Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Teoria Chaosu

25. Samotna gwiazda

Autor:erravi
Serie:Slayers
Gatunki:Dramat, Fantasy, Mroczne, Przygodowe, Romans
Dodany:2021-07-08 18:53:56
Aktualizowany:2021-07-08 18:53:56


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zabraniam kopiowania treści bez mojej wcześniejszej zgody.


Po kilku kilometrach szybkiego marszu i nerwowych zerknięć w tył ich kroki w końcu zwolniły. Wyglądało na to, że udało im się bezpiecznie oddalić z miejsca przeprowadzenia rytuału, którego magiczny ślad mógłby przyciągnąć demony wprost do ich tymczasowej kryjówki. Zelgadis nie był pewny czy zmierzali w odpowiednim kierunku i szczerze mówiąc miał uzasadnione wątpliwości, aby sądzić, że ktokolwiek wie zwarzywszy na to, że nikt nie kwapił się, aby iść na przedzie. Na dodatek otaczająca ich fluorescencyjna roślinność zdawała się przerzedzać, co za tym idzie prowadząc ich w jeszcze większe ciemności tak, że ostatecznie jedynie zaklęcia Liny oświetlały dalszą drogę.

- Nie chce narzekać, ale idziemy już kilka godzin i oczy same mi się zmykają... - Gourry ziewnął przeciągle poprawiając nadal nieprzytomnego Tamaki'ego na swoich plecach.

Lina zerknęła na przyjaciela i przetarła czoło ze zmęczeniem.

- Rzadko kiedy przyznaję mu rację, ale tym razem muszę zgodzić się z Gourry'm... - stwierdziła jednocześnie przystając i zmuszając pozostałych do spojrzenia w jej kierunku. - Powinniśmy się przespać chociaż kilka godzin.

Maya mruknęła coś niewyraźnie pod nosem, po czym niepewnie rozejrzała się dookoła. Poprzez otaczający ich mrok ciężko było wyłowić coś istotnego w okolicy. Znajdowali się na ogromnej połaci nieregularnej, wyschniętej ziemi, a w zasięgu światła nie dostrzegali nawet najmniejszych śladów życia, roślinności.

- Oceniając nasze położenie uważam, że równie dobrze możemy przenocować tutaj - odparł Zelgadis zerkając sceptycznie na granice widnokręgu.

- Może i tak... - przyznała w końcu ugodowo Maya i zrzuciła z ramion niesioną torbę, która ciężko opadła na spękaną glebę.

- Świetnie - skwitował Gourry i najostrożniej jak mógł ściągnął z pleców Tamaki'ego. - Umieram z głodu - dodał nostalgicznie.

- Przysięgam, że kiedy to się skończy nie wyjdę z gospody przez tydzień... - dodała Lina opadając na kolana.

- Mmm... biedny karczmarz... - mruknął Zel pod nosem, ale niespodziewany chichot Liny sprawił, że uśmiechnął się delikatnie. Zatęsknił za namiastką normalności.

- Póki co musicie zadowolić się tym - podjęła Maya wręczając każdemu racje wydzielonej żywności, które wygrzebała z dna wcześniej niesionej torby. - Niestety to wszystko, co mamy - dokończyła z obawą, tym samym sprawiając, że każdy spojrzał na swój posiłek z lekkim wahaniem. Lina jęknęła boleśnie.

- Jeśli nie zjem nic porządnego to wkrótce będę do niczego - zawyła, a wcześniej wyczarowana kula światła zamigotała niebezpiecznie nad ich głowami. - Właściwie to kto zżarł całe nasze jedzenie?!

Maya spojrzała wymownie na czarodziejkę marszcząc brwi. - Masz - powiedziała nie podejmując tematu i rzucając w jej kierunku zawiniątko z własną porcją. - I tak nie jestem głodna - dokończyła szorstko, po czym cicho przysiadła obok Tamaki'ego delikatnie odgarniając włosy z jego czoła i tym samym dając znać, że zakończyła rozmowę.

Zdziwiona Lina w końcu jedynie wzruszyła ramionami i nie potrzebując więcej zachęty zabrała się za posiłek wraz z Gourry'm, a zaraz za nimi wszyscy pozostali. Niestety nic w okolicy nie nadawało się do rozpalenia ogniska więc chłód nocy szybko zaczął dawać się we znaki.

- Maya, wiesz dokąd idziemy? - zaczął Zelgadis kiedy każdy poczuł się względnie najedzony.

- Cóż... - Kapłanka poruszyła się niespokojnie. - Mam pewną teorię - dokończyła gładząc zgniecenia swojej szaty.

- Teorię? - naciskał Zel wlepiając w nią chłodne spojrzenie.

- Łza Matki Koszmarów jest na tyle potężnym artefaktem, że samą swoją obecnością pochłania pobliskie istnienia. Tak naprawdę jesteśmy teraz na terenach, na których wcześniej były miasta, wcześniej to znaczy zanim zostały wyrwane stąd i zawieszone nad nami przez demony, jednocześnie czyniąc je więzieniem dla ocalałych. Jak jednak widzieliście z początku trafiliśmy do miejsca, w którym natura poza zasięgiem człowieka radziła sobie świetnie - wyjaśniła mając na myśli wcześniej mijane bujne gęstwiny. - Uznałam, że powinniśmy podążać w kierunku, w którym tegoż życia będzie najmniej. No i proszę, jesteśmy. Jeśli jednak pytasz czy dokładnie wiem, jaki jest zasięg tego oddziaływania to odpowiedź brzmi nie.

- Z tego co mówisz, nie wynika, aby bezpiecznie było się do niej zbliżać? - podjął nie kryjąc lekkiego zdziwienia.

- Może, chociaż uważam, że to raczej długotrwały proces, poza tym nie martwcie się, to już nasze zadanie żeby przejąć Łzę - wyjaśniła zerkając na pozostałych kapłanów.

- Jak dla mnie ma to sens... - mruknęła Lina w zamyśleniu analizując uzyskane informacje.

- Kiedy odpoczniemy ruszamy dalej - podsumowała Maya, po czym grzecznie życzyła im spokojnej nocy i sama ułożyła się do snu kilka metrów dalej, u boku Tamaki'ego, a po chwili dołączyli do niej także milczący Daiki i Lillya.

Gourry ponownie ziewnął i nim ktokolwiek zdążył zebrać myśli, szermierz zwinął się na ziemi i zapadł w natychmiastowy sen.

- Wybaczcie, ale jeśli mam naprawdę odpocząć to muszę dezaktywować zaklęcie - wyjaśniła cicho Lina i niedbałym gestem wskazała na migoczącą kulę światła. - Padam z nóg, wy też śpijcie - szepnęła po czym nagle ogarnęła ich oszołamiająca ciemność i cisza, w której dało się dosłyszeć jedynie ich własne, nierówne oddechy.

Przestraszona Amelia sapnęła gwałtownie i odruchowo schwyciła ramię siedzącego najbliżej Zelgadisa. Chimera poczuł jak drobne palce Amelii zaciskają się na jego rękawie, jednak księżniczka nie odezwała się ani słowem. Z początku lekko zaskoczony zamarł w bezruchu, jednak szybko uświadomił sobie, co tak naprawdę kierowało Amelią i odetchnął z lekką ulgą. Kiedy jego oczy przyzwyczajały się do panującej ciemności zdołał odczytać oznaki strachu na wpatrzonej w niego twarzy dziewczyny.

- Nie bój się, nic nam tutaj nie grozi - zapewnił szeptem i przysunął się bliżej Amelii chwytając dłoń, którą wcześniej ściskała jego ramię. - Odpocznij - dodał cicho przyciągając dziewczynę do siebie.

Zauważył, że Amelia błądziła wzrokiem po okolicy najwyraźniej próbując znaleźć jakiś punkt zaczepienia w otaczającej ciemności, co z pewnością było jeszcze trudniejszym zadaniem dla niej, pozbawionej wyczulonych zmysłów chimery. Po chwili zastanowienia lekkim ruchem ułożył ją u swojego boku w bezpiecznej odległości nadal jednak nie puszczając jej dłoni.

- Nie lubię ciemności... - wyszeptała szczerze, choć już dawno o tym wiedział.

- Zamknij oczy - polecił spokojnie starając się mówić najciszej jak tylko potrafił.

