Opowiadanie
Gość
Autor: | Kh2083 |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fantasy, Mroczne |
Dodany: | 2017-01-02 20:38:30 |
Aktualizowany: | 2017-01-02 20:38:30 |
Potwornie wyjący wiatr niósł tumany piasku i kurzu, uderzające ze wszystkich stron w postać odzianą w czarną pelerynę. Jej twarz okryta była kapturem, który i tak nie chronił jej przed ziarnami piasku wchodzącymi do ust, oczu i uszu. Mężczyzna ten szedł samotnie przez pustynny wąwóz. Wszędzie dookoła sterczały nagie, czerwono-brązowe skały, pomiędzy którymi szalała wichura. Miejsce to słusznie nazywane było Doliną Umarłych. Nie zapuszczały się tam nawet potwory, nie mówiąc o ludziach czy innych rozumnych istotach z tamtych krain. Na spieczonych Słońcem skałach siadały sępy, jakby w oczekiwaniu aż tajemniczy wędrowiec straci siły i stanie się dla nich pożywieniem.
Kiedy mężczyzna wszedł na bardziej rozległy obszar, wiatr ustał. Człowiek mógł więc zdjąć z głowy kaptur i rozchylić swój czarny płaszcz. Miał czarne włosy i ciemne oczy. Ubrany był w skórzaną zbroję, a do pasa miał przypięty miecz ozdobiony zielonym klejnotem. Przetarł twarz z resztek pyłu i spojrzał przed siebie. Roztaczał się przed nim niesamowity widok. Imponujące skały pozostały za jego plecami, a przed nim był rozległy płaskowyż kończący się urwiskiem. W bliskiej odległości, na tle nieba na którym królowało niemiłosiernie grzejące słońce, stała ogromna, monumentalna budowla. Była to czarna jak smoła wieża wznosząca się ponad równinę. Zdawało się, że sięgała chmur. Zapewne napawała strachem każdego, kto przechodził nawet w dalekiej odległości od niej. Budowla ta była stara, tak stara że wszyscy uznawali ją za naturalny element krajobrazu, tak jak skały ją otaczające. Wędrowiec opuścił wzrok, czerń Wieży jak i jej zdobienia działały na niego przygnębiająco. Alron, bo tak miał na imię, przybył tutaj z własnej woli. Po państwie którego był zasłużonym mieszkańcem i rycerzem krążyły mrożące krew w żyłach plotki. Mówiono iż stara, wstrętna kobieta żyjąca w Wieży polowała nocą na młodych ludzi, porywała ich ponieważ żywiła się ich energią. I rzeczywiście ostatnio notowano coraz więcej tajemniczych zniknięć podróżników. Rada Starszych postanowiła wysłać do Wieży oddział składający się z Rycerzy i Magów. Miał w nim znaleźć się również Alron. Jednak oddział patrolowy, którym miał się opiekować zniknął na pustyni bez śladu podczas burzy piaskowej. Mężczyzna winił za to siebie, uważał że pozwolił umrzeć młodym, zaledwie kilkunastoletnim chłopcom. Dlatego nie wrócił do miasta. Udał się samotnie w okolice Wieży, aby zmyć z siebie hańbę i poczucie winy.
Przeszedł ostrożnie po wąskiej dróżce, jedynej drodze porowadzącej do Wieży wśród odgradzającego ją od reszty płaskowyżu urwiska. Następnie pewnym krokiem przebiegł przez krętą ścieżkę pomiędzy skałami i znalazł się naprzeciwko bramy głównej. Zmrużył oczy. Wielka wrota stały otwarte zapraszając go do środka. Był pewien, że Wiedźma wiedziała o jego przybyciu i go oczekiwała.
- Skoro już zaszedłem tak daleko... - pomyślał.
Przekroczył progi budowli. Po kilku minutach spaceru nieoświetlonym korytarzem doszedł do dużego holu. Rozejrzał się wokoło, czując całym ciałem starość tego miejsca. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające jakiegoś księcia. Dywany, świeczniki czy rzeźby wyglądały jakby były wykonane wczoraj.
- Działa tutaj magia, bez wątpienia.
Oczy Alrona skierowały się na schody prowadzące na wyższe piętra.
- Tam były pewnie komnaty władcy. Wiedźma musi się ukrywać właśnie tam... Postaram się załatwić to szybko... wreszcie będę mógł odpocząć i uwolnić się od poczucia winy.
