Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Teoria Chaosu

5. Uwięzieni... gdzie?

Autor:erravi
Serie:Slayers
Gatunki:Dramat, Fantasy, Mroczne, Przygodowe, Romans
Dodany:2014-06-26 18:50:18
Aktualizowany:2020-08-20 10:36:18


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zabraniam kopiowania treści bez mojej wcześniejszej zgody.


Xellos stał oparty o framugę okna i wodził wzrokiem po niewielkiej izbie. Zelgadis, który do tej pory przyglądał się pęknięciom i bruzdom w drewnianym blacie stołu, odwrócił się gwałtownie w stronę intruza.

- TY?! - wrzasnął widząc Xellosa.

- Ach, no tak… witajcie moi drodzy! - przybysz uśmiechnął się nieśmiało i zakłopotaniem podrapał po głowie.

- Co ty tutaj robisz? - zapytała Lina wstając ze swojego krzesła.

- Aaa, ja właśnie… yyy…

- Witaj Xellosie - przerwała nagle Yuuki.

- Więc ty go znasz? - Gourry spojrzał ze zdziwieniem na białowłosą.

- Można tak powiedzieć…

- Ceiphied… - Xellos oderwał wzrok od starego obrazu wiszącego nad komodą i skłonił się grzecznie. - Przybyłem by was ostrzec.

- Ostrzec? Co masz na myśli?

- Filary nie są bezpieczne. Pieczęcie księgi zostały złamane poprzez otwarcie jej - odpowiedział Xell.

- Jak to? Przecież kiedy ponownie zamknęłam księgę wszystko ustało! - stwierdziła Lina.

- Obawiam się, że nie do końca. Księga była tylko bramą, którą dodatkowo wzmacniały pieczęcie. Zamknięcie bramy byłoby oczywiście dobrym rozwiązaniem, gdyby nie to, że teraz demon ma klucz do jej otwarcia… Wcześniej, pieczęcie uniemożliwiały otwarcie bramy od tamtej strony.

- Amelia… - szepnął Zelgadis i spojrzał z przerażeniem na Xellosa. - Chyba nie myślisz, że…?

- Niestety. Za pomocą klucza, demon może swobodnie otworzyć bramę, która nie jest już w żaden sposób zabezpieczona… A ponowne założenie pieczęci odpada, ponieważ jedyne wystarczająco silne, mogłaby założyć tylko Władca Koszmarów.

- Ponowne założenie pieczęci?! O czym ty gadasz?! A co z Amelią? - Zelgadis zerwał się z krzesła i spojrzał groźnie na chłopaka.

- Możemy oczywiście mieć nadzieję, że klucz został unicestwiony… - stwierdził Xellos drapiąc się po brodzie i patrząc zamyślony w sufit.

- TY! - Zelgadis zacisnął pięści, czując, że już dłużej nie będzie w stanie powstrzymywać swojej wściekłości. Jeszcze jedno słowo, a…

- Tak to by zdecydowanie wszystko ułatwiało… - kontynuował Xellos jak gdyby nigdy nic.

- Zamknij się! - Zel w końcu nie wytrzymał i rzucił się na mówiącego.

Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, Lina natychmiast wkroczył pomiędzy szarpiących się chłopaków.

- Dość! - krzyknęła odciągając Zelgadisa. - A ty, wynoś się stąd! - zwróciła się do Xellosa. - Jak możesz traktować Amelię w taki sposób?!

- Jak sobie życzysz - odpowiedział zimno Xellos i po chwili rozpłynął się w przestrzeni.

- Gnida… - dodała po chwili ruda.

- Kim on właściwie był? - padło nagle pytanie Hi.

- Xellos? Hm… właściwie to tylko marny sługus, ale o potężnej mocy. Jest jakby to powiedzieć sługą, podopiecznej Shabranigdo - odparła Yuuki.

- Nie! To tylko wstrętne mazoku, demon. On nie jest nawet człowiekiem! Nie ma uczuć. Jego cała pomoc ogranicza się tylko do tego, że sam ma w tym jakiś interes - wycedził przez zęby Zelgadis i wyszedł z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.

- Zel… - szepnęła Lina, patrząc za wychodzącym przyjacielem.

Na przedmieściach miasta Saillune, bo tam właśnie postanowiła zatrzymać się Yuuki, panował niezwykły spokój. Kłosy zboża falowały niczym wielkie morze targane delikatnymi podmuchami wiatru. Krople wczorajszej rosy odbijały pierwsze promienie słońca, zamieniając zwykłe pole w płynne złoto. Gdzieś w oddali dało się słyszeć okrzyki rolników, którzy właśnie rozpoczynali swój kolejny dzień pracy.

Zelgadis szedł wzdłuż krętej szosy, nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Myśli w jego głowie wirowały niebezpiecznie przy wspomnieniach o pewnej osobie… Za wszelką cenę próbował odpędzić je od siebie, jednak te za nic nie chciały odejść. Poczucie winy zżerało go od środka, niszcząc po drodze każde pozytywne uczucie. Może gdyby lepiej dopilnował Amelii, nic by się nie wydarzyło? Był przecież dla niej jak starszy brat, miał się nią opiekować. Starszy brat? Nie, to się już dawno zmieniło… Amelia też się zmieniła. Więc kim teraz dla niej był? Kim ona była dla niego? Co powinien zrobić? Nie, to jasne, musi ją uratować. Nawet jeśli nie dla siebie, to dla całego świata.

Zmęczony długą drogą, Zelgadis postanowił odpocząć chwilę przed powrotem do starej gospody. Zboczył z drogi i usiadł na wielkim głazie. Obszerny kaptur, zaciągnięty na twarz skutecznie oddzielał go od reszty świata. Powoli przymknął oczy, odchylił głowę w tył i pozwolił swoim myślą ulecieć gdzieś daleko, gdzieś do innego świata… Po chwili zobaczył dookoła siebie tłum. Setki ludzi w rękach demona, ogarniętych nienawiścią, zmierzających w jego stronę. Przerażony otworzył oczy. Nic się nie zmieniło. Nadał siedział na kamieniu, gdzieś wśród pól… Jednak coś było inaczej. Pod palcami wyczuł jakąś bruzdę. Przesunął dłoń i zobaczył małe literki, wyryte w kamieniu. Mimo, że były poważnie wytarte przez czas, wciąż dało się z nich odczytać napis.

- Nie przegraj - odczytał na głos Zelgadis i jeszcze raz przejechał palcem po zapisie.

- Zel…? - zabrzmiał nagle znajomy głos zza jego pleców.

Szermierz odwrócił się i zmierzył Linę zimnym wzrokiem. Nie miał teraz ochoty na towarzystwo.

- Zel? - padło znowu.

Chłopak odwrócił się ponownie i udał, że tego nie słyszy. Czarodziejka westchnęła głośno i podeszła do swojego przyjaciela. Chwyciła za jego kaptur i ściągnęła go z głowy.

- Co ty tutaj robisz? - zapytała ruda, siadając na kamieniu.

- Siedzę. A co nie widać? - Lina skrzywiła się lekko, słysząc oschły ton głosu swojego towarzysza.

- Nie musisz być dla mnie nie miły… - powiedziała cicho, przyciągając kolana do piersi i obejmując je rękami.

Między Liną i Zelgadisem zawisła nieprzyjemna cisza. Nawet widok pięknego dnia nie cieszył już, jak kiedyś…

- Ech… - zaczął w końcu chłopak. - Wiem, Lina masz racje tylko, że ja… - nagle jego głos załamał się. Co właściwie zamierzał powiedzieć? - Czemu tu jesteś? - zmienił nagle temat.

- Wiesz, w końcu ktoś musi cię pilnować - odpowiedziała uśmiechając się pod nosem i patrząc na przyjaciela.