Amelia milczała przez chwilę i Zelgadis nie był w stanie ocenić czy faktycznie posłuchała, czy może nadal z przerażeniem lustrowała okolicę.

- To trochę dziwne, kiedy wiesz, że nad twoją głową wisi całe miasto... - spokojny głos przebił się przez ciszę pełną nierównych oddechów.

- Mmm... - Zelgadis mruknął przeciągle. - Postaraj się o tym nie myśleć, dobrze? - zamknął oczy i poczuł jak zmęczenie zaczyna ogarniać całe ciało. Gdzieś na granicy świadomości leżąca obok dziewczyna zadrżała z zimna. Niepewny własnych decyzji ostatecznie zdecydował się otoczyć ją ramieniem. Nie zaprotestowała. Przylgnęła do jego piersi, a serce załomotało w niespokojnym rytmie.

- Zel? - zagadnęła niepewnie po chwilowym milczeniu.

- Mhm? - intensywność poprzednich godzin dała się w końcu we znaki i tak naprawdę z trudem walczył ze snem.

- Chciałabym żeby to wszystko się już skończyło... Wrócić do domu... gdziekolwiek on jest - wyszeptała z trudem, a coś w jej słowach sprawiło, że serce ścisnęło mu nagłe współczucie.

Nie potrafił zebrać się na odpowiedź, jedynie zacisnął uścisk wokół Amelii starając się zamknąć w tym geście swoje własne uczucia. Musiał czekać na znak od Nirali. Zanim się zorientował jego umysł ogarnęła ciemność sprawiając, że zapadł w głęboki sen.


***


Koszmary nocy odeszły równie szybko jak się pojawiły, kiedy jarzący blask rozbłysnął tuż nad ich głowami. Zelgadis otworzył oczy gwałtownie uświadamiając sobie, że to zaklęcie Liny. Delikatnie odsunął się od Amelii, która także zdążyła się przebudzić i rozejrzał na pozostałych. Lina siedziała ze skrzyżowanymi nogami i bawiła się niewielką monetą trzymaną w dłoni. Przez moment Zelgadis absurdalnie pomyślał o tym, że ich dawne pieniądze musiały nie mieć żadnej wartości w tym świecie.

- Wybaczcie sposób, ale musimy ruszać dalej - stwierdziła Lina chowając monetę do kieszeni i wstając.

Nad ich głowami brakowało słońca więc nie mieli pojęcia ile czasu spali, ale Zelgadis czuł się względnie wypoczęty więc nie protestował.

- Dzień dobry... - zabrzmiał nagle słaby głos nieopodal.

- Tami! - krzyknęła Amelia zrywając się na równe nogi i jako pierwsza podbiegając do rudzielca. - Jak się czujesz? - zapytała zmartwiona. Chłopak skrzywił się nieznacznie.

- Dziwnie... - odpowiedział w końcu z grymasem. - Czuję gorąco... - stwierdził w końcu z zaskoczeniem.

- To normalne - wyjaśnił rzeczowo Daiki. - Posiadasz w sobie więcej energii Boskiego Władcy.

Tamaki przyglądał mu się przez długą chwilę w końcu uśmiechając się blado w odpowiedzi.

- I Reia - dodał szeptem kładąc dłoń na piersi. Daiki kiwnął nieznacznie.

- Wyczuwasz go? - zapytała zaciekawiona Amelia.

Tamaki potrząsnął przecząco głową.

- Nieee... Ale to pocieszające, że jakaś jego część istnieje we mnie - stwierdził nostalgicznie.

- Rozumiem... - podjęła Amelia uśmiechając się pogodnie do chłopaka.

Lina odchrząknęła głośno - Jak mówiłam, powinniśmy ruszać - ponagliła przerywając rozmowę, która w jej mniemaniu mogła zejść na zbyt ryzykowne tory, przynajmniej dla niektórych.

Kiedy ostatecznie ruszyli w dalszą podróż Zelgadis wraz z Liną i Gourry trzymali się na tyłach. Amelia dołączyła do prowadzących kapłanów, którzy rozmawiali przyciszonymi głosami z Tamaki'm.

- Zel? - zagadnęła nagle Lina. - Powiesz mi w końcu, co ci chodzi po głowie? - zapytała wprost.

