Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Teoria Chaosu

3. Klucz do koszmaru

Autor:erravi
Serie:Slayers
Gatunki:Dramat, Fantasy, Mroczne, Przygodowe, Romans
Dodany:2014-06-01 17:51:59
Aktualizowany:2020-08-20 10:35:59


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zabraniam kopiowania treści bez mojej wcześniejszej zgody.


Wiatr swoimi silnymi podmuchami szarpał peleryny podróżnych. Ruda rozejrzała się uważnie wokół i zaczęła mamrotać coś pod nosem. Zanim Zelgadis zdążył zorientować się dobrze w sytuacji już zobaczył ognistą kulę mknącą w kierunku zarośli.

- Co tak stoisz Zel?! Zdaje się, że go trafiłam! - wykrzyknęła Lina biegnąc w stronę czegoś, co kiedyś z pewnością było częścią lasu.

Gdy dotarli na miejsce całej piątce ukazał się widok iście przyprawiający o zawał serca. Oparty o pień drzewa chłopak właśnie rozcierał sobie wielkiego guza na głowie. Uśmiechnął się drwiąco, gdy zobaczył ogłupiałe miny zebranych.

- Xellos?! - wykrzyknęła Lina tak głośno, że prawie ogłuszyła pozostałych.

- Aaa witaj Lina.

- Czy ja mam ci przypomnieć czym grozi denerwowanie Liny Inverse?! - wrzasnęła wyszczerzając przy tym zęby jak wygłodniała wilczyca - Co ty cholera tu robisz i dlaczego nas śledzisz? I dla twojego dobra radzę ci, aby to wyjaśnienie było przekonujące! - dodała, chwytając go jednocześnie za ubranie.

- Przykro mi Lina… - zaczął Xell badając wzrokiem wszystkich zebranych. Zatrzymał spojrzenie na Kazuki’m i uśmiechnął się szyderczo - Ale to tajemnica - dokończył ponownie kierując wzrok na wściekłą dziewczynę i już po chwili nie było po nim śladu.

- Xellos ty nędzna gadzino! Wracaj tu! - odgrażała się Lina wymachując pięścią w powietrzu.

- Eee Lina? - zagadnął nieśmiało Gourry.

- Czego?! - odwarknęła dziewczyna, albo raczej wściekła bestia.

- Kto to w sumie był?

To prymitywne pytanie oczywiście pozostało bez odpowiedzi powodując u zebranych jedynie głośne weschnienie irytacji i zmęczena, a słysząc coś takiego Lina nie mogła nie zacząć wyładowywać swojej złości na biednym blondynie. Ten o dziwo znosił to spokojnie, albo przynajmniej na tyle spokojnie na ile jest to możliwe, gdy ktoś okłada cię pięściami po głowie.

Był późny wieczór. Niebo zalało się granatowymi chmurami i chyba zanosiło się na deszcz. Od czasu spotkania Xellos’a podróż mijała im spokojnie. Żadne z nich więcej nie zauważyło obecności kapłana. Oczywiście próbowali dotrzeć do powodu jego „wizyty”, ale co było poradzić na nietrafne przypuszczenia? Xell zawsze był dziwny i tajemniczy. Najdziwniejsze jednak wydawało się to, że od tamtego incydentu Kazuki przestał się zachowywać w swój zwykły przesadnie-miły sposób. Teraz raczej wcale nie zabierał głosu. Amelia zauważyła to od razu i najpierw nawet próbowała wciągnąć go do rozmowy, jednak jego niechęć szybko i ją zniechęciła.

Według obliczeń Zelgadisa do Saillune powinni dotrzeć jutro koło południa. Teraz jednak wszyscy zajęli się rozbijaniem obozowiska na nocleg.

- Pójdę po drewno - powiedziała Amelia chcąc wykonać czynność, którą zawsze jej przydzielano.

- Dobra, dobra tylko się pospiesz!

Odwróciła się już w stronę pobliskich chaszczy, gdy nagle ktoś złapał ją za ramię.

- Ani się waż - szepnął jej wprost do ucha. - Lepiej tu zostań, bo nie chcę żebyś znowu przyprowadziła do nas jakiegoś dziwaka - odsunął się i uśmiechnął do zawstydzonej dziewczyny. To on się czasem uśmiecha?

- Panie Zelgadis to wcale nie jest zabawne! - oburzyła się.

- Jasne, ale pozwól, że to ja pójdę nazbierać drewna - głupawy uśmiech nadal nie zniknął z jego twarzy, a Amelia nie mogąc się powstrzymać też go odwzajemniła.

