Opowiadanie
Oczy anioła
Autor: | sahugani |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Dramat, Kryminał, Obyczajowy |
Uwagi: | Wulgaryzmy |
Dodany: | 2016-02-14 11:33:36 |
Aktualizowany: | 2016-02-14 11:33:36 |
Proszę nie kopiować i publikować tego tekstu bez mojej zgody.
Oczy anioła
Moje życie jest idealne. Taka myśl przyszła mi do głowy tuż po przebudzeniu. Kameralny pokoik w ekskluzywnym domku wypoczynkowym, duże łóżko, a w nim ja z dwiema pięknymi młodymi kobietami. Ja byłem dla nich potencjalnym zarobkiem, a one dla mnie kawałkami mięsa, którego od czasu do czasu potrzebowałem. Po co pchać w to wszystko jakieś emocje? Wiele się zmieniło od czasów, kiedy byłem jeszcze nastolatkiem.
Niekoniecznie przystojny nieśmiały chłopak z wyidealizowanym, romantycznym obrazem świata. Taki właśnie byłem. Zderzenie tego świata ze światem rzeczywistym było o tyle bolesne, że ograniczyło moje chęci do otwierania się na innych ludzi. Widzicie, kobietom często bardziej imponuje to, że umiesz komuś wybić zęby bądź wypić całe piwo w sześć sekund niż na przykład to, że napisałeś dla niej wiersz bądź masz pasje, którymi może chciałbyś zmieniać świat. „Ryj se zmień” - usłyszałem. Tak, tam było „se”.
Całe szczęście miałem też talent oraz dużą wytrwałość. Ta wytrwałość w połączeniu z ciągłym byciem odrzucanym zbudowała we mnie poczucie potrzeby osiągnięcia sukcesu. Udało się. Dziś, w wieku 37 lat mam swoje biuro projektowe zajmujące się konstrukcjami stalowymi, zatrudniam kilkanaście osób, zarabiam ogromne pieniądze. I mam wstręt do tamtej żałosnej cioty sprzed lat. Tak, mówię o sobie naturalnie.
Moje podejście do kobiet zmieniło się diametralnie. Otóż okazało się, że wcale nie są niewinnymi stworzeniami, niezdobytymi twierdzami pełnymi tajemnic. Nic z tych rzeczy. Okazało się, że naprawdę nie aż tak wielkie kwoty są w stanie spowodować, iż będziesz miał łóżko wypełnione osobnikami płci żeńskiej, które z chęcią przyjmą twą męskość tu i ówdzie. A za dodatkową opłatą w jeszcze inne miejsca. Najzabawniejsze jest to, że w pewnym momencie w ogóle nie musiałem nikomu za nic płacić. I to nie z powodu, że znalazłem damę swojego serca, bo damy wymarły w XIX wieku, a serca najprawdopodobniej nie posiadam. Po prostu te tępe dzidy zaczęły sądzić, że jestem samotny i jak dobrze się zaprezentują to może się w nich zakocham i będę utrzymywał do końca życia. W rezultacie: dawałem im nadzieję, że może coś między nami będzie, a one same mi wchodziły do łóżka. No, właściwie to nie same, bo najczęściej dwójkami. Nie to, że nie mógłbym więcej, po prostu uznawałem, że powyżej dwóch naraz w jednym łóżku to brak dodatkowej satysfakcji, a tylko nabijanie sobie statystyk.
I tak też było tym razem. Był już ranek, po całej akcji, trochę jeszcze bolała mnie głowa, bo rzadko spędzam takie wieczory na trzeźwo. Dziewczyny jeszcze spały. Jedna z nich była stałym bywalcem. Aśka czy tam Anka, nie pamiętam dokładnie. Dość wysoka, ciemne włosy, z 25% tłuszczu w organizmie. Niebrzydka, choć ciężko powiedzieć, bo zawsze mocno umalowana. Chyba nawet mężatka. Aż trochę szkoda mi tego jej męża. Ale cóż - nikt nie kazał mu być biedny.
Druga z nich była nowa i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobała. Niewysoka blondynka, z wyraźną talią i pełnymi kształtami. Aż szkoda, że zapomniałem imienia. Dość młoda, wyglądała na około 20 lat. Co było dość nowe pośród bywających tu pań, nie miała na sobie bardzo widocznego makijażu. Oczywiście jakiś na pewno miała, bo przecież kobiety zawsze mają. Ciężko mi się przyznać nawet przed sobą samym, że jednak to, co mi się w niej spodobało najbardziej to oczy. Duże ciemne oczy, w które można by się gapić bez końca… Wiem, to brzmi jak cytat z jakiejś pedalskiej piosenki z radia, ale autentycznie się tak poczułem.
Ale wtedy leżała tuż obok, plecami do mnie. Lekka narzutka zsunęła się z jej ciała odsłaniając całe plecy i trochę niżej, tam gdzie plecy zmieniają się w coś nieco mniej szlachetnego, ale z pewnością bardziej atrakcyjnego. Położyłem tam swoją rękę. Kto by teraz myślał o oczach? Rzadko bywałem napalony rano, ale tym razem było inaczej, więc postanowiłem iść za głosem… na pewno nie serca.
- To co, runda druga? - mruknąłem jej do ucha, ale nie zareagowała. Uznałem, że gra niedostępną, więc położyłem dłoń na jej kroczu, ale wciąż nie było żadnej reakcji.
- Aż taki kamienny masz sen? - próbowałem zażartować - Nie zgrywaj takiej lodowatej, przecież czuję jak ci bije serce…
Nie biło. Dotknąłem jej ciała pod lewą piersią. Spróbowałem jeszcze raz. Nic. Zagotowałem się w środku, podskoczyło mi ciśnienie. Nie, to niemożliwe, pewnie nie umiem tego wyczuć. Nie jestem jakimś medykiem. Starając się zachować spokój sprawdziłem jej puls na szyi. Wciąż nic.
- Kurwa… - mruknąłem mimowolnie, wciąż starając się nie panikować.
- Coś się stało? - zapytała sennie Aśka czy tam Anka.
- Nic, idź spać. - odwarknąłem.
- Ale mi się nie chce spać. - powiedziała zalotnie.
- Gówno mnie obchodzi co ty chcesz. - odparłem i uciąłem tym konwersację.
Powoli odwróciłem drugą z dziewczyn, żeby móc zobaczyć jej twarz. To było straszne. Jej oczy były otwarte i wciąż piękne, ale nie wyrażały nic. Całkowita pustka. Niestety. Miałem w łóżku zwłoki.
Nieszczególnie sympatyczna to była sytuacja. Anka [czy to była Aśka?] wrzeszczała, ja panikowałem, potem dzwoniłem do prawnika, on mnie uspokajał, potem ja uspokajałem moją towarzyszkę. W końcu prawnik zjawił się na miejscu i uznał, że trzeba zadzwonić po policję i karetkę.
- Dziewczyna była tu z własnej woli, nie zrobiłeś jej krzywdy, nie wiesz co piła lub brała. Możesz spać spokojnie - powiedział mi.
Mimo wszystko nie mogłem. Sprawa ciągnęła się jakiś czas, ale oczywiście zostałem oczyszczony ze wszelkich zarzutów. Ostatecznie okazało się, że dziewczyna połączyła alkohol z jakimiś tabletkami, które zażyła przed wizytą u mnie. Były to chyba środki antydepresyjne. Piękna dziewczyna oddająca się obrzydliwemu bogaczowi. Nic dziwnego, że nie uznawała swojego życia za bajkę.
Co ją skłoniło do takiego zachowania? Jaka była jej historia? Do tej pory nigdy nie zastanawiała mnie przeszłość kobiet, z którymi spałem, ale musicie przyznać, że to była znacząco inna sytuacja. Rodzice dziewczyny nie chcieli ze mną rozmawiać, czemu się akurat wcale nie dziwię, ale co gorsza obwiniali mnie o jej śmierć. Przecież byłem niewinny! Może warto się zastanowić kto doprowadził jej życie do takiego stanu? Chciałem wiedzieć, chciałem wiedzieć wszystko! Jedyne czego się jednak dowiedziałem to jej imię - Beata.
- Czy ciebie kompletnie pojebało?! - krzyczał do mnie mój prawnik, kiedy siedziałem w samochodzie pod cmentarzem. Planowałem wybrać się na pogrzeb dziewczyny.
- Czy to jest złe, że chcę pójść na pogrzeb? - zapytałem spokojnie.
- Nagle cię obchodzi co jest złe, a co dobre?! - irytował się - Ruchasz na lewo i prawo, laska wykitowała w twoim łóżku, a ty, jak już cię ułaskawiono, zamiast spierdalać gdzie pieprz rośnie i przez jakiś zostać przy zaspokajaniu ręcznym, to pchasz się na jej pogrzeb?!
- Rysiek, spokojnie - próbowałem uspokoić mojego prawnika - po prostu rozumiem ból jej rodziny i chcę ich jakoś wesprzeć.
- Ból to ty poczujesz jak ci przypierdolę w ryj! - darł się Rysiek - Ty nie czujesz żadnej litości wobec tej rodziny, czujesz litość wobec siebie! Ty żałosny zakompleksiony gnojku bez poczucia dobrego smaku! Myślisz, że jej rodzina przywita cię z otwartymi ramionami: „hej, jak się ruchało naszą córkę? Była jeszcze ciepła czy już ostygła?” ?!. Natychmiast odpalaj samochód i spierdalaj stamtąd jak ci życie miłe! Zapomnij o niej i już nigdy o tym nie myśl! Za godzinę masz być u mnie w biurze albo cię zajebię! A jak przyjedziesz to i tak cię zajebię!
Trzeba przyznać, że mój prawnik był dość nerwowy i używał mało wyszukanego języka, ale tego typu twarda postawa uratowała mnie niejednokrotnie. To taki naziemny anioł stróż, który zamiast złapać cię za ramię nakrzyczy na ciebie i uderzy w twarz. Nie zamieniłbym go na nikogo innego.
Posłuchałem Ryśka, ale tylko częściowo. Na pogrzebie nie byłem, ale nie zapomniałem o niej. Nie zamierzałem zapomnieć.
Eleganckie, estetyczne biuro, duże biurko, a na nim nogi pretensjonalnego dupka. Tak wyglądało miejsce, w które udałem się niedługo po opisywanej wcześniej sytuacji. Biuro detektywistyczne pana Kasowicza.
- Witam, w jakiej pan sprawie do mnie przyszedł? - zapytał mnie detektyw. Ubrany był w hawajską koszulę i jakieś dżinsy. Co było jeszcze bardziej żałosne - pomimo przebywania w pomieszczeniu miał na sobie ciemne okulary. I czyścił broń, nie patrząc na mnie nawet. Chyba naoglądał się za dużo „Policjantów z Miami”. Ale podobno był naprawdę dobry.
- Chcę by pan dowiedział się więcej o tej dziewczynie - rzuciłem mu na biurko kartkę papieru - Tam jest jej zdjęcie, imię, nazwisko, adres i jakieś podstawowe informacje. Chcę wiedzieć co skłoniło młodą i ładną dziewczynę do oddawania się za pieniądze.
- Może to, że była młoda i ładna? - zadrwił detektyw opuszczając nieco swoje okulary i odsłaniając oczy.
- Bierzesz pan tę sprawę czy nie? - zdenerwowałem się.
- Może biorę. Może nie. - odłożył pistolet na biurko - Widzisz, to jest biuro detektywistyczne KAS, Dawid KASowicz. KASuję każdą sprawę, za odrobinkę KASy… - przerwał i spojrzał na mnie wymownie.
Rzuciłem na jego biurko kopertę wypchaną banknotami. Gdyby nie naprawdę solidny research w internecie i masa pozytywnych opinii odnośnie tego gościa to dałbym mu w mordę i wyszedł. Co za arogancki dupek.
- O mamo. - detektyw był na tyle pod wrażeniem ilości pieniędzy w kopercie, że aż zapomniał o swojej masce cwaniaka - Dla takich chwil warto pracować! Kiedy chcesz mieć informacje?
- Jak najszybciej. - odparłem - Możemy umówić się tak, że będziesz mnie informował kiedy tylko dowiesz się czegoś nowego, nie musi to być od razu kompletny raport. Chcę wiedzieć jak najszybciej, sam też będę drążył. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy.
- No to mam deal! - uśmiechnął się Kasowicz.
Nie musiałem czekać wiele czasu, by pan detektyw się ze mną skontaktował. Minęły dwa dni. Bardzo dosłownie wziął do siebie stwierdzenie „o każdej porze dnia i nocy”, bo zadzwonił o godzinie 2:04.
- Witam pana, jak się spało? - zaczął rozmowę. Co za dupek.
- Nie spało się. Ostatnio dużo myślę nocami. - odparłem - Masz jakieś informacje?
- Oczywiście, przecież nie dzwonię żeby poflirtować. Na razie udało mi się dostać do mieszkania dziewczyny, nieco porozmawiać z jej rodzicami i zabrać jej pamiętnik z domu.
- Konkrety?
- Ojciec alkoholik, pracuje fizycznie w fabryce maszyn…
- Powiedział ci, że jest alkoholikiem? - zapytałem zdziwiony.
- Przepraszam, czy pan sądzi, że ja licencję detektywistyczną kupiłem na bazarze? Obserwacja proszę pana, obserwacja! Nikt nie jest w tym tak dobry jak ja.
- Dobra, kontynuuj.
- Matka bezrobotna, dorabia czasami za granicą na czarno. Sytuacja finansowa średnia, ale dziewczyna wcale nie miała tak źle w życiu. Ok, może nie miała najnowszego iPhone’a, ale telefon za około tysiąc złotych i laptop na stanie był. Nie sądzę też, żeby przytłoczyły ją kłótnie domowe. Z relacji sąsiadów wynika, że większych awantur raczej nie było. Może jej rodzice nie są idealnymi ludźmi, ale córeczka zawsze była oczkiem w ich głowie.
- A co z tym pamiętnikiem? - dociekałem.
- No właśnie to jest podejrzana sprawa. Pamiętnik leżał na wierzchu, każdy mógłby go znaleźć. Wydaje mi się, że pamiętniki są chowane głęboko, szczególnie przez młode dziewczyny…
- Czytałeś go?
