Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Dziecko Wiecznego Zmierzchu

Rozdział 5

Autor:Kh2083
Serie:X-Men, New X-Men
Gatunki:Akcja, Fantasy, Przygodowe
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2016-11-12 11:58:33
Aktualizowany:2016-11-12 11:58:33


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Rozdział 5

Jessica szła wzdłuż ulicy bardzo szybkim krokiem. Stare, wielkie budynki magazynów otaczały ją ze wszystkich stron, a cienie przez nie rzucane nadawały okolicy specyficzną atmosferę pachnącą stęchlizną i architektonicznym rozkładem. Dziewczyna przed kilkoma minutami miała wizję przedstawiającą bladą kobietę, która kilka dni wcześniej zaatakowała jej koleżankę. Rany na dłoniach Jessiki odnowiły się z nieznanych powodów, krew kapała z przesiąkniętych bandaży na brudny i popękany chodnik. Laura Kinney biegła tuż za Preview, starając się nie stracić jej z oczu nawet na ułamek sekundy. Chciała się zatrzymać, porozmawiać z nią i starać się zrozumieć jej nagłą zmianę zachowania, ale czarnowłosa mutantka nie dała jej na to szansy. Znów zachowywała się tak jakby coś ją opętało, jakby jej życie zależało od tego jak szybko znajdzie się w wiadomym tylko dla niej miejscu. W pewnej chwili zatrzymała się, jednocześnie rozglądając się dookoła tak jakby przeczuwała, że ktoś lub coś obserwowało ją z ukrycia.

- Laura...- powiedziała przyciszonym głosem obawiając się bycia podsłuchaną.

- Ona tutaj jest... - wyszeptała.

- Kto? - X-23 zdziwiła się. Jej wyczulone zmysły nie wykryły nikogo w promieniu wielu metrów.

- Ta kobieta z mojej wizji. Ona gdzieś tu jest... coś mi mówi, że to tutaj ją torturowano. - dziewczyna chwyciła się za ranne dłonie z których kapnęło kilka następnych kropel krwi.

- Jessica. Nie jesteś w stanie teraz się z nią zmierzyć. Zostaw ją mnie. Ty lepiej wracaj do samochodu i do szkoły. Zapach twojej krwi staje się nie do zniesienia.

- Za późno. - dziewczyna odparła pokazując na drzwi zza których wyłoniła się sylwetka białoskórej kobiety. Laura wysunęła swoje pazury w dłoniach jednocześnie wybiegając przed Jessikę. Tajemnicza postać wyszła z cienia ukazując się oczom dwóch młodych mutantek. Uśmiechała się.

- Tak bardzo chciałyście się ze mną spotkać, że bezmyślnie weszłyście w moją pułapkę. - oznajmiła patrząc na Jessikę.

- Nie doceniłam waszych zdolności... to mój błąd. I kto by pomyślał, że jest wśród was ktoś taki jak ty... prorok o krwawiących stygmatach... czego się dowiedziałaś na mój temat stygmatyczko? - zapytała. Preview spojrzała na nią wzrokiem pełnym złości.

- Moje wizje to moja sprawa. Ale ty wracasz z nami do Instytutu. Masz nam naprawdę wiele do wyjaśnienia.

- Nie rozśmieszaj mnie dziewczynko. Normalnie nie zwróciłabym na ciebie uwagi... ale twój dar... - kobieta zbliżała się do mutantki. Kiedy była już bardzo blisko, Laura szykowała się do ataku.

- Twój dar jest zbyt niebezpieczny. Twoja krew, którą bezmyślnie rozlewasz dookoła, niesie w sobie wiedzę o tym co ma nadejść. Nie mogę pozwolić ci bawić się tak niebezpiecznym darem. - mroczna kobieta skierowała dłoń w stronę głowy Jessiki. W tym samym czasie Laura zaatakowała ją gwałtownie, próbując przeciąć pazurami jej szyję. Bladoskóra była dla niej zbyt szybka, użyła zaklęcia przygotowanego dla Jessiki, aby unieszkodliwić X-23. Dziewczyna odrzucona jego siłą uderzyła w pobliski budynek. Próbowała się podnieść, ale ból jaki poczuła w klatce piersiowej był zbyt silny. Nie mogła złapać tchu, ani myśleć racjonalnie. Wkrótce osunęła się na chodnik tracąc przytomność.

- Laura! - Jessica była przerażona. Wydawało się, że jej nowa przyjaciółka została na jej oczach brutalnie zamordowana. Kobieta o białej cerze znów się uśmiechnęła patrząc na powaloną Laurę z pogardą.

- Powinnaś trzymać swoje zwierzątko na smyczy. Popatrz co próbowało mi zrobić. Atakować mnie zimnym żelazem? Co ona sobie myślała?

- A teraz zakończmy to co zaczęłyśmy, dobrze? - dodała.

W tym samym czasie Megan, Mark i Shan, a także ojciec Megan i jego dwaj tajemniczy towarzysze jechali samochodem wzdłuż drogi biegnącej przez zielone, leśne tereny. Drzewa otaczały ich z dwóch stron, rzucając na szosę chłodny i wilgotny cień. Zdecydowali się udać do miejsca prawdziwych narodzin dziewczyny, a jedyną osobą, która mogła otworzyć dla nich bramę tam prowadzącą była jej babka. Ian nie był zadowolony z ponownego spotkania z matką. Nie miał z nią dobrych stosunków od dnia w którym ukradł jej zioła i przez pomyłkę dostał się do magicznej krainy. W ciągu ostatnich kilkunastu lat spotkał się z nią co najwyżej kilka razy. Rozmawiał z nią jeszcze rzadziej. Obwiniał ją o czary, które sprowadziły na niego i jego dwóch kolegów kłopoty, których wcześniej nie potrafili sobie nawet wyobrazić, a ona była na niego wściekła, bo potraktował wszystko to co reprezentowała jej rodzina w sposób zupełnie niepoważny i jednocześnie niebezpieczny. Tym razem musiał jednak przezwyciężyć swoją niechęć do starszej kobiety, bo życie Megan miało dla niego wartość najważniejszą. Młoda mutantka nadal nie mogła poukładać w swojej głowie wszystkich faktów dotyczących jej pochodzenia, a wszystko co powiedział jej ojciec wydawało jej się nieprawdziwe. Dziewczyna nie chciała jechać do swej babki, nie chciała podróżować do innego świata, którego samo wspomnienie wprawiało ją w przerażenie, nie chciała już dłużej odwiedzać swoich rodzinnych stron. Jedyne czego pragnęła, to wrócić do Ameryki, do szkoły, do normalności. Cieszyła się, że Mark i Shan byli przy niej i nie wyobrażała sobie przechodzenia przez wszystko co ją do tej pory spotkało bez ich pomocy.

- Prawie jesteśmy. - Ian powiedział.

- Tak, pamiętam te okolice... - Geralt oznajmił.

- Księżyc był tamtej nocy tak nisko jak dzisiaj. - dodał spoglądając na ciało niebieskie widniejące na niebie ponad koronami drzew.

- Jedziemy już kilka godzin. Czy twoja babcia musi mieszkać na takim odludziu? - Mark zapytał swą dziewczynę.

- Jak widzisz moja rodzina jest dziwniejsza niż to sobie wyobrażałam. - Megan odparła z uśmiechem.

- Powinienem poinstruować was czego nie wolno robić w tamtych krainach. - Will włączył się do rozmowy.

- Nie wolno wam mieć ze sobą zimnego żelaza. To największa obraza dla tamtych istot i jeśli ktoś z was zostałby przyłapany z czymś takim w kieszeni, na pewno spotkałaby was surowa kara. Pamiętajcie także, że nie wolno wam od nikogo niczego przyjmować i wdawać się w rozmowy z przypadkowo napotkanymi osobami. Pamiętajcie, że tam wszystko jest czymś innym niż się wydaje, a niebezpieczeństwo może grozić wam ze strony nawet najbardziej niewinnie wyglądającej rzeczy. Musicie zawsze podróżować w grupie, a najlepiej jak będziecie się trzymać kogoś z nas trzech, bo my znamy doskonale tamtą krainę i wiemy co jest w niej dobre, a co złe. Nie wolno wam chodzić innymi ścieżkami niż te wybrane przez nas.

- Nie idziemy tam zwiedzać okolicy. Mamy proste zadanie do wykonania i wrócimy tak szybko jak to będzie możliwe. - Shan odpowiedziała przerywając wypowiedź mężczyzny.

- Tam nic nie jest proste, a już na pewno nie rozmowa z władczynią tamtego świata. - Will oznajmił patrząc na kobietę lodowatym spojrzeniem.

- Jesteśmy na miejscu. - Ian powiedział przerywając wszystkie rozmowy. Samochód zatrzymał się na trawiastym wzgórzu, na którym kilka metrów dalej stał drewniany dom. Srebrne światło Księżyca padało na łąki i leżące za nimi lasy nadając całej okolicy wygląd pełen magii i tajemniczości. Megan i jej przyjaciele wysiedli z samochodu, a chwilę później dołączyli do nich Ian i jego dwóch starych znajomych. Dziewczyna była szczęśliwa, że wreszcie mogła rozprostować swoje kończyny i skrzydła. Patrzyła na rozciągający się przed nią krajobraz czując wypełniającą jej organizm energię. Ciemna noc, srebrzysty Księżyc, lasy i łąki szumiące wiatrem i pohukiwanie sowy dochodzące z gęstwiny sprawiały, że Megan czuła się w tamtym miejscu jak we własnym domu. Miała wrażenie, że wróciła z długiej podróży do rodzinnych stron, a cała okolica witała ją z otwartymi ramionami.

- Tu jest cudownie! - mutantka podzieliła się swymi uczuciami z pozostałymi.

- Co czujesz Megan? - spytał Will.

- To jest trudne do opisania... po prostu czuję się cudownie. Jakbym należała do tego miejsca. Mogłabym tu pozostać do końca życia! - Dziewczyna nie kryła się ze swoimi uczuciami. W pewnej chwilo przyszło jej na myśl, aby zrzucić z siebie całe ubranie i iść tańczyć pomiędzy kamieniami na łące, sprawić sobie prysznic z księżycowego światła.

- Bo taka jest prawda. Należysz tutaj. - oznajmiła kobieta, która wyszła ze swego domu i udała się na spotkanie z gośćmi. Miała siwe włosy i piękną twarz, chociaż pooraną znakami starości.

- Mama. - powiedział Ian, instynktownie odwracając głowę tak, aby nie spotkać wzroku matki.

- Oczekiwałam was. - kobieta uśmiechnęła się podchodząc do swojej wnuczki. Przytuliła dziewczynę patrząc z uwagą na jej skrzydła.

- Tak się cieszę, że mogłam cię w końcu zobaczyć. - wyszeptała jej do ucha.

- Jesteś taka piękna. - dodała dotykając skrzydeł Megan, obserwując jej niezwykłe uszy i oczy.

- Byłabym bardzo niegościnna, jeśli zbyt długo trzymałabym was na podwórku mojego domu. - Kobieta zwróciła się do wszystkich zgromadzonych.

- Tak jak mówiłam, oczekiwałam was i przygotowałam dla was wszystkich ciepłą herbatę. Megan, znam przyjaciół twojego ojca od bardzo dawna, ale twoich własnych towarzyszy musisz mi przedstawiać. Dobrze? - powiedziała do wnuczki, jednocześnie zapraszając wszystkich do swojej chaty gestem dłoni.

Blada kobieta przygotowywała się do zadania ostatecznego ciosu Jessice, która wiedziała, że bez pomocy swojej przyjaciółki nie zdoła wygrać z nią bezpośredniej walki. Laura nadal leżała na chodniku nie wykazując oznak życia.

- Gdybyś nie była dla nas zagrożeniem, zabrałabym cię ze sobą do mojego królestwa. Kto wie jakie tajemnice świata byś mi wyjawiła, stygmatyczko... niestety, nie będzie nam dane się tego dowiedzieć.

- Całe szczęście, że nie będę musiała już więcej na ciebie patrzeć. - Jessica zamknęła oczy przygotowując się na uderzenie zabójczej magii, która kilka minut wcześniej powaliła X-23. W tym samym momencie za plecami dziewczyny pojawił się całun falującej, niebieskiej poświaty. Wkrótce dziwne promieniowanie pochłonęło jej ciało, skutecznie oddzielając ją od jej niedoszłej zabójczyni. Blada kobieta zacisnęła pięści rozpoznając efekt wizualny towarzyszący znanej jej magii. Niebieska kurtyna świetlna dosięgła także pozbawioną przytomności Laurę. Obie dziewczyny zostały przeniesione w zupełnie inne miejsce, na dach pobliskiego budynku. Jessica zdezorientowana nagłą teleportacją, zaczęła rozglądać się dookoła szukając źródła niezwykłego zdarzenia. Zauważyła dziewczynę o fioletowych włosach i głębokich niebieskich oczach stojącą nieopodal.

- Kim jesteś! Co tu się dzieje? - zapytała podchodząc od nieznajomej.

- Jesteś bezpieczna. Ty i twoja przyjaciółka. - odparła tajemnicza postać. Jessica zauważyła Laurę i natychmiast znalazła się u jej boku. Z ulgę stwierdziła, że jej przyjaciółka żyła, chociaż nadal była nieprzytomna i bardzo wycieńczona.

- To niesamowite. Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś, kto byłby w stanie przeżyć bezpośrednie użycie Palca Śmierci. - kobieta zdziwiła się.

- Czego od nas chcesz? - Jessica kontynuowała.

- Uratowałam ci życie i to powinno ci wystarczyć. Może wolisz wrócić tam na dół?

- Ja mam po prostu dość dziwnych osób mieszających się w moje życie. - czarnowłosa mutantka ochłonęła. Zdała sobie sprawę, że nie mogła zdenerwować swojej niezwykłej wybawczyni.

- A ona... ta blada czarownica... nie obawiasz się, że teraz będzie ścigać także ciebie? - spytała.

- Nie martw się o nią. Moi przyjaciele zaraz sobie z nią poradzą.

W tym samym czasie wiedźma miotała się w ulicznym zaułku szukając osoby, która odebrała jej ofiarę. Wiedziała doskonale, kogo się spodziewać. Była gotowa do starcia, znacznie dla niej trudniejszego niż walka z dwiema wychowankami szkoły Xaviera.

- Mroczni Tylwyth Teg... zapłacicie mi za tą zniewagę! Wasze ciała zostaną zniszczone, a dusze wrzucone do bezdennej studni dla potępieńców! - W pewnym momencie zza budynku wyłonił się mężczyzna. Miał czarne włosy i ciemne oczy połyskujące niczym gwiazdy. Ubrany był w ciemny strój przypominający garnitur i pelerynę.

- Widzę, że nie jesteście takimi tchórzami na jakich wyglądacie. - kobieta powiedziała z uśmiechem.

- Tylko my mamy odwagę patrzeć w przyszłość. - oznajmił mężczyzna kierując otwartą rękę w stronę wiedźmy. Po chwili jego dłoń zalśniła niebieskim światłem i wystrzelił z niej strumień zimna. Śnieg i lód uderzyły w ciało kobiety, rzucając ją o mur. Blada czarownicy wyszeptała słowa jakiegoś starego zaklęcia tworząc wokół siebie barierę ochronną. Mężczyzna nie przestawał atakować, chociaż jego przeciwniczka opierała się ogromnemu chłodowi kierowanemu na jej ciało. Domy oraz okoliczne budynki zakryły się warstwą grubego szronu, a jedno z okien pękło pod wpływem naprężeń termicznych. Długowłosy przestał atakować zaskoczony tym, że kobieta nadal trzymała się na nogach.

- Interesujące. Nie sądziłem, że ktoś taki jak ty oprze się powiewom lodowego wichru. - oznajmił.

- Przeżyłam już dużo większe zimno. Twój wicher był dla mnie jak powiew letniego wietrzyka. Zobaczymy jak poradzisz sobie z moim czarem! - krzyknęła kobieta. Zaatakowała długowłosego tym samym czarem, którym wcześniej próbowała pozbawić życia Laurę Kinney. Energia zabójczego promienia dosięgła mrocznego elfa, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia.

- Palec śmierci nie dosięgnie kogoś kto nie ma serca! - odparł z uśmiechem.

- Dobrze wiesz, że jedyne co może mnie zranić jest zabójcze także dla ciebie. Zaklęte zimne żelazo. Ale nie jesteś na tyle odważny, żeby wziąć je do ręki i narazić się na śmierć, prawda? - zapytała blada kobieta. Mężczyzna tylko się uśmiechnął.

- Ja nie jestem. Ale mam przyjaciół, którzy to zrobią. - powiedział, a zza zaułka wybiegła dziewczyna. Miała krótkie włosy jasnego koloru. Ubrana była w sweter i dżinsy. Trzymała miecz pokryty dziwnymi symbolami przynoszącymi na myśl jakieś prastare zaklęcia.

- Ty... nie jesteś Tylwyth Teg! - powiedziała czarownica.

- Nie jestem! Widzę, że jesteś bardzo spostrzegawcza! Wyzywam cię na pojedynek! - krzyknęła blondynka. Ruszyła w kierunku kobiety z zamiarem zaatakowania jej zaklętym mieczem. Wiedźma nie chciała ryzykować. Kilkoma ruchami ręki wytworzyła unoszące się w powietrzu fosforyzujące symbole magiczne i teleportowała się w nieznane.

- Cholera jasna! Co za tchórz! - dziewczyna uderzyła ze złości w ścianę pokrytą lodem.

- Uważaj. Możesz się zranić. Moje czary są zabójcze dla ludzi. - odparł długowłosy podchodząc do przyjaciółki.

- Nieważne. Jestem cholernie wkurzona. Zabierz mnie lepiej do tych dziewczyn, które zaatakowała najemna zabójczyni Mab.

- Jak sobie życzysz. - Mężczyzna okrył dużo drobniejszą od siebie kobietę peleryną i wkrótce zniknął razem z nią w ciemnej mgle przenosząc się na dach jednego z pobliskich budynków. Pojawili się obok Jessiki, dochodzącej do siebie Laury i tajemniczej kobiety o fioletowych włosach.

- Ona żyje? - zdziwiła się blondynka patrząc na siedzącą X-23.

- Tak, przeżyła Palec Śmierci i zdrowieje z minuty na minutę. - odparła długowłosa dziewczyna.

- Co z najemniczką? - spytała.

- Niestety udało jej się uciec. Zatarła po sobie ślady, więc nie mamy jak jej ścigać.

- Nie mamy na to czasu.

Jessica podeszła do rozmawiającej grupy.

- Nie zapomnieliście o czymś? Kim jesteście? Jaki jest wasz związek z tamtą kobietą? Ona kilka dni temu próbowała zabić moją przyjaciółkę. Macie z tym coś wspólnego? A może macie coś wspólnego z tym? - zapytała pokazując bandaże na zakrwawionych stygmatach.

- Sama wpakowałaś się w kłopoty ścigając najemniczkę! Nie wiesz z czym masz do czynienia! - długowłosa kobieta nie była zbyt przyjaźnie nastawiona do młodej prekognitki.

- Spokojnie Lorella. Ona jest przyjaciółką Gwynn. Ma prawo wiedzieć co się dzieje. - blondynka uspokoiła koleżankę.

- A poza tym one mogą się nam przydać. Nie ma wśród nas proroków ani człowieka, który jest zdolny przeżyć magię ofensywną Krainy Wiecznego Zmierzchu. - Dziewczyna podeszła do Preview podając jej rękę.

- Jestem Owena Brice. A to moim znajomi: Lorella i Loranir.

- Jessica Vale. To jest Laura Kinney. W jaki sposób jesteście związani z Megan?

- Jesteśmy tu po to, aby nie dopuścić do jej zamordowania. Jesteśmy zmiennikami wysłanymi z Krainy Wiecznego Zmierzchu.

Megan i jej przyjaciele oraz znajomi ojca dziewczyny siedzieli w małym pokoju wewnątrz chaty babci mutantki. Cały dom wykonany był z drewna, panował w nim półmrok i charakterystyczny zapach lasu. Jedynym źródłem światła była świeczka stojąca na okrągłym stoliku. Obok niej porozrzucane były w pozornym nieładzie kolorowe karty tarota, które starsza kobieta używała do wróżenia chwilę przed przyjazdem gości. Ona sama siedziała w fotelu popijając herbatę.

- Karty powiedziały mi, że dzisiejszej nocy będę miała niezwykłych gości. Ktoś powróci po długiej nieobecności, ponieważ w jego życiu pojawi się przeszkoda, której nie będzie mógł pokonać bez powrotu do swych korzeni. Przyprowadzi ze sobą dawnych znajomych, a wraz z nimi kłopoty. Ale będą z nim także inni, nieznajomi zgromadzeni wokół najmłodszego członka mojego rodu. Po raz kolejny moje wróżby się sprawdziły. - kobieta uśmiechnęła się do swej wnuczki.

- Tak bardzo chciałabym z tobą porozmawiać. Mam tak dużo pytań... - dodała patrząc na Megan. Ian przerwał jej w pół zdania.

- Nie mamy czasu na spotkania po latach. Wytłumaczyłem ci przed chwilą co się dzieje i jak poważna jest sytuacja w której się znaleźliśmy.

- Wiem o tym doskonale. Inaczej nie pojawiłbyś się w moich progach. - kobieta odparła zabierając karty ze stolika i jednocześnie układając je w talię.

- Gdyby nie te progi, nigdy nie znalazłbym się w bagnie w jakim teraz siedzę. - mężczyzna odwrócił się od kobiety, a chwilę później podszedł do okna. Kontemplował księżyc wiszący nad ciemną ścianą drzew.

- Ostrzegałam cię przed tym co mogło się stać jeśli nie traktowałbyś poważnie tego kim jesteśmy. Ale ty oczywiście musiałeś wszystko wiedzieć lepiej. Sam jesteś sobie winny i powinieneś być wdzięczny losowi, że skończyłeś tak jak skończyłeś, bo mogło cię spotkać coś znacznie gorszego.

- Wiedziałem, że przyjazd tutaj nie był dobrym pomysłem. - odparł Geralt. Starsza kobieta usłyszała jego uwagę i natychmiast zmieniła swoje zachowanie wobec syna. Wiedziała, że bezpieczeństwo jej wnuczki było ważniejsze od wszystkich konfliktów jakie pojawiły się pomiędzy nią i Ianem.

- Nie przyjechałeś tutaj tylko po to, żeby się ze mną kłócić. Zostawmy więc naszą przeszłość w spokoju i skupmy się na tym co jest najważniejsze. Megan, zostałaś zaatakowana w Ameryce?

- Tak, dwa razy. - odpowiedziała dziewczyna zadowolona, że sprzeczka jej rodziny nie przerodziła się w ostrą kłótnię.

- Zdumiewające. Nigdy nie przypuszczałam, że istoty ze Świata Wiecznego Zmierzchu znajdą się tak daleko od swoich rodzinnych stron. To jest do nich zupełnie niepodobne. Ja wiem niewiele o mrocznych Tylwyth Teg... zawsze starałam się unikać kontaktu z tymi istotami... legendy, które przekazała mi moja babka były wystarczająco przerażające.

- Teraz nie mamy do czynienia z legendami, ale z rzeczywistością. Nie chcemy, aby pani wspomagała nas swoją wiedzą, bo chyba pani rozumie, że nikt nie zna tamtej krainy lepiej niż nasza trójka... z całym szacunkiem dla pani wiedzy... prosimy tylko, aby pomogła nam pani przekroczyć bramy Krainy Wiecznego Zmierzchu... prosimy, aby otworzyła pani dla nas wrota... - Will wtrącił się do rozmowy.

Siwa kobieta spojrzała na mroczne oczy mężczyzny, na swojego syna, a później na wnuczkę siedzącą wśród przyjaciół ze szkoły Xaviera.

- Nie jestem przekonana, że otwieranie bram do świata Fearie to najlepszy pomysł. Jeśli mroczni Tylwyth Teg zdołali dostać się na naszą stronę rzeczywistości i na dodatek tak daleko od ich rodzinnego świata, jeśli mają środki pozwalające im wysyłać do naszego świata własnych agentów, jeśli wasze słowa o inwazji zmienników są prawdziwe... Kraina Wiecznego Zmierzchu może być dużo bardziej niebezpiecznym miejscem niż ją pamiętacie z waszych podróży... nie pomyśleliście, że może być ogarnięta wojną? Albo rewolucją? A być może już znajduje się w rękach mrocznych Fearie... zabieranie tam Megan może narazić ją na dużo większe niebezpieczeństwo.

- Jeśli nie dostaniemy się do tamtej krainy, nawet jeśli jest teraz ogarnięta wojną... zrobimy ogromny błąd! Jeśli nie zabierzemy tam Megan... wojna i tak ją odnajdzie tutaj, na Ziemi. A wtedy ucierpi wiele niewinnych ludzi, nie mających nic wspólnego z panią czy z nami... czy jest pani zdolna podjąć takie ryzyko? Czy będzie pani później mogła żyć z takim ciężarem? - Will przekonywał kobietę do słuszności swojej racji.

- Ludzie już zaczęli przeze mnie cierpieć... - różowowłosa dziewczyna odezwała się.

- Nie przez ciebie Megan! - Mark chciał się wtrącić, ale Pixie go uciszyła.

- Nieprawda Mark, to stało się przeze mnie. To wszystko co się ostatnio działo... to wina moja, tego kim jestem... wina mojej całej rodziny. Nie jesteś częścią tego świata, a pomimo tego zostałeś w to wciągnięty i o mało nie przypłaciłeś tego życiem. Ja nie chcę tam iść babciu... strasznie się boję, bo nie wiem co mnie tam czeka, ale muszę się z tym zmierzyć. Jeśli dzięki spotkaniu z moją... moją prawdziwą... matką... będę mogła uwolnić się od tego koszmaru to nie zawaham się zaryzykować. Nie chcę, żeby coś złego spotkało Marka, nie chcę, aby cierpiał ktokolwiek z moich przyjaciół. - W oczach Megan pojawiły się łzy. Wszyscy patrzyli na trzęsącą się dziewczynę, która starała się zachować spokój i tłumić wszystkie swoje emocje. Zacisnęła pięści starając się nie patrzeć nikomu z obecnych w oczy. Starsza kobieta zrozumiała co działo się z jej wnuczką, więc postanowiła działać.

- Wyjdźcie z tego pokoju. Zostawcie nas same. - powiedziała do Iana i jego znajomych. Mężczyźni wolnym krokiem wyszli z pokoju. Babcia Megan spojrzała na Shan i Marka.

- Nie słyszeliście co do was powiedziałam? Was także to dotyczyło! - Karma wyprowadziła chłopaka z pomieszczenia, chociaż on nalegał, aby pozostać przy swojej dziewczynie. Stara kobieta usiadła obok mutantki, dotknęła jej dłoni zaciśniętych w pięści.

- Megan... możesz już przestać walczyć z emocjami. Możesz teraz wszystko z siebie wyrzucić. Jestem tutaj tylko dla ciebie. - staruszka oznajmiła łagodnym głosem. Dziewczyna spojrzała na nią oczami mokrymi od łez. Położyła głowę na jej kolanach i zaczęła płakać. Nareszcie emocje gromadzące się w niej od kilku dni mogły znaleźć ujście.

- Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje... nie rozumiem nawet tego kim jestem... czym jestem... mam w głowie taki mętlik... przyzwyczaiłam się do tego, że jestem odmieńcem... ale teraz wiem, że jestem podwójnym odmieńcem... - Pixie mówiła co chwilę przerywając, gdy wstrząsała nią kolejna fala płaczu. Siwa kobieta głaskała ją po głowie.

- Megan... jesteś najpiękniejszą istotą jaką kiedykolwiek widziałam. Kiedy wyszłaś z samochodu i zobaczyłam twoje skrzydła oświetlone przez światło Księżyca miałam wrażenie, że patrzę na anioła. Taka właśnie jesteś w moich oczach. Obserwując twoich przyjaciół jestem przekonana, że nie tylko ja tak myślę. - Pixie powstrzymała łzy. Po kilku minutach bezczynnego leżenia na kolanach starszej kobiety, postanowiła wziąć się w garść. Przetarła oczy ręką, a chwilę później oparła się o kanapę.

- Strasznie mi wstyd, że widziałaś mnie w takim stanie. - powiedziała uśmiechając się.

- Megan... ja zachowałabym się podobnie będąc w twojej skórze... zresztą kiedyś przechodziłam przez coś podobnego ... - kobieta odpowiedziała z uśmiechem. Chciała zmienić temat na coś bardziej przyjemnego.

- Ten chłopak, który przyjechał razem z tobą. Jego zachowanie, słowa... wszystko wskazuje na to, że jesteś dla niego kimś wyjątkowym. Mam rację? - zapytała.

- Tak. - Megan odparła z uśmiechem.

- On chronił mnie, kiedy napadli na mnie ci najemnicy. Był gotów walczyć o mnie nawet z kimś dużo silniejszym od siebie. I wygrał... - Pixie kontynuowała.

- To wspaniale, że masz kogoś takiego. Kiedy wrócisz z wyprawy, musisz mi o nim opowiedzieć. Obiecujesz?

- Tak! Ale... to znaczy, że zgodzisz się nam pomóc? Zrobisz to o co prosi tata i otworzysz dla nas bramy do krainy mojej matki?

- Tak. Na strychu, wśród moich najcenniejszych skarbów mam coś co może przełamać wszelkie bariery oddzielającą nasze dwa światy jakie nałożyli magowie z tamtej krainy. Czy pamiętasz świeczki, które paliłam gdy bałaś się cieni nadchodzących z lasu?

- Oczywiście! Nigdy nie zapomnę uczucia spokoju, gdy patrzyłam na ich płomień odbijający się w szybach! - Megan przypomniała sobie chwile z dzieciństwa.

- Mam jeszcze jedną świeczkę, trzymaną na specjalną okazję. Blask tamtych, które pamiętasz pogrubiał cienką granicę między Krainą Wiecznego Zmierzchu i Ziemią, tak aby magiczne istoty z tamtej strony nie zakłóciły twojego snu. Zadaniem tej świecy jest sprawianie, aby granica stała się na tyle cienka, by mogli przekroczyć ją ludzie. - kobieta wstała z kanapy.

- Chodź Megan, powiemy wszystkim o naszym planie, a potem pomożesz mi poszukać świeczki, dobrze?

Dziewczyna bardzo chętnie zgodziła się na propozycję kobiety.

W tym samym czasie Jessica i Laura rozmawiały z trójką tajemniczych osób, które przed kilkunastoma minutami uratowały im życie. Laura była zaniepokojona, ponieważ jej wyczulone zmysły nie były w stanie zdradzić zamiarów nieznajomych, ani powiedzieć jej czy mówili prawdę.

- Czy ty kiedykolwiek słuchałaś samą siebie? - Jessica spytała retorycznie stojącą przed nią blondynkę.

- Moja koleżanka ze szkoły nie jest człowiekiem... zaraz, to prawda... nie jest, bo jest mutantką! Tak jak ja! Ale to co przed chwilą powiedziałaś o Megan... że jest mieszańcem człowieka i jakiejś królowej rządzącej magiczną krainą... Gdybym nie mieszkała razem z X-Men, nie uwierzyłabym w taki stek bzdur! Ale po tym co do tej pory przeżyłam... po tym co mi się ostatnio przytrafiło... - dziewczyna spojrzała na zakrwawione bandaże na swych dłoniach.

- Mam otwarty umysł i powiedzmy, że wam wierzę. - Owena spojrzała na swych elfich towarzyszy. Uśmiechnęła się do nich. Laura podeszła do Jessiki.

- Nie mogę niczego odczytać z ich fizjologicznych sygnałów. Bądź ostrożna. - wyszeptała jej do ucha.

- Powiedz mi jeszcze raz, jaka jest wasza rola?

- Zostaliśmy wysłani do Stanów Zjednoczonych, aby powstrzymać zabójstwo Megan Gwynn. Tak jak już wspomniałam, królowa Mab - jej matka, chce ją zamordować ponieważ dziewczyna jest ogniwem, które może zagrozić jej pozycji w Krainie Wiecznego Zmierzchu i na zawsze zmienić oblicze tamtego świata. Mogłabym mówić o tym godzinami, bo mój ojciec przygotowywał mnie do roli strażniczki strefy liminalnej pomiędzy naturą i cywilizacją od wczesnego dzieciństwa. Ale nie chcę już dłużej tracić czasu. Zabójcy zawsze podróżują parami, więc w tej chwili Megan może być zagrożona przez drugiego mordercę Mab.

- Spóźniliście się. - oznajmiła Jessica.

- Jak to?

- Megan już została zaatakowana. Dwa razy. Najpierw przez tą bladą czarownicę, z którą przed chwilą walczyłyście, a później przez kogoś na lotnisku. Na szczęście obaj napastnicy zostali pokonani.

- Na lotnisku? - Owena zdziwiła się podejrzewając najgorszy z możliwych obrót spraw.

- Tak. Megan wracała do Walii ponieważ jej ojciec zdecydował się zabrać ją ze szkoły Xaviera. Wszyscy byliśmy zdziwieni tak nagłą decyzją, ale nikt nie mógł sprzeciwić się jej rodzicom. Na szczęście oba ataki na Megan nie powiodły się, bo czuwał nad nią anioł stróż.

- Anioł Stróż?

- Może ktoś z waszych?

- Nic mi nie wiadomo o kimś innym wysłanym, aby chronić dziewczynę. Zresztą my dowiedzieliśmy się planach Mab całkiem niedawno. Nasz sposób komunikacji z Krainą Wiecznego Zmierzchu jest dość powolny.

- A może to ktoś od królowej Mab? - Lorella spytała.

- To byłoby całkowicie nielogiczne zachowanie. Dlaczego miałaby wysyłać kogoś walczącego przeciwko nasłanym przez nią wcześniej najemnikom? - odparł Loranir.

- Mab nie jest logiczną istotą. Jej humory zależą od pory roku w Fearie i na odwrót. - odparła długowłosa dziewczyna o rysach elfa.

- Lorella. Czy mogłabyś nas przenieść? Wszystkich? - blondynka zwróciła się do dziewczyny. Laura i Jessica natychmiast zareagowały, miały setki pytań i wątpliwości, ale elfka była od nich znacznie szybsza. Wytworzyła niebieską mgłę, która gwałtownie pochłonęła wszystkich stojących na dachu budynku. Kiedy dziewczyny doszły do siebie po nagłej i przymusowej teleportacji, okazało się, że nie były już w Nowym Yorku. Stały na skale unoszącej się w dziwnej czarnej przestrzeni otoczonej przez tysiące migoczących gwiazd.

- Gdzie jesteśmy? - spytała Jessica. Laura instynktownie wysunęła swoje pazury. Loranir widząc metal w dłoniach dziewczyny odsunął się od niej na odległość kilku kroków, przygotowując jednocześnie czar zamrożenia. Owena wbiegła pomiędzy osoby gotowe do walki.

- Uspokójcie się! Nie będziemy ze sobą walczyć! Przeniosłam was tutaj, bo nie chcę, aby zabójczyni z Fearie podsłuchała naszą rozmowę.

- Co to za miejsce? - zapytała Laura.

- To nexus pomiędzy wieloma kosmosami. Miejsce, które kiedyś odnalazł mój ojciec. Możemy dostać się stąd do krain leżących najbliżej tego planu egzystencji. Ale najważniejsze jest to, że nikt nie wejdzie tu bez naszej wiedzy. Jesteśmy tu zupełnie bezpieczni. Możemy tutaj dokończyć naszą rozmowę.

- Dobrze. Tak jak mówiłam wcześniej Megan pomógł jakiś nieznajomy facet. Próbowaliśmy go szukać, ale zniknął bez śladu. Później pojawił się na lotnisku, pomógł Megan i zniknął razem z nią i jej innymi znajomymi.

- Cholera, może być już za późno... - Owena zacisnęła pięści.

- Nie... Megan później zadzwoniła... od swoich rodziców z Walii. Była cała i zdrowa, a na dodatek okazało się, że ten facet był kolegą jej ojca. Facet musiał być teleporterem, przeniósł się na tak dużą odległość w tak krótkim czasie.

Owena uśmiechnęła się.

- Domyślam się kim on mógł być. Ojciec opowiadał mi o trójce ludzi i ich przygodach w Krainie Wiecznego Zmierzchu. Dziewczyna jest w dobrych rękach.

- Nie jestem tego tak pewna. - Jessica oznajmiła chwytając się za zabandażowane rany na dłoniach.

- Moje zdolności są mniej fizyczne niż te, które ma Laura. Ja miewam wizje we śnie albo na jawie, najczęściej wizje dotyczące przyszłych wydarzeń. Często są zupełnie pozbawione sensu, miesza się w nich to co było z tym co ma nadejść. Od czasu pierwszego ataku na Megan wizje zaczęły się nasilać i dotyczyć jej osoby. Największe widzenie miałam kiedy Megan wróciła do domu. O mało nie straciłam zmysłów. Widziałam jej śmierć... - Jessica zamknęła oczy, a Owena wyraźnie posmutniała.

- Wizja była tak silna, że wpłynęła na moje ciało. Te rany pojawiły się tamtej nocy... - dziewczyna pokazała zakrwawione bandaże.

- Może ludzie Mab zastawili na nią pułapkę? - spytała Lorella.

- Albo ktoś z otoczenia jej ojca jest zdrajcą. - dodał Loranir.

- Albo w Walii jest więcej agentów tamtej kobiety. - powiedziała Laura.

- Z Nexusa możemy bez problemu dostać się w każdy zakątek tej planety. Nie powinniśmy już tracić dłużej czasu. Jeśli chcecie z nami iść, nie będę was powstrzymywać. Przyda nam się dodatkowa para rąk do pomocy. - blondynka zaproponowała współpracę.

- Zaczekaj. Powiedziałaś, że możesz się stąd przenieść w dowolne miejsce na Ziemi? - Jessica powstrzymała ją, bo miała do załatwienia jeszcze jedną ważną sprawę.

- Tak?

- Muszę się ich pozbyć. - powiedziała czarnowłosa pokazując zabandażowane stygmaty.

- Jak?

- Znam kogoś, kto będzie w stanie je wyleczyć.

- Dobrze. Lorella zabierze cię tam gdzie chcesz. Ja, Loranir i twoja przyjaciółka będziemy czekać na was w Walii.

- Dziękuję. - odparła Jessica. Długowłosa elfka zbliżyła się do niej, jednocześnie wskazując ścieżkę prowadzącą wzdłuż skały lewitującej w bezkresnej przestrzeni pełnej niezliczonych gwiazd.

- Idź za mną i nie zbaczaj z wyznaczonej ścieżki. - powiedziała.

Megan, Mark i Shan oraz Ian ze swoimi znajomymi szli wolnym krokiem w kierunku lasu otaczającego ze wszystkich stron domostwo starej babci Megan. Towarzyszyła im szarość, nieuchwytna chwila czasowa w której noc już ustąpiła, a nie nadszedł jeszcze poranek. Nad łąkami unosiły się mgły, opary spowijające całą okolicę w trudnej do przeniknięcia okiem zasłonie. Powietrze było chłodne, jak gdyby zapowiadało nadchodzący deszcz. Kolory szarej godziny były ponure i przygnębiające, a uczucie smutku pogłębiał fakt, że wszystkie zwierzęta, które w nocy zakłócały ciszę swymi głosami, zamilkły przeczuwając nadejście czegoś niedobrego. Grobowa cisza i kolorystyka okolicy przywodziły na myśl jakiś zapomniany cmentarz, leżący w miejscu z którego odeszła już cywilizacja. Wszyscy członkowie grupy szli w kierunku ściany lasu w milczeniu, a myśli każdego z nich były zaprzątnięte prywatnymi sprawami. Dziewczyna wspominała noc spędzoną na poszukiwaniu starej świeczki na strychu domu. Wtedy razem z babcią przeszukiwała sterty zapomnianych mebli i nieużywanych sprzętów, narażona na obłoki kurzu i żyjące w nich bezkręgowce. W końcu starsza kobieta znalazła zagubiony przedmiot: dużą żółtą świeczkę na której powierzchni wykonana była rzeźba przedstawiająca nagą kobietę ze skrzydłami.

"To magiczny przedmiot, który pomoże wam przebyć barierę pomiędzy światami. Blask tej świeczki odegna wszystkie upiory czające się pomiędzy krainami, zapewniając wam wszystkim bezpieczną podróż. Jej magia działa tylko w krótkiej, ulotnej chwili, szarej godzinie pomiędzy nocą, a porankiem, pomiędzy snem, a jawą. Musicie się spieszyć, bo jej magia nie trwa wiecznie i skończy się z ostatnią iskrą tańczącą na knocie zanurzonym w topiącym się wosku."

Starsza kobieta siedziała przy oknie patrząc na odchodzące postacie, ale bardzo szybko straciła je z oczu, przez mlecznobiałą mgłę okrywającą jej dom. Świeczka paląca się na parapecie okiennym rzucała na jej twarz żółto-czerwoną poświatę, a skrzydlata kobieta powoli deformowała się od żaru płomienia.

Jessica i Lorella pojawiły się na korytarzu akademika szkoły Xaviera. Dziewczyna zdziwiła się widząc otaczające ją ciemności. Pamiętała, że przed jej krótką wizytą w Nexusie był środek dnia.

- Już jest noc? - zdziwiła się.

- Czas płynie inaczej tam gdzie byłyśmy. Załatw co masz do załatwienia i wracajmy. - odparła towarzysząca jej kobieta. Jessica pobiegła do jednego z pokoi. Kiedy dostała się do środka okazało się, że jego właściciel, Josh Foley nie spał, zamiast tego czytał jakąś książkę. Chłopak o złotej skórze bardzo zdziwił się na widok czarnowłosej koleżanki.

- Jessica?! Co ty tu robisz?

- Josh, potrzebuję twojej pomocy. - Preview powiedziała podchodząc do mutanta.

- Wszyscy cię szukali! Ciebie i Laury, gdzie byłyście?

- Josh, wylecz to, proszę cię. - dziewczyna odwinęła zakrwawione bandaże pokazując rany na dłoniach.

- Co ci się stało... zaraz, to co się stało w szkole... ta krew... to jednak prawda! - Elixir przypomniał sobie zdarzenie o którym mówili jego wszyscy znajomi.

- Kim ona jest? - dodał zauważając stojącą w drzwiach dziewczynę o długich włosach.

- Josh, Megan jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Nie ma czasu na to, aby zawiadomić X-Men. Proszę cię tylko żebyś wyleczył te cholerne stygmaty i zapomniał o całej sprawie. - Jessica krzyknęła na chłopaka.

- Przepraszam... to wszystko dzieje się zbyt szybko. - dodała po chwili. Josh spojrzał w brązowe oczy koleżanki.

- Podaj mi dłonie. - powiedział do niej niezadowolony ze sposobu w jaki został przed chwilą potraktowany. Jessica usiadła na kanapie, a on położył swoje dłonie na jej dłoniach. Dziewczyna początkowo czuła ból, który po chwili przerodził się w uczucie gorąca aby w końcu przyjąć postać ciepła rozchodzącego się od młodego uzdrowiciela do każdej komórki jej ciała.

- Gotowe. - powiedział Josh. Preview spojrzała na swoje ręce na których jedynym śladem po ranach była stara, zakrzepła krew.

- Dziękuję. - uśmiechnęła się do kolegi jednocześnie wstając z kanapy z zamiarem wyjścia.

- Jessica. Cokolwiek się dzieje, powinnaś zwrócić się z tym do X-Men. Zresztą twoje pojawienie się w szkole na pewno nie zostało niezauważone. Frost pewnie zaraz tutaj kogoś wyśle.

- Wiem o tym i dlatego muszę już stąd iść. Nie mam ochoty na spotkanie z Frost, po tym jak posądziła mnie o to, że znów tracę rozum i panowanie nad własnymi zdolnościami. A ona i jej koledzy... - dziewczyna pokazała na swoją towarzyszkę.

- Uratowali mi życie gdy zaatakowała mnie ta sama kobieta, która wcześniej napadła na Megan. Moje przeczucie mówi mi, że mogę im zaufać.

Dziewczyna opuściła pokój Josha, a Lorella podążyła za nią. Użyła magii na drzwiach od pokoju, aby chłopak nie mógł go opuścić przez co najmniej godzinę. Była gotowa do teleportacji. W tym samym momencie Jessica zauważyła, że na korytarzu była jeszcze jedna osoba. Hope Abbot, ubrana w spodenki od pidżamy i koszulę bez rękawów, stała naprzeciwko młodej mutantki i jej elfiej towarzyszki patrząc na swą współlokatorkę z ogromnym zdziwieniem.

- Jessica? Wróciłaś? - zapytała.

- Mogę teleportować nas do nexusa w każdej chwili. - Lorella wyszeptała do Preview.

- Nie. - oznajmiła twardo dziewczyna.

- Gdyby to był ktoś inny, już byśmy się stąd wyniosły... ale nie ona... muszę z nią porozmawiać.

- Jak chcesz. Ja będę cały czas w gotowości.

- Możesz poczekać za rogiem? Ja chciałabym porozmawiać z nią na osobności. - Jessica poprosiła.

Lorella zniknęła za rozwidleniem korytarza, a Jessica zbliżyła się do Trance.

- Jessica... - wyszeptała brązowowłosa dziewczyna, a chwilę później uderzyła Preview w twarz.

- Jak mogłaś mi to zrobić! Czy ciebie zupełnie nie obchodzą uczucia innych!? Nawet sobie nie wyobrażasz jak się o ciebie martwiłam!

- Nie wiedziałam, że zniknę na tak długo, przepraszam. - czarnowłosa mutantka oznajmiła nie patrząc przyjaciółce w oczy.

- Myślałam, że znowu dzieje się to samo co wtedy! Myślałam, że On powrócił, albo stało się z tobą coś jeszcze gorszego! Nie dawałaś znaku życia, a na dodatek ten rysunek w szkole i krew... to potworne!

- Hope, najgorsze jest to że moja wizja z rysunku okazała się prawdziwa. Megan naprawdę grozi duże niebezpieczeństwo. Ta dziewczyna, która pomogła mi dostać się do szkoły należy do grupy ludzi, którzy wiedzą co się dzieje dookoła Pixie. Oni uratowali mi życie, dlatego muszę im zaufać.

- O czym chcesz mi powiedzieć?

- Hope, przepraszam cię, ale ja znowu zniknę. Razem z Laurą i ludźmi o których ci przed chwilą powiedziałam udam się do Walii i spróbuje pomóc Megan. Obiecuje, że będę z powrotem tak szybko jak to tylko będzie możliwe.

Hope zacisnęła pięści.

- Czy ty naprawdę niczego nie rozumiesz? Znowu zachowujesz się tak samo jak wtedy. Masz problem i zamiast poprosić o pomoc swoich przyjaciół, osób którym na tobie bardzo zależy, uciekasz w towarzystwie obcych ludzi! Nie nauczyłaś się niczego ostatnim razem?

- Teraz jest inaczej, teraz zagrożenie jest realne i zewnętrzne! I nie dotyczy mnie! Nie porównuj tego co się teraz dzieje do sytuacji ze Sleepwalkerem!

- Nie Jessica, teraz jest dokładnie tak samo! Znowu boisz się albo nie chcesz poprosić o pomoc przyjaciół. Znowu nie chcesz poprosić o pomoc mnie! - Hope zbliżyła się do Jessiki.

- Nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo... - odparła Preview. Trance położyła swe dłonie na jej ramionach, po chwili odsunęła na bok włosy zakrywające jej ucho i wyszeptała.

- Narażasz mnie na coś znacznie gorszego zachowując się w ten sposób. Myślałam o tobie w każdej chwili wyobrażając sobie co mogłoby się stać, gdybyś ucierpiała. Nie odtrącaj mnie znowu... chcę być przy tobie i pomagać ci w każdej chwili. Osłaniać twoje plecy, gdy nadejdzie pora walki... a poza tym Megan to także moja przyjaciółka. Też chcę jej pomóc. Tak samo jak wszyscy Paragons... Jessica, pomyśl... jeśli twoja nowa znajoma jest teleporterką to bez problemu przeniesie naszą drużynę tam gdzie jest Megan, prawda? A poza tym...

Hope przytuliła się do ciała Jessiki, objęła ją ramionami i pocałowała. Kiedy skończyła, kontynuowała przemowę.

- Ja jestem jedyną osobą, której udało się zranić tego kolesia na lotnisku, pamiętasz?

- Porozmawiam z nimi. Może się na to zgodzą. - Jessica odpowiedziała.

- Świetnie, pójdę powiedzieć pozostałym i przygotuję ich do podróży. - Dziewczyna uśmiechnęła się i pobiegła w kierunku części budynku mieszczącej jej pokój. Lorella wróciła do Jessiki.

- Nie wiedziałam, że interesujesz się kobietami.

- To znacznie bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. - odparła Jessica.

- Nie musisz mi niczego tłumaczyć. Ja i Owena też jesteśmy razem... ale lepiej tego nie wspominaj, bo ona nie lubi o tym mówić.

Stara kobieta patrzyła na ostatnie iskry dogorywającego płomienia świecy, kiedy do jej domu zapukał niespodziewany gość. Kiedy kobieta podeszła do drzwi okazało się, że był nim jej dawny znajomy z czasów, gdy zajmowała się sprawami granicy dwóch przenikających się światów. Przed progiem stał mężczyzna o długich i siwych włosach ubrany w czarny strój. Na jego szyi wisiał medalion w kształcie ochronnego pentagramu.

- Niesamowite... nie spostrzegłam w kartach twojego pojawienia się. - kobieta powiedziała nie kryjąc swego zaniepokojenia.

- Przybyłem chronić twoją wnuczkę. - oznajmił mężczyzna.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.