W końcu jakoś udało się wszystko zorganizować. Ogień wesoło trzaskał w ognisku, a woń pieczonego jedzenia unosiła się w powietrzu. Wszyscy czuli się ogromnie zmęczeni po tak długiej podróży bez postoju w jakimś porządnym miejscu. Zasiedli tylko do kolacji (która i tak wymagała sporego wysiłku w przypadku Liny i Gourry’ego, którzy bili się o każdy kawałek jedzenia) i rozeszli się spać.

Amelia siedziała oparta o pień starego drzewa. Chłodne powietrze muskało jej twarz, a ona sama pogrążyła się w myślach. Nie trwało to jednak długo, ponieważ po chwili poczuła na sobie czyiś wzrok. Gdy otworzyła oczy zobaczyła przed sobą przykucniętego Kazuki’ego, który uśmiechnął się do niej i usiadł obok.

- O czym myślisz księżniczko? - zapytał cicho.

- Jaa… o niczym konkretnym - jego rubinowe oczy zdawały się rozpalać ją od wewnątrz z każdym spojrzeniem.

- Wyglądasz na przygnębioną, nie cieszysz się z wizyty w rodzinnym mieście?

- Cieszę się, oczywiście, że się cieszę tylko że… - dlaczego on musi siedzieć tak blisko niej, że nie może się skupić na własnych słowach?

- Że…?

- Myślałam o tej księdze, którą chcesz nam pokazać. Dlaczego w sumie nam pomagasz?

- Bystra jesteś. Nikt o to wcześniej nie zapytał. Widocznie twoi przyjaciele byli zbyt zajęci wizjami przejęcia księgi dla własnych celów. Ale wracając… pomagam tobie, nie im.

- Mnie?

- Tak. Miałem dług u twojej matki.

- U mojej matki?! Znałeś ją?

- Można tak powiedzieć - odpowiedział tajemniczo.

- Co to był za dług?

- Hm, nie powiem ci! - odpowiedział uśmiechając się i przymrużył lekko oczy - Mam lepszy pomysł, zdradzić ci pewną tajemnicę?

- Tajemnicę? - zapytała z ciekawością Amelia.

- Tylko nie możesz tego przekazać swoim towarzyszom, dobrze?

- Skoro o to prosisz…

- Dzięki Księdze Chaosu można ożywić umarłych.

- Przecież to jest niemożliwe!

- No, nie jest, chyba, że się posiada taką księgę. Może więc za kilka dni sama będziesz miała okazje zapytać się matki o ten dług i o wszystko inne?

- Ożywić umarłych… - nagle natłok myśli uderzył w głowę Amelii.

- To ja już lepiej pójdę - powiedział Kazuki wstając z uśmiechem i wyraźnym przekonaniem, że to co powiedział przed chwilą było czymś zupełnie normalnym. - Wolę być wypoczęty przed dalszą drogą.

Wprost nie mogła uwierzyć w to co właśnie usłyszała! Czy to oznacza drugą szanse dla niej i mamy? To niemożliwe! Ale jednak… to się działo. Więc ta księga może odmienić jej całe życie… Będą mogli znów stworzyć rodzinę? I co powiedziałby tato?

Nagły błysk przerwał rozmyślania, a zaraz za nim przez zachmurzone niebo przetoczył się potężny grzmot. Pierwsze krople deszczu spadły na ziemię, a wraz z nimi w Amelię uderzyła przeszłość. Bolesne wspomnienia i więzy, które ograniczały ją. Czy nadszedł w końcu czas by je zerwać, znowu się uwolnić? To było tak dawno, ale obraz matki leżącej w kałuży krwi ze sztyletem w piersi nadal był świeży w jej pamięci. Pamiętała doskonale widok, którego musiała być świadkiem po wkroczeniu do jej pokoju. Pamiętała swoją bezradność. Wtedy jej starsza siostra, Gracja odeszła od niej. Wtedy pierwszy raz była samotna…

Deszcz wzmógł na silę, ale Amelia nie była już całkiem pewna czy to tylko krople wody spływają po jej twarzy. Po chwili z ogniska, które do tej pory dawało odrobinę światła nie zostało już nic. Lina wymamrotała przez sen jakieś zaklęcie tarczy, które ochroniło śpiących przed deszczem. Amelia jednak została tam gdzie była. Nie obchodziło ją czy zmoknie. Teraz mało ją cokolwiek obchodziło. Czy naprawdę jeszcze istniała dla nich szansa po tylu straconych latach? Dziewczyna przymknęła oczy i nie myśląc już więcej o niczym wsłuchała się w padający deszcz. Jego delikatne pieśni koiły jej zmęczony umysł. Czarne kosmyki włosów przyległy do twarzy zasłaniając widoczność. Trwała tak jak w transie przez długie minuty.

