Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Opowieści z Cyfrowego Świata - Lato w Sennej Dolinie

Rewizyta

Autor:O. G. Readmore
Serie:Digimon
Gatunki:Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2014-08-08 21:40:41
Aktualizowany:2015-07-28 21:55:41


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Promienie słońca wpadały przez kuchenne okno oświetlając stół i znajdujące się na nim talerze, szklanki i półmiski, które wcześniej przygotowała pani Riley. Matka Jasona nerwowo krążyła pomiędzy salonem, a kuchnią przenosząc sztućce, obrusy i najlepsze zastawy stołowe po babci. Podobne zaaferowanie kobiety zwykle towarzyszyło przyjazdom starszego z synów do Thorndale. Brat Jasona studiował na drugim końcu kraju. W domu bywał bardzo rzadko. Dlatego też każde jego odwiedziny dla matki były świętem.

Pan Riley był o wiele spokojniejszy, a przynajmniej lepiej ukrywał swoje zdenerwowanie. Stojąc pod zamkniętymi drzwiami jego gabinetu dało się usłyszeć rytmiczny stukot w klawisze maszyny do pisania. Głowa rodziny była dziennikarzem w lokalnej gazecie. Jason nie znał nikogo, kto tak ciężko pracował jak jego ojciec. Niestety gazeta rzadko potrafiła docenić zaangażowanie i talent pana Rileya odsyłając go do drobnych ogłoszeń. Wszystko miało się zmienić z wizytą naczelnego Thorndale News w domu państwa Riley. W taki oto sposób cała sobota została podporządkowana zupełnie obcemu człowiekowi.

Jason otworzył drzwi nim October zdążyła zapukać. Z kuchennego okna, przy którym akurat stał roztaczał się widok na całą ulicę i część ogródka.

- Odwiedzimy digimony? - zapytała, wchodząc do wnęki.

Jason pokręcił głową.

- Nie mogę - powiedział z przygnębieniem w głosie. - Dzisiaj na kolację przychodzi do nas znajomy ojca. Tata chce, żeby przyjęła go cała rodzina. Zabierz się z Aidenem.

- Aiden nie ma dzisiaj czasu - westchnęła, a po krótkiej pauzie dodała: - Chciałabym już mieć swój pilot...

October nie chodziło wyłącznie o możliwość otwierania portalu i digimorfozę. Głównym powodem był sam DemiDevimon. Potwory z wioski stroniły od jej partnera, nie ufały lub jak ToyAgumon, groziły mu śmiercią. W przeciwieństwie do October, nietoperzowi nie zależało mu na dobrej opinii mieszkańców Sennej Osady. Najważniejsze dla niego było nie stracić zaufania swojej "partnerki". Dlatego też nie pozostawał dłużny innym digimonom i odwzajemniał się drobnymi złośliwościami.

- Zostań na tej kolacji, a ja spróbuję wyrwać się jak najszybciej - rzucił pośpiesznie myśl.

- Jeśli nie będę przeszkadzać - zgodziła się ostrożnie.

- Cześć, Jason! - rozległo się echem.

Ulicą szedł filigranowy chłopiec. Nawet jak na swoje dziewięć lat wydawał się drobny niczym okruszek. Nosił zieloną koszulkę i krótkie, brązowe spodenki. Większość twarzy przysłaniały mu ogromne okulary w ciemnych oprawkach, które co jakiś czas musiał poprawiać. Czoło i brwi przysłaniały czarne włosy. Tuż za sobą wlókł ogromny wózek zapełniony śmieciami.

- Cześć, Bobby! - odpowiedział malcowi.

- Mogę potem przyjść?! Kupiłem okulary lotnicze! Aż dwie pary! - pochwalił się od razu.

- Jasne! - odkrzyknął mu Riley, przymykając drzwi wejściowe.

- Kto to był? - zapytała October.

- Syn sąsiadów.

- Po co mu te śmieci?

- Powiedzmy, że zbiera surowce wtórne - uciął krótko.

Bobby Nayebifard zbierał wszystko. Zaczynając od butelek, przez puszki i makulaturę, aż po robaki dla entomologów z instytutu badawczego. Każdy zarobiony w ten sposób grosz odkładał na kupno modelu zdalnie sterowanego samolotu, który od dłuższego czasu stał w oknie sklepu z zabawkami.

