Opowiadanie
No Game No Life Light Novel 2 - recenzja książki
Autor: | Altramertes |
---|---|
Redakcja: | Avellana |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2016-11-15 21:01:41 |
Aktualizowany: | 2016-11-15 21:01:41 |
Tytuł: „No Game No Life” Light Novel
Autor: Yuu Kamiya
Ilustracje: Yuu Kamiya
Liczba stron: 211
Rok wydania: wrzesień 2016
Wydawca: Waneko
Gatunek: Przygodowe, Fantasy
ISBN: 978-83-8096-058-9
Cena okładkowa: 24,00zł
Co powinien robić dobry władca państwa zaraz po przejęciu tronu i wzmocnieniu administracji wewnętrznej? Podbijać, ma się rozumieć, ale aby to zrobić, najpierw trzeba zebrać informacje o potencjalnych przeciwnikach. I tu pojawia się problem, bo okazuje się, że główną bibliotekę wraz z całą zawartością zakosiła nam cycata anielica z fetyszem książek.
Tym razem fabuła prezentuje się nieco lepiej. Ba, jak na standardy gatunku ma kilka ciekawych wątków, jak choćby wielki szwindel poprzedniego króla Elkii, który przerżnął w walce większość ziem należnych królestwu tylko po to, by umożliwić zwycięstwo swemu następcy i tym samym odbicie rzeczonych ziem, czy metoda pokonania Jibril która, choć mało subtelna, oparta jest na żelaznych faktach naukowych. Szkoda, że cała reszta utrzymuje poziom typowy dla light novel, czyli spektakl góruje nad wszystkim innym, łącznie z jakąkolwiek spójnością świata przedstawionego czy postaci. W zakończeniu tomiku co prawda mamy całkiem ciekawy motyw niewidzialnego rozmówcy i zniknięcia Sory (co automatycznie prowadzi do ataku paniki u jego siostry), ale boję się, że znowu się rozczaruję. Cóż, czas pokaże.
Dalej uważam, że relacje pomiędzy bohaterami są, delikatnie rzecz ujmując, patologiczne. Nie tylko dwójka głównych bohaterów, ale także Jibril traktują Steph jak mówiącą zabawkę pozbawioną jakichkolwiek ludzkich uczuć, którą można wedle woli rozporządzać, przenosić, upokarzać i zabijać. A wszystko dlatego, że to tylko gra, nic nie dzieje się naprawdę, no a poza tym przecież ona sama chciała zagrać, by móc siłą naprostować Sorę i Shiro. Oczywiście nadzieja, by to siłowe naprostowanie odbyło się za pomocą dubeltówki zatkniętej tam, gdzie słońce nie zagląda, jest płonna, ale pomarzyć można. Nie chce mi się nawet wspominać o tym, że bohaterowie uważają, iż stawianie w grze jako fanta pełnej władzy nad prawem do życia (i to dosłownie pełnej, łącznie z możliwością bezkarnego mordowania) całego gatunku jest normalne, no bo to przecież tylko gra. Nikt w tej książce nie jest normalny czy zdrowy psychicznie, ale zamiast szalenie charyzmatycznych psychopatów pokroju Jokera, czy, by daleko nie szukać, Light Yagami, dostajemy parę nastoletnich narcystycznych socjopatów, którzy to niby są tacy mądrzy i sprytni. Każdy byłby sprytny, znając scenariusz.
Cieszę się, że przynajmniej techniczna strona wydania przedstawia się lepiej. W porównaniu do tragicznego pierwszego tomu, gdzie błąd poganiał błąd i niemal co kilka stron można było znaleźć jakąś niedoróbkę, tom drugi ma zaledwie kilka wpadek, choć jedną bardzo poważną. Podczas pierwszego spotkania z nową bohaterką w bibliotece dziewczyna jest opisana swoim imieniem na długo przed tym, nim w ogóle się przedstawiła. Domyślam się, że to zwyczajne niedopatrzenie, ale mimo wszystko wolałbym nie znaleźć czegoś podobnego w późniejszych tomach. Poza tym, jak już wspomniałem wcześniej, błędów jest relatywnie niewiele i ograniczają się one do literówek bądź błędów interpunkcyjnych. Jest co prawda jedna rzecz, która sprawia, że wypowiedzi Sory stają się niemiłosiernie irytujące, a mianowicie code switching. Proces ten polega na zmianie języka w trakcie mówienia, czasami w obrębie tego samego zdania, i jest całkowicie normalnym sposobem wypowiedzi pośród osób po pierwsze znających używane języki, a po drugie używających go w sytuacji nieformalnej i mówionej. Na papierze wygląda wręcz tragicznie i potęguje wrażenie, że rozmówca jest albo strasznie przemądrzały i chce się popisać, albo strasznie tępy i nie umie poprawnie używać rodzimego języka. Nie mam wątpliwości, że taki stan rzeczy wywodzi się z wersji oryginalnej, ale nie sprawia to, że poziom literacki tytułu wzrasta, wprost przeciwnie. Oprócz tego w tomiku, na samym początku, znajdziemy kilka kolorowych ilustracji na papierze kredowym, jedną (znowu) ocenzurowaną, a także zwykłe ilustracje porozrzucane w różnych miejscach tomiku. Na końcu zamieszczono posłowie autora i parę reklam, zaś na okładce prezentuje się Jibril w całej swej biuściastej okazałości.
Jeśli pierwszy tomik was nie przekonał, to drugi nie zrobi tego na pewno. Język - za co niestety obwiniam oryginał - dalej jest na poziomie, jakiego wstydziłoby się dziecko z podstawówki, fabuła taka sobie, o bohaterach nawet nie chce mi się pisać, a przyszłość rysuje się w niewesołych barwach. Innymi słowy, po co?
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.