Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Opowieści z Cyfrowego Świata - Sekret ewolucji

Dokończenie

Autor:O. G. Readmore
Serie:Digimon
Gatunki:Komedia, Przygodowe
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2016-07-09 22:10:12
Aktualizowany:2016-07-09 22:10:12


Następny rozdział

Od pokonania D'Arcmona minął równo miesiąc. Sierpień upływał wyjątkowo leniwie. Chociaż digimony nie wiedziały, czym są wakacje, cieszyły się nimi wraz z naznaczonymi. Niemal każdego dnia Jason organizował czas pozostałym dzieciakom oraz mieszkańcom Sennej Osady. A to uczyli się gry w hokeja, palanta, bawili się w podchody, a w deszczowe dni, bo i takie zdarzały się w Cyfrowym Świecie, Lauren czytała wszystkim książki przygodowe Roberta L. Stevensona.

- My mieliśmy lepsze przygody, prawda? - upewniał się co po chwila DemiDevimon, szturchając przy tym October.

- Cicho siedź, gacek - mruczał zwykle Gazimon.

Odejście D'Arcmona z największą ulgą przyjął digimon nietoperz. Nie był już jej podwładnym, a opiekunem October. Prawdziwym. Oczywiście na początku musiał się gęsto tłumaczyć z pracy dla wroga, ale to już nie miało znaczenia.

To był jeden z tych upalnych, dusznych dni, które zwiastowały ulewę. Chmury kłębiły się w pobliżu osady, a jej mieszkańcy chowali się do domów. Halsemon jako jedyny pozostawał na zewnątrz i w zadumie spoglądał na linię łączącą błękitny ocean z granatowym niebem.

- Zaraz lunie - stwierdził Gazimon wchodząc do chatki.

- Pora na mnie - wyszeptał Halsemon.

- Co?

- Pora wyruszać w dalszą drogę.

Gazimon przystanął i spojrzał w tym samym kierunku w nadziei, że gdzieś na horyzoncie odnajdzie powód tak nagłej decyzji Halsemona.

- Chcesz się stąd zmywać? - dopytał po chwili. - Przecież jest fajnie.

- Mój nauczyciel wysłał mnie, abym wam pomógł. Pomogłem. Nie ma sensu tutaj dłużej siedzieć.

- A co z Bobbym?

- Zrozumie.

Gazimon podrapał się po pyszczku. Nie był pewien, czy dziesięciolatek, który ubóstwiał cyfrowe potwory zrozumie odejście własnego opiekuna. Jednak musiał się zgodzić. Sam był w podobnej sytuacji. Został w osadzie na krótką chwilę, aby pomóc, a minął czerwiec, lipiec... Miał inne obowiązki - swój gang.

- Kiedy wyruszasz?

- Jak tylko się rozpogodzi.

- W takim razie idę z tobą.

- Co? Ale jak to?

- A tak to! - stwierdził, przysiadając się. - Też zatrzymałem się w osadzie tylko na moment. Muszę odszukać mój gang, a przy okazji chętnie zobaczę to twoje Miasto Obrony.

- Zbędny trud.

- Bzdura - machnął łapą Gazimon. - Jestem przekonany, że reszta też się chętnie wybierze z nami.

- Jaka reszta?

- No... - zrobił pauzę. - Jason, Bobby i pozostali. Chyba nie chciałeś opuścić Sennej Doliny bez pożegnania?

Halsemon mruknął coś, co nie było już słyszalne dla Gazimona, który szybko pobiegł ogłosić mieszkańcom osady pomysł wycieczki do Miasta Obrony. Gdyby nie znał Gazimona pomyślałby, że ten specjalnie rozgłosił wszystkim jego plan, aby w ten sposób zatrzymać go w Sennej Dolinie.

Jeszcze przed ulewą cała wioska żyła podróżą do Miasta Obrony. Najbardziej przeżywał ją Bobby.

- A jak wyglądają inne digimony na poziomie armor? - pytał bez końca.

- Normalnie.

- Też potrafią latać?

- Niektóre.

- Jak wygląda twój dom?

- Mieszkam w domu nauczyciela.

Lauren, October i Floramon zajęły się gromadzeniem prowiantu na wyprawę. Mimo iż Halsemon dobrze znał drogę do swojego rodzinnego miasta, Babamon przygotowała dla podróżnych mapę z wytyczoną trasą. Nazajutrz rano piątka naznaczonych przybyła do osady, gdzie już czekali na nich zniecierpliwieni opiekunowie.

Przed godziną jedenastą dzieciaki i ich cyfrowe potwory wyruszyli na wschód. Nie tylko dla naznaczonych był to pierwszy raz, gdy opuszczali Senną Dolinę. DemiDevimon oraz Elecmon również nigdy nie znajdowali się poza jej granicami. Nietoperz czuł lekki zawód. Świat poza Senną Doliną był nadal senny oraz dolinowaty i w zasadzie nie różnił się od tego do czego przywykł: łąki, drzewa, pola.

Mimo wszystko czuł radość. Rozpierała go energia. Był partnerem October. Prawdziwym. Takim z digipilotem. Gotowym na ewolucję.

- Jak już digimorfuję to nie zazdrośćcie mi, dobra?

- O czym ty, gacek, znowu nawijasz?

- O mojej przemianie. Zamienię się w Devimona, albo Devidramona. Będę najlepiej wyglądającym championem w naszej grupie i nie chcę, aby to jakoś wpłynęło na naszą współpracę - oznajmił całkiem poważnie.

- Już to widzę - skomentował Elecmon, a Gazimon jedynie się zaśmiał, jakby w ten sposób przytakując królikowi.

- A ty? - Bobby zwrócił się do swojego opiekuna. - Kiedy digimorfujesz?

Halsemon pokręcił przecząco głową. Pomiędzy nim, a pozostałymi opiekunami istniały pewne różnice. Poziom armor dorównywał siłą championom i w przeciwieństwie do digimonów rookie nie potrzebował wzmocnienia w postaci digimorfozy. Wiązało się to z sekretem ewolucji, który znany był jedynie mieszkańcom Miasta Obrony. Sam digipilot bardziej traktował jako symbol bycia opiekunem niż przydatny gadżet.

Po dłuższym marszu wzdłuż plaży skręcili w głąb niewielkiego lasu iglastego. Zaraz za nim zaczynały się wzgórza porośnięte makami i wysoką bladozieloną trawą. Nieco dalej znajdowało się jezioro. Halsemon wzbił się w niebo skąd miał widok na ocean, lasy i dawną twierdzę D'Arcmon.

- Myślicie, że Cyfrowemu Światu jeszcze kiedyś zagrozi niebezpieczeństwo? - zaczęła Lauren.

- Czemu pytasz? - zdziwił się Aiden.

- FlaWizarmon uciekł z pola bitwy - przypomniał im Elecmon.

- Nie gadajcie! - rozzłościł się DemiDevimon.

- Myślę, że Cyfrowemu Światu już nic nie grozi - odpowiedział Jason - skoro nawet Halsemon postanowił wrócić do siebie.

- Nie będę mógł go widywać, prawda? - zasmucił się Bobby.

October szturchnęła dziesięciolatka w ramię szepcząc mu do ucha:

- Założę się, że twój digipilot będzie potrafił odnaleźć jakieś przejście pomiędzy Thorndale, a Miastem Obrony.

Sielankę przerwał głośny huk przypominający wybuch fajerwerków. Niebo pokryła czerwona plama ognia, która zmierzała wprost na naznaczonych. Elecmon i Halsemon zareagowali niemal natychmiast. Ich połączone ataki rozbiły pocisk na drobne kawałki, które rozprysły się na niebie niczym sztuczne ognie. Pozostałe digimony zwarły się w gotowości do odparcia następnych ataków.

- Co to było?! - zawołał Aiden.

- Ktoś nas atakuje? - spróbował odpowiedzieć Jason.