- Pobieżnie, jeszcze poświęcę na to odrobinę czasu.
- Nie poświęcisz. Spotkajmy się. - zaproponowałem stanowczo - Chcę ten pamiętnik, teraz.
- W sensie, że już w nocy? Ale on mi pomoże dowiedzieć się więcej…
- Zapłaciłem ci? Więc chcę pamiętnik. Przekażę ci wiedzę, ty pracuj dalej. - ciekawość mnie zżerała.
Ciepła letnia noc, parking przed centrum handlowym. Stałem oparty o swój samochód i nerwowo patrzyłem na zegarek. 3:03. Być może wyglądałem na oazę spokoju, biorąc pod uwagę sytuację, w której się znalazłem. Niestety nie było tak. Nie czułem się tak zagubiony i przytłoczony od czasów ogólniaka. Przetrwałem i przezwyciężyłem niejeden kryzys w firmie, pokonałem w swoim życiu całą masę trudności, ale ostatnie zdarzenia sprawiły, że mój własny mit o mojej własnej wielkości runął. Był tylko nie mogący spokojnie zasnąć facet, mający ciągle w głowie widok tamtych ciemnych oczu. Pięknych ciemnych oczu.
Moją zadumę przerwał Kasowicz, który przyjechał w końcu na spotkanie. Facet wydawał się być największym pozerem jakiego do tej pory poznałem. Jeździł starym Dodge’m Barracudą z lat siedemdziesiątych. Widocznie oprócz „Policjantów z Miami” lubił też „Nash’a Bridges’a”.
- Witam pana. - wysiadł z samochodu i natychmiast wręczył mi pamiętnik. Wyrwałem mu go z ręki. - Chyba naprawdę panu się spieszy, co? - zapytał.
- Spieszy. - potwierdziłem - Poza tym możemy przejść na „ty”, głupio się czuję kiedy mówisz do mnie ciągle „pan”.
- Odpada. - odparł opuszczając swoje ciemne okulary, które miał na sobie pomimo nocy. Zastanawiałem się jakim cudem on coś widział prowadząc samochód - Nie zaprzyjaźniam się z klientami, bo kiedy z kimś się zaprzyjaźniasz to ciężej się wtedy wymaga pieniędzy.
- Może masz rację. - przyznałem nie patrząc na niego - Powiedz mi jeszcze, jakim cudem wszedłeś do jej domu i rozmawiałeś z jej rodzicami? Oni byli w takim stanie, że nie umiem sobie wyobrazić, by komuś chcieli cokolwiek opowiadać.
- Naopowiadałem im, że jestem dziennikarzem. - uśmiechnął się - Powiedziałem im, że chcę pana udupić, a ich zeznania mogą doprowadzić do oczernienia pana i w rezultacie wskazania pana na winnego śmierci córki. O mamo, to było dobre! - zaśmiał się pod nosem - Wtedy zaczęli tyle gadać, że aż ciężko ich było powstrzymać.
- Spotkałeś się z nimi jakoś w dzień, dlaczego dzwoniłeś dopiero o drugiej w nocy? - zapytałem.
- Oglądałem powtórki „Spartakusa”. - odparł rozbrajająco szczerze detektyw.
- Ja pierdolę… - mruknąłem pod nosem i zacząłem wchodzić do samochodu.
- Hej, sam pan mówił, że mogę dzwonić o dowolnej porze dnia i nocy!
Nie zareagowałem, odpaliłem silnik.
- Ale nie gniewa się pan, prawda? - krzyczał jeszcze, kiedy zacząłem ruszać - Będziemy dalej współpracować?!
Nie odpowiedziałem, wolałem tego nie robić. Rozbiłbym biedakowi nos i Rysiek musiałby układać całą sprawę żeby zmniejszyć konsekwencje do minimum. A potem pewnie rozbiłby nos mi. Jedyne co chciałem zrobić to przejrzeć ten pamiętnik.
Zaczęła pisać niewiele wcześniej, w maju. Zaledwie trzy miesiące temu. Według pierwszego wpisu był to już któryś kolejny pamiętnik, poprzednie zawsze niszczyła po jakimś czasie. Taka forma terapii, niszczenie złych wspomnień. Swoją drogą w dobie komputera to bardzo nietypowe pisać pamiętnik ręcznie. Tradycjonalistka.
13 maj 2015
Naiwnie piszę kolejny pamiętnik od nowa, jakbym chciała też wszystko od nowa zacząć. Myślę, że to dobrze, poczułam dzisiaj taką iskierkę nadziei, że coś może być jeszcze dla mnie pozytywnego na tym świecie. Nie wiem czy nadaję się do bycia z kimś. Nie wiem, może tak naprawdę nie mogę być do końca szczęśliwa, ale uznałam, że muszę być silna. Moja kochana A pomogła mi dziś poprawić humor. Uwielbiam ją, nie wiem jak bym sobie bez niej poradziła. Porobiłyśmy trochę fotek w plenerze, a potem poszłyśmy na coś słodkiego. Nawet pamiętniczkowi nie mogę napisać ile tam było kalorii!
Liczę na to, że to dobry nowy początek. I że będę miała teraz częściej uśmiech na ustach. Na uśmiech trzeba zapracować, więc do dzieła!
Tak naprawdę z tego wpisu nie potrafiłem wywnioskować za dużo. Opis tego co dzieje się wewnątrz zwyczajnej młodej dziewczyny mającą jedna dobrą przyjaciółkę i jakiejś przejścia z facetami. Choć, do cholery, jedyne co wiedziałem o wnętrzu młodych dziewcząt to to, że są ciepłe, wilgotne i takie różowe. Skrzywiłem się sam do siebie po tym porównaniu. Tak naprawdę nigdy nie rozumiałem kobiet i zawsze zwalałem to na nie, ale może… może część z nich jednak da się zrozumieć. Przecież zawsze szanowałem swoją matkę, a trudno uwierzyć, że jest ona jedynym na świecie przykładem dobrej kobiety.
Może to była idealna sytuacja by wreszcie zrozumieć kobiety, choć jedną z nich. Jedna część mnie wyśmiewała ten pomysł. Przecież to tylko kolejna laska, która dała się przelecieć dla pieniędzy. Z drugiej strony jednak ciekawość oraz coś bliskiego poczuciu winy kazało mi drążyć temat. Nie mogłem już nic zmienić, ale pragnąłem zrozumieć dlaczego ktoś mógłby podjąć takie, a nie inne decyzje. Kontynuowałem lekturę.
Dalsze kilka wpisów to opis miejsc, w których Beata robiła zdjęcia. Oprócz samej informacji o tym, że sesja się odbyła, dziewczyna opisywała swoje uczucia i wspomnienia związane z fotografowanymi widokami. Wywołało to we mnie delikatne zmieszanie, bo… boleśnie przypominało moje własne przemyślenia sprzed lat.