Cichy szelest czyjegoś płaszcza zakłócił na moment muzykę deszczu. Ktoś przysiadł ponownie koło Amelii.

- Czego jeszcze chcesz Kazuki? Masz kolejną nowinę, która w cudowny sposób odmieni moje życie? - powiedziała sarkastycznie Amelia zirytowana tym, że chłopak przeszkodził jej w nasłuchiwaniu.

- Wiesz Ame, myślałem, że pamiętasz moje imię - ten głos?

Amelia otworzyła oczy jednak włosy opadające na oczy i panująca ciemność uniemożliwiły jej spojrzenie na rozmówce. Po chwili czyjaś dłoń dotknęła jej czoła i odgarnęła włosy na bok.

- Panie Zelgadis… - zaczęła.

- Amelio kiedy ty wreszcie skończysz z tym „panem”? Męczy mnie to już trochę, wiesz? - przerwał jej chłopak i swoją rękę położył na jej ramionach.

- Panie Zelgadis co, pan robi?!

- Po pierwsze nie pan, po drugie, przecież ktoś musi cię pilnować - odpowiedział spokojnie i nakrył ich oboje swoim płaszczem.

- Pilnować?! - obruszyła się dziewczyna.

- Jestem dziś zbyt zmęczony by ganiać cię po lesie w środku nocy, więc wolę zapobiec sytuacji od razu - uśmiechnął się do Amelii.

- Ale ja…

- Daj spokój. Poza tym wiem, że boisz się ciemności.

- Wiesz? - to był mały szok. Przecież nie mówiła o tym nikomu to skąd on mógł to wiedzieć?

- Wiem, ale nie bój się nie powiem Linie - powiedział żartobliwie.

- Zmokniesz… - powiedziała po prostu Amelia, ale trochę dziwnie się czuła w tej całej sytuacji, no i dlaczego nagle miała przestać mówić Zelgadisowi na pan?

- Ty też - zabrzmiała zdawkowana odpowiedź - Czemu myślałaś, że to Kazuki? Wolałabyś jego? - to było trochę dziwne pytanie.

- Yyy nie… Po prostu wcześniej rozmawiał ze mną o… o mojej matce - to nie było do końca kłamstwo.

- O matce?

- Tak, ale nie pytaj mnie proszę o to.

- Dobrze - powiedział po chwili namysłu - Ale czy twoja matka nie została zamordowana kilka lat temu?

- Ona… - nagle głos Amelii załamał się.

Jak on mógł tak spokojnie o to pytać? Czy jest aż tak nieczuły?

- Wybacz - usłyszała po chwili cichy szept Zelgadisa, który najwyraźniej zrozumiał swój błąd.

- Mogę cię o coś zapytać? - powiedziała szybko chcąc zmienić temat.

- Pytaj jeśli musisz.

- Co z twoją rodziną? Nigdy o nich nie wspominałeś…

- Nie żyją… - padło po prostu.

- Przepraszam… - odparła zawstydzona.

- Przecież to nie twoja wina. Poza tym nawet ich nie pamiętam zbyt dobrze…

- Zazdroszczę ci…

- Dlaczego?

- To lepsze kiedy nie pamięta się nic, niż kiedy ma się przed oczyma obraz własnej zamordowanej matki…

- Czy to zbyt wygórowana cena dla ciebie za te wszystkie pozostałe, piękne wspomnienia?

- …

- Moi rodzice zmarli kiedy miałem pięć lat. Miałem trafić do sierocińca, ale wtedy przyszedł po mnie mój pradziad, Rezo. Byłem słaby i bezradny. To on zajmował się mną i wydawało mi się, że pragnął mojego dobra. Całe dzieciństwo spędziłem na ćwiczeniach i szukaniu mocy. Kiedy miałem piętnaście lat, Rezo złożył mi propozycje, zaoferował mi moc. Byłem takim głupcem, że nawet nie zastanawiałem się nad konsekwencjami tego. Właśnie tamtego dnia zamienił mnie w to czym jestem teraz, a resztę swojego życia pewnie spędzę na szukaniu lekarstwa. Więc uwierz mi ja nie mam pięknych wspomnień. Całe życie byłem sam.

- Ale teraz nie jesteś sam… - zaczęła nieśmiało Amelia, a Zel spojrzał na nią zdziwiony.

- Chyba nie mam odwagi się sprzeciwiać - uśmiechnął się lekko.

