Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Teoria Chaosu

26. Niespodzianka

Autor:erravi
Serie:Slayers
Gatunki:Dramat, Fantasy, Mroczne, Przygodowe, Romans
Dodany:2021-07-08 18:54:33
Aktualizowany:2021-07-08 18:54:33


Poprzedni rozdział

Zabraniam kopiowania treści bez mojej wcześniejszej zgody.


Kiedy bezwładne ciało Daiki'ego upadło z cichym pluskiem, Xellos zerknął na nieszczęśnika i uśmiechnął się z udawanym współczuciem, po czym ruszył pomału w kierunku kryształu. Niewzruszony ostrożnie wydobył z wody artefakt, który zabłysnął w jego dłoniach przypominając ociekający czerwienią lód. Nagła dezorientacja, której doświadczył Zelgadis zaczęła ustępować miejsca czystej wściekłości, kiedy zrozumiał, że to krew...

- Nie! -wrzasnęła Lillya krzykiem rozsadzając wezbraną ciszę i sprawiając, że dotychczas ogarniająca ich zewsząd ciemność stała się wręcz namacalna i zawirowała niebezpiecznie wokół dziewczyny nabierając rzeczywistej formy.

Kapłanka rzuciła się biegiem w kierunku napastnika pozwalając, aby kontrolowana przez nią energia pierwsza dotarła do celu przypominając niszczycielską falę. Już po chwili oleista mgła odrzuciła Xellosa, po czym szczelnie otuliła się wokół odcinając go od wzroku zebranych. Lillya upadła tuż przy ciele Daiki'ego osłaniając go przed wszelkim niebezpieczeństwem, jak gdyby mogło to jeszcze cokolwiek zmienić i dysząc ciężko skierowała ręce w stronę wytworzonej kuli.

- Ty bydlaku! - ryknęła łamiącym głosem, a kiedy wściekła zacisnęła dłonie mroczna bańka zaczęła kurczyć się szybko z zamiarem zmiażdżenia uwięzionego w środku celu. - Giń! - załkała. - Giń!

Zelgadis wstrzymał oddech obserwując szalejącą energię, która z każdą chwilą nabierała prędkości. Ostatecznie siła rozwiewała ich szaty i włosy niczym huragan wzbijając w powietrze tumany pyłu i wody. Odruchowo osłonił oczy chroniąc się przed podmuchem i kiedy już miał nadzieję, że bydlak zginie na dobre, stała się rzecz najgorsza z możliwych. Mroczna kula zamiast się kurczyć zaczęła znikać pochłonięta przez Łzę trzymaną dumnie przez ironicznie uśmiechającego się Xellosa.

- Lina! - zakrzyknął z udawaną wesołością, kompletnie ignorując klęczącą najbliżej Lillyę i zwracając się wprost do czarodziejki. - Cóż za... spodziewane spotkanie - uśmiechnął się uprzejmie wykrzywiając twarz w pozbawiony wesołości sposób i dając do zrozumienia, że już od dawna to planował.

- Zabiję! - wrzasnął wściekle Zelgadis składając dłonie do zaklęcia, jednak zanim zdążył wypowiedzieć choćby słowo Xellos błyskawicznie wycelował koniec drewnianej laski, której zwykle używał jako broni, w stronę zdezorientowanej kapłanki.

- Zupełnie nie rozumiem, o co tyle krzyku? - powiedział obojętnie, ale jego oczy błysnęły niebezpiecznie zdradzając niewypowiedzianą groźbę.

- Xellos... - syknęła Lina. - Co z tobą do cholery?!

- Wybaczcie, to nic osobistego - stwierdził wzruszając ramionami. - Mam rozkaz zabrania Łzy. Nikomu więcej nie musi stać się krzywda pod warunkiem, że nie zrobicie nic głupiego... - zaczął spokojnie, jednak nim dokończył Lillya poderwała się gwałtownie i spróbowała wyrwać laskę z jego rąk. Xellos jednym sprawnym ruchem powalił dziewczynę, a trzymany artefakt zamigotał tajemniczo. Lillya krzyknęła przeraźliwie przyciskając dłonie do szyi i szarpiąc się w walce z niewidzialnym wrogiem. - Głupia dziewucha... - stwierdził demon przyglądając się jej z politowaniem. - Miałem nadzieję na krótką pogawędkę, ale widzę, że raczej nic z tego. Nie będziecie mi dłużej potrzebni - stwierdził, po czym skłonił się grzecznie na pożegnanie i zniknął pozostawiając po sobie jedynie echo potężnej energii.

