, to nie będzie takie proste, jak powiedziałem, musisz nauczyć się kontroli nad swoją mocą, ale pozwól, że coś ci pokażę. Zamknij oczy - poinstruował. - A teraz skup się najmocniej jak tylko potrafisz na Zelgadisie. Postaraj się odnaleźć nić - Amelia z początku posłusznie zacisnęła powieki, a kiedy już miała odpowiedzieć, że żadnej nici nie widzi w jej umyśle rozbłysła złota wstęga. Sapnęła zdziwiona. - Nie otwieraj oczu - usłyszała spokojny głos. - Postaraj skupić się na Zelgadisie i wyłowić jakieś silne wspomnienie.

Amelia mocniej zacisnęła powieki i posłusznie skinęła głową. Wyraźnie widziała złotą smugę tańczącą przed oczami, choć te nadal pozostawały zamknięte. Strumień był chwiejny i co chwila to przybierał na sile, to znów niknął drgając niebezpiecznie. Podświadomie czuła, że całkowite zanurzenie się w niepewnym nurcie było zbyt niebezpieczne więc jedynie przyglądała się z bezpiecznej odległości starając się wyłapać coś charakterystycznego. W końcu jeden jaśniejszy punkt przykuł jej uwagę i poczuła, że całą świadomością podąża w jego kierunku. Nagły błyski sprawił, że otworzyła oczy paradoksalnie oślepiona, po czym zamrugała gwałtownie. Kiedy jej wzrok w końcu przyzwyczaił się do panującego półmroku spostrzegła stojącego do niej plecami Zelgadisa. Jego plecy były odsłonięte, a przez całą ich długość ciągnęła się brzydka, zasklepiona blizna.

-Zelgadis? - zaczęła zdezorientowana spodziewając się, że chłopak odwróci się w jej kierunku i wyjaśni gdzie zgubił połowę ubrań, ale ten nawet nie drgnął.

- Skup się Amelio, już prawie to masz - usłyszała łagodny głos Kireia i kierowana wewnętrznym instynktem ponownie skupiła uwagę na Zelgadisie, zastanawiając się w jakiej to walce otrzymał swoją bliznę… Wtedy to poczuła, falę wspomnień wyrwanych z kontekstu, które zalały jej umysł tak gwałtownie, że aż sapnęła przestraszona.

- To moja wina… - wyszeptała bardziej do samej siebie, choć wiedziała, że siedzący obok Kirei słyszał doskonale jej słowa. W szczątkowych wspomnieniach, których jeszcze nie potrafiła odnieść do konkretnych sytuacji zobaczyła Zelgadisa, który osłonił ją własnym ciałem tuż przed tym, nim mężczyzna imieniem Gaav wymierzył w jej kierunku swój ostateczny cios. Ostrze miecza potężnego Gaav’a z łatwością przecięło nawet twardą skórę Zelgadisa odrzucając ich na ziemię, która zaraz po tym zalała się krwią chłopaka. Ostatnim, co zobaczyła Amelia, była ona sama klęcząca w tej krwi próbując rzucać zaklęcia leczące. Całe to wspomnienie podszyte było najróżniejszymi emocjami, jej własnymi, co była w stanie stwierdzić z całą pewnością. Strach, wdzięczność… miłość…?

- Rozumiesz już? - głos Reia wyrwał ją z zamyślenia i jednocześnie zauważyła, że postać Zelgadisa zniknęła.

- Skąd wiedziałeś? - choć nadal nie potrafiła do końca otrząsnąć się z dopiero co ujrzanych obrazów spróbowała ponownie skupić uwagę na Reiu. Ten wzruszył ramionami z udawaną obojętnością.

- Właśnie teraz Daiki kończy swój rytuał przenoszenia mojej duszy. Dzięki twojej mocy byłem w stanie sprawić żebyś… mnie zobaczyła… - choć starał się nadal utrzymać opanowany ton Amelia zauważyła, że zabrzmiała w nim nuta rozgoryczenia. Posmutniała kiedy brutalna prawda na temat prawdziwych powodów obecności przyjaciela ponownie dała o sobie znać. Troskliwie schwyciła chłopaka z rękę ściskając pocieszająco jego dłoń. Kirei zaśmiał się nerwowo. - Nie sądziłem, że to ty będziesz musiała pocieszać mnie - odrzekł odwzajemniając uścisk dłoni.

- Rei… - spróbowała ostrożnie, ale Kapłan natychmiast przerwał jej gestem dłoni.

- Nie mamy na to czasu Amelio - przerwał delikatnie. - Posłuchaj… Wiem, że wściekasz się na Zelgadisa. Masz powody, wiem o tym, ale chciałbym żebyś mimo wszystko mu zaufała. On jest trochę jak ja… - stwierdził w końcu w zamyśleniu. - Ma na sumieniu wiele kłamstw, ale ponad wszystko chce twojego bezpieczeństwa.

- Skąd możesz to wiedzieć? Kłamał w sprawie Acedii, skąd mam wiedzieć, że odnośnie twojej… - urwała przestraszona. Rei mocniej ścisnął jej dłoń.

- Zaufaj mi, dobrze? - spojrzał na nią z uśmiechem, w którym pierwszy raz od początku tej rozmowy dojrzała coś prawdziwego. Nie tyle radość, co może po prostu szczerość. Nie potrafiła tego jednoznacznie określić więc jedynie ostrożnie przytaknęła. Kirei przyglądał się jej przez dłuższą chwilę w milczeniu, po czym po prostu przygarnął ją do siebie i otulił szczelnie ramionami. - Muszę już iść - wyszeptał ostatecznie w jej włosy. Amelia mimowolnie poczuła, że każdy jej mięsień sprzeciwił się słowom chłopaka i rozpaczliwie wczepiła palce w jego koszulę.

- Czy zobaczę cię jeszcze kiedyś? - wydusiła na wdechu bojąc się usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź. Poczuła, że Rei w odpowiedzi jedynie wzmocnił ich uścisk.

- Jestem cały czas przy tobie - powiedział cicho i odsunął ją od siebie na wyciągnięcie ramion. - Tutaj - dodał kładąc dłoń na jej sercu i uśmiechnął się pogodnie, po czym niespodziewanie złożył delikatny pocałunek na czole Amelii. Mimowolnie zacisnęła powieki koncentrując się jedynie na szczegółach doznania i doświadczenia jego obecności. Jego usta były delikatne i ciepłe. Niechętnie poluzowała chwyt pozwalając mu ostatecznie się oddalić pozostawiając po sobie jedynie ciepło oddechu i wilgoć na policzkach.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Rinsey : 2020-10-23 19:24:11

    Pięęęęękny chapter <3. Bardzo emocjonalny, smutny i ciepły jednocześnie. Jakoś tak Rei bardzo mi pasuje do Amelii. Stworzyłaś między nimi bardzo fajną relację :). Tak jak i między Liną i Zelem. Mamy tu prawdziwą przyjaźń i oparcie, to, co chyba w każdym związku międzyludzkim jest najważniejsze. Więc tak Amelia wchodzi na drogę do odzyskania wspomnień. Będę tęsknić za Reiem, lecz ego odejście w tym rozdziale pozostawiło po sobie miłe uczucie kompletnego wątku :). Super i czekam na więcej ;)

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu