Opowiadanie
Dźwięki we mgle
Rozdział III
Autor: | Kandara |
---|---|
Serie: | Naruto |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Fikcja, Przygodowe, Romans |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość, Przemoc, Erotyka, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2016-05-04 19:06:12 |
Aktualizowany: | 2016-05-04 19:06:12 |
Poprzedni rozdział
Piąty Mizukage siedział w swoim gabinecie i beznamiętnym wzrokiem spoglądał w stronę, odsłoniętego okna. Ciężkie, szare niebo idealnie pasowało do jego nastroju. Incydent, który wydarzył się zaledwie kilka godzin temu, w tamtej opuszczonej przez boga dzielnicy, wytrącił go z równowagi, sprawił że powoli zaczynał wątpić w skuteczność swojego palu. Jak niby miał prowadzić wojnę, skoro para jego najbardziej zaufanych ludzi rozbijała się po jakiś podłych knajpach, od rana zalewając się w trupa, lub; i demontując wystrój wspomnianych lokali. Czego jak czego, ale podobnego zachowania się po nich nie spodziewał Zdawało mu się, że zna ich dobrze, że wie na co ich stać. Prawdę mówiąc spodziewał się lekkich kłopotów ze strony Ogai'a i dlatego właśnie nakazał by Taro śledził każdy jego ruch, jednak w życiu nie pomyślałby nawet, że ten chłopak może zrobić coś podobnego po tym jak nakazał wzmożoną mobilizację dla wszystkich pozostałych w wiosce sił. Nieważne jaki był powód takiego zachowania, wszelkie osobiste względy nie mogły mieć dla niego absolutnie żadnego znaczenia. Powoli podniósł się z krzesła i podszedł do okna, oparł ręce o parapet i wreszcie rozluźnił pieści. Nie był już nauczycielem, a to nie byli już jego uczniowie, tamte czasy minęły bezpowrotnie i teraz nie powinny mieć dla niego absolutnie żadnego znaczenia. Teraz on był Kage wioski Ukrytej Mgły, a oni jego podwładnymi, takimi samymi jak reszta Jouninów i Chuuninów, nie znaczących dla niego więcej niż zwykłe mięso armatnie. Przynajmniej tak mu się zdawało. Przecież ludzi zawsze można zastąpić, a jeśli ma się do czynienia z wojskiem, to tym bardziej należy liczyć się z możliwością wymiany składu osobowego. Śmierć jednego ze członków oddziału nie może być powodem rozpadu owej formacji.
- Mizukage-sama - usłyszał za swoimi plecami czyjś głos, wiec odwrócił się w stronę swojego biurka, kilka kroków przed wspomnianym meblem stał wysoki, stosunkowo szczupły mężczyzna, z twarzą schowaną pod porcelanową maską.
- Mów - Przywódca niemal natychmiast zapomniał o swoich problemach i przyjął postawę wyczekującą - Jak wygląda sytuacja.
- Nie jest dobrze. Kumo najwyraźniej coś przeczuwa, ich ANBU nieustannie patroluje granicę, a od czasu do czasu jakaś gruba zapuści się na nasze terytoriom. Nie dalej jak wczoraj rozbiliśmy jeden taki oddział. Oczywiście, staraliśmy się nie zabijać wszystkich od razu, jednak pojmanie kogokolwiek z nich okazało się nie możliwe. Komunikacja między nimi, a Ame wydaje się wręcz doskonała. Ich oddziały posługują się szyfrem, którego niestety jeszcze nie udało na się złamać...
Przez oblicze przywódcy przesunęło się coś na podobieństwo cienia, czoło w jednej chwili przecięła zmarszczka, a szare oczy zwęziły się jeszcze bardziej niż zwykle.
- Za co ja wam do tysiąca czortów płacę?! - zapytał uniesionym głosem, ze wzrokiem utkwionym w stojącym przed nim oininie, w taki sposób, jakby miał zamiar przebić na wylot jego maskę. - Mówiłem, że macie zlikwidować ich kanały informacyjne, a wy co?! Przychodzicie do mnie dwa tygodnie po zleceniu misji i meldujecie, że ich komunikacja ma się świetnie, co więcej MY NIE MAMY ŻADNEGO WGLĄDU DO TEGO, CO ONI MIĘDZY SOBĄ PRZESYŁAJĄ!!! Nie tego spodziewałem się po własnym ANBU! - Dokończył mocno akcentując ostatnie zdanie, a mężczyzna w masce nawet nie drgnął. Nadal stał na tym samym miejscu co wcześniej, naprężony jak struna, bez najmniejszych oznak zniecierpliwienia.
