Opowiadanie
Opowieści z Cyfrowego Świata - Lato w Sennej Dolinie
Ognisko
Autor: | O. G. Readmore |
---|---|
Serie: | Digimon |
Gatunki: | Przygodowe |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2014-07-12 12:14:09 |
Aktualizowany: | 2015-07-28 21:55:09 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
- Nie pomyliłam się! - krzyczała radośnie Babamon.
Ciekawskie digimony przepychały się jeden przez drugiego, aby zobaczyć dziwny przedmiot, który "wyszedł z ognia" i, co do którego nie pomyliła się Babamon - cokolwiek miałoby to oznaczać. Aiden i October z ledwością dopchali się do Jasona. Ten stał jak wryty i spoglądał na palący się stos.
- Z czym? - spytał Gazimon.
W tym samym momencie Jason przerzucił wzrok na urządzenie, które od kilku chwil kurczowo ściskał w dłoni. Zegarek miał tylko jeden przycisk pod wyświetlaczem, który i tak nie potrafił go włączyć. Przyrząd miał kolor błękitny, zaś ekranik otaczał biały wzorek.
- Oni! - wskazała na Aidena i October. - Wy! - poprawiła się. - Byłam przekonana, że nie znaleźliście się tutaj przypadkiem.
- Wiesz, co to jest? - zapytał Jason, podnosząc w górę dziwaczny zegarek.
Teraz widziały go wszystkie digimony. W tłumie uniosło się westchnienie zachwytu, chociaż żadne z nich nie miało pojęcia, do czego służy przedmiot.
- Dowód na to, że jesteście nam potrzebni - mówiła nadal zagadkami.
- Tak myślałem! - uniósł się porywczy ToyAgumon. - Mamy was zabić i przerobić na zapasy na zimę!
Biyomon spojrzała na dowódcę ochrony z zażenowaniem. Klockowy dinozaur od razu zamilkł.
- Wyjaśnię wam wszystko, ale podczas ogniska - zapewniła ich Babamon.
- Dlaczego nie teraz? - zbuntował się Aiden.
- Bo tak się składa, że wasze przybycie jest powiązane z historią, którą miałam zamiar opowiedzieć przy ognisku - odparła ostrożnie. - Poza tym muszę jeszcze sprawdzić kilka rzeczy. Cierpliwości.
I po tych słowach wróciła do swojej chatki. Trójka nastolatków spojrzała po sobie, a potem po digimonach, które podobnie jak one niewiele rozumiały.
- O jakiej historii mówiła Babamon?
Elecmon pokręcił głową. Pozostało czekać do wieczora...
Gazimony przez moment spoglądały na gromadzące się przy ognisku digimony. Siedzenie z nimi i wysłuchiwanie nieciekawych historyjek o Sennej Osadzie nie interesowało ich.
- Idziemy stąd - postanowił przywódca.
Gdy już mieli ruszać do wyjścia z wioski usłyszeli wołający ich głos:
- Hej! Gazimon! Tutaj!
Na jednej z ławek stała October i głośno wołała, machając ręką:
- Zajęłam ci miejsce!
Trochę skrępowany digimon ruszył w kierunku ławki. Tuż za nim podążyli jego towarzysze.
- Chciałaś coś? - zapytał podejrzliwie.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Możecie usiąść z nami - odparła życzliwie.
Nie wiedzieć dlaczego, ranga Gazimona urosła w oczach rudowłosej dziewczynki. Dla October, on i Elecmon byli bohaterami, którzy uratowali ją i maluchy przed atakiem Flymona.
Digimon usiadł pomiędzy nią, a Jasonem. Obok miejsca zajęli Aiden, Elecmon i kilka innych digimonów, zaś jeden z maluchów uparł się, aby zająć miejsce na kolanach October
To był pierwszy taki rok, kiedy wszystkie digimony z Sennej Osady pojawiły się na ognisku jeszcze przed czasem. Zwykle jakiś spóźniał, albo wcale nie przychodził. Ciekawość związana z przybyciem gości z innego świata usadziła wszystkich wokół ogniska jeszcze na długą chwilę przed przyjściem samej Babamon. Staruszka pojawiła się ostatnia. Nieco zdziwiona wysoką frekwencją coś po marudziła pod nosem i zajęła honorowe miejsce. W końcu zaczęła opowiadać:
- Nigdy nie byłam w świecie ludzi, ale domyślam się, że ma on wiele wspólnego z naszym. Mimo to niewiele digimonów i pewnie jeszcze mniej ludzi ma świadomość tego, że poza ich własnym światem istnieje jeszcze ten drugi.
- My już wiemy! - zawołał radośnie mały digimon.
- Gęba w kubeł! - uciszył go Pagumon.
- Ciiii - uspokoił ich inny.
Staruszka kontynuowała:
- Mimo to są one ze sobą ściśle związane. Podejrzewam, że zniszczenie jednego z tych dwóch światów mogłoby nieść katastrofalne skutki w drugim z nich. Niejednokrotnie cyfrowemu światu1 groziło niebezpieczeństwo, ale zawsze wtedy z pomocą przychodziły wyjątkowe digimony.
Maluchy ze zdumieniem słuchały historii. Ich małe, bezkształtne ciałka drżały z ekscytacji na myśl o "wyjątkowych digimonach" jakimi same mogłyby być.
- Ich odwaga, mądrość i siła pomagały pokonać każde niebezpieczeństwo. Jednak, aby mogły wydobyć z siebie ogromną potęgę potrzebowały jakiegoś... - zawahała się. - Potrzebowały kogoś, kto wspierałby je. Kogoś takiego jak ludzkie dzieci. Zadaniem digimonów było ochraniać je. Ten zegarek, który dzisiaj "wybrał cię" to digipilot.
- Digipilot?
Z ust Aidena padło najważniejsze pytanie:
- Czy on może nam pomóc w powrocie do domu?
- Nie wiem jak dokładnie działa. Służy do kontrolowania mocy twojego opiekuna.
- To znaczy, że mam digimona? Własnego digimona?
- Tak - odparła ostrożnie.
- Chciałeś powiedzieć my mamy - poprawiła go October, wyraźnie podkreślając zaimek "my".
- W zasadzie to on ma - zaśmiała się Babamon. - To jego digipilot, ale cierpliwości skoro przybyliście tutaj to znaczy, że wkrótce każde z was otrzyma swojego opiekuna i digipilot.
- Nie potrzebny mi opiekun tylko droga do domu - westchnął ciężko Aiden, ale nikt już go nie słuchał. - Digipilot nas sprowadził to i on nas stąd musi zabrać - powiedział głośniej.
Oczy zebranych zwróciły się na Aidena, a ten mówił dalej:
- Myślę, że trafiliśmy tutaj przez te digipiloty.
- Przez te? - powtórzył Elecmon.
- Kiedy zszedłem po ciebie na dno studni... - zwrócił się do dziewczyny. - Było tam strasznie ciemno. Dotykałem ścian po omacku, ale na moment przed tym światłem złapałem za jakiś kamień leżący przy ścianie i wtedy nas przeniosło - streścił. - Gdy obudziłem się tutaj w dłoni nadal trzymałem ten kamień. Tylko to nie był kamień - powiedział, sięgając do kieszeni spodni - tylko ten wasz cały digipilot - po tych słowach pokazał zgromadzonym zegarek.
Wśród digimonów rozbrzmiał szum zachwytu. Jeden z maluchów z podekscytowania, aż się zsikał (na szczęście nie było to ten, który siedział na kolanach October).
Urządzenie było do złudzenia podobne do tego, który otrzymał Jason. Ta sama budowa, przyciski i pasek z zapięciem. Różniły się jedynie kolorami. Digipilot Aidena miał czerwoną obudowę, zaś wzór wokoło wyświetlacza zdawał się mieć żółty kolor i być szerszy.
- I nie mogłeś nam powiedzieć o tym wcześniej? - zapytał Jason z wyraźną pretensją w głosie.
- Wyleciało mi z głowy.
- Tak po prostu?
- Wybacz, ale nie co dziennie dostaję się do świata digimonów! - odpowiedział podniesionym głosem.
- Nic takiego się nie stało! - stanął pomiędzy nimi Elecmon. - Z historii Babamon wynika, że prędzej, czy później każde z was otrzyma swój digipilot i opiekuna.
- Czyli zostałam tylko ja... - westchnęła October.
- Hej, a może jeśli wszyscy będziecie już mieli swoich opiekunów to wtedy będziecie mogli wrócić do domu - rzuciła myśl Biyomon. - To możliwe, Babamonie?
Staruszka z niechęcią przytaknęła. Digimony i wybrane dzieci uproszczały jej historię. Nie rozumiały, że odnalezienie opiekuna jest dopiero początkiem długiej drogi, jaką będą musieli przebyć.
- To kto chce być moim partnerem?! - zawołał Jason.
Masa łapek uniosła się do góry, zaś digimony, które nie miały łap zaczęły skakać krzycząc z niemal desperacją: "Ja! Ja! Wybierz mnie!"
