Opowiadanie
Strażniczka Strefy Liminalnej
Rozdział 3
Autor: | Kh2083 |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Przygodowe |
Uwagi: | Utwór niedokończony, Przemoc, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2017-01-19 20:18:25 |
Aktualizowany: | 2017-01-19 20:18:25 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Padający za dnia deszcz przerodził się w prawdziwą ulewę wraz z nadejściem wieczoru i zbliżaniem się ciemnej nocy. Owena, Loranir i Marcon obserwowali dom stojący na przedmieściach, w mieście, w którym niedawno doszło do niewyjaśnionego zniszczenia opuszczonego szpitala. Dwóch mężczyzn schroniło się przed wodą lejącą się z nieba pod czarnym parasolem długowłosego elfa. Owena odmówiła ochrony. Chciała, aby deszcz padający na jej twarz zmył z niej łzy i strach o najbliższą przyszłość. Stała kilka metrów od towarzyszy, gdzie moknąc wpatrywała się w ciemne okna budynku, w wnętrze zbyt spokojne jak na porę dnia kiedy wszyscy mieszkańcy wracali do miejsca noclegu. Spojrzała na swoich towarzyszy.
- Tu jest zbyt cicho. Czuję się jak na jakimś ponurym cmentarzu.
- Popatrz na okno. Tylko w jednym pomieszczeniu pali się światło. Tam pewnie trzymają zakładników. - Marcon zwrócił uwagę na istotny szczegół scenerii.
- Myślisz, że możemy tam bezpiecznie wejść? Myślisz, że dotrzymają słowa i nie zranią nikogo?
- Nie wiem. Nie zranią dziecka, bo będą chcieli wpłynąć na niego, aby stał się jednym z nich w przyszłości. Nie zabiją kogoś ze swojej rodziny. Od nas będzie zależało zapewnienie bezpieczeństwa jego rodzicom.
- Mnie też nie zranią? - Loranir zapytał z zaciekawieniem.
- Nie jesteś ich rodziną. Przestałeś nią być, gdy los związał cię ze mną i z Oweną.
- Cieszę się. Nie chciałbym, aby ktokolwiek wiązał mnie z takimi potworami jak oni. - Loranir wytworzył w dłoni lodowe ostrze.
- Idziemy. Trzymajcie się z tyłu. Oni chcą mnie i dostaną mnie. Nie chcę narażać kogokolwiek innego, nawet was. - Dziewczyna powiedziała stanowczo. Na trzymanym przez nią mieczu pojawiły się fosforyzujące żółtą barwą symbole runiczne. Blask i ciepło miecza dodały Owenie odwagi i pozwoliły zapomnieć o zimnym deszczu.
- Pamiętaj, aby nie spuszczać jej z oka. - Marcon wyszeptał do długowłosego elfa.
- Oczywiście. - Loranir odpowiedział patrząc na przemoczoną postać swojej przyjaciółki.
W tym samym czasie, Zmiennicy przygotowywali się do spotkania ze znienawidzoną strażniczką. Wszyscy zgromadzili się w salonie, razem z przetrzymywaną przez nich parą i dzieckiem ze świata Fearie. Zabbas stał obok swojej matki siedzącej cicho na kanapie i patrzył na unoszącą się przed nim szklaną kulę. Uśmiechał się, obserwując w niej teren dookoła domu. W pokoju byli również Elenaril, Amadee, Zhoron i zamaskowany Gukos. Elenaril stała blisko pary zakładników i ich dziecka.
- Przyszłaś tutaj tak jak ci kazałem. Jesteś grzeczna Strażniczko, ale to nie uratuje cię przed moim gniewem. Twój czas dobiegł końca i nie uratują cię nawet twoi sługusi. - Zabbas mówił zaciskając małe pięści.