- Nie ktoś tylko ja - usłyszeli.

Tuż nad ich głowami lewitował FlaWizarmon.

- Co tu robisz? - warknął Gazimon.

- Śledziłem was od wyjścia z osady - odparł od niechcenia. - Miałem was zaatakować dopiero po zmroku, ale gdy zaczęliście o mnie rozmawiać zrobiło mi się tak jakoś... - zaśmiał się - ...miło i postanowiłem przyśpieszyć moją zemstę.

- Wróciła ci odwaga? - zakpiła Floramon.

- To zabawne, że mówicie o odwadze mając obok siebie DemiDevimona - oznajmił, spoglądając na nietoperza.

- DemiDevimon jest moim opiekunem - wtrąciła się October.

- Właśnie! - poparł ją Gazimon. - Gacek jest z nami i jak masz do niego jakieś uwagi to rozmawiaj ze mną!

- Ależ mam! - złowrogi digimon sięgnął za pas po swoją zapałkę i wycelował nią w October.

Z główki zapałki wystrzelił płomień. DemiDevimon chwycił dziewczynę za ramię i odepchnął do tyłu. Naznaczona i opiekun stracili równowagę i upadli w wysoką trawę.

- Nic ci nie jest? - spytał nietoperz.

Dziewczyna pokręciła głową. Wszystko było w porządku.

Aiden sięgnął po swój digipilot. Lauren i Jason spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

- Zaczekajcie! - oznajmił DemiDevimon. - To moja walka!

- Jesteś pewien, że sobie poradzisz, gacek?

- Jestem opiekunem October. Muszę sobie poradzić.

- Bez różnicy - westchnął znudzony przeciwnik. - Chce zginąć to zginie.

DemiDevimon wzbił się w powietrze na wysokość ognistego maga. Nie miał strategii, a jedynie cichą nadzieję, że uda mu się pokonać przeciwnika - tak samo jak robiły to inne digimony w obronie swoich partnerów.

October sięgnęła po swój digipilot. Przez chwilę przyglądała mu się w napięciu, aż ten wydał z siebie odgłos:

- Już czas.

Z urządzenia wystrzeliła biała wiązka światła. Jasne światło pochłonęło nietoperza, który zaczął zmieniać się.

DemiDevimon digimorfuje w... Wizarmon.

Nietoperz przemienił się w humanoidalnego digimona. Miał na sobie granatową pelerynę, duży kapelusz z trupią czaszką, z pod którego wyłaniały się jasne kosmyki włosów, bladą cerę i jasnobrązowy kombinezon oraz laskę zakończoną złotym słońcem. Wizualnie bardzo przypominał FlaWizarmona.

Dla DemiDevimona jego nowa postać była wielkim rozczarowaniem. Niczym odpakowywanie w święta ogromnego prezentu, który w rzeczywistości okazuje się być tym, czego nie chcieliśmy.

- No... Gacek - pokręcił głową z uśmiechem Gazimon. - Rzeczywiście, Devimon jak nic!

FlaWizarmon zaatakował pierwszy. Wizardmon wyminął jego uderzenie i intuicyjnie spróbował oddać cios, ale również spudłował. Digimony wymieniły się serią ciosów, a następnie zderzyły berłami. Z daleka trudno było ich odróżnić. Wizardmon atakował coraz zajadlej, a FlaWizarmon zdawał się tracić na sile i szybkości. Opiekun October odepchnął ognistego maga i wycelował w niego swoim berłem:

- Terror iluzji - wypowiedział zaklęcie.

Ciemna energia uderzyła w przeciwnika. FlaWizarmon zawył z bólu i rozpłynął się w powietrzu. Wizardmon sfrunął na ziemię tuż obok October. Zmęczony walką wrócił do postaci DemiDevimona.

- Byłeś cudowny! - zawołała October ściskając swojego digimona.

Ostatni sługa D'Arcmon został pokonany. Wkrótce na horyzoncie pojawiło się Miasto Obrony.

Następny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.