Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Sword Art Online: Alicyzacja Początek tom 9 - recenzja książki

Autor:Piotrek
Redakcja:Avellana
Kategorie:Książka, Recenzja
Dodany:2016-10-17 22:33:59
Aktualizowany:2016-10-17 22:38:59

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Ilustracja do artykułu




Tytuł oryginalny: Sword Art Online Alicization Beginning

Tytuł polski: Sword Art Online Alicyzacja: Początek

Autor: Reki Kawahara

Ilustracje: abec

Tłumaczenie: Anna Piechowiak

ISBN: 978-83-63650-80-3

Stron: 298

Wydawca polski: Wydawnictwo Kotori







Dziewiąty tom Sword Art Online nosi tytuł Alicyzacja: Początek. Jest to pierwszy niezekranizowany tom tej light novel, a zarazem całkowicie nowa historia, co rzecz jasna wnosi nieco świeżości dla osób, które znają już anime. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, czego się spodziewać, chociaż już okładka wiele podpowiedziała.

Tym razem siedemnastoletni Kirito dostaje pracę w tajemniczej firmie RATH, testującej system pełnego zanurzenia nowej generacji - TLD. Technologia ta, w przeciwieństwie do AmuSphere, oddziałuje bezpośrednio na świadomość człowieka w formie tzw. Zmiennoświatła, polegającego na kwantowym wypełnieniu komórek mózgowych. Ta metoda umożliwia nie tylko stworzenie sztucznej rzeczywistości na znacznie wyższym i bogatszym w detale poziomie, ale także może kilkukrotnie przyspieszyć upływ czasu wewnątrz TLD względem rzeczywistego świata. Jak się później okaże, możliwości zdecydowanie przekraczają dotychczasowe pojmowanie ludzi na temat sztucznej rzeczywistości. Niestety, użytkownik nie tylko nie może nic zapamiętać z zanurzenia, ale także nie może wnieść do wirtualnego świata swoich dotychczasowych wspomnień i świadomości, gdyż mogłoby to zaburzyć pracę urządzenia. Cóż, przynajmniej tak się Kirito początkowo wydawało.

Oczywiście tak potężna technologia musiała zostać wykorzystana do stworzenia gry VRMMORPG, lub czegoś na jej wzór. Zaserwowano nam świat fantasy zwany Podziemiem, dzielący się na Świat Ludzi i Krainę Ciemności. Świat, który w ryzach trzymają narzucone reguły, a jego mieszkańcy są ich niewolnikami.

Brzmi nieźle, dopóki nie zobaczymy, w jaki sposób został przedstawiony oraz jak rzeczywiście ów świat wygląda. Po raz kolejny Reki Kawahara udowodnił brak kunsztu pisarskiego. Książka zaczyna się prologiem, który nie dość, że śmiertelnie nudzi, to jeszcze nie ma absolutne żadnego sensu dla czytelnika, przynajmniej do czasu. Rzecz jasna po odpowiedniej dawce wyjaśnień zaczynamy rozumieć, po co zostało to zaprezentowane w taki sposób, ale większość czytelników przyzwyczajonych do porządnej literatury będzie miała ochotę rzucić czytanie w diabły, zanim do tego momentu dotrze. Poznajemy historię trójki dzieci w wiosce Ruild, znajdującej się w najbardziej na północ wysuniętej części Północnego Królestwa Norlangarth. Dalej znajdują się już tylko Góry Ostatnie, które oddzielają Świat Ludzi od Krainy Ciemności. W wiosce tej każde dziecko otrzymuje powołanie, czyli zawód, który musi wykonywać przez resztę życia lub do jego ukończenia.

Młodzieniec imieniem Eugeo otrzymał powołanie rębacza ogromnego drzewa Gigas Cedar, które jest ścinane od 300 lat. Tak, drzewo o ogromnej średnicy 4 merów (jednostka równa metrowi) próbuje ściąć już kilka pokoleń mieszkańców wioski Ruild, a udało się im wyrąbać raptem 1 mer w pniu. Cóż, do tej pory, pomijając sztuczność praw tego świata, nie miałem zastrzeżeń. Niestety, powód ścinania drzewa jest kompletnie absurdalny. Z opisu okolicy oraz zamieszczonej mapki wynika, że chodzi o uzyskanie powierzchni pod pola uprawne, tymczasem naokoło nie brakuje dostępnych terenów, więc pomysł wygląda jak nieśmieszny żart. Autor tworzy nowy świat i zaczyna od wsi, która musi mieć pole w jednym miejscu, a nie tam, gdzie można by je założyć bez kilkuset lat wysiłku… Cóż, dodano do tego wisienkę na torcie w postaci rolników, którzy już kłócą się o podział gruntów, mimo że nie mają szans dożyć ścięcia owego drzewa. Na szczęście akcja przenosi się poza wioskę, a wydarzenie, w które wplątuje się trójka przyjaciół, kładzie podwaliny pod ciąg dalszy tej historii.

Teraz rzecz jasna przenosimy się do rzeczywistości, gdzie Kirito opowiada Asunie oraz Shino o swojej nowej pracy. Nie zabraknie żartów i planów na przyszłość. Nie zabraknie też dramatu, który potrzebny jest w temu wszystkiemu jak dziura w moście. Autor nie mógł powstrzymać się po prostu od zrobienia czegoś bohaterowi, żeby było bardziej, dramatyczniej. Przecież nie można poprowadzić fabuły normalnie, choć w przypadku Sword Art Online to właśnie byłoby oryginalne. Lepiej zastosować sztuczkę znaną już z poprzednich tomów. Koniec końców, Kirito zostaje wciągnięty ponownie do Podziemia, gdzie tym razem zachowuje niemal wszystkie wspomnienia, nie licząc tego felernego, dotyczącego sytuacji, przez którą się znowu znalazł w świecie wirtualnym. Próba rozgryzienia tej zagadki wyciąga na wierzch znane już wcześniej problemy z postaciami z cyklu - brak jakiejkolwiek spójności w ich rozumowaniu oraz inteligencji. I nie, nie można tego powiązać z brakiem wspomnień z wcześniejszej wizyty w świecie. Kirito potrafi najpierw kojarzyć fakty jak należy, ale po chwili zostają mu trzy szare komórki i tak wkoło. Panie Kawahara, albo decydujemy się na jedno, albo niezamierzenie rozśmieszamy czytelnika. Nie było żadnych powodów, żeby tak przedstawić próbę rozwikłania zagadek związanych z nowym światem.

Po tym, jak książka odkryła Amerykę ponownie, powtarzając informacje wcześniej zawarte w prologu, przyjdzie nam zmierzyć się z kolejnymi idiotyzmami wirtualnego świata. Jego mieszkańcy, dzięki technologii TLD i wykorzystaniu zmiennoświatła wydają się obdarzeni ludzką inteligencją, zachowaniami i możliwościami rozwoju. Niestety, podlegają czemuś o nazwie „Rejestr Tabu”, któremu nie są w stanie się przeciwstawić. Dlatego świat pozbawiony jest złodziei i bandytów, nikt też nie próbuje uciekać przed powołaniem. Wszystko byłoby cacy, gdyby nie fakt, że nie tylko Kirito nie musi przestrzegać reguł, ale także Eugeo i Alice nie tylko próbują, ale i skutecznie przeciwstawiają się tym nakazom. Dziewczynę spotyka za to co prawda kara, ale tak czy siak w krótkim czasie mamy wielokrotne zaprzeczanie wcześniej podanym tezom i regułom. Naprawdę nie tak trudno byłoby skonstruować świat tak, żeby czytelnikowi nie opadały co chwila ręce. Już pominę „Święte Techniki”, które są po prostu angielskimi komendami dla systemu. Nie ma to jak pójść na łatwiznę i dorobić do tego ideologię...

No dobra, teraz warto wspomnieć o tym, że zza tych wszystkich, delikatnie rzecz biorąc, nieścisłości, wyłania się naprawdę potężny i bogaty świat, który wprost prosi się o nakreśloną z rozmachem przygodę. Tak, Reki Kawahara po raz kolejny stworzył scenografię, w której można umieścić niezwykle bogatą, ciekawą historię. Dziewiąty tom to niestety tylko wprowadzenie, więc na rozwój wydarzeń przyjdzie dopiero czas. Z jednej strony udało mu się mnie zainteresować dalszymi przygodami Eugeo i Kirito, którzy ruszą na ratunek Alice. Z drugiej, pełny jestem obaw o to, że znowu zamiast czegoś oryginalnego dostaniemy odgrzewanego kotleta.

Tłumaczenie jest w porządku, za to korekta po raz kolejny zaliczyła ogromną wtopę. Liczba pomyłek i literówek jest po prostu olbrzymia - zaczynają się sypać już na początkowych stronach: „przytknął do go ust” zamiast „go do” na stronie 12; „przez zrobieniem” - „przed zrobieniem” strona 26, „rcerz”, „cemu” czy „zerknąłem kąta oka na Eugeo” na strone 201. A to tylko wybrane przykłady.

Dziewiąty tom Sword Art Online rozpoczyna nową historię, która niestety na razie jest na typowym dla cyklu poziomie literackim. Mam nadzieję, że kolejne tomy nie powtórzą największego grzechu i nie zniechęcą czytelnika na samym początku. Uczucia mam mieszane, ale raczej jestem na tyle zainteresowany nową przygodą, żeby sięgnąć po kolejny tom.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.