- Elanaril, Amadee, Zhoron i Gukos... zajmijcie się nimi. Pamiętajcie tylko, aby Strażniczka doszła nietknięta do tego pokoju. Ona jest moja i nie pozwolę nikomu odebrać sobie przyjemności z jej pokonania.
Kiedy Owena i jej towarzysze znaleźli się przed domem, cała okolica została otoczona nieprzeniknioną barierą z mgły.
- To ta wiedźma Elenaril. - Blondynka oznajmiła odwracając się.
W tym samym momencie dwa pioruny kuliste wyleciały ze mgły i popędziły w kierunku Marcona. Mężczyzna zareagował błyskawicznie, otaczając się niewidzialną barierą magiczną. W pobliżu jego dłoni pojawiły się lewitujące litery jakiegoś pradawnego pisma. Wyrecytował zaklęcie tworząc eteryczne wrony. Kiedy Amadee po raz kolejny próbowała porazić go swoimi promieniami, ptaki popędziły w jej stronę, podążając za energią zużytą na przywołanie czaru piorunów. Mgła nie była żadną przeszkodą dla ich magicznych oczu. Dziewczyna odpędzała się od krążących wokół niej widm. Nie mogła użyć czarów, bo były zbyt blisko i poruszały się po coraz węższych orbitach. Ptaki eksplodowały niczym magiczne granaty, powalając czarnowłosą elfkę na ziemię. Dziewczyna zacisnęła pięści.
- Nie uda wam się mnie tak łatwo pokonać. - mówiła próbując się podnieść.
Snop światła pojawił się znikąd i pochłonął Loranira. Elf został oślepiony niezwykle intensywnym blaskiem. Pomimo chwilowej utraty wzroku, jego wyostrzony słuch zdradził, że pojawił się obok niego kolejny ze Zmienników. Czarnowłosy mężczyzna w ciemnych okularach, ubrany w garnitur, szykował się do zadania ostatecznego ciosu mrocznemu elfowi. W jego dłoni formowała się kula światła.
- Myślisz, że oślepienie mnie dało ci jakąś przewagę? Ja mogę znacznie więcej. - Loranir powiedział ze złością. Wytworzył ogromną śnieżną zamieć w swoim najbliższym otoczeniu. Zhoron został uderzony przez zimną wichurę. Jego okulary spadły na trawę, a kula światła rozwiała się gdy stracił koncentrację.
- To jeszcze nie koniec. - Czarnowłosy powiedział nasłuchując upadające okulary i dźwięk zanikającej magii światła. Na jego rozkaz, płatki śniegu zbliżyły się do siebie, zwiększając swoją objętość i gęstość, aż w końcu przeobraziły się w tysiące lodowych ostrzy. Grad sztyletów poleciał w stronę Zhorona, niszcząc doszczętnie jego drogie ubranie i zamrażając jego ciało.
- Policzymy się elfie... - wyszeptał tracąc siły.
Owena szła przed siebie nasłuchując odgłosów walki swoich przyjaciół. Wiedziała, że nie mogła się zatrzymać, bo życie niewinnych ludzi było w niebezpieczeństwie. W pewnym momencie ziemia zadrżała, przez co dziewczyna straciła równowagę i przewróciła się. Grunt rozwarł się przed nią, ukazując wyłaniającą się postać Gukosa. Mężczyzna w masce spojrzał na blondynkę z obrzydzeniem i nienawiścią.
- Zabbas chce, abyś dotarła do niego żywa. Ale mogę cię najpierw trochę poturbować. - Powiedział szykując energię kontrolującą ziemię pod stopami. Fala wytworzona przez Zmiennika uderzyła w dziewczynę, znów ją przewracając. Tym razem Owena zdołała chwycić swój magiczny miecz. Gdy Gukos szykował kolejny atak, blondynka wbiła w ziemię ostrze miecza wypowiadając słowa zaklęcia ochronnego. Miecz zalśnił złotym blaskiem, a wokół ciała dziewczyny pojawiły się lewitujące znaki runiczne. Gukos zaatakował, ale energia jego ataku została rozproszona na barierze ochraniającej Strażniczkę. W tym samym czasie Marcon i Loranir podbiegli do Oweny. Nad głową elfa unosiło się magiczne oko stworzone przez starszego mężczyznę. Jego zadaniem było zapewniać długowłosemu zdolność widzenia do chwili odzyskania własnego wzroku.
