Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

There's Hole in the Sky...

Rozdział 11

Autor:Kh2083
Serie:X-Men
Gatunki:Akcja, Science-Fiction
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2016-12-15 21:13:18
Aktualizowany:2016-12-15 21:13:18


Poprzedni rozdział

Rozdział 11.

Drzwi prowadzące do przedziału więziennego statku powietrznego zdobytego przez rebeliantów otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Do ciemnego pomieszczenia weszła czarnowłosa kobieta ubrana w czarny uniform. Bez słowa przemieściła się naprzeciwko jednej z cel chronionych przez pole siłowe. Nacisnęła przycisk na ścianie obok. Almea skierowała głowę w kierunku energetycznej bariery, która w jednej chwili zmieniła swą charakterystykę i stała się przezroczysta. Zdziwiła się widząc swojego gościa, a jej usta ukazały rodzaj kpiącego uśmiechu.

- To tutaj ukrywałaś się przez ten cały czas. - Powiedziała.

- Wiesz jaka kara czeka na tych, którzy rozpowiadają plotki o istnieniu rebeliantów. Pomyśl jaka kara spotka tych co im pomagają, albo, jeszcze lepiej, przyłączają się do nich. Kara za zdradę... - Dodała.

- Nie należę już do tamtego świata i nie wiążą mnie żadne przyrzeczenia ani wobec Kolektywu ani wobec naszej starej ojczyzny. Będąc tutaj nie zdradzam własnego sumienia tak jak ty. Nie mogę uwierzyć, że nadal służysz w armii po tym jak poznałyśmy prawdę o tym co działo się w mieście.

- Ty miałaś swój sposób poradzenia sobie z tym, a ja miałam swój. - Almea odpowiedziała podchodząc bliżej pola siłowego.

- Zapomnienie wszystkiego, a może dobrowolne pranie mózgu? - Valeria zapytała. Zacisnęła pięści. Almea nie zareagowała na jej prowokację. Milczała.

- Przysłał cię Marcus? Będziesz mnie wypytywać o to co widziałam? Powiedziałam już wszystko. Teraz musicie mi pozwolić wrócić do małej i wyciągnąć z niej więcej informacji.

- Nie. Nie będę pytała o Natalie. - Valeria nacisnęła guzik na ścianie, wyłączając pole siłowe chroniące celę. Weszła do środka.

- Chcę znać prawdziwy powód twojej wizyty. Dopóki nie znam wszystkich szczegółów, ten statek, wszyscy na jego pokładzie, nasza misja, wszystko jest zagrożone. A ja na to nie pozwolę. Nie obawiaj się. Wyłączyłam całkowicie monitoring twojej celi. Nikt nie usłyszy twoich słów. Nawet krzyków.

Almea usiadła na ławce wystającej ze ściany.

- Dobrze wiesz po co dostałam się na statek. Wszyscy wiecie, widzieliście mnie razem z małą. Zostałam wysłana, aby sprawdzić kim one naprawdę jest. I dowiedziałam się, chociaż nie przypuszczałam, że to stanie się tak szybko.

- Nie mogę uwierzyć, że Założyciel Kolektywu wysłał kogoś, aby zabił Natalie dopiero teraz, kiedy znaleźliśmy się poza jego miastem. Dlaczego miałby działać teraz skoro nie zrobił tego, gdy wszyscy mieszkaliśmy w niższym mieście? - Valerie również usiadła na ławce.

- Też się nad tym zastanawialiśmy. Dotarła do nas informacja o tym jak kontakt z Natalie zranił fizyczną postać Twórcy. Nie mogliśmy rozszyfrować dlaczego on nie rozkazał jej zabić, dlaczego nie kazał zalać waszego obozu twardym promieniowaniem, skoro mała była takim zagrożeniem. Ale kiedy dotknęłam jej dłoni wszystko stało się jasne...

- Znowu wracasz do swojej wizji! Ja chcę prostej odpowiedzi. Jakie były twoje rozkazy od Twórcy? Co tak naprawdę miałaś zrobić z Natalie? A może Natalie była tylko odwróceniem naszej uwagi, bo twoje zadanie dotyczyło czegoś innego, czegoś co uniemożliwiłoby nam dotarcie do celu?

- Dobrze. Powiem ci prawdę, kto tak naprawdę mnie tu przysłał. Nie ma to dla nas znaczenia, bo plan naszej grupy nie powiedzie się. Tylko Natalie jest kluczem do zniszczenia Twórcy, nie ich tajna broń.

- O czym ty mówisz?

- Po tym czego dowiedziałyśmy się z raportów wojskowych, ja również się zmieniłam. Tak samo jak i ty przestałam wierzyć w to co głosił Kolektyw. Ale w odróżnieniu od ciebie nie uciekłam z miasta, aby żyć razem z wyrzutkami na złomowisku. Zamiast tego szukałam sprzymierzeńców. Dotarłam do autora tajnych raportów, dotarłam do dowódcy armii, Kanzara. Zrobiłam wszystko, dosłownie wszystko, aby zdobyć jego zaufanie. I kiedy w końcu mi się to udało, Kanzar przedstawił mnie innym szukającym prawdy. Spotkałam dr Mahler z Instytutu Nauki i inne osoby z miasta które zwerbował. Na własne oczy zobaczyłam istotę w czerwonej zbroi, która znała prawdę o narodzinach Kolektywu i o tym jakim jest on zagrożeniem dla całego Multiwersum. Razem chcieliśmy znaleźć wszystkie słabe punkty Twórcy. Pomogłam Kanzarowi i naukowcom Mahler zdobyć dowody na prawdziwość jego słów, aż w końcu stałam się dla Kanzara osobą na tyle bliską, że podzielił się ze mną wszystkimi tajemnicami. I to właśnie mnie powierzył zadanie sprowadzenia Natalie. Wtedy nie wiedzieliśmy, że to jest tak ważne...