- Tak, czy tak nie możemy odpuścić i musimy za wszelką cenę zniszczyć ich sojusz. Nie obchodzi mnie w jaki sposób do tego dojdzie, ale nie dalej jak za tydzień, chciałbym tu widzieć deklarację neutralności Wioski Deszczu. Potraficie to załatwić, czy jest to dla was zbyt trudne?
- Oczywiście, Czcigodny Mizukage, będzie jak każesz.
Yume wsunął w usta ułamane chwilę wcześniej źdźbło trawy, a następnie oparł plecy o pień rosnącej za nim wiśni. Byli tu w trojkę i leniwie wyciągali na trawie swoje ciała po wyjątkowo męczącym treningu. Przynajmniej tak za pomocą demokratycznego głosowania zadecydowali Miyuki i Yume, którzy jako para starszych kolegów, wymogli podobną postawę na lekko nadąsanej, ale jak zawsze uległej Hotaru. Dziewczynka, chociaż mocno niezadowolona z faktu, iż wspomniani osobnicy odrywają ją od ćwiczeń, siedziała teraz grzecznie pomiędzy nimi i głęboko wciągała powietrze. Kilka metrów dalej, pod drzewem, na którym wciąż wisiała nietknięta tarcza strzelnicza leżał porzucony kunai, na który fioletowowłosa nieustannie zerkała kątem oka. Chętnie poćwiczyłaby jeszcze zwłaszcza, że nie była zadowolona z osiągniętych wyników, czy raczej ściślej mówiąc z ich braku. Kolejne nieudane próby doprowadzały ją do szaleństwa, sprawiały iż z jeszcze większą zawziętością zabierała się z ćwiczenie czegoś, do czego absolutnie brakowało jej talentu. Dlatego też, spędzała tu całe dnie, robiąc przerwy jedynie na posiłek... Jednak teraz do obiadu pozostały jeszcze przynajmniej dwie godziny. Hotaru splotła palce, aby zapanować nad ich drżeniem, a nieustannie obserwująca ją z pod oka Miyuki uśmiechnęła się leciutko, nic jednak nie powiedziała, zamiast tego opuściła powieki na oczy. Widząc to, dziewięciolatka zmieniła pozycję, podkurczyła nogi, wyprostowała plecy, ułożyła dłonie na kolanach, nisko opuściła głowę. Przez dłuższą chwilę pozostała bez ruchu we wspomnianej pozie, poczym niespodziewanie podniosła się z ziemi i zaczęła wolniutko zmierzać w stronę swojego dawnego miejsca treningowego.
- Hotaru-chan źle ci z nami?
Przystanęła w pół kroku, sztywno odwróciła się stronę pytającej.
- Nie Sempai ja tylko...
splotła ręce i ułożyła je przed sobą na wysokości klatki piersiowej.
- Ja tylko troszkę się nudzę i bardzo chciałabym się wreszcie tego nauczyć... - mówiła cichym, ale wyraźnym pozbawionym drżenia głosem.
- Spokojnie, przecież mówiłem, że ci pomożemy - Yume otworzył jedno oko. - Uważaj! - dodał gwałtownie i błyskawicznie podniósł się z trawy, jednocześnie sięgając po shuriken, ale było już za późno...
****
Hotaru wierzgnęła nogami w powietrzu. Z jej ust wydobył się tłumiony krzyk, gdy przyczajona za nią postać nagle zaatakowała. W jednej chwili z dosłownie z nikąd pojawiły się jeszcze dwie zamaskowane postacie. Nie tracąc ani sekundy rzuciły się w stronę pozostałych dzieci. Te, chociaż zupełnie zaskoczone nową sytuacją, zdołały jednak sięgnąć bo broń. Wycelowały. Rzuciły. Trafiły. Równocześnie usłyszały głośne piknięcie, zobaczyły wątły obłok szarego dymu, a następnie dwie kłody zamiast rannych przeciwników. A Niech to! Miyuki szybko obróciła się wokół własnej osi, z kunai'em przygotowanym do kolejnego ataku. Yume pośpiesznie zawiązał kilka pieczęci. Kilka małych kul ognia poleciało jednocześnie w trzech kierunkach. Jedna zatrzymała się na drzewie, które rzecz jasna od razu stanęło w płomieniach. Kilka pozostałych zostało z powrotem wysłanych w stronę atakującego. Chłopak pośpiesznie wykonał unik. Ktoś krzyknął pośpiesznie nazwę jakieś znanej techniki, powietrze zawirowało, na walczących posypał się deszcz igieł... Miyuki zaczęła lawirować po między nimi. Yume starał się je odbijać sprawnymi ruchami uzbrojonej w kunai dłoni.