- Cisza! - warknęła Babamon, uderzając swoją miotłą w ziemię. - Jakiś digimon został ci przeznaczony w momencie, gdy pojawiliście się w cyfrowym świecie. Teraz wystarczy, że się spotkacie.
Jason spojrzał na błękitny digipilot. Nie mógł doczekać się spotkania ze swoim opiekunem. Digimony znał od kilku godzin i jeszcze bardzo mało wiedział o nich samych i o ich zwyczajach. Lubił Elecmona i Biyomona, a nawet Gazimony, które tak zalazły za skórę organizatorowi festiwalu.
Fioletowa lisica o dziewięciu płonących ogonach przemknęła niepostrzeżenie pomiędzy drzewami, zatrzymując się dopiero na niewielkiej skałce pośrodku polany. Spojrzała wysoko w niebo. Księżyc rzucał blade światło na polanę, która w rzeczywistości była ponurym cmentarzyskiem.
- Czuliście to?
Nietoperz zwisający z gałęzi pokiwał głową. Drugi z obecnych, opierający się o jeden z nagrobków przemówił:
- Energia. Słabsza niż za pierwszym razem, ale nadal silna.
- Wysłałam Flymona na zwiady, ale jeszcze nie wrócił.
- I pewnie już nie wróci - mruknął pod nosem.
Po tych słowach wstał i podszedł do lisicy. Miał na imię FlaWizarmon i sylwetką, podobnie jak Babamon, przypominał człowieka. Ubrany był w czerwony kombinezon zdobiony żółtymi elementami z daleka wyglądającymi na języki ognia. W dłoni trzymał ogromną zapałkę z czerwonym łepkiem, drugą z niebieskim łepkiem miał za pasem. Szarą, pomarszczoną twarz i sterczące włosy ukrywał pod kapeluszem z rondem zdobiony podobnie zdobiony jak resztę ubrania.
- Myślicie, że ktoś złamał zaklęcie? - zawahał się nietoperz.
- Nie bądź głupi, DemiDevimonie - zbeształa go lisica. - To nie jest takie proste.
- Nie jest, ale on może mieć rację - poparł go FlaWizarmon. - Niekoniecznie ktoś złamał zaklęcie, ale być może ktoś odnalazł pieczęć.
Wyraźnie zainteresowany rozmową DemiDevimon sfrunął z gałęzi i usiadł na ziemi tuż obok FlaWizarmona.
- Pomyślcie, co to będzie oznaczać dla naszej pani.
- Znowu będzie wolna.
Zamilkli na moment.
- Dlatego trzeba to zbadać - oznajmiła nagle lisica. - Być może to jakiś digimon digimorfuje i obawiamy się na zapas... Tak czy inaczej nie mam zamiaru tego bagatelizować. Sprawdzę to - postanowiła.
- Gdzie chcesz szukać? - zapytał DemiDevimon.
- To źródło energii pojawiło się w pobliżu Sennej Osady, a więc tam.. Spotkamy się w pałacu - dodała, znikając w ciemnym lesie.
Ognisko trwało w najlepsze. Mimo to Jason nie potrafił skupić się na niczym innym poza digipilotem i opiekunem. Zamyślony wpatrywał się w urządzenie, jakby licząc, że odpowie ono na wszystkie jego pytania.
- Jakoś to będzie - usłyszał cichy głos.
Tuż przed nim stał Gazimon.
- W końcu nie wy pierwsi zgubiliście drogę do domu - dodał. - Jeśli wierzyć w słowa tej starej to niedługo wrócicie do domu.
- E tam, dom - mruknął Riley, czym bardzo zaskoczył digimona. - Bardziej ciekawi mnie jakiego mam opiekuna.
Gazimon już nie słuchał. Jego zaniepokojony wzrok kierował się wysoko w górę. Na drewnianym płocie stała fioletowa postać. Miała dziewięć ogonów, z których koniec każdego płonął niczym pochodnia. Szyję zdobił dwukolorowy sznur spleciony w kokardę. Zaś na łapach i lisim łbie znajdowały się symbole taiji.
- Odsuń się od ściany, Jason - wydał mu polecenie.
Chłopak ze spokojem odwrócił się i spojrzał w niebo, w które od kilku chwil wpatrzony był Gazimon. Pierwszą myślą jaka przyszła mu do głowy było to, że lis może być jego opiekunem, ale słowa Gazimona szybko rozwiały jego nadzieje:
- To nie jest dobry digimon. Odsuń się.
Jason zaczął wycofywać się. Lisica zeskoczyła z ogrodzenia wołając:
- Ogniste kule!