Od pewnego czasu życie w Sennej Dolinie kręciło się wokoło gości z innego świata i ich opiekunów. Większość digimonów zdążyła przywyknąć do gości z innego świata, a dni, kiedy dzieci nie odwiedzały Sennej Doliny zaczęły wydawać się zwyczajne i nieciekawe.

Opiekunowie Jasona i Aidena siedzieli przy okrągłym stoliku przed chatką należącą do Biyomon. Gospodyni sprzątała przed wejściem, Elecmon przeglądał album z fotografiami, który podczas ostatniej wizyty zostawił mu Jason, zaś Gazimon siedział odchylony na krześle z łapami splecionymi za głową i nogami opartymi o stół. Dwa dni temu wioskę opuścili jego towarzysze. Digimony z Sennej Osady nie potrafiły jednoznacznie stwierdzić, czy pożegnanie przywódcy ze stadem należało do przyjacielskich, czy wrogich. Gazimon nie miał czasu na tęsknotę za kompanami. Jako jedyny opiekun potrafiący przejść na poziom Champion musiał ciężko trenować pod okiem Babamon. Pozostali dwaj opiekunowie byli zwolnieni z zajęć z racji, że żadne z nich oficjalnie nie potrafiło digimormować.

- Zabieraj śmierdziele ze stołu - poprosiła Biyomon.

Digimon leniwie zsunął nogi na ziemię, po czym zapytał:

- Jak tutaj się bawicie?

- Bawimy? - Elecmon powtórzył ostatnie usłyszane słowo.

- Raz w miesiącu mamy dancing, ale musiałbyś mieć buty do tańca - oznajmiła Biyomon.

Gazimon westchnął rozpaczliwie. Trudno było stwierdzić, czy jego westchnienie wynikało z braku butów do tańca, czy wszechobecnej nudy.

- Elecmon, a może sprawdzimy co u Jasona i reszty? - spytał Gazimon.

- Jak przyjdą to nam powiedzą.

- A po co na nich czekać? Tym razem to my ich odwiedzimy.

Atrybuty często wskazywały na charakter digimona. Gazimon był wirusem, ale nie posiadał skłonności do czynienia zła. Jedynie od czasu do czasu do głowy przychodził mu szatański pomysł.

- Babamon zabroniła digimonom zbliżać się do portalu - przypomniał mu Elecmon.

- Niczego się nie dowie - machnął łapą lekceważąco.

- Jestem za! - wtrąciła się Biyomon. - Jason wielokrotnie zapraszał nas do siebie. Myślę, że nie będzie zły, jeśli złożymy mu niezapowiedzianą wizytę.

Elecmon nie odezwał się ani słowem. Wtopił wzrok w fotografię z albumu przedstawiającą miasto, jakby licząc na to, że jego towarzysze za moment porzucą myśl o wycieczce do świata ludzi.

- Będzie fajnie! - nalegał Gazimon.

- W zasadzie... Muszę oddać Jasonowi jego album - wymamrotał, szukając sobie pretekstu na podróż do świata ludzi.

- Zaniesiesz mu go osobiście! - obiecał Gazimon.

Gdy Elecmon przytaknął pomysłowi, digimony zabrały się za opracowywanie planu wizyty w Thorndale. Musiały dyskretnie opuścić wioskę, potem dotrzeć do Jasona i równie niepostrzeżenie wrócić z powrotem do domu.

DemiDevimon smacznie spał na gałęzi rozłożystego drzewa. Zwisając głową do dołu śnił o tym, jak pewnego pięknego dnia stanie się groźnym i bezlitosnym Devimonem, który zniszczy FlaWizarmona, Youkomona, a także wszystkie digimony z Sennej Doliny, które mu dokuczały.

I co? Już nie jesteś taki mądry? - mamrotał przez sen. - Do ciebie: "pan Devimon"!

Czysty przypadek sprawił, że otworzył na moment oko, gdy akurat trzy digimony przemykały przez osadę.

- A wy dokąd?! - zaczepił ich sfruwając na ziemię.

- Nie twoja sprawa, gacek! - odburknął mu Gazimon.

DemiDevimon już chciał przekląć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język i powiedział znacznie spokojniej:

- Nie powiecie, koledze?

- Nie jesteś kolegą! - zaznaczył Gazimon.

- Daj już spokój - uspokoił go Elecmon. - Chodźmy zanim ktoś jeszcze się zjawi.