****
- Niemożliwe - Tenshi mocno zacisnął w dłoni niewielką karteczkę, tą samą, którą Yume całkiem niedawno znalazł w kieszeni swoich spodni i przeniósł zdziwione, mocno zaniepokojone spojrzenie na dwójkę stojących przed nim dzieci. Byli sami w niewielkim pokoju służącym mu za sypialnię. Wokół panowała dziwna cisza, a dzieciom zdawało się, że słuszną szum ciężkiego powietrza wypełniającego owe pomieszczenie. Żadne z nich nie miało odwagi, aby odezwać chociaż słowem. Czuli zakłopotanie, jakiś niesamowity cierń uwierał ich gdzieś w środku, sprawiał że oddech obojga stawał się krótszy, a oczy uporczywie szukały jakiegokolwiek punktu oparcia, innego niż twarz mężczyzny. I tak Miyuki udała nagle wielkie zainteresowanie swoimi własnymi wysłużonymi już nieco sandałkami, a Yume wpatrywał się w puste, białe ściany z gorliwością godnej lepszej sprawy. Oboje nerwowo przebierali przy tym spoconymi palcami, podczas gdy cała reszta ich ciał zdawała się być sparaliżowana. Tenshi powoli przysiadł na łóżku i raz jeszcze dokładnie zlustrował spojrzeniem stojącą przed nim dwójkę. Nie gniewał się na nich, ale przepełniało go jakieś inne, piekące, niezbyt przyjemne uczucie, chociaż doskonale przecież zdawał sobie sprawę, z tego, że w tym co zaszło nie było ani grama ich winy. Przecież to tylko dzieci... Dzieci, które i tak poradziły sobie z całą tą sytuacją nadzwyczaj dobrze... Mniejsza o to, że Miyuki złamała jego zakaz, mniejsza, o to, że podczas szlabanu wychodziła z domu, te okoliczności wydawały mu się teraz nie istotne. Przymknął oczy, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Raz jeszcze spojrzał na liścik. Ciekawe, co powiedziałby nadawca owej wiadomości, gdyby mógł go teraz zobaczyć. Jedno jest pewne, nie było by to nic miłego. Westchnął cicho, oparł łokcie na kolanach, po czym wsunął twarz między dłonie. Już chyba nigdy nie nauczy się ukrywać własnych uczuć i na zawsze pozostanie ostatnim mięczakiem, przynajmniej w śród shinobi Ame Gakure.
- Jak się to stało - cichy, spokojny głos Joina przerwał ciszę, co spowodowało jedynie zagęszczenie atmosfery...
- No...normalnie - Miyuki chyba po raz pierwszy w życiu miała kłopoty z wyartykułowaniem chociażby jednego słowa. - Siedzieliśmy sobie w sadzie i nagle pojawili się oni... Myśmy próbowali ich zatrzymać, ale złapali nas w TĄ technikę i tak jakoś... - umilkła i na powrót spuściła głowę. - Przepraszam - Dodała cicho, - bardzo przepraszam.
- Nie ma za co. Dziękuję wam. - szepnął mężczyzna i skinął głową na znak, że mogą odejść, a oni nagle poczuli jakby ktoś zrzucił z ich pleców stu kilowy ciężar. Ruszyli zatem w stronę drzwi, zanim jednak przekroczyli próg, Tenshi cicho zawołał po imieniu jedno z nich:
- Yume?
Chłopak zatrzymał się w półkroku, i sztywno odwrócił w stronę mężczyzny.
- Słucham Tenshi-san?
- Znajdź Hikaru. Powiedz mu, że chce się z nim natychmiast widzieć.
W odpowiedzi młody adept tylko skinął głową. Chwilę potem był już na zewnątrz.
----------------------
I tak oto dotarliśmy do miejsca, w którym kończą się stare, napisane kilka lat temu rozdziały. Od teraz rozpoczynam produkcję bieżącą. Mam nadzieję, że kolejne odsłony będę lepsze pod względem stylicztyczno-składniowym, charakterologicznym i każdym innym. :P
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.