Opowiadanie
Strażniczka Strefy Liminalnej
Rozdział 1
Autor: | Kh2083 |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Przygodowe |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2017-01-09 19:26:30 |
Aktualizowany: | 2017-01-09 19:26:30 |
Następny rozdział
Rozdział 1
Do małego sklepu leżącego w dzielnicy jakiegoś brytyjskiego miasteczka weszła dziewczyna o jasnych włosach o średniej długości, ubrana w dżinsowe spodnie i szary sweter. Rozglądnęła się dookoła w poszukiwaniu osoby sprzedającej. Wszystkie ściany sklepu, jak i sufit i trzeszcząca podłoga wykonane były z drewna, a prawie każdy centymetr kwadratowy pomieszczenia zajęty był przez wysokie regały tworzące we wnętrzu bardzo osobliwy labirynt. W powietrzu unosiły się aromaty różnych ziół sprzedawanych przez starą zielarkę do której należał sklepik. Większość regałów zajęta była przez słoje ze specyfikami przygotowanymi przez kobietę albo przez żywe rośliny, które ta pielęgnowała od wielu lat. Dziewczyna pokręciła się chwilę i wkrótce z zaplecza wyszła stara kobieta z kokiem na głowie, w okrągłych okularkach, ubrana w zieloną sukienkę.
- Wcześniej dzisiaj przyszłaś, Oweno. - Sprzedawczyni powiedziała z uśmiechem.
- Mam do załatwienia bardzo ważną sprawę.
- Rozumiem. Żyjesz w pośpiechu tak jak inni ludzie w twoim wieku. Kiedyś nauczysz się cieszyć każdą mijającą chwilą, tak jak ja. Niestety nie mam dla ciebie dobrych wiadomości.
- Tak?
- Niestety. Trop znów okazał się fałszywy. Księga o której ci mówiłam okazała się podróbką. Ktoś napisał ją w XIX wieku i była pewnie rekwizytem w jakimś klubie dla bogatych ludzi lubiących bawić się w magię.
- Szkoda. Przepraszam, że przeze mnie musiałaś zajmować się śmieciami.
- Nic nie szkodzi. Tylko dzięki tobie jeszcze wychodzę z tej nory i cały czas mam kontakt ze światem. Czego jeszcze szukasz w naszym mieście, jeśli mogę o to zapytać?
- Ja... to sprawy związane z pracą Strażniczki. Nie będę ci o niczym opowiadać, bo nie chcę narażać cię na niebezpieczeństwo.
- Dobrze, dobrze. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz wszystkiego robić sama.
- Nie. Umówiłam się z Loranirem. Powinien już na mnie czekać na rynku.
- Loranir... biedak... - starsza kobieta posmutniała.
- Czy pogodził się ze swoją stratą? - zapytała.
- Nie. Nie pogodził się, chociaż on sam twierdzi, że jest inaczej. To zdarzyło się tak szybko. Stracił i siostrę i całą swoją rasę, której tak naprawdę nigdy nie poznał.
- Moja propozycja jest nadal aktualna. Mogę sporządzić dla niego wywar zapomnienia. Ugotowany na wodzie z rzeki Styks...
- Nie. Loranir nadal ma nadzieję na odnalezienie siostry i nie mam zamiaru mu jej zabierać.
- Jak chcesz. Ale może wyrządzasz mu większą krzywdę.
- Muszę iść. Loranir pewnie już się zaczął niecierpliwić.
- Uważaj na siebie Oweno. - starsza kobieta pożegnała odchodzącą przyjaciółkę.
Owena znalazła się na rynku miejskim. Ze względu na wczesną porę dnia w okolicy nie było zbyt wielu ludzi, a otaczające plac kamienice wydawały się być opuszczone. Dziewczyna zauważyła Loranira, stojącego blisko dziwnie wyglądającej rzeźby współczesnej wykonanej z brązu. Loranir był mężczyzną o bladej cerze i długich, czarnych włosach, które skrywały elfie uszy. Ubrany był w ciemną, skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Owena zobaczyła go i przyśpieszając kroku, podeszła bliżej.
- Jesteś gotowa do drogi? - Loranir zapytał ją.
- Tak... wzięłam ze sobą miecz. - dziewczyna odpowiedziała pokazując na plecak.
- Dobrze. Będziemy dzisiaj polować na jedną z tych, którzy zabili poprzednią Strażniczkę. Pojawiła się w którymś z okolicznych miasteczek. Ona jest anomalią w tej rzeczywistości i dzięki temu możemy łatwo ją namierzyć, gdy tylko używa swoich zdolności.
- Ja nie potrafię wyczuwać magii z kilometrowej odległości. Ty też nie.
- Dokładnie. Ale z Nexusa wszędzie jest jednakowo blisko. Posiedzimy sobie tam chwilę i poczekamy aż nasza Tylwyth Teg się ujawni.
