Opowiadanie
Sword Art Online: Matczyny różaniec tom 7 - recenzja książki
Autor: | Altramertes |
---|---|
Redakcja: | Avellana |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2016-04-17 19:10:55 |
Aktualizowany: | 2016-05-04 21:27:55 |
Tytuł oryginalny: Sword Art Online: Mother’s Rosario
Tytuł polski: Sword Art Online Matczyny różaniec
Autor: Reki Kawahara
Ilustracje: abec
Tłumaczenie: Anna Piechowiak
ISBN: 978-83-63650-67-4
Gatunek: akcja, fantasy, romans
Cena okładkowa: 24,90zł
Format: 13,0 x 18,2
Liczba stron: 224
Wydawca: Wydawnictwo Kotori
Nie jest łatwo być nastolatką. Asuna przekonuje się o tym po raz kolejny, gdy nie może dojść z matką do porozumienia w sprawie kierunku i miejsca jej edukacji. Niby obie strony chcą tego samego, ale mówią kompletnie innym językiem i mają ogromne problemy z komunikacją. Do tego w ALO pojawiły się plotki o nowym, wyjątkowo uzdolnionym wojowniku, rzucającym wyzwania inny graczom i jak dotąd niepokonanym. Nasza bohaterka, ciekawa, kim jest osoba o pseudonimie Zekken, a także tego, jak jej własne umiejętności wypadłyby w takim porównaniu, decyduje się na pojedynek.
Powinienem chyba zacząć od tego, że mam wyjątkową przyjemność recenzować najlepszy tom spośród wszystkich dotychczas wydanych na polskim rynku. Moja przygoda ze Sword Art Online została dość szybko zakończona przez niedostatecznie rozwinięte postaci, ale także oderwaną od rzeczywistości fabułę, w której „rycerz w lśniącej zbroi” ratuje swoją księżniczkę raz za razem. Owszem, zmieniała się sceneria, zmieniały się księżniczki, zmieniali się nawet arcyłotrowie, ale historia wciąż kręciła się wokół tego samego wątku, jak gdyby autor nie miał odwagi lub nie wiedział, jak napisać coś innego. A tu nagle pojawia się tom siódmy, który nie dość, że rycerza odstawia na drugi, by nie powiedzieć, że trzeci plan, to jeszcze pozwala księżniczce grać pierwsze skrzypce, wyposaża ją w bardzo ludzkie, zrozumiałe problemy i daje jej okazję do, najprościej rzecz ujmując, dorośnięcia. Owszem, historii można bez większych problemów zarzucić spory melodramatyzm, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej finał, ale kompletnie się tym nie przejmowałem zwyczajnie dlatego, że reszta tomu rekompensowała to całkowicie. W tomie siódmym mamy dwa główne wątki fabuły - pierwszy skupia się niełatwych relacjach Asuny i jej matki, z którą dziewczyna kompletnie nie może się dogadać. Jednocześnie widać, że choć kobieta ma nieco skrzywione pojęcie na temat tego, co jest najważniejsze w życiu córki, to przede wszystkim dba o jej przyszłość i chce jak najlepiej. Prostota problemu, jego bardzo rzeczywisty wymiar, a także to, że spora część czytelników na pewno będzie mogła się z nim utożsamić, działa na jego zdecydowaną korzyść. Brawa należą się też za to, że rozwiązanie tej części fabuły nie jest ani przekolorowane, ani nie popada w japoński fatalizm, tylko stanowi zdecydowany krok naprzód na długiej drodze w relacjach pomiędzy obiema kobietami. Drugi wątek toczy się równolegle i opowiada o tajemniczej wojowniczce, która pojawiła się w ALO znikąd i zaczęła toczyć pojedynki z kim popadnie, jak gdyby szukając godnego siebie przeciwnika. Wątek Yuki można by potraktować jako przygody kobiety-Kirito, gdyby nie to, że to, co w nim najważniejsze, to nie walki, a rozwój relacji pomiędzy tajemniczą dziewczyną a Asuną, która na pewien czas dołącza do przyjaciół Yuki. Moment odkrycia głównego problemu może, jak już wcześniej wspomniałem, wydawać się bardzo przedramatyzowany, ale spoglądając na to przez pryzmat poprzednich tomów, a także doświadczenia nas samych, czytelnik szybko zdaje sobie sprawę, że to tak naprawdę bardzo przyziemna i codzienna kwestia, nawet jeśli tragiczna. Mam co prawda mieszane uczucia co do zakończenia, ale wynikają one nie z tego, że jest ono niespójne, wręcz przeciwnie. Mam po prostu pretensje do autora za to, że chociaż raz zdobył się na odejście od wcześniejszej formuły, w następnym tomie historia wraca do status quo, zupełnie jak gdyby Matczyny Różaniec był świetnym, ale od początku tylko jednorazowym wyskokiem.
