Opowiadanie
Nejiro 2014 - relacja z konwentu
Autor: | Slova |
---|---|
Redakcja: | Avellana |
Kategorie: | Relacja, Konwent |
Dodany: | 2014-09-04 21:22:59 |
Aktualizowany: | 2014-09-04 21:22:59 |
Renomę po porażce, nawet niewielkiej, trudno jest odbudować. Organizatorzy lubelskiego konwentu Nejiro przekonali się o tym dobitnie, gdy po odwołanej edycji z 2012 roku impreza, mająca zadatki, by stać się jedną z kluczowych na mangowej mapie Polski, została zredukowana do rangi lokalnego wydarzenia. Jak było przed kryzysem i po nim, tego nie będę opisywał, a spragnionych wiedzy odsyłam do relacji z poprzednich dwóch edycji. Teraz Nejiro i osoby za nie odpowiedzialne muszą nadrobić stracony czas i zaufanie, a wszystko wskazuje na to, że z ich zapałem i podejściem do tematu jest to jak najbardziej możliwe. Może nie za rok, ale kto wie, czy w 2015 roku Lublin nie będzie gościł dobrej mangowej inicjatywy, na poziomie znanym z innych, skupionych po drugiej stronie Wisły, konwentów?
W tym roku impreza powróciła do gmachu pamiętanej z trzeciej edycji Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Administracji. W porównaniu do ubiegłego roku jest to zdecydowany krok do przodu, lecz, jak już wspomniałem, w rzeczywistości sytuacja wróciła do punktu wyjścia. Przez ostatnie dwa lata budynek wiele się nie zmienił, więc ponownie (tak, to lenistwo) odsyłam do relacji z Nejiro 3. Jedyne, co mogę dodać, to kwestia lokalizacji, bowiem szkoła położona jest na północno-zachodnim krańcu miasta, nieopodal trasy nr 19. Kilka minut drogi od niej znajduje się „Mac” i hipermarket. Plusem jest także bliskość dworca autobusowego. Mimo tych udogodnień ciepło wspominam budynek z zeszłego roku, z którego było dwa kroki do zabytkowej i malowniczej części Lublina. Ponadto WSPA położone jest daleko od dworca PKP, co jest istotną niedogodnością. W tym roku odważyłem się skorzystać z udostępnionego przez organizatorów „prysznica”, jak szumnie nazwano plastikową budę z wyłącznie zimnym (a wręcz lodowatym) natryskiem. Wprawdzie to tylko obietnice organizatorów, ale może za rok w tej kwestii będzie lepiej. Trzymam za słowo.
Niewątpliwa zaletą budynku jest możliwość ulokowania sal panelowych w aulach wykładowych z prawdziwego zdarzenia, z dobrym nagłośnieniem i siedziskami rozmieszczonymi jak w amfiteatrze. W takich pomieszczeniach znalazły się main i konkursówka. Na parterze, oprócz stoisk (nie było ich zbyt wiele, wystawcy zrazili się małymi zyskami z poprzedniej edycji), znalazł się także sklepik z nagrodami (jak na mój gust za wysoko wycenionymi, ale o nich później), Bubble tea, taiyaki (a raczej pseudotaiyaki, w dodatku drogie) oraz DDR. W zorientowaniu się w rozkładzie pomieszczeń pomagały rozwieszone na ścianach mapki, acz odnalezienie Amu Roomu, mieszczącego się na pierwszym piętrze, wielu osobom sprawiło problem z powodu braku wywieszki na drzwiach. Wyżej znalazły się Korean room, sala z planszówkami i karciankami, a oprócz nich na imprezie funkcjonowały także sale komputerowa i konsolowa. Istniała także możliwość pogrania w Osu. Pomieszczeń do spania nie było wiele, lecz przy liczbie gości mniejszej niż 400 nie stanowiło to poważniejszego problemu.
Na zgłodniałych, jak już wspomniałem, czekały taiyaki, na szczęście jednak nie były one jedynym wyjściem. Dla mniej zorientowanych w specjałach japońskiego cukiernictwa - są to wypiekane, nadziewane słodkościami ciastka w kształcie ryby. W porównaniu do japońskich odpowiedników te na Nejiro były po pierwsze małe, a po drugie droższe, za to robione z typowo polskich składników. Niestety z powodu wakacyjnej pory zamknięty był bufet, który na trzeciej edycji oferował dobre i tanie posiłki. Na szczęście na parterze znajdował się barek z jedzeniem typu fast-food, smacznym, chociaż na dłuższą metę niewystarczającym do zaspokojenia, przynajmniej moich, wymagań żywieniowych. Prawdę powiedziawszy, możliwość zjedzenia obiadu w normalnej cenie znalazłem dopiero na lubelskiej starówce. Co ciekawe, idąc z dworca PKP w jej kierunku, nie napotkałem żadnej restauracji, co mnie trochę zdziwiło, acz możliwe, że zwyczajnie obrałem nie taką drogę, jak powinienem.
Głównym problemem tegorocznego Nejiro, podobnie jak edycji ubiegłorocznej, był brak perspektyw na zagospodarowanie czasu. To by się zmieniło, gdyby konwent trwał dwa, a nie trzy dni, gdyż automatycznie znikłyby dziury w programie. W piątek po przyjeździe czułem się tak, jakby była sobota, a w sobotę miałem wrażenie, że jest już niedziela i wszyscy zaraz wyjadą. Ratunkiem okazały się konkursy, w których wiodłem prym. Wygrałem screenówkę, konkurs wiedzy o Log Horizon, Mecha Zapytajnię, a na rozpoznawaniu openingów i endingów zająłem drugie miejsce. Sęk w tym, że nagrody do wyboru były tak liche, że w pewnym momencie miałem wrażenie, iż z ponad dwustoma punktami pojadę do domu. Na szczęście w sobotę po Cosplayu gadżetów przybyło, choć niestety nieco spóźniłem się, by zdobyć pierwszy tomik Rewolucji według Ludwika. Zawinąłem za to dwie inne mangi, podkładki pod mysz i podstawki pod kubek. Pozostałą część punktów, zgodnie z tradycją, rozrzuciłem, wspomagając tym samym całą rzeszę łasych na nagrody konwentowiczów.
Na bardziej aktywnych czekały zabawy na podwórku: walka na broń zabezpieczoną, bitwa wodna i tym podobne harce. Niestety, o ile piątek i sobota były słoneczne, tak już w niedzielę rozpadało się na dobre. Szkoda, bowiem zauważyłem, że wiele osób wolało spędzać czas na świeżym powietrzu niż w salach panelowych.
Jak wielkim sentymentem nie darzyłbym Nejiro i jak bardzo nie sympatyzowałbym z jego organizatorami, to imprezy nie mogę uznać za dobrą, przynajmniej w świetle obecnych standardów. Dobrze jednak, że coś się na wschodzie Polski w kwestii mangowych konwentów dzieje. W takiej sytuacji lepiej podtrzymać zainteresowanie tematyką, nawet przy pomocy nie najlepszej imprezy, i tym samym przygotowywać podwaliny pod przyszłe sukcesy, niż w przyszłości tworzyć wszystko od podstaw.
w sumie...
Właśnie za rok będziemy mieć 2015...