Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Gnida

Gnida

Autor:Sakuja
Serie:Durarara!!
Gatunki:Akcja, Fikcja, Parodia
Uwagi:Yaoi/Shounen-Ai, Przemoc
Dodany:2014-08-27 08:00:50
Aktualizowany:2014-08-15 14:57:50



Jest to opowiadanie moje, nie pisałam wcześniej czegoś takiego.


IZAYA

Przechadzałem się uliczkami Ikebukuro, Shizuś chyba jest zajęty, bo jeszcze mnie nie znalazł. Zakołysałem się wesoło wychodząc z zaułka, usłyszałem huk i uniosłem wzrok.

To była chwila, w której ten dzień przestał być normalny… Przeszył mnie przerażający ból i padłem na chodnik przytrzaśnięty ogromną żeliwną latarnią.

Starałem się spod niej wyczołgać, ale przytrzasnęła mnie i uwięziła. Znieruchomiałem czując ból i rozejrzałem się za moim telefonem. Zadzwonię do Dotusia, Shinry… o wiem… Najlepiej do Celty. Tak, ktoś musi mieć przy sobie telefon. Nie mogę tu przecież zdechnąć.

zdezorientowany usłyszałem wycie mojej komórki, rozejrzałem się, leżał kilka metrów ode mnie na asfalcie. To niemożliwe! Ddlaczego?!

Starałem się wyczołgać odrobinkę, jeszcze trochę, sięgnąłem po telefon, wyciągnąłem dłoń najdalej jak mogę napinając swoje ciało. Nic.

SHIZUO

To nie to, że jakoś specjalnie lubię tą przeklętą pchłę. Po prostu czuję jej zapach w całym mieście. To odrażające.

Smród tego kolesia doprowadza mnie do szału.

Zobaczyłem go, leżał… ale… to niemożliwe… Nie… to ja mam go zabić! On nie ma prawa zginąć inaczej!

Złapałem z całej siły za żeliwną latarnię, podniosłem ją i odrzuciłem. To ja mam ciebie zabić przeklęta wszo! Szarpnąłem go za ramiona.

-IZAYA - warknąłem potrząsając nim mocno. - IZAYA!

-Sshhizuuś? - wybełkotał półprzytomnie a ja mimowolnie zacisnąłem palce z całej siły na jego chudych ramionach. Usłyszałem jego jęk, oprzytomniałem i puściłem go. To nie będzie fair, zabić ledwie przytomną wesz.

Zagryzłem wargi, odwróciłem się i szybkim krokiem opuściłem zaułek. Co ja zrobiłem? Uratowałem tą wesz… tą gnidę!

Wyrwałem znak stopu i z całej siły uderzyłem nim w pierwszą osobę, która głupio się do mnie uśmiechnęła, niestety, Simon nie jest słaby. Mimo mojego ciosu ustał na nogach i dodatkowo wyrwał mi znak.

-Shizuo, może wpadniesz na sushi? Sushi jest dobre na złe nastroje.

Zagadnął jak zwykle tym samym, wypracowanym sloganem. Warknąłem coś w odpowiedzi i wyrywając się skierowałem swoje kroki do domu.

Od tamtego dnia wszystko się zmieniło. Oszołomiony widziałem to wiele razy… Umierają gnidę. Widziałem jak upada i się nie podnosi, leży nieruchomo… Widziałem jak trzęsie się podnosząc powoli, cały we krwi. I za każdym razem łapałem go za dłoń. Tłumaczyłem się sobie, że ja mam go zabić i tylko ja. Ale i tak go chroniłem…

Tak naprawdę, czułem przeraźliwe zimno, gdy tylko wyobrażałem sobie, jak wyglądałoby moje życie bez tej wszy.

Widziałem tę scenę setki razy, Izaya leżał martwy, a ja stałem obok… Ale to nie ja go zabiłem. Zrobił to ktoś inny lub coś innego.

Zacisnąłem dłoń w pięść i uderzyłem nią w mur. Smród, który rozsiewa ta gnida jest tak wyraźny. Ruszyłem szybkim krokiem za nim. Tym razem zabiję tę gnidę!

IZAYA

To zbyt proste.

Tak długo bawiłem się z Shizusiem. Doprowadzałem go do szału osiągając pewien stopień ekstazy. On mnie ścigał i wrzeszczał, że mnie nienawidzi. Atakował mnie. Robił niemal wszystko tak, jak sobie życzyłem.