W tym tomie, jak już wcześniej pisałem, pierwsze skrzypce grają Asuna i Yuki. Ta pierwsza cały czas ściera się z wymagającą matką, do której nie potrafi dotrzeć. Z drugiej strony jej rodzicielka też nie ma najłatwiejszego charakteru, a jej poglądy na to, co dla córki najlepsze, są bardzo mocno zakorzenione. Przez cały tom Asuna zmaga się ze swoimi wątpliwościami i szuka źródła siły, które pozwoliłoby jej wreszcie zrozumieć matkę. Wszystko to dzieje się bez zbędnych przemów, wyszukanych gestów czy innych tego typu pierdół. Asuna dorasta jak każda inna nastolatka i dzieje się to w dużej mierze dzięki Yuki, która zjawia się w życiu dziewczyny na bardzo krótki czas. Wesoła, zawsze pełna energii i bezpośrednia, stanowi przeciwieństwo Asuny, nawet jeśli mają sporo ze sobą wspólnego. Można powiedzieć, że szybkość, z jaką dziewczyny połączyła przyjaźń, jest nieco naciągana, ale biorąc pod uwagę, że całość musiała zamknąć się w jednym tomie, trudno się temu dziwić. Zupełnie na boku wspomnę też, że o ile jestem świadomy, iż Yuki i Asuna przez wielu czytelników uważane są za bardzo dobry materiał na parę, o tyle sądzę, że ich relacje są bardziej siostrzane niż romantyczne i wypadają wyjątkowo naturalnie. Yuki wspiera nową przyjaciółkę pomimo własnych problemów i choć jej rolę w tomie można sprowadzić do katalizatora dojrzewania Asuny, to mimo wszystko fajnie czytało się o przygodach dwójki nieco narwanych panien.
Jakość wydania prezentuje się równie wysoko. Na okładce widzimy Yuki i Asunę, stojące na pierwszym planie, a za nimi Kirito (nie do końca wiem, po co wepchnięto go na okładkę, ale co tam). Z tyłu obie bohaterki narysowane są w stylu super-deformed. Na samym początku znajdziemy siedem kolorowych stron przedstawiających wszystkich istotnych bohaterów tego tomu, począwszy od Yuki i Asuny, poprzez matkę Asuny, Kyoko, aż po członków gildii Śpiących Rycerzy, a jednocześnie bliskich znajomych Yuki. Oprócz tego normalne, czarno-białe ilustracje porozmieszczane są w losowych miejscach w tomie. Dużo bardziej jednak ucieszył mnie sam tekst, i tutaj pozwolę sobie na małą dygresję. Miałem okazję poczytać kilka różnych tytułów z gatunku light novel, zarówno wydanych na naszym rynku, jak i zagranicznych. Na tym tle pod względem językowym Sword Art Online wypada bardzo pozytywnie. Tekst czyta się łatwo i przyjemnie, nie sprawia on wrażenia pisanego na kolanie przez początkującego grafomana. Tak dialogi, jak i opisy, chociaż nie ustrzegły się paru powtórzeń, prezentują bardzo przyzwoicie, a gdyby usunąć ilustracje, miałbym problem ze stwierdzeniem czy to, co czytam, to powieść, czy light novel (pomijam oczywiście kwestie fabularne i postaci). Nie jestem w stanie powiedzieć, czy jest to zasługa talentu autora, czy też może ciężkiej pracy tłumaczki i korekty, ale jeśli to ten drugi przypadek, obie panie zasługują na duże brawa. Tym bardziej, że na ponad dwieście stron znalazłem dosłownie jedną literówkę, co jest wynikiem tym bardziej imponującym, jeśli wezmę pod uwagę moje wcześniejsze doświadczenia z pierwszym tomem Log Horizona. Jakość papieru i druku również nie pozostawia nic do życzenia, a zarzutu, jakoby czcionkę Sword Art Online trudno się czytało ze względu na jej rozmiar, naprawdę nie rozumiem (a jestem szczęśliwym użytkownikiem okularów do czytania). Wreszcie na samym końcu tomu autor zamieścił krótkie posłowie, w którym tłumaczy między innymi, dlaczego zdecydował się na taki a nie inny kierunek fabuły. Oznacza to, że doskonale rozumie problem trapiący jego własną książkę, a mimo to z jakiegoś powodu Matczyny Różaniec jest tomem wyjątkowym w cyklu. Pozostaje tylko ubolewać.
Jeśli jeszcze nie jest to oczywiste, to zdecydowanie zachęcam do sięgnięcia po tom siódmy Sword Art Online. Jest to absolutnie najlepsza z historii, jakie do tej pory ukazały się w tej serii i warto przeczytać ją choćby dlatego. Plusem jest też to, że wbrew pozorom nie trzeba wiedzieć za dużo o samej serii by móc się cieszyć fabułą tomu siódmego, a tym samym mogą po niego sięgnąć osoby jedynie pobieżnie zaznajomione z cyklem. Zerknąć powinni również fani yuri, ponieważ rozwój relacji pomiędzy bohaterkami może im przypaść do gustu. No, tyle ode mnie.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.