Patrzyli tak na siebie jeszcze przez dłuższą chwilę. Dwie pary niebieskich oczu. Deszcz nadal sączył się z nieba, ale teraz im to nie przeszkadzało. Amelia nawet nie wie kiedy oparła głowę o ramię chłopaka i zapadła w spokojny, głęboki sen… A na jej twarzy błąkał się delikatny, ledwo dostrzegalny uśmiech…

Był wczesny poranek, a dzień już zapowiadał się dużo lepiej niż poprzedni. Ciemne chmury zniknęły z nieba by ustąpić miejsca ciepłym promieniom słońca. Świat ponownie budził się do życia po deszczowej nocy. Miejscowe ptaki rozpoczęły już swój codzienny rytuał i swoimi śpiewami radośnie witały nowy dzień.

Zelgadis powoli wracał do rzeczywistości. Zajęło trochę czasu zanim całkowicie odpędził od siebie wszystkie marzenia senne, w których znów mógł wyglądać normalnie. Kiedy w końcu się to udało i chłopak się przebudził, postanowił mimo to nie otwierać oczu. Chciał jeszcze przez chwilę zatrzymać panujący wokół spokój. Dobrze wiedział co zastaną kiedy dotrą do Saillune. Będzie na nich czekał szalony ojciec Amelii, a wraz z nim mnóstwo zamieszania. Służba biegająca w tę i we wtę, a wszystko po to, aby jak najlepiej ugościć przybyszy. A i przybysze nie byle jacy. W końcu powraca księżniczka Saillune, co jak przypuszczał Zelgadis, niestety spowoduje jeszcze więcej zamętu. Chłopak czuł w głębi siebie, że jakoś nie pasowałby do takiego życia. W sumie to dziwił się, że Amelia tam wytrzymuje. A mając takiego ojca to musiało być już w ogóle utrudnione. Facet ma chyba jeszcze większego bzika na punkcie szerzenia sprawiedliwości niż sama Amelia i kocha nad życie swoją córkę…

Ta ostatnia uwaga skierowała myśli Zelgadisa na nowy tor. Może życie księżniczki nie było aż tak straszne jak myślał? Miała kogoś kto ją kochał. A on? On był sam…

- Ach zobacz Gourry! Czy oni nie wyglądają słodko? - zabrzmiał nagle głos Liny.

Zelgadis szybko otworzył oczy chcąc dowiedzieć się o czym mówi ruda. Wtedy zobaczył przed sobą siedzącą Linę i Gourry’ego, którzy (ku jego zdziwieniu) wpatrywali się właśnie w niego! W niego i… Amelię?! Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nadal przytulał do siebie śpiącą dziewczynę, która aktualnie wtulona była w jego ramię.

- Uroczo! - odpowiedział jej Gourry, wpatrując się w tamtym kierunku maślanym wzrokiem i podpierając głowę na rękach.

- I kto by pomyślał, że nasz wredny Zel jest w stanie wykazać się odrobiną ludzkich uczuć? Przez jakiś czas nawet się bałam, że ten demon, z którym cię zmieszano przejął jednak tą większą połówkę - stwierdziła Lina uśmiechając się cynicznie.

Tymczasem Zelgadis odsunął się od śpiącej Amelii tak szybko, że ta zsunęła się uderzając głową o ziemię. Zrezygnowana otworzyła oczy i dotknęła zbolałego miejsca. Po krótkich oględzinach wykryła między włosami wielkiego guza, który za nic nie chciał się zmniejszyć.

- Cooo znoowuu? - jęknęła przeciągle patrząc na pozostałych.

- Ech Zel, ty jak zwykle musisz wszystko zepsuć! - obruszyła się Lina wstając z ziemi.

- I to mówisz panna siejąca wokół siebie totalne zniszczenie… - chłopak odburknął jej pod nosem otrzepując swój płaszcz.

- Mówiłeś coś?!

- A co walniesz we mnie jakimś ze swoich zaklęć? - ironiczny uśmieszek pojawił się na jego twarzy.

- Już po tobie! - zagroziła Lina szykując się do jednego ze swoich najlepszych zaklęć. Całe szczęście, że w tym momencie oprzytomniała Amelia, która zdążyła powstrzymać rudą w pół ruchu.

- Amelio zostaw mnie! On musi pożałować swojej bezczelności! Może wtedy nauczy się jak powinno zwracać się do damy!

Cała ta szamotanina pewnie trwała by jeszcze jakiś czas, gdyby nie głośne westchnienie Gourry’ego, które zwróciło uwagę wszystkich. Blondyn siedział na ziemi i nadal wpatrywał się w miejsce, w którym wcześniej spali Zel i Amelia.

- Yyy, Gourry? Gourry, co ty właściwie robisz? - zapytała Lina wyrywając się z uścisku Amelii.