- Lillya! - Maya natychmiast poderwała się z miejsc i pierwsza biegiem ruszyła w kierunku nadal szamoczącej się towarzyszki.

Dziewczyna szarpała się rozpaczliwie w rozbryzgach naznaczonej krwią wody.

- Po... pomóż... - wykrztusiła nadal nie odrywając dłoni od szyi. Przerażona Maya schwyciła kapłankę i po kilku nieudanych próbach ostatecznie unieruchomiła ją brodząc w płyciźnie w, jak zdawałoby się, bezpiecznej pozycji.

- Spokojnie, wszystko dobrze, patrz na mnie! - poleciła Maya starając się wygrać z rosnącą paniką.

- Ja... ja... - Lillya z trudem łapała każdy oddech wlepiając szeroko otwarte oczy w pusty nieboskłon. - Daiki... - załkała wreszcie zaciskając powieki i nieskutecznie walcząc ze łzami w oczach. Jej oddech z każdą chwilą stawał się płytszy, urywany... Wdech... Wydech... Wdech... Wydech, aż w końcu już tylko bezlitosna pustka.

- Lillya! Lina, Zelgadis błagam zróbcie coś! - krzyknęła Maya zdając sobie sprawę, że kapłanka przestała oddychać i potrząsając nią delikatnie.

Lina owszem, starała się, jednak szybko uświadomiła sobie, że stan kapłanki wywołany działaniem tajemniczego artefaktu był czymś, z czym żadne z ich zaklęć nie miało mocy konkurować. W końcu pokręciła głową ze zrezygnowaniem.

Zelgadis obserwował scenę w ponurym milczeniu. Ciała Daiki'ego i Lilly leżały nieruchome w płytkiej wodzie. Dopiero teraz dostrzegł niebieską wstążkę związaną na nadgarstku dziewczyny, jedyny kolorowy, radosny akcent w całym jej wyglądzie, który teraz zdawał się jeszcze bardziej ciążyć. Zrezygnowany spuścił wzrok oczekując płaczu ze strony pozostałych, jednak nic takiego nie nastąpiło. Trwali w długiej, ciężkiej ciszy.

- Mieliśmy ją... - zaczęła Maya. - A teraz... Najpierw Rei, teraz Daiki i Lillya... nie daliśmy rady, to koniec... - stwierdziła, a ton jej głosu zabarwiła przygnębiająca obojętność.

- Odzyskamy ją - Lina ostrożnie zbliżyła się do kapłanki ściskając pocieszająco jej ramię.

- Nic nie rozumiesz - Maya obruszyła się strącając dłoń czarodziejki ze swojego ciała. - Oni nie żyją, nawet jeśli mielibyśmy Łzę nie zrobimy z niej żadnego użytku, nie przywrócimy istnienia Boskiego Władcy.

- Nie możecie ponownie przeprowadzić rytuału? Przeszczepić tych boskich fragmentów tak jak z Kireiem? - zapytał cicho Gourry.

- I kto ma niby przeprowadzić rytuał? - prychnęła rozgoryczona kapłanka. - Tylko Daiki potrafił to zrobić. To koniec - powtórzyła dobitnie.

- Przykro mi - przyznała szczerze Lina.

- Nie! Nie możecie tak łatwo zrezygnować! - wtrąciła nagle Amelia. - To by oznaczało, że oni... zginęli na darmo...

- To nie takie proste Amelio - dodał Tamaki ocierając ukradkiem łzy i starając się przybrać możliwie pogodny wyraz twarzy. - Żeby ożywić Boskiego Władcę potrzeba było wszystkich kapłanów lub przynajmniej wszystkich boskich cząstek, które w nich zapieczętowano oraz Łzy. Teraz nie mamy ani jednego, ani drugiego. Musimy to przyjąć - wyjaśnił spokojnie.