23 maj 2015
Tym razem postanowiłam sama pójść na fotki. Samiuteńka, jak palec. Trochę tak właśnie czuję się na świecie. Mam moją kochaną A, ale ona nie rozumie mnie do końca. Nikt chyba tak do końca nie rozumie. Stałam i patrzyłam w rzekę. Nie wiem dlaczego mówią na to miejsce „Czołg”, nigdzie tu nie ma żadnego czołgu. Jest zapomniana przez ludzi turystyczna ścieżka z zarośniętym chodnikiem, powoli płynąca rzeka i romantycznie zanurzająca się w niej wierzba. Robiłam tutaj pewnie milion zdjęć, ale to miejsce jest zawsze tak samo piękne. Patrzyłam na tę wierzbę i miałam mieszane uczucia. Myślałam sobie, że to idealne miejsce na randkę, ale przecież kojarzyło mi się z nim… Muszę o nim zapomnieć.
Gdyby tylko porządni faceci woleli bardziej piesze wycieczki niż podniecanie się nowym BMW. Gdyby lubili obserwować przyrodę, spacery po zmroku zamiast klubów i fajek. Gdyby rzeczywiście chcieli mnie poznać zamiast myśleć tylko o jednym… Za każdym razem, kiedy tu jestem po cichu liczę na to, że podejdzie do mnie nieznajomy chłopak. Nie musi być wysoki, piękny. Byle był szczery. Podejdzie i powie: „cześć, mogę z tobą pooglądać krajobraz?”. Albo zagai o fotografię. Albo napisze dla mnie wiersz <3. Ech, żałosna jestem, rozmarzyłam się. Nie ma chyba takich chłopaków.
Byli. Przynajmniej jeden. Kilkanaście lat temu.
„Czołg” nie był wtedy jeszcze tak zapomnianym miejscem i wspomniany w pamiętniku chodnik wcale nie był taki zarośnięty. Nad samą rzeką, obok wierzby dwie dziewczyny wygłupiały się i rozmawiały dość głośno. Wzdłuż turystycznej ścieżki spacerowało całkiem sporo przechodniów, dlatego nikt nie zwracał większej uwagi na chłopaka siedzącego na trawie starającego się rysować widziany krajobraz. Jak łatwo się domyślić, tym chłopakiem byłem ja.
To były moje początki z rysowaniem i dobrze, że zacząłem, bo to opłaciło się później w mojej karierze. Jednak wtedy nie rysowałem stalowych belek czy rynien, a bardziej artystyczne ujęcia. Krajobraz, ludzi. Prawdę mówiąc wtedy bardziej niż na rysowaniu skupiałem się na jednej z rozmawiających nad rzeką dziewczyn. Gapiłem się zamiast podejść i jakoś zagaić. Żałosny, tchórzliwy…
- Może spróbuj się do niej odezwać? - z zadumy wyrwał mnie rozbawiony, znajomy głos.
- Ciocia? - zdziwiłem się. Widocznie przechodziła obok, a byłem na tyle zapatrzony w tamtą dziewczynę, że nawet nie zauważyłem, że się zbliża. Ewa, około dziesięć lat ode mnie starsza blondynka, bardzo ładna kobieta. Dobrze się rozumieliśmy i czasami, gdy chciałem się wyżalić, pisaliśmy do siebie maile. Tak, wtedy były już e-maile.
- Mówiłam ci, żebyś tak na mnie nie mówił - roześmiała się - Przez to czuję się staro!
- Okej, ale jesteś siostrą mamy… - byłem speszony.
- Ale dużo młodszą! - oznajmiła ze śmiechem, a wobec mojego milczenia kontynuowała - Oj ty biedaku, tak się zakochałeś?
- Nie, ja tylko tutaj rysuję… - odparłem nie podnosząc wzroku.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale wypadł ci ołówek z ręki. - podniosła go z ziemi - Podejdź do niej, porozmawiaj. Marnujesz tutaj tylko swój czas.
- To się nie uda… - marudziłem wciąż nie podnosząc wzroku.
- Jak nie spróbujesz to na pewno się nie uda!
- Widzisz Ewa, nie mam samochodu, nie chodzę na siłownię, mało imprezuję… za to rysuję i robię zdjęcia. Albo cośtam piszę… Chyba nie mam czym zaimponować. - teraz dopiero spróbowałem na nią spojrzeć. Nie lubiłem patrzeć jej w oczy.
- Czy ty naprawdę myślisz, że wszystkie dziewczyny lecą tylko na samochody?! Weź się w garść, spróbuj czegoś…
Kontynuowała swoją tyradę. Ale one już odeszły. Spróbowałem, innym razem. Skończyło się żałośnie. Mimo wszystko moja ciotka była osobą, dzięki której nieco łatwiej było przetrwać nastoletnie lata. Jednak pewnego dnia, kiedy ktoś zażartował sobie z niejasnej relacji między nami, postanowiłem już nigdy się do niej nie odezwać. I wytrwałem przy tym postanowieniu.
Przyszła mi do głowy myśl, że fajnie by było umieć podróżować w czasie. Albo łączyć ze sobą dwa różne czasoprzestrzenie. Przecież te lata temu naprawdę mogłem być chłopakiem, który zagai samotną dziewczynę pasjonującą się fotografią. Tylko, że jej tam nie było. Gdyby tylko była możliwość coś zrobić, zmienić…
Oderwałem się od tych przemyśleń i byłem zażenowany sam sobą. Ta beznadziejna ciota sprzed lat próbowała wrócić i przejąć kontrolę. Czułem się żałosny. Dokładnie jak Beata trzy miesiące przed swoją śmiercią. Otworzyłem butelkę whisky i czytałem kolejne wpisy.
Za oknem było już jasno, a to oznaczało, że jest już kolejny dzień, a ja nie przespałem nocy. Oczywiście czułem się zmęczony, ale nie mógłbym zasnąć. Zerknąłem na komórkę i zauważyłem, że przez prawie całą noc próbował się do mnie dodzwonić Kasowicz. Poddał się dopiero o 6 rano, więc albo poszedł spać, albo znowu nadawali „Spartakusa”.
Napisałem mu SMSa, w którym poprosiłem o zidentyfikowanie koleżanki o imieniu zaczynającym się na „A” i zdobyciu od niej jak największej ilości informacji. A sam chciałem czytać dalej. Otworzyłem szafkę i wyjąłem z niej kolejną butelkę whisky. Nalałem sobie trochę do szklanki i kontynuowałem lekturę.
Wspominała także o swoich rodzicach:
Tata dziś znowu był pijany. Nie robił dużej awantury, zaraz poszedł spać. Pocieszamy się z mamą wzajemnie. Musimy być silne, tata też musi. Mimo wielu krzywd nie umiem go nienawidzić. Wciąż pamiętam jak uczył mnie grać w siatkówkę, jeździć na rowerze. Jak spadłam z tego swojego różowego rowerka i beczałam w niebogłosy, a on obklejał mnie plastrami. A jak wróciliśmy mama przygotowała nam coś smakowitego. Jak czytali mi bajki do snu.
Było bajkowo i wierzę, że znowu tak będzie. Kocham ich, choć nie są ideałami. Nikt nie jest ideałem.