- Pilnować? - dopytał drwiąco, ale przez twarz przemknął mu ślad uśmiechu.

- Martwisz się prawda? - zapytała zmieniając temat.

- Oczywiście, że się martwię. Amelia to moja przyjaciółka, przecież jestem zobowiązany żeby jej pomóc. A ty się nie martwisz? - spojrzał po chwili na Linę, naprawdę ciekaw jej odpowiedzi.

- Martwię się. To oczywiste. Ale ty… - urwała spoglądając na chłopaka - ty martwisz się inaczej - dokończyła z uśmiechem.

- Inaczej? Nie bądź głupia Lina - uśmiechnął się szyderczo. Czy to aż tak widać?

- Przede mną i tak nic nie ukryjesz - podsumowała wstając z głazu i wyciągając dłoń do Zelgadisa. - Chodź, musimy przecież wymyślić sposób na odbicie Amelii! - uśmiechnęła się szeroko.

- Lina… Myślisz, że ona nadal żyje? - palnął nagle Zel. To pytanie jakoś nie dawało mu spokoju.

- Głupi jesteś…- ruda pokiwała ze zrezygnowaniem głową. - Oczywiście, że żyje! Inaczej wszystko byłoby bez sensu, nie?

- Pewnie masz racje - szermierz rozchmurzył się lekko i przyjął dłoń wyciągniętą w jego stronę.

Ruszyli razem przed siebie w stronę gospody. Czarodziejka co jakiś czas zerkała na Zelgadisa, jakby upewniając się, że wszystko z nim w porządku.

- Lina? Jak myślisz, dlaczego Xellos przyszedł nam powiedzieć o tym wszystkim? Przecież jemu nie zależy na losach świata - zaczął szermierz.

- Myślałam, że sam się domyślisz. To w końcu mazoku, nie? Jemu nie zależy na tym żeby ten świat przetrwał, wręcz odwrotnie, powiedziałabym, że dąży do jego destrukcji. Z tym, że rasa mazoku jest przekonana o tym, że to oni muszą zniszczyć ten świat. To głupie, ale tym razem ich ambicje nam pomogą. Jestem przekonana, że nie dadzą sobie łatwo odebrać przyjemności zniszczenia świata osobiście - uśmiechnęła się ironicznie. - Poza tym to Xellos, czyli chodzący pan intryga i tajemnica. Pewnie znowu chce nas wykorzystać do swoich planów, ale jaki mamy wybór? Tak czy owak i tak musimy wyciągnąć stamtąd Amelię.

- Mówiłem ci już, że podziwiam twój sposób rozumowania? - zakończył sarkastycznie Zelgadis.

- Ej! Co ci znowu nie pasuje?

- Nic - uśmiechnął się lekko, przyspieszając kroku.

Kiedy Lina i Zelgadis wrócili do starego zajazdu, zastali wszystkich siedzących przed głównymi drzwiami.

- Lina! - krzyknął Gourry, podnosząc się ze schodów. - Czekaliśmy na was!

- Mamy już plan na wyciągnięcie tej dziewczyny - dodał Hi.

- Świetnie! - podekscytowała się czarodziejka. - Więc?

- Trzeba działać szybko - zaczęła Yuuki. - Dziś w nocy ponownie otworzymy księgę i spróbujemy wysłać waszą trójkę do tamtego wymiaru.

- Trójkę? A co z wami? - zauważył Zelgadis.

- Ktoś przecież musi zamknąć księgę, kiedy już dostaniecie się do środka. Poza tym, moim obowiązkiem jest pilnowanie Shabranigdo. Skoro jedna część została ożywiona nie wykluczone jest, że pozostałe też mogą zostać odnalezione. Musimy pilnować porządku na tym świecie - odpowiedziała Yuuki.

- Rozumiem… - zamyśliła się Lina.

- Więc, ustalone - powiedział Gourry z uśmiechem.

- Mam jednak nadzieję, że jesteście świadomi ryzyka - odezwał się nagle Mizu, który do tej pory milczał.