- Ale... - podjęła Amelia, jednak Maya szybko weszła jej w słowo nie pozwalając dokończyć.

- Nasza umowa jest już nieważna - zadecydowała stanowczo. - Nie możemy dłużej prosić was o pomoc, zrobiliście wszystko, co w waszej mocy, pomogliście odszukać Łzę i jesteśmy wam za to wdzięczni. Wasze sumienia mogą być spokojne. Powinniście jak najszybciej zabrać Amelię i wracać do waszego świata - Maya obserwowała z uwagą czwórkę przyjaciół, a kiedy skończyła mówić uśmiechnęła się blado próbując dodać pewności własnym słowom.

- Sama nie wiem... - zawahała się Lina. - Na pewno nic nie da się zrobić? Możemy przecież wam pomóc, bo chyba nie zamierzacie całkowicie się poddać i oddać do reszty tego świata demonom? Ten bydlak, Xellos, musiał nas śledzić. Może udałoby się go odnaleźć? Chętnie skopałabym mu tyłek za to, co zrobił i może jakoś moglibyśmy odzyskać Łzę...? - paplała Lina nerwowo.

- Daj spokój - przerwała jej Maya krzywiąc się. - Nawet nie wiemy gdzie z nią zniknął. Nie ma żadnej siły na tym świecie, którą znam, a która mogłaby się równać z pozostałymi demonami. Xellos wykorzystał nas wszystkich...

- Maya ma rację. Zbierajcie się, czas na was - potwierdził Tamaki. - My... zajmiemy się Daiki'm i Lillyą - dodał z troską spoglądając na leżące ciała.

Zelgadis widział wyraźnie rezygnację w oczach kapłanów i chociaż starali się pozostać twardzi, opanowani wiedział, że dzieli ich zaledwie chwila od całkowitego załamania. Podejrzewał, że właśnie dlatego próbowali się ich tak szybko pozbyć. Sam w środku cały krzyczał, aby przyznać im rację i jak najszybciej wrócić do domu, jednak... były też inne sprawy. Kotwice, sprawiające, że nie mógł tak po prostu odejść, a jedną z takich kotwic była oczywiście Nirali. Myślał też, że może jednak mogliby coś zmienić, gdyby tylko odnalazł dziewczynę i mogliby razem użyć mieczy. Czy zgodziłaby się na to? Stał tak rozdarty między pragnieniami, poczuciem obowiązku i drogami wytyczonego przeznaczenia bojąc się odezwać czy choćby poruszyć, gdy niespodziewany podmuch wiatru omal nie zwalił go z nóg i sprawił, że odruchowo zasłonił oczy. Usłyszał ciche okrzyki zdziwienia, a zaraz potem potężny huk kiedy coś runęło na ziemię tuż obok rozdzierając taflę płytkiego jeziorka.

Po chwili ich oczom ukazał się rosły niczym góra mężczyzna, z którego pleców wyrastała para potężnych skrzydeł wyglądem przypominających skrzydła nietoperza. Kiedy uniósł twarz okalaną gęstym zarostem jego krwistoczerwone oczy błysnęły groźnie.

- To... demon... - szepnęła przejęta Maya odruchowo cofając się o krok.

Tymczasem mężczyzna rozprostował się dumnie przeciągając kończyny i kręcąc leniwie głową, jak po ciężkim treningu. Olbrzymie skrzydła, podobnie jak u pozostałych demonów, zniknęły poddając się magicznym poleceniom właściciela. Vondur prześlizgnął wzrokiem po twarzach zgromadzonych, a kiedy jego spojrzenie padło na Amelię burknął coś niezrozumiale i bez słowa ruszył w jej kierunku. Potężna, złowroga aura, którą emanował nieznajomy sprawiła, że Zelgadis nie zastanawiał się nawet chwilę. Odruchowo schwycił dłoń Amelii i rozświetlając drogę zaklęciem rzucił się do ucieczki.

- Uciekajcie! - krzyknął i kątem oka dostrzegł, że faktycznie pozostali podążyli za nim, jednak co najgorsze demon także.