- Owena, zajmiemy się nim. Idź do środka i wyprowadź stamtąd rodzinę. - Marcon powiedział do córki.
- Poradzę sobie z kimś takim nawet całkiem na ślepo. - Loranir dodał uśmiechając się. Wytworzył lodową wichurę, odcinając Gukosa od dziewczyny, dzięki czemu blondynka miała szansę niepostrzeżenie dostać się do wnętrza domu. Pierwsze co zauważyła po przekroczeniu progu to ciemność i wszechogarniająca wilgoć. Woda zaczęła kapać z sufitu, lać się po ścianach i gromadzić na podłodze. Wkrótce wszystkie ściany pomieszczenia zostały otoczone przez cienką warstwę wilgoci. Owena zacisnęła dłonie na mieczu, obawiając się kolejnego ataku. Nagle, jedna z wodnych warstw wybrzuszyła się i skierowała się w stronę blondynki, tak jakby chciała ją dotknąć, owinąć się wokół jej ciała, udusić ją. Dziewczyna ścięła ją mieczem. Wodne ramię rozpłynęło się, a na jego miejsce teleportowała się Elenaril.
- Strażniczko... - Elfka szeptała, a dookoła jej dłoni kręciły się pierścienie z krystalicznie czystego płynu.
- Elenaril, teraz widzę jak bardzo chciałaś spokoju. Jeśli dla ciebie spokój to porwania, terroryzowanie ludzi i szantaż, to nie ma dla ciebie miejsca w tym mieście i na tej planecie. - Owena powiedziała ze złością.
- Chciałam spokoju. I miałam go dopóki się nie pojawiłaś! Wszystko zniszczyłaś! - Elenaril cisnęła w Owenę kulą wodną. Dziewczyna obroniła się rozbijając pocisk mieczem.
- A ty wróciłaś do grupy zabójców! Bo takie życie jest dla ciebie łatwiejsze. - Strażniczka wyczarowała w dłoniach trzy magiczne pociski. Złote lśniące kule popędziły w kierunku niebieskowłosej dziewczyny, rozbijając się na wytworzonej błyskawicznie ścianie z wody.
- Po naszym spotkaniu miałam wątpliwości. Chciałam ci pomóc, zostawić cię w spokoju, zostawić was wszystkich w spokoju. Ale gdy pokazałaś swoją prawdziwą twarz, gdy razem ze swoimi kolegami zniszczyłaś ten szpital, kiedy zagroziliście porwaniem dziecka... przestałam się wahać. Wiem, że jesteś niebezpieczna i musisz zostać powstrzymana! - Miecz Oweny zalśnił złotym blaskiem. Dziewczyna przygotowała się do zadania ostatecznego ciosu.
- Zaczekaj... ja tego nie zaplanowałam. Nie chciałam tego... - Elanaril próbowała coś powiedzieć, ale było za późno. Energia miecza została uwolniona w postaci promieni świetlnych. Elfka odsunęła się w kierunku ściany używając warstwy wody do teleportacji. Udało jej się zanurzyć w swój żywioł, ale światło miecza dosięgło ją, trafiając w kilka miejsc ściany jednocześnie. Woda straciła swe niezwykłe zdolności, stając się zwykłą wilgocią. W tym samym czasie, w pokoju w którym ukrywał się Zabbas pojawiła się kula wodna. Rozpłynęła się na tysiące kawałków, wyrzucając ze swego wnętrza Elenaril. Młoda elfka klęczała na dywanie ciężko oddychając. Jej oczy wyrażały przerażenie i ból zadany magicznym orężem. Zabbas przestał oglądać potyczkę Gukosa z Marconem i Loranirem. Podszedł do dziewczyny.
