Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Przez pokolenia

Rozdział pierwszy

Autor:Kandara
Serie:Harry Potter
Gatunki:Fantasy, Fikcja, Obyczajowy
Uwagi:Utwór niedokończony, Alternatywna rzeczywistość
Dodany:2017-02-06 23:01:30
Aktualizowany:2017-02-06 23:01:30



Draco klęczał na ziemi, pośrodku ulicy Pokątnej, zupełnie nie przejmując się panującym wokół zgiełkiem pogodnego, sierpniowego dnia i znaczącymi spojrzeniami licznych przechodniów, jakby doznawane właśnie upokorzenie było mu zupełnie obojętne. W istocie wcale nie czuł się poniżony, przynajmniej nie bardziej niż zdarzało mu się to w ciągu ostatnich dziewiętnastu lat.

Zamknął oczy, aby nie patrzeć na alabastrową twarzyczkę stojącej przed nim rudowłosej dziewczynki, której rączka, z zaskakującą jak na kogoś tak drobnego siłą, wymierzyła mu przed chwilą dwa precyzyjne policzki. Uderzenia wciąż piekły i pulsowały czerwienią, ale nawet nie podniósł dłoni, aby je rozmasować. Nie