Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Bez tytułu

Koniec, nie mam weny i ogólnie mi się nie chce!

Autor:O. G. Readmore
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Komedia, Parodia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość, Wulgaryzmy
Dodany:2014-12-16 08:00:02
Aktualizowany:2015-11-22 12:24:02


Poprzedni rozdział

To był jeden z tych rozdziałów, w których doktora Szaleństwo dopadała melancholia. Łapała go, obezwładniała i pod groźbą śmierci nakazywała siadać w kąciku i gdybać. Naukowiec nigdy nie stawiał oporu: bez słowa udawał się na polanę od Dupy strony, aby tam rozmyślać o swojej tragicznej przeszłości. Nie było to przypadkowe miejsce, bo kiedyś właśnie tutaj stworzył marysuistyczną osadę, która została zniszczona z polecenia króla Fanfiklandii.

Szaleństwo odkręcił kurek strumienia świadomości i zaczął dumać nad złożonością zasad ortografii, światową gospodarką i marysujką, której zlecił niebezpieczną misję. Na krótką chwilę mógł poczuć się, jak Słowacki, Mickiewicz, albo Henryk Sienkiewicz, albo inny pisarz z końcówką nazwiska "wicz". Kiedyś nawet myślał o zmianie nazwiska na "Szaleństwicz", ale było to jeszcze na długo przed założeniem osady.

Może by zmienić nazwisko? Pewnie wiele z tym zachodu - myślał. - Z drugiej strony... Gdyby Imperator przejął władzę w Fanfiklandii mógłby znieść całą biurokrację.

Wartko płynący strumyk świadomości ponownie powrócił do motywu przewodniego opowiadania.

- Och, Mary Sue... - powiedział na głos. - Jak sobie radzisz? Czy rozkwitasz emocjonalnie? Często płaczesz, aby uświadamiać sobie, że jesteś silna wewnętrznie?

Nie były to pytania z dupy, jak miejsce, w którym siedział, a ważne, egzystencjalne zagadnienia, które musi stawiać sobie każda merysujka. I ty, czytelniku możesz uznać to za śmieciową wiedzę mającą na celu jedynie sztuczne wydłużenie tekstu, ale jako narrator tejże emocjonującej historii muszę przypomnieć, że Mary Sue niczym bomba zegarowa poprzez doznawanie nowych doświadczeń rośnie w siłę. Ostatnie fochy, integracja z grupą antagonistów antagonisty i inne przygody opisanie w rozdziale trzecim uaktywniły ogromną moc Ashley.

Doktor Szaleństwo miał nieco inną wizję podboju Fanfiklandii w przeciwieństwie do Imperatora dążącego do staromodnej i boleśnie tendencyjnej zemsty na królu. Liczył, że gdy jego władca położy łapska na księdze bez tytułu i zaspokoi mało oryginalną potrzebę vendetty odpali swojemu pomocnikowi kilka stron nowego opowiadania na historię o odrodzeniu wioski marysujek.

- Doktorze!

Szaleństwo stanął na baczność. Na polanę wszedł Imperator.

- Kiedy twoje monstrum dostarczy mi księgę?

- Panie! - zaczął Szaleństwo. - Mary Sue właśnie prowadzi wysłanników króla wraz z księgą w stronę zamku najmiłościwszego.

- Jesteś pewien? Długo coś to trwa - mruknął.

- Zapewniam, że wszystko idzie zgodnie z planem - przyznał, cofając się myślami do ostatniej rozmowy telefonicznej z Ashley:

- Halo. Kto mówi?

- Halo. Kto mówi - odpowiedziała Ashley, która uaktywniła w tamtym momencie moduł automatycznej sekretarki.

- Nie! To ja się pytam, kto mówi.

- Mary... To znaczy Ashley.

- Dobrze, zdaj mi raport.

- Co?

- Raport - powtórzył cierpliwie. - Opowiedz o swojej podróży.

- Jest wspaniale! - wrzasnęła podekscytowana. - Na śniadanie zeszłam dzisiaj z brzózki. - zaczęła. - Wolę schodzić z brzózki niż ze świerku, bo igły nie wbijają mi się w pupę. - mówiła jak potłuczona. - Uczesałam się i umyłam zęby, a potem ubrałam się w ten zielony sweterek, pomarańczowe trampki i figi - kontynuowała swój bełkot.

- Ale co z księgą? - przerwał jej doktorek.

Na kilka sekund w słuchawce telefonu zapadła cisza.

- W ogóle nie interesuje cię moje życie! - wrzasnęła przez łzy. - Nie odzywaj się do mnie nigdy więcej! Nienawidzę cię! - po tych słowach rzuciła słuchawkę.

Imperator nie ukrywał swojego niepokoju. Wszystko wskazywało na to, że Ashley zbuntowała się i przeszła na stronę wroga. Doktor Szaleństwo musiał wyjaśnił mu, iż "wątpliwości" oraz "potrzeba zrozumienia" są w naturze Mary Sue i choćby nie wiadomo jak bardzo cierpiała, eksponowała swój ból oraz smutek to i tak w ostateczności postąpi słusznie, czyli zdobędzie księgę bez tytułu.

- Czy to na tych polach znajdowała się niegdyś twoja osada? - zmienił temat.

Naukowiec przytaknął.

- Wyjątkowo heroiczny koniec - dodał w zamyśleniu.

- Jaki koniec? - zdziwił się Szaleństwo.

- Twój koniec.

- Co?

Imperator szybkim ruchem wyciągnął zza imperatorskiego paska od pończoch (nie wnikaj, drogi czytelniku, dlaczego Imperator nosił pończochy) sztylet, który wbił w brzuch doktora. Ten skrzywił się w grymasie zdziwienia i osunął się na ziemię.

- Wybacz - westchnął Imperator, ścierając z noża ślady krwi. - Taki los pomagiera antagonisty - powiedział, obwiniając tym samym, zaznaczam, iż niesłusznie, za śmierć doktora na narratora oraz imperatyw opkowy.

Po ostatnich przygodach dzielna ekspedycja kontynuowała swoją podróż w celu dostarczenia księgi bez tytułu królowi Fanfiklandii. Bohaterom dopisywał dobry humor. Oczami wyobraźni widzieli już swoje wejście do stolicy, gdzie przywitani fanfarami i konfetti na oczach tłumów oddadzą swoją zdobycz.

- Ale z tymi Yaoistkami to nam się udało, nie? - zaczął John. - Nadal nie mogę uwierzyć, że wolały rzucić się na jakieś opowiadanie, niż na mnie i Resu - dodał, śmiejąc się nerwowo.

- Lepiej podziękuj Sakurze - przerwał mu Puk Puk. - Gdyby nie ona musielibyście przejść rytuał Yaoistek.

- Racja - przyznał, przestając się śmiać. - Dzięki, Sakura i sorki, że musiałaś poświęcać swoją książkę.

- Nie ma sprawy! - odparła. - Gdy zostanę królową Fanfiklandii kupię sobie dziesięć takich! Mnóstwo mang i strojów na cosplaye - rozmarzyła się. - I wiecie, co jeszcze? Napiszę opowiadanie o Naruto w realiach cyberpunku. I nawet już mam tytuł! Chcecie wiedzieć, jak będzie brzmieć?

- Dawaj.

- "Naruto w realiach cyberpunku" - odparła, czekając na entuzjastyczny odzew pozostałych.

Cisza. W tym momencie nawet imię Sakura, które było oryginalne niczym produkcja taśmowa proszków na ból głowy, wydało im się bardziej pomysłowe niż tytuł fanfika.

- Ja wrócę do wsi Tej - przełamał ciszę Puk Puk.

- Tej wsi, w której Moderator chciał cię... - dokończyła za niego. - Jak już zostanę królową to będziesz mógł zostać na moim dworze królewskim. Wydam dekret pozwalający na popełnianie literówek.

- A ja... - odezwała się Ashley. - Ja wrócę do domu i zejdę na śniadanie jak na skromną dziewczynę przystało.

- Resu, a ty? - spytał wreszcie John. - Co będziesz robił jak skończy się nasza misja?

