Opowiadanie
¡Viva la FIFA! - recenzja komiksu
Tom 1
Autor: | moshi_moshi |
---|---|
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Recenzja, Komiks |
Dodany: | 2014-10-26 22:00:56 |
Aktualizowany: | 2015-05-24 23:39:56 |
Następny rozdział
Tytuł: ¡Viva la FIFA! tom 1
Autor: Agata „LLP” Sutkowska
Projekt okładki: Beata Bamber
Grafiki na okładce: Agata Sutkowska
Format: 15,0 x 21,0
Liczba stron: 166
Rok wydania: lipiec 2014
Wydawca: Kotori
Gatunek: sportowe
ISBN: 978-83-63650-30-8
Cena okładkowa: 17,90zł
¡Viva la FIFA! nie jest nowością na polskim rynku, ponieważ omawiane wydanie to reedycja - komiks pierwotnie ukazał się w 2011 roku nakładem własnym autorki. Niestety nie miałam kontaktu z pierwszym wydaniem, dlatego nie jestem w stanie porównać obydwu wersji, acz z tego co pisze w posłowiu Agata Sutkowska, różnice są dość znaczne. Czyżby kolejna „polska manga”? Chyba jednak nie do końca, gdyż zarówno tematyka, sposób jej przedstawienia, jak i rysunek niewiele mają wspólnego z dziełami japońskimi. No dobrze, akurat komiksów o piłce nożnej nie brakuje, ale większość autorów traktuje ten sport jako pretekst do stworzenia kolejnego shounena z supermocami. Pomijam już fakt, że pokazane w nich drużyny i zawodnicy z Kraju Kwitnącej Wiśni okazują się lepsi niż reprezentacje Niemiec, Argentyny i Holandii razem wzięte. Tymczasem Agata Sutkowska postanowiła podejść do tematu znacznie bardziej realistycznie, po pierwsze umiejscawiając akcję w stolicy Brazylii, po drugie, bohaterami komiksu czyniąc bardzo zwyczajnych chłopaków.
Todos os Santos to nieoficjalna, a właściwie druga drużyna liceum o tej samej nazwie. Ponieważ szkoła jest placówką w której uczy się wielu obcokrajowców, takoż drużyna przypomina międzynarodową mieszankę wybuchową. Oprócz rodowitych Brazylijczyków jej członkami są również Japończyk, Peruwiańczyk i Polak, niejaki Jurek Kos. Nasz rodak pełni funkcję bramkarza, acz nie można powiedzieć, żeby wkładał w to zajęcie całe serce. W przeciwieństwie do kolegów Jurek jest raczej wycofany, cichy i przede wszystkim, unika jakichkolwiek konfliktów, do czasu oczywiście. Otóż do drużyny dołącza nowy zawodnik, pochodzący z byłej Jugosławii, Zoran Mihajlović - wyjątkowo butny, ale i skuteczny napastnik. Konflikt między nim, a bramkarzem wisi w powietrzu, pytanie brzmi, co z niego wyniknie?