Uderzał w moje ciało z całą swoją siłą, atakował mnie ciężką bronią, patrzył z nienawiścią. Ale ostatnio to się zmieniło. Gdy zobaczyłem jego pełen strachu wzrok… poczułem nowy rodzaj zachwytu, nową ekstazę… Strach Shizusia stał się dla mnie… narkotykiem.

Jęknąłem i zagryzłem wargę próbując się podnieść.

To zbyt proste.

Szczeniak zaszedł mnie z bandą, otoczyli mnie i postrzelili, coś wbiło się w moje ciało. Upadłem na ziemię.

I leżę… No dobra, prawie siedzę między jakimiś ruinami. Rany postrzałowe są przerażające, bolą… czuję, jakby mnie pochłaniały - wypalały od środka. Mam mroczki przed oczami, słabo mi. Nie mogę się ruszyć, chyba mam coś połamane.

Chcę stąd uciec, ale jeśli zostanę on będzie ostatnim, który mnie zobaczy. Dzięki temu przeżyję moją ekstazę po raz ostatni.

Nie myliłem się… Już tu jest, widzę jak patrzy na mnie z przerażeniem w oczach. Shizuś, jesteś jedynym człowiekiem, który nie poddał się mojej zabawie i nie spełnił moich oczekiwań. Chciałem widzieć jak stajesz się potworem, jak w szale wściekłości niszczysz wszystko, na czym Ci zależy. Jak niweczysz swoje człowieczeństwo raniąc Kasukę, swojego braciszka. Raniąc jedyną osobę, która ciebie kocha.

Teraz… chcę chociaż zobaczyć, jak stajesz się potworem zabijając mnie i nieświadomie sprawiając mi satysfakcję. Ślad twojej dłoni na mojej ręce pali mnie tak mocno. Zagryzam wargę mimowolnie patrząc jak idziesz w moją stronę szybkim krokiem. Moje serce uderza jak szalone gdy słyszę echo jego kroków.

-KRETYNIE! - szarpnął mną z całej siły i cisnął w jeden z murów. - MYŚLISZ, ŻE WOLNO CI TAK PO PROSTU UMRZEĆ?!

Zrobiło mi się słabiej niż wcześniej… on powinien mnie nienawidzić, gardzić mną, grozić śmiercią… co to za przesłodzony tekścik? Zaczął romanse oglądać, czy jak?

-NALEŻYSZ DO MNIE, JASNE?! NIE MASZ PRAWA UMIERAĆ, PÓKI JA CIĘ NIE ZABIJĘ!

Zmusił mnie do wstania, czułem, że moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Wręcz wisząc, trzymany przez niego… nie wiedziałem co robić. On… dlaczego nagle znów był człowiekiem?! Był potworem, chciałem, żeby pokazał mi swoją nieokiełznaną twarz bestii, pełną nienawiści… dlaczego on wygląda jakby się o mnie martwił?!

Spróbowałem się wyrwać.

-SShizuś - wykrztusiłem, żeby go wkurzyć. Dalej, bądź wściekły i zabij mnie! - Sshizuś… cco ty tu robisz?

Zacząłem kaszleć krwią. Otworzyłem szeroko oczy czując się tak, jakby w moim wnętrzu płonął ogień piekła. Czy to tak wygląda umieranie? Kręci mi się w głowie.

-Zdychasz?

Uniosłeś brew jakbyś zobaczył coś zabawnego i wkurzającego na raz. Patrzysz na mnie z taką litością i żalem. To cudowne, to sprawia mi rozkosz. Och… bbooli…

Dlaczego nie chcesz mnie zabić Shizusiu? Ja tak bardzo pragnę twojej nienawiści. Pochylasz się nade mną tak nisko, a ja wbrew sobie zaczynam drżeć z powodu pożądania, gwałtownego pragnienia spełnienia swoich chorych fantazji.

Cco robisz!?

SHIZUO

Podniosłem tę przeklętą wesz i przerzuciłem sobie przez ramię, usłyszałem głuchy jęk bólu. Dlaczego z nim jest tyle problemów?

Czy on nie rozumie, że to ja go zabiję? Że nikt inny nie ma prawa nawet się do niego zbliżyć? Zacisnąłem wolną dłoń w pięść, Izaya Orihara, jeśli teraz umrzesz, to ten twój głupi uśmiech i włosy brudne od krwi będą minimalnymi problemami w porównaniu z tym, co ja ci zrobię.

Położyłem go na łóżku w domu Shinry, Celty wyszła wściekła i oburzona tym, że przerwałem im dzień wolny.