Zelgadis szybko zorientował się, że demon porusza się zadziwiająco szybko jak na jego posturę. Ciężkie kroki dudniły tuż za ich plecami, a oni sami byli wystawieni na otwartej przestrzeni z migającym światłem zaklęcia nad głowami, jak znakiem mówiącym „proszę, tu jesteśmy". Zelgadis skrzywił się uświadamiając sobie własne położenie. W biegu przyciągnął bliżej Amelię i schwycił ją na ręce, aby móc biec szybciej.

- Zamknij oczy - polecił, po czym dezaktywował zaklęcie oświetlające i korzystając z nadzwyczajnego ciała chimery puścił się pędem mając nadzieję na zgubienie demona. Kiedy zerknął za siebie dostrzegł, że pozostali towarzysze wraz z demonem na karku zostali w tyle.

Miał nadzieję, że pod osłoną ciemności uda im się umknąć i ukryć gdzieś niezauważenie.

Kiedy ponownie spojrzał za siebie nie dostrzegał już światła zaklęcia Liny, ani złowrogich oczu jarzących się w ciemności. Mimo to, biegł dalej nie czując zmęczenia, za to wypełniony po brzegi adrenaliną.

- Zel! - krzyknęła nagle Amelia, a jej głos przebił się przez świst powietrza. - Uważaj!

Nim zdążył zareagować i ponownie spojrzeć przed siebie potężne uderzenie zwaliło ich z nóg. Poczuł ból i metaliczny smak w ustach kiedy upadli i przetoczyli się po ziemi. Najgorsze jednak, że niewielki ciężar, który ściskał wyślizgnął mu się z ramion. Niezrażony własnym stanem ignorując ból natychmiast zerwał się na nogi w poszukiwaniu Amelii. Kiedy odszukał ją wzrokiem z całkowitej ciemności wyłowił dwie postacie stojące tuż nad nieruchomą dziewczyną.

- Jashe... - syknął wściekle rozpoznając postać wcześniej poznanego demona. Tuż obok stała szczupła kobieta odziana w złote szaty i Zelgadis nie miał żadnych wątpliwości, że także była demonem.

- Znowu się spotykamy mały potworku - Jashe skłonił się z udawaną grzecznością. - Chociaż przyznaję, mała Nirali ostatnim razem uprzykrzyła nam znajomość - stwierdził kierując chłodne spojrzenie wprost na Zelgadisa. Najwyraźniej demony także nie miały trudności z poruszaniem się w mroku, co w przypadku Zelgadisa on sam zawdzięczał swoim wyostrzonym zmysłom chimery.

- Nie dotykaj jej! - ryknął Zel kierując się pewnie, choć z lekkim bólem w kierunku demonów kiedy towarzyszka Jashe zbliżyła się niebezpiecznie do Amelii.

Amelia leżała spokojnie i jak szybko wywnioskował mag najprawdopodobniej straciła przytomność po upadku. Miał nadzieję, że to nic poważniejszego.

- To ten twój ciekawy okaz? - żachnęła kobieta mierząc chimerę krótkim, sceptycznym spojrzeniem. - Nie wygląda wybitnie interesująco, zwykłe trolle mają w sobie więcej uroku. Nie uwierzę, że takie coś same poradziło sobie z Irą... - stwierdziła studiując go wzrokiem.

- Jesteś okrutna siostro - Jashe pokręcił głową starając się wyrazić dezaprobatę. - Poznaj moją siostrę, Pride. Musisz jej wybaczyć, nie jest zbyt cierpliwa, a wy jednak trochę napsuliście nam krwi. Biedaczka, sama musiała się pofatygować, a zdecydowanie tego nie lubi więc lepiej jej nie denerwować - wyjaśnił pogodnym tonem Jashe zupełnie jakby rozprawiał o pogodzie, jednak jego oczy pozostawały czujne i wpatrywały się z uwagą w każdy najmniejszy ruch chimery czekając na reakcję chłopaka.

- Powiedziałem, nie dotykaj jej - powtórzył twardo Zel kiedy Prida nachyliła się nad Amelią dotykając jej twarzy. Kobieta roześmiała się śmiechem przypominającym wbijanie małych igieł w skórę.