- Tobie także się nie udało? Dobrze. To znaczy, że ona zaraz tu będzie. Cieszysz się mamo? - mały demon zapytał kobietę stojącą pod ścianą.
- Tak. - Odpowiedziała smutno.
- Ta walka jest nieporozumieniem! Trzeba zakończyć ją póki jeszcze możemy! - Elenaril krzyknęła.
- Nie podoba ci się mój plan? - Zabbas poczuł, że narastała w nim wściekłość.
- Ten plan to szaleństwo! - Dziewczyna odparła stanowczo. Mały Zmiennik zdenerwował się. Wytworzył bąbel przestrzenny, który rozprężając się uderzył dziewczynę i rzucił nią o ścianę.
- Siedź cicho, to może ci wybaczę. - Zabbas odpowiedział wracając do oglądania walki w swojej szklanej kuli.
Gukos dotknął palcami ziemi pompując w grunt swoją magiczną energię. Na powierzchni pojawiły się małe wybrzuszenia, które szybko przekształciły się w humanoidalne postacie bez twarzy. Na wyraźny mentalny rozkaz zamaskowanego człowieka, golemy ruszyły na elfa i jego starszego kompana.
- Śnieżyca! - Loranir wytworzył lodową wichurę. Ku swojemu zaskoczeniu, okazało się, że czar nie uszkodził ziemnych potworów, nawet nie spowolnił ich marszu. Jeden z golemów zbliżył się do czarnowłosego mężczyzny i powalił go uderzeniem potężnej dłoni. Marcon zauważył, że odkąd pojawiły się potwory, Gukos nie odrywał dłoni od ziemi. Domyślił się, że kontrola tak dużej liczby postaci jednocześnie wymagała bezpośredniego kontaktu z elementem z którego żywiołaki były stworzone. Jego oczy zalśniły niebieskim światłem.
- Ventum... - wypowiedział cicho, a po chwili silny wiatr potrząsał jego włosami i ubraniem. Wichura robiła się coraz silniejsza, a mężczyzna starał się powstrzymać ją od oderwania się od jego najbliższego otoczenia. Wiedział, że jedyną możliwością na pokonanie przeciwnika było użycie czaru wiatru na tyle silnego, że mógłby zerwać jego połączenie z ziemią i wysłać go daleko od pola walki. Gdy golemy znalazły się blisko, prawie na wyciągnięcie ręki, Marcon nie mógł dłużej czekać. Uwolnił trąbę powietrzną i skierował ją w stronę Gukosa. Zmiennik został uderzony gwałtownym wiatrem, został przez niego podniesiony i zabrany ponad okoliczne lasy. Jego krzyk stłumiony przez maskę na twarzy był głośniejszy niż wycie leju wirującego powietrza. Kiedy Gukos znalazł się poza horyzontem, jego błotniste potwory straciły życie i kształt. Zostały z nich tylko grudki brudnej ziemi.
- Robię się na to za stary. - Marcon powiedział nabierając powietrza w płuca.
Owena weszła do pomieszczenia z zakładnikami, gotowa do walki z przeciwnikiem. Zobaczyła ranną Elenaril, rodzinę porwaną przez Zmienników, a na końcu samego Zabbasa. Widok dziecka o niebieskiej skórze i diabelskim spojrzeniu zszokował ją, ale zdołała zachować zimną krew.
- Jestem! Tak jak tego chcieliście! Teraz uwolnij zakładników! - Krzyknęła. Zabbas uśmiechnął się.
- A może ja chcę, aby widzieli jak cierpisz? - Zapytał.
- Pozwól im odejść. - Owena powtórzyła. Bardzo się bała, a w jej oczach szkliły się łzy.