- No, przecież sama mówiłaś, że wyglądają słodko? - odpowiedział chłopak po czym wykonał kolejne demonstracyjne westchnienie mające wyrazić jego podziw.

- No tak, ale… - spojrzała na Amelia i Zelgadisa - Gourry, ale o kim ty mówisz?

- Lina masz gorszą pamięć ode mnie! Mówię przecież o tych dwóch ślimakach, które oglądaliśmy przed chwilą!

- Co?! - wrzasnęła ruda.

Ślimaki chyba jako jedyne potrafiły przestraszyć potężną Linę Inverse. Przestraszyć? Nie, to mało powiedziane one ją przerażały! I faktycznie na starym pniu drzewa siedziały dwa małe szkodniki z mistycznie zdobionymi skorupkami, którym Gourry przyglądał się z zachwytem.

- Zabierz to! - wrzasnęła Lina wskazując na nie palcem i przytupując z nogi na nogę.

- Panno Lino, o co tyle krzyku? To tylko dwa malutkie ślimaki - powiedział Kazuki zdejmując je z drzewa i odkładając gdzieś, gdzie Lina nie mogła ich zobaczyć.

- Nawet nie wyobrażasz sobie, co one potrafią zrobić! I są takie ohydne!

- Naprawdę czasem wydaje mi się, że jesteś z innego świata - stwierdził Zelgadis kiwając głową z dezaprobatą. - Czy możemy już ruszać dalej?

- A śniadanie?!

Kiedy dotarli do Saillune słońce chowało się już za horyzontem. W blasku zachodzącej gwiazdy całe miasto wydawało się być jeszcze piękniejsze. Promienie słońca tańczyły na ulicach, a wszystko wokół mieniło się tysiącem świateł. Nawet szkło rozbite na ulicy wyglądało jak diamenty.

- Późno już - stwierdził Kazuki.

- Bylibyśmy tutaj wcześniej, gdyby nie ciągłe postoje na posiłek! - powiedział zirytowany Zelgadis.

- Zel i czego się denerwujesz? Przecież moje moce nie biorą się z powietrza! Muszę skądś mieć siły do walki - odpowiedziała Lina klepiąc się po brzuchu.

- Ach, nie wątpię! Przy takiej ilości jedzenia jaką pochłaniasz mogłabyś spokojnie dać radę całej armii wojska! - odgryzł się Zelgadis.

- Nie zaczynaj ze mną dobrze ci radzę - przymrużyła oczy, a jej brew drgnęła niebezpiecznie.

Zelgadis już miał odpowiedzieć, na szczęście jednak w porę zreflektował się na widok błagającej miny Amelii i po prostu wzruszył ramionami. Sam też nie chciał oglądać zagłady miasta Saillune, wielkiej stolicy białej magii.

Po pokonaniu kilku ulic znaleźli się przed królewskim pałacem. Straż, która strzegła wejścia, widząc Amelię natychmiast wpuściła ich do środka. Księżniczka z dumnie podniesioną głową wkroczyła do swojego domu, a za nią reszta towarzyszy. Stukot ich butów odbijał się echem po wielkiej sali, gdy kroczyli marmurową posadzką.

- Córeczko? - zabrzmiało nagle pytanie.

- Tatku! - Amelia już biegła w stronę swojego ojca.

- Tak się cieszę, że cię widzę! I was również - zwrócił się do pozostałych trzymając córkę w uścisku.

Dalej wszystko potoczyło się tak jak przypuszczał Zelgadis. Philionel, ojciec Amelii biegał wraz z służbą wokół gości chcąc zapewnić im wszelkie wygody. Postanowiono też wydać ucztę z okazji powrotu księżniczki. Lina natomiast, ucieszona wizją stołów zastawionych jedzeniem pomogła nawet w przygotowaniach. O ile pomocą nazywamy kierowanie Gourry’m i mówienie mu, co ma robić. Kazuki zaś zmył się szybko do komnaty pod pretekstem zmęczenia.

Po niedługim czasie wszystko było gotowe. Chybotliwe światło świec i pochodni wyciągało z cienia stoły zastawione po same brzegi najróżniejszymi przysmakami. Królewscy kucharze nie próżnowali. Po dużej sali roznosiły się smakowite zapachy pieczeni. O takim widoku z pewnością marzyli Gourry i Lina, bo natychmiast zabrali się za jedzenie.

Wieczór mijał im przyjemnie, głównie na rozmowach z Phill’em i żartach. Dowiedzieli się, co działo się w królestwie i sami opowiedzieli trochę o swojej podróży. Poza tym Phill przedstawił im nowe plany zwalczania przestępczości w mieście.

