Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Yamato

Zakon

Autor:berial6
Gatunki:Akcja, Fantasy, Fikcja, Przygodowe
Uwagi:Utwór niedokończony, Przemoc
Dodany:2014-09-17 08:00:08
Aktualizowany:2014-08-15 15:28:08


Poprzedni rozdział

-1-

Zakon

Obudził mnie odgłos zamykanych drzwi. Deszcz już nie padał.

Leżałem na twardym łóżku; pod głową miałem w miarę miękką poduszkę. Podniosłem lekko głowę i spojrzałem na swoje ciało- przykryty byłem jakimś lekkim materiałem, a rana na ramieniu chyba się zagoiła- po przykrym wspomnieniu pozostał tylko bandaż. Poruszyłem nadgarstkiem i odczułem lekki ból, choć mogłem nim ruszać.

Ktoś musiał się mną zająć i opatrzyć moje obrażenia. Czy to ta osoba, która zamknęła drzwi gdzieś w tym domu?

Właśnie, dom. Urządzony był dość skromnie- pod dwoma oknami oświetlającymi pokoik stała szafka, w kącie większa szafa. Z sufitu zwisał i lekko kołysał się na wietrze kryształ. Był dzień, więc nie było potrzeby go włączać.

Spojrzałem na drzwi- były wykonane z drewna, co niespecjalnie mnie zdziwiło. Bardziej zaskoczyła mnie moja własna rana. Po zdjęciu bandaży okazało się, że z przecięcia na ramieniu nie pozostało prawie nic- tylko niewielka blizna. Czy tak długo spałem? A może gospodarz tego domu zna się na Manipulacji? Było to możliwe- w końcu z sufitu zwisał kryształ. Mało jaki Nieobdarzony trudziłby się z montażem i co gorsza- zasilaniem takiego przedmiotu. Technologie wytwarzające energię potrzebną do używania kryształów wciąż się rozwijały- i same potrzebowały względnie dużych ilości paliwa.

Usłyszałem kroki i po kilku sekundach drzwi do pokoju się otworzyły (pod ich dźwięku uznałem, że są dębowe). We framudze stanęła smukła, wysoka na jakieś sto osiemdziesiąt centymetrów postać kobieca. Miała długie, złote włosy. Oczy nie okazywały troski, radości, smutku czy chociaż najmniejszych oznak zainteresowania. Zupełnie tak jakby sprawdzała czy domowe zwierzęta mają jeszcze jedzenie w miskach. Przyjrzałem się jej dokładnie- miała biały kaftan sięgający do kolan skrywający jej kobiece wdzięki. Na nogach nosiła rajstopy. Nosiła wysokie buty, bez obcasów. Wszystko prócz nich było śnieżnobiałe z czerwonymi akcentami. Oczy za to miała barwy pomarańczy. Innymi słowy- wydała mi się piękna, ale nie to było mi wtedy w głowie.

- Kim jesteś?

Zapytałem cicho i łagodnie. Nie wypadało na nią naskakiwać- w końcu ocaliła mnie i wyleczyła.

- Mów mi Enix.

Dość zagadkowe i oryginalne imię, pomyślałem. Czy w jakimkolwiek z języków istniało takie imię?

- Jakiś rybak znalazł cię cztery dni temu. Nie umiał się tobą zająć, jak w sumie każdy w wiosce, więc zabrałam cię do ciebie.

Mimo że mówiła o ratowaniu czyjegoś życia, w jej głosie wciąż nie byłem w stanie wyczuć jakichkolwiek oznak zainteresowania. Zupełnie tak, jakby leczenie we własnym domu obcych było dla niej normą- ale przeciw temu przemawiał jej wzrok. ***

-Skąd te rany?- zapytała.

Skłamałem mówiąc, że napadli mnie bandyci. Nie mogłem pozwolić, by losowi ludzie poznali cel mojej zemsty. Sądząc po jej minie- nie uwierzyła, ale nie drążyła dalej tematu.