Z czasem coraz ciężej mi się czytało i coraz słabiej myślało, za to wczułem się maksymalnie. To był ciągły opis odwiedzanych miejsc i nie do końca zrozumiałego cierpienia. W pewnym momencie wpadłem na ciekawszy pomysł niż samo czytanie. Uznałem, że pojadę w jedno z miejsc, które Beata opisywała. Zataczając się lekko wsiadłem do samochodu. Nie myślałem o konsekwencjach.
19 czerwiec 2015
Bardzo lubiłam robić zdjęcia na starówce, szczególnie wieczorem.
Byłem tam rano, ale mogłem sobie wyobrazić wieczór. To nie jest takie trudne.
Gromady uśmiechniętych osób, wszystko takie radosne i pozytywne, klimatyczne światła.
Pusto tam było wtedy jak w kieszeni Rumuna. Ale mogłem sobie wyobrazić tłumy. Światła też mogłem.
Przestałam przez moment się zamartwiać, dałam się ponieść. Przecież w życiu piękne są tylko chwile. Nie wiem o co chodzi w szczęściu. Może wcale go nie trzeba szukać? Może znajdzie cię samo, kiedy otworzysz się na nie? Zamknęłam oczy, uśmiechnęłam się i wciągnęłam powietrze. I wtedy stało się coś niesamowitego...
Zrobiłem dokładnie to samo. I rzeczywiście się stało.
- Tu pan jest! - usłyszałem zdyszany głos detektywa - Jak dobrze mieć oczy i uszy na mieście.
- Co ty tu robisz?! - wyrwałem się z amoku.
- Szukam pana. Musimy pogadać. - poprawił swoje ciemne okulary - Pan jest pijany, prawda?
- Gówno cię to obchodzi. - odparłem.
- Mnie może tak. Ale zadzwoniłem też do pańskiego prawnika, pana Ryszarda. - skrzywił się detektyw - I sądząc po tonie, w jakim się wypowiadał… ma pan przejebane.
Nagle dało się usłyszeć pisk hamulców. Audi S8, którym jeździł Rysiek zatrzymało się w niedozwolonym miejscu. Ale kierowca samochodu najwyraźniej się tym nie przejmował. Zmierzał w naszym kierunku pospiesznym krokiem krzycząc:
- Ja cię chyba zapierdolę!
- Odwalcie się wszyscy kurwa ode mnie! - krzyknąłem nieco plączącym się językiem - Dajcie mi się nacieszyć chwilą!
- Niech pan się cieszy, ja naprawdę nie zabraniam. - zaczął znowu detektyw - Ale zapłacił mi pan masę pieniędzy za rozwiązanie sprawy, do której klucz ma pan prawdopodobniej przy sobie i nie chce dzielić się informacjami z niego wynikającymi. Sugerowałbym, aby…
- Sugerowałbym, żebyś się zamknął! - Rysiek był już na miejscu i przerwał Kasowiczowi - A ty nawet nie zaczynaj mówić!
Akurat kiedy próbowałem otworzyć usta. Ma to wyczucie czasu.
- Przepraszam bardzo, ale wolałbym, żeby odnosił się pan do mnie z szacunkiem. - odpowiedział detektyw obrażonym tonem patrząc w ziemię - To ja zadzwoniłem do pana z informacją…
- Tak, tak… - potwierdził Rysiek zniecierpliwiony - Dziękuję. I przepraszam. Okej?
- Okej. - uśmiechnął się detektyw.
- No i jak okej to teraz się zamknij, bo ja mówię! - po tym zwrócił się do mnie - A ty idziesz ze mną! Nie obchodzi mnie żadne wasze śledztwo teraz, idziesz ze mną i wytłumaczysz mi, co się tutaj odpierdala. A to zabieram ze sobą! - wyrwał mi z ręki pamiętnik.
- Ale… - próbowałem wtrącić, ale mój stan nie pozwalał na szybkie budowanie zdań.
- Nie „ale”, tylko do samochodu! Marsz! - czułem się jak czternastolatek, którego przy kolegach właśnie opieprza jego matka. I ma rację.
Zacząłem posłusznie powoli iść za moim prawnikiem.
- Znajdź jej przyjaciółkę „A”! - rzuciłem do detektywa półprzytomnym głosem - Dowiedz się prawdy!
- Chodź już! - ponaglił mnie Rysiek.
- Jakiej prawdy pan szuka? - zapytał detektyw, kiedy powoli odchodziłem - Prawdy o Beacie? Czy raczej prawdy o sobie?
To było bardzo dobre pytanie.
Niezręczna podróż do domu Ryśka minęła w milczeniu. Czułem się coraz gorzej, nie tylko psychicznie, ale także fizycznie. Niewyspanie i alkohol dawały o sobie znać coraz bardziej i wstrzymywałem się bardzo mocno, żeby nie zwymiotować.
Na miejscu niestety nie dałem rady już więcej się wstrzymywać, więc skończyłem z głową nad muszą klozetową. Całe szczęście żona zabrała dzieci Ryśka na wieś do teściowej, w związku z czym dom był pusty i nikt nie musiał być świadkiem mojej walki z żołądkiem.
- Nie odpierdalałeś tak od czasu jak wziąłeś te tabletki od Chińczyka w hotelu, pamiętasz? - Rysiek kontynuował moralizowanie mnie od wejścia do domu - Ależ jak ty to możesz pamiętać? Byłeś tak odcięty, że zaszczałeś telewizor! - wziął jakąś gazetę, zwinął ją i zaczął mnie bić po głowie. To było bardziej upokarzające niż bolesne - Nic nie pamiętasz, odpierdalasz, nie myślisz o nikim, zachowujesz się jak dziecko! Jak pierdolony nastolatek z nadmiarem pieniędzy! Dorośnij, do kurwy…
- TO WYPIERDALAJ! - krzyknąłem rozpaczliwie znad muszli, wyrywając mu tę gazetę z dłoni - Zwalniam cię, nie chcę twojej pomocy! - próbowałem wstać, ale nie udało się - Nie będziesz mi kurwa prawił tutaj morałów, nie za to ci płacę!
- Gówno mnie teraz obchodzi za co mi płacisz! - odpyskował mój prawnik - Zwalniasz mnie z pracy? Okej! Chuj z tym, przeżyję! Ale nie jesteś w stanie zwolnić mnie ze stanowiska przyjaciela! - w tym momencie uspokoił się i zaczął głośno oddychać - Co się z tobą dzieje człowieku?
- Zagubiłem się Rysiek. - przyznałem drżącym głosem - Zgubiłem się, wszystko jest nie tak.
- Pijany jesteś, prześpij się trochę. - zaproponował Rysiek - Przejdzie ci i wtedy pogadamy.
- Rysiek, jesteś moim jedynym przyjacielem. - bełkotałem - Szanuję cię i…
- Idź spać, bo to jest żenujące. - starał się przerwać ten pijany wywód mój prawnik.
