Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Adventure Time tom 3 - recenzja komiksu

Autor:Koranona
Redakcja:Avellana
Kategorie:Recenzja, Komiks
Dodany:2016-05-14 23:05:18
Aktualizowany:2016-05-14 23:06:18

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Ilustracja do artykułu


Autor: Ryan North

Rysunek: Paroline Shelli, Lamb Braden, Moore Lisa, Ward Pendleton

Format: B5+

Oprawa: klejona

Okładka: kolor

Rodzaj: komiks amerykański

Wydanie polskie: Wydawnictwo Studio JG


Wraz z pierwszymi cieplejszymi kwietniowymi dniami w Polsce pojawił się kolejny tom komiksu głównej serii Adventure Time wydawanej przez studio JG. Na trzecią część czekałam z niecierpliwością, jak pewnie każdy, kto zetknął się z dwoma wcześniejszymi zeszytami. I cóż mogę powiedzieć - znów jestem absolutnie zachwycona zawartością.

Wątki pojawiające się w tym tomie kręcą się wokół tematyki gier wideo, czego nie spodziewalibyśmy się raczej po miękkiej, pastelowej grafice na okładce. W komiksie pojawiają się dwie historie, przy czym jedna jest krótka (acz to się okaże), a po niej następuje dłuższa, główna historia tej części.

Początek tomu to opowieść o tym, jak Lodowy Król pozbawia Finna i Jake’a wolnej woli, która od teraz je we władaniu… czytelnika. Decyduje on, jak potoczą się losy głównych bohaterów, niczym w grze RPG. Opowieść ma kilka wariantów, więc żeby w całości jej posmakować, należy przeczytać ją kilkukrotnie. Sumarycznie komiks zajmuje raptem kilka stron, niemniej za każdym razem musimy od któregoś momentu historii wejść w nią na nowo, więc wydaje się, jakby treści było więcej. To niesamowicie błyskotliwy i oryginalny pomysł jak na komiks - a to dopiero przystawka przed głównym daniem.

Główna część tomu zaczyna się, jak każda przygoda, od prostego pomysłu, żeby pograć w gry wideo. Finn, Jake i Marcelina, wciągnięci do BMO, zaczynają najlepszą z gier (którą oczywiście jest Cios w bebech 3 - nie pytajcie). Nasi bohaterowie zamieniają się w pikselowe postaci na planszach wyglądających jak żywcem przeniesione ze starych platformówek. Pokonują kolejnych wrogów, zwyciężają głównego przeciwnika i koniec. Czują jednak, że coś jest nie tak, bo poszło zbyt łatwo, zaś po wyjściu z gry odkrywają, że z BMO też nie jest najlepiej. Wszystko to wina tajemniczego wirusa, którego autorem jest niejaki Ulzio. Bohaterom nie zostaje nic innego, jak próba odnalezienia tajemniczego czarodzieja. Odkrywają w końcu źródło wirusa, a przy okazji historię jego twórcy.

W tomie znajdziemy liczne nawiązania do popkultury, jak chociażby wirtualną rzeczywistość, która wygląda jak z filmu Tron, czy pojawiający się w tle któregoś z kadrów kosmici przypominających tych z kultowej gry Space Invaders. Do osób obeznanych z tematyką autorzy komiksu puszczają oczko, reszcie zapewniają po prostu przyjemną lekturę w jednolitej konwencji. Mimo narzuconej z góry tematyki tomu, Adventure Time pozostaje sobą w całej rozciągłości - charaktery postaci są oddane doskonale, a humor, jaki zastaniemy w środku, to dalej prosty, absurdalny, czasami wręcz dziwny styl Finna i Jake’a. Kreska zadziwiająco dobrze imituje oryginalną animowaną serie tak, że można odnieść wrażenie, że bohaterowie się poruszają.

Zeszyt nie ma ani jednej niewykorzystanej strony. Nawet wewnętrzna strona okładki, w innych komiksach zazwyczaj po prostu biała lub beżowa, tutaj cieszy oko minimalistyczną, ale ładną grafiką trawy. Natkniemy się na kilka naprawdę udanych pejzaży a pomiędzy częściami komiksu na twarz Finna zajmującą całą stronę. Ba, nawet biała przestrzeń pod panelami nie zostaje zmarnowana, gdyż tam komunikuje się z nami autor komiksu. Czasem żartem, czasem refleksją, a czasem kompletnie niezrozumiałym przekazem. Na swój sposób burzy to tak zwaną czwartą ścianę i pozwala nam jeszcze głębiej wejść w świat komiksu. Na końcu tomu, tradycyjnie, czeka nas galeria okładek, z której każda jest interesująca. Za część z tych grafik odpowiedzialni są rysownicy, których bliżej można poznać w antologii Sugary Shorts, której opowiadania również rozgrywają się w uniwersum Adventure Time. Do tego wszystkiego należy dodać jeszcze doskonałej jakości wydruk i wykonanie tomu. Kolory są żywe, nigdzie nie ma niedociągnięć, wszystko świetnie się prezentuje na dobrej jakości błyszczącym papierze.

Trzeci tom Adventure Time to niezależna od wcześniejszych zeszytów historia, można więc bez problemu sięgnąć po niego, nie znając poprzednich części. Choć seria kupiła mnie w całości już od pierwszego tomu, to muszę przyznać, że jak na razie ten podoba mi się chyba najbardziej. Jeśli mieliście jakieś wątpliwości, czy się za ten komiks zabrać - nie miejcie! Obiema rękami mogę się podpisać pod zapewnieniem, że żaden fan Adventure Time nie będzie zawiedziony.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Frix99 : 2016-06-10 17:47:29

    Obiema rękami mogę się podpisać pod zapewnieniem, że żaden fan Adventure Time nie będzie zawiedziony.

    Biorąc pod uwagę to, że komiks jest non-cannonem innych twórców bez połączenia fabularnego zarówno z kreskówką jak i z poprzednimi tomami owego dzieła, na dodatek wprowadzane są tam różne postacie których nigdy wcześniej nigdzie nie było i nijak mają się do oryginału, jakim jest kreskówka. Swoją drogą, fabuła niniejszego tomu brzmi jak zrzynka z epizodu Strażnicy promieni słońca, więc z oryginalnością też nie najlepiej. Nie żebym czepiał się recenzji, bardziej wyrażam swe zdanie o komiksie a jako że nie ma innego miejsca na to, piszę tutaj. W mej opinii - skok na kasę. Tylko dla tych, którzy muszą mieć wszystko związane z AT, bo nie wytrzymają. Uważam jednak że lepiej zainwestować w inny gadżet ;)

  • Skomentuj