- Nie rozumiem, co masz na myśli - stwierdził wymijająco, chociaż wewnątrz poczuł ukłucie niepokoju.

- Daj spokój, przecież jesteśmy przyjaciółmi, możesz nam powiedzieć - Gourry położył ciężką dłoń na ramieniu chimery.

- Nie ma o czym mówić - zaprzeczał Zelgadis jedocześnie strząsając dłoń szermierza.

- O Gourry, daj spokój, Zel jest uparty jak osioł. Nawet gdybyś przypalał go ogniem nic by nie powiedział. Tak jak się spodziewałam... - stwierdziła czarodziejka, chociaż w jej głosie zabrakło zwykłej nuty irytacji, kiedy wytykała Zelgadisowi jego upór.

- Jak mówiłem... - podjął Zelgadis patrząc na Linę, jednak zanim dokończył wpadł z impetem na plecy Daiki'ego. - Co do... - zaczął gniewnie, zanim zorientował się dlaczego kapłani tak nagle się zatrzymali.

Tuż przed nimi wznosiła się skarpa usiana kośćmi, które Zelgadis bez chwili namysłu określił jako ludzkie. Koniec tego makabrycznego wzniesienia niknął gdzieś w mrocznym horyzoncie. Amelia pisnęła przerażona.

- Co to do cholery jest?! - Tamaki odskoczył gwałtownie uświadamiając sobie, że butem przydeptał jedną z czaszek.

- Dotarliśmy do granicy wzniesionego miasta - wyjaśniła poważnie Maya.

Zelgadis nie zastanawiając się wyrecytował cicho zaklęcie posyłając kolejną kulę światła w górę skarpy. Stromy nasyp usiany kośćmi kończył się jakieś dwa kilometry wyżej i ciągnął w dwie strony na niemożliwą do określenia odległość. Wyglądało na to, że faktycznie kawał ziemi, którzy wcześniej przemierzali był jedynie stworzoną doliną powstałą w skutek wyrwania całego miasta z ziemi.

- Skąd te kości? - oszołomiony Tamaki nadal przyglądał się czaszce pod nogami nie mogąc oderwać od niej spojrzenia.

- Jak przypuszczam należą do ludzi, którzy próbowali uciec ze wzniesionego miasta. Zgadza się? - stwierdziła Lina kierując ostatnie pytanie do Mayi, która przytaknęła z wahaniem.

- To okrutne... - wyszeptała Amelia. - Nie powinniśmy zawrócić?

Kapłanka drgnęła nerwowo i wzięła głęboki wdech najwyraźniej nie będąc pewna właściwej decyzji.

- Nie - wtrąciła nagle Lillya kierując na siebie spojrzenia zebranych. - Jeszcze więcej śmierci, jeszcze bliżej chaosu... - odrzekła spokojnie przyglądając się zebranym kościom. - Jesteśmy blisko.

Zelgadis uznał, że dziewczyna miała w sobie coś przerażającego, zwłaszcza teraz na tle makabrycznego znaleziska, kiedy jej blada twarz błyszczała lekko w świetle zaklęć.

- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że mamy po nich przejść?! - pisnął Tamaki mając na myśli ludzkie szczątki.

- Możemy przelecieć - stwierdziła Lina tonem obwieszczającym coś oczywistego. - Poza tym nie panikuj, to tylko kości, nie zjedzą cię... - dodała cicho starając się zabrzmieć pewnie, chociaż Zel wiedział, że nią także wstrząsnął zastany widok.

- No jasne, przelećmy się... - burknął kwaśno Tamaki po czym roześmiał się nerwowo.

Lina przewróciła oczami z irytacją.

- Zel, będziesz oświetlał drogę, ja zajmę się lewitującymi bańkami - poleciła, na co mag jedynie grzecznie przytaknął.

Kiedy znaleźli się na szczycie wzniesienia każdy odetchnął z ulgą. Wyglądało na to, że cmentarzysko pozostawili za sobą i spokojnie ruszyli naprzód. Dalszą część wędrówki przemierzali w ciszy. Krajobraz nie różnił się za wiele od poprzedniego. Jedynie sucha, martwa ziemia rozpościerała przed nimi swoje szlaki.