Valeria milczała. Nie chciała, aby jej dawna znajoma znów poruszała temat Natalie.

- Kanzar chciał sprowadzić ją do Instytutu Nauki, jego części kontrolowanej przez nasze małe, tajne stowarzyszenie. Chciał pozwolić im, aby przebadali dziewczynkę na wszystkie strony i poznali jej sekret. Zeta Reticulianie pragnęli poznać jej naturę i dzięki niej również naturę Twórcy Kolektywu, Reptilianie chcieli po prostu zamienić ją w żywą bombę i wystrzelić ją w mroczną cytadelę. Nie obchodziło mnie to, bo dzięki niej wreszcie uwolniłabym się od tej parodii społeczeństwa, w której robale chodzą po ulicach razem z prawdziwymi ludźmi. Ale teraz... teraz rozumiem więcej... - Almea zamknęła oczy. Jej dawna przyjaciółka zauważyła dużą zmianę w jej zachowaniu w stosunku do tego co pamiętała z czasów gdy obie żyły we własnej ojczyźnie.

- Nie wierzę w twoje słowa. Jak to możliwe, że w mieście w którym Twórca Kolektywu kontroluje nawet myśli i sny swoich poddanych, mogła powstać grupa dążąca do jego zniszczenia. Pozbyłby się was w jedną noc, zabił albo wyrzucił na złomowisko świata, tak jak zrobił to z rebeliantami.

- Bo nie znasz prawdy o tym czym on jest i co się z nim dzieje! Nie znasz prawdy, którą przekazał nam człowiek w czerwonej zbroi. - Almea zacisnęła pięści.

- Valerio... porozmawiaj z waszym dowódcą. Porozmawiaj z nim i przekonaj go, aby mnie wypuścił. Uwolnij mnie i pozwól mi przekazać mu wszystko o czym się dowiedziałam. - poprosiła. Valeria wstała z ławki, odpychając dłoń Almei.

- Nie mogę ci tak łatwo uwierzyć. Ale porozmawiam z Marcusem. Jeśli będzie chciał, przyjdzie tutaj i wszystko mu powiesz. Jeśli cię wypuści, ja nie będę protestowała. Ale pamiętaj, że cały czas będę miała cię na oku. I gdy okażesz się zagrożeniem dla Natalie, albo kogokolwiek z nas, używając języka naszego świata, "wykasuję" cię bez wahania. - Valeria wyszła z celi, włączając pole siłowe. Na chwilę zatrzymała się, aby po raz ostatni spojrzeć na długowłosą znajomą i wyszła z pomieszczenia więziennego.

Kanzar stanął na wielkim tarasie widokowym położonym prawie na samym szczycie czarnej wieży. Spojrzał na miasto, rozświetlone tysiącem świateł, iluminacji istniejących dzięki technologii dziesiątek światów zasymilowanych przez Kosmiczny Kolektyw. Czuł zimno na całym ciele. Nie wiedział czy jego źródłem był wiatr wiejący na tak dużej wysokości, nie dający się całkowicie okiełznać przez technologię kontroli pogody miasta, czy może wieża emanująca odczuwalnym fizycznie mrokiem. Kiedy zbliżył się do pulsującej, czarnej ściany, na jej powierzchni, otworzyły się wrota zapraszające mężczyznę do wnętrza. Kanzar znalazł się w ciemnym, wilgotnym i śmierdzącym wnętrzu żywej konstrukcji. Ryk wiatru zamienił się w szmer płynów utrzymujących budynek przy życiu, płynących w żyłach biegnących w jej ścianach. Kanzar dotarł do dużej komnaty, zupełnie pustej, o gładkiej ciemnej podłodze. Klęknął, bo wiedział że dziwny buczący dźwięk zapowiadał pojawienie się Założyciela Kosmicznego Kolektywu. Obca istota ukazała się w komnacie, naprzeciwko długowłosego mężczyzny. Przybrała postać mężczyzny w ciemnej zbroi, o długich włosach i rysach twarzy przypominających przedstawicieli rasy Kanzara.

- Powstań Kanzarze. - Powiedział.

- Nie możemy już dłużej czekać, aż przybysz z niższego świata dobrowolnie zgodzi się przyłączyć do naszej sprawy. Jego świat stanie się częścią naszej wspólnoty, a władał nim będzie ktoś inny niż nasz gość. Wyczuwam, że brany oddzielające naszą Ziemię od jego świata stają się coraz słabsze na obszarze zakrzywionej przestrzeni. Powiadom wszystkich przedstawicieli naszej wspólnoty. Powiedz im, aby zaczęli przygotowywać arki do podróży.

- Panie, przygotowanie całego miasta do skoku między światami zajmie miesiące.

- Nie mamy miesięcy. Miasto pozostanie na tej Ziemi i będzie dalej prosperować niosąc wolność całej planecie. My musimy wyzwolić kolejny świat. Musimy działać szybko, zanim tamten świat zostanie pochłonięty przez własną nienawiść.