-Więc tak, Izaya jest ranny. Ale ty nie miałeś z tym nic wspólnego i jeszcze wspaniałomyślnie przyniosłeś go tutaj?

Zapytał mnie unosząc brew wysoko. Wzruszyłem ramionami.

-To wkurzające - mruknąłem patrząc na wykrzywioną w słabym uśmiechu twarz tej przeklętej gnidy. Shinra zmusił mnie do pomocy w obmyciu Izayi, a potem w opatrzeniu jego ran. Mam tylko nadzieję, że nigdy ta gnida się nie dowie, w czym pomogłem.

Nie mam zamiaru być wykorzystany w jakiś sposób dlatego, że myłem jego ciało oraz włosy. Mięciutkie, krótkie włosy. Miałem wrażenie, że ten smród, który mnie przyciągał, gdy tylko Izaya zjawiał się w Ikebukuro… teraz zniknął.

Jego ciało pachniało miękko - strachem, bólem i jakimś dziwnym rodzajem… nie wiem jak to nazwać, to tak, jakby jego ciało w trakcie odczuwania przyjemności zaczęło wydzielać specyficzny rodzaj zapachu.

Pokręciłem głową i usiadłem w fotelu.

-Ta gnida przeżyje? - spytałem niemalże obojętnie.

-Shizuo, powiedz mi, co jest między tobą a Izayą? Ostatnio… jakby to ująć… krąży plotka o tym, że łączy was coś gorącego - odezwał się doktorek, zacisnąłem palce na fotelu i podniosłem wzrok.

-Czy kiedykolwiek ktoś testował twoją wytrzymałość na obrywanie przedmiotami ciężkimi?

Zapytałem wściekły łapiąc za krzesło i podnosząc je, z zamiarem ciśnięcia przedmiotem w Shinrę. Na szczęście jakoś się opanowałem.

-Nienawidzę tej gnidy - warknąłem z trudem ciągnąc się do spokoju. Tak właściwie, jakby na to nie spojrzeć, jestem tutaj, bo nie chciałem, żeby gnida umarła z winy kogokolwiek poza mną. Żałosne.

IZAYA

Nie wiem dokładnie jak to się stało. Ile to trwało. Jak to się zaczęło, nawet nie potrafię stwierdzić jak to się skończy…

Wiem, że bezwładnie dryfowałem w mroku, ale jednocześnie, tonąłem w świetle. Jakby tu i teraz było snem.

Z przerażeniem starałem się skulić widząc moją przeszłość cal po calu jak jakiś film. Nie powiem, to cudowne wspomnienia, ale… nienawidzę chwil, w których Shizuś jest… na granicy.

Chcę, żeby podjął decyzję.

Chcę widzieć jak staje się potworem. Chcę widzieć jak wyniszcza wszystko co kocha. Chcę, żeby mnie zniszczył!

To szaleństwo.

Ja jestem szaleństwem, niczym nie różnię się od Shizusia. Jestem potworem!

Ocknąłem się gwałtownie w obcym sobie miejscu. Chociaż, coś mi to przypomina. Moment, ktoś na mnie patrzy. Nieprzyjemna woń siarki, która przywodzi mi na myśl…

-CCelty!

Krzyknąłem zaskoczony spadając z łóżka. To dość… zaskakujące zobaczyć ją tuż po przebudzeniu… Albo raczej tę jej część, która jest widoczna, nadal nie czają jak kobieta bez głowy może widzieć i pisać SMS’y…

To irytujące.

-Cco tty tu robisz? Gdzie są moje ubrania? - podenerwowany szukałem swojej kochanej, czarnej kurtki. Nie powiem czemu, bo nie wiem. Ale uwielbiam ją. Może dlatego, że ona tak irytuje Shizusia?

Spojrzałem na siebie, różowa piżama? Zastanawiam się, kogo za to zabiję.

-Jestem tu, bo ktoś musi z wami porozmawiać - wystukała na telefonie wyjaśnienie. - A Shinra nie może, bo to niepoprawny romantyk.

-Och, zatem chcesz rozmawiać o uczuciach?

Spojrzałem na nią pół świadomie, a potem usłyszałem prychnięcie. Odwróciłem głowę w stronę drzwi od pokoju i zakrztusiłem się powietrzem.

-SShizuś…

-Sadzaj dupsko z powrotem na to łóżko, albo będę zmuszony ciebie na nim przytrzymać - nie powiem, lubię jak on mi rozkazuje, nie zawsze słucham, ale tym razem usiadłem grzecznie… Zakręciło mi się w głowie.