- W takim razie zapytam starszą panią - odparł nietoperz. - Jeśli idziecie na jakiś specjalny trening dla opiekunów to powinienem być tam z wami, ale skoro nie chcecie mnie to starsza pani mi powie.

DemiDevimon zdawał sobie, że digimony coś knują i z jakiegoś powodu nie chcą, aby ktokolwiek dowiedział się o ich planach. Zapewne nie miało to najmniejszego związku z anielską pieczęcią, ale czysta ciekawość kazała mu poznać ich sekret.

Trzy digimony spoglądały na nietoperza nie wzruszone. W końcu Elecmon dał za wygraną:

- Dobra! Powiemy ci, ale musisz dochować tajemnicy.

- Chcieliśmy odwiedzić wybranych - dokończyła Biyomon.

- Idę z wami!

- Nie! - warknął Gazimon.

- W takim razie naskarżę na was starszej pani.

Opiekun Jasona zacisnął pięści. Nie miał najmniejszego zamiaru zabierać ze sobą nietoperza. Intuicja podpowiadała mu, aby nie ufać "partnerowi" October. Jego zdaniem dziewczyna nie potrzebowała DemiDevimona. W razie potrzeby Gazimon chętnie zaopiekowałby się nią i Jasonem.

- Niech już idzie! - postanowił Elecmon.

- Racja - niespodziewanie przytaknął mu Gazimon. - Przynajmniej będę mógł mieć na niego oko.

DemiDevimon pokazał mu tylko język i pofrunął za Biyomon, która zdążyła wyprzedzić kłócących się panów.

Portal między światami miał wielkość jednej chaty. Wyglądał jak woda w jeziorze, na której tworzą się delikatne fale. Przestrzeń wokoło niego ogrodzono liną mającą stanowić prowizoryczną granicę, której niewolno przekraczać digimonom. Na straży przejścia stał waleczny ToyAgumon. Digimon warczał ilekroć jakiś mieszkaniec osady przemykał tuż obok miejsca jego służby.

- Cześć! - zawołała Biyomon.

Tuż zza jej pleców wyłonili się kolejno DemiDevimon, Elecmon i Gazimon. Strażnik oderwał wzrok od ziemi. Przez chwilę przyglądał się czwórce swoich rówieśników. Każdego z nich obdarzył przenikliwym spojrzeniem. Od razu wyczuł podstęp.

- Wyczułem wasz podstęp! - ogłosił tryumfalnie. - Co się dzieje?!

- Nie, nic... - spróbowała go udobruchać Biyomon.

- Wpadliśmy - machnął łapą Gazimon. - Powiedz mu.

- No, ale...

- Skoro ty mu nie powiesz to ja to zrobię. Babamon szykuje dla ciebie przyjęcie urodzinowe.

ToyAgumon uśmiechnął się, pokazując wszystkie cztery klockowate zęby. I właśnie wtedy przypomniał sobie, że urodziny obchodził dwa miesiące temu.

- Wy oszuści!

Gazimon spróbował wyjaśnić mu na spokojnie:

- Taki żarcik...

- Ze mnie żarty sobie stroicie?! - wrzał, a ze złości jego kolorowe fragmenty ciała nabierały czerwonej barwy. - Zabiję was za tę zniewagę!

- Teraz! - rzucił pośpiesznie Gazimon.

Biyomon, Elecmon i DemiDevimon przeszli pod "ogrodzeniem" do portalu, w którym po prostu się zapadli. ToyAgumon stał w bezruchu. Ich bezczelność i brak szacunku do władzy porządkowej wprowadził go w zdumienie.

- A... Alarm... - wymamrotał wreszcie. - Alarm! Alarm!

- Zamknij się!

- Alarm! Alarm! Alarm! - nadawał.

Gazimon stracił cierpliwość i wepchnął klockowego dinozaura do portalu, a następnie skoczył za nim.

Jason i October siedzieli w pokoju na poddaszu. Chłopak opierał się na parapecie, z którego miał widok na ulicę. October oglądała albumy ze zdjęciami, które zapełniały większość półek. Wkrótce doszła do albumu opisanego "DIGIMON".

- A więc sam wywołujesz zdjęcia? - zaczęła.

- Kiedyś zostanę profesjonalnym fotografikiem, a jak nie wyjdzie to zostanę światowej sławy hokeistą - powiedział w skrócie o swoich planach. - Digmony! - rzucił hasło.