Chociaż początek sugeruje przede wszystkim sportowe widowisko, częściej niż na boisku widzimy bohaterów w codziennych sytuacjach. Chłopcy zdecydowanie nie żyją tylko piłką nożną, a ich problemy mają niemały wpływ na fabułę. Nawet najbardziej optymistycznie nastawieni zawodnicy ukrywają przed światem jakieś tajemnice, które odżywają w pustych czterech ścianach ich pokoju. Mogłoby się wydawać, że największe problemy trapią Jurka, ale kolejne rozdziały szybko wyprowadzają czytelnika z błędu, przy okazji stawiając jedynego Polaka w obsadzie w wyjątkowo niekorzystnym świetle. Rozumiem, że zamysłem autorki było zaprezentowanie naszych narodowych wad i przywar na przykładzie bramkarza Todos os Santos, i w jakimś stopniu na pewno Agacie Sutkowskiej się to udało. Problem polega na tym, że przy okazji stworzyła postać, którą czytelnik już po kilku pierwszych stronach ma ochotę kopnąć w cztery litery tak mocno, żeby poleciała na Księżyc. Z tego, co wiem uwielbiamy narzekać, a nie użalać się nad sobą i gdyby Jurek tylko narzekał, pewnie nie byłoby tak źle. Niestety chłopak głównie użala się nad sobą, co czyni go jednostką wkurzającą i skrajnie nieżyciową - przepraszam za wulgaryzm, ale najlepszym określeniem jest „dupa wołowa”. Nie zabrakło jednak przysłowiowego światełka w tunelu, czyli Zorana - krewkiego obywatela byłej Jugosławii, który postanawia zrobić z Jurka prawdziwego bramkarza, przy okazji wyciągając go ze szczelnej skorupy. Idealną okazją okazuje się młodzieżowy międzynarodowy turniej piłkarski, do którego drużynę zgłosił trener, Milan Magellani. Acz jemu przyświecał jeszcze inny cel - otóż chłopcy może i piłkę kopać potrafią, ale o grze zespołowej to nie słyszeli. Dlatego też zawody mają ich zmotywować do ciężkiej wspólnej pracy.
Tak naprawdę to jedynie niewielki wycinek fabuły, ponieważ jak już wspomniałam, w tle pojawiają się osobiste problemy bohaterów, a także wątek kryminalny związany z handlem narkotykami. Co prawda nie jestem przekonana do tego ostatniego, ale w pierwszym tomie został on zaledwie zasugerowany, więc trudno mi ocenić jak w ostatecznym rozrachunku wypadnie ten specyficzny mariaż fabularny. W ogóle muszę przyznać, że dość sceptycznie podchodziłam do lektury, ale komiks okazał się całkiem interesujący, a postaci sympatyczne. Póki co autorka skupiła się na przedstawieniu drużyny oraz ukazaniu relacji w niej panujących, i chociażby ten element okazał się miłym zaskoczeniem. Po pierwsze chłopcy zachowują się jak na prawdziwych nastolatków przystało - ich rozmowy są szalenie normalne i realistyczne, są skorzy do głupich żartów, jak również zdarza im się palić po kryjomu. Nikt tu nikomu nie słodzi, a po nieudanym występie zdarzają się konflikty i pretensje. Natomiast nie do końca „grała mi” jedna rzecz. Otóż akcja została osadzona w Brazylii, kraju gdzie piłka nożna jest nie tylko sportem narodowym, ale i religią. Tymczasem podejście zawodników jest miejscami szalenie lekceważące, tak jakby zapisali się do drużyny dla kaprysu i w porządku, być może niektórzy faktycznie traktują grę w piłkę jak dodatkowe hobby, ale przydałoby się też kilku prawdziwych pasjonatów. Nie jestem wielką specjalistką, ale z tego co wiem, dla wielu brazylijskich chłopców sport, w szczególności futbol, jest jedyną szansą na wyrwanie się z biedy i zaistnienie w świecie. Tutaj tego nie czuć, pod tym względem pierwszy tom ¡Viva la FIFA! przypomina przygody jakiejś polskiej „drużyny” podwórkowej, a nie prawie oficjalnej reprezentacji szkolnej, na dodatek przygotowującej się do ważnych zawodów.
Ocena techniczna komiksu jest dość trudna, zwłaszcza że powstał dobrych kilka lat temu, a i autorka sama przyznaje, że daleko mu do doskonałości. Cóż, sylwetki z pewnością nie zawsze grzeszą anatomiczną poprawnością - widać tu jeszcze pewną toporność, kanciastość kształtów i dysproporcje. Jest sporo scen, w których postaci wydają się sztywne i nienaturalne. Nie będę ukrywać, że rysunkowo ¡Viva la FIFA! pozostawia sporo do życzenia, acz jest kilka rzeczy, które przypadły mi do gustu. Przede wszystkim, różnorodność postaci! Agata Sutkowska nie wycięła bohaterów od jednej sztancy - chłopcy reprezentują wiele nacji, często o różnym pochodzeniu etnicznym, dlatego Jurek znacząco odbiega wyglądem od na przykład kapitana drużyny, ciemnoskórego Leonidasa Ramireza. I naprawdę nie chodzi tylko o kolor skóry, ale drobiazgi w rodzaju oczu czy włosów. Poza tym, artystka nie unika scen dynamicznych, mimo iż sylwetka w ruchu, zwłaszcza sportowca, jest prawdziwym wyzwaniem dla rysownika.