- Phill… - zaczęła nagle Lina zmieniając temat - czy słyszałeś o Księdze Chaosu? - na to pytanie wszyscy ucichli i skierowali na niego swój wzrok wyczekując w napięciu.

- Hmm…- podrapał się po głowie. - Niestety wydaje mi się, że nie mogę ci pomóc Lina.

- Rozumiem - odparła zrezygnowana i sięgnęła po kolejnego pieczonego kurczaka.

- Chociaż może… - zaczął - Wydaje mi się, że kiedyś słyszałem jakąś legendę o tym, ale niestety nie mogę sobie jej teraz przypomnieć.

- Mmm… - zamyśliła się ruda przeżuwając ciągle ten sam kawałek mięsa. - Trudno - dodała po chwili choć widać było, że nadal nad czymś się zastanawia.

- Już bardzo późno - zaczął Philionel - Proponuje żebyśmy zakończyli już nasze miłe spotkanie. Na pewno jesteście bardzo zmęczeni. Służba wskaże wam wasze pokoje - dokończył wstając od stołu. - A ciebie Amelio poproszę byś poszła ze mną do głównego gabinetu. Jest kilka spraw, z którymi powinnaś się zapoznać - zwrócił się do córki, a ta tylko przytaknęła głową.

Wszyscy wstali od stołu i zaczęli rozchodzić się we wskazanych kierunkach. Philionel natomiast ruszył ciemnymi korytarzami zamku w stronę gabinetu, za nim powlokła się Amelia.

- Tato? - zaczęła niespodziewanie.

- Tak córeczko?

- Kocham cię - powiedziała po prostu i przytuliła się do jego ramienia.

- Ja ciebie też - uśmiechnął się. - Smutno tu było bez ciebie.

- Ja też tęskniłam, ale niestety jutro będziemy musieli zniknąć znowu na jakiś czas.

- Znowu wyruszacie w podróż, co?

- Szukamy tej księgi, o którą pytała cię panienka Lina…

- Szkoda, że nie pamiętam tamtej legendy - zamyślił się.

- To nic tato - pocieszyła go z uśmiechem. Miała wielką ochotę zdradzić mu jaka moc kryje się w księdze, ale obiecała przecież, że nie powie nikomu o tym, co ujawnił jej Kazuki. Być może niedługo będzie mogła ożywić mamę? Tata napewno byłby szczęśliwy.

- Nie martw się to zebranie nie potrwa długo - powiedział, gdy znaleźli się przed potężnymi drzwiami do gabinetu.

Zelgadis leżał na wygodnym łóżku, w pięknej komnacie, ale jakoś nie mógł zasnąć. Wpatrywał się w cienie tańczące na ścianie i wsłuchiwał w odgłosy dochodzące zza okna. Obok jego komnaty była też sypialnia Liny, więc przez otwarte okno doskonale słyszał jej pochrapywanie i mamrotanie przez sen. Kiedy usłyszał teksty o jego własnej ‘niekompetencji’ postanowił wstać i uciszyć to wszystko. Podniósł się powoli z łóżka i postawił stopy na podłodze, która wydała ciche skrzypnięcie. Siedział tak przez chwilę przecierając oczy, po czym wstał i podszedł do okna. Czując chłodne powietrze na twarzy nagle zachciał przejść się po zamku. Odwrócił się w stronę drzwi i wyszedł cicho na korytarz by zrealizować swój spontaniczny plan. Spacerował samotnie korytarzami pogrążonymi w półmroku. Nie wiedział jak poruszać się po zamku, aby nie zabłądzić więc starał się trzymać prostej trasy. Kiedy dotarł do końca wybranego przez siebie przejścia zobaczył po swojej prawej stronie wielką bibliotekę. Znudzony wszedł do środka. Gładził palcami skórzane oprawy woluminów, gdy po chwili do jego głowy wpadł kolejny pomysł. Czemu by tutaj nie poszukać czegoś o księdze?

Amelia szła pustym korytarzem w stronę swojego pokoju. Wszystko można było powiedzieć o zebraniu, z którego właśnie wracała, ale napewno nie to, że było krótkie! Obrady trwały dobre trzy godziny! Całe szczęście, że nie była osamotniona w swoich mękach. Towarzyszyć musiała jej cała rada. Ojciec ubzdurał sobie, że jest to sprawa nie cierpiąca zwłoki więc nakazał wszystkim tam być mimo późnej godziny! Staruszek już chyba zupełnie wariuje… Miały to być nowe reformy, o których wspominał przy kolacji. Amelia jednak nie sądziła, że pomysły ojca zmniejszą wzrost przestępczości. Sięgnęła do papierów trzymanych w dłoni by jeszcze raz przyjrzeć się pomysłowi reformy i wprowadzić do niego swoje poprawki. Wychodziła właśnie na korytarz prowadzący do komnat, gdy wpadła na kogoś… Wszystkie kartki wyleciały z jej ręki i rozsypały się po całym pomieszczeniu.

