Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Space Dandy 2 - recenzja eksperymentalna

Autor:Tassadar
Redakcja:Avellana
Kategorie:Recenzja, Anime, Eksperyment
Dodany:2014-11-11 23:30:49
Aktualizowany:2014-11-11 23:33:49

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


O tym, jak w pewnym barze spotkałem kosmicznego dandysa.


„Kosmiczny Kowboj” to całkiem przyjemne miejsce. Nieco sfatygowany już neon zaprasza do starej kamienicy w urokliwym zakątku miasta. Można się tu napić, porozmawiać w kącie ze znajomymi, obejrzeć kabaret, czy potańczyć w rytm starej, ale jarej muzyki. Niby nic nadzwyczajnego, ale obsługa jest zawsze miła i uśmiechnięta, drinki pierwszorzędne, a goście spokojni, i już raczej starsi niż bywalcy większości klubów. Oczywiście wciąż trafia się młodzież - lokal jest na tyle znany, że wciąż przyciąga nowych gości wyjątkową atmosferą i renomą wypracowaną przez lata - wpadają jedynie na chwilę, by wrócić do swoich zwyczajowych miejsc, głośnych, kolorowych, ale też monotonnych.

Tego piątkowego wieczoru siedziałem przy barze czekając na znajomych, którzy mieli się spóźnić na nasze comiesięczne spotkanie. Wiadomo, praca, rodzina, obowiązki, to już nie te czasy, kiedy mogliśmy w „Kowboju” przesiadywać godzinami, nie patrząc na zegar. Powoli piłem piwo i rozglądałem się po lokalu. Było zaskakująco pusto jak na ten dzień tygodnia, jedynie kilku stałych bywalców zajmowało swoje zwyczajowe miejsca w głębi sali. Wtem drzwi otworzyły się i do środka wkroczył ktoś nowy. Był to młody mężczyzna, który zupełnie nie pasował do tego miejsca. Nażelowane włosy już z daleka odbijały światło niczym odpustowa ozdóbka, a złota gwiazda na czarno-białej bluzie wyglądała przekomicznie, budząc skojarzenie z ubiorem, jakiego można się było spodziewać po nastoletnim buntowniku, a nie dorosłym facecie. Gdy podszedł bliżej, dostrzegłem ponury wyraz twarzy, zupełnie niepasujący do tej krzykliwej otoczki. Mężczyzna podszedł do baru i zamówił od razu całą butelkę Ballantinesa. Barman nie protestował, jedną z niepisanych zasad lokalu było nieingerowanie w alkoholowe decyzje gości, choćby trzeba było ich potem wynosić. Zapowiadało się na poważne picie do lustra.

Początkowo chciałem zignorować nieznajomego, nawet gdy nie ruszył się z niedalekiego krzesełka przy barze zamiast usiąść spokojnie w przyciemnionym kącie, by zalec tam po opróżnieniu butelki. Nie miałem jednak nic ciekawszego do roboty, tak więc od czasu do czasu zerkałem w jego stronę, ciekaw, jakie wiatry przywiały tu tak nietypowego gościa, jak na standardy „Kosmicznego Kowboja”. Początkowo wyglądał na nieco zagubionego, skubał wystające z nich rękawów bluzy nitki, nie podnosząc wzroku na resztę sali, jakby przenosiło go to do innego, bardziej przyjaznego wymiaru. Whisky szybko jednak zrobiła swoje i odprężył się, ale jego twarz wciąż była ponura. Postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej i przy okazji zabić nieco czasu w oczekiwaniu na spóźnionych przyjaciół.

- Skąd ta ponura mina? - zapytałem, przysiadając się - „Kowboj” nie jest może najwspanialszym miejscem na świecie, ale chyba nie aż tak dołującym, żeby siedzieć z tak skwaszoną miną?

Odpowiedziała mi cisza. Zacząłem żałować swojej decyzji, ale gość po kilku chwilach wreszcie się odezwał.

- Świat jest beznadziejny, praca nie ma sensu, lata lecą, a ja sam tylko z kotem i przed ekranem komputera, heh... - uśmiechnął się przy tym smutno i opróżnił kolejny, już chyba czwarty kieliszek.

- Nie może być przecież tak źle. Spójrz na tego gościa. - wskazałem spojrzeniem komika wychodzącego właśnie na scenę. - Od lat tu przychodzi i usiłuje rozbawić ludzi, ale jeszcze nigdy nie widziałem, żeby mu się to udało. Stara się, jak może, wszyscy się przyzwyczaili i w sumie nawet mu kibicują. Słyszałem, że kiedyś był nawet dobry, ale gusta publiczności się zmieniają. Ale nikt nie ma do niego pretensji. Jasne, młodzi czasem się dziwią, dlaczego wciąż pozwala mu się próbować, ale z czasem zrozumieją…

- Rozumiem, rozumiem aż za dobrze. - zgodził się bez wahania. - Mnie też kiedyś się udawało sięgać gwiazd. Było naprawdę dobrze. Ale wiesz, to jak z Dedalem i tym, jak mu tam, Ikarem. Młody podleciał za blisko słońca i runął na ziemię.

Zaintrygowały mnie te słowa, więc postanowiłem poznać nieco więcej szczegółów.

- Wybacz wścibskość, ale może podzieliłbyś się swoją historią, zamiast topić ją w butelce? Nie gwarantuję, że pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi.