Chłopiec podrapał się po głowie. Podróż, w którą udał się wraz z Sakurą zmieniła jego spokojne i mało ważne życie przeciętnego usera Fanfiklandii. Wcześniej łowił spam (przypominam, iż jest to gatunek ryby słodkowodnej) i przez większość opowiadania bardzo za tym tęsknił, ale czym dzisiaj byłoby łowienie spamu w rzece bez jego przyjaciół? Błądzenie po górach Shoutboxowych? Starcia z czepialską Moderacją? Albo nabijanie warnów? Czuł, że gdy wreszcie odzyska spokój, którego tak bardzo mu brakowało, wróci pustka. Jakie było to ironiczno-filozoficzne i niezwykle niesprawiedliwe, że dotychczasowa pełnia była w istocie pustką i na odwrót? Mając tego świadomość Resu odpowiedział:

- Będę łowił spam.

Trzeba było przyznać, że chłopiec był oszczędny w słowach.

Przeszli jeszcze kilka kroków, gdy nagle idący na przodzie Puk Puk zatrzymał się.

- Coś się stało?

Chochlik nic nie powiedział. Drżącą łapką wskazał na wielką tablicę informacyjną:

"Od Dupy Strony na lewo. Nieistniejąca już osada marysuistyczna doktora Szaleństwo na prawo".

- Ale wtopa - skomentował John.

- Widzicie? Mówiłam wam, że doprowadzę was do domu - zawołała podekscytowana Ashley.

- To z pewnością nie jest mój dom.

- Ale mój! - mówiła ignorując zmieszanie pozostałych.

- Chwila... Mieszkasz w zamku Imperatora? - wolał upewnić się Puk Puk.

- Błagam, powiedz, że tylko wynajmujesz u niego pokój - stęknął John w nadziei licząc, że Ashley nie jest potworem, przed którym przestrzegała ich Kasandra.

Oczy przeciętnej nastolatki zaszkliły się pod wpływem łez. Czuła, że wypełniła powierzoną jej misję kosztem zranienia najbliższych przyjaciół. Już miała wybuchnąć płaczem, gdy rozbrzmiał głos Imperatora:

- Wreszcie was spotykam!

Bohaterowie spojrzeli w stronę z której dobiegał imperatorski głos Imperatora. Pierwszy raz mieli okazję spotkać swojego antagonistę. Wyglądał przeciętnie: diaboliczny wzrok, ciemne włosy, jasna cera, zbroja oraz wspomniane wcześniej pończochy.

- Dla... Dlaczego on nosi rajstopy? - spytał zdziwiony Resu.

- Pewnie w samej zbroi jest mu zimno - odszepnął chochlik.

- Macie coś co należy do mnie! - przemówił antagonista.

- Chodzi ci o Ashley? - Sakura udała głupią. - Możesz ją sobie zabrać! - dodała, popychając zapłakaną dziewczynkę w jego stronę.

- Nie! - wrzasnął. - Chodzi mi o księgę! Oddajcie mi ją!

- Nie.

Imperator zrobił się czerwony ze złości.

- Jak to nie? Jeśli nie oddacie mi jej dobrowolnie to...

- To co?

- To odbiorę wam ją szantażem, albo siłą!

Bardzo szybko doskoczył do Ashley. Złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie ogłaszając tryumfatorsko:

- Mam zakładnika.

Resu zląkł się. Reszta nie bardzo.

- Przecież ona i tak jest twoja. Możesz ją sobie zabrać - oznajmiła Sakura.

- Właśnie! - warknęła Ashley. - A lepiej idź i zasadź las, a potem się w nim zgub - rzuciła gniewnie wkraczając tym samym na nowy poziom marysuistyczności.

- I tak nie ujdziecie żywcem! - zawołał szaleńczo, a przy tym niezwykle apodyktycznie Imperator. - Przyzywam moich sługusów z otchłani piekieł!

Z pod ziemi zaczęły wyłaniać się potwory. Wyglądem przypominały kobiety. Ich policzki były kościste, włosy sianowate, ubrania poszarpane i brudne od ziemi, w której gniły już od wielu lat.