- Ryzyka?

- Jeśli klucz, Amelia nie żyje, nie uda wam się otworzyć bramy od tamtej strony i na zawsze pozostaniecie uwięzieni w tamtym wymiarze. My nie będziemy mogli ryzykować ponownym otwarciem księgi. Jesteście na to przygotowani?

- On ma racje… - dodała Yuuki spuszczając głowę.

- Nie musimy rozważać takiej opcji - zaczął Zelgadis po chwili wahania. - Amelia żyje. Wiem to.

- Zel ma racje - dodała Lina patrząc na przyjaciela.

- Poza tym - zaczął Gourry - bez ryzyka nie ma zabawy!

- Dobrze, skoro taki jest wasz wybór to bądźcie gotowi do północy - zarządził Mizu.

- Dlaczego nie możemy wyruszyć już teraz? - zapytał Zelgadis.

- Ponieważ w nocy macie większe szanse na to, aby zostać niezauważonym. Nie wiemy jak tam jest więc lepiej zachować ostrożność, albo przynajmniej zrobić to co możemy…


***


Dziewczyna biegła co sił w nogach przed siebie. W głowie czuła zupełną pustkę, jednak jej serce z nieznanego powodu było dziwnie ściśnięte. Po chwili zmęczona przystanęła i skierowała się w kierunku pobliskiego głazu. Usiadła na martwej ziemi, opierając się plecami o zimny kamień. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że cała jest poraniona. Za strachem rozglądała się dookoła siebie, jednak poprzez gęstą mgłę trudno było cokolwiek zobaczyć. Kiedy oglądała jedno ze swoich skaleczeń, przypadkiem znalazła mały nożyk ukryty w bucie. Nie wiedząc dlaczego, obróciła się przodem do głazu i wyryła w kamieniu mały napis…

- Nie przegraj… - odczytała na głos po czym bezwładnie osunęła się na ziemię. Wszystko pokrył mrok…


***


Zelgadis zmierzał ciemnym korytarzem w stronę małego pokoju na poddaszu. Z dołu dochodziły go stłumione rozmowy przyjezdnych i wrzaski jakiejś niezadowolonej kobiety. No cóż, i on musiał przyznać, że z pewnością nie było to najlepsze miejsce dla wybrednych damulek. Odpadający ze ścian tynk, wilgoć w pokojach i szczury, choć na to ostatnie właściciel gospody zdecydowanie zaprzeczał. Nagle gwar został przerwany przez uderzenie zegara, który obwieścił nadejście północy. Zdenerwowany młodzieniec spojrzał na godzinę i przyspieszył kroku by już po chwili stanowczo pchnąć drzwi prowadzące do swojego celu.

- Dobrze, że już jesteś - usłyszał na powitanie.

- Gdzie księga? - zaczął bez ogródek i przeszukał pomieszczenie stalowym wzrokiem.

- Tu ją mam - Yuuki wstała z krzesła i położyła wolumin na małym stoliku. - Jesteście tego pewni? - dodała dla przekonania, ale w odpowiedzi dostała tylko kiwnięcie głową. - Dobrze więc…

Lina i Gourry podnieśli się ze starej, narożnej sofy i stanęli tuż obok Zelgadisa. Tymczasem Mizu podszedł do drzwi i z cichym skrzypnięciem, zamknął je na klucz.

- Gotowi? - zapytała z przejęciem Yuuki.

- Zawsze… - mruknął Gourry i odruchowo złapał za rękojeść swojego miecza.

- Kiedy otworze księgę musicie ‘wskoczyć’ do środka! No, to na trzy!

- To zaczyna mnie przerażać… - szepnęła Lina i nerwowo przystąpiła z nogi, na nogę.

- Raz! - padło nagle.

Zelgadis przełknął głośno ślinę…

- Dwa!

Powoli zaczynał rozumieć niebezpieczeństwo sytuacji i ryzyko, którego się podjął…

- I…!

A może jeszcze się wycofać?

