Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Prywatny fryzjer

Prywatny fryzjer część II

Autor:kisoyu
Serie:Shingeki no Kyojin
Gatunki:Dramat, Romans
Dodany:2014-08-18 08:00:15
Aktualizowany:2014-08-15 14:46:15


Poprzedni rozdział

Zabraniam kopiowania i używania treści bez swojej zgody.


Wstąpiłam do szkoły żołnierskiej zaraz po tych wydarzeniach. Nie wiedziałam, czy chciałam walczyć z tytanami czy przed nimi uciekać. Chyba po prostu wraz z chwilą osamotnienia stwierdziłam, że to najlepsze wyjście. Szybko zostałam uznanym kadetem ze względu na łatwość nauki, talent do obserwacji otoczenia i wrodzoną zwinność. Miałam swoich wrogów, którzy uważali, że powinno mnie tu nie być. Mieliby bowiem okazję na łatwiejsze załapanie się do Żandarmerii.

Pewnego dnia na ćwiczeniach w terenie pracowałam sama, by zgarnąć jak najwięcej atrap tytanów. Przebijając się pomiędzy drzewami, z łatwością pozbywałam się dużej ich części. Moje ścięte do pół szyi włosy powiewały z wiatrem. Przeczesywałam je palcami dosyć starannie. Stanęłam na jednej z grubszych gałęzi i spojrzałam w stronę dowódcy, bacznie doglądającego nasze ruchy. Wytężałam wzrok, by dostrzec jeszcze jedną, niską postać stojącą obok. Nagle usłyszałam trzask łamanych kości za swoimi plecami. Razem z nim poczułam sześćdziesięciokilogramowy ciężar, który popchnął mnie w dół, wytrącając z rąk miecze oraz psując sprzęt. Spadłam kilkanaście metrów w dół na leśne runo.

Obudziłam się w oddziale szpitalnym z ostrym bólem prawej nogi. Złamanie otwarte nastawiano mi z niewystarczającą ilością środków przeciwbólowych. Dochodził do tego lekki wstrząs mózgu oraz silny obrzęk lewego oka. Diagnoza była prosta - nie wrócę już na pole bitwy z takimi obrażeniami. Moja skuteczność spadnie i mogę jedynie stać się mięsem armatnim, czego zdecydowanie powinnam uniknąć. Jednak wtedy miałam wrażenie, że jeszcze to nie koniec. Przecież mogę się podjąć ćwiczeń i na pewno wrócę do zdrowia. Moja wielka blizna na nodze stanie się już tylko wspomnieniem, a oko wróci do normalności. Naprawdę w to wierzyłam jak w nic innego na tym świecie.

Nikt jednak nie wierzył w to tak jak ja. Zostałam powiadomiona o rozkazie odesłania jak tylko mój stan trochę się polepszy. Zastanawiałam się co zrobię z życiem, w którym nie mogę walczyć. Będę mogła tylko biernie istnieć w społeczeństwie przerażonym własnym cieniem. Wydawało mi się w tamtej chwili, że pozostała mi tylko śmierć.

Następnego dnia leżałam, patrząc w sufit dwupiętrowego budynku szpitalnego. Z oka powoli schodziła opuchlizna i coraz lepiej na nie widziałam. Liczyłam wpadające przez okno muchy, a w pewnej chwili próbowałam to samo robić z pyłkami. Nagle pielęgniarka weszła do pokoju, w którym leżałam sama i oznajmiła, że mam gościa. Niespecjalnie się kogokolwiek spodziewałam, bo byłam odosobnionym przypadkiem w całym tym żołnierskim chaosie. Po jej wyjściu w drzwiach dojrzałam niską postać mężczyzny w uniformie któregoś z oddziałów. Wszedł pewny siebie, lustrując mnie swoimi małymi źrenicami.

Przepraszam, ale czy...

- Ech... - przerwał mi, nie pozwalając dokończyć. - Gówniana sprawa. Bo widzisz, złapano dwójkę osób, które upozorowały twój wypadek.

Słucham?

- Mary Lengrad oraz Tony Dropp. Ten, który cię popchnął nie przeżył. Strasznie niefortunnie upadł. Nazywał się Jean Lubomski.

- Nie interesują mnie ich imiona. Ich osądzenie nie zwróci mi moich możliwości.

- Mhm - burknął, przeciągając odpowiedź. Niespodziewanie zabrał przykrywającą mnie kołdrę i rzucił ją na łóżko obok. Przez pewien czas przyglądał się mojej ranie na nodze, a później pokaleczonej twarzy. - Przeżyłaś pomimo takich urazów i nawet nieźle się trzymasz. Słyszałem, że chciałaś wrócić. Wiesz, nie wiem do jakiego oddziału chciałaś zmierzać, ale wszędzie wykorzystano by cię jako przynętę, podwieczorek dla tytana. Ja przynajmniej zrobiłbym właśnie tak. Zdajesz sobie z tego sprawę?