Miał na myśli szybką śmierć z rąk czarownicy, z mieczem w dłoni jak przystało na wojownika. Kiedy wszedł na piętro, jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Odruchowo przyjął pozycję do walki. Stał przed nim kościej przyglądając się mu pustymi oczodołami. Alron miał zamiar go roztrzaskać jednym cięciem miecza, ale bierność żywego trupa go powstrzymała. Szkielet pokazał swym palcem bramę do schodów prowadzących jeszcze wyżej skrzypiąc przy tym nieprzyjemnie. Mężczyzna poszedł tam bez wahania. Wiedział, że za kilka minut jego życie mogło się zakończyć. Miał dołączyć do tych których obiecał chronić, a oni mieli osądzić go za jego czyn. Nie miał szans w starciu z Wiedźmą. Wdrapał się po krętych schodach wykonanych z pachnącego drewna na samą górę wieży. Zapach jaki się tam roztaczał był dziwny, prawie narkotyczny. Alron czuł się osłabiony, ale dziwnie uspokojony. Pojawił się na ostatnim piętrze. Na suficie było umieszczone okno, ale całkowicie zabite deskami tak, że właściwie nie przepuszczało ani odrobiny światła. Okna na ścianach zasłonięte były szczelnie purpurowymi zasłonami. Całość pomieszczenia była przez to skąpana w bardzo nieprzyjemnym mroku. Uwagę mężczyzny skupiła rzeźba przedstawiająca młodą dziewczynę.
- Piękna. - pomyślał i w tej samej chwili zapaliły się dwa świeczniki pomiędzy którymi znajdowały się zdobione drzwi. Alron pobiegł w ich kierunku z wyciągniętym mieczem. Płomienie świec zafalowały od pędu powietrza wytworzonego przez jego płaszcz. Widok jaki czekał na niego w następnym pokoju pozbawił go oddechu. Było tam duże, drewniane biurko, dwa krzesła stojące obok niego, a na jednym z nich siedząca piękna, młoda dziewczyna. Ubrana była w czarną, długą suknię. Miała długie, ciemne, prawie fioletowe włosy i smutne, brązowe oczy osoby zmęczonej życiem. Kiedy rycerz pojawił się w jej pokoju uśmiechnęła się lekko, wstała, zaproszając go gestem ręki by podszedł bliżej.
- Opuść miecz. Nic Ci nie grozi w moich progach, nieznajomy.
Opuściła wzrok i kontynuowała:
- Gość jest u mnie tak rzadkim zjawiskiem. Już od wieków nikt nie pojawił się w moim domu.
Kobieta popatrzyła na Alrona dużymi, pięknymi oczami. Mężczyzna nie opuścił miecza, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że spojrzenie czarownicy było szczere.
- Na imię mi Arianna. Byłam kiedyś żoną władcy tej krainy, ale to było tak dawno temu, że nikt poza mną i tymi murami tego nie pamięta. Dziewczyna wstała, objęła rękami kolumnę podtrzymującą sufit. Płomień świecy oświetlił jej twarz.
- Pozwól, że Ci się przypatrzę, nieznajomy. Minęło tyle lat odkąd ostatni raz widziałam kogoś innego niż własne odbicie w lustrze.
Alron nie miał ochoty dalej bawić się z tą kobietą. Podszedł do niej.
- Zostałem tutaj wysłany z ręki Rady Starszych miasta położonego w pobliżu twojej wieży. Jesteś winna zniknięciu ludzi z miasta, twoja magia mami wędrowców i sprowadza na nich śmierć. Co więcej...- zawahał się.
- Zabiłaś moich towarzyszy.
Arianna nie odezwała się. Patrzyła na wiszący w ciemnościach portret jej i jakiegoś mężczyzny.
- Nie oczekuję, że mi uwierzysz, ale ja nie mam nic wspólnego ze zniknięciami ludzi. Nie mogę nawet opuścić tych murów, gdyż grozi mi to unicestwieniem.
Zrobiła się bardzo smutna. Teraz Alron widział jak bardzo była samotna i zmęczona.
- Nie interesuje mnie świat na zewnątrz. Już do niego nie należę, nigdy już nie będę. Wojownik opuścił broń. Usiadł w miejscu które pokazywała mu dziewczyna.
- Zostań nieznajomy. Pozwól mi chwilę z tobą porozmawiać. Chcę chociaż na chwilę poczuć się człowiekiem. Tak niewiele możesz mi chyba podarować.
Alron popatrzył na nią twierdząco.
- Byłam kiedyś żoną księcia Kantoula rządzącego tymi terenami. Wybrał mnie spośród wielu. Byłem wtedy młoda, szczęśliwa, pełna życia. Wtedy nie było jeszcze ani Ciebie, ani twego państwa, ani nawet tej Wieży. Mój mąż kochał mnie bardzo, a ja kochałam jego. Nie miał jednak czystego serca, związał się z pewnym magiem praktykującym czarną magię. Był nim zaślepiony, nie widział że ten go wykorzystywał, gdyż dawał mu potęgę, moc militarną której oprzeć nie mogła się żadna siła w tym świecie.
To dla niego i z jego rozkazu kazał wybudować tę Wieżę.
Alron słuchał. Blask płomienia tańczył na jego twarzy. Świeczka powoli się topiła.