- Nie, jeszcze nie. Zaraz pójdę. - upierałem się - Ale musisz coś zrozumieć, Rysiek. Ja tak naprawdę nie jestem sobą, odrzuciłem wszystko co kocham, wszystko czym jestem…
- Spokojnie… - próbował wciąć się Rysiek - Rozumiem, że śmierć tej dziewczyny to był szok…
- Nie, posłuchaj mnie! - kontynuowałem - Jej śmierć nic nie zmieniła, to był tylko impuls. Rozumiesz, ja żyłem w ciągłej nienawiści do samego siebie, do swojej przyszłości! Rozumiesz, ja zerwałem kontakt z ciotką, którą uwielbiałem, z rodzicami, którzy mnie wspierali, rozumiesz?! Wszystko dlatego, że chciałem być pierdolonym człowiekiem sukcesu, a nie jakimś zjebanym marzycielem! Bo chciałem mieć kasę, dupy, prestiż, niezależność, te rzeczy, rozumiesz?! Bo poddałem się na swojej drodze do szczęścia, bo naiwnie kurwa uwierzyłem, że nie ma na świecie aniołów, wiesz?! Aniołów! I co się dzieje teraz? Budzę się po nocy ruchania i widzę oczy anioła! Oczy martwego anioła, ona nie żyje, Rysiek, kurwa ona już nie żyje, ja nic z tym nie zrobię! - w moich oczach pojawiły się łzy, a smarki zaczęły wpływać mi do ust - Ale mam ten pamiętnik, zapisane jej ostatnie chwile, i widzisz Rysiek, zrozumiałem. Zrozumiałem, że nieważne jak człowiek jest mroczny. Nieważne jak nienawidzi świata i w ogóle nie cierpi społeczeństwa i całego tego sztucznego optymizmu… to w gruncie rzeczy, tak naprawdę, to czego każdy chce najbardziej to szczere, proste, pozytywne uczucia. I nic ich nie zastąpi. Nic Rysiu, nic ich nie zastąpi. Widzisz, ja już nie będę szczęśliwy, ta dziewczyna też już nigdy nie będzie szczęśliwa. Ale z tym pamiętnikiem, mogę spróbować poczuć te emocje, które chciałem poczuć. Wyobrazić sobie życie takie, jakie chciałem mieć! Kochać osobę, która mnie kocha, a nie tylko wystawia dupę, rozumiesz?!
Wziąłem kilka głębokich oddechów. Ależ ja byłem pijany. Ledwo stałem na nogach.
Tymczasem Rysiek nie odzywał się. W jego oczach troska ustąpiła miejsce dla niepokoju. I strachu. Patrzył na mnie i nic nie mówił. Chyba wreszcie zrozumiał z jakim psychicznym wrakiem człowieka ma do czynienia.
- Idź spać. - powiedział po chwili beznamiętnym tonem patrząc gdzieś w dal - Ja mam masę rzeczy do pozałatwiania. Lepiej będzie jak sobie odpoczniesz i wytrzeźwiejesz.
- Dobra. - zgodziłem się, wycierając twarz.
- Tylko mi nic nie zarzygaj! - zagroził.
I wyszedł. Słyszałem tylko jak zamknął za sobą drzwi.
A ja czułem się lżej, lepiej. Czułem jakbym zrzucił z siebie ogromny ciężar. Wciąż czułem skutki wieloletniego miażdżenia tym ciężarem, wciąż byłem zdewastowany, ale teraz mogło być lepiej. Doszedłem jakoś do salonu, położyłem się na kanapie i próbowałem zasnąć. Nie było to jednak łatwe.
Z jednej strony targały mną przemyślenia i szereg postanowień. Chciałem wznowić kontakt z rodzicami, z ciotką. Chciałem ułożyć sobie życie, może kiedyś wziąć ślub? Nie wiedziałem, czy wciąż… czy w ogóle mogę kochać, ale dlaczego by nie spróbować? Chciałem zrezygnować z przygodnego seksu.
A z drugiej strony gdy tylko się położyłem, okropnie kręciło mi się w głowie. Pewnie każdy, kto przesadził trochę z alkoholem zna ten stan.
Chyba wreszcie zrozumiałem, że zabłądziłem w życiu. Że szedłem nie tą ścieżką. Że warto uwierzyć w anioły w ludzkich sercach. Szkoda tylko, że ta zmiana wymagała aby niewinna dziewczyna straciła życie. Nie mogłem jej, ani jej rodzinie tego nijak wynagrodzić. Pozostało chyba tylko zostawić sobie ją w pamięci, jako tą, która mnie uratowała.
Nie mogłem normalnie funkcjonować, bo byłem zbyt zmęczony. Nie mogłem spać, bo było mi niedobrze. Dużo więc myślałem.
Przyszło mi wreszcie do głowy, że tak naprawdę sprawa wcale nie została rozwiązana. Znowu za bardzo skupiłem się na sobie. Przecież wciąż nie wiedziałem dlaczego tak ułożona i uduchowiona dziewczyna postanowiła oddawać się za pieniądze i przesadzać z używkami. Nic nie wspominała o nich w pamiętniku, a tu nagle przedawkowanie. Może to już był obłęd, ale chciałem wiedzieć wszystko.
Zerwałem się na równe nogi.
- Gdybym tylko miał… - powiedziałem sam do siebie, ale przerwałem. Otóż okazało się, że to, czego szukam, jest na parapecie, w tym samym pokoju. Rysiek odebrał mi pamiętnik Beaty, ale zapomniał wziąć go za sobą. Mogłem więc czytać dalej. Uznałem, że poczytam jeszcze tylko troszkę, a potem przekażę pamiętnik detektywowi. Niech on się tym wreszcie zajmuje.
Zamknęłam oczy, uśmiechnęłam się i wciągnęłam powietrze. I wtedy stało się coś niesamowitego. Usłyszałam zza siebie: „czekasz na kogoś?” Tak, to był on! Pan BP we własnej osobie! Myślałam, że go nienawidzę, ale kiedy tylko znowu się pojawił… Jestem nienormalna! Chciałam go najbardziej na świecie. Znowu. Pomimo wszystko. Porozmawialiśmy chwilę. Jak tak sobie teraz myślę, to pewnie rżałam jak koń z każdego jego żartu… ale on jest taki słodki! Umówiliśmy się na kawę. Być może znowu pchnę się w tarapaty, być może znowu będę cierpieć. Ale to jest najsłodsze cierpienie jakie znam!
Czyli pojawił się jakiś facet. To chyba dobrze, tak? Zacząłem wertować kolejne wpisy.
Jak się okazało były to opisy kilku kolejnych randek i słodzenia temu gościowi, BP. Raz padło nawet jego imię, Bartek. Prawdę mówiąc, to było trochę okropne z mojej strony, nieszczególnie przyjemnie czytało mi się te fragmenty, w których dziewczyna była szczęśliwa. To pewnie najgłupsze na świecie, ale czułem się o nią zazdrosny. Nie wiem czy to wina mojego wycieńczenia w tamtym momencie czy ogólnego nienajlepszego stanu psychicznego.
Cała jej historia przebiegała bardzo sielankowo, aż do pewnego dnia. Opisywała tam ich pierwsze „zbliżenie”. Tak , pieprzyli się po prostu. Nie mogłem tego czytać, ile ona tam pisała o bliskości i zaufaniu. Miałem przeważnie zupełnie inne odczucia. Nie, przepraszam, zawsze. I pewnie cała historia związana ze mną nie wydarzyłaby się, gdyby nie to, o czym dowiedziałem się z kolejnego wpisu.