Wersja Kotori prezentuje się estetycznie i śmiem twierdzić, że niejedna manga nie może się pochwalić takim poziomem wydania. Duży format, dobry gramaturowo papier oraz dość sztywna okładka zachęcają do zajrzenia do środka. Ten także nie rozczaruje - strona tytułowa, dokładny spis treści, bardzo dobra jakość druku oraz duża liczba dodatków świadczą o profesjonalnym podejściu zarówno autorki, jak i wydawnictwa. Komiks posiada pełną numerację stron, a także marginesy zewnętrzne i wewnętrzne. Na dodatki składają się dwie noty odautorskie, objaśnienia kulturowe, biogramy części graczy, pierwsze szkice postaci, jak również galeria fanartów i podziękowania. Przy okazji chciałabym pochwalić Agatę Sutkowską za naprawdę zabawne dialogi, onomatopeje i dopiski „własne”. Szczerze mówiąc, spodziewałam się tekstów sztywnych i pretensjonalnych, tudzież zbyt hermetycznych, a dostałam niezwykle udane, częstokroć błyskotliwe wypowiedzi, bardzo na miejscu i bardzo pasujące do bohaterów. Wracając jednak do aspektów technicznych wydania - jedną z cech odróżniających reedycję od oryginału jest okładka. Tu zmieniło się praktycznie wszystko, od układu zielonej ramki, poprzez rysunek, na liternictwie kończąc. Zdecydowanie były to zmiany na lepsze, acz w przypadku ramki zastanowiłabym się nad innym kolorem, ponieważ akurat ten odcień zieleni nieco gryzie się z rysunkiem. Poza tym, zapewne pobawiłabym się trochę krojem liter użytych do wyszczególnienia nazwiska autorki. Jedyną rzeczą, która wybitnie nie przypadła mi do gustu, jest mnogość opisów z tyłu okładki, na dodatek każdy wypisany inną czcionką, co sprawia dość chaotyczne wrażenie. Omawiany tomik kończy stopka redakcyjna.
Nie powiem żebym była wielką fanką i znawczynią polskiego komiksu „amatorskiego” (bez urazy, acz wypadałoby jakoś odróżniać twórców profesjonalnych od nieco mniej profesjonalnych), ale przyznaję, że pierwszy tom ¡Viva la FIFA!, do którego podchodziłam jak pies do jeża, okazał się miłą niespodzianką. Nie ukrywam, że z chęcią sięgnę po kolejny - nie z recenzenckiego obowiązku, a z czystej ciekawości.
Dziękuję za recenzję!
Bardzo dziękuję za zapoznanie się z moim komiksem i zadanie sobie trudu, by napisać jego recenzję. To, że komiks nie trafia w próżnie i nie przechodzi bez echa zawsze mnie cieszy, szczególnie, jeśli zostałam tak miło pochwalona za kilka rzeczy. Dziękuję również za wskazanie niedoskonałości w sposób konstruktywny - ta na temat braku bohatera-prawdziwego pasjonaty dała mi sporo do myślenia i na pewno uwzględnię ją przy poprawkach do tomu drugiego i w dalszej treści komiksu. Mam nadzieję, że dalsze tomu także wywołają pozytywne wrażenie. Jeszcze raz dziękuję! <3
recenzja
Bardzo zachęcająca recenzja. Piłka nożna nie należy do tematów moich zainteresowań, ale po takim przedstawieniu sama sięgnęłabym po komiks z ciekawością.