- No dobrze... - Niebieski demon powiedział patrząc na przerażonych ludzi.
- Na co czekacie! Wynosić się stąd! Bo zmienię zdanie i zabije was jako pierwszych! - krzyczał. Mieszkańcy domu szybko opuścili pomieszczenie, zabierając ze sobą także swoje niezwykłe dziecko.
- A teraz zadbam, aby nam nikt nie przeszkodził. - Zabbas machnął ręką. Przestrzeń wokół salonu zmieniła się, odcinając możliwość wejścia z zewnątrz komukolwiek.
- Zaczynamy likwidację zła jakim jest Strażniczka. - Zmiennik oznajmił oblizując się. Elenaril powoli podniosła się z podłogi. Stała w kącie pokoju, opierając się o ścianę.
- Zobaczymy... zaraz odeślę cię tam skąd przyszedłeś! - Dziewczyna zaatakowała jako pierwsza. Trzy magiczne kule pomknęły z jej dłoni prosto na Zabbasa. Mały człowiek wykonał ręką gest zmieniając wokół siebie geometrię przestrzeni. Niewidzialna powierzchnia zapętliła się dookoła jego ciała i kule magiczne zamiast uderzyć w niego, wróciły do swojego źródła. Owena zareagowała szybko, ale nie miała szans uskoczyć przed wszystkimi pociskami. Jeden z nich trafił ją w ramię. Blondynka krzyknęła, wypuszczając miecz na podłogę. Padła na kolana, dotykając rany. Krew spływała pomiędzy palcami jej dłoni.
- Ty sukinsynu... - wyszeptała. Wiedziała, że nie będzie w stanie zatrzymać tego co miało stać się za chwilę. Zabbas wytworzył zakrzywienie przestrzeni, które unieruchomiło dziewczynę, tak jakby więżąc ją pomiędzy dwoma blokami skalnymi. Marcon i Loranir wbiegli do pomieszczenia w którym rozgrywała się dramatyczna walka. Przestrzeń zakrzywiona przez małego demona zablokowała im przejście. Nie mogli przebić się przez jego barierę, nawet za pomocą silnej magii ofensywnej siwego mężczyzny i lodowego wichru jego długowłosego przyjaciela. Mogli jedynie bezsilnie patrzeć jak wróg masakruje najbliższą im osobę. Zabbas stał obok swojej matki i uśmiechał się złośliwie. Za pomocą gestów rąk zmieniał geometrię przestrzeni wokół Oweny, zadając jej coraz większy ból. Dziewczyna była uwięziona pomiędzy dwoma bąblami czasoprzestrzennymi, które całkowicie ją unieruchomiły. Owena próbowała sięgnąć do miecza, ale nie mogła go dotknąć, bo został szczelnie oddzielony od niej wewnątrz jednego z przestrzennych bąbli. Dziewczyna widziała go, obserwowała światło symboli runicznych na jego powierzchni, ale nie mogła wykorzystać go, aby wyswobodzić się z uścisku Zabbasa.
- Teraz rozumiesz już, że nie pokonasz nas tak łatwo. Ale muszę postarać się, abyś już więcej nam nie zagroziła. - Niebieski demon w ciele dziecka uśmiechnął się i oblizał patrząc na swoją przeciwniczkę. Jego matka nie reagowała, a Elenaril patrzyła na tortury z narastającym przerażeniem. Zabbas zacisnął pięści. Bąble gwałtownie powiększyły się, jeszcze bardziej naciskając na ciało Strażniczki. Dziewczyna krzyczała z bólu, gdy ogromne ciśnienie wyłamywało jej stawy w rękach i nogach. Zabbas był rozbawiony. Obrócił swą dłoń i wówczas bąble gwałtownie obróciły się wokół blondynki. Owena poczuła ogromny ból w plecach, na wysokości lędźwiowego odcinka kręgosłupa.