3 lipiec 2015
To będzie ostatni wpis. Myślę, że życie nie ma sensu. Znowu. Myślę, że jestem głupia i beznadziejna. I pewnie zasługuję na to wszystko. Czuję wstyd, ogromny wstyd. I żal. Obiecywałam sobie, że niczego nie będę już żałować, ale ten ból jest zbyt silny. Te rany się nie zagoją. Samo myślenie o tym mnie boli. Pisanie jeszcze bardziej. Mówić nie dam rady. Tylko płaczę.
Moja kochana A stara się dowiedzieć co mi jest, dlaczego płaczę. Czy ze mną i Bartkiem wszystko w porządku. Nie jest w porządku. Znowu dałam się oszukać. Nie wiem kogo powinnam teraz bardziej nienawidzić: siebie czy jego. Okazało się, że zależało mu tylko na jednym. Chciał mi się dobrać do majtek i kiedy tylko mu się udało, całkowicie stracił zaangażowanie. To jest straszne. Nie było scen, nie było rozlewu krwi, nie płakał cały świat. Właściwie jakby nic się nie stało. Po prostu on nie interesuje się mną. Wolałabym żeby to runęło z hukiem, ale mu nie zależy! Nigdy nie zależało!
NIENAWIDZĘ TEGO PODŁEGO CHUJA, NIECH ZDECHNIE! JA TEŻ CHCĘ ZDECHNĄĆ! CHCĘ LEŻEĆ I NIC NIE CZUĆ, CHCĘ NIE ISTNIEĆ!
Po co mi były te postanowienia? Po co te przemyślenia? Po co zdjęcia? Po co marzenia? Miałam być silna, niezależna, rozważna. Wszystko przepadło. Bo znowu się zakochałam. Wiedziałam, że to pułapka i znowu w nią wpadłam. Ale to się teraz kończy.
Piję już trzecie dziś piwo. Nigdy nie lubiłam tak naprawdę piwa. Ale chcę się napić. Dziś chcę się odciąć. Dziś, jutro, pojutrze. Dość starania się być idealna! Dość kierowania się uczuciami! Najwyraźniej nie mogę być szczęśliwa, więc nie będę próbować.
Dla facetów liczy się tylko dupa? Dobra. Wykorzystam to. Będą się ślinić. Nie muszę być dobrą dziewczynką. Koniec z ciągłym beczeniem. Witaj nowa Beata.
Tutaj kończy się ten pamiętnik. Nowego nie będzie.
Dlaczego?! Przecież ty byłaś tą jedyną! Dlaczego byłaś taka głupia?!
Taka była moja pierwsza myśl. Rzucić wszystko czym była, wszystko czego chciała tylko dlatego, że nie wyszło jej z jednym facetem? Pomyślałem przez chwilę.
Przecież zrobiłem dokładnie to samo.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami i osunąłem się na ziemię. Nie było to spowodowane jakimiś ogromnymi emocjami. Po prostu naprawdę źle się czułem. Mogłem wtedy zasnąć, mogłem to zrobić w każdej chwili. Ale nie chciałem spać. Chciałem dowiedzieć się kim jest Bartek P. Potrzebowałem tylko odrobiny siły, odrobiny motywacji.
Całe szczęście miałem tę odrobinę w portfelu. W naprawdę trudnej do zlokalizowania dla innej niż ja osoby kieszonce miałem przygotowany na czarną godzinę… gram amfetaminy. Tak wiem, to było głupie, niepotrzebne i nieodpowiedzialne. Ale żeby znaleźć sprawcę upadku mojego anioła, potrzebowałem tego.
Po pięciu minutach stałem już na nogach i ściskałem nerwowo pięści. Chciałem komuś jebnąć. Wyjąłem komórkę i włączyłem facebooka. Zlokalizowałem profil Beaty i zacząłem przeszukiwać jej znajomych. Na szczęście miała tylko jednego Bartka o nazwisku na „P” w znajomych. Dodatkowo miałem dużo szczęścia, bo koleś właśnie dziś umawiał się na granie w piłkę. Wiedziałem więc gdzie go znaleźć.
Te dzieciaki naprawdę nie zdają sobie czasami sprawy jak dużo udostępniają informacji o sobie nieznajomym. Warto się nad tym zastanowić.
Ale ja się wtedy nie zastanawiałem. Z początku chciałem znaleźć powód, odkryć prawdę, zrozumieć sens historii Beaty i jej zakończenia. Teraz chciałem tylko rozwalić komuś twarz. Być może pomysł na pobudzenie się amfą nie był najlepszy, ale wtedy myślałem racjonalnie. Myślałem tylko o tym, żeby ukarać człowieka odpowiedzialnego za upadek anioła. Mojego anioła.
Rysiek zamknął za sobą drzwi, ale udało mi się wyjść przez okno. Mój samochód został na starówce. Musiałem więc szukać innych rozwiązań. Zadzwoniłem po taxi. Nie pamiętam za bardzo jak dotarłem na miejsce punktu kulminacyjnego tej historii.
Okolice jednego z wielu „Orlików”. Trzech chłopaków z torbami sportowymi. Rozmawiali, śmiali się. Poznałem tego, który szedł w środku. BP. Ruszyłem za nimi.
- Hej, gnoju! - rzuciłem w ich kierunku.
Odwrócił się idealnie w momencie gdy pięść zbliżała się do jego głowy. Dostał prosto w nos i padł na ziemię.
- Zaraz cię rozpierdolę! - krzyczałem w niebogłosy - Nauczysz się chuju jeden!
- Zostaw go! - zawołał jeden z kolegów i odepchnął mnie. Odwdzięczyłem się ciosem w nos. Możliwe, że połamałem. I nos i swoją dłoń.
Widzicie, człowiek pod wpływem amfetaminy nie czuje bólu tak bardzo.
Trzeci już nie był taki odważny. Spanikował. Otworzył usta i nie potrafił wydusić z siebie słowa.
BP próbował wstać i mówić:
- Kim ty jesteś?! Odpierdol się człowieku, co ja ci zrobiłem?!
Kopnąłem go podeszwą w twarz. Zakrwawił się jeszcze bardziej. Przydusiłem go w parterze.
- Mi osobiście nic. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby - Ale zniszczyłeś życie jednej dziewczyny…
- Jakiej dziewczyny, o co ci chodzi?!
- Pamiętasz… Beatę? - po każdym wypowiedzianym słowie uderzałem go pięścią w twarz. A może to nie było takie regularne - Pamiętasz jak naopowiadałeś jej o wspólnym szczęściu, o ucieczce razem?! Powiedziałeś jej kurwa o wspólnej przyszłości, a chciałeś tylko wyruchać?!
Ktoś rzucił się na mnie z boku. Pewnie jeden z kolegów. Zacząłem się z nim szarpać, ale był naprawdę zwinny. Próbowałem założyć mu dźwignię, ale wywinął się i zaczął mnie podduszać. Dopiero po chwili zrozumiałem z kim walczę.
- Detektyw…? - wycharczałem.
- TAK KURWA, DETEKTYW! - wrzasnął Kasowicz i zluzował znacząco uścisk - Czy do ciebie dociera w ogóle co ja mówię?!
