Opowiadanie
Bykon - relacja z konwentu
Autor: | Grisznak |
---|---|
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Relacja, Konwent |
Dodany: | 2016-03-27 20:48:28 |
Aktualizowany: | 2016-03-27 20:48:28 |
Nie jeżdżę już na konwenty tak często jak kiedyś i zdecydowanie rzadziej niż bym chciał. Jednak całkowicie wyleczyć się z tej choroby nie potrafię i prawdę mówiąc, nie zamierzam, bo konwenty pozostają jednym z nielicznych nałogów, na które sobie pozwalam. A bydgoski Bykon poniekąd tego dowodem, bo wszak pierwsza edycja, konwent niezbyt kojarzony, robiony głównie przez ekipę, która wcześniej nie organizowała większych imprez, ergo - sytuacja podwyższonego ryzyka. Niemniej, mam do Bydgoszczy spory sentyment, bo wszak właśnie tam, dwanaście lat temu, rozpoczynałem moją konwentową przygodę. Postanowiłem zatem dać szansę debiutantom i zobaczyć, co pokażą.
Lokalizacja konwentu okazała się dość standardowa - Zespół Szkół Medycznych to szkoła, jakich w Polsce wiele, budowana już nieco później niż „tysiąclatki”, zatem przestronna, z dużymi i szerokimi korytarzami, natomiast wąskim gardłem wejścia. I to właśnie ono sprawiło, że na początku, podczas formowania się kolejki, pojawiły się drobne niedogodności. Na szczęście, organizatorzy, zdając sobie sprawę z faktu, iż nie ma co porywać się z motyką na słońce, ograniczyli na starcie liczbę uczestników do pięciuset (na konwencie było ich ok. czterystu pięćdziesięciu), przez co uniknęli sytuacji, jaka pojawiła się na paru innych znanych mi konwentach, gdzie kolejka, powoli wciskająca się do środka, potrafiła zjadać niektórym z oczekujących nawet godzinę lub dwie. Tutaj ostatecznie wszystko poszło dość szybko i sprawnie.
Po dostaniu się do środka otrzymałem identyfikator i informator. Ten drugi to zaledwie jedna strona A4 złożona na pół. Niezbyt dużo w czasach, kiedy informatory konwentowe potrafią przyjmować formy książeczek liczących nawet dwadzieścia lub trzydzieści stron. Niemniej, nie odmawiam identyfikatorowi z Bykonu funkcjonalności, zawierał bowiem najważniejsze informację - godzinną rozpiskę atrakcji oraz mapę konwentu. Co prawda w jednym czy dwóch przypadkach zdarzyło się, że sama nazwa atrakcji niezbyt jasno precyzowała tematykę tejże (wpadlibyście na to, że panel pt. „Ile jest Legend w nowym kanonie” dotyczy elementów Expanded Universe świata Star Wars wprowadzonych do filmów?), ale ostatecznie mogę uznać, że informator swoją podstawową funkcję spełniał.
Organizatorzy zagospodarowali trzy piętra szkoły i część sal, bez np. sali gimnastycznej - w sumie, patrząc na ilość poprzebieranych uczestników, prosiło się o nawet skromną galę cosplayową. Na pierwszym i drugim piętrze rozstawili się wystawcy. Nie było ich może nazbyt wielu (bo wszak to nowy konwent, a i fakt, że Pyrkon za niecały miesiąc, nie pozostawał tu bez znaczenia), natomiast tym, co zwróciło moją uwagę, był właściwie zupełny brak stoisk książkowych. Przyzwyczaiłem się do tego, że na konwentach fantastów zawsze jest kilka stoisk z książkami, grami rpg, planszowymi itd. Tutaj tymczasem dominowały stoiska gadżetowe, typu biżuteria, kubki, przypinki, podkładki. Bogatszym asortymentem mogły się w sumie pochwalić stoiska związane z kulturą i popkulturąjapońską. Generalnie, oferta nie należała do najbogatszych, ale nie dziwi mnie to, termin Bykonu był niezbyt sprzyjający, jeśli chodzi o wystawców, ci ponadto wolą konwenty bardziej masowe. Może za rok będzie tu lepiej?
Trzecie piętro całkowicie przeznaczono na wypoczynek, sen i socjal. Tłoku nie było, bo konwent odbywał się w sporym mieście i niemała część „tubylców” zapewne na noc wróciła do domów. Inna bajka, że jeśli chciało się spać, to zdecydowanie należało wybrać w tym celu korytarz - sale przeznaczone do tego niespecjalnie spełniały swoją rolę, gdyż przebywający tam ludzie mieli irytujący zwyczaj puszczania muzyki, niekiedy całkiem głośno. Może jestem staromodny, ale uważa, że po godzinie 24 sale do spania powinny służyć już tylko spaniu. Pozostający w temacie - niestety daje się zauważyć, że dla opuszczających konwent kwestia sprzątania po sobie pozostaje zagadnieniem obcym - gdy zajrzałem do jednej z sal krótko przed wyjazdem, uderzyła mnie ilość walających się po podłodze śmieci. Nie mam natomiast zarzutów co do kwestii sanitarnych - łazienki były dostępne bez problemów, był w nich papier toaletowy i ręczniki jednorazowe. Nie namierzyłem pryszniców, ale w przypadku krótkiej imprezy, odbywającej się o tej porze roku, nie był to jeszcze duży problem - acz gdyby Bykon odbywał się latem, to pewnie dałoby to o sobie znać.
Sporo czasu spędziłem na atrakcjach - prawdę powiedziawszy, dawno nie byłem na aż tylu, co wynikało poniekąd z faktu, iż na Bykonie było niewielu spośród moich znajomych. Ze względu na multifandomowość imprezy, rozstrzał tematyczny atrakcji był szeroki, co oceniam jako niewątpliwą zaletę, bo właściwie każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Sam byłem zarówno na panelach mangowych, historycznych jak i fantastycznych. Większość była niezła - zapadł w pamięć na pewno panel o Sailor Moon, którego twórcy przygotowali na koniec konkurs wiedzy. Bardzo pozytywne wrażenie zrobiła na mniej prelekcja poświęcona rosyjskiemu programowi kosmicznemu. Panele o Star Wars, robione przez fanów tychże (bo wszak Bydgoszcz to silny punkt na polskiej mapie fanów Gwiezdnych Wojen), także zaliczam do udanych. Jeśli miałbym się czepiać, to przyznam, że nie do końca przekonują mnie popularne panele z gatunku „fandom X/Y”/„gatunek X/Y”, gdzie prowadzący ogranicza się głównie do wymieniania po kolei wszystkich podstawowych informacji/tytułów z gatunku, zaś dyskusja niemal nie istnieje. Pewnie jednak tylko ja tu nieco marudzę, bo zauważyłem, że na takich panelach ludzi jest dużo. Niemniej osobiście cenię sobie bardziej takie panele, gdzie prowadzący faktycznie przygotowuje dawkę fachowej i niestandardowej wiedzy, czego przykładem na Bykonie mógł być np. panel pt „Czy hentai to pornografia”, prowadzony przez Hari, analizującego kwestie polskiego prawa w odniesieniu do japońskiej erotyki i pornografii.
Z dodatkowych atrakcji wymienić mogę salę z planszówkami, w której właściwie cały czas coś się działo. Chociaż wybór gier trudno było określić mianem oszałamiającego, to jednak twórcy postarali się, aby poza typowymi turniejami, w których zwykle biorą udział geeki, zrobić kilka eventów dla „niedzielnych graczy”, poświęconych wprowadzaniu tychże w realia popularniejszych tytułów. Mam nadzieję, że wraz z kolejną edycją wybór gier będzie nieco większy - innych uwag w tym temacie nie mam.
Atmosfera, która na konwencie panowała, przynajmniej na podstawie moich obserwacji, była dość typowa dla mniejszych imprez. Ma to swój urok, nie przeczę. Przy konwentowych molochach, mających po półtora-dwa tysiące uczestników, gdzie wszędzie trzeba się przepychać łokciami, takie kameralny konwenty potrafią przypomnieć mi się czasy, w których zaczynałem na nie jeździć (wówczas trzysta-czterysta osób to była średnia frekwencja, a nie minimum). Chociaż nie widać tego było po programie, to patrząc zarówno na stoiska jak i na uczestników, zwracała uwagę przewaga, może nie przygniatająca, ale jednak widoczna, fanów mangi i anime. Bliższa konwentom mangowym była też niewątpliwie średnia wiekowa, co przekładało się także na atmosferę, choć nie zauważyłem zbyt wielu przejawów mangowej głupawki, która niekiedy udziela się na konwentach młodzieży.
Ogólnie ocenić Bykon mogę całkiem wysoko. Organizatorzy uniknęli większość wpadek, które nierzadko są udziałem debiutujących imprez. Postawienie na różnorodność tematyczną opłaciło się zdecydowanie. Czytając opinie uczestników, w zdecydowanej większości spotykałem się z pozytywnymi odczuciami, konweniującymi z moimi własnymi. Pozostaje więc życzyć, aby przyszłoroczna, kolejna edycja była większa i bardziej okazała, a kto wie, może dzięki temu Bydgoszcz ponownie nabierze znaczenia na konwentowej mapie Polski, gdzie ostatni raz jaśniejszym punktem była dobre ponad dziesięć lat temu?
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.