- Jego miłość do mnie była równie wielka jak uwielbienie dla maga i pogłębiające się szaleństwo. Pewnego dnia podczas moich 27 urodzin powiedział, że miał dla mnie największy prezent. Powiedział, że dzięki niemu już przez wieki będziemy razem. Dzięki pomocy maga Roula obdarował mnie nieśmiertelnością. Warunkiem było pozostawanie w Wieży bo tylko w niej działała magia dająca mi wiecznie młode ciało. Na początku mi się to podobało. Byłam szczęśliwa mając perspektywę wiecznej młodości i szczęścia u boku męża. Stawałam się coraz bardziej piękniejsza.
Arianna opuściła głowę. Nie chciała dalej mówić.
- Niestety, nic nie może trwać wiecznie.
- Roul i mój mąż zwrócili się przeciwko sobie. Wojna owładnęła nasze państwo, wojna w którą zaangażowana była tak potężna magia, że całkowicie zniszczyła nasze ziemie pozostawiając je w takim stanie jak znasz je obecnie, nieznajomy. Ja żyłam w Wieży patrząc na wszystko dookoła, pogrążając się stopniowo w cierpieniach, smutku i rozpaczy. Mój mąż stracił życie w tej wojnie, podobnie jak wielu bliskich mi ludzi. Nasz kraj przestał istnieć. Roul kilka lat później zniknął z Wieży i jakikolwiek ślad po nim zaginął. Moją rozpacz wtedy nie da się opisać żadnymi słowami. Widziałam jak wszystko co kocham znikało, ginęło na moich oczach a ja pozostawałam taka jak przed laty. Nie mogłam nawet się zestarzeć. Wszyscy moi przyjaciele, znajomi, którzy przeżyli wojnę zamieszkali w Wieży i dotrzymywali mi towarzystwa. Jednak byli tylko ludźmi, patrzyłam więc na nich przez lata jak się starzeli, chorowali i umierali, a ja wciąż pozostawałam piękna i młoda. Nie mogłam patrzeć na swą twarz. Zasłoniłam wszelkie lustra, okna także aby pogrążyć to miejsce w całkowitym mroku. Tak było mi lepiej. Wolałam nie widzieć niczego. Minęły wieki, moje serce umarło z ostatnią żywą osobą z tych murów. Pozostała tylko pusta skorupa. Kiedyś czułam straszną samotność, pustkę, dziś nie czuję już nic. Kiedyś wylewałam morze łez, dziś moje oczy są suche jak pustynia dookoła mego domu. Stałam się martwa jak te mury.
- Jestem zbyt stara by czuć się dalej człowiekiem.
Podeszła bliżej Alrona.
- Dziękuję. Dzięki tobie moje serce choć trochę się ociepliło.
Rycerz był poruszony opowieścią kobiety. Nie wiedział jak sam zachowałby się na jej miejscu.
- Jeśli tak bardzo cierpisz, dlaczego po prostu nie wyjdziesz z tej wieży? Wtedy wszystko by się skończyło.
Kobieta odwróciła głowę.
- Widzisz, żyję tak długo, że nie potrafię już nawet myśleć o tym by było inaczej. Nienawidzę swojego stanu, ale nie mam odrobinki odwagi by go zakończyć. Chociaż czuję nicość w sobie nie potrafię wyjść stąd i naprawdę obrócić się w pył.
Alron był poruszony spotkaniem. Nigdy wcześniej nie spotkał tak nieszczęśliwego człowieka.
- Wieczne szczęście... tak wygląda. - Pomyślał.
Wstał z krzesła aby opuścić to miejsce jak najszybciej. Nie mógł już dłużej znieść panującej tam atmosfery.
- Zaczekaj. - Odparła Arianna.
- Zostań ze mną. Dzięki tobie poczułam że jest jeszcze we mnie trochę człowieczeństwa. Proszę Cię. Nie zniosę dalszej samotności po twoim odejściu.
- Przykro mi, nie mogę Ci pomóc. Mnie nie stać na takie wyrzeczenie. - Alron po tych słowach wstał i wyszedł z komnaty zasłaniając twarz kapturem.
- Mam jeszcze zadanie do wykonania. - pomyślał.
- Znaleźć przyczynę zniknięć ludzi.
Szedł po krętych, pachnących narkotycznie schodach. Zastanawiał się jaką cenę zapłaciła ta kobieta za miłość jaką obdarował ją ukochany. Arianna podeszła do szklanej kuli.
- Nie pozwolę Ci odejść. Nie zostanę sama. Nigdy.
Ruszyła ręką nad kulą, a jej oczy zaświeciły. Alron stanął, chwycił się za głowę. Po chwili opuścił ręce. Zaczął iść w stronę bardziej mrocznej części korytarza. Światło wpadające przez okratowane okienko oświetliło na chwilę jego twarz. Oczy stały się mętne, nie wyrażające niczego. Arianna patrzyła na kulę w której błyskało niewielkie światełko. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Teraz będę mogła mówić do Ciebie nieznajomy, przez następne wieki na jakie jestem skazana. Pogłaskała szklaną kulę.
Z pustych oczu Alrona popłynęły łzy.
Wieża stała wśród czerwonych skał u stóp wąwozu a wiatr wył dookoła niej śpiewając pieśń o smutnej historii jej jedynej mieszkanki.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.