Podnieśliśmy się obaj z leżącego na kolana.
- Ten chuj zniszczył życie Beaty! - krzyknąłem.
- On nic nie zniszczył, za to ty z pewnością zniszczyłeś jego twarz! - odpowiedział detektyw.
- Ty jesteś dupa wołowa a nie detektyw! Ja wiem wszystko z tego pamiętnika, a ty cały chuj się dowiedziałeś! Ona była wspaniałą, uduchowioną dziewczyną! To przez niego ona się stoczyła! Gdybym wiedział, że ty niczego się nie dowiesz to bym ci grosza nawet nie zapłacił!
- Sram na twoje pieniądze! - odparł nerwowo i rzucił mi kopertę, którą mu dałem prosto w nos. Z niecałego metra - Masz to z powrotem. Co do grosza, cała kwota. Myślałem, że mam do czynienia z dorosłym facetem, a nie płaczliwą pizdą z problemami dwunastolatki!
- Ta dziewczyna nie żyje, czy ty to rozumiesz?!
- Ten chłopak być może też, jak szybko nie zadzwonimy po pogotowie! Spójrz na jego twarz!
- Zasłużył sobie!
- Gówno sobie zasłużył! Posłuchaj tego! - wyjął z kieszeni dyktafon i włączył mi nagranie
- Dobrze, a teraz, żeby to było jasne, będę to nagrywał. Zrozumiano? - zapytał Kasowicz.
- Yhym… - mruknął jakiś żeński głos.
- Chcę odpowiedź: tak lub nie! Wyraźnie.
- Tak, zrozumiano. - wciąż nieśmiało odpowiedziała dziewczyna.
- Imię i nazwisko.
- Agnieszka Kowalska.
- Świetnie, a teraz powtórz to, co przed chwilą mi opowiedziałaś. - powiedział detektyw, a wobec milczenia dziewczyny dodał - Chciałbym przypomnieć, że zatajanie prawdy traktowane jest jako utrudnianie śledztwa, a za to grozi kara pozbawienia wolności…
- Już mówię, mówię… - dziewczyna była wyraźnie niezadowolona, ale także przerażona - Ten pamiętnik Beaty to ściema… W sensie, zmyślony. Wymyślałyśmy te wpisy. Miałyśmy plan, żeby wyciągnąć kasę od tego…
- Przedstaw ten plan.
- Muszę?
- Tak, musisz. Przypomnieć ci jeszcze raz konsekwencje?
- Noo dobra… Ojejku, jakie my byłyśmy głupie. - głos dziewczyny załamał się - Jestem z nim jakoś tam spokrewniona. To znaczy… moja mama jest jego ciotką czy kimś takim… trochę mi opowiadała o tym, jak bardzo się zmienił, jaki był kiedyś…. No i Beti wpadła na pomysł, żeby to wykorzystać. Wymyśliła, żebyśmy… ależ to było głupie…
- To już wiem. - zniecierpliwił się detektyw - Niechcący zabiłyście Beatę, ale ty to musisz opowiedzieć.
- To nie tak miało wyglądać! - dziewczyna zaczęła płakać - Beti miała pozować na taką emo laskę, co to jakieś zjebane wiersze pisze i ma problemy ze sobą. Napisałyśmy ten pamiętnik, to są same ściemy! Szukałyśmy coś w necie albo wymyślałyśmy jakieś pierdoły… Potem ona wbiła się jakoś na staż do jego firmy, trochę to potrwało…
- I? - ponaglał Kasowicz.
- Przeczytałyśmy w necie, że jak Beti weźmie te tabletki i zapije alkoholem to zasłabnie. Liczyłyśmy, że wtedy on ją weźmie do szpitala, ja przyjdę z pamiętnikiem i wszystko wyjaśnię. On się w niej zakocha i będzie kasa… Naprawdę, my nie chciałyśmy…
- Chciałyście, nie chciałyście, Beata nie żyje. - podsumował sucho detektyw - Powiedz mi jeszcze, czy w tym zmyślonym pamiętniku pojawiły się jeszcze jakieś postacie oprócz jej i ciebie?
- Mówiłam panu przecież!
- Chcę mieć to nagrane! Ileż razy mam powtarzać. To, że jesteś głupia to już wiem, ale nie sądziłem że do tego jeszcze głucha.
- Wy policjanci w ogóle nie szanujecie obywateli! - oburzyła się dziewczyna. Najwyraźniej Kasowicz okłamał ją, że jest policjantem.
- Tych zamieszanych w morderstwo nieszczególnie. A teraz gadaj albo skończysz za kratami!
- Dodałyśmy tam ten wątek, że niby facet ją oszukał! - kontynuowała zapłakana dziewczyna - Wzięłyśmy sobie imię i inicjały tego lamusa, który podbijał do Beti… On nie ma z tym nic wspólnego.
Detektyw w tym momencie wyłączył dyktafon.
Czułem jak drżą moje dłonie. Nie do końca wiedziałem co myśleć, co mówić. Cały gniew, cała misja, którą czułem, zamieniły się w ogromną pustkę. Pustkę, w którą zacząłem się zapadać.
- Nie… - byłem w stanie powiedzieć tylko tyle.
- Tak. - zanegował mnie detektyw, ale nie mówił nic więcej.
Przez chwilę patrzyłem na niego, a on również nie odwracał wzroku. Ale nie czułem od niego żadnej niechęci, nienawiści czy zażenowania. Wydawało mi się, że czułem politowanie. Nie takie z pogardą, po prostu było mu mnie szkoda.
Wziąłem kilka wdechów, ale wciąż nie mogłem zebrać myśli. Chciałem tylko jak najszybciej stamtąd odejść.
- Zadzwoń po pogotowie. - poprosiłem detektywa i wstałem z kolan - I zachowaj sobie pieniądze.
Kasowicz tylko kiwnął głową i wyciągnął telefon.
Prawdopodobnie zadzwonił po pogotowie, ale nie zwracałem już na to uwagi. Zacząłem powoli odchodzić w przypadkowym kierunku. Mijałem ludzi, którzy zebrali się wokół mojej dopiero co zakończonej bójki. Nikt mnie nie zaczepiał. Nie widziałem ich twarzy, nie wiem co wyrażały. Być może to też było politowanie.
Kim jestem i co mam myśleć? Jakie podejście do świata jest właściwe? Czy utrzymywany we mnie na siłę cynizm i pogarda dla chęci budowania szczęśliwego życia z pozytywnymi wartościami były najlepszym sposobem na dalsze istnienie? Przecież dopiero co doszedłem do wniosku, że muszę się zmienić.
Czy romantyzm, bujanie w chmurach i kierowanie się głosem serca jest właściwą drogą? Przecież dopiero co przekonałem się jak bardzo zawodne są uczucia.
Dziewczyna, którą uznałem za punkt zwrotny w swoim życiu chciała mnie po prostu oszukać dla pieniędzy. Zrobiła dokładnie to, czego spodziewałem się po każdej innej. A ja dałem się omamić.
Nie wiem, co mogę dalej zrobić.
Wiem za to, co kryło się za oczami anioła.
Pustka, nic szczególnego.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.