- Ej! Może byś trochę uważał?! - krzyknęła z wyrzutem jednak, gdy podniosła wzrok na osobę, w którą wpadła natychmiast zamilkła.

- Wybacz Amelio. Masz racje nie powinienem szwendać się po zamku w środku nocy, ale nie mogłem spać - wytłumaczył Zelgadis drapiąc się po głowie zakłopotany.

- Panie Zelgadis? - zaczęła, a na jej twarzy pojawił się szkarłatny rumieniec.

- Jak tak do mnie mówisz to czuję się staro - powiedział wstając z posadzki i wyciągnął rękę do dziewczyny.

- Myślałam, że wtedy nie mówił pan na serio?

- Amelio… ja zawsze mówię na serio - stwierdził siląc się na powagę jednak w jego głosie brzmiała nuta rozbawienia.

- Tak, wiem - powiedziała z uśmiechem i chwyciła jego dłoń.

Pech chciał, że stopę postawiła na jednej z upuszczonych wcześniej kartek i gdy próbowała się podnieść to pośliznęła się na niej. Bez ostrzeżenia runęła wprost na chłopaka.

- Straszna z ciebie niezdara - zaczął Zelgadis trzymając dziewczynę w swoich ramionach.

- A z ciebie straszny zapominalski! - stwierdziła rumieniąc się cała.

- Niby czemu?

- Temu, że przed wyjściem ze swojego pokoju raczej należało by pamiętać o tym, żeby się stosownie ubrać! - chłopak tylko spojrzał po sobie i oblał się rumieńcem chyba jeszcze większym niż u Amelii. Miał na sobie tylko krótkie, czarne spodenki i koszulę, która rozpięta zwisała u jego boków. Na co dzień Zelgadis nie odsłaniał tak swojego ciała z wiadomych powodów.

- Wygrałaś - powiedział zażenowany i szybko zapiął koszule, by chociaż tę część ciała ukryć.

Amelia tylko zaśmiała się pod nosem i schyliła się, aby pozbierać leżące papiery.

- Co to za kartki? - chłopak szybko zmienił temat.

- To plany reformy wymyślonej przez tatę, chociaż ja uważam, że są beznadziejne - odparła z uśmiechem.

- Nie poznaję cię ostatnio - stwierdził przyglądając jej się uważnie.

- Ja ciebie też - odpowiedziała spokojnie spoglądając mu w oczy.

- Eee - zaczął zawstydzony jej zachowaniem - Myślałem, że spotkanie dawno się skończyło?

- Jak widać nie. Dopiero z niego wracałam. A ty co tu robiłeś sam?

- Byłem w bibliotece i szukałem czegoś o księdze, ale niestety nic nie znalazłem…

- Tato też nic sobie nie przypomniał… - zaczęła zamyślona.

- Trudno. Niedługo sami się przekonamy.

- Racja, ale teraz chodźmy już spać. Jestem strasznie zmęczona - ziewnęła przeciągle.

- Dobry pomysł. Dobranoc Amelio - dokończył z uśmiechem i oddalił się w swoim kierunku.

- Dobranoc Zel… - szepnęła za nim, ale chłopak już tego nie usłyszał…

Amelia ruszyła dalej innym korytarzem. Kiedy znalazła się już na zakręcie do swojej sypialni zdziwiły ją uchylone drzwi do pokoju obok. Po drodze do swojej komnaty mijała zawsze sypialnie ojca. Tata jednak zawsze zamykał drzwi na noc. Cicho podeszła i uchyliła je szerzej by zajrzeć do środka.

- Tato? - zapytała cicho, wchodząc do izby

W pomieszczeniu było bardzo ciemno. Kiedy jednak znalazła się na tyle blisko by widzieć łóżko zatrzymała się gwałtownie.

- Tato? - zapytała ponownie, a jej głos załamał się.

To nie dzieję się naprawdę. To nie może być.

Podeszła bliżej łóżka i wyciągnęła rękę w stronę leżącego Phill’a.

Tato obudź się proszę!

Kiedy dotknęła jego ramienia poczuła, że jest bardzo zimne. Przerażona otworzyła szerzej oczy.