October zmarszczyła brwi. Ze spokojem odłożyła album, czekając, aż Jason dokończy swoją myśl.

- Nasze digimony! - wydusił z siebie.

Dziewczyna zerwała się z kanapy i podbiegła do okna. Pustą uliczką wędrowała grupa pięciu digimonów z Sennej Osady. Co jakiś czas zatrzymywały się, aby uzgodnić dalszą drogę.

- Co one tu robią? - wyszeptała.

Nim Jason zdążył otrząsnąć się ze zdziwienia i cokolwiek odpowiedzieć digimony przekroczyły furtkę i skierowały się prosto do drzwi jego domu. Riley niczym oparzony wybiegł z pokoju. Na schodach wyprzedził matkę.

- To do mnie! - zawołał.

Otworzył drzwi równo z dzwonkiem. W progu stało pięć cyfrowych stworów.

- Cześć! - przywitał się z uśmiechem Gazimon. - Byliśmy akurat w mieście i postanowiliśmy wpaść - zażartował.

- A ja chciałem oddać ci twój album - dodał zakłopotany Elecmon.

Jason nic nie mówił. Na jego twarzy malował się uśmiech połączony z zakłopotaniem.

- Wchodźcie szybko zanim ktoś was zauważy! - nakazał, wpuszczając digimony za próg.

Pokój Rileya był istną kopalnią skarbów dla cyfrowych potworów. Plakaty i fotografie na ścianach, płyty, gramofon, książki, albumy ze zdjęciami, kije do hokeja, zabawki. Małe digimonowe łapki, aż się trzęsły, aby tylko wszystkiego dotknąć. Po chwilowym rozgardiaszu każdy znalazł sobie zajęcie.

- My nie przyszliśmy do digimonów, to digimony przyszły do nas - podsumowała October.

- Nie ma Aidena? - spytał wreszcie markotny Elecmon.

- Zadzwonię po niego - odparł Jason. - Mieszka niedaleko. Przyjdzie jak tylko mu powiem, że jesteś - dodał z uśmiechem.

Elecmon odwzajemnił życzliwy uśmiech i usiadł na podłodze pomiędzy ToyAgumonem, a October.

- Aiden chyba mnie nie lubi - stwierdził wreszcie.

- Ja też nie lubię wielu digimonów - odparł DemiDevimon, jakby próbując podnieść go na duchu.

- Zawsze jest taki poważny i... - kontynuował opiekun chłopca.

- Głupoty gadasz - Biyomon przerwała mu w pewnym momencie.

- Dokładnie! - poparła ją October. - Aiden jeszcze nie zdążył przekonać się do cyfrowego świata, a tym bardziej nie do tego, że posiada partnera.

Zapadła krępująca cisza. Chłopak dystansował się od digimonów jak tylko potrafił. Większość podejrzewała, że Aiden już nie przekona się do cyfrowego świata.

- Pewnie nie wiecie, ale digipiloty mają ciekawą funkcję - zmienił temat Jason. - Od kiedy Aiden aktywował swój pilot mogę z nim rozmawiać. To coś jak... jak przenośny telefon - wyjaśnił, wyciągając z biurka urządzenie.

Przycisnął jednocześnie oba guziki i zaczął warczeć, jakby imitując zakłócenia:

- Khhh! Srebrny orzeł do białego jastrzębia. Zgłoś się!

- Cześć! - odpowiedział wesoły głos należący do kilkuletniej siostry Aidena.

Dziewczynka często brała rzeczy brata bez pozwolenia. To dzięki Molly i jej ciekawości Riley odkrył nowy sposób wykorzystania urządzenia.

- Cześć, Molly - odparł. - Możesz podać mi brata?

Po chwili szeleszczenia w digipilocie odezwał się Aiden:

- Czego znowu chcesz?

- Nie uwierzysz!

- W co znowu?- mruknął zmęczony. - W telewizji puścili jakąś durną reklamówkę i chcesz mi o tym powiedzieć?

Aiden nie lubił, gdy Jason zawracał mu głowę rozmówkami przez pilota, zaś sam Riley nie mógł się oprzeć. Nowo odkryta funkcja sprawiała mu wiele satysfakcji i korzystał z niej przy każdej możliwej okazji. Gdyby October posiadała digipilota dzwoniłby zapewne do niej, ale z braku innych rozmówców musiał rozmawiać z Aidenem.

- Gazimon i reszta są w moim domu!

- Co?!

- Digimony są w moim domu! - ogłosił uradowany.

Aiden przez chwilę nic nie odpowiadał.

- Będę za moment.

Aiden Jamieson nie był w tak dobrym humorze jak pozostali. Piętnastolatek zdawał sobie sprawę z różnic dzielących ludzi i digimony. W świecie cyfrowych potworów istniał jasny podział na dobro i zło. Nie widziały niczego nienaturalnego w przybyciu obcych do ich krainy. Mogły tolerować wybrańców lub nie, ale nie stwarzały żadnych problemów. Ludzie byli inni, a ich świat rządził się bardziej skomplikowanymi zasadami, które mogły być niezrozumiałe dla przybyszów z cyfrowego świata. Pojawienie się digimonów najpierw wywołałoby panikę. Potem chęć obrony przed nimi lub ciekawość prowadzącą do chęci wykorzystania ich. Jednak w każdym wypadku ludzka zachłanność i strach dążyłyby do skrzywdzenia stworów.

Na całe szczęście Thorndale pustoszało w raz z nadejściem okresu letniego. Digimony bezpiecznie przemaszerowały przez miasto nie spotykając na ulicy żywego ducha.

- Co wy tu robicie? - zapytał, przymykając za sobą drzwi do pokoju Jasona.

- Chcieliśmy sprawić wam niespodziankę - odparła Biyomon.

Jej entuzjazm wywołany wizytą w Thorndale minął wraz z pochmurnym wyrazem twarzy Aidena.

- Babamon wie, że tu jesteście? - kontynuował przesłuchanie.

- Nie - mruknął pod nosem Gazimon.

- Ale się dowie! - ogłosił ToyAgumon, który zdążył na powrót odzyskać swój kolor. - Napiszę do niej wniosek o surową karę dla całej naszej grupy!

Aiden głośno westchnął.

- Nie ma czym się przejmować - stwierdził Jason. - Zaraz po kolacji odprowadzimy digimony do studni.

- A tak właściwie... - wtrąciła się October. - Jak przeszliście przez portal?

- Normalnie - wzruszył ramionami DemiDevimon. - Przejście w Sennej Dolinie jest otwarte cały czas. Nie musimy mieć tych waszych "zegarków".

- To dość niepokojące - stwierdził Aiden.

- Dlaczego?

- Pomyślcie ile niebezpiecznych digimonów mogłoby dostać się do naszego świata, gdyby wiedziało o tym portalu. Mam jeszcze jedno pytanie - zmienił temat. - Jak trafiliście do Jasona?

- Jason kiedyś tłumaczył mi, gdzie mieszka - odparł dumny z siebie Gazimon. - Poza tym mieliśmy album z obrazkami waszego miasta. Wszystko jest ładnie opisane.

- Czy ty zamieniłeś się na mózg z ToyAgumonem?! - spytał podniesionym głosem Aiden. - Po co dawałeś im swój adres?!

- Nie dawałem im adresu! - odburknął Jason. - Z resztą... Skąd miałem wiedzieć, że przyjdą?

- Ta, jasne - pokiwał głową. - Daj dziecku zapałki i zdziw się, jak dom ci spali.

- W porządku! Przestańcie obaj! - nakazała October. - Na szczęście nikt o nich nie wie.

- Masz psa?! - rozległo się.

W progu stał mały Bobby Neben. Na twarzy lichego dziewięciolatka malował się uśmiech.

- Nie jestem psem! - oburzył się Gazimon.

Bobby zamarł. Jason zacisnął zęby. Nie mógł pozwolić, aby więcej osób dowiedziało się o digimonach. Niewiele myśląc wciągnął chłopca do pokoju i zamknął drzwi na klucz. Bobby nie wydawał się przestraszony.

- Przyszedłem pokazać ci swoje okulary lotnicze - oznajmił, odkładając je na stoliku. - One wszystkie mówią?!

- Mówimy - odparł dumnie Elecmon. - Jesteśmy digimonami!

- A on jest prawdziwy?! - zapytał, wyciągając rękę w stronę ToyAgumona.

- Tylko spróbuj mnie dotknąć, a odgryzę ci te łapska! - zawrzał klockowaty dinozaur.

Bobby nie przejmował się i badał digimony dalej:

- A wy! - zwrócił się do Biyomona i DemiDevimona. - Potraficie latać? Też chciałbym móc latać...

Jason opowiedział chłopcu historię spotkania z digimonami, a także zaznaczył, że muszą one pozostać ich wspólną tajemnicą. Bobby był tak przejęty, że przy wyjściu zapomniał o swoich okularach. Jednak najważniejsze było to, że obiecał nikomu nie zdradzić sekretu.

Dominic Craig zjawił się punktualnie o osiemnastej trzydzieści. Redaktor naczelny Thorndale News miał około czterdziestu lat, ale wyglądał na znacznie młodszego. Ubrany w elegancką marynarkę i spodnie o orzechowym kolorze mężczyzna przywitał się z Jonathanem Rileyem przez podanie ręki. Do drugiej dłoni wcisnął gospodarzowi butelkę koniaku, która od razu powędrowała na stolik pod oknem w salonie. Z uroczym uśmiechem przywitał się z panią Riley i Jasonem. Gazimon i ToyAgumon stali na półpiętrze. Zgaszone światło sprawiło, że idealnie wtopili się w mrok i niezauważeni mogli przyjrzeć się państwo Riley i gościowi.

W końcu Jonathan wraz z redaktorem naczelnym przeszli do salonu, gdzie pan Riley opowiadał o swoich pomysłach. Craig wyglądał na zupełnie niezainteresowanego. W międzyczasie ciekawska para digimonów usiadła pod drzwiami, aby móc przysłuchać się rozmowie mężczyzn.

- Nie oczekuję od ciebie nowych pomysłów - zaznaczył redaktor. - Sam lata temu straciłem nadzieję na jakiś przełom w karierze. Pulitzera nie dostaniesz za artykuły do Thorndale News. Co najwyżej za kilka lat otrzymasz mój stołek - prowadził swój monolog. - Przynieś jakieś kieliszki - nakazał, przerywając na moment swój wykład.

Pan Riley wstał z kanapy i popędził do kuchni. Trochę zmartwiony słowami naczelnego minął siedzące pod drzwiami potwory.

- Co za palant - mruknął Gazimon. - Tata Jasona tak bardzo się stara, a on traktuje go ja jakiegoś...

- Zabijmy go! - rzucił pomysł ToyAgumon.

Dinozaur wstał i już chciał wejść do pokoju, gdy za łapę chwycił go Jason.

- Co wy tu robicie? - wyszeptał. - Wszyscy szukamy was na piętrze!

- Chcieliśmy posłuchać tego faceta - odparł Gazimon.

Tymczasem pan Craig przespacerował się rzez pokój do starej komody zajętej w większości przez zdjęcia Jasona jego brata. Uwagę dziennikarza zwróciła niedbale położna fotografia młodego Rileya z Gazimonem.

- Co to jest? - zapytał intuicyjnie, jakby czując, że przed drzwiami stoi autor zdjęcia wraz z digimonami.

Jason wszedł do pokoju.

- Na tym zdjęciu z tobą - mruknął zniecierpliwiony. - To zwierze.

- To jest... - przeciągał, próbując opanować drżący głos. - To z naszej wycieczki do Disneylandu.

Jego głos przestał drżeć, a na jego twarz wróciła pewność siebie.

- To jakaś postać z bajki - dodał, aby rozwiać wszelkie wątpliwości.

- Z bajki, młody? - zapytał, nazywając przy tym Jasona lekceważąco "młody". - Nie znam jej.

Chłopak niemal siłą wyrwał mu zdjęcie z ręki i szybko opuścił salon, mijając się w przejściu z ojcem.

- Przyniosłem kieliszki - zawołał tryumfalnie Jonathan.

Ku jego zdziwieniu butelka z koniakiem zniknęła ze stolika.

- Mniejsza o to - machnął ręką niewzruszony Craig. - Nie wiedziałem, że na urlop wyjechałeś z rodziną do Disneylandu.

- Do Disneylandu? - powtórzył, marszcząc brwi. - Nigdy tam nie byliśmy.

Craig uśmiechnął się szeroko.

- Tak myślałem...

- Trochę się przestraszyłem - przyznał Jason.

- Moja wina - stwierdził Gazimon. - Klockozaurowi zachciało się pić i pomyślałem, że poszukamy czegoś na dole.

Całą trójka weszła na oświetlone piętro. Dopiero teraz Riley zauważył, że dinozaur ściskał łapkach butelkę koniaku, którą udało mu się zwędzić w międzyczasie, gdy Craig wymieniał "serdeczności" z Jasonem. Digimon był tak spragniony, że nawet specyficzny smak trunku nie przeszkadzał mu. W końcu pusta butelka uderzyła o podłogę. ToyAgumon stał w bezruchu.

- Czy jemu wolno pić alkohol?

- A co to takiego "alkohol"? - spytał zdezorientowany Gazimon.

- Czy on w ogóle jest pełnoletni?! - zaczął panikować Riley.

- Ponownie. Nie wiem, co to znaczy "pełnoletni".

Nagle ToyAgumon rzucił się na Jasona. Jego ruchy jednak były na tyle spowolnione, że chłopak bez problemu zdążył uchylić się od ciosu. Zabawkowy dinozaur nawet nie zauważył momentu, kiedy chybił cel ataku. Skupiony na falującej podłodze i ścianach szedł przed siebie w kierunku otwartego okna.

- Portal do domu! Już idę - wymamrotał.

Gdzieś w oddali słyszał głosy Elecmona, Biyomona i tych, których nie lubił. Mówili coś o oknie i o tym, żeby nie wypadł z niego, ale digimon nie widział żadnego okna, a jedynie portal do domu, za którym tęsknił. W pewnym momencie poczuł, jak traci grunt pod nogami. Przed oczyma digimona zrobiło się ciemno.

- Nic ci nie jest? - spytał ostrożnie Elecmon.

Dinozaur leżał w krzakach przed domem.

- Może nie żyje - zasugerował DemiDevimon.

ToyAgumon pokręcił głową. Z pomocą Aidena i Elecmona wyszedł z krzaków. Lekko zdezorientowany spojrzał na otwarte okno na piętrze, przez które chciał wrócić do Sennej Osady.

- Nic ci nie jest? - powtórzył pytanie Elecmon.

- To wasza wina! - wrzasnął, zdenerwowany.

Nie wiedzieć dlaczego, ale złość, szok, a może zmęczenie wycieczką do świata ludzi uwolniło w ToyAgumonie niezwykłą siłę. Jego klockowe ciało zaczęło rosnąć i twardnieć.

- Czy on... - wyjąkała October.

- Digimorfuje - dokończył zaskoczony Elecmon.

Teraz głowę dinozaura ochraniał hełm, spod którego widać było jedynie ogromną paszczę wypełnioną ostrymi jak noże zębiskami. Z głowy wyrastała długa lufa. Do przednich łap stwora przymocowane były mniejsze działka. Dolna część ciała znikała w urządzeniu przypominającym opancerzony czołg.

- Tankmon! - zawołał nowo powstały digimon. - Podziwiajcie moją moc! Hiper armata! - wrzasnął, kierując lufę w kierunku szklarni.

Ku zadowoleniu digimona pojedynczy pocisk rozbił szybę na drobne kawałki.

- Tylko tyle? - zawiódł się DemiDevimon, który liczył, że istota tak potężna jak Tankmon narobi większych zniszczeń.

W rzeczywistości Tankmon nie do końca jeszcze rozeznawał się z nowym arsenałem broni, ale nie chcąc wyjść na nieobeznanego odparł:

- Celowo nie zniszczyłem całej szklarni, abyście mogli podziwiać kunszt mojej siły!

- A mógłbyś już się uspokoić? - zaproponował Jason. - Moi rodzice są w domu. Jak was odkryją będzie niezła draka.

- Oczywiście... - powiedział ze spokojem, który wręcz nie pasował ToyAgumonowi. - Tylko najpierw was zabiję!!! - wrzasnął.

- Najpierw powalczysz ze mną! - nakazał Gazimon gotowy do przemiany.

- Nie! - powstrzymał go Elecmon. - ToyAgumon to mój przyjaciel! Nie możesz mu zrobić krzywdy.

Gazimon opuścił łapy.

- To co mam robić?

Na odpowiedź nie musiał długo czekać. Tankmon spróbował ruszyć do przodu. Potężne gąsienice zaczęły tonąć w grząskim piasku.

- Najpierw pomóżcie mi wyjechać! - nakazał Tankmon.

