Opowiadanie
C'est la vie
Nowi sąsiedzi
Autor: | SerielDrake |
---|---|
Serie: | Sherlock (BBC) |
Gatunki: | Komedia, Kryminał, Przygodowe |
Uwagi: | Wulgaryzmy |
Dodany: | 2015-04-25 08:00:49 |
Aktualizowany: | 2015-04-23 20:16:49 |
Następny rozdział
Zakupy, sens życia wielu przedstawicielek płci pięknej, a płci brzydszej wróg srogi i zaciekły. Dobrze, że Sophie nigdy nie uważała się za piękność, bo chwilowo miałaby poważny problem dwoistości mentalnej. Dodatkowych problemów mentalnych stanowczo nie potrzebowała. Wystarczyło jej, że musi przejść na około ciężarówki przewożącej meble jakiegoś kretyna, która zatarasowała pół ulicy, w tym podjazd pod jej drzwiami.
Kto w ogóle wymyślił tych całych Anglików? Nie licząc durnego akcentu i kija od szczoty wsadzonego w tyłek nie różnili się niczym od reszty świata, w przeciwieństwie do tego, co sami o sobie twierdzili. Na serio, nie potrafili nawet obalić wyzyskiwaczy, którzy rządzili nimi od wieków, a teraz swą nieudolność tłumaczyli jako przywiązanie do tradycji. Oni wręcz na siłę musieli być inni od wszystkich, nawet jeśli idzie o durny ruch drogowy…. Nie, o tym wolała nie myśleć. Zatrzasnęła bagażnik dużo mocniej niż było to konieczne i próbowała chwycić torbę, którą wcześniej balansowała na kolanie. Już prawie jej się udało, kiedy w ciężarówce coś gruchnęło, co oczywiście spowodowało mimowolny skurcz mięśni, działanie grawitacji i rozsypanie się pomarańczy po całym chodniku. Kobieta zaklęła, wcale nie pod nosem. Gdy w końcu udało jej się pozbierać owoce i objuczyć się torbami z TESCO, niczym wielbłąda beduińskiego handlarza kabaczków, ruszyła do drzwi. W całym swym geniuszu zapomniała wyjąć klucze, które spoczywały w wewnętrznej kieszeni płaszcza zapewne śmiejąc się w niebogłosy, tak jak tylko potrafią to przedmioty martwe doprowadziwszy swych właścicieli do szewskiej pasji.
- Przepraszam! - zawołała do ludzi wnoszących meble do sąsiedniej kondygnacji. Żaden nie zechciał nawet spojrzeć w jej stronę.
Dziewczyna miała wrażenie, że wolą jak najszybciej znaleźć się możliwie jak najdalej stąd. Znając życie nie chcieli spóźnić się na herbatę albo mecz. Przygryzła usta próbując powstrzymać komentarz na temat Brytyjczyków. Jej nowi sąsiedzi musieli mieć gromadkę dzieci z taką masą gratów. Tylko tego jej brakowało. Skoków, pisków i darcia pyska w środku nocy. Może chociaż były nieco starsze… z drugiej strony sama nie wiedziała co było gorsze: walenie piłką w ścianę, czy bek z powodu mokrej pieluchy. Sophie sama miała młodszego brata. Pierwsze lata jego życia były równocześnie najgorszymi latami w jej życiu.
- Przepraszam bardzo! - krzyknęła ponownie, widząc stojącego w progu mężczyznę, który absolutnie nie rwał się do noszenia czegokolwiek. Obrócił się w jej stronę, przyjrzał przez moment i bez słowa wrócił do budynku.
- Dupek - warknęła i uderzyła czołem w dzwonek. Pani Turner przeważnie grała o tej porze w kanastę poza domem, było to więc daremne, ale przynajmniej pomagało wyładować frustrację.
Pomału przycisnęła pakunki do drzwi własnym ciałem i ostrożnie sięgnęła do kieszeni modląc się do wszystkiego, o czym tylko zdołała pomyśleć, włączywszy w to Elvisa i Michaela Jacksona. Jak zwykle nikt nie raczył jej wysłuchać, a jeśli już, to zrobił jej na złość. Oczywiście ponownie coś musiało gruchnąć i doprowadzić ją do nieumyślnego podskoku. Wszystkie torby znalazły się na podłodze, a dziwne krzyki na temat delikatnej czaszki zagłuszyła litania profanacji.