- Jashe, zajmij się proszę swoim nowym podopiecznym i niech lepiej milczy kiedy nie jest pytany - stwierdziła oplatając swoje ramiona wokół Amelii i podnosząc ją z zadziwiającą lekkością. - Jak skończysz się bawić wracaj, ja przygotuje wszystko. Musimy jak najszybciej znaleźć tę żmiję, Xellosa. Ma coś, co należy do mnie - stwierdziła krzywiąc twarz w grymasie. - Jego też przyprowadź jak już się zabawicie, chętnie dowiem się, co stało się z Irą.

- Stój! - spróbował ponownie Zelgadis, kiedy Prida zaczęła się oddalać z niesioną Amelią. - Mono Volt! - krzyknął mając nadzieję, że zaklęcie zdoła sparaliżować przeciwników i przy okazji nie zrobi krzywdy Amelii. Niestety zanim moc czaru choćby dotarła w pobliże Pridy, Jashe neutralizował je jednym ruchem wytwarzając potężną tarczę.

- Daj spokój potworku, to niegrzeczne. Niech panie zajmą się sobą, a my tu sobie jeszcze chwilkę porozmawiamy - uśmiechnął się drapieżnie.

Prida obrzuciła Zelgadisa jeszcze jednym niechętnym spojrzeniem, po czym zniknęła wraz z Amelią niesiona zaklęciem teleportacji w nieznane.

- Amelia! Amelia! - Zelgadis nie zastanawiał się dłużej czy powinien użyć miecza. Nie obchodziło go, czy demon mógłby go rozpoznać. Rzucił się z bronią w ręku z czystym pragnieniem mordu.

Jashe przez chwilę wydawał się zaskoczony, jednak każda kolejna nieudana próba ataku w końcu sprawiła, że mężczyzna westchnął znudzony.

- Potworku, ale wiesz, że to jedynie tarcza? - zapytał retorycznie patrząc z politowaniem na Zelgadisa i jego marne wysiłki. - Przyznaję, masz trochę siły, ale to nie wystarczy. Wy ludzie zamiast myśleć częściej kierujecie się emocjami i to wasza porażka - wyjaśnił obserwując dyszącego ze zmęczenia Zelgadisa. - Odpuść - dodał wreszcie.

- Spieprzaj... - burknął Zelgadis szykując się do kolejnego ataku z mieczem wyciągniętym w dłoni.

W głębi wiedział, że nie ma szans. Doskonale zdążył ocenić siły przeciwnika i własne możliwości, co nie oznaczało, że zamierzał się poddać. Miał jeszcze nadzieję, że Lina i pozostali zdołają go odnaleźć w tym pustkowiu i może z ich pomocą... Zupełnie znikąd ogarnęło go nagłe poczucie mocy. Trzymany miecz wpierw rozświetlił się delikatnym, błękitnym światłem, a po chwili otoczyło go znajome uczucie lekkości. Nirali... pomyślał, kiedy przyjemne ciepło zaczęło gwałtownie rosnąć w jego ciele.

- Odpierdol się od mojego brata bydlaku! - dziewczyna runęła dosłownie znikąd, jak strzała nacierając ostrzem na wyczarowaną tarczę.

- Co do... - zdezorientowany Jasne osłonił się odruchowo pod wpływem uderzenia. Do tej pory niewidoczna tarcza zamigotała niestabilnie. Zszokowany demon odskoczył od poruszającej się z zawrotną prędkością Nirali.

Zanim Zelgadis zdążył się zorientować Nirali znalazła się tuż przy jego boku, a ich miecze rozjarzył jeszcze wyraźniejszy błękit.

Chimera z satysfakcją obserwował emocje wypisane na twarzy demona. Jashe od kilku lat posługiwał się Nirali, szantażując życiem ukochanej osoby, a to wszystko tylko dlatego, że była dziedzicem Bliźniaczego Ostrza. Nikt chyba nie wierzył, że drugi z mieczy kiedykolwiek zostanie odnaleziony, a już zwłasza Jashe nie spodziewał się, że ma go Zelgadis. Przez twarz demona przemknęła wściekłość kiedy uświadomił sobie, że już raz miał ich w garści, oboje... i nie docenił swoich przeciwników.

- Niespodzianka skurwielu... - syknęła Nirali, a jej twarz wygięła się w drapieżnym uśmiechu.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.