Zniecierpliwiony brakiem jakiejkolwiek reakcji ze strony digimonów i ich partnerów wycelował wszystkie działa w ziemię.

- Sam sobie poradzę! Hiper armata!

Znacznie potężniejszy cios niż za pierwszym razem wyrzucił Tankmona wysoko w powietrze. Po kilku chwilach digimon spadł w to samo miejsce, z którego próbował się wydostać. Tankmon czuł jak opuszczają go wszystkie siły, ale w obecnym stanie było mu to obojętne. Jego łapy kurczyły się, zbroja znikała, a na jej miejscu pojawiały się kolorowe fragmenty. Tankmon na powrót przeistoczył się w ToyAgumona.

- Co się... Co się stało? - zapytał zamroczony.

- W skrócie: wypadłeś przez okno, digimorfowałeś, groziłeś, że wszystkich zabijesz - wyjaśnił DemiDevimon.

- Czy... Czy zabiłem jakiegoś człowieka?

- Na szczęście nie - westchnął z ulgą Elecmon.

- Wielka szkoda... - mruknął, tracąc przytomność.

Tym razem skończyło się na potłuczonej szybie w szklarni Rileyów. Dzieciaki i digimony bez słowa zabrały się za sprzątanie potłuczonego szkła. Nieświadomi tego, że są obserwowani przez Craiga. Mężczyzna nie wydawał się zszokowany widokiem cyfrowych potworów. Jeszcze przez moment przypatrywał się młodemu Rileyowi, po czym odszedł od kuchennego okna, z którego rzucał się widok na ulicę i szklarnię.

- Dziękuję ci, Jason - mruknął sam do siebie. - Już zaczynałem wierzyć, że te całe digimony to bajka dla dzieci, a teraz wiem, że one istnieją.

Po naprawieniu szkód wyrządzonych przez Tankmona digimony zgodnie stwierdziły, że należy wracać do domu. Ich partnerzy odprowadzili je pod studnię i tam się pożegnali. DemiDevimon wyfrunął z portalu jako pierwszy upewniając się, czy nikt ich nie widzi. Zaraz za nim na drugą stronę przeszła Biyomon, a potem opiekunowie Jasona i Aidena wraz z wycieńczonym ToyAgumonem.

- Musimy to jeszcze kiedyś powtórzyć - przyznała Biyomon.

- Ja wam powtórzę! - rozległo się.

Przed wyjściem z portalu stała Babamon. Chociaż większość jej twarzy zasłaniały siwe włosy digimony bez trudu domyśliły się w jakim jest nastroju.

Gazimon warknął na DemiDevimona:

- Ty matołku! Miałeś upewnić się, czy nikt nas nie widzi!

- Co znowu ja?!

- Złamaliście zakaz! I co się stało z ToyAgumonem?! - denerwowała się Babamon.

- Ja mogę wszystko wyjaśnić, starszej pani! - przyznał DemiDevimon.

- Wszyscy wyjaśnicie! I możecie być pewni, że macie szlaban od dziś do końca świata! - złościła się.

Dla Aidena pożegnanie z digimonami było nieco trudniejsze niż zwykle. Chłopak obiecał sobie, że był to ostatni raz, kiedy dał się zaangażować w sprawy cyfrowego świata. Digimony zagrażały nie tylko sobie samym, ale i ludziom. W drodze do domu zatrzymał się na mostku, aby jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję. Oparł się o poręcz i spojrzał w dal. Rzeka wypływająca spod mostu rozdzielała łąkę na dwie części. Wysoka trawa zarastała pole przydając mu dzikości. W końcu chłopak wyjął z kieszeni swój digipilot. Bez wahania rzucił urządzenie w dal. Przedmiot zniknął, gdzieś w wysokiej trawie.

- Tak będzie lepiej - powiedział sam do siebie. - Nie powinniśmy wracać do digiświata.

Wrócił do domu w przekonaniu, że nikt nigdy nie znajdzie pilota w gąszczu. Chwilę później na polanie pojawił się mały Bobby Neben. Chłopiec często przychodził na polanę, bo zawsze znalazł tam jakąś puszkę, albo gazetę. Jednak tym razem było mu dane znaleźć coś o wiele cenniejszego.

- Taki sam jak Jasona... - wyszeptał, podnosząc z ziemi digipilot Aidena. - Teraz zdobędę latającego digimona.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.