- Tato?! - zaczęła potrząsać nim energicznie jednak on… nie chciał się obudzić… - Nie możesz mi tego zrobić! Nie zostawiaj mnie! Ja nie chcę być sama… - ostatnie zdanie było już raczej ciągiem niezrozumiałych słów. - Nie możesz… tatusiu… nie odchodź ode mnie… proszę nie… ja nie… ja nie chcę… kocham cię… tatusiu…

Słowa Amelii systematycznie były przerywane przez kolejne ataki płaczu. Jednak słowa, nawet najpiękniejsze nie byłby w stanie przywrócić życia w martwe ciało. Czy nie wypowiedziane słowa mogłyby je zatrzymać? Czy to nasza wina? W obliczu śmierci nie było ważne kim jesteśmy. A sama śmierć zawsze pozostanie głucha na nasze wołania…

- Tato dlaczego?! - zawyła rozpaczliwie dławiona łzami.

Tak jak i ludzie, których już z nami nie ma…

Kiedy Amelia podniosła dłoń do twarzy by otrzeć łzy zobaczyła na swoich rękach krew. Spojrzała na ciało ojca i z przerażeniem odkryła sztylet wbity w serce ojca. To było więcej niż mogła znieść. Dlaczego musiała przeżywać to na nowo?

- NIE!!! - krzyknęła tak głośno na ile tylko pozwalało jej ciało. Chociaż w środku krzyk był o wiele większy. Zdawał się dolatywać aż do samych bram królestwa bezwzględnej śmierci.

Nagle do pokoju wpadł z hukiem Kazuki.

- Chodź! - schwycił zesztywniałą dziewczynę za nadgarstek i pociągną za sobą wybiegając z pomieszczenia.

- Zostaw mnie! - krzyknęła zapłakana.

- Głupia! Nie pamiętasz już co ci mówiłem o Księdze Chaosu?! Jeśli się pośpieszymy to ożywimy twojego ojca!

Nagle błysk nadziei pojawił się w sercu dziewczyny.

- Świątynia jest niedaleko, ale musimy się pospieszyć!

Amelia nie pytała już o nic więcej. Biegła tylko za czarnowłosym chłopakiem.

- Amelia! - zawołał ktoś za nimi.

- Nie odwracaj się! Oni nie mogą iść z nami - wyjaśnił i przyspieszył biegu.

Po chwili byli na dziedzińcu, po kolejnej w centrum miasta, a po następnej przez wejściem do świątyni znajdującej się w samym środku Saillune, a tym samym ochronnego pentagramu.

- To tutaj - odparł zdyszany Kazuki.

- W świątyni Saillune?!

- Tak - powiedział.

- Stój! - dobiegł ich czyjś krzyk.

Amelia spojrzała w jego kierunku i zobaczyła grupkę ludzi w białych strojach biegnącą ku nim. Po chwili w ich stronę wyleciała cała seria najróżniejszych zaklęć. Przestraszona Amelia zamknęła oczy i przez moment przeleciało jej przez głowę, że znów będzie mogła być z rodziną. Kiedy jednak otworzyła oczy zobaczyła Kazuki’ego, który wytworzył ochronną tarczę.

- Idź do środka! - krzyknął do niej.

- Nie otwieraj księgi! - krzyknął ktoś inny z oddali.

Dziewczyna posłusznie wbiegła do świątyni, a zaraz za nią czarnowłosy. Wymruczał szybko pod nosem jakieś zaklęcie, które uniemożliwiało dostanie się innym do świątyni i spojrzał na Amelię…


***


Lina, Gourry i Zelgadis biegli za oddalającą się dwójką. Stracili ich na jakiś czas z oczu, ale nagłe odgłosy walki ponownie naprowadziły ich na odpowiedni kierunek. Po chwili znaleźli się przed główną świątynią Saillune. Zobaczyli stojącą przed nią grupę ludzi, którzy patrzyli na siebie zrezygnowani.

- Czy ktoś wyjaśni mi co się tu do cholery dzieje! - krzyknęła Lina patrząc na to całe zbiorowisko i ochronną barierę wokół świątyni.

- To oni podróżowali z tą małą! - krzyknął jakiś mężczyzna wskazując palcem Linę.

- Wy idioci! Jak mogliście nic nie zauważyć?! - z grupy wystąpiła jakaś młoda kobieta i podeszła do czarodziejki popychając ją w tył.

- Co mieliśmy niby zauważyć?! - odwarknęła Lina i już zamachnęła się by uderzyć nieznajomą, gdy niespodziewanie Zelgadis chwycił jej rękę.

- O czym mówisz? - zapytał usiłując zachować spokój.

- Jeśli oni otworzą księgę to będzie koniec! - powiedziała nieznajoma.

- Jeśli otworzą księgę? Czym jest ta księga? - zapytał Zelgadis wpatrując się w kobietę.

- To klucz do koszmaru…

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.