Celty złapała blondyna za ten jego barmański ciuszek i zmusiła go do zajęcia miejsca obok mnie.

-Zacznijmy od początku - wypisała niezwykle szybko na tym swoim ustrojstwie. - Co czujecie względem siebie?

Popatrzyłem na Shizusia, aby wyjaśnić mu, że on ma powiedzieć pierwszy, ale nie pojął przekazu. Odezwałem się więc pokonany.

-Nie wiem. Ale na pewno wciąż go nienawidzę~!

Uśmiechnąłem się wesoło, chociaż doskwierało mi kilka nie całkiem wyleczonych ran. Celty wydawałoby się, że na mnie spojrzała, ale pokręciłem głową, może widzieć, ale konkretnie patrzeć na pewno trudno, kiedy się nie ma głowy.

-Ja…? Ja po prostu jestem jedyną osobą, która kiedykolwiek ma prawo zabić tę gnidę.

Wyjaśnił skrupulatnie, uśmiechnąłem się szerzej.

-Shizuuuś~! - zarzuciłem mu dygoczące z wysiłku ręce na ramiona. - Wiedziałem, że mnie kochasz~!

Poczułem cios i uderzyłem plecami w ścianę… a więc już wszystko ok. To dobrze, martwiłem się, że on już zawsze będzie się tylko patrzył za mną niespokojnym wzrokiem.

Lubię, gdy on mnie nienawidzi… to ekscytujące.

Celty pokręciła głową, wstała z krzesła.

-Jesteście po prostu nieuleczalnym przypadkiem uzależnionych od siebie ludzi - napisała i wyszła.

-Ludzi…?

Spojrzałem na Shizusia… a więc… jednak jesteśmy ludźmi… ale… jak to możliwe?

SHIZUO

Siedziałem chwilę po wyjściu tej kobiety, czasami mam ochotę zrobić jej krzywdę, ale nie tym razem. Teraz po prostu siedziałem i milczałem.

Wstałem niespokojnie i podniosłem gnidę za kaptur.

-Wracaj do łóżka, zanim znowu sobie coś złamiesz - warknąłem sadzając go na pościeli.

-No nie wieeem… Shizuś musiałby obiecać mi, że posiedzi sobie troszkę obok mnie i dopilnuje, żebym przypadkiem nie umarł.

Poczułem dreszcz wściekłości. Nie mam zamiaru pozwolić tej gnidzie umrzeć, zacisnąłem mimowolnie palce na jego szyi.

-Możemy to załatwić inaczej - wyszeptałem przy jego uchu. - Po prostu cię uduszę.

Zaciskałem palce na jego szyi, a on uśmiechał się jak zadowolone dziecko. Puściłem go, nabrał gwałtownie tchu wciąż z tą radosną miną.

-Jestem taki jak ty, Shizuś… - wyszeptał patrząc na mnie tymi przeklętymi, ciemnymi oczami. - Jestem tylko człowiekiem.

Warknąłem coś niewyraźnie siadając na skraju łóżka, wepchnąłem go pod pościel w tej piżamie, która doprowadzała mnie do szału i chyba należała po prostu do Celty.

-Jeśli mam tu siedzieć jak głupi, to się kładź.

-Dooobrze~!

Poczułem jak porusza się na łóżku, byłem zbyt zajęty kontemplowaniem moich myśli. Wepchnął mi głowę na kolana.

-Taką podusię mogę mieć w domu~!

Słysząc to obiecałem sobie, że nie tylko będę tym, który ochroni go przed cierpieniem zadawanym przez innych czy tym, który go zabije.

Obiecałem sobie, że gdy tylko dojdzie do siebie, dam mu brutalną lekcję szanowania mojej przestrzeni osobistej w sytuacjach tak dziwnych jak jego obecny stan oraz miejsce pobytu (w tym wypadku dom Shinry). Gdybym żądał od niego szanowania tej przestrzeni podczas naszych walk… no cóż, zrobiłoby się zbyt nudno.

Pokręciłem głową patrząc jak śpi. Gdyby tak spał całe życie, nie byłby może tak wkurzający. Nie mówiłby, nie biegał, nie wrabiał mnie w przestępstwa, nie nasyłałby na mnie ludzi… tylko by oddychał… Odnoszę wrażenie, że byłoby to dla mnie spełnienie marzeń, ale już nie wiem; czy starych - czy obecnych.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.