Kanzar zacisnął pięści. Przypomniał sobie słowa istoty w zbroi i straszny los, jaki czekał miasto które ochraniał.

- Czy naprawdę ten świat poradzi sobie bez twojej obecności Panie? Nadal nie potrafimy skontaktować się z innymi światami z Drabiny Stworzenia. Nadal nie wiem co z moją ojczyzną.

Twórca Kolektywu spojrzał na żołnierza zagadkowym wzrokiem.

- Tracisz wiarę, Generale Kanzar. Dobrze wiesz co mówiłem. Kiedy przyłączymy kolejne światy pogrążone w chaosie, cała Drabina Stworzenia zmieni się i stanie się Nowym Wszechświatem, Nową Ziemią i Nowym Niebem. Wszyscy staniemy się jednością. To jedyna droga ratunku przed chaosem spowijającym światy. Jedyna droga do tego, aby wszystkie niższe istoty takie jak ty stały się tym czym jestem ja. Wierzysz w to Kanzarze?

- Tak. Przepraszam za chwilę słabości. - Białowłosy powiedział czując ogromną złość.

- Dobrze. Pamiętaj, że są wśród nas wrogowie, którzy nie chcą pokoju jaki daje nasz Kolektyw. Pamiętaj, aby nie mieć dla nich litości. I nie zawiedź mnie, tak jak w przypadku rebeliantów. Wiedz, że moja decyzja była również wynikiem tego, że ty i twoje wojska pozwoliliście uciec... truciźnie, która może zniweczyć wszystkie nasze starania. - Kosmiczny Zbawca powiedział dotykając swą dłoń.

- Przepraszam panie. Moje wojska odnajdą rebeliantów i tą małą. Przysięgam. - Białowłosy żołnierz wstał, a w tym samym momencie otwarło się nad nim okno, zalewając niewielki fragment pomieszczenia księżycowym blaskiem.

- Czyń to do czego zostałeś powołany. - Przywódca miasta odwrócił się i po chwili połączył z żyjącą ścianą swojej mrocznej konstrukcji. Kanzar wykorzystał telekinezę unosząc się pod sam sufit, po czym opuścił ciemną komnatę przez okrągłe okno w suficie. W jego myślach zagnieździła się nienawiść i chęć jak najszybszego działania przeciwko swojemu panu. Podejrzewał, że jego mała grupa opozycjonistów mogła wkrótce zostać odkryta, a być może Twórca Kolektywu już o niej wiedział i tylko bawił się nim mówiąc mu o przygotowaniach do skoku w inną rzeczywistość. Być może pojawienie się Magneto było przez niego zaplanowane. Być może pod czerwonym hełmem tajemniczego rycerza krył się sam Twórca. Kanzar musiał rozwiać wszystkie swoje wątpliwości i zwołać zebranie grupy. Musiał przyśpieszyć jej działania. W pewnym momencie poczuł dziwny ból w piersi, tak jakby ktoś oddziaływał na niego na odległość. Pamiętał takie uczucie. Jego siostra pojawiła się w mieście. Zbliżała się, była coraz wyżej. A on już wiedział w którym dokładnie miejscu miała pojawić się na powierzchni.

Charles Xavier patrzył na piratów uwolnionych z więzienia przez jego nowo utworzoną drużynę byłych Akolitów. Razem z grupą mutantów, dwoma piratami i towarzyszącą mu osobistą sekretarką i pomocnicą Book, profesor został teleportowany przez Voght w odludne miejsce na pustyni, daleko od ludzkich siedzib i terenów patrolowanych przez X-Korporację. Appraiser i Stripmine stali na baczność przed Xavierem, nie mogąc nawet mrugnąć, bo łysy lider mutantów kontrolował telepatycznie ich ciała, jednocześnie próbując zagłębić się w ich umysły, aby znaleźć jakieś wskazówki dotyczące miejsca przebywania tajemniczych istot w zbrojach. Akoloci patrzyli na profesora zastanawiając się co robić dalej. Część grupy nie miała ochoty służyć mężczyźnie i myślała w jaki sposób pozbyć się go i uciec. Jednak powstrzymali się przed jakimkolwiek działaniem, bo znaleźli się na środku całkowitego pustkowie i tylko Voght wiedziała w jakiej części świata przebywali. A ona była wierna Charlesowi. Niektórzy mutanci nie mieli zamiaru podważać autorytetu profesora. Neophyte i Static polubili ochronę, którą ich otoczył, bracia Kleinstockowie zastanawiali się w jaki sposób wykorzystać pieniądze jakie im płacił, a Unscione sprawiało przyjemność patrzenie jak Xavier telepatycznie ubezwłasnowolnił uciekinierów i grzebał w ich świadomościach. Scanner powróciła z powietrznego rekonesansu i materializując się, wylądowała obok Amelii.

- Nie widać nikogo. Jeszcze nas nie namierzyli. - Powiedziała.

- Dziękuję, Sarah. - odparła ruda kobieta. Blondynka kontynuowała.

- Coś straciłam? Co tu się dzieje?

- Charles próbuje dostać się do wspomnień tej dwójki, ale robi to już prawie od 15 minut. Ktoś postarał się o to, aby byli odporni na ataki telepatów.

- Może powinniśmy zająć się nimi bardziej fizycznie? - Unscione włączyła się do rozmowy.

- Mogłabym ich zmusić do mówienia. - Dodała.