Z jej nosa popłynęła krew. Szybko straciła przytomność. Elenaril nie wytrzymała. Wytworzyła wokół swojej dłoni wirujący wir wodny.
- Zostaw ją! Zabijesz ją! Nie tego chcieliśmy! Chcieliśmy ich tylko nastraszyć! - Krzyknęła.
- Ale ja tak dobrze się bawię... nie mogę przestać. Jeśli jeszcze raz skręcę przestrzeń, to flaki jej wyjdą na wierzch! - Zabbas był w euforii.
- Nie pozwolę ci na to! - Elfka skierowała w stronę swojego przywódcy strumień wody. Jej atak okazał się bezskuteczny. Odbił się do bariery wytworzonej wokół ciała Zabbasa. Loranir i Marcon obserwowali rozwój sytuacji z przerażeniem i zdziwieniem.
- Wkurzyłaś mnie... może rozpruję ciebie zamiast niej. - Zabbas patrzył na niebieskowłosą dziewczynę z nienawiścią. Elenaril nie wiedziała co robić. Bała się, że mogła zginąć, ale nie chciała uciekać i zostawiać Oweny na pastwę szaleńca. Spojrzała na matkę niebieskiego dziecka. Postanowiła działać. Przywołała kolejny wir wodny i tym razem cisnęła nim w kobietę. Atak był intensywny. Elenaril chciała ją utopić. Zabbas spojrzał na kobietę ze strachem.
- Mamo! - Krzyknął. Odwrócił się w kierunku kobiety pływającej w kuli wodnej, zapominając o pozostałych osobach w pomieszczeniu. Bąble czasoprzestrzenne zniknęły, uwalniając Owenę i otwierając drogę dla Marcona i Loranira. Elf podbiegł do dziewczyny, jednocześnie wytwarzając pomiędzy sobą, blondynką, swoim mentorem i Elenaril, a Zabbasem i jego matką barierę z lodu.
- Co z nią? - Zapytał patrząc na siwego mężczyznę klęczącego przy córce.
- Jest poważnie ranna. Może mieć złamany kręgosłup. Musimy natychmiast się teleportować. - Marcon oznajmił przywołując czar przeniesienia. Spojrzał na Elenaril.
- Pośpiesz się. Czar działa szybko. - powiedział do niej. Elfka patrzyła na niego, nie wiedząc co robić.
- Chodź z nami. Jeśli tu zostaniesz, umrzesz. - Siwy mag dodał. Dziewczyna podbiegła do niego i po chwili teleportowała się razem z jej dawnymi wrogami.
Grupa pojawiła się na parkingu przed szpitalem. Ze względu na późną porę i padający ulewny deszcz, w pobliżu nie było świadków, którzy widzieliby niecodzienny sposób podróży sprzymierzeńców Strażniczki Strefy Liminalnej. Loranir klęczał przy nieprzytomnej dziewczynie, Marcon patrzył w stronę wejścia do budynku, a Elenaril stała obok nadal nie wiedząc jak się zachować w sytuacji w jakiej się znalazła.
- Nie ruszaj jej, bo jej kręgosłup jest uszkodzony. Możesz jej tylko zaszkodzić. - Siwy mężczyzna poinformował swojego ucznia.
- Idę zawołać kogoś do pomocy. Powiem im... powiem im, że ktoś potrącił ją samochodem i uciekł z miejsca wypadku.
- Pośpiesz się. Jej puls staje się coraz słabszy. - Czarnowłosy patrzył na twarz swojej przyjaciółki, ignorując towarzystwo byłego wroga.
Owena została natychmiast zabrana na salę operacyjną przez kilku dyżurujących lekarzy. Jej życie wisiało na włosku, a Marcon, Loranir i ich nowa towarzyszka mogli jedynie czekać i mieć nadzieję, że rany nie okażą się zbyt poważne, a specjaliści ją uratują.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.