Opowiadanie
Dziecko Wiecznego Zmierzchu
Rozdział 10
Autor: | Kh2083 |
---|---|
Serie: | X-Men, New X-Men |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Przygodowe |
Uwagi: | Yuri/Shoujo-Ai, Erotyka, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2016-12-01 20:08:03 |
Aktualizowany: | 2016-12-01 20:08:03 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Rozdział 10
Sędziwy elfi mag Elrand Lamruil dotykał czoła Jessiki, wprowadziwszy ją uprzednio w trans medytacyjny. Jego kościste ręce zrywały sieć wokół ciała i ducha dziewczyny, misternie utkaną przez czarownicę. Kij ozdobiony klejnotem, wbity w specjalny otwór w podłodze, rozświetlał pomieszczenie niebieskim blaskiem.
- Pajęczyca złapała cię mocno. - wyszeptał przesuwając palce wzdłuż policzków Preview.
- Najwidoczniej próbowała skować coś w twoim wnętrzu. Ale jej magia jest słaba w naszej twierdzy. Poradzę sobie z nią. - Starzec wykonał szybki ruch ręką. Kryształ na jego magicznej lasce eksplodował, a pomieszczenie gwałtownie zrobiło się bardzo ciemne.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak... - Jessica odparła otwierając oczy.
- Czuję... nadchodzi wizja. - dodała. Upadła na kolana i chwyciła się za głowę. W tym samym momencie w jej umyśle pojawiły się obrazy, które nie mogły ujawnić się wcześniej ze względu na pieczęć Matyldy. Jessice wydawało się, że biegnie przez gęsty las, co chwilę potykając się o wystające z ziemi korzenie. Każdy następny krok był dla niej coraz trudniejszy, a powietrze stawało się gorętsze i gęstsze. W pewnym momencie dziewczyna wybiegła z lasu prosto na brzeg morza lawy i ognia, po którym płynęły czarne jak smoła okręty. Jeden z nich dobił do plaży i wydostały się z niego demoniczne kreatury. Jessica widziała jak potwory atakują jej przyjaciół, których wcześniej nie zauważyła. Kiedy spojrzała w stronę największego ze statków, dostrzegła że na jego pokładzie stał mężczyzna o czarnych włosach, a obok niego Megan. Preview próbowała coś do niej krzyknąć, ale nieludzki wrzask demonów zagłuszył każde jej słowo. W pewnym momencie twarz mężczyzny zrobiła się czerwona, a na jego czole ukazały się rogi. Diabeł podciął gardło Megan jednym sprawnym ruchem dłoni. Krew dziewczyny upadła na płonące fale lawy. Jessica miała kolejną wizję, tym razem przedstawiającą Ziemię na której się wychowała, skąpaną w deszczu krwi.
- Co się dzieje? - usłyszała włos siwowłosego czarnoksiężnika, gdy tylko jej świadomość wróciła do normalnego świata.
- Miałam wizję... dotyczącą przyszłości i przeszłości tego świata... tak działają moje zdolności... - wyszeptała opierając się o ścianę.
- Nie do końca rozumiem o co w niej chodziło, ale jedno jest pewne. Była w niej Megan Gwynn.
- Opowiedz mi o niej. To może być dla nas naprawdę ważne. - poprosił starszy mężczyzna. Wydawał się być bardzo zaniepokojonym tym o czym miał się za chwilę dowiedzieć.
Match siedział przy starej elfce w milczeniu, oczekując na jej opowieść. Brak reakcji kobiety w końcu zaczął go irytować. Wstał z podłogi i przeszedł na drugi koniec pokoju. Kiedy Merlara spojrzała w jego stronę, zapytał:
- Naprawdę zależy mi na tym, aby dowiedzieć się dlaczego moja przyjaciółka i członek drużyny, którą dowodzę stała się ofiarę ataku.
- Przekażę ci tą wiadomość. Ale tylko, kiedy twój towarzysz także do nas dołączy.
- Mój towarzysz? - Ben zdziwił się. Podszedł do drzwi i je otworzył. Okazało się, że za drzwiami siedział Nicholas.
- Wolfcub? Co ty tu robisz?
- Pilnuję cię. To chyba oczywiste. - odparł Nick.
- Właź do środka. Ta kobieta obiecała nam opowiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.
- No dobrze. - włochaty mutant powiedział niechętnie, po czym zajął miejsce przy Merlarze. Ben szybko do niego dołączył.
- Cieszę się, że jesteśmy razem. Ja nie toleruję podsłuchiwania pod drzwiami. Nie mamy tu przed sobą żadnych sekretów. Kłamstwa i iluzje to domena Mab i jej poddanych. - elfka powiedziała stanowczo.
- W dawnych czasach, kiedy Wyspy Brytyjskie były krainą leżącą na końcu świata, z dala od centrów cywilizacji, świat Annwn i ziemskie państwa istniały obok siebie w jednej rzeczywistości. Życie ludzi w miasteczkach i wsiach i życie Tylwyth Teg w leśnych miastach i na wzgórzach toczyły się własnymi torami, przecinając się od czasu do czasu w strefach liminalnych między dzikością i cywilizacją. Był to czas legendarnych królów i bohaterów walczących z przerażającymi potworami. Był to czas w którym ziemscy młodzieńcy zawierali związki małżeńskie z elfickimi dziewczętami, a potężna magia przenikała każdy najmniejszy kamień naszych połączonych krain. Ta magiczna epoka, jak każda inna miała wkrótce przeminąć. Cywilizacja rozprzestrzeniała się niczym choroba, tworząc miasta sięgające coraz głębiej do wnętrza strefy liminalnej, docierając do krain od wieków należących do Fearie. Wraz z nowymi falami imigrantów pojawiły się wpływy spoza naszych wysp. Znikały druidyczne gaje współistniejące z nieujarzmioną naturą, ustępując miejsca Krzyżom stawianych przez wyznawców Umierającego Boga. Mieszkańcy wysp zerwali swą więź z przyrodą i naszą rasą, coraz częściej uważali nas za zło, bali się nas, starali się nas unikać, nienawidzili nas, nasyłali na nas swoich egzorcystów. Nasz świat zdawał się bezpowrotnie przemijać. Pomoc przyszła z niespodziewanej strony. Król Annwn zawarł sojusz z siłami, które pojawiły się na naszych wyspach wraz z przybyłymi Europejczykami. Dzięki potędze istot nazywających siebie Piekielnymi Książętami, wszyscy Tylwyth Teg i cała otaczająca ich magia zostali przeniesieni z Ziemi do innego świata, który nazywany jest Piekłem. Dzięki magii naszych czarnoksiężników i demonów z tamtego miejsca udało się stworzyć namiastkę dawnej krainy Annwn, świat Wiecznego Zmierzchu w którym teraz jesteśmy. Wkrótce nasi wybawcy postanowili upomnieć się o swoją zapłatę. Żądali od nas dostarczania im niewolników, najsilniejszych mężczyzn i najpiękniejszych kobiet. Wybuchła wojna pomiędzy Tylwyth Teg, a także pomiędzy Książętami, bo nie każdy z nich miał takie same plany wobec nowo stworzonego świata.
I stało się coś nieprzewidywalnego. Nasz król gdzieś zniknął, a jego miejsce zajęła Mab, kobieta która nie była nawet rodzonym Tylwyth Teg. Była kiedyś ziemską dziewczyną, zakochaną w jednym z naszych szlachetnych elfów. Tylko dzięki niemu zdobyła zdolność posługiwania się magią i nieśmiertelność. Mab zrobiła coś czego nikt się nie spodziewał, nikt z nas nie wie też w jaki sposób uzyskała potęgę pozwalającą jej na to. Rzuciła czar na wszystkich Tylwyth Teg, czar iluzji, fałszywej szczęśliwości, wiecznej zabawy. Wkrótce powstał jej dwór, a każdy kto przekroczył jego progi zapominał o tym czym naprawdę było Annwn i jaka cena została zapłacona za jego stworzenie. Demony corocznie zabierają młodych oddawanych im przez Mab do czeluści piekielnych, a nikt z jej otoczenia nie ma o tym pojęcia, żyjąc wieczną zabawą. Szczęśliwie, niewielka grupa Tylwyth Teg, czyli nasi przodkowie została ochroniona przed czarem Mab przez jednego z Książąt Piekła. Dzięki niemu udało nam schronić się w tym magicznym miejscu. Nie wiem dlaczego to zrobił, być może jego jedynym powodem było nie dopuścić, aby jego rywal uzyskał zbyt dużą potęgę. Mab bała się nas ścigać, ponieważ wiedziała że po naszej stronie także był demon, dlatego zgodziła się przyznać nam część krainy i dać wolność od czaru iluzji. W tym samym czasie nasza Rada powołała Strażników Strefy Liminalnej, którymi stali się pierwsi zmiennicy wysłani na Ziemię. Ich zadaniem było werbowanie osób do bycia na straży granicy pomiędzy naszymi dwoma światami, aby nigdy więcej dwie krainy nie przeniknęły się. W tej chwili Annwn to Piekło, a połączenie Ziemi z Piekielną krainą oznaczałoby zagładę waszej rzeczywistości. W obecnych czasach jednym ze strażników jest osoba z rodziny waszej przyjaciółki.
- Czy to dlatego Megan została zaatakowana? Ponieważ Mab boi się, że Megan również może zostać strażniczką?
- Nie do końca. Rola Megan może okazać się znacznie większa. Megan nie powiedziała wam tego, bo sama o tym nie wiedziała, ale ona pochodzi z tego miejsca. Megan została poczęta w naszej krainie i jest córką człowieka i Mab. Kiedy jej ojciec trafił do Annwn razem z dwójką innych podróżników, ludzie z dworu Mab znów mogli posmakować tego, co to znaczy żyć w świecie pozbawionym czaru iluzji. Wielu z nich zaczęło pytać, patrzeć z innego punktu widzenia na nas, żyjących w lesie.
- Wasi ludzie już nam o tym powiedzieli. Ale to jest teraz dla mnie znacznie bardziej szokujące, po tym jak dowiedziałem się kim naprawdę jest władczyni tego świata. Dlaczego własna matka chce ją zabić? To jest niedorzeczne.
- Nie jesteśmy pewni. Mab pragnęła, aby jej córka stała się jej następczynią, aby żyła razem z nią na dworze pochłonięta przez czar iluzji Fearie. Jej ojciec postanowił ratować jej duszę. Mab chciała zabić i jego i córkę w chwili słabości, bo była wściekła, że ktoś odebrał jej własność. Wiedząc, że dziewczyna mogłaby zostać jednym z najlepszych strażników liminalnych ze względu na niezwykłe pochodzenie, pomogliśmy jej ojcu uciec z Annwn na Ziemię. Ja byłam jedną z tych, którzy zatrzymali śnieżną nawałnicę nasłaną przez starą czarownicę będącą na usługach Mab. Kiedy nasi szpiedzy po latach donieśli, że Mab wysłała na Ziemię zabójców, wiedzieliśmy że może chodzić o Megan. Chociaż osoba z jej rodziny nie jest już aktywnym łowcą, to ciągle kontaktuje się z kimś, kto dostarcza nam informacji o dziewczynie. Dlatego wiedzieliśmy jak niezwykłe zdolności posiadła Megan. Ten człowiek chronił ją od urodzenia, a później jego rolę przejęła jego córka i jej dwaj przyjaciele.
- Owena, Lorella i Loranir? - spytał Nick.
- Tak. To oni. Nie do końca udało im się spełnić swoje zadanie, bo wtrącili się inni.
- Ale dlaczego Mab chce zabić Megan? - Ben znów zapytał.
- Nie jesteśmy pewni. Mamy jednak teorię. Mab próbuje zdobyć dużo większą władzę, bo obawia się że nasz prawdziwy król może powrócić i spróbować zjednoczyć nasze dwa plemiona. Mab boi się, że straci wpływy, swoich poddanych i czar dzięki któremu się nie starzeje. Istnieje legenda mówiąca, że jeśli ktoś, kto stał się Fearie dzięki magii, zerwie ze swoim człowieczeństwem, to może stać się prawdziwym Tylwyth Teg. Zabójstwo dziecka zrodzonego z człowieka może spełnić taką rolę. Wówczas jej władza umocniłaby się i nawet powrót króla nie odebrałby jej tronu.
Do komnaty medytacyjnej starszej elfki wszedł mag Lamruil. Był podekscytowany.
- Co cię tu sprowadza Elrandzie? - spytała kobieta.
- Wizja. Wizja przyjaciółki tych dwóch młodzieńców! - wykrzyknął.
- Jessiki? - spytał Ben.
- Czy z nią wszystko w porządku? - dodał Nick.
- Tak, tak... czar, który rzuciła na nią Matylda był misternie zaplątany, ale udało mi się go zdjąć z jej serca. Martwi mnie coś innego. Nasza teoria dotycząca próby zabójstwa Megan Gwynn przez jej matkę może być fałszywa. Jessica Vale miała wizję z której wyraźnie wynikało, że za wszystko odpowiedzialny jest któryś z Piekielnych Książąt! Demony pragną wywołać w naszym świecie wojnę!
Mark spacerował po sali balowej w pałacu Mab. Rozglądał się dookoła, podziwiając ogromny przepych panujący wewnątrz pomieszczenia. Jasne ściany były przyozdobione obrazami przedstawiającymi sceny z mitologii i historii świata Annwn, a z sufitu zwisały trzy kandelabry złożone z magicznych kryształów napełniających salę światłem. Zabawa rozkręciła się na dobre, wokół Marka tańczyło wiele par złotowłosych Tylwyth Teg. Chłopak widział elfów tańczących z elfkami, jak i kilka par składających się tylko i wyłączenie z dwóch mężczyzn. W drugim pomieszczeniu, równie wielkim jak sala balowa, znajdował się długi stół przykryty białym obrusem, na którym położono najbardziej wyszukane potrawy przygotowane przez kucharzy z całego Annwn tylko na okazję przybycia do pałacu prawdziwej córki Królowej. W tłumie rozbawionych gości Mark zauważył Willa w towarzystwie kobiet, Shan rozmawiającą o czymś z ojcem Megan i Geralta, podziwiającego pieczone rajskie ptaki. Mark nie mógł wypatrzeć jedynej osoby, której potrzebował, swojej dziewczyny. Kiedy w końcu odnalazł ją pośród elfów i innych magicznych istot. Pomachał jej z oddali i udał się w jej stronę. Rudowłosa mutantka spostrzegła go, odwróciła się i bardzo szybko podeszła do klatki schodowej. Shan zauważyła całe zajście.
- Może powinnam jakoś zareagować? Oni nie powiedzieli do siebie ani jednego słowa od przygody pod grzybami. Chyba najwyższy czas, aby przestali zachowywać się jakby zrobili coś złego.
- Zostaw ich. Mark nie może już bez niej wytrzymać. Kiedy znajdą się w bardziej odosobnionym miejscu to wszystko sobie wyjaśnią.
- Może i masz rację.
- Strasznie mnie nudzi i drażni tańczące towarzystwo. Idę zapalić papierosa. Dzisiejszej nocy wyrósł nam przed murami ogród. Trzeba nacieszyć oczy widokiem egzotycznej roślinności. - Geralt oznajmił odchodząc od dziewczyny.
Mark zastał Megan stojącą na balkonie pałacu, zapatrzoną w kolorowy, świecący w ciemności ogród, podarunek jaki dostała od swojej prawdziwej matki. Kiedy chłopak podszedł do niej, ona znów odwróciła się mając zamiar iść w jakieś zupełnie inne miejsce.
- Megan, zaczekaj! - Mark krzyknął. Dziewczyna zatrzymała się, odwróciła głowę.
- Zostaw mnie w spokoju. Po co tutaj za mną przylazłeś? - zapytała.
- Bo nie rozmawiamy ze sobą od wielu godzin. Dlaczego mnie unikasz?
- Po tym co się stało, po tym jak wszyscy nas zobaczyli... jak cię ośmieszyłam.
- O czym ty mówisz?
- Nie udawaj. Dobrze wiesz o czym mówię. O tym co się z nami stało w kręgu magicznych rusałek.
- Unikasz mnie bo coś rzuciło na ciebie czar? To zupełnie bez sensu!
- One przejęły nade mną całkowitą kontrolę. Nie wiedziałam co robię, one kontrolowały każdy ruch mojego ciała, każdy gest.... nie mogłam się zatrzymać gdy kazały mi się rozebrać i do ciebie zbliżyć! - Megan zaczęła płakać.
- Naruszyły moją prywatność, odarły mnie z... - Mark zbliżył się do niej. Próbował ją dotknąć, ale ona nie pozwoliła mu.
- Niczego nie rozumiesz! Nie chodzi o to, że rozebrałam się przed tobą, przed Shan, własnym ojcem i dwójką obcych facetów. Pomyśl sobie, co by było gdyby te rusałki kazały mi cię zabić. Gdyby kazały mi zadusić cię halucynogennym pyłem?! Jestem niebezpieczna dla ciebie i lepiej, abyśmy się do siebie nie zbliżali.
- Megan, o czym ty mówisz? Nie możesz winić siebie za to do czego zmusili cię inni. Ich magia była czymś dziwnym, potężnym, czymś czego żadne z nas nie potrafiło zrozumieć. Byłem bardziej przytomny od ciebie i pamiętam co się stało. Nawet Geralt nie był w stanie rozerwać ich kręgu i przerwać zaklęcia. Dopiero Will je przegnał, zabijając jedną z nich. Nie pamiętasz naszej rozmowy całkiem niedawno? To ja jestem kimś, kogo powinnaś się bać. Ja zabiłem człowieka! Rozerwałem go na strzępy. Ty tylko pokazałaś mi swój goły tyłek! Kto z nas jest bardziej niebezpieczny?
Megan otarła łzy i zaczęła płakać.
- Pamiętam. Niedawno nasze role były odwrócone. To byłoby nawet zabawne, gdyby nie było tak przerażające. - DJ przytulił Megan, która tym razem nie opierała się.
- To miejsce bardzo na nas wpłynęło. Ale wytrzymaj jeszcze troszeczkę. Wkrótce będzie po wszystkim i razem wrócimy do szkoły.
- I zapomnimy o rusałkach i o blondynie, którego rozerwałeś na strzępy.
- Obiecuję ci.
Mark po raz kolejny objął Megan i ją pocałował. Po dwóch minutach wzajemnej bliskości, para poczuła, że ktoś bacznie im się przyglądał.
- Ona tu jest. - Dziewczyna wyszeptała do ucha Marka.
- Kto?
- Mab, moja matka.
Okazało się, że na balkonie pojawiła się Królowa Królestwa Wiecznego Zmierzchu. Kobieta szła wolnym krokiem, a jej szmaragdowe włosy powiewały na wietrze jak fale oceanu.
- Megan. Twoja pierwsza noc w Fearie dobiega końca. Chodź ze mną. Mam dla ciebie kolejny prezent.
- Ale... - Megan odparła niepewnie.
- Spokojnie. Wrócisz do niego przed świtem.
- Idź Megan. Ja będę tutaj na ciebie czekał. I obiecuje, że nie zatańczę z żadną elfką ani nimfą.
Hope dotarła do polany i leśnego jeziora. Wielki księżyc unosił się ponad wierzchołkami drzew zalewając okolicę srebrną poświatą, a jego odbicie falowało na powierzchni wody smaganej przez delikatny powiew wiatru. Dziewczyna zatrzymała się, gdy widmowy koń wszedł na jezioro, tak jakby było suchym gruntem. Eteryczne zwierzę odwróciło głowę w jej kierunku i kiedy zauważyło, że jest obserwowane, zanurzyło się w odmętach jeziora. Hope podeszła bliżej jeziora. Zrobiła krok w jego stronę, bo chciała się przekonać, czy rzeczywiście ma do czynienia z wodą. Zmoczyła nogę.
- Co to ma być! Gdzie się podziałeś? - zapytała na głos samą siebie.
- Jest bezpieczny. Wrócił do swojego domu. Ty wyglądasz jakbyś była bardzo daleko od rodzinnych stron. - delikatny głos dobiegł zza pleców dziewczyny. Kiedy odwróciła się, zauważyła że na polanie zbudowana była posiadłość. Mężczyzna o długich, czarnych włosach ubrany w ciemny strój arystokracji Annwn, stał na rozległym tarasie patrząc na młodą mutantkę.
- Musisz odpocząć, bo widać po tobie, że podróż była dla ciebie bardzo wyczerpująca. - dodał.
- Ty... jesteś mrocznym Tylwyth Teg? - Hope spytała przypominając sobie słowa elfów i Oweny.
- Tylwyth Teg? Muszę przypominać jednego z nich. - mężczyzna odparł z lekkim zdziwieniem.
- Wejdź do środka. Na końcu korytarza znajdziesz łazienkę. Oczyść swoje rany, bo nie wiadomo co się do nich dostało gdy szłaś przez gęstwinę.
Dziewczyna zrobiła dwa kroki naprzód, zawahała się i stanęła w miejscu.
- Boisz się mnie? W takim razie idę do mojej pracowni i zamknę się w niej od środka. Nie musisz obawiać się, że ci coś zrobię. - długowłosy człowiek zniknął w ciemności kryjącej się za progami jego posiadłości. Hope niepewnie ruszyła w kierunku drzwi.
Rada mrocznych elfów zebrała się po raz kolejny na prośbę Loranira i Oweny. Siwy przywódca twierdzy - Grathgor i kobieta goszcząca wcześniej Matcha i Wolfcuba - Merlara, byli obecni na zebraniu. Młodzi mutanci także zjawili się, aby wesprzeć swych elfich towarzyszy.
- Zebraliśmy się tutaj poza wyznaczonym czasem obrad, aby posłuchać twojej prośby, nasz bracie w mroku. Dlatego bądź dla nas tak łaskaw i szybko przedstaw swoją propozycję.
- Moja prośba dotyczy Laury Kinney, ziemskiej dziewczyny, która została bezprawnie zamknięta w waszych lochach, po tym jak dotknęła jednego z naszych braci zimnym metalem.
- Nie wystawiaj naszej cierpliwości na próbę! Nasza decyzja co do tej Ziemianki jest nieodwołalna. - Grathgor oznajmił ze złością.
- Doskonale rozumiem jak ważne jest przestrzeganie starych praw w naszej społeczności. Ja i Owena spędziliśmy całą noc czytając księgi prawa w bibliotece. Wiemy o zwyczaju, który był praktykowany w tej krainie jeszcze przed jej całkowitym rozdziałem z Ziemią. Jeśli osoba popełniła najgorsze wykroczenie nie będąc tego świadomą, może zostać uniewinniona tylko w jeden sposób. Dlatego proszę, aby Najwyższa Rada nie odmówiła tej młodej, ziemskiej kobiecie prawa do odkupienia swej winy przez wykonanie zleconych jej przez Radę prac!
Wszyscy członkowie rady spojrzeli na siebie nawzajem ze zdziwieniem. Merlara uśmiechnęła się.
- Widzę, że wasza wspólna przygoda połączyła was silnym węzłem. - powiedziała. Grathgor westchnął.
- Istnieje takie prawo i musimy go przestrzegać. Ale ona jest obca, nie zna tego miejsca. Zgubi się w mrocznym lesie i nie odnajdzie drogi. Czy nie będzie to gorsze niż kara na jaką może ją skazać nasz sąd? - zapytał.
- Nie kiedy będzie miała przewodnika. - oznajmił Loranir.
- Nie możemy posłać z nią nikogo. Kiedy Matylda i jej nieumarła armia krążą w pobliżu naszego lasu, a królowa Mab szykuje coś niedobrego w stolicy, wszyscy wojownicy muszą pozostać w twierdzy.
- Ja z nią pójdę. Ja będę jej przewodnikiem. - Loranir odparł bez chwili namysłu.
- Przecież ty wychowałeś się na Ziemi. Nie znasz naszej krainy. - Mag Lamruil był sceptyczny.
- Urodziłem się i wychowałem na Ziemi, ale każdej nocy śniłem o tej krainie. Każdej nocy przemierzałem ścieżki jej lasów, kąpałem się w jej strumieniach, biegałem po łąkach pełnych magicznych ziół. Klątwa, którą na mnie nałożyliście okazała się być bardzo skuteczna.
Po chwili zastanowienia, Grathgor odezwał się.
- Dobrze. Niech tak będzie. Poproszę jednego ze strażników, aby zaprowadził cię do lochów. My tymczasem pomyślimy o pracach, które ona mogłaby dla nas wykonać. Rozejdźcie się. - ostatni rozkaz przywódca wypowiedział głośniej, tak aby usłyszeli go wszyscy w sali. Kiedy Loranir przechodził obok ławki na której siedzieli mutanci, Match wstał i go zatrzymał.
- Dziękuję. - powiedział.
- Nie mogłem postąpić inaczej. Ona została wtrącona do lochu z mojej winy. - odparł Loranir. Owena uśmiechnęła się do Matcha.
Hope Abbot siedziała na białym krześle w łazience posiadłości tajemniczego mężczyzny. Zdjęła cały uniform i inne części garderoby, pozostając jedynie w majtkach. Woda lała się do krystalicznej wanny napełniając pomieszczenie charakterystycznym szumem i gorącą parą. Dziewczyna wyczyściła wszystkie zadrapania i siniaki magicznymi lekarstwami z apteczki długowłosego człowieka, dziwiąc się, że potrafiła je intuicyjnie rozpoznać, chociaż nigdy wcześniej nie miała z nimi do czynienia. Rany piekły ją okropnie. Zacisnęła zęby, ale po chwili zauważyła, że proces gojenia przyśpieszył,
a mikstury przyniosły jej ulgę. Kiedy wanna była pełna wody, Hope zdjęła majtki i weszła do wanny. Po raz kolejny zdziwiła się samej sobie, że skorzystała z zaproszenia dziwnego osobnika. Złamała zasadę nie ufania nikomu w świecie Wiecznego Zmierzchu. Woda zadziwiająco uśmierzyła ból jej poobijanego ciała. Dziewczyna zamknęła oczy, zrelaksowała się. W pewnym momencie usłyszała melodię, ciche dźwięki fortepianu dochodzące z głębi posiadłości. Wstała z wanny i owinąwszy się szlafrokiem, wyszła z łazienki. Szła korytarzem w kierunku muzyki, która stawała się coraz głośniejsza. W końcu znalazła się w dużym, ciemnym pomieszczeniu. Znajdował się tutaj tylko czarny fortepian, a właściciel domu grał na nim jakąś melodię. Kiedy mężczyzna wyczuł, że Hope go obserwowała, przestał grać i odwrócił się w jej kierunku.
- Widzę, że już wyleczyłaś swoje rany. - powiedział.
- Opatrzyłam je. Tak szybko się nie zagoją. Chociaż po kąpieli nie czuje już bólu. - oznajmiła Hope.
- Podobało ci się? Moja muzyka? - zapytał długowłosy człowiek.
- Tak. Była taka... delikatna...
- Jesteś bardzo wrażliwa. To dobra cecha u kobiety. Jak ci na imię?
- Hope. Hope Abbot.
- Hope... - mężczyzna zamyślił się.
- Teraz ty powinieneś powiedzieć mi kim jesteś.
- Nie wyjawiam swojego imienia przypadkowym osobom, ale zrobię wyjątek dla kogoś kto lubi moją muzykę. Jestem książę Sallos.
- Sallos... - Hope wyszeptała, a po chwili na jej twarzy ukazało się zdziwienie i strach.
- Czytałam gdzieś o kimś o takim imieniu... to imię... diabła!
Mężczyzna uśmiechnął się, wstając z krzesła.
- Widzę, że oprócz wrażliwości masz też dużą wiedzę. Wbrew temu co o mnie napisali, nie uważam się za demona. Czy demon byłby tak gościnny?
- Ty naprawdę jesteś tym Sallosem! Trafiłam do posiadłości diabła!
- Uspokój się. Obiecałem ci, że nic ci nie zrobię. Wróć do wanny, jeśli to pomoże ci ochłonąć. Moja magia podgrzeje wodę jeśli jest za zimna.
- Nie. Nie będę panikowała. - Hope usiadła na drugim krześle, stojącym obok fortepianu.
- Jakoś nie pasujesz mi do tamtego diabła. Widziałam też jego rysunki. - Hope miała nadzieję przekonać samą siebie, że spotkanie z demonem jest czymś absurdalnym, a tajemniczy nieznajomy ją oszukuje. Ale po ostatnim tygodniu, kiedy znalazła się w krainie elfów, walczyła z ogromną żabą, czarownicą i armią ożywieńców, spotkanie z diabłem było bardzo prawdopodobne.
- Czegoś brakuje w moim wyglądzie? - Sallos zapytał z uśmiechem.
- Powinieneś mieć brodę. I jeździć na krokodylu.
- Broda w świecie gładko ogolonych mężczyzn rzucała by się w oczy, czyż nie? A co do krokodyla... - Sallos uśmiechnął się, a za jego plecami pojawiło się zielone światło. Ukazał się w nim wielki łeb krokodyla. Dziewczyna krzyknęła.
- Dobrze! Już rozumiem!- Dziewczyna powiedziała przygotowując się do walki. Sallos odesłał gada do wymiaru z którego ten przybył.
- Teraz ty wyjaw mi tajemnicę, której nie mogę pojąć. Co ziemska dziewczyna robi w najczarniejszej części Annwn?
Jessica, Ben, Nickolas i Owena oraz Loranir i uwolniona z lochów Laura zostali wezwani po raz kolejny przed oblicze Rady Starszych Mrocznych Elfów. Wizja Jessiki i jej interpretacja przez czarnoksiężnika sprawiły, że władcy leśnego plemienia musieli podjąć decyzję jak najszybciej.
- Dar waszej przyjaciółki otworzył nam oczy na sprawy o których zapomnieliśmy z własnego wyboru. - zaczął Grathgor.
- Mab okazała się być bardziej śmiała niż przypuszczaliśmy a jej postępowanie może doprowadzić do wojny, która zniszczy całą naszą krainę. Dlatego zdecydowaliśmy się działać. Jesteście przybyszami z innego świata i dlatego zakaz przekraczania wyznaczonych granic was nie dotyczy. Proszę was, abyście udali się do pałacu Mab i uratowali swoją przyjaciółkę i naszą krainę. - stary elf uśmiechnął się.
- Owena była uczona przez jednego z najlepszych strażników, więc powinna bez najmniejszego problemu znaleźć drogę. - dodał.
- Oczywiście. Moja magia pomoże znaleźć mi stolicę i pałac Królowej. Ale w jaki sposób mamy przedostać się do miasta? Matylda i jej nieumarła armia prawdopodobnie nadal jest przed waszym lasem. Nie ma z nami ani Lorelii ani Hope. Drugi raz nie uda nam się pokonać jej demonów.
- Nie musisz martwić się o Matyldę, dziewczyno. Czarownica naruszyła prawa docierając ze swoim Dzikim Łowem aż tutaj. Mamy prawo bronić się na naszej ziemi. Razem z wami wyruszy grupa moich wojowników. Ja będę nimi dowodził osobiście. - oznajmił Grathgor.
- Kiedy dojdzie do starcia z czarownicą, wy będziecie mogli udać się do pałacu Mab, a ja i moi wierni towarzysze stawimy czoła Dzikim Łowom.
- Dziękuję. - Owena powiedziała.
- Przepraszam. - Jessica wtrąciła się.
- A co z Hope? Czy nie powinniśmy jej najpierw poszukać? - zapytała.
- Nie martw się o nią, dziewczyno. - Lamruil odezwał się.
- Jedna z nas już wyruszyła na jej poszukiwania.
- A teraz musimy zająć się inną, niezwykle istotną sprawą. - Grathgor znów się odezwał. Wstał z ławy i zbliżył się do Loranira i stojącej obok niego X-23.
- Twój przyjaciel poprosił, aby wyznaczyć dla ciebie trzy zadania, których wykonanie pozwoli ci uniknąć kary za zbrodnię jakiej się dopuściłaś. - powiedział.
- A ty, Loranirze, zdecydowałeś się być jej przewodnikiem, więc musisz jej towarzyszyć. - dodał.
- Nasza Rada wyznaczyła dla was zadania. Pierwsze: dostarczyć nam Kwiat Księżycowy, drugie: odzyskać naszą własność skradzioną przez szaloną czarownicę Narbeth, trzecie: dowiedzieć się jaki los spotkał naszych szpiegów na dworze Królowej Mab. Jeśli was się uda, dziewczyna zostanie przez nas ułaskawiona. - elf zakończył rozmowę. Dał znak ręką wszystkim członkom Rady, aby opuścili pomieszczenie.
- Musimy przygotować się do kampanii militarnej. - oznajmił.
Laura zwróciła się do Loranira.
- Nie podoba mi się to. Dziękuję ci, że wyciągnąłeś mnie z lochów, ale nie wydaje ci się że nie mamy teraz czasu na poszukiwania skarbów? Powinniśmy stać u boku naszych przyjaciół i uwolnić Megan z rąk jej matki.
- Początkowo także wydawało mi się, że te zadania będą czymś zupełnie archaicznym i niepotrzebnym, ale teraz widzę, że oni naprawdę chcą nam pomóc. Kwiat Księżycowy to zioło, które może uratować moją siostrę, a szpiedzy zniknęli w pałacu Mab, w miejscu do którego musimy wszyscy dotrzeć. Nie rozumiem tylko znaczenia drugiego zadania, ale może szalona czarownica ukradła coś co pomoże nam w zwycięstwie?
- Jeśli tak uważasz... zaczynajmy naszą misję jak najszybciej.
Geralt spacerował po Ogrodzie Rozkoszy Ziemskich podziwiając piękno roślinności stworzonej przez magiczny gest królowej świata Annwn. Stanął przy drzewie, którego lśniące korzenie wystawały ponad grunt, tworząc misterną plątaninę, a gałęzie zakończone były różowymi liśćmi. Puchowe kwiaty drzewka wydzielały różowy pyłek, unoszący się wszędzie dookoła. W oddali rosły krzaki ze świecącymi owocami szepczącymi elfią poezję, a dookoła nich były łąki z różnokolorowymi kwiatami fosforyzującymi w mroku gwiaździstej nocy. Mężczyzna zapalił papierosa. Odwrócił się w stronę murów miejskich i pałacu, nasłuchując dźwięków muzyki i zabaw toczących się na dworze. Uśmiechnął się.
- Widzę, że wspominasz naszą pierwszą wizytę w tym miejscu. - Will odezwał się podchodząc do Geralta nie będąc wcześniej przez niego zauważonym.
- Tak... wtedy to my byliśmy głównym punktem programu. Wszyscy na dworze interesowali się nami.
- Mieliśmy dla siebie ich wszystkie niebieskookie, złotowłose, skrzydlate i cycate kobiety. - Will dodał patrząc na mury za którymi wybuchały fajerwerki.
- Teraz nasze miejsce zajęło młode pokolenie. - powiedział Geralt.
- Niech doświadczą przyjemności jakie oferuje im ten świat. Córka Iana, jej przyjaciele, nawet ich opiekunka, która ciągle gra ci na nerwach.
- W szczególności ona. Może przestanie być taka podejrzliwa i wroga do mnie jak sobie poużywa z jakimś młodym elfem. - Geralt zaśmiał się.
- Trochę żałuję... - dodał.
- Czego?
- Będziemy w Annwn jeszcze tylko jedną noc. Cieszę się, że Mab zdejmie z Megan zaklęcie łączące ją z tą krainą i dziewczyna będzie mogła wrócić do normalnego życia, a my nie będziemy musieli polować na zmienników, ale... czuję smutek, że widzimy ten świat po raz ostatni. Myślałem nawet
o tym, by uwolnić Podróżnika. Niech pójdzie własną drogą tak jak i my...
- Zawsze możesz tutaj zostać. Mab zaprowadzi Megan i resztę do wyjścia. Jej magia wystarczy, by chronić ich przed niebezpieczeństwem. Ale powinieneś teraz cieszyć się zamiast rozmyślać. To noc zabawy, wina, jedzenia i seksu, a nie filozofii!
Geralt nadal był pochmurny. Skończył palić papierosa, niedopałek wyrzucił na trawę i zdeptał go podeszwą buta.
- Will... jeśli widzimy to miejsce po raz ostatni... mógłbyś powiedzieć mi co widziałeś w Zakazanym Lesie? - spytał wyciągając drugiego papierosa.
Will zbliżył się do niego. Spojrzał mu w oczy lodowatym wzrokiem.
- Jesteś pewien, że chcesz to usłyszeć? - spytał.
- Tak. - odparł Geralt. Will zapalił mu papierosa magiczną iskrą, po czym oddalił się na kilka kroków w zamyśleniu.
- Will nie był sobą tamtej nocy. - powiedział używając trzeciej osoby.
- Widok gołej dupy leśnej nimfy zupełnie namącił mu w głowie. Nie zważając na zakazy i nakazy pobiegł za nią w samo serce lasu mroku. Chociaż przeklęta nimfa zrobiła sobie z niego jaja i uciekła gdy tylko wkroczył do lasu, to on nie poddawał się. Szukał jej wszędzie, zapuszczając się głębiej i głębiej w gęstwinę. W końcu znalazł się na drugiej stronie puszczy...
Geralt słuchał mężczyzny z zaciekawieniem, patrząc na obłęd szalejący w jego oczach. Opowieść o tamtym wydarzeniu zdawała się budzić w nim coś niebezpiecznego.
- Do drugiej stronie lasu było morze... morze lawy i ognia! Czarne skały na plaży parzyły w stopy.
A tuż przy brzegu... stał statek. Jakim cudem statek wyglądający na drewniany mógł pływać po morzu ognia i się nie spalić? Dookoła niego były istoty... czarne, czerwone, ubrane w jednakowe zbroje, uzbrojone w miecze i topory... istoty uskrzydlone niczym nietoperze. Pilnowały czegoś... a może raczej kogoś? Prowadziły skutych w łańcuchy Tylwyth Teg. Kobiety, najładniejsze jakie urodziły się w krainie, kilku zniewieściałych mężczyzn także... prezent dla króla piekła jako znak dobrych stosunków między nim, a Królową Mab. I w tym momencie szczęście Willa skończyło się. Zobaczyłem go, musiałem go zlikwidować, bo nie chciałem aby ktoś rozpowiedział co naprawdę działo się po drugiej stronie leśnej bariery. Zabiłem go z łatwością, nawet gdy próbował bronić się nieudolnie nauczonymi czarami. Zabiłem go i założyłem jego skórę! A wraz ze skórą całą osobowość i wspomnienia!
Twarz Willa zaczęła się zmieniać. Jego oczy stały się czerwone, a skóra przybrała ciemną barwę. Jego palce wydłużyły się, formując szpony.
- Kim ty jesteś?! - Geralt wykrzyknął zdziwiony. Jedną dłonią uformował przed sobą pentagram ochronny, a drugą sięgnął po pistolet.
- Powinieneś być bardziej czujny! - powiedział demon, który chwilę wcześniej był starym przyjacielem Willa. Zza fantazyjnego drzewa wystrzeliły magiczne sztylety. Z ogromną prędkością poleciały w kierunku mężczyzny w prochowcu, uderzając prosto w jego plecy. Geralt nie zdążył się odwrócić, wszystkie sztylety wbiły się w jego ciało. Upuścił pistolet, a pentagram wokół jego dłoni rozpłynął się w powietrzu. Upadł na trawę. Will zbliżył się do niego.
- Wspomnienia Willa dały mi nową misję w życiu. Nareszcie mogłem przestać być marynarzem na statku wożącym niewolników. Wreszcie mogłem zaoferować dowódcy mojego legionu dar, dzięki któremu wywyższy się wśród Piekielnych Lordów... bramę, dzięki której granica między Fearie i Ziemią zniknie, a wojska mojego pana będą mogły znów wkroczyć na błękitną planetę.
- Ty sukinsynu... rebelia Tylwyth Teg to jedno wielkie kłamstwo... - Geralt wyszeptał zakrwawionymi ustami.
- Ci odmieńcy są zbyt tchórzliwi, aby ruszyć palcem w obronie swoich interesów. Wolą siedzieć ukryci w lesie i filozofować... albo wysyłać zmienników, żeby nauczyli się żyć w innym świecie.
- Zmiennicy, których pomogłem ci zabić przez te wszystkie lata... byli niewinni... - Geralt zacisnął pięści. Nie miał nawet siły na uniesienie głowy.
- Głupota jest grzechem śmiertelnym. Ale w jednym cię nie okłamałem. Będzie wojna pomiędzy dworem Mab, a mrocznymi Tylwyth Teg. Dzięki tej wojnie moja armia znów będzie kroczyła po Ziemi. Wszystko ułożyło się według mojego planu. Mab uwierzyła w kłamstwo o swojej córce, które wcisnąłem jej do głowy. Wysłała zabójców, których jedynym zadaniem było doprowadzić do tego, by ja, ty i Ian znaleźliśmy się znów w tej krainie. Do Annwn przybyli też uczniowie Marcona i ich nowi towarzysze. Mab uwolniła Matyldę, a ona wkrótce wciągnie w walkę mrocznych elfów. Kiedy Annwn pogrąży się w ogniu my wykorzystamy bramę do twojego świata. Wybacz mi Geralcie, ale niedługo rozpocznie się ceremonia, a ja muszę być przy boku mojej królowej.
Demon oddalił się od konającego czarnoksiężnika, znów przybierając postać jego starego przyjaciela.
Jessica, Match, Wolfcub, Owena oraz grupa elfickich wojowników dowodzonych przez czarnoksiężnika Lamruila i przywódcę Grathgora wyszła na łąkę położoną bezpośrednio przed mrocznym lasem. Okazało się, że stara wiedźma Matylda i jej armia nieumarłych królów, była gotowa do obrony jedynej drogi prowadzącej do stolicy Annwn. Wilki astralne i piekielne ogary wywęszyły Tylwyth Teg. Szykowały się do ataku, ale czarownica uspokoiła je, pociągając za ich niewidzialne, magiczne smycze.
- Spokojnie! Macie słuchać moich rozkazów. - Wiedźma zaskrzeczała, jednocześnie łypiąc okiem na odpoczywających wojowników i zakapturzonego maga.
- Bądź pozdrowiony Grathgorze, najwspanialszy z mieszkańców mrocznego lasu. Czyżbyś pragnął dołączyć do moich Dzikich Łowów w dzisiejszą piękną noc? - zapytała. Grathgor wyszedł kilka kroków przed szereg złożony ze swoich wojowników.
- Matyldo! Złamałaś jeden z największych zakazów traktatu zawartego pomiędzy Piekielną Domeną, a Annw, krainą Wiecznego Zmierzchu. Wkroczyłaś bez ostrzeżenia na tereny należące do moich współtowarzyszy, zaatakowałaś i zraniłaś naszych gości! Z czyjego rozkazu działałaś, przeklęta czarownico?
- Nie słucham rozkazów od nikogo! Sama miałam ochotę na polowanie, więc je urządziłam! Nie upolowałam nikogo ważnego, nie złamałam żadnego z postanowień traktatu! - powiedziała starucha. Jessica zacisnęła pięści.
- Mab spuściła cię ze smyczy? - dziwił się Lamruil.
- To ty i twoi ludzie bezprawnie pozbawiliście mnie moich zdobyczy! - wrzasnęła pokazując palcem na młodych mutantów, po czym zatrzymała wzrok na Jessice.
- A ty do mnie wrócisz i żadna magia ci nie pomoże! - dodała, patrząc dziewczynie prosto w oczy.
- Matyldo, zabierz stąd swoim towarzyszy Dzikich Łowów i wróć do własnej części krain. Pozwól, aby nasi goście bezpiecznie podróżowali przez drogi Annwn. - rozkazał przywódca mrocznych elfów. Wiedźma zaśmiała się.
- Już niedługo w naszym świecie nadejdą wielkie zmiany. Ty i twoi ludzie stracicie ochronę, jaką zapewnia wam teraz pradawny traktat. Kiedy Mab stanie się prawowitą władczynią całego Annwn, urządzę polowanie na każdego Mrocznego Elfa. Nie będzie lasu na tyle gęstego i góry na tyle stromej, aby schronić się w nich przed moimi piekielnymi ogarami!
Grathgor zwrócił się do Oweny.
- Pamiętajcie, aby nie wdawać się w walkę. Zadaniem twojej drużyny jest znaleźć waszą towarzyszkę i pomóc Megan Gwynn.
- Rozumiem. - odparła dziewczyna.
- Widzę, że nie dojdę z tobą do porozumienia, czarownico. Dlatego skorzystam z prawa do obrony własnej krainy.
- Dobrze. Twoi wojownicy poczują ból ran zadawanych zaklętą zimną stalą! - Matylda zasyczała wbijając w ziemię sękaty kostur. Wszyscy nieumarli rycerze przygotowali się do ataku. Widmowe zwierzęta otoczyły czarownicę, zapewniając jej ochronę przed bezpośrednim atakiem fizycznym. Drużyna mrocznych elfów również była gotowa na konfrontację. Wielu z nich prezentowało swą broń, a kilku wytworzyło magiczne symbole wokół dłoni. Mag Lamruil podniósł złotą laskę zakończoną klejnotem ponad głowę, a Grathgor wyjął z pochwy miecz. Owena również przygotowała własny magiczny miecz, Match uformował w dłoniach ogniste kule. Zakapturzony czarnoksiężnik Matyldy odsłonił twarz. Okazało się, że był nim ożywiony przez czarną magię Will, dawny przyjaciel Iana i Geralta, zamordowany przez demona, po tym jak poznał prawdę o drugiej stronie zakazanego lasu.
Wokół Marka pojawił się deszcz płatków róży. Chłopak zdziwił się niecodziennym zjawiskiem, ale początkowo myślał, że to kolejna z atrakcji przygotowanych przez Królową Mab. Bardzo szybko przekonał się, że się mylił. Kiedy wszystkie płatki opadły na podłogę, przed młodym mutantem pojawił się Orin. Elf blondyn uśmiechał się do niego zalotnie.
- Ty! - krzyknął Mark.
- Ale mnie nieładnie przywitałeś. A ja tak się starałem, aby obsypać cię najpiękniejszymi kwiatami. - odezwał się złotowłosy mężczyzna.
- Przecież cię zabiłem! - DJ wciąż nie dowiedział swoim oczom.
- Ach tak. Mieliśmy już małe nieprzyjemne spotkanie. - Orin pokazał protezę ręki wykonaną ze szczerego złota.
- Zraniłeś mnie chłopcze, ale ja nie mogłem o tobie zapomnieć. Teraz, kiedy ta wstrętne dziewucha jest z moją Królową, będziemy mogli się razem zabawić.
- Pokażę ci zabawę! - Mark wytworzył w powietrzu kolorowe bąble, manifestacje energii, którą uzyskał słuchając elfich śpiewów za murami. Kule wybuchły w pobliżu mężczyzny zasypując go kolorowymi iskrami.
- Ojej! Ty też coś dla mnie przygotowałeś! Dziękuję! - Orin krzyknął. Wytworzył dwa ostrza porośnięte kolcami i rzucił nimi w chłopaka. DJ uciekł do klatki schodowej.
- Chcesz się bawić ze mną w chowanego? Dobrze! Zacznijmy grę wstępną! - Elf oznajmił radośnie, po czym podążył za chłopakiem. Mark zbiegł na dziedziniec zamku, a chwilę później skierował się w stronę bramy. Okolica roiła się od różnych magicznych istot, świętujących przybycie córki królowej do krainy. DJ nie mógł znaleźć Shan, ojca Megan, ani żadnego z jego przyjaciół, ale pomyślał, że tłum mógł dać mu przewagę w ucieczce przed szalonym elfem i chwilę czasu na obmyślenie jak go pokonać.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.