Z jej dziewięciu ogonów zaczęły wypadać rozżarzone od żaru pociski. Kilka z nich uderzyło w ziemię przed Jasonem, blokując mu drogę ucieczki. Pozostałe trafiły Gazimona, który pod ich siłą upadł na ziemię. Korzystając z okazji lisica podbiegła do chłopca i wyrwała mu z ręki digipilota. Jej szarpnięcie było na tyle silne, że Riley przewrócił się na trawę tuż obok Gazimona.
Czy to możliwe, że to właśnie pieczęć? - pytała samą siebie, obwąchując dokładnie tajemnicze urządzenie.
W pewnym momencie jej spokój zamąciło przybycie części osadników. Aiden i October pomogli wstać Jasonowi, zaś Pagumon swojemu przywódcy.
- Nic ci nie jest, Gazimon? - zainteresował się nim Jason.
- Nie - mruknął rozdrażniony. - Ale ta wiedźma pożałuje...
- Kim jesteś?! - zawołał Elecmon. - I czego tutaj szukasz?
- Youkomon - przedstawiła się lisica. - Szukam energii, która uaktywniła się, gdzieś w pobliżu...
- Czy ona przypadkiem nie mówi o... - zaczęła Biyomon, ale szybko zamilkła pod groźnym spojrzeniem Babamon.
- Ale tutaj chyba nie znajdę niczego poza grupką żałosnych digimonów - powiedziała ze sztuczną troską Youkomon i z równie wielką obojętnością pchnęła digipilota w stronę jego właściciela.
- Kogo nazywasz żałosnym? - warknął ToyAgumon. - Chyba cię zaraz zabiję!
Lisica zaśmiała się. I miała ku temu powody. Dinozaur z klocków znajdował się na dużo niższym poziomie niż ona i nie chodziło wyłącznie o umiejętności w walce. Mimo to nie miała ochoty na walkę i gdy już miała odejść jej uwagę przyciągnął głos rudowłosej dziewczyny:
- Po co ci ta energia?
- Była bardzo podobna do tej, która uwięziła moją panią - odparła mimowolnie.
- Czyżby ona... - mruknęła pod nosem Babamon.
Zaabsorbowana rozmową z October nie zauważyła, gdy podbiegł do niej Gazimon. Lisica w ostatniej chwili odskoczyła, unikając szponów przeciwnika. Jeden z jej ogonów chwycił Gazimona za szyję. Niczym wąż zaczął dusić gardło stworka.
- Tak chcesz się bawić? - zachichotała.
- Puszczaj go! - wrzasnął Jason.
Niewiele myśląc podbiegł do walczących digimonów w nadziei, że uda mu się uwolnić Gazimona. Niestety drugi z ogonów Youkomona złapał i go.
- Możecie coś zrobić? - poprosił Aiden.
Elecmon spojrzał na lisicę oraz jej ogony trzymające Jasona i Gazimona. Wiedział, że bezpośrednim atakiem może skrzywdzić przyjaciół, zaś próba zbliżenia się do przeciwniczki skończy się konfrontacją z jej szybkim ogonem. Pozostał bezsilny.
- Normalnie nie zwróciłabym uwagi na takie nic jak wy, ale sami się prosiliście.
Wtedy zdarzyło się coś niezwykłego. Digipilot Jasona włączył się. Na martwym do tej pory ekranie zaczęły wyświetlać się jakieś liczby. W końcu z urządzenia wydobył się metalowy, kobiecy głos:
- Już czas.
Z urządzenia wystrzeliło błękitne światło. Blask dobywający się z digipilota okrył Gazimona, który zdążył jedynie powiedzieć:
- Gazimon digimorfuje w...
Ciało niewielkiego stworka zaczęło błyszczeć, rozrastać się i zmieniać kształty na oczach wszystkich zebranych. Zdezorientowana Youkomon puściła digimona i chłopca, odskakując pod ścianę. światło rozproszyło się. Tymczasem światło rozproszyło się, a na miejscu, gdzie znajdował się Gazimon stał dużych rozmiarów wilk o ciemnoniebieskiej sierści. Z pyska wystawały mu dwa duże i ostre kły. Oczy ukrywały się pod maską, zza której widać było jedynie uszy. Po szyi spływała długa, biała sierść. Grzbiet i puszysty ogon zdobiły czerwone wzory. Do umięśnionych łap przytwierdzone miał ostrza.
- Sangloupmon! - zawołał digimon.
- O ja cie, szef! - pisnął Pagumon.
- Cz... Czym jesteś? - wyjąkał Jason.
- Nie obawiaj się. To ja Gazimon - powiedział grubym głosem. - Jestem tu po to, aby cię ochraniać, a ciebie skopać - prychnął w stronę lisicy.