- Trzy!

Yuuki szarpnęła za okładkę i otworzyła przejście. Stronice zaszeleściły niebezpiecznie, targane jakąś niewidzialną siłą, by po chwili błysnąć oślepiającym światłem i ponownie uwolnić demona…


***


Dziewczyna zerwała się z krzykiem na swoim posłaniu. Oddech zastygł w jej piersi zupełnie tak, jak gdyby bał się wyjrzeć na świat. Chłodne powietrze powoli i ostrożnie przedzierało się przez płuca, targane niespokojnym rytmem. Po chwili jej wątłym ciałem wstrząsnęły dreszcze, a w oczach pojawiły się szkliste łzy.

- To tylko zły sen… - szepnęła do siebie, chcąc jednocześnie uspokoić łomot swojego serca.

Krople zimnego potu spływały po jej twarzy, a ubranie nieprzyjemnie przylgnęło do pleców.

- Akama…? - nagłe pytanie zgasło w ciemności pozostając bez odpowiedzi.

Zawstydzona dziewczyna spuściła głowę w dół. Niezręczną ciszę przerwało ciche westchnienie. Chłopak dobrze wiedział, że w tych momentach rozmowy są nieznaczące, jednak trudno było mu znaleźć inny sposób. Bez słowa wstał i usiadł obok skulonej w mroku postaci.

- Kirei zostaw mnie!

Panna zamierzała już wstać, gdy chłopak chwycił ją za rękę i ponownie przyciągnął do siebie.

- To nie taki proste! - powiedział z triumfalnym uśmiechem, jednak i ten (jak wszystko pozytywne na tym świecie) szybko zniknął, gdy młodzieniec wyczuł pod palcami coś lepkiego. - Znowu krwawią… - stwierdził ponuro, przyglądając się nadgarstkom Akamy.

- I co z tego? - odburknęła dziewczyna.

- Naprawdę ci to wisi, czy tylko starasz się udawać taką obojętność? - uważnie przyglądał się błękitnym oczom towarzyszki.

- Ja… eh…

- Tak myślałem - uśmiechnął się pod nosem i ponownie skierował wzrok na dłonie przyjaciółki. - Boli? - zapytał dotykając rany.

- Asss! - twarz Akamy wykrzywiła się w grymasie.

- Tak myślałem… - mruknął. - Czekaj, trzeba będzie opatrzyć - dokończył wstając i odwracając się w stronę komody.

- Kirei wychodzi na to, że z ciebie to taka chodząca księga przepowiedni! Po co się pytasz skoro znasz odpowiedzi? - zadrwiła z chłopaka, który szukał czegoś w nocnej szafce.

- A widzisz! I to świadczy tylko o tym, że powinnaś się mnie słuchać! - zaśmiał się i rozwinął jeden z bandaży.

- Chciałbyś!

- Czy ja wiem? To byłoby trochę nudne gdybyś, jak wszyscy inni, robiła to co każę. Ty jesteś inna…

- Kirei ja…

- Śniło ci się coś prawda? - zapytał nagle, ponownie siadając na łóżku.

- Tak… - zdziwiona spojrzała na niego. Dlaczego zmienił temat? No tak, w końcu przerabiali to wiele razy…

- Więc?

- Ach, wybacz zamyśliłam się! Więc nie pamiętam dokładnie. Śniło mi się… ktoś…


***


Zelgadis powoli odzyskiwał przytomność. Wszystko działo się tak szybko i teraz zdawało się być tylko ciągiem mglistych zdarzeń. Yuuki otwierająca przejście (czy jeszcze kiedyś ich zobaczą?), pojawiający się demon, a nawet Lina, która w ostatniej chwili postanowiła zrezygnować z ‘wycieczki’ do innego wymiaru. Warto dodać, że z pewnością by jej się to udało, gdyby nie fakt, że drzwi zamknięte były na klucz.

- Aj umieram! - zawyła Lina, podnosząc się z ziemi i otrzepując z pyłu. - Zel jesteś cały?