- Cicho. Coś zaczyna się dziać. - Ram-Ram uciszył swoje koleżanki. Oczy wszystkich Akolitów zwróciły się w stronę Stripmine'a. Mężczyzna zaczął się trząść, a w jego ustach pojawiła się piana. Po kilku sekundach dziwnych drgawek, bezwładnie opadł na ziemię.

- Ja nie zrobiłabym tego lepiej. - Carmella skomentowała uśmiechając się. Xavier otworzył oczy. Spojrzał ze złością na Appraiser.

- Bariera psioniczna w twojej głowie jest tak skomplikowana, że nawet telepata o moich zdolnościach nie potrafi się przebić, nie robiąc jednocześnie krótkiego spięcia w twoim umyśle! Ale ty możesz dobrowolnie ją wyłączyć, wystarczy że przestaniesz się opierać. Chcesz skończyć tak jak on? Jeśli nie, to pozwól mi zobaczyć poza barierę, pozwól mi poznać kim tak naprawdę jesteś, skąd się tu pojawiłaś i jaki był twój cel! Wyspa na której się pojawiłaś, Genosha była domem dla 16 milionów mutantów takich jak ty. W jedną noc prawie wszyscy zginęli, przy życiu pozostała jedynie garstka. A przez ciebie nawet oni zniknęli i nadal nie wiem co się z nimi stało! Chcesz przyczynić się do śmierci także ich? - Charles krzyczał na dziewczynę. Pozostali obserwowali ją, oczekując co zdarzy się za chwilę.

- Nie mam pojęcia jak to zrobić! Wzięli mnie ze śmietnika i obiecali, że zabiorą w lepsze miejsce, a wylądowałam na jeszcze gorszym wysypisku! Myślisz, że zaplanowałam to wszystko? Nie wiedziałam nawet co stanie się z twoimi znajomymi, gdy się do nich zbliżę. Chciałam uciec z tamtego bagna! - Uppraiser zacisnęła pięści. Była przerażona i nie wiedziała w jaki sposób się bronić. Upadła na kolana.

- Spal mi mózg, to lepsze niż życie w ciągłej ucieczce. - krzyknęła. Mildred zrobiła krok w jej stronę. Chciała ją uspokoić, pomóc jej w jakiś sposób. Xavier zatrzymał ją.

- Jest niebezpieczna. Nie wiemy co knuje. Nie mogę nawet powierzchownie przeskanować jej uczuć.

- Charles, nie trzeba telepaty by odgadnąć jej uczucia. - Gruba kobieta odparła ze złością. Dziewczyna uderzyła pięściami w ziemię. W tej samej chwili, przestrzeń wokół jej ciała zaczęła falować jak powietrze nad drogą w upalny dzień.

- Przygotujcie się! - Xavier wydał wszystkim zgromadzonym wokół niego mutantom telepatyczne polecenie. Istoty w zbrojach ustawiły się dookoła Appraiser w równych odległościach, tworząc idealny wielokąt. Zdobienia na ich pancerzach, wijące się wzory florystyczno-geometryczne zaczęły fosforyzować jasnym, białym światłem.

- Charles! - Amelia zbliżyła się do profesora, przeczuwając atak. Jeden z obcych skierował otwartą dłoń na Xaviera strzelając do niego sonicznym pociskiem.

- Carmella! - Voght krzyknęła do koleżanki. Unscione błyskawicznie rozpostarła wokół łysego mężczyzny pancerz telekinetyczny, chroniąc go przed poważnymi obrażeniami. Poczuła ogromny ból głowy. Nigdy wcześniej nie doświadczyła tak silnego uderzenia w barierę, która była przedłużeniem jej układu nerwowego. Upadła na kolana, a ściana jej energii zniknęła. Chwila jaką dała jej współtowarzyszka z drużyny wystarczyła, aby Amelia zdążyła teleportować Xaviera i Book w bezpieczne miejsce, za plecami Akolitów.

- Kim jesteście?! Dlaczego nas zaatakowaliście?! Gdzie są moi uczniowie?! - Xaviera próbował dowiedzieć się czegoś od milczących jak posągi rycerzy, jednocześnie skanując telepatycznie ich głowy ukryte pod kolorowymi pancerzami. Na próżno, bo trafiał w zupełną pustkę. Zacisnął pięści.

- Skorupa jest zbyt twarda. Trzeba ją roztrzaskać... - wyszeptał. Wydał telepatyczny rozkaz.

- Zaatakować ich! Muszę dowiedzieć się co się stało z moimi uczniami!

Bracia Kleinstockowie uśmiechnęli się chwytając się za ręce. Static przygotowała w dłoniach pioruny Wszyscy trzej zaatakowali, ale wrogowie pozostali zupełnie nie wzruszeni. Nie ruszyli się z miejsca i nie odpowiedzieli w żaden sposób.

- Czym oni są? - Krótkowłosa dziewczyna dziwiła się.

- Atakujemy drugi raz, w końcu pękną im pancerze. - Jeden z Kleinstocków nadal był chętny do walki.

- Nie! - Xavier powstrzymał go.

- Ram-Ram, jakiś postęp? - Zapytał telepatycznie murzyna.

- Nie. Nie mogę zesłać snów na kogoś, kogo umysłu nie mogę wyczuć. Zupełnie jakby pod ich hełmami była całkowita pustka.