- Cóż, może masz rację. - krytycznym wzrokiem spojrzał na trunek, ale nie odstawił go na bok. - Wszystko zaczęło się na studniówce, wiesz, nigdy nie byłem specjalnie popularny. Ale robili wtedy konkurs na króla i królową balu, postanowiliśmy w nim z koleżanką wystartować. Jedną z konkurencji był śpiew, i okazało się, że jestem w tym naprawdę dobry. - Rozmarzonym wzrokiem przebiegł po suficie. - Porwałem całą salę, wyobraź sobie, poczułem się kimś naprawdę wyjątkowym! To było coś! Widzisz, wychowywał mnie dziadek, stary rybak, który już nie do końca łapał kontakt z rzeczywistością, ojca i matki nawet nie znałem. I tu nagle taki prosty chłopak odnosi sukces.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem.

- Czyli, jak dobrze zgaduję, nie wszystko poszło zgodnie z planami? Z dużej chmury mały deszcz i sukces był tylko chwilowy?

- Gdzie tam! - gość zaprzeczył zdecydowanie, spojrzał na mnie wręcz z wyrzutem, że śmiałem poddać w wątpliwość jego dawne osiągnięcia. - Było coraz lepiej. W miasteczku ogłosili casting do telewizyjnego programu dla muzycznych talentów. Poczułem się pewnie, poszedłem. Poznałem tam kilku utalentowanych ludzi, ale przede wszystkim młodego, ambitnego gitarzystę. Bez problemu przeszliśmy do finału w swoich kategoriach, zakumplowaliśmy się i stworzyliśmy zespół.

Zaczynałem powoli przewidywać problem nieznajomego. Musiał spaść z naprawdę wysokiego konia po początkowych sukcesach.

- Szło nam świetnie - kontynuował. - Zaprosiliśmy paru znajomych, napisaliśmy absolutny przebój, taki w jazzowym stylu, może obił ci się o uszy Cowboy Bebop? Heh, prawie jak ten lokal. W każdym razie to był niesamowity sukces. Kombinowaliśmy potem z innymi kawałkami, ale to już nie było to. - Wyraźnie posmutniał na samo wspomnienie i po raz kolejny poszukał pocieszenia w butelce. - Czasami się zastanawiam, czy to nie był kres naszych możliwości. Wiesz, występowaliśmy kilka lat, moda się zmienia, ale żeby upaść tak nisko, jak myśmy skończyli… Każdy kolejny dzień był coraz gorszy, jakby zbliżał się nieuchronny koniec. Aż żyć się odechciewało.

Trudno było znaleźć sensowną odpowiedź, ale zaryzykowałem.

- Nie próbowaliście czegoś innego? Nawet jeśli muzyka była całym waszym życiem, to może był to sygnał, żeby zrobić z niej hobby. Skupić się na rodzinie?

Przytaknął natychmiast.

- Masz rację, ale byliśmy jak żywe trupy wlokące się po ziemi. To był za duży szok, tak nagle stracić uznanie i rozgłos. Nie chcieliśmy tego zaakceptować, ale nie mieliśmy świeżych pomysłów. Kombinowaliśmy z tańcem, ale też nie wyszło, to wszystko było wtórne, nudne. Po prostu nie potrafiliśmy przyznać, że robimy to wszystko tylko dlatego, że na niczym innym się nie znamy. A świat szedł naprzód.

Wahałem się przed zadaniem tego pytania ale spróbowałem mimo wszystko, rozmowa i tak zeszła już na bardzo prywatne tematy.

- I nie było nikogo, kto by ci wtedy pomógł spojrzeć na to z innej strony? No wiesz, odpowiedniej kobiety na przykład?

Po raz kolejny tego wieczora moje pytanie wywołało długą, niezręczną ciszę.

- W sumie może i była taka, pokłóciła się ze swoim chłopakiem, przyszła do mnie. Ale ona potrzebowała mojej pomocy tak samo jak ja jej. Nie byłem w stanie dać jej tego, czego potrzebowała. Próbowaliśmy, ale nasze drogi się rozeszły. Potem musiałem przez życie iść sam, zahartowało mnie to, ale czasami mam po prostu dosyć, tak jak właśnie dzisiaj.

- Dasz radę! - stwierdziłem z przekonaniem - Młody jesteś, nie możesz być starszy ode mnie. Też podjąłem w życiu kilka złych decyzji, ale już ich nie cofnę. Nie warto próbować dalej? Przecież nikt nie skazuje cię na dożywocie ciężkich robót za niewybaczalne zbrodnie. To błędy, może niekoniecznie młodości, ale po prostu chwilowe potknięcie, niewielki kryzys.

Jednym zamaszystym ruchem strącił butelkę i kieliszek na podłogę. Whisky nie była nawet w połowie opróżniona i rozlała się po posadzce, ale stojący przy drugim końcu kontuaru barman nawet nie drgnął.

- Dziękuję, już mi lepiej - wychrypiał wzruszonym głosem. - To zabrzmi banalnie i jest banalne, ale musiałem komuś powiedzieć, co mi leży na wątrobie już od dłuższego czasu. Trudno się dostosować do nowej sytuacji, czasami się czuję jak zgrzybiały starzec, bo „kiedyś było lepiej” ale… - uśmiechnął się drugi raz tego wieczoru, tym razem szczerze. - …następnym razem będzie lepiej. Nawet jeśli zaliczę spektakularną porażkę, to świat jeszcze o mnie usłyszy, w ten czy inny sposób. A i tak w ogóle, Dandy jestem. - wyciągnął dłoń, którą natychmiast energicznie uścisnąłem. Bo niebo zsyła nam przyjaźń po to, żebyśmy mogli się wypowiedzieć i pozbyć tajemnic, które nas gnębią.*

______________________________

*Antoni Czechow, Strach

Postaci: -

Fabuła: -

Grafika: -

Muzyka: -

Ogółem: 5


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.