- Nexus... myślałam, że tego unikniemy. Nienawidzę tego miejsca. - Dziewczyna była bardzo niezadowolona.
- Musisz się przyzwyczaić. Teraz tylko ty potrafisz podróżować przez to miejsce. Ono odrzuca nawet Marcona.
- Wiem. Nie powiedziałam, że tego nie zrobię, ale że nie lubię tego robić. Chodźmy już gdzieś w odludny zaułek, bo nie chcę aby jakiś turysta przypadkowo wszedł za nami do portalu.
Niebieskowłosa dziewczyna o bladej, prawie białej cerze siedziała na kamiennym murze otaczającym sztuczne jezioro. Wpatrywała się w fale tworzące się na powierzchni wody pod wpływem lekkiego wiatru. Kiedy uniosła swoją prawą dłoń, zafalowania zmieniły łagodny charakter na bardziej dynamiczny, jak gdyby w okolicy wiał silniejszy wiatr. Trawa rosnąca dookoła i korony drzew, zdradzały, że powietrze nie było przyczyną zmiany zachowania się lustra wodnego. Dziewczyna uśmiechnęła się. Woda stała się jeszcze bardziej niespokojna, a fale na jej powierzchni przybrały bardzo skomplikowany kształt przypominający kolejne postacie drgań swobodnych na membranie rozpiętej na kołowej obręczy. Chwilę później woda wystrzeliła ponad jezioro przybierając postać wijących się wokół siebie węży. Młoda zaklinaczka żywiołów wstała z kamiennego muru, a krople ochlapały jej twarz. Woda wydostała się ze zbiornika i obracała się w powietrzu w postaci kul połączonych strumieniami zmieniających swą objętość na rozkaz dziewczyny. Tymczasem, Owena i Loranir obserwowali niezwykły spektakl z ukrycia.
- Piękne. - powiedział długowłosy mężczyzna.
- Masz rację. Niezwykle piękne. Jesteś pewien, że ona jest naszym celem? Patrząc na jej dzieło można by przysiąc, że ma łagodną duszę. - Blondynka oznajmiła smutno.
- Łagodna dusza nie wyklucza tego czym ona jest. Istoty takie jak ona... takie jak ja... mają wrodzone umiłowanie do piękna. Według Marcona, to jest Elenaril, zmienniczka należąca do grupy odpowiedzialnej za śmierć poprzedniej strażniczki Strefy Liminalnej. Podczas narodzin została połączona z magią wody. Jej piękna twarz skrywa naprawdę niebezpieczną osobę.
- Dobrze. Zajmijmy się nią i wracajmy do domu. Jestem gotowa.
Owena wyjęła z plecaka rękojeść miecza. Zamknęła oczy, jednocześnie recytując słowa zaklęcia. Po chwili, z rękojeści wyłoniło się świetliste ostrze. Kiedy blask zniknął, okazało się, że z jelca miecza wystawało ostrze pokryte dziwnymi, runicznymi symbolami. Loranir przywołał śnieżną wichurę, kierując ją na osobliwą fontannę stworzą przez Elenaril. Wodna rzeźba została zamrożona. W oczach niebieskowłosej dziewczyny pojawiły się łzy, a jej pięści zacisnęły się w geście złości. Odwracając się, zauważyła Owenę i Loranira stojących nieopodal. Znaki runiczne na mieczu dziewczyny świeciły własnym blaskiem.
- Kim jesteście? Co zrobiliście z moją sztuką?
- Jestem Strażniczką Strefy Liminalnej, a to mój obrońca. - Owena przedstawiła się.
- Jesteś oskarżona o morderstwo poprzedniej Strażniczki. Razem ze swoimi sojusznikami zabiłaś ją z zimną krwią, chociaż kobieta nie była aktywna i nie używała magii od wielu lat.
- Nie zabiłam jej! Prawdą jest, że byłam tam kiedy ta kobieta zginęła, ale ja jej nie zabiłam. To czary Amadee ją zabiły i to potworne dziecko! Ja nie jestem już z nimi i nie chcę mieć z tamtym światem nic wspólnego. Chcę po prostu... podziwiać piękno tego miejsca!
Loranir położył dłoń na ramieniu dziewczyny, gdy zauważył niezdecydowanie w wyrazie jej twarzy. Porozumiał się z nią bez słów.
- Nawet jeśli to co mówisz jest prawdą to i tak jesteś tutaj anomalią. Muszę odesłać cię do Annwn.
- Kto dał ci takie prawo!? - Elenaril zdenerwowała się jeszcze bardziej.
- Może powinnaś zacząć od swojego otoczenia?! Nie widzisz z kim trzymasz?! To Mroczny Tylwyth Teg! Zmiennik taki sam jak ja! Odeślij go do Annwn, bo tam jest jego miejsce!