Podeszła bez słowa do drzwi. Zamykając je, doradziła mi bym jeszcze odpoczywał. Dopiero teraz też zauważyłem, że na stoliku obok leżało wcześniej przyniesione jedzenie- chleb, kawałek mięsa (najprawdopodobniej dziczyzny) szklanka wody, pomidor i ser. Od tacy z posiłkiem bił ten sam chłód, który widziałem w jej oczach.


Obudził mnie cichy dźwięk stóp biegnących po parkiecie. Otworzyłem oczy i leniwie podniosłem głowę. Coś zbliżało się ku drzwiom. Nagle- otwarły się z trzaskiem, zupełnie tak jakby miały wypaść z zawiasów. Szerzej otworzyłem oczy- prosto na mnie biegła ubrana w czarny płaszcz postać. Nie... to nie mógł być on. Nawet on miał swój honor.

Ujrzałem nóż w ręce napastnika. Wykopałem do góry okrywający mnie materiał i odepchnąłem się z łóżka. Jedną ręką złapałem rękę z bronią, byłem jednak za słaby. Impet kopnięcia odrzucił mnie do tyłu; z trudem zachowałem równowagę. „Za mało miejsca by go obezwładnić” pomyślałem. Wykorzystałem moment ataku wroga, wykonałem unik i wyskoczyłem przez uchylone okno. Tak jak myślałem- przez cały czas znajdowałem się na piętrze.

Spojrzałem ku górze- niebo przesłoniła sylwetka spadającej na mnie postaci. Kolejny unik, tym razem wolniejszy. Czułem, że powoli opuszczają mnie siły. Co prawda uniknąłem kilku następnych pchnięć i cięć, ale czułem, że powoli opuszczają mnie siły. „Jeśli tego nie użyję, zginę”. W tym momencie nie obchodziło mnie czy ktokolwiek zauważy. Nie mogłem tu zginąć. Jeszcze nie.

Nagle wszystko dookoła stanęło w ogniu. Między mną a napastnikiem uformowała się ściana płomieni. Nie byłem mordercą- liczyłem, że wróg podda się po ujrzeniu tego.

-Więc to nie byli bandyci.

Coś było nie tak... kobiecy głos?

Tajemnicza osoba zdjęła kaptur- to była Enix. Kobieta, która mnie uratowała teraz chciała mnie zabić.

-Ktoś, kto w takim stopniu potrafi kontrolować pierwiastki znajdujące się w powietrzu nie zostałby pokonany przez byle złodziei. Może wyjawisz mi powód, przez który znalazłeś się w moim domu?

Nie odpowiedziałem. Nadal próbowałem zrozumieć sytuację.

-Nie użyłeś ich wtedy, więc pewnie było ich wielu, stanowczo za wielu. Albo to był honorowy pojedynek- tylko na miecze. To tłumaczyłoby, czemu na szczycie latarni nie znaleziono popiołu.

Enix w odpowiedzi usłyszała jedynie „Taa”. Po chwili jednak dodałem:

-To był pojedynek. Tylko na szybkość dłoni i spostrzegawczość oka. - wziąłem głęboki wdech- Ja się wytłumaczyłem. Twoja kolej.

Uśmiech na jej twarzy.

-To był jedyny powód, by sprawdzić, czy jesteś Manipulatorem. Dodatkowo, musiałam sprawdzić jedną rzecz.

Zauważyłem, że był to melancholijny, smutny uśmiech.

-Mało jaki doktor by ci to powiedział, ale wyglądasz na zdrowego. Liczę na to, że jutro po śniadaniu cię tu już nie będzie.

Tak, to na pewno Enix- znałem ją kilka godzin, ale tylko ona byłaby zdolna do tak chłodnych przeprosin. Jeśli można by to tak nazwać.

-Czy zawitałeś w nasze strony tylko po to, by się pojedynkować? Nie mogłeś oszczędzić nam trudu i zrobić to gdzieś indziej?

-Mogę ci powiedzieć jedyne tyle, że to była nagroda za skończony pościg. Ale...

-Ale nie udało ci się go pokonać?- cyniczny uśmiech- Musisz jeszcze się wiele nauczyć. Ledwo unikałeś podstawowych ciosów tak krótkiego noża.

Zakręciła ostrzem na czubku palca, podrzuciła, złapała drugą ręką i włożyła do małej kabury przypinanej do pasa.

-Wątpię byś go teraz znalazł. Nikt go nie widział, a co za tym idzie- nawet nie dowiesz się, w którą stronę ruszył.

Nie odpowiedziałem. Miała w końcu rację- straciłem cel. Jedyne co mogłem zrobić to wrócić do odległego domu. Albo...

-Masz rację. Wstrzymam pościg.

Liczyłem na to, że chociaż zapyta, dokąd teraz się wybiorę. Ale ona bez słowa odwróciła się i odeszła. Usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Po krótkiej chwili zrobiłem to samo.

Światła w całym domostwie były pogaszone- nie paliła się żadna lampa ani świeca. Pierwszy raz miałem okazję zobaczyć resztę izby- na parterze również umocowanych było kilka kryształów.

Wystrój nie należał do wytwornych- kilka komód, kominek, połączona kuchnia z salonem, za którym rozciągał się korytarz z kilkoma drzwiami.

Mimo walki, nie czułem już bólu w ramieniu. Miałem też szczęście, że nie nabawiłem się żadnych następnych ran.

Leniwie wspiąłem się po schodach. Na piętrze drzwi tylko do jednego pokoju były otwarte. Wszedłem, położyłem się na łóżku i momentalnie zasnąłem.


Otworzyłem oczy. Przez okno wpadało kilka jasnych promieni słonecznych, które świeciły niemiłosiernie na moje oczy. Wskazówki zegara naściennego ułożyły się w godzinę dziewiątą. Czas wstawać.

Na parterze nie spotkałem nikogo. Na stole za to napotkałem tacę z kolejnym posiłkiem- dwoma jajkami, chlebem, wodą. Lekko się uśmiechnąłem- mogłem w końcu spodziewać się tak skromnego posiłku.

Po konsumpcji jeszcze chwilę pokręciłem się po domu, lecz nie znalazłem Enix. Szkoda, chciałem jej podziękować za opiekę nade mną.

Nie musiałem się pakować, bo niczego, prócz znalezionej przy framudze drzwi frontowych kaminari-gatany nie posiadałem.

Kwadrans po dziewiątej. Dobry czas na wyruszenie w drogę. Zajrzałem do kieszeni- miałem tylko kilka monet. „Zawsze mogę dorobić jako najemnik”. Ale tylko przez parę dni.

Wyszedłem na zewnątrz. Słońce nadal świeciło jasnymi promieniami, a niebo było bezchmurne; ptaki ćwierkały. Za domem rozpościerał się las, przed nim za to biegła ścieżka- najprawdopodobniej do wioski, w której mnie znaleziono. Już miałem ruszać, gdy usłyszałem kobiecy głos

-Masz dokąd iść?

Odwróciłem się- jakby znikąd, Enix pojawiła się w drzwiach.

-Tak. Jeśli cię to interesuje, zmierzam do Zakonu. Nie umiem nic innego prócz walki mieczem i Manipulacji. To jedyne miejsce, w którym zdobędę potrzebne doświadczenie.

Skupiła na mnie wzrok

-Niedługo mija okres rekrutacji. Najprawdopodobniej się nie dostaniesz. Ale mimo wszystko- powodzenia.

Więc jednak potrafiła być miła- nawet, jeśli na jedno krótkie zdanie.

-Dziękuję ci za opiekę.

-Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy- szybko burknęła.

No tak, nawet jej się nie odwdzięczyłem za pomoc. Niestety, pieniędzy miałem mało i najprawdopodobniej nie starczyło ich na kilka nocy w jakimś przydrożnym zajeździe.

-Jedna z siedzib Zakonu znajduje się ponad pięć dni drogi na północ. Zapewne znasz drogę, prawda?

Kiwnąłem głową. Po chwili ciszy, po prostu ruszyłem. Pewnie tego właśnie ode mnie chciała Enix.

Odszedłem kilka kroków i usłyszałem „Zapomniałeś powiedzieć mi jak się nazywasz”.

-Shion Amano.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.