Youkomon nie czekając na ruch nowo powstałego przeciwnika rzuciła się wyrzucając z ogona ognie. Sangloupmon zwinnie wyminął wszystkie ciosy i stając tuż obok lisicy zamachnął się na nią łapą:
- Ciemny pazur!
Lisica jak przedtem zrobiła unik. Sangloupmon nie przestawał, wymierzając jej kolejne ciosy. Ta zaś za każdym razem cofała się bardziej pod ścianę. Za którymś jednak razem łapa wilka była szybsza (chociaż nie tak dokładna).
- Ał... - wydobyła z siebie piśnięcie.
Na pysku lisicy pojawił się ślad po pazurze Sangloupmona. Oboje wydawali się być zmęczeni walką, ale żadne nie chciało jej przegrać. W końcu Youkomon z pewną siebie miną wysapała:
- Całkiem nieźle... Jestem pewna, że dokończymy naszą walkę w niedalekiej przyszłości, ale póki co muszę się zbierać.
Nie czekając na reakcję przeciwnika użyła reszty sił, aby przeskoczyć wysokie ogrodzenie i zniknąć, gdzieś w ciemnym lesie. Sangloupmon zaczął się kurczyć, aż na powrót stał się Gazimonem. Obserwatorzy walki natychmiast podbiegli do zmęczonego walką digimona zadając mu mnóstwo pytań. Na samym końcu podszedł do niego Jason. Chłopak ukląkł, aby być na wysokości digimona i trochę zdezorientowany spytał:
- Czy to znaczy, że jesteś moim digimonem?
Gazimon, który niewiele pamiętał z samego przebiegu walki pokiwał głową bez przekonania.
- Tak... Znaczy tak mi się wydaje... - mruknął, spoglądając pytająco na Babamona.
Ta jednak nic nie powiedziała. Jason nie potrzebował niczyich potwierdzeń. Z radością uścisnął swojego kompana, dziękując mu tym samym za pomoc.
- To było świetne jak się zmieniłeś w tego... - zapomniał nazwy.
- Sangloupmona - podpowiedziały mu skaczące wokoło maluchy.
- Ma rację. Znowu byłeś świetny - pochwaliła go October.
Digimon zarumienił się, ale nie zdążył nic odpowiedzieć. Ziemia tuż obok nich zaczęła świecić, jak wtedy w studni. W żółtych promieniach odbijał się zmącony obraz antykwariatu pana Hendersona.
- Przecież to... Droga do domu! - zawołała podekscytowana October.
Jason spojrzał na swój digipilot. Na wyświetlaczu pojawiła się kolumna cyferek. Aktywowany poprzez przemianę Gazimona, zdawał się być także kluczem otwierającym portal pomiędzy światami.
- Wracamy do domu - westchnął Aiden.
- Jak to? Już? - mruknął niezadowolony Jason. - Przecież dopiero co znalazłem swojego digimona.
- To nie koniec - wyszeptała Babamon. - To dopiero początek - dodała głośniej. - Digipilot pozwoli wam wrócić do naszego świata. Idźcie i odpocznijcie przed następną wizytą tu. Jesteście nam potrzebni - dodała, spoglądając na Aidena. - Obiecajcie, że wrócicie.
Chłopak spojrzał na staruszkę z powagą. Nie chciał wracać do cyfrowego świata, nie potrzebował opiekuna, ale wiedział, że jeśli obieca coś, to dotrzyma słowa. W końcu mimowolnie odpowiedział:
- Obiecujemy.
Trójka przybyszów ze świata ludzi zniknęła w jasnym świetle. Ziemia w miejscu, gdzie otworzyło się przejście kołysała się niczym zburzona woda w jeziorze. Digimony ogrodziły portal płotem, a na straży postawiły ToyAgumona, aby żaden ciekawski digimon nie zbliżał się do przejścia.
Po wyczerpującej walce Youkomon zjawiła się w zamku, tak jak wcześniej uzgodniła to ze swoimi kompanami. W wielkiej sali oświetlonej pochodniami znajdowały się cztery postacie. Lisica stała na środku komnaty i opowiadała z najmniejszymi detalami swoją wyprawę do Sennej Osady. FlaWizarmon i DemiDevimon zajmowali miejsca przy długim stole, czwarta postać wyglądała przez okno i wydawała się być najmniej zainteresowaną. Była to młoda kobieta o jasnych włosach i szczupłej sylwetce. Jednak gdy Youkomon zakończyła swój raport, dziewczyna odeszła od okna i pierwsza zabrała głos:
- Jeżeli się nie mylisz to musicie odebrać im moją własność za wszelką cenę.
1Digital World można tłumaczyć jako cyfrowy świat.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.