- Dość tego! Nie będę rozmawiała z morderczynią! Bezpośrednio czy nie i tak przyczyniłaś się do śmierci tej kobiety przyjmując zadanie od Królowej Mab!
Elenaril rozbiła jeden z lodowych kształtów wiszących nad fontanną. Skierowała strumień uwolnionej z niego wody na Owenę. Loranir wytworzył wokół dziewczyny lodowy wicher, dzięki któremu strumień w nią nie uderzył, a zamiast tego opadł na nią w postaci delikatnego śniegu.
- Myślisz, że miałam jakiś wybór?! Zostałam sztucznie stworzona, aby wykonywać polecenia dworu Faerie! Tak jak twój towarzysz urodził się tylko po to, by służyć Sallosowi i jego Strażnikom! Mroczny Tylwyth Teg! Przekonaj ją o tym, jeśli sama nie potrafi tego zrozumieć! - Dziewczyna zwróciła się do Loranira.
- Wiem, że z wami nie można spokojnie rozmawiać... - dodała. Lodowa rzeźba w której była uwięziona kontrolowana przez nią woda zaczęła wibrować, a po chwili eksplodowała rozlatując się na tysiące lodowych odłamków. Ściana deszczu uderzyła w blondynkę i jej obrońcę, odcinając ich od magiczki. Kiedy ulewa skończyła się, okazało się, że Elenaril wykorzystała zamieszanie, aby uciec, przenosząc się magicznie w nieznane miejsce. Loranir podniósł miecz, który wypadł dziewczynie z ręki gdy została zaatakowana. Owena była przemoczona i bardzo niezadowolona.
- Wracajmy do domu. Muszę się przebrać. - powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Musisz użyć Nexusa...
- Nie. Pojedziemy autostopem. Ale dopiero kiedy oboje wyschniemy, bo inaczej ludzie się nas przestraszą.
Marcon dotarł do ruin starego romańskiego kościoła, stojących na skraju dużego lasu. Przekroczył bramę wejściową, wykonując jednocześnie magiczny gest prawą dłonią. Kiedy znalazł się w środku, zauważył niewidoczne dla zwykłych śmiertelników symbole prowadzące do miejsca, które ukazywało mu się w snach od kilku ostatnich tygodni. Siwy, długowłosy mężczyzna zatrzymał się na chwilę wewnątrz świątyni patrząc na sklepienie ponad głową, pełne dziur wpuszczających do wnętrza światło i odgłosy leśnego ptactwa. Marcon dotarł do pomieszczenia ukrytego za drewnianymi drzwiami w bocznej części kościoła. Usiadł na podłodze, wyjmując z kieszeni medalion z symbolem reprezentującym jednego z demonów Goecji. Pogrążył się w transie i oddał w ręce czarnej magii, która była uśpiona w symbolu od chwili jego powstania. Miejsce w którym przebywał zaczęło się zmieniać pod wpływem energii drzemiących w magicznym przedmiocie. Dla Marcona nie było jasne, czy była to fizyczna zmiana otaczającej go rzeczywistości czy jedynie zmiana jego percepcji rzeczywistości, ale dla spotkania na które przybył nie miało to żadnego znaczenia. Wkrótce mężczyzna wstał i wrócił do głównego pomieszczenia świątyni. Marcon patrzył na kościół taki jaki był w chwili powstania, pełen drewnianych ławek i świec palących się przy ołtarzu. W ławach siedziały postacie ubrane w czarne habity. Wyglądały jak mroczne zjawy, powtarzające szeptem słowa dawnych zaklęć. W pewnym momencie w drewnianych drzwiach pojawił się mężczyzna o długich, ciemnych włosach, ubrany w ciemną zbroję ozdobioną w kilku miejscach klejnotami. Marcon wyjął symbol demona, pokazując go przybyszowi.
- Wiem kim jesteś, opiekunie Strażniczki. - długowłosy odezwał się.
- Tylko ciebie oczekiwałem w moich progach. Wybacz mi to przedstawienie. To naprawdę nie w moim stylu, ale nie jestem już tak silny jak kiedyś i muszę posługiwać się ludzkimi zaklęciami sprzed wieków.
- Witaj na Ziemi, książę Sallosie. - Marcon powiedział patrząc na medalion.
- Witaj, Marconie. Nasze spotkanie będzie dotyczyć Annwn, krainy nad którą sprawuję opiekę. Krainy którą targały ostatnio wichry zmian, wichry niosące ze sobą niewyobrażalną wręcz zbrodnię. Chodźmy do podziemi, drogi Marconie. Jest tam wino warzone przez Tylwyth Teg, którego na pewno nigdy nie próbowałeś żyjąc w tej krainie. - Demon o ciemnych włosach wskazał na drewniane schody prowadzące pod podłogę, których nie było w tamtym miejscu kiedy Marcon po raz pierwszy przekroczył progi zrujnowanego kościoła.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.