* * *
- Dzięki Bogu, już piątek.
Sophie mogła jedynie zgodzić się z Davidem. Mijający tydzień stanowczo nie należał do udanych. Nie licząc masy roboty, z którą żadna istota ludzka nie mogła się wyrobić jeśli nie umiała zaginać czasoprzestrzeni, a Sophie niestety nie posiadała takiej umiejętności, pozostawała jeszcze sprawa wkurwionego szefa i siniaka na środku czoła odpowiadającego kształtem dzwonkowi do jej domu.
Blondyn uśmiechnął się do niej i dał kuksańca w bok.
- Rozchmurz się. Jo ma przygotować pieczeń z indyka. Pamiętasz, że jesteś zaproszona do nas na kolację?
Roześmiała się kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Po pierwsze patrz się gdzie jedziesz, a po drugie przecież znasz moją sklerozę. Oczywiście, że zapomniałam, mimo siedmiu smsów i twojej wizyty w czasie lunchu. Dobrze, że nie pracujesz ze mną w jednym wydziale, bo wytapetowałbyś to na ścianie.
- Gdybym pracował razem z tobą w jednym wydziale, dzisiaj nic bym nie zrobił.
Kobieta mechanicznie zasłoniła siniec na czole.
- To nie moja wina, że ci durnie tak zaparkowali. I przestań się śmiać!
- A właśnie, że to twoja wina - powiedział próbując utrzymać usta w równej linii. - Nie rozumiem, czemu uparłaś się wczoraj, że pojedziesz tym swoim gruchotem. Mieszkasz ode mnie dwa domy dalej i pracujemy w tym samym miejscu, a dodatkowo mój samochód nie grozi rozkraczeniem się na środku drogi.
Dziewczyna wywróciła oczami. David może i był jej najbliższym przyjacielem, ale czasami jęczał jak stara kobyła.
- Musiałam zrobić zakupy, a ty powinieneś spędzać teraz jak najwięcej czasu z Jo. Dopiero co się pogodziliście. Nie chcę byś znowu wylądował na mojej kanapie.
- Zawsze podziwiałem w tobie wspaniałomyśl… co do diabła?
Sophie elegancko wyrżnęła potylicą w siedzenie, gdy gwałtownie zahamował. Tym razem na podjeździe do jej kamienicy stał bus policyjny, z którego funkcjonariusze wnosili sprzęt do oględzin do domu zamieszkałego przez nowych lokatorów.
- To mi wygląda na nalot antynarkotykowy. Masz ciekawych sąsiadów, nie ma co.
- To także twoi sąsiedzi - przypomniała mu.
- Ale nie przez ścianę. Pani Hudson znalazła sobie interesujących domowników.
- To ta niska staruszka z krótkimi, rudawymi włosami? - zapytała kobieta, próbując skojarzyć twarz z nazwiskiem.
Blondyn westchnął zrezygnowany.
- Mieszkasz tu od pół roku. Mogłabyś zapamiętać chociaż kobitkę zza ściany.
- Zza ściany to ona mieszka z panią Turner - sprostowała. - Ja sąsiaduje z tym nowym półświatkiem. Mam nadzieję, że gliny nie będą hałasować. Chcę się wyspać.
- Spójrz na to z drugiej strony. Staruszki będą miały przynajmniej o czym gadać. Na Baker Street może w końcu zacznie się dziać coś ciekawego?
- Tutaj? - prychnęła. - To najnudniejsze miejsce na świecie. Tu nigdy nic się nie dzieje. I właśnie to mi się podoba. Przy odrobinie szczęścia zamkną ich i znów będziemy mieć święty spokój.
Wysiadła z samochodu i ostentacyjnie zatrzasnęła za sobą drzwi, jakby stawiając kropkę, zamykającą jej wypowiedź i czyniącą z niej jedyną słuszną prawdę. Świat jednak rzadko kiedy słucha się ludzi i przeważnie działa wedle własnego planu. A plan ten przewidywał dla mieszkańców Baker Street wiele tematów do plotek w najbliższym czasie.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.