- A kim jesteś, że mógłbyś to zrobić?

Spojrzał na mnie ze zdumieniem jakbym powinna była już na wejściu znać jego imię i całą historię. Przez chwilę panowała cisza. Tylko chwilę, bo zaraz potem weszła pielęgniarka. Przestraszona, wyglądając zza ściany, przemówiła cichym i lekko piskliwym głosikiem.

- Kapralu Levi. Proszono, aby kończył pan wizytę. Przed szpitalem robi się powoli małe zbiegowisko.

- Idź już. Zaraz przyjdę.

Pielęgniarka pognała najszybciej jak mogła według jego rozkazu. Levi chwycił kołdrę, którą wcześniej zerwał i bardzo dokładnie mnie nią przykrył. Odgiął każdy róg tak, że wyglądała prawie jak nadmuchany prostokąt. Z jednej z kieszeni wyjął kartkę z wypisanymi literami i położył ją na stół.

- Gdy stąd wyjdziesz, zgłoś się tam. Powiadomiłem już szefa o takiej możliwości. Dostaniesz dobrze płatną pracę ze schronieniem i wyżywieniem. Śmierć pozbawiona sensu jest głupia. Jeśli sama nie możesz spełnić swoich marzeń, pomóż spełnić je mnie. Jestem najlepszy. Zrobię to za ciebie.

Wtedy odwrócił się i skierował ku drzwiom. Zobaczyłam tak zwane "skrzydła wolności" na jego rozbudowanych plecach. Ciemne włosy w zabawny sposób opadały i podnosiły się wraz z jego krokiem. Sięgnęłam po kartkę i zobaczyłam adres jednej ze stajni, w której hodowano konie dla Oddziału Zwiadowców. Spojrzałam jak stawia krok tuż za futryną drzwi. Całym swoim ciałem zmusiłam się do podniesienia i usiadłam na łóżku.

- Kapralu Levi! - zawołałam. Kiedy się odwrócił, zasalutowałam, mocno uderzając w lewą stronę piersi. - Bardzo proszę je spełnić.

Później rozsławionego kaprala spotykałam, pracując w tamtej stadninie. Czasami przyjeżdżał z innymi odbierać od nas konie lub oddawać "zużyte" do „przeglądu”. Z tym swoim niskim wzrostem i agresywnym charakterem często sprawiał wrażenie zamkniętego w sobie świra. W dodatku z nikogo nie bawiącym poczuciem humoru. Lecz gdy wszyscy się odwracali plecami, by pomówić o szczegółach transakcji, jego wzrok przestawał być lodowaty i zniechęcać. Ostrość oraz chłód, który w sobie miał, zaczynała silnie emanować, przyciągając mnie do siebie coraz mocniej.

Gdy pewnego razu przyjechał, był świeżo po ekspedycji poza murami. Spotkałam go w łazience, gdzie się golił. Włosy przerosły mu tak bardzo, że jego przedziałek nie chciał się już trzymać. Podejrzewałam, że jako pedant nie mógł już wytrzymać niechlujstwa. Po zdawkowym powitaniu zaproponowałam:

- Mam ostre nożyczki i brzytewkę. Mogę się zająć twoimi włosami, jeśli chcesz. Sam nie zrobisz tego równo.

- Przynieś je. Będę tutaj czekał.

W ten sposób zaczęłam go ścinać. Byłam nadzwyczaj dokładna. Docinałam każdy włos co do milimetra, a później goliłam tylni spód, by fryzura była lżejsza i nie przeszkadzała mu podczas misji. Uwielbiałam jego włosy, ponieważ były mocne, grube i pachniały zupełnie innym powietrzem. W ten sposób regularnie przyjeżdżał do mnie, by zamknąć się w stajennej łazience i ścinać mu włosy. Nikt z pracowników o tym nie wiedział, bo przemykał się zawsze tyłem i od razu wychodził. Na terenie stadniny wymieniałam z nim sporadyczną ilość słów, za którą później i tak byłam podziwiana przez resztę pracowników, którzy bali się chociażby na niego spojrzeć.

- Rozumiem - powiedziałam ze schyloną głową i upiłam większy łyk piwa. - Wiesz, zawsze się zastanawiałam co ludzie wtedy będą robić? Gdy zabiją wszystkich tytanów.

- Znajdą innych wrogów - odpowiedział, patrząc w olchowy blat.

A ty?

Wrócę tam, skąd jestem.