- Nie wiem jak wy, ale zaczynam czuć zadyszkę - odezwała się nagle Lina werbalizując coś, co Zelgadisowi nie dawało spokoju od dłużej chwili. Dziwne i nieracjonalne uczucie coraz większego zmęczenia.

- Też to czuję, jesteśmy blisko! - zawołała Maya przyspieszając.

Z każdym krokiem jego oddech stawał się płytszy i bardziej przerywany. Czuł się jakby biegł przez całą dotychczasową drogę aż w końcu daleko na horyzoncie zamajaczyło maleńkie światło.

- Łza... - sapnęła Maya zatrzymując się nagle i obserwując świetlisty punkt zbyt odległy, aby można było określić jego wygląd. Aktualnie bardziej przypominał samotną gwiazdę na tle ciemnego nieba.

- Dalej! Na co czekacie?! - krzyknęła podekscytowana Lina i pognała w kierunku samotnej gwiazdy, a zaraz za nią pozostali.

Z każdym metrem punkt nabierał kształtu, aż w końcu ich oczom ukazało się niewielkie jezioro o regularnym kształcie, po środku którego lśnił śnieżnobiały kryształ wielkości kilku pięści. Zatrzymali się na krawędzi wody i z zachwytem spojrzeli na tajemniczy artefakt znajdujący się nie dalej jak trzydzieści metrów. Dotychczasowe uczucie zmęczenia było irytujące, ale nie na tyle, aby przeszkodzić im w zadaniu. Znaleźli ją, naprawdę istniała! Kątem oka Zelgadis dostrzegł radość wypisaną na twarzach kapłanów.

- Piękna... - szepnęła Maya z zamiarem podejścia bliżej, ale nagły ruch Daiki'ego zatrzymał ją w miejscu.

- Zaczekaj! - polecił medyk poważnie i skinął w kierunku wody. - Nie wiemy czy to bezpieczne...

- O czym ty gadasz, mamy ją na wyciągnięcie ręki! - wrzasnął zniecierpliwiony Tamaki, jednak Maya szybko uciszyła go gestem dłoni i przez chwilę jedynie stała w zamyśleniu.

- Widzę, że rozumiesz - kontynuował Daiki. - Wiemy, że Łza pochłania pobliską energię, przypuszczam że to stąd nasze dziwne uczucie zmęczenia. Uważam, że to ja powinienem jako pierwszy się zbliżyć - stwierdził rzeczowo.

- Daiki... - Lillya schwyciła go za ramię ze zmartwioną miną.

- Nie - zaprotestował stanowczo, jednak w spojrzeniu, którym obdarzył Lillyę była pewna łagodność. - Jako kapłan, któremu w udziale przypadła największa część życiodajnej energii proszę pozwólcie mi to zrobić! - zawołał odważnie pełen determinacji. Maya wahała się przez chwilę, ale ostatecznie przytaknęła.

Daiki uśmiechnął się lekko, po czym ruszył ostrożnie w kierunku kryształu. Zel obserwował go uważnie mimowolnie zaciskając pięści w oczekiwaniu. Okazało się, że woda nie sięgała głębiej niż do kostek. Wszystko wyglądało w porządku. Kiedy Daiki dotarł do kryształu delikatnie ujął go w dłoniach i obrócił się radośnie w kierunku pozostałych.

- Mam! - krzyknął podekscytowany. Zelgadis odetchnął z ulgą i zerknął na Amelię, która radośnie zaklaskała w dłonie.

Daiki postąpił krok w ich kierunku kiedy kryształ niespodziewanie wyślizgnął się z jego rąk i tępo runął rozbijając płytką taflę wody. Zszokowany Zel ponownie skierował wzrok na twarz kapłana, aby zastać ją zastygłą w szoku. Daiki z obawą spojrzał w dół i dopiero wtedy chimera zorientował się, co tak naprawdę się stało. Z piersi kapłana przebitej na wylot wystawał koniec czegoś, co przypominało drewnianą włócznię, która równie szybko co się pojawiła, zniknęła wyrwana w tył pozostawiając po sobie jedynie wykwit czerwieni. Zdezorientowany mężczyzna upadł ciężko na kolana odsłaniając napastnika. I wtedy Zelgadis go zobaczył, największego z gnoi, prawdziwego króla bydlaków...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.