- Tak, chyba tak - odpowiedział wstając. - Lighting - mruknął pod nosem i po chwili w jego dłoni zalśniła kula światła.

- Gourry… - czarodziejka spojrzała w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał blondyn… - Hej! Gdzie jest Gourry?! - …nie było go tam.

- Lina uspokój się! Na pewno poszedł się rozejrzeć albo coś…

- Zel czy ty się przypadkiem nie uderzyłeś w głowę podczas upadku?! Rozejrzeć?! Tutaj! Ślepy jesteś czy jak?! - Lina była naprawdę zdenerwowana.

Zel, który do tej pory był zajęty rozdarciem na swojej koszuli, podniósł wzrok. Od razu zrozumiał o czym mówi Lina. Miasto, w którym byli, albo raczej jego pozostałości, nie jednego przyprawiłyby o dreszcz. Stare, walące się budynki z powybijanymi szybami i napływające zewsząd uczucie pustki. Obraz nędzy i rozpaczy, wyłaniający się spoza gęstej mgły. Kiedy Zelgadis spojrzał w niebo, przez chwilę wydawało mu się, że został zawieszony w próżni. Na sklepieniu nie dostrzegł żadnych błysków gwiazd czy księżyca. Czy tak wyglądają tu noce?

- Gourry! Gourry! - zdenerwowanie czarodziejki przerodziło się teraz w histerię.

- Lina, patrz! - zawołał Zelgadis, który nagle dostrzegł w oddali dziwne światło.

Oboje ruszyli biegiem w jego kierunku. Po przebyciu kilkunastu metrów zza mgły ukazała się postać wysokiego blondyna. Gourry stał odwrócony plecami do nich i wpatrywał się w coś przed sobą.

- Gourry idioto! - Lina podeszła do niego i z wyrzutem uderzyła go w plecy. - Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - wrzasnęła widząc, że chłopak ją ignoruje. - Hej! - zamierzała już stanąć naprzeciw niego, jednak nagły ruch ręki zatrzymał ją w pół kroku.

- Patrz… - szepnął nagle Gourry.

Zdezorientowana czarodziejka spojrzała we wskazanym kierunku, jednak nie za bardzo wiedziała, co miałaby tam zobaczyć.

- Gourry, ale ja tam nic nie widzę… - stwierdziła.

- No właśnie! - odkrzyknął. - Zobacz! - chwycił za jej dłoń, którą kontrolowała zaklęcie światła i skierował na ich stopy. - Widzisz?!

- Jaa… - urwała. - Czy tak wygląda koniec świata?

Lina i Gourry stali na skraju… no właśnie, nie za bardzo wiedzieli na skraju czego się znajdują. Pod sobą mieli tylko pustkę, czarną otchłań, a miasto wydawało się być na niej zawieszone.

- Nie do końca - wyjaśnił Zelgadis, który już zdążył zapoznać się z sytuacją. - Zobaczcie, to miasto zawieszone jest na łańcuchach!

Zelgadis miał racje. Miasto zawieszone było na łańcuchach. Łańcuchach, które jak jadowite węże wiły się po całej okolicy, podzwaniając groźnie.

- Hej wy! - krzyknął ktoś nagle.

Cała trójka odwróciła się szybko w stronę, z której dochodził obcy głos.

- A więc są tu jacyś ludzie - mruknęła Lina.

- Nawet nie próbujcie stawiać oporu! - padło nagle.

- Oporu? - zdziwił się Zelgadis. - O czym on gada?

Po chwili z ciemności wyłoniły się sylwetki pięciu, groźnie wyglądających mężczyzn. W rękach trzymali lampy naftowe i miecze.

- Chłopaki jak dobrze was widzieć! - zaczęła rudowłosa z dziwnym uśmiechem na twarzy.

- Stój wysłanniku demona! Nas nie oszukacie! - krzyknął kiedy Lina próbowała podejść.