- Koniec gadania! - Joanna Cargill postanowiła działać. Pobiegła w kierunku najbliższego przeciwnika zamierzając wykorzystać brutalną siłę i szybkość, tam gdzie zawiodły zdolności psioniczne. Rzuciła się na rycerza stojącego najbliżej. Uderzenie w pancerz było tak silne, że mogłoby zniszczyć czołg, ale na obcej istocie nie zrobiło żadnego wrażenia. Joanna, pomimo ogromnego bólu w ręce, postanowiła zaatakować po raz kolejny, tym razem używając do tego lewej dłoni. Przybysz w zbroi nie pozwolił jej na to. Złapał pięść kobiety opancerzoną rękawicą i ścisnął ją tak mocno, że słychać było trzask kości dochodzący z jej wnętrza. Joanna zacisnęła zęby. Zaczęła przeklinać, aby nie krzyknąć z bólu na oczach wszystkich znajomych z drużyny. Rycerz odrzucił ją jak szmacianą lalkę.

- Nie! Dosyć tego! Stoimy tutaj, a oni nas wszystkich po kolei zabijają! - Kleinstock wrzasnął ze złością. Dotknął ramienia brata i po połączeniu ciał strzelił do przeciwników podwójnym strumieniem energii. Wiązka uderzyła w niewidzialną barierę którą otoczyli się obcy, zauważając zbliżające się do nich zagrożenie. Kolumna energii rozbiła się na wiele mniejszych, które niczym ognisty deszcz, uderzyły wszędzie dookoła. Jedna z nich wybuchła blisko Book, przewracając kobietę, inna spadła w pobliżu Voight i Scanner, które instynktownie obroniły się, używając swoim mutacyjnych zdolności. Pierwsza zmieniła się w mgłę, a druga zmieniła w niematerialną postać.

- Musimy zmienić taktykę! - Xavier odezwał się w umysłach mutantów.

- Kleinstokowie, Unscione, Static, atakujcie! - rozkazał. Akolici spełnili polecenie, Kleinstockowie z radością, Carmella ze zdziwieniem, a Gianna ze strachem, bo przed chwilą była świadkiem bardzo brutalnego pobicia swojej koleżanki. Strumienie plazmy braci, wyładowania elektryczne Static i potężne telekinetyczne ramiona ruszyły w kierunku zakutych w zbroje osobników.

- Dostańcie się do wnętrza ich pancerzy! Za wszelką cenę! - Xavier odezwał się po raz drugi, ale tym razem tylko do Amelii, Sarah i Neophyte. Wszyscy trzej zrozumieli, o co mu chodziło, bo każdy z nich miał zdolność stawania się czymś w rodzaju niematerialnej istoty, każdy na specyficzny dla siebie sposób.

- Otwórz przede mną swój umysł, bo logika snów może być pomocna w ustaleniu tego kim oni tak naprawdę są. - Xavier zwrócił się do Ram-Rama. Murzyn przytaknął na znak zrozumienia. Przeciwnicy gwałtownie rozszerzyli średnice chroniących ich niewidzialnych kloszy energetycznych, nokautując Giannę, braci Kleinstocków i Carmellę Unscione. W tej samej chwili, pozostali Acolytes spróbowali zbliżyć się do postaci w zbrojach. Voght pod postacią chmury dymu otoczyła postać w czerwonym pancerzu. Jej forma cielesna stawała się coraz bardziej rozrzedzona. Barwa tworzącej ją chmury robiła się coraz bledsza, aż w końcu przypominają lekką, przeźroczystą mgłę w miejsce ciemnego obłoku jak tworzyła zazwyczaj. Niestety, obcy przewidział jej ruch. Klasnął pięściami ubranymi w rękawice, a gazowa forma rudowłosej kobieta rozwiała się na wietrze powstałym przy potężnym uderzeniu. Charles Xavier z przerażeniem obserwował zniknięcie przyjaciółki. Jego pierwsze telepatyczne skany nie odnalazły śladu jej świadomości, ale kolejne, głębsze i bardziej rozpaczliwe, wykryły echo jej przepełnionej bólem jaźni. Amelia nadal istniała, ale wiadomo było, że ponowne połączenie w postać materialną zajmie jej dużo czasu. Scanner i Neophyte mieli dużo więcej szczęścia. Udało im się dotrzeć do innych przybyszów, zajętych odpieraniem ataku pozostałych mutantów, zbliżyć się na odległość dotknięcia i błyskawicznie wniknąć w głąb ich zbroi pokrytych misternymi wzorami, fosforyzującymi czystym światłem. Zdumieli się, gdy przekonali się co tak naprawdę znajdowało się we wnętrzu zakutych postaci. Nie było tam niczego, poza zimną pustką. Ich zdziwienie i utrata koncentracji były wystarczające, aby przeciwnicy wyrzucili ich ze swoich wnętrz niczym niepożądanego pasożyta. Neophyte i Sarah upadli na ziemię nieprzytomni, w całkowicie materialnych postaciach. Kilka sekund we wnętrzu zbroi wystarczyło, aby Xavier i Ram-Ram wspólnymi siłami przeskanowali ich nieistniejące mózgi, czyste myśli unoszące się w mrocznej otchłani wnętrza hełmów. Poznali prawdę na ich temat, a profesor przekazał ją wszystkim Akolitom, którzy nie zostali jeszcze wyeliminowani z pola walki. Ich mentalny wzrok był świadkiem sceny dziejącej się wiele poziomów Kosmicznej Drabiny dalej od świata w którym mieszkali. Zobaczyli naradę kilku dziwnych, obcych istot w różnokolorowych zbrojach, ich poświęcenie, aby przedostać się do świata wolnego od Kolektywu i odnaleźć tego, który według nich był zdolny do powstrzymania ekspansji fałszywego zbawcy. Wszyscy kosmici poza jednym zrzucili swoje zbroje, a ich ciała przekształciły się w czystą energię. Ostatni pozostały w materialnej formie zgromadził to co po nich pozostało w misterne wzory jakimi ozdobiony był jego pancerz. Rozświetlił mrok bezgwiezdnej przestrzeni, będącej jedynym świadkiem poświęcenia potężnych istot. Xavier poznawał chaotyczne myśli, wspomnienia, wzorce zachowane w polu psionicznym, które pozostało po tym co kiedyś było grupą inteligentnych stworzeń. Energia była potrzebna do pokonania słabnących barier pomiędzy wymiarami, dotarcia do człowieka zauważonego w odłamkach kryształu w którego ściankach odbijały się alternatywne rzeczywistości i przyśpieszenia jego ewolucji, aby był zdolny do zmierzenia się z Twórcą Kosmicznego Kolektywu. Energia potrzebowała nośnika w postaci istot ludzkich, dwóch mutantów których jedynym zadaniem było zapoczątkować łańcuch zdarzeń. A nagrodą dla nich miało być rozpoczęcie życia w świecie bez Kosmicznego Zbawcy i ochrona przed zagrożeniami świata pełnego istot o nadludzkich zdolnościach jaką zapewniała im energia obcych krążąca w ich ciałach. Charles, a z jego pomocą wszyscy, którzy byli świadomi w tamtej chwili, zrozumieli, że przeciwnicy z którymi tak zaciekle walczyli nie byli prawdziwi. Byli jedynie manifestacją mocy tkwiącej w ciele Appraiser, spełnioną obietnicą postaci w zbroi, swoistym układem odpornościowym, który aktywował się, gdy młoda piratka czuła się zagrożona. Umysł jej kolegi był wyłączony po ataku telepatycznym profesora, dlatego obrona, którą emanowała jej psychika nie była pełna i mogła być przełamana. Wiadomość i wizja prawdy dotarła do Kleinstocków. Mutanci natychmiast znaleźli rozwiązanie sytuacji. Nie było sensu atakować tworów psionicznych o niezniszczalnym pancerzu, ale tą której umysł projektował ich w rzeczywistość. Zniknięcie umysłu Appraiser równało się zniknięciu przeciwników, dlatego nie było prostszego rozwiązania. Kleinstockowie złapali się za ręce i strzelili w kierunku dziewczyny strumieniem plazmy. Gorąca wiązka uderzyła ją w brzuch i przeszyła na wylot, zabijając mutantkę na miejscu. Jej obrońcy zafalowali jak płomień świecy, po czym połączyli się i zmienili w kolorowy obłok o nieokreślonym i ciągle zmieniającym się kształcie.

- Co wy zrobiliście! - Xavier zwrócił się do braci, patrząc na martwe ciało dziewczyny z którego wylewała się plama krwi.

- Uratowaliśmy cię, łysa pało!

- Powinieneś nam za to podziękować! - Kleinstockowie odezwali się jeden po drugim.

- Zabiliście ją z zimną krwią! Byłem już blisko skontaktowania się z tymi istotami! Mogliśmy ją uratować!

- Nie było czasu! Jeszcze chwila i te zakute łby rozgniotłyby cię jak starą, zepsutą śliwkę, ty łysa pokrako!

- Dość tego! - Xavier powiedział widząc narastającą złość dwóch mężczyzn. Musiał jak najszybciej zakończyć niepotrzebny konflikt i spróbować nawiązać kontakt z wciąż odczuwalnym umysłem istot z innego wymiaru. Spojrzał na Kleinstocków, po czym skierował przeciwko nim strzały psioniczne. Umysły braci zostały wprowadzone w stan wymuszonego snu.

- Mogłam się tego spodziewać! Zdrajca własnej rasy zawsze pozostanie zdrajcą. - Carmella oznajmiła wstając z ziemi. Wokół jej ciała pojawiła się zielona poświata, która chwilę później przekształciła w pancerz telekinetyczny o wyglądzie ogromnej pięści.

- Carmella, nie rób tego... - Xavier wiedział już, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Telekineza kobiety wizualizowana w postaci wielkiej ręki ścisnęła go mocno, jednocześnie niszcząc jego wózek inwalidzki.

- Wykorzystałeś nas, abyśmy wykonali dla ciebie brudną robotę, bo nie chciałeś narażać swoich X-Men na jeszcze większą nienawiść, tak? Słuchaliśmy cię, wyciągnęliśmy tamtą dwójkę z więzienia i pokonaliśmy sama nie wiem kogo lub co! Uratowaliśmy ci skórę! A ty odwdzięczasz się nam usypiając nas jednego po drugim?

- Carmella... puść mnie. - Xavier spojrzał na brązowowłosą kobietę surowym wzrokiem. Czuł jak uścisk psionicznego egzoszkieletu zaciska się na jego ciele.

- Atakujesz nas, bo zabiliśmy tą sukę? Albo ona albo my! Oceniasz nas, a co ty zrobiłeś? Zniszczyłeś umysł drugiemu z tej dwójki, czy tylko wpędziłeś go w śpiączkę?

- Musiałem nacisnąć na nich mocniej, aby obcy w zbrojach pojawili się. Ale to co zrobili Kleinstockowie nie było konieczne! Potrzebowałem jej, aby dowiedzieć się co stało się z Magneto i z moimi uczniami. Teraz być może nie będzie już szansy na sprowadzenie ich z powrotem z miejsca, gdzie teraz są. Ona była naszą jedyną nadzieją.

- Kłamstwa! - Unscione znów zacisnęła swoje telekinetyczne kleszcze. Xavier czuł ból i wiedział, że jeszcze chwila i zostanie zmiażdżony.

- Kłamstwa, tak jak i to, że Magneto żyje i naprawdę chcesz mu pomóc! - Krzyknęła. W jej oczach szkliły się łzy.

- Dość tego. - Xavier oznajmił spokojnie. Carmella poczuła ogromny ból jakby coś rozrywało ją na strzępy. Jej psioniczny pancerz rozpłynął się w powietrzu. Dziewczyna upadła na kolana, czując, że za kilka sekund straci przytomność. Kiedy spojrzała na profesora, przez ułamki sekund widziała ogromną postać w czerwono-niebieskim pancerzu, w hełmie z ciemności którego wyglądały jedynie świecące oczy.

- Jesteś gorszy od nas wszystkich. - Wyszeptała. Z jej nosa popłynęła krew. Zemdlała upadając na ziemię. Xavier siedział w piasku i kurzu, obok pogiętych, stalowych prętów, które jeszcze kilka minut wcześniej były jego wózkiem inwalidzkim. Nadal wyczuwał obecność obcej inteligencji, która pod postacią chmury cząstek połączonych ze sobą za pomocą sił elektrycznych zbliżała się do jego głowy.

- Chcecie ze mną porozmawiać? Chcecie powiedzieć mi o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi? Słucham. Nie musicie się niczego obawiać. Połączmy nasze umysły, aby wreszcie zakończyć ten niepotrzebny rozlew krwi. Kosmiczna energia objęła myśli profesora i razem z nim przeniosła się na płaszczyznę astralną. Xavier znalazł się w miejscu zupełnie sobie nieznanym, nie przypominającym niczego co wcześniej doświadczał gdy jego duch opuszczał ciało. Unosił się w czarnej pustce przestrzeni międzygwiezdnej i z dużą prędkością przemierzał jej bezkres. Po wędrówce, która zdawała się trwać wieki, ale w czasie rzeczywistym nie zajęła nawet ułamka sekundy, zbliżył się do galaktyki jaśniejącej miliardem gwiazd i przechodząc przez kolejne obłoki gazu i pyłu znalazł się w nieznanym układzie gwiezdnym. Orbitował wokół niebieskiej planety o dwóch księżycach, patrząc na oddaloną ogromną gwiazdę oświetlającą obcy świat czerwonym blaskiem. Przez cały czas swojej kosmicznej podróży i również wtedy, gdy dotarł do jej kresu czuł przy sobie obecność wielu umysłów. Gdy był przekonany o tym, że jego ciało astralne nie zmieniało już swego położenia w osobliwej czasoprzestrzeni, zadał pytanie.

- Kim jesteście? Dlaczego przenieśliście mnie tutaj?

- Szukałeś nas, bo chciałeś znać prawdę. Zawiedliśmy w naszej misji i dlatego nie ma już potrzeby utrzymywać jej w tajemnicy. Musisz poznać całą prawdę, aby móc przeciwstawić się temu co zbliża się do tego świata.

- Coś zbliża się do tego świata? To dlatego pojawiliście się na mojej wyspie? To dlatego porwaliście moich przyjaciół?

- Widzimy wiele pytań w twoim umyśle. Najlepiej będzie, jeśli zobaczysz wszystko na własne oczy. Głos rozpoczął swój monolog, a obrazy z przeszłości obcych z innego wymiaru wolno przesuwały się przed mentalnymi oczami Xaviera.