Czarne kosmyki włosów spadały na jego czoło. Znów były przerośnięte i co dłuższe zasłaniały jego spokojne, kobaltowe oczy. Czułam się przy nim bezpiecznie, cholernie bezpiecznie. I nawet gdyby teraz dach budynku został rozwalony i zobaczyłabym pięciu tytanów, a on siedziałby przy mnie, choćby po cywilnemu, nie bałabym się. To poczucie było silniejsze niż to, które miałam w domu rodzinnym. Męskie dłonie, trzymające szklankę nosiły na sobie ślady zadrapań. Pomimo swoich niewielkich rozmiarów, wydawały się być naprawdę trwałe i silne. Przez chwilę zaczęłam zastanawiać się jak to jest być dotykaną przez właśnie takie dłonie...

- Ej, ty - powiedział nagle do barmana, który podszedł do niego. - Masz tu jakieś wolne pokoje i parę ostrych nożyczek?

Na twarzy barmana malowało się zaskoczenie, jednak bez wahania przytaknął Levi'emu. Wołając swoją żonę kazał zaprowadzić klientów do wolnego pokoju i dać parę świeżo naostrzonych nożyczek. Levi, nic nie mówiąc, skinął tylko głową w moją stronę. Poszłam za nim bez pytania o cokolwiek. Kobieta, która prowadziła nas drewnianymi schodami na górę, ubrana była w bardzo ładną długą suknię. Miała na sobie również biały czepek z falbanką. Wprowadzając nas do pokoju, prosiła zaczekać na zamówione nożyczki. Levi przeszedł pomieszczenie wzdłuż i wszerz, przejeżdżając palcem po blatach i sprawdzając zaścielenie łóżka. Najwidoczniej spełniały one w miarę jego wymagania, bo zaraz potem zamknął się w łazience.

Kobieta przyniosła nożyczki kilkanaście minut później. Przez cały ten czas siedziałam na łóżku. Kiedy wyszła, Levi otworzył drzwi łazienki, wychodząc po świeżym prysznicu przewiązany w pasie białym ręcznikiem. Instynktownie śledziłam jego ciało wzrokiem, zaciskając nożyczki w dłoniach. On usiadł na krześle przy biurku, zwróconym w stronę okna równoległego do drzwi wejściowych. Nie odezwał się do mnie ani słowem, jednak ja wiedziałam, że powinnam wstać i zacząć ścinanie. Przyniósł mi nawet ręcznie ciosany grzebień. Chwytając pojedyncze, mokre pasma, zaczęłam uważnie podcinać ich długość.

- Od teraz będę miał dużo więcej pracy - oznajmił cichym głosem, patrząc w szybę. Wieczorne miasto było spokojniejsze, więc jego słowa dłużej odbijały się od ścian pokoju.

Zastanawiałam się, co mam mu odpowiedzieć? Nie mogłam tak chłodnej osoby zalać wrzątkiem swoich emocji. Nie mogłam powiedzieć, że gdy go nie ma staję się drażliwa, mniej dokładna i zrzędliwa; że często jestem osamotniona i czuję zbliżające się zewsząd niebezpieczeństwo; że chciałabym, aby bywał częściej i zaczynałam już myśleć, co by tu zrobić, żeby jego włosy rosły szybciej?

Kosmyki czarnych włosów opadały na jego półnagie ciało. Strzepywał je zdecydowanym ruchem ręki. Jeden z nich wpadł do dołka utworzonego przez obojczyk. Zanim Levi je zrzucił, jego ciało przeszedł delikatny dreszcz.

- Będę czekać aż przyjedziesz.

Kiedy skończyłam go ścinać, odłożyłam nożyczki na stół. Chciałam spojrzeć na niego kątem lewego oka, ale po wypadku widzenie po bokach w nim zostało uszkodzone, więc obraz był zamazany. Poszłam po szczotkę i zaczęłam sprzątać. Levi stanął przed szybą i przejrzał się, obracając głowę.

- Powinnaś zostać fryzjerką. Tylko ty umiesz ścinać moje włosy.

- To dlatego, że umiem ścinać tylko twoje włosy - mówiłam ze szczotką w ręce.

Levi podszedł do mnie, wziął ją i sam zaczął zamiatać.

- Powinnaś iść się umyć. Została jeszcze ciepła woda.

Nie miałam szczególnej ochoty na prysznic, ale posłuchałam go. Stwierdziłam, że ominie mnie jego niezadowolone spojrzenie z powodu niedokładnego zamiatania.

Wychodząc w ręczniku, zobaczyłam jak siedział na łóżku i zapisywał coś w małym notesie. Skrupulatnie przewracał strony i szorował czubkiem pióra po kartce. Usiadłam obok niego, ale nie zwrócił na mnie uwagi. Wczołgałam się na łóżko, po czym oparłam głową o jego nagie plecy. Na chwilę przestał pisać. Czułam jak wydycha ciężkie powietrze oraz oddycha trochę szybciej niż normalnie. Usłyszałam cichy zgrzyt zębów, lecz nie wycofałam się. Wyciągnęłam ręce, by go nimi objąć, ale on zareagował szybciej i złapał je, upuszczając notes oraz pióro. Wydałam głuchy dźwięk z zaskoczenia. Levi, trzymając moje ręce w nadgarstkach, sam zacisnął je wokół swojego pasa. Nie wiedziałam, jaką ma minę, co czuje. Nawet w takiej sytuacji zachowywał swój dystans.

Kiedy poluzował uścisk, wyciągnęłam rękę w stronę jego twarzy i łapiąc za brodę, delikatnie odwróciłam ją w swoją stronę. Jej wyraz był taki sam jak zwykle. Nie zmienił się ani trochę. Tak bardzo chciałam zobaczyć jakąkolwiek odmianę. Pocałowałam go. Jego ręce ruszyły się i powoli położył mnie na łóżku. Nagle odchylił się i spojrzał na mnie, ogarniając oczyma całe ciało. Powiódł ręką po prawej nodze, zatrzymując się na guzowatej bliźnie i dotykając jej przez dłuższą chwilę. Zmuszając mnie do mocniejszego zgięcia tej nogi w kolanie schylił się i ją pocałował. Nie był to namiętny pocałunek, ale raczej taki, który składa się w czci.

- Będąc kimkolwiek - mówił cicho, przybliżając twarz do mojej - nie jestem w stanie tego zmienić. Wielki kapral Levi... - warknął.

Uderzyła mnie nostalgia jego głosu. Chwyciłam w dłonie jego smutną twarz i powiedziałam:

- Już dawno oddałam ci to marzenie. Nauczyłam się z tym żyć i nawet, gdy boli, wyobrażam sobie ciebie i to przynosi ulgę. Nie myśl o tym. Nie teraz.

Levi utkwił wzrok we mnie przez dłuższą chwilę, po czym niczym odczarowany, zbliżył się do mnie. Każda chwila, którą wtedy przeżyłam, nie równała się niczemu innemu. Chciałam cieszyć się nimi najbardziej jak mogłam, ale miałam świadomość ich ulotności. Zapisywałam w pamięci każdą część jego nagiego ciała, by móc sobie o nich przypomnieć, kiedy będzie mi ciężko. Jego jasna skóra znów stała się zbyt przesuszona. Zapewne była to wina jaśminowego mydła zostawionego w łazience. Pachniała nim dosyć mocno, po czasie mieszając się z ostrą wonią potu, parującą z rozgrzanego ciała. Jego uboga mimika twarzy i bezdźwięczne odgłosy, sprawiały, że cisza pokoju atakowała nas z każdego rogu.

Zaraz po odbyciu się całego aktu, niczym aktor teatralny, Levi ukłonił się publiczności w postaci pocałunku w policzek i pomknął za łazienkową kurtynę. Po chwili wrócił i powiedział, żebym poszła z nim. Kazał mi usiąść na oparciu wanny i zaczął szorować plecy, a potem myć włosy, choć przecież to samo robiłam kilkadziesiąt minut temu. Po skończeniu rytuału wymieniliśmy się rolami. Spędziliśmy tam trochę czasu, rozmawiając od czasu do czasu, a potem położyliśmy się spać do jednego łóżka. Levi pozwolił mi na to pod warunkiem, że nie przykleję się do niego i pozostawię trochę wolnej przestrzeni. Nie mogłam w to uwierzyć, ale nigdzie nie spało mi się tak dobrze jak na tym słabym materacu sprężynowym tuż obok niego.

Obudziłam się rano w pustym łóżku. Nie wiem, czemu, ale wiedziałam, że to się stanie. Spojrzałam na grzebień i kartkę na stoliku wyrwaną z jego notesu z napisem: "Przyjadę, gdy tylko będzie taka możliwość. Do tego czasu dbaj o siebie." Momentalnie zdałam sobie sprawę, że chciałabym, żeby to Levi mnie potrzebował, podczas gdy to tylko ja potrzebowałam jego. To ja potrzebowałam go słuchać, obserwować czy pożądać. On znakomicie radził sobie sam. Dlatego tak desperacko szukałam rzeczy, których nie może wykonać sam takiej jak obcięcie się czy seks. Wciskałam swoją osobę we wszystkie te sprawy, by wypełnić tych parę pustych luk.

Po tym jak przebrałam się, zeszłam na dół. Wszystkie koszta zostały uregulowane przez Levi'ego. Ukłoniłam się nisko recepcjonistce, która mierzyła mnie wzrokiem i wyszłam z budynku. Na zewnątrz wzięłam kilka głębokich oddechów, by pozwolić dotrzeć tlenowi do mózgu. Potrząsnęłam głową, strzepując wspomnienia nocy i ruszyłam prosto przed siebie. Mojej pracy nikt za mnie nie wykona.

koniec

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.