Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Płomień w ciemności

Rozdział 3

Autor:Kh2083
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Horror, Mroczne
Uwagi:Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2016-12-05 19:03:49
Aktualizowany:2016-12-05 19:03:49


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 3

Dale Arthur Knight obudził się punktualnie o piątej rano. Robił tak każdego dnia od ponad 15 lat, od kiedy pewien stary mistrz ezoteryczny nauczył go medytacji z udziałem mandali na powitanie każdego nadchodzącego dnia. Łysy mężczyzna siedział nago na podłodze, a przed nim ustawiona była tablica z namalowanym wielkim kołem promieniującym we wszystkich barwach tęczy. Mandala pozwalała mężczyźnie komunikować się ze swym duchowym wnętrzem, intuicją dzięki której był w stanie wyczuwać każdą energię przenikającą fizyczną rzeczywistość, korzystać z pomocy dobrych bytów podróżujących w jego okolicy, jak i chronić się przed demonami i innymi przejawami złej energii. Medytacja nie udała mu się, tak samo jak i poprzedniej nocy w hotelu. Aura demona sprawującego władzę nad okolicą była zbyt mroczna, aby delikatne światło duszy Knighta mogło ją rozwiać, wprowadzając mężczyznę w pozytywny nastrój. On sam wiedział, że będzie musiał działać szybko i sprawnie, aby miasto nie zostało nieodwracalnie skażone. W powrocie do rzeczywistości pomogło łysemu wspomnienie o Rei Hino, dziewczynie, którą poznał poprzedniego dnia. Łowca był bardzo ciekawy czy dziewczyna wróciła do zdrowia i jakie było jej samopoczucie. Postanowił spotkać się z nią jak najszybciej, aby porozmawiać dłużej i ustalić przyczynę jej amnezji oraz wydedukować, gdzie mogła zarazić się magicznym wirusem. Mężczyzna wstał z podłogi, podszedł do tablicy z mandalą i przykrył ją starannie płótnem. Przez chwilę stał przy uchylonym oknie, patrząc na ulicę i miejsce w którym poprzedniej nocy pozbył się jednego z dziwnych uczestników kolorowej procesji.

Po porannej medytacji Dale Knight sprawdził broń z którą nigdy się nie rozstawał. Pistolet wykonany ze stopu metalu znalezionego w meteorycie, który wieki temu wylądował w samym sercu Sahary, był utrzymany w idealnym stanie. Łowca nigdy nie pozwoliłby na to, aby na jego powierzchni pojawiła się choćby jedna rysa. Każdy pocisk w magazynku jego broni nosił inskrypcję w zapomnianym języku, czar bezpośrednio z nim związany, czar mogący przebić się przez magiczne iluzje i zniszczyć to co nie powinno należeć do materialnego świata. Mężczyzna był z siebie bardzo niezadowolony. Poprzedniej nocy nie mógł opanować swoich emocji, co zaowocowało utratą jednego z cennych pocisków na nic nie znaczącego pionka w rękach złej potęgi z którą miał się zmierzyć. Na zewnątrz panowała ładna pogoda, dlatego łysy postanowił wyjść przed budynek. Zabrawszy załadowaną broń, opuścił ciasne mury pokoju hotelowego. Znalazł się w ogrodzie leżącym tuż przed wejściem do jadalni. Lekki wiatr powiewał liśćmi rosnących tam drzew i krzewów, a gdzieś z oddali dochodziły uspokajające dźwięki górskiego strumienia. Dale założył ciemne okulary mające go ochronić przed drażniącymi oczy promieniami wyłaniającymi się zza chmur. Miejsce w jakim odpoczywał wyglądało pospolicie aż do bólu i nie wskazywało na żadne dziwaczne wydarzenia jakich był świadkiem odkąd przekroczył granice miasteczka. Dale wiedział jedynie, że czarnowłosa dziewczyna była kluczem do rozwikłania otaczającej go zagadki.

Arthur Knight spędził na rozmyślaniach prawie godzinę. Senne sylwetki mieszkających w hotelu osób przesuwały się wokół niego idąc z jadalni w kierunku wzgórz będących jedyną atrakcją turystyczną tamtego miejsca. W pewnym momencie mężczyzna zauważył zbliżającą się do niego dziewczynę. Rei była blada i wyglądała na bardzo osłabioną, ale pomimo tego delikatnie uśmiechnęła się widząc swego nowego znajomego.

- Usiądź tutaj. - łysy zaproponował wskazując na puste krzesło. Rei bardzo chętnie spełniła jego prośbę.

- Dziękuję za wczorajszą pomoc. - powiedziała patrząc na czarne okulary mężczyzny.

- Nie ma sprawy. Jak się czujesz?

- To co dałeś mi do wypicia, naprawdę na mnie podziałało. Gorączka ustąpiła i przeszły mi wszystkie bóle. Nadal jest mi bardzo słabo i zupełnie nie mam apetytu. Ale... jeszcze raz dziękuję.

- Nie dziękuj mi. Jesteś kluczem do pokonania mojego wroga i dlatego muszę cię chronić. - Knight oznajmił jednocześnie zdejmując okulary.

- Nadal nie rozumiem jaka jest moja rola w tym wszystkim, ale myślę, że mogę ci zaufać. Posłucham co masz do powiedzenia i pomogę ci dowiedzieć się co się tu tak naprawdę dzieje.

- Dobrze, że tak szybko się dogadaliśmy. Chcesz się czegoś napić, zjeść?

- Mówiłam, że nie mam apetytu. Odpuszczę sobie jeszcze przez parę godzin.

- Jak chcesz.

- Słuchaj... czy to co mi dałeś... zniszczyło tego wirusa? Jestem już zdrowa? - dziewczyna zapytała ściskając w dłoni pióro do transformacji.

- Nie jesteś! Wirus jest tylko uśpiony! Mówiłem ci o tym wczoraj w nocy! Nie potrafisz słuchać?

- Miałam czterdzieści stopni gorączki. Szczegóły rozmowy mogły mi umknąć, nie sądzisz?

- Tak, tak... wirus może usunąć tylko jego twórca jeśli wyrazi na to ochotę, albo zniknąć wraz ze śmiercią twórcy. W innym przypadku nie da się go zniszczyć żadnymi środkami. Dlatego zapomnij o używaniu swoich mocy i unikaj kontaktu z fizycznymi manifestacjami demona jak ognia. Chyba, że chcesz stracić rozum.

- Skąd tyle wiesz o tym wirusie? I skąd masz pewność, że zaatakowało mnie właśnie to?

- Widziałem wiele podobnych przypadków w czasie moich podróży. Widziałem człowieka, zniszczonego przez tego wirusa, nie był to zbyt przyjemny widok. Mam pewność, bo czuje w tobie jego kumulującą się energię, zupełnie tak jak w tamtym nieszczęśniku wiele lat temu.

- Co się z nim stało? - Rei spytała zaciekawiona.

- Nie chcesz tego wiedzieć. - Dale odparł niechętnie ponownie zakładając czarne okulary.

- A ty nie chcesz mi o tym opowiedzieć. - Dziewczyna wiedziała, że niczego nie wyciągnie ze swojego rozmówcy i nie miała ochoty słuchać o tym jakie straszliwe męczarnie mogą ją spotkać. Popatrzyła na grubą kobietę otwierającą okna jadalni. Upał wolnym krokiem zbliżał się do okolic hotelu tak jak każdego poprzedniego dnia wizyty czarnowłosej.

- Jeśli chcesz, abym z tobą współpracowała, musisz powiedzieć mi znacznie więcej. Najlepiej wszystko co wiesz. Zacznij od tego, skąd wiedziałeś o mojej tajemnicy i w jaki sposób byłeś w stanie porozumieć się ze mną przez wizję. Nie lubię sytuacji w których ktoś wie wszystko i skrywa tajemnicę, a ja nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.

- Wczorajszej nocy pamięć musiała ci nieźle szwankować. Mówiłem ci w jaki sposób się z tobą skontaktowałem. Zajrzałem we wspomnienia demona i ujrzałem twarze tych, których on zobaczył chwilę po swoim przebudzeniu. Ten demon posiada zdolność dostrzegania prawdy i dlatego spostrzegł, że otaczała cię aura pradawnej energii, chociaż ty sama się wtedy jeszcze nie przebudziłaś. Mam rację?

- Tak. A jak się ze mną skontaktowałeś? Jesteś telepatą?

- Nie... nic z tych rzeczy. Czy łysy facet musi być od razu telepatą? - mężczyzna oznajmił z uśmiechem wskazując na swą błyszczącą skórę na czaszce.

- Mam iskrę Żywego Płomienia z Marsa, ziarnko z potężnej świątyni wznoszącej się w czerwonych piaskach w pradawnych czasach Złotego Millenium. Skontaktowałem się z inną iskrą tej istoty tkwiącą w twoim wnętrzu.

- Jesteś niedoinformowany. - Rei odparła śmiejąc się.

- Chodziło ci chyba o Srebrne Millenium. Podobno doskonale wiesz kim jestem, a robisz takie błędy. - dodała.

- To ty jesteś niedoinformowana. Czy zastanawiałaś się kiedyś skąd wzięła się moc tkwiąca w magii twojej i twoich przyjaciółek? Nie zastanawiałaś się dlaczego wasze wcześniejsze wcielenia od zawsze znały takie rzeczy jak niekończące się źródła energii i korytarze prowadzące poprzez czas i przestrzeń? Srebrne Millenium było tylko cieniem innej wspanialszej epoki, echem między-wymiarowego królestwa, które opanowało czas, przestrzeń, energię i życie. Nie miewasz snów o potędze, wołających cię z dawno zapomnianego świata? Marsjański Ogień to jeden z cudów zrodzonych w tamtych czasach. To żywa istota, świadomość kosmiczna przekraczając granicę przestrzeni i czasu. Płonąca w tym czego już nie ma i co dopiero będzie. Niestety do naszego eonu przetrwały jedynie iskry jego dawnej piękności. Masz szczęście nosić jedną wewnątrz siebie.

- Jakoś nie chce mi się wierzyć w to co opowiadasz. Wydaje mi się, że wymyślasz to wszystko na poczekaniu. Ładne słownictwo i niezła wyobraźnia.

Dale wstał z krzesła, okrążył mebel tak, aby znaleźć się jak najbliżej dziewczyny, po czym nachylił się nad jej głową. Rei odwróciła się w stronę jego twarzy.

- Tyle widziałaś i nie chcesz uwierzyć we własną przeszłość. - powiedział.

- Jak będziesz sama w ciemnym pokoju, poproś ogień tkwiący w twoim umyśle, aby opowiedział ci o tych dawno minionych czasach. Przekonasz się, że mówię prawdę. - dodał.

Mężczyzna powrócił na swoje krzesło. Spojrzał na twarz czarnowłosej surowym wzrokiem.

- I poważnie porozmawiaj z jedną z was. Ona nie mówi wam całej prawdy. Nigdy nie mówiła.

Rei nie chciała już dłużej kontynuowania dyskusji na temat swoich przeszłych wcieleń i obecnych znajomych z człowiekiem, którego poznała kilka godzin wcześniej. Wiedziała, że był on niezwykłym mężczyzną gdyż wcześniej pomógł jej korzystając ze środków których ona sama nie rozumiała. Jednak pradawna historia wątpliwej prawdziwości nie była tematem pierwszej ważności. Liczyła się przeszłość sprzed kilkunastu lat, jej amnezja, dziwaczna procesja nawiedzająca tamto miasteczko oraz demon, który podobno był za to wszystko odpowiedzialny. Powstrzymanie go było dla dziewczyny ważne, bo czuła się strażniczką chroniącą planetę przed tego rodzaju niebezpieczeństwami.

- Dobrze. Zostawmy to na razie, bo są pilniejsze sprawy. Z czym mamy do czynienia? Co wiesz o tym demonie?

- Niewiele. Mówiąc prawdę, nigdy nie spotkałem go osobiście. Zresztą nie jestem pewien, czy ma on jakąkolwiek materialną formę. Spotkałem tylko jego manifestację, mężczyznę o imieniu Matheus. Natknąłem się na niego w Europie, podróżował z małą grupą cyrkową, sama wiesz, kobieta z brodą, jakiś siłacz, parę zwierząt, naprawdę nic ciekawego. Okazało się, że porywał dzieci z miasta w sobie tylko znanym celu. Bardzo łatwo udało mi się go pokonać, ale dopiero wtedy naprawdę się zdziwiłem. Jego trupa nie była realna, rozpłynęła się w powietrzu jak tylko ten gnój stracił przytomność. Ku swojemu przerażeniu odkryłem, że dzieci i wszyscy inni ludzie, którzy mieli z nimi kontakt stracili kontakt ze światem, wyglądali tak jakby ktoś wyłączył ich umysły.

- Albo ukradł dusze. - dziewczyna wtrąciła się.

- Dokładnie. Co więcej Matheus również był dokładnie w takim samym stanie. Egzorcyzmy których nauczyłem się kiedyś w Watykanie zdradziły coś jeszcze bardziej niezwykłego. Facet był pod wpływem jakiegoś bardzo groźnego demona, istoty pochodzącej z pradawnego świata. I wówczas miałem chwilowy wgląd w umysł tej istoty, zobaczyłem w nim chwilę jego ponownego przebudzenia i próbę przejęcia kontroli nad trójką dzieci. Także i nad tobą, droga Rei.

- Po pierwsze, ja zupełnie nie pamiętam tamtego wydarzenia. Po drugie, mówiłeś przed chwilą, że wszyscy których tamten potwór dotknął stracili swoją osobowość. Ja jakoś czuję i myślę normalnie, coś się tutaj nie zgadza.

- Może od dziecka byłaś chroniona przed Marsjański Płomień? Może ten demon nie był w stanie nad tobą zapanować?

- Może było dokładnie tak jak mówisz.

- Powiedz mi co się przytrafiło po tym jak przyjechałaś do tego miasteczka?

- Same dziwne rzeczy. Zaczęło się od tego, że idąc w ulewnym deszczu do hotelu minęłam jakiś dom w którym stara kobieta czekała na swoją wnuczkę. Niby nic ciekawego, ale na drugi dzień sprawy zaczęły przybierać dziwaczny obrót. Spotkałam jakiegoś chłopaka, który twierdził, że znałam go w dzieciństwie i spędzałam z nim wiele czasu. Wpadł na mnie już w drugim dniu mojej wizyty. Na dodatek okazało się, że dom który widziałam w nocy był w rzeczywistości opuszczony i nie było w nim żadnej starej kobiety. Później w nocy widziałam dziwaczną procesję i słyszałam jak ktoś wołał moje imię. A później wiesz co robiłam, bo mnie cały czas śledziłeś.

- Ten chłopak o którym mówisz, to ten sam z którym wczoraj uciekałaś przede mną?

- Tak, to on. Wtedy myślałam, że jesteś jakimś zboczeńcem.

- Pojawił się w odpowiednim czasie i odpowiednim miejscu, aby cię spotkać. Nie wydaje ci się to co najmniej dziwne?

- Zbiegi okoliczności się zdarzają. - dziewczyna odpowiedziała patrząc na przesuwające się po niebie chmury.

- Nie wierzę w nie. - odparł łysy.

- Nie wydaje ci się, że jest w jakiś sposób związany z wszystkim co się dzieje? - dodał.

- Nie wiem... wydaje się zupełnie normalny. Ale z drugiej strony, w dzień przed procesją nalegał abym zamknęła okno i wzięła środek nasenny. Tak jakby wiedział, co mogę zobaczyć, jeśli nie będę spała. Tak jakby chciał mnie przed czymś chronić. Poza tym w pierwszy dzień zaprowadził mnie do jakiegoś opuszczonego wesołego miasteczka. Lunapark i parada dziwaków cyrkowych w jednym dniu to chyba nie zbieg okoliczności?

- Tak jak mówiłem, nie wierzę w przypadki. Musisz uważać na tamtego chłopaka dopóki nie będziesz wiedziała z kim naprawdę masz do czynienia. Co teraz zrobisz?

- Pójdę do domu tej staruszki, rozglądnę się tam, może trafię na jakiś ślad.

- A jeśli powiem, że to dla ciebie niebezpieczne, posłuchasz i nie pójdziesz tam?

- Nie. Wiesz o tym. - dziewczyna odpowiedziała z uśmiechem.

- A potem spotkam się z Masanorim i nacisnę go, aby opowiedział mi o przeszłości.

- Dobrze. Ale do tej rudery pójdę razem z tobą. Już raz uratowałem ci tyłek, lepiej jeśli tym razem będę bliżej.

- Jak chcesz. - Rei odeszła od stolika. Odwróciła się do łysego, aby za chwilę zniknąć w drzwiach wejściowych do hotelu.

- Widzimy się za pół godziny. - powiedziała kierując się w stronę klatki schodowej.

Rei, przygotowana do spotkania z nieznanym i uzbrojona w pudełko z ofuda oraz towarzyszący jej Dale Arthur Knight zbliżali się do starego domu w którym Rei schroniła się kilka dni wcześniej podczas deszczu i spotkała tajemniczą starą kobietę. Słońce znów wisiało wysoko nad horyzontem zalewając miasteczko nieprzyjemnym żarem. Dale stanął pod drzewem, aby chłód cienia zabezpieczył jego łysą głową przed gorącymi promieniami.

- To tutaj? Jesteś pewna? - zapytał.

- Tak. Byłam tu dwa razy.

- Nie wygląda jakby ktokolwiek gościł tu przez ostatnie kilkanaście lat. Musimy się rozejrzeć.

- Jak zamierzasz dostać się do środka? - dziewczyna zapytała, patrząc na stare mury obrośnięte zielonymi roślinami.

- Tak. - odparł Knight podchodząc do drzwi. Silnym ruchem ręki zerwał przerdzewiałą kłódkę, która opadając na chodnik roztrzaskała się na kilka części. Mężczyzna szybko dostał się do środka domostwa wyjmując pistolet. Dziewczyna ostrożnie podążyła jego śladem. Wnętrze domu śmierdziało starością, było ciemne ze względu na okna zasłonięte drewnianymi deskami. Wszędzie leżały pajęczyny pokryte grubą warstwą kurzu.

- Co za syf. Człowiek odszedł i natura upomniała się o swoje. - Arthur skomentował wnętrze mieszkania.

- Dokładnie. Po co ci pistolet? - Rei zapytała wskazując na broń mężczyzny.

- Nie wiadomo czego się spodziewać. - odparł łysy.

- Ale pistolet, przeciw demonowi?

- Jego pociski mają wygrawerowane zaklęcia. Nie zniszczą go, ale zadadzą mu niezły ból.

Rei uchyliła drzwi prowadzące do następnego pokoju. Było tam jeszcze ciemniej i brudniej niż w pomieszczeniu, które przed chwilą opuściła. Dziewczyna podeszła do biurka stojącego pod ścianą, usuwając ze swej drogi kłębowiska kurzu i pajęczyn. Zauważyła ramkę ze zdjęciem jakiejś dziewczynki o blond włosach. Przyglądnęła się dokładnie obrazkowi, a jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.

- Znam ją... pamiętam ją... nie wiem jak to możliwe, ale ją pamiętam... - powiedziała patrząc na swego towarzysza. Na zdjęciu była dziewczynka o niebieskich oczach i jasnych włosach uśmiechająca się promieniście.

- Zostaw to na swoim miejscu. Nadal nie wiemy z czym mamy do czynienia. - Dale podzielił się z Rei dobrą radą.

- Popatrz na to. - powiedział wskazując na ścianę pełną wycinków z gazet. Czarnowłosa dziewczyna wczytywała się w nagłówki artykułów. "Tragedia w wesołym miasteczku. Tragiczna śmierć dziecka w parku zabaw." "Wypadek dzieci. Jedno straciło życie." - wszystkie utrzymane były w podobnym tonie i dotyczyły tego samego wydarzenia. Rei rozglądnęła się dookoła zauważywszy, że znalazła się w pokoju dziecinnym. Na łóżku siedziała lalka o wielkości kilkuletniego dziecka. Miała złote, kręcone włosy i niebieskie oczy identyczne jak dziewczynka z fotografii. Była ubrana w taką samą niebieską sukienkę. Rei oparła się o zakurzony blat biurka.

- Wyjdźmy stąd. To miejsce napełnia mnie strachem i smutkiem. - powiedziała.

- Rozegrała się tutaj straszliwa tragedia. Albo nawet kilka tragedii. Mury przemokły łzami. - dodał Dale. Po krótkiej wizycie w kuchni i łazience, również zajętych przez pająki budujące swe konstrukcje i osiadający na nich kurz, oboje postanowili wejść do największego pokoju domu. Widząc to co kryło się za jego drzwiami, Knight odruchowo zacisnął dłoń na broni i kazał dziewczynie schować się za swoimi plecami. Na środku pomieszczenia leżały stare, wypalone świeczki oraz książki o prawie całkowicie spalonych kartkach. Na podłodze narysowany był okrąg otaczający inne symbole geometryczne. Od razu wiadome było, że przeprowadzono tam jakiś mroczny i zakazany rytuał.

- Co tu się działo? To tutaj ktoś zaprosił demona do tego świata? - Rei spytała przygotowując swe kartki z zaklęciami.

- Nie. To strefa przemiany, a nie wrota. Tutaj ktoś został poddany transformacji. Może to być nawet nie związane z tym którego szukamy. I schowaj swoje ofuda. Mówiłem, ci że nie powinnaś ich jeszcze używać.

- Dobrze, dobrze... - Rei zgodziła się niechętnie.

- Znalazłeś coś co mogłoby wytłumaczyć spotkanie ze zjawą? - zapytała.

- Nie, ale wiemy na pewno, że jakaś dziewczynka umarła i ktoś nie mógł się z tym pogodzić. Być może to pchnęło tamtą kobietę do nawiązania kontaktu z demonem i sprowadzenia go do tego świata. Prawdopodobne jest też to, że to demon był odpowiedzialny za śmierć dziecka, a kobieta użyła magii, zmieniła się w coś potwornego tylko po to, aby się na nim zemścić.

- Jednym słowem pojawiło się więcej zagadek, a nie ma żadnych odpowiedzi. - Rei podsumowała całą rozmowę.

- Tak, wyjdźmy stąd, bo tak jak powiedziałaś wcześniej, to miejsce jest przesiąknięte smutkiem i łzami. I może też ogromną nienawiścią.

Kiedy oboje opuścili ruderę, przywitało ich południowe słońce królujące nad miastem.

- Teraz postaram spotkać się z Masanorim i wypytać go o wszystko co wie. Mam nadzieję, że nie będzie mnie oszukiwał tak jak do tej pory.

- Chcesz, aby cię osłaniał?

- Daj spokój, to tylko jeden chłopak.

- Pozory mylą, możesz być w niebezpieczeństwie.

- Nie. Nie chcę aby on ciebie widział. On uważa cię za zboczeńca, który cały czas za mną łaził. Lepiej będzie, jeśli spotkam się z nim sama.

- W porządku. Jak chcesz. Ale bądź czujna. I musisz wrócić do hotelu przez nocą, inaczej nie będę cię mógł ochronić.

- W porządku. - Rei oddaliła się od mężczyzny machając mu na pożegnanie. Wyjęła telefon komórkowy i próbowała połączyć się z numerem, który poprzedniego dnia dostała od chłopaka.

- Masanori? To ty? - zapytała, gdy po drugiej stronie linii ktoś się odezwał.

- Posłuchaj, czy moglibyśmy się dzisiaj spotkać?

- Rei, cieszę się, że dzwonisz. Kiedy? - chłopak jej odpowiedział.

- Nie wiem, najlepiej jak najszybciej. Muszę z tobą porozmawiać o czymś bardzo ważnym.

- No dobrze, możesz przyjechać do mnie, do domu?

- A skąd mam wiedzieć gdzie mieszkasz!? Nigdy tam nie byłam. - dziewczyna powiedziała głośno, zwracając na siebie uwagę jakiejś spacerującej kobiety.

- Rei... ach tak... przecież ty o wszystkim zapomniałaś... gdzie teraz jesteś?

- Przed domem starej kobiety, blisko kawiarni w której się ostatnio spotkaliśmy.

- Wsiądź w autobus. Tutaj jest tylko jedna linia więc się nie zgubisz. Przejedź trzy przystanki, a na czwartym wysiądź. Będę na ciebie czekał. Dzięki, że zadzwoniłaś.

- Ok, do zobaczenia. - Rei odparła przerywając połączenie. Podeszła pod przystanek, tak jak Masanori ją poinstruował. Czekała na autobus kilkanaście minut, ukrywając się przed żarem słońca pod niewielkim drewnianym daszkiem przystanku. Dziewczyna myślała o tym, co zobaczyła w opuszczonym domu starej kobiety, próbowała sobie przypomnieć twarz dziecka o złotych włosach, które spotkała w swoim śnie poprzedniej nocy. Autobus podjechał blisko przystanku natychmiast otwierając drzwi. Kierowca wychylił się przez okno, aby ponaglić Rei pogrążoną w rozmyślaniach.

- Wsiadasz, czy nie? - powiedział machając ręką.

- Tak.. tak, przepraszam. - dziewczyna bardzo szybko wbiegła do wnętrza pojazdu. Było tam tak samo gorąco jak na ulicy, a na dodatek panował tam okropny zaduch. Rei zauważyła, że oprócz niej i kierowcy, autobusem podróżowała tylko jedna starsza kobieta. Dziewczyna usiadła na drugim końcu pojazdu. Nie miała ochoty na rozmowę z kimkolwiek, dlatego wolała zachować od nieznajomej taki dystans dla którego prawdopodobieństwo przypadkowej pogawędki było najmniejsze z możliwych. Westchnęła przypominając sobie swoją długą i niewygodną podróż do miasteczka. Rei liczyła kolejne przystanki mijane przez maszynę, oczekując tego, który jako jedyny miał dla niej jakiekolwiek znaczenie. Popatrzyła przez szybę poszukując znajomej twarzy chłopaka. Po kilkunastu minutach, doczekała się jej widoku, co oznaczało, że dotarła do celu swej wycieczki. Szybko opuściła blaszane wnętrze z trudnym do wytrzymania gorącym mikroklimatem i znalazła się na otwartej przestrzeni gdzie, jak się szybko okazało, wiał lekki wiatr przynoszący ulgę wszystkim skąpanym w letnim upale.

- Cześć Rei! Szybko tutaj trafiłaś. - Masanori podszedł do dziewczyny.

- Jakoś nie było trudno.

- Jak się czujesz? - chłopak zapytał wyrażając lekkie zaniepokojenie.

- Znacznie lepiej niż wczoraj. Chyba niedługo całkowicie wyzdrowieję.

- To świetnie.

- Masanori, musimy o czymś porozmawiać. To bardzo ważne.

- Dobrze, mówiłaś o tym przed chwilą. Pójdziemy do mnie do domu i wszystko mi opowiesz, dobrze?

- Zgoda, skoro przyjechałam tutaj w tym gorącym pudle, to już nie mam wyboru. Daleko stąd mieszkasz?

- Nie, niedaleko. Kilka minut spaceru. Chodź ze mną.

Masanori i Rei bardzo szybko dotarli do mieszkania chłopaka. Dziewczyna rozejrzała się wewnątrz nie zauważając niczego niezwykłego. Widziała typowe umeblowanie: stół, krzesła, łóżko, jakąś szafkę z książkami. Chłopak poprosił ją, aby usiadła na kanapie, a on sam poszedł do kuchni po coś do picia. Kiedy wrócił, dosiadł się do dziewczyny.

- Dzięki, że zdecydowałaś się mnie odwiedzić.

- Pewnie powiesz, że powinnam znać to miejsce bo spotykałam się tutaj jak byliśmy dziećmi?

- Nie, raczej nie. Nigdy u mnie wcześniej nie byłaś. A przynajmniej ja tego nie pamiętam.

Rei lekko uśmiechnęła się słysząc jego komentarz. Po chwili spoważniała.

- Masanori, przepraszam, że będę mówić prosto z mostu, ale muszę to wiedzieć. Odpowiedz na moje pytania, proszę. - powiedziała.

- Oczywiście, co chciałabyś wiedzieć? - Masanori spytał nie spodziewając cię co dokładnie dziewczyna miała na myśli.

- Fakt, że wpadłam na ciebie w pierwszym dniu mojej wizyty tutaj, to nie był przypadek, prawda?

- O co chodzi? Oczywiście, że to przypadek. Skąd miałbym wiedzieć, że pojawisz się w naszym mieście? - chłopak odpowiedział śmiejąc się.

- Tylko, że ja nie za bardzo wierzę w przypadki. Dlaczego kazałeś mi usnąć i zamknąć okno tamtej nocy? Dlaczego tak dziwnie zareagowałeś jak opowiedziałam ci o moim śnie? Co tu się dzieje Masanori? Co przede mną ukrywasz? Proszę, odpowiedz mi bo nie ma czasu na podchody.

Czarnowłosy chłopak wstał z kanapy.

- Rei! Czy ty się na pewno dobrze czujesz? O czym ty mówisz?

- Dobrze wiedziałeś co mogło się stać w nocy. Wiedziałeś o dziwacznej procesji nawiedzającej to miasteczko, kim oni są? Skąd się tu wzięli? - dziewczyna także wstała z kanapy. Zaczęła się denerwować.

- Rei, co ci się dzieje? - Masanori wyglądał na zatroskanego stanem zdrowia koleżanki.

- Kim była dziewczynka, która bawiła się z nami? Co się z nią stało? Czy ona mieszkała w tym opuszczonym domu? Co się zdarzyło, gdy byliśmy dziećmi?

- Rei, lubię cię bo mam o tobie doskonałe wspomnienia z dzieciństwa. Ale tym razem naprawdę przegięłaś. Zmieńmy temat, proszę.

- Nie zmienię! Wczoraj przechodziłam piekło przez kontakt z tą procesją. Wczoraj w nocy byłam chora, potwornie chora i nie wiadomo co by się ze mną stało gdyby ktoś mi nie pomógł. A ty ostrzegałeś mnie przed zimnem w nocy. Chciałeś mi przekazać coś więcej, tak?

- Tego już za wiele. Nie wiedziałem, że masz kłopoty z głową. Nie pozwolę, abyś gadała takie bzdury w moim domu i to jeszcze skierowane do mnie. Nie mam ochoty dłużej z tobą rozmawiać. Naprawdę. Rei, wyjdź z mojego domu, proszę cię. - chłopak powiedział bardzo stanowczo. Rei dostrzegła niepokój w jego głosie.

- Dobrze, jak chcesz. I tak dowiem się o co w tym wszystkim chodzi z twoją pomocą lub bez. Do widzenia i dzięki za wczorajsze spotkanie w kawiarni. Myślałam, że będziemy mogli zostać przyjaciółmi, ale cóż... czasami mylę się co do ludzi. - dziewczyna podeszła do drzwi.

- Nie przychodź do mnie więcej. - Masanori powiedział jej na do widzenia.

- Nie mam takiego zamiaru. - Rei dodała na zakończenie rozmowy i wyszła z mieszkania chłopaka. Masanori oparł się o drzwi.

- Próbowałem cię chronić, ty głupia... - wycedził przed zaciśnięte zęby.

Rei leżała na plecach patrząc w sufit. Znowu nie mogła usnąć. Jej bezsenność mogła mieć kilka przyczyn, począwszy od najbardziej przyziemnych takich jak gorąca, letnia noc nie dająca wytchnienia, poprzez zdenerwowanie wynikające ze wszystkiego co ją ostatnio spotkało, a w szczególności z niecałkiem udanej rozmowy ze swoim dawnym znajomym, aż po nadnaturalne przyczyny jak wpływ demona mieszkającego gdzieś w okolicy lub choroby, która uśpiona wciąż mogła być zagrożeniem dla jej życia. Dziewczyna po raz kolejny zajęła swój umysł patrzeniem na cienie drzew przesuwające się po ścianach i suficie w rytm wiatru i nadawaniu im imion i ukrytych znaczeń. Nie chciała po raz kolejny oglądać dziwnej gry świateł za oknem, słuchać mrożącej krew w żyłach rymowanki i szeptów powtarzających jej imię. Miała nadzieję, że dziwaczne zjawisko nie pojawi się kolejnej nocy. Przypomniała sobie poranną rozmowę z Arthurem o Złotym Millenium i marsjańskim Żywym Płomieniu. Uśmiechnęła się na samą myśl, skąd mężczyzna wymyślił takie bzdury, ale po chwili dotarło do niej, że skoro on wiedział o jej zdolnościach i przeszłości to w jego opowieści mogło tkwić ziarno prawdy. Przypomniała sobie jak łysy mężczyzna wspomniał o cząstce marsjańskiego płomienia, który tkwił w jej wnętrzu. Ogień ten miał być żywą istotą, przekraczającą granicę czasu i przestrzeni. Czy właśnie dlatego od dziecka miała nadnaturalne zdolności, wizje o tym co miało się dopiero wydarzyć, prorocze sny? Czy dlatego była w stanie widzieć to co było niedostrzegalne dla innych nawet przed swoją pierwszą transformacją? Dale mówił także, że podczas medytacji będzie mogła dotrzeć do ognia w jej wnętrzu, będzie mogła z nim porozmawiać, poznać go bliżej. Dziewczyna wiele razy medytowała, ale ani razu nie pomyślała o swoim ogniu jak o żywej istocie, nigdy nie próbowała nawiązać z nim dialogu. Zamknęła oczy próbując wpaść w trans, zagłębić się w samej sobie, dotrzeć do iskry, która miała egzystować gdzieś głęboko wewnątrz jej duszy. Wyciszyła umysł ze wszystkich myśli, odcięła się od bodźców słuchowych dochodzących zza okna i z wnętrza innych pomieszczeń w hotelu. Wyobraziła sobie siebie unoszącą się nago w bezkresnej pustce, wypełnionej chłodem kontrastującym z ciepłem otaczającym jej fizyczne ciało. Całość jej umysłu opanowana była przez jedną myśl: wydobycie z siebie iskry Płomienia i nawiązanie z nim kontaktu. Przez chwilę czasu wydającą się ciągnąć w nieskończoność, nie działo się zupełnie nic. Rei była uparta, nie przerywała swej medytacji i to się jej opłaciło. Pod jej złożonymi dłońmi, w miejscu serca, pojawił się blask. Początkowo niewielki i bezkształtny, bardzo szybko przybrał żywoczerwoną formę palącego się ognika. Rei poczuła wyraźnie czyjąś obecność, bliskość jakiejś bezcielesnej inteligencji.

- Kim jesteś? Czy ty byłeś ze mną przez cały czas? Towarzyszyłeś mi całe życie? - zapytała. Ogień delikatnie zamigotał rozświetlając przestrzeń dookoła ciała dziewczyny. W tym samym momencie do umysłu Rei zaczęły napływać wizje, obrazy przeszłości. Widziała siebie miotającą kulę ognistą, obserwowała płonącego ptaka lecącego na spotkanie z przeciwnikiem. Czuła jak w jej dłoniach tworzą się ogniste dyski, jej mięśnie rąk reagowały tak jakby napinała płomienny łuk. Przypomniała sobie wszystkie swoje zaklęcia i wówczas uświadomiła sobie, że od dawna wiedziała o tym, że ogień którego używała jako oręża był czymś znacznie więcej niż tylko czarem ofensywnym, był częścią jakiejś prastarej wiedzy tajemnej, które zginęła eony temu.

- Teraz rozumiem. - powiedziała uśmiechając się do samej siebie. Dale Knight nie oszukał jej. Istniała zatem szansa, że opowieść o Złotym Millenium również mogła okazać się prawdą.

- Czy ty naprawdę patrzysz poza czas i przestrzeń? - zapytała samej siebie szukając odpowiedzi w podświadomości.

- Jeśli tak, to pokaż mi proszę co wydarzyło się gdy byłam małą dziewczynką. Co robiłam w tym mieście wiele lat temu? Muszę znać prawdę. - mówiła zanurzając dłonie w płomieniu tańczącym przed jej twarzą. Usłyszała dziwny sygnał, elektroniczny odgłos dochodzący z oddali, gdzieś z zupełnie innego świata. Dźwięk stawał się coraz głośniejszy aż w końcu dotarł do płomienia, rozwiewając go niczym potężna wichura. Rei gwałtownie wróciła do rzeczywistości. Otrząsając się z chwilowej dezorientacji zdała sobie sprawę, że dźwięk miał bardzo przyziemne źródło. Jej telefon komórkowy dzwonił na biurku. Kiedy dziewczyna go odebrała, okazało się, że to Masanori chciał się z nią skontaktować.

- Jest środek nocy! - dziewczyna nie była zbyt zadowolona przerwaniem medytacyjnego transu.

- Rei, musisz mnie posłuchać! Jesteś w ogromnym niebezpieczeństwie! Nie powiedziałem ci całej prawdy, nie powiedziałem ci co się tak naprawdę wydarzyło wtedy w parku! Ta kobieta... ta kobieta chce się na tobie zemścić! To ona wszystko zaplanowała... ja byłem częścią tego wszystkiego... Rei, wybacz mi proszę!

- Jaka kobieta? O czym ty mówisz? Mów wolniej, bo nie jestem w stanie niczego zrozumieć!

- Nie ma na to czasu! Rei, oni już tutaj są! Twój przyjazd rozpoczął wszystko, nie da się tego zatrzymać! Rei, uciekaj stąd póki jeszcze możesz! Rei... - połączenie z chłopakiem zostało przerwane. Dziewczyna nie wiedziała co robić. Bała się, że Masanori był w niebezpieczeństwie, nie chciała aby coś się mu stało, nawet po tym jak ją wcześniej potraktował. Była wojowniczką, nie mogła unikać walki tylko dlatego, że wystawienie się na bezpośrednie działanie magii groziło atakiem wirusa, uśpionego głęboko we wnętrzu jej ciała. Zabrała plecak z magicznymi kartkami i wybiegła z pokoju, nawet nie trudząc się zamykaniem drzwi. Było przed jedenastą w nocy, dlatego dziewczyna miała nadzieję, że uda jej się złapać autobus i dotrzeć na czas do mieszkania chłopaka. Biegła poprzez pogrążony w mroku krajobraz pełen latarni rzucających na chodnik słupy zimnego światła i kałuż w których odbijały się neony pobliskich kawiarni. Okolica była wyludniona. Obok Rei przejechały jedynie dwa osobowe samochody. W tym samym czasie, Dale Knight wiedziony odwiecznym instynktem postanowił sprawdzić co działo się z jego nową koleżanką. Kiedy dotarł do piętra na którym był jej pokój, zacisnął pięści ze złości. Otwarte drzwi zwiastowały, że dziewczyna nie posłuchała jego ostrzeżeń i sama wyszła w nocy z hotelu.

- Kurwa! Ty idiotko! - zaklął wracając po swoją broń.

Duży autobus zatrzymał się przy przystanku, a Rei bardzo szybko zajęła miejsce na jednym z siedzeń na samym końcu pojazdu. Tym razem była samotną pasażerką. Patrzyła na okolicę poprzez brudną szybę na której co chwilę malował się blask latarni. Podróż trwała dłużej niż w dzień, ale być może jedynie tak jej się wydawało. Spoglądając przez okno, Rei zauważyła, że krajobraz jaki miała przed oczami nie przypominał zupełnie tego co pamiętała z poprzedniego dnia. Było coraz ciemniej, bo pojazd skierował się na peryferia miasteczka, porośnięte przez gęste lasy. Dziewczyna bardzo się zdenerwowała, wstała z fotela, a następnie podbiegła do kierowcy.

- Przepraszam, ale wydaje mi się, że to była linia jadąca do miasta, czy coś się zmieniło? - zapytała. W tym samym momencie kierowca odwrócił się do niej i okazało się, że miał głowę koguta. Rei odsunęła się od niego o krok.

- Cholera! Wpakowałam się w sam środek bagna. - pomyślała.

Kierowca zaczął na nią piać, a drzwi do pojazdu otworzyły się. Dziewczyna nie wiedziała jak się zachować, ale ponaglania dziwnego człowieka ptaka sprawiły, że szybko znalazła się na zewnątrz. Rei miała dwa wyjścia: wrócić do autobusu i do dziwnej istoty siedzącej za jego kierownicą, albo iść w nieznane w samo serce mrocznego lasu. Zdecydowała się na drugą możliwość, wiedząc że konfrontacja z kogutem mogła doprowadzić do walki magicznej, której się obawiała. Idąc wzdłuż ścieżki, dziewczyna uświadomiła sobie, że krajobraz był jej dziwnie znajomy. Po chwili przypomniała sobie swój sen. Pamiętała jak biegła za jakąś małą dziewczynką uciekającą w ciemnych zaroślach, wszystko wydawało jej się wtedy bardzo realistyczne, jakby przeżywała pogoń na jawie, w pewnego rodzaju transie, a nie w marzeniu sennym. Stwierdziła ze zdumieniem, że ścieżka niezwykle przypominała okolice o jakich śniła. Przywołała w myślach dalszy ciąg jej koszmaru. Wiedziała, że sen mógł okazać się proroczy, ale nie przestała podążać przed siebie. Okazało się, że dotarła do wejścia do opuszczonego lunaparku. Wkrótce zauważyła, że nie był on do końca opuszczony. Kiedy dziewczyna przekroczyła bramę, światła na stojącej w oddali karuzeli zapaliły się, podobnie jak oświetlenie diabelskiego młyna oraz rozpadających się ruin roller coastera. Gdzieś z wnętrza drewnianych atrakcji zaczęła dochodzić muzyka, gwar uliczny, śmiech dzieci i dorosłych, nawoływania jakiegoś pracownika. Wszystko w jednej chwili dźwiękowo ożyło, nabrało kolorów wśród czerni nocy. Niestety głosy były jedynym co rejestrowały zmysły dziewczyny, nie pojawił się wokół niej ani jeden człowiek, ani jeden prawdziwy gość lunaparku, zupełnie tak jakby wszystkie efekty dźwiękowe były odtwarzane z ukrytego gdzieś magnetofonu. Wkrótce okazało się, że Rei nie była sama, tajemnicze postacie zaczęły zbliżać się do niej z różnych części parku. Dziewczyna zauważyła bardzo grubą kobietę z ciemnym zarostem, osiłka o ogolonej głowie i dziwnie krzywym wyrazie twarzy, karlicę w białej sukience trzymającą dwugłowego psa, kilku klaunów ubranych w postrzępione stroje, patrzących na czarnowłosą spod przyklejanych, okrągłych nosów, trzynogą tancerkę palącą papierosa, tańczących w oddali połykaczy ognia i żonglerów. Dziewczyna wiedziała, że te niecodzienne indywidua nie mają wobec niej zbyt dobrych zamiarów. Wyjęła z plecaka ofuda przygotowując się do obrony. Jeden z pajaców oraz otyła kobieta byli coraz bliżej, prawie dotykali jej ciała.

- Rin, pyou.. - Rei chciała zaatakować ich swym zaklęciem, ale poczuła ogromny ból głowy. Upadła na kolana chwytając się za czoło, a jej plecak wraz z magicznymi kartkami wylądował w błocie. Postacie zbliżyły się do niej na wyciągnięcie ręki, zaczęły ją okrążać, kołysać się, jak gdyby zapraszając ją do jakiejś dziwacznej zabawy. W głowie Rei panował mętlik, myśli kotłowały jej się jedna nad drugą. Dziewczyna słyszała kogoś powtarzającego jej imię, rymowankę pozbawioną jakiegokolwiek sensu szeptaną przez chórek dziecięcy.

- Mogłam posłuchać Knighta. - pomyślała.

W tym samym czasie do drzwi Masanoriego zapukał łysy łowca demonów. Stał pod jego mieszkaniem, uderzając w drzwi coraz głośniej i głośniej. Musiał spotkać się z chłopakiem i postanowił, że nie będzie ustępował zanim tamten się nie obudzi. Był gotów zniszczyć drzwi tylko po to by dostać się do środka. Masanori otworzył mu po kilku minutach.

- O co chodzi? Kim jesteś człowieku? Nie wiesz która jest godzina? - zapytał rozespany.

- Gdzie jest Rei Hino? - Dale zapytał stanowczo.

- Kto? A skąd ty ją znasz? Skąd ty mnie znasz? - Masanori był bardzo zdziwiony. Albo tylko udawał ignorancję.

- Nie mam czasu na rozmowy? Ona jest w wielkim niebezpieczeństwie! Może nawet zginąć, a wszystko przez ciebie!

- Nie wiem o czym mówisz człowieku! Daj mi spokój! - chłopak krzyknął próbując zamknąć drzwi i pozbyć się natręta.

- Zadzwoniłeś do niej w środku nocy oszukując ją! Nie udawaj niewinnego, mam wszystko nagrane! - Arthur nie rezygnował.

- Wiem o wszystkim! - dodał. Masanori wyglądał na bardzo zmieszanego. Nie wiedział jak się zachować, a w jego oczach pojawiły się łzy.

- Ty niczego nie rozumiesz! Musiałem to zrobić, musiałem... cykl musiał się już zakończyć, inaczej ona nie pozwoliłaby mi normalnie żyć! Już tak dalej nie mogłem! - Chłopak zakrył twarz dłońmi.

- Dobrze. Koniec gadania! Idziesz ze mną i pokażesz mi gdzie ona jest, zrozumiano! - Łysy powiedział bardzo stanowczo. Nie krył ogromnej niechęci jaką żywił do swego rozmówcy.

- Nie, ty niczego nie rozumiesz! Nie mogę tam pojechać!

- Źle się zrozumieliśmy, To nie była prośba! - Knight wyciągnął chłopaka z mieszkania kierując się w stronę klatki schodowej.

Rei ostatkiem sił, przezwyciężając ból głowy i dziesiątki głosów krzyczących w jej umyśle wstała na równe nogi. Odepchnęła od siebie jednego z pajaców cyrkowych rzucając się do ucieczki. Jej nogi były jak z waty, a wszystko dookoła wirowało jak na karuzeli. Muzyka grająca w uszach dziewczyny stawała się coraz szybsza i głośniejsza, zwariowana, zupełnie pozbawiona rytmu. Rei pomyślała, że nadchodzi koniec, a wirus przed którym ostrzegał ją łysy mężczyzna ostatecznie trafił do jej mózgu. Uśmiechnęła się na myśl o tym, że udało jej się przeżyć inwazję z kosmosu, przybyszów z przeszłości i przyszłości, a została pokonana przez kilku cyrkowych dziwaków. Miała nadzieję, że Arthur Dale Knight ją wkrótce pomści i zabije każdego z dziwacznej grupy.

Dale i Masanori zbliżali się do autobusu zaparkowanego na skraju lasu w jeepie łysego mężczyzny. Na ich drodze pojawił się człowiek z głową koguta. Piał, próbując ich przestraszyć, ale Dale zamiast tego przyśpieszył maszynę. Człowiek-ptak musiał odskoczyć w krzaki, aby uchronić samego siebie przed przejechaniem i szybką śmiercią. Rei klęczała na brudnej ziemi, a wokół niej zgromadziła się grupa dziwacznych postaci. Ich twarze przesuwały się przed oczami dziewczyny niczym obrazy na zniszczonej przez czas taśmie filmowej a muzyka, śmiechy i głosy w głowie nasiliły się, wypierając jej własne myśli.

- O co w tym wszystkim chodzi? - pomyślała, gdy do jej oczu zaczęła napływać rzeka łez. W tym samym momencie na placu pojawił się jeep łysego łowcy demonów. Masanori rozejrzał się dookoła. Przestraszył się, widząc postacie, które były stałymi rezydentami jego koszmarów, a kolorowa, świetlista sceneria ruin sprawiła, że miał ochotę rzucić się do ucieczki. Dale Knight wybiegł z samochodu.

- Zostawcie ją, skurwysyny! - krzyknął wyjmując broń.

- Powiedziałem, zostawcie ją! - wycelował do jednego z grubych klaunów i pociągnął za spust. Pajac cyrkowy został przeszyty magiczną kulą i padł martwy. Arthur wystrzelił po raz drugi, tym razem do połykacza ognia. Raniona postać zatoczyła się, a chwilę później wybuchła jasnym płomieniem. Dziwaki cyrkowe przerażone gwałtowną śmiercią kolegi odsunęły się od Rei. Część z nich uciekła w popłochu chowając się za drewnianymi budynkami.

- Na co czekasz! - łysy krzyknął na chłopaka, który obserwował wszystko co działo się dookoła niego bez najmniejszego ruchu.

- Idź po nią! Wynosimy się stąd! - wrzasnął po raz kolejny. Masanori podszedł do dziewczyny, pomógł jej wstać, a następnie zaprowadził ją do samochodu. Dale spojrzał na czarnowłosą przelotnie.

- Rei, co ci się dzieje? - Spytał Masanori. Ona nie odpowiedziała mu, nawet nie spojrzała w jego stronę ukrywając wzrok za czarnymi włosami.

- Co jej się stało!? - Masanori zwrócił się do łowcy.

- Wpływ złej magii dotarł do jej mózgu. Być może przybyliśmy odrobinę za późno. - Odparł łysy patrząc jak Rei chowała twarz w dłoniach tak jakby chciała uciec gdzieś lub ukryć się przed całym światem. Samochód mężczyzny ruszył w drogę powrotną pozostawiając za sobą dziwaczne światła i głosy dawno minionego parku rozrywki, przywróconego do życia przez jakąś bardzo mroczną, prastarą potęgę. Rei nadal miała przed oczami tańczące twarze dziwacznie wyglądających ludzi, a jej umysł wypełniony był przez kakofonię dźwięków wśród których rozbrzmiewało wielokrotnie powtarzane jej własne imię.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.