- Byliśmy dumną i potężną rasą, która narodziła się bardzo dawno i niezwykle daleko od tego wszechświata. Nasza cywilizacja rozwijała się w tempie wykładniczym szybko zdobywając kolejne bogactwa naszego systemu gwiezdnego. Powstał światowy rząd i kontrola wszystkich surowców naszej macierzystej planety, wydobywanie minerałów z dwóch księżyców okrążających nasz świat, a później rud metali z asteroid krążących w bliskiej jej przestrzeni. Ukoronowaniem zdobywania władzy nad naszym najbliższym otoczeniem była sieć satelitów, a później struktura zbudowana wokół naszej gwiazdy, dzięki czemu mogliśmy wykorzystywać większość produkowanej przez nią energii, konstrukcja inżynierii planetarnej, nazywaną na w tym świecie sferą Dysona. Rozrost naszej wspaniałej cywilizacji i jej ekspansja w galaktyce były możliwe tylko dzięki niewyobrażalnemu źródłu energii, zbyt dużemu, aby znaleźć je na planecie albo w jednym układzie gwiezdnym. Nasza nauka pozwoliła nam rozwinąć ukryte wymiary i dotrzeć do miejsca leżącego poza czasoprzestrzenią, w meta przestrzeni pełnej uniwersów w niej zanurzonej. Odkryliśmy egzystującą tam potężną energię, kryjącą w sobie nieograniczony potencjał twórczy. Postanowiliśmy sprowadzić ją do naszej przestrzeni, zamknąć w łańcuchu naszej technologii i wykorzystać do naszej ekspansji. Okazało się to największym z błędów i zapoczątkowało nie tylko upadek cywilizacji, którą stworzyliśmy, ale również zniszczenie naszego wszechświata. Energia skuta w okowy, zasilająca nasze międzygwiezdne korytarze, zyskała świadomość podobną do naszej i zaadoptowała wszystkie nasze ambicje i pragnienia: wieczną ekspansję i wprowadzanie porządku w chaotycznej naturze galaktyki. Bardzo szybko nowo narodzona istota przejęła całkowitą kontrolę nad naszą technologią i postanowiła nami rządzić, tak jak my chcieliśmy rządzić nią. Próba powstrzymania istoty siłą, usunięcia jej z galaktyki i przeniesienia tam skąd przybyła doprowadziły do zagłady naszej macierzystej planety i upadku naszej rasy. Na zgliszczach narodził się Kosmiczny Kolektyw, a jego twórca nie mógł być już powstrzymany przez nikogo. Zaczął głosić ideę stworzenia nowego świata tym co ocaleli i wyjawił istnienie Drabiny Stworzenia, światów równoległych leżących jeden na drugim. Wykorzystując technologię naszej cywilizacji i swoją energię, otworzył bramę do innego kosmosu i zabrał ze sobą tych, którzy zgodzili się z nim pójść. Ci co pozostali, przekonali się wkrótce, że zostali uwięzieni w pułapce bez wyjścia. Nic na świecie nie jest za darmo i energia nie może być tworzona z niczego. Twórca Kolektywu potrzebował niezwykłej mocy, aby przedostać się do innej fizycznie rzeczywistości, utrzymać w niej siebie i wszystkich mu oddanych. Zabrał ją z naszego wszechświata, zabijając go. Gwiazdy przestały świecić, umierały i wybuchały, przekształcając się w czarne dziury. Dynamika ustawała, a galaktyka przeradzała się w zimne, martwe miejsce. Wkrótce nawet czas zwolnił, a przestrzeń stała się tak gęsta, że nie mogły poruszać się w niej nawet fotony. Jedyną nadzieją na ucieczkę było podążenie drogą Kosmicznego Kolektywu. Ostatni przedstawiciele naszej rasy zebrali całą wiedzę świata i poświęcili swoje ciała stając się żywą antymaterią zamkniętą w zbrojach z resztek czasoprzestrzeni umarłego kosmosu. I w tych postaciach przemierzali kolejne rzeczywistości, obserwując w nich za każdym razem to samo: przemarsz Kosmicznego Kolektywu i pozostawioną po nim umarłą pustkę. Nasi bracia ginęli razem ze wszechświatami, albo zniszczeni przez Twórcę w bezpośredniej konfrontacji. Do momentu, gdy w jednej z galaktyk, odkryliśmy kryształ, a w nim człowieka, który miał w sobie potencjał, aby przemówić do struktury multiwersum i poprosić ją, aby usunęła z siebie pasożyta, przenosząc go z metaprzestrzeń, gdzie powróciłby do swojej pierwotnej postaci. Jeden z nas nawiązał kontakt z istotami żyjącymi na Ziemi, która została zajęta przez Kolektyw jako ostatnia, zdradził im prawdę o ich "Zbawcy" i uzyskał pomoc w dotarciu do człowieka, będącego naszą jedyną nadzieją. Pozostali bracia dokonali niemożliwego. Poświęcili się, aby otworzyć bramę do świata nie zajętego przez kolektyw, świata w którym żył twój przyjaciel, nasza jedyna nadzieja. Ich energia wniknęła do ciał dwóch mieszkańców poprzedniej Ziemi. Ich zadaniem było dotrzeć do twojego przyjaciela i obudzić w nim ukryte zdolności, tak aby dotarł do ostatniego z naszych braci i jego sprzymierzeńców. Głos który teraz słyszysz, jest ostatnim przekazem od cywilizacji, która dokonała grzechu sięgnięcia do niedozwolone i sprowadziła zagładę na całą rzeczywistość. Za chwilę nasza energia rozproszy się, a ty będziesz jedynym człowiekiem na twojej planecie znającym straszliwą prawdę. Jeśli nasz plan nie powiedzie się i twój przyjaciel zawiedzie, przepraszamy cię i wszystkich mieszkańców twojego świata, bo wasza zagłada jest w całości spowodowana przez naszą pychę. Przepraszamy. Jako ostatni dar, przekazujemy ci miejsce w którym najprawdopodobniej nastąpi przejście Kolektywu do twojego świata, miejsce gdzie pojawi się dziura w niebie.

Energia ostatnich przedstawicieli cywilizacji martwego świata rozproszyła się bezpowrotnie, pozostawiając Xaviera samego wśród pokonanych, rannych i martwych mutantów, którzy jeszcze niedawno byli według niego jedyną nadzieją na sprowadzenie Magnusa z powrotem. Sytuacja, przerosła łysego mężczyznę, bo okazała się dużo poważniejsza niż przypuszczał. Profesor żałował, że nie poprosił o pomoc swoich zaufanych uczniów. Ale mogło być już na to zbyt późno. Ostatnim podarunkiem obcych istot była nazwa miejsca, skąd miała zacząć się inwazja na planetę -Australia.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.