- Wysłanniku demona? - zdziwiła się. - O czym wy mówicie?

- Nie dam się tak łatwo nabrać! Zginiesz potworze!

- Potworze? - brew dziewczyny drgnęła niebezpieczne.

- Łatwo się poznać na takich jak wy - zadrwił jeden z mężczyzn i wyciągnął swój miecz.

- Skoro tak chcecie, to chyba nie mam wyboru - szepnęła do siebie i przygotowała się do rzucenia zaklęcia.

- Lina nie może… - zaczął Zelgadis, jednak w tym momencie został ugodzony czyimś ostrzem. Gdyby nie jego kamienna skóra z pewnością skończyłoby się to gorzej niż tylko rozerwanym ubraniem.

- Zel! Dość tego! - wrzasnęła Lina. - Fireball!

- Co?! - Gourry rozszerzył oczy ze zdziwienia.

- Fireball! Fireball! - krzyczała ruda, machając rękami jednak nic się nie działo. - Moja magia…? - spojrzała na swoje dłonie.

- Moja też nie działa! - krzyknął Zel gdzieś z oddali, zajęty walką na miecze.

- Mój miecz! - Gourry trzymał w dłoni miecz światła, który zamiast jasnej poświaty był teraz zupełnie czarny.

- Nie działa? - zdziwiła się czarodziejka. - Ale Lighting przecież działało!

Nie trzeba było długo czekać, aż cała trójka zostanie obezwładniona. Cały trójka znaczy Lina, ale w związku z nożem przyłożonym do jej krtani, Zelgadis i Gourry też musieli złożyć broń.

- Co z nimi robimy? - zapytał jeden z mężczyzn.

- Sam nie wiem - odparł ten, który trzymał Linę. - Wydają się być inni… Bierzemy ich, niech Kirei rozsądzi!


***


Nagłe pukanie przerwało rozmowę. Kirei spojrzał w stronę drzwi.

- Zaczekaj, sprawdzę o co chodzi - zwrócił się do Akamy z uśmiechem.

Po otworzeniu w drzwiach zobaczył dobrze mu znaną osobę. Szef straży nocnej wyglądał na dość przejętego.

- Stało się coś? - zapytał Kirei.

- Panie, znaleźliśmy kogoś, podejrzewamy, że to nowi wysłannicy demona, ale nie jesteśmy pewni…

- Akama wybacz, muszę - wyjaśnił i wyszedł z pokoju.

Zelgadis, Gourry i Lina siedzieli, związani pośrodku dużej sali. Cały wystrój przypominał wnętrze starej świątyni.

- Lina co się stało z naszą magią? - szepnął Zelgadis.

- Nie wiem, ale miecz Gourry’ego też się nie sprawdził!

- To oni - wskazał mężczyzna, wchodząc do sali.

Kirei podszedł bliżej i przyglądał się uważnie całej trójce. Oczywiście zatrzymał swój wzrok na Zelgadisie, cóż w końcu nie codziennie się widzi chimerę…

- Dziwnie wyglądacie - stwierdził po prostu z szerokim uśmiechem.

- A myślałam, że to Gourry jest prymitywem… - mruknęła ironicznie Lina.

- Kim jesteście? - kontynuował Kirei.

- I tak nam nie uwierzysz - prychnął pogardliwie Zelgadis.

- Skoro tak twierdzisz, to chyba nie ma sensu dalej ciągnąć tej szopki - stwierdził. - Chociaż twoja postać jest szczególnie interesująca - usiadł naprzeciw Zela. - Nie wyglądacie na wysłanników demona. No, ale skoro nie chcecie gadać to jestem zmuszony pozbyć się was…

- Kirei, nie! - dziewczyna stała w progu i przyglądała się całej scenie.

- Akama? Co jest? - zdziwił się Kirei.

Zelgadis przez chwilę pomyślał, że to poniżające, aby dziewczyna stawała w jego obronie, jednak gdy podniósł na nią wzrok…

- Amelia…? - szepnął…

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.