- Zombie! - zapiszczała przerażona Sakura.

- Gorzej - spanikował Puk Puk. - To żywe trupy Ałtoreczek, które zostały zniszczone przez Niezatapialną Koloniadę.

- Moje opcio o paringach... Moje opko o Biberku... - szeptały jedna przez drugą, aby wreszcie na znak swojego pana rzucić się na bohaterów.

Puk Puk, John i Resu rozpoczęli nierówną walkę z Ałtoreczkami. Początkowo nawet udawało im się wygrywać z bezmózgimi zombie. Niestety po chwili żywe trupy przeszły do kontrataku cytując fragmenty swoich wiekopomnych dzieł:

- Brązowowłosa zaczęła płakać.

- Tony Stark załapał mnie w pasie i pożałował mnie w usta z całych sił.

- Kocham Cię.- Wyszeptał.

- Bynajmniej byłam cala i zdrowa.

Nieważne jak wiele Ałtoreczek bohaterowie posyłali na glebę to na miejscu pokonanej pojawiały się kolejne dwie. Przeciwniczki w końcu przedarły się do Sakury i siłą zmusiły ją do oddana księgi. Po chwili książka znalazła się w rękach Imperatora. Antagonista z pewnym siebie uśmiechem zawołał:

- Nareszcie! Teraz Fanfiklandia będzie w mojej władzy!

Trzymając Ashley i księgę bez tytułu ruszył przed siebie.

Bohaterowie przegrywali. Tłum wściekłych i pełnych weny twórczej zombie otoczył ich. Jedyne co mogli robić to mieć nadzieję, że Imperatyw Opkowy zlituje się i ześle im z niebios jakąś pomoc. Niestety, uczący się asertywności narrator nie miał zamiaru im pomagać, czego z perspektywy czasu trochę żałuje.

- Nie możemy pozwolić, aby otworzył księgę! - wrzasnęła Sakura odpędzająca się od trupów.

- Racja! - przytaknął jej Puk.

- Mam pomysł! - krzyknął John. - Użyjemy drabiny, którą wygrałem w walce z Nadwagą!

Nie miał czasu tłumaczyć towarzyszom planu. Pochwycił za drabinę i pchnął ją ponad głowy żądnych mięsa zombie. Drabina była niczym kładka, po której można było w miarę bezpiecznie przejść na drugą stronę.

- Ja, Puk i Sakura będziemy trzymać drabinę, a ty Resu przedostaniesz się na drugą stronę.

- Dlaczego on? - wzburzyła się Sakura.

- A co? Może ty sama chcesz walczyć z Imperatorem? Nie wiem jaki ciężar wytrzyma drabina, a Resu jest z nas najlżejszy...

Sakura nic nie odpowiedziała. Nie było czasu na dalsze ustalenia. John posadził Resu na pierwszym szczeblu drabiny. Chłopiec spojrzał na przyjaciół i ruszył przez kolejne szczeble, pod którymi kłębiły się internetowe pisareczki. Nie miał czasu na zastanawianie się. Jako mało ważny, ale wyjątkowo dzielny user czuł odpowiedzialność za uratowanie Ashley i księgi bez tytułu przed tyranem. Gdy dotarł na sam koniec mostka zeskoczył i biegiem popędził, aż do następnego akapitu, gdzie skrywał się Imperator.

Antagonista protagonistów ukrył się w wyschniętym korycie rzeki, która niegdyś spowijała marysuistyczną osadę. Usadził swoją zakładniczkę na ziemi, a sam zajął się oglądaniem okładki księgi, która wyglądała jakby została wykonana w programie Paint przez pięciolatka. Okładka nie miała dla niego znaczenia, a potęga, jaka miała uwolnić się po jej otwarciu.

Tymczasem Ashley otarła łzy z policzków i bacznie zaczęła przyglądać się swojemu porywaczowi. W końcu zdobyła się na odwagę, aby wszystko mu wygarnąć:

- Nie ujdzie ci to na sucho! Moi przyjaciele mnie uratują!

- Skończ pieprzyć!

- Pssss... - prychnęła. - Pieprzyli kucharze zupę w restauracji - rzuciła ripostę.

Imperator nic już nie odpowiedział, ale nie dlatego, że jej riposta tak go zaskoczyła, ale dlatego, że zrozumiał, iż dalsza dyskusja z marysujką prowadzi donikąd. Wolał w spokoju zająć się księgą. Jego ignorancja nie zwiodła Mary Sue. Jej bystre oczy przebiły się przez twardy pancerz obojętności i na wylot prześwietlały jego duszę. Wiedziała, że jest to ten moment, w którym pomieszały się czasy, a ona sama zostaje uprowadzona przez złego tyrana i stopniowo odkrywa jego dobre serce, a następnie zakochuje się w nim. Dlatego postanowiła ze spokojem oczekiwać następnych wydarzeń.

Nagle do koryta rzeki zsunął się Resu. Imperator na moment odłożył księgę i ze spokojem podszedł do przeciwnika. Nie wyglądał na zaskoczonego. Spoglądał na Resu, jakby wcześniej został uprzedzony przez Imperatyw Opkowy, że do takowej sytuacji dojdzie.

- Nie doceniałem cię - stwierdził. - Udało ci się przeżyć spotkanie z Ałtoreczkami. Jestem dla ciebie pełen podziwu.

- A ja dla ciebie nie! - odparł rozgniewany. - Postępujesz niefajnie!

- Umówmy się - westchnął wróg. - Jeśli grzecznie odejdziesz to pozwolę ci dalej żyć. Bo musisz wiedzieć, że gdy księga bez tytułu zostanie potwarta (tu wkradł się chochlik literkowy, którego autor nie miał serca usuwać) cała Fanfiklandia legnie w gruzach.

- Myślałem, że chcesz zapanować nad krainą.

- Chcę - przytaknął z szyderczym uśmiechem. - Księga bez tytułu jest jak odkurzacz: zassie wszystko, co osiągnęła Fanfiklandia do tej pory, a na jej gruzach powstanie zupełnie nowa kraina fanficków.

Resu zacisnął zęby ze złości. Nie mógł ścierpieć myśli, że księga bez tytułu znalazła się w rękach kogoś, kto mówi: "fanfick", a w dodatku jest on negatywnym bohaterem.

- To jaka jest twoja decyzja, Resu?

- Odejdę, ale tylko z księgą! - odparł heroicznie.

- Nie pozostawiasz mi wyboru! Mary Sue - zwrócił się do siedzącej pod ścianą dziewczynki. - Zniszcz go!

Dziewczyna wstała, otrzepała swoje modne ubranie typowej nastolatki z kurzu i ruszyła naprzeciw Resu. W jej małym rozumku kłębiło się mnóstwo myśli. Mimo iż szła do walki nadal nie wiedziała, kto jest jej prawdziwym przeciwnikiem. Imperator? Resu? Utożsamiający się z jej postawą czytelnicy?

- Dalej! - warknął Imperator. - Skończ z nim!

Dziewczynka zaczęła kumulować w sobie energię emocji, które zbierała w czasie długiej podróży. Uczucia szargały nią niczym piosenki Nicki Minaj przeciętnym człowiekiem. To była trudna decyzja. Resu był jej przyjacielem, a ona była Mary Sue, "bochaterką" tragiczną. Nie mogła zniszczyć najdroższego przyjaciela. W jednej chwili zdecydowała poświęcić własne życie i osłonić Resu własnym ciałem przed atakiem. Najpierw wystrzeliła pocisk super mocy, a następnie użyła swojej szybkości, aby go wyprzedzić i osłonić Resu! Marysujski atak uderzył ją w plecy. Upadła wprost w ramiona swojego przyjaciela.

- Resu... - wymamrotała. - Zostało mi zaledwie kilka chwil życia... Chcę, abyś wiedział, że jesteś moim najlepszym przyjacielem, a dla przyjaciół warto się poświęcać!

Swoje przekonania wygłaszała jeszcze przez około kwadrans płacząc przy tym. Potem umarła.

Resu był wściekły. Nie myśląc wiele rzucił się na Imperatora. Walczyli ze sobą przez moment, aż wreszcie dzielnemu łowcy spamu udało się wyszarpnąć księgę z łap wroga. Rozwścieczony antagonista zrzucił przeciwnika na ziemię, któremu udało się wylądować przed samą przed księgą. Niespodziewanie dla czytelników sytuacja odwróciła się! Książka znajdowała się w posiadaniu protagonisty. Chłopiec niewiele myśląc otworzył księgę na pierwszej stronie. Jej białe karty niczym rura odkurzacza, albo czarna dziura zaczęły zasysać wszystko wokoło: zombie-ałtoreczki, równinę, ciało marysujki, królestwo Od Dupy Strony, a także opierającego się Imperatora.

- Resu! - wołał Imperator walcząc z ogromną siłą księgi. - Możemy podzielić się władzą! Będziemy... - nie chciało mu przejść to przez gardło. - Będziemy wspólnikami. Co ty na to? Razem stworzymy wspaniałe Imperium Fanficków! - zawołał w momencie, gdy już tylko jego głowa walczyła z mocą bez tytułu.

Resu spojrzał na Imperatora z miną prawdziwego badassa i odparł:

- Nie w moim opowiadaniu.

Nim Imperator zdążył cokolwiek zrobić, mały Resu kopnął okładkę księgi, tym samym zamykając ją. Nastała cisza. Antagonista został zwyciężony. Wkrótce w wyschniętym korycie rzeki pojawili się Sakura, John i Puk Puk. Resu opowiedział im o poświęceniu Ashley i imperatorskich planach, zaś o swoim bohaterstwie zaledwie burknął pod nosem, gdyż nie pozwalała mu na to jego skromność. Po tej batalii czwórka bohaterów mogła wyruszyć do stolicy, aby wreszcie oddać księgę królowi.

Jak każda historia i ta musiała posiadać epilog. Po zwycięstwie w nierównej walce z Imperatorem grupa wróciła do zamku króla. John zdecydował się wyruszyć w świat, aby rozgłaszać opowieści o swym męstwie i odwadze, które uratowały Fanfiklandię, Sakura otrzymała rękę księcia i pierwszym dekretem jaki wydała były środowe maratony czytania fanfików o Naruto. Cięty język Puk Puka otrzymał amnestię i od tej chwili mógł mówić co mu się podobało i w jakich ilościach. A co stało się z Resu? Wrócił do swojego domku w pobliżu rzeczki, usiadł na swoim mostku i zaczął łowić spam (przypominam, iż jest to gatunek ryby słodkowodnej) nowymi wędkami. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie, a przynajmniej do chwili, aż autor nie wpadnie na idiotyczny pomysł napisania kontynuacji tegoż opowiadania.

A jak doszło do tej nieprawdopodobnej opowieści? Autora coś tknęło i napisał na forum publicznym: "Napiszę fanfik bez tytułu, w którym główny antagonista mówi: fanfick". Na co głos zabrała pewna użytkowniczka: "Kurde, to jest tak złe, że aż dobre. Napisz to". I napisał.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Aoi : 2020-07-03 15:53:23

    Od 7 w górę, przez chwilę nawet w granicach 10. Jednak było kilka chochlików gramatycznych więc na koniec Autor otrzyma mocne 8.

    A także "Order e-Śmiechu" :-)

  • O. G. Readmore : 2014-12-20 11:22:51
    RE: Super!

    Rinsey napisał(a):
    Czytało mi się to po prostu fantastycznie i powiem szczerze, że bardzo chętnie przeczytałabym ciąg dalszy :) Ubawiłam się przednio :D

    Dzięki:)

    Póki co nie planuję kontynuacji (chcę skupić się na doprowadzeniu do końca innych pisadeł)

  • Rinsey : 2014-12-18 23:13:55
    Super!

    Czytało mi się to po prostu fantastycznie i powiem szczerze, że bardzo chętnie przeczytałabym ciąg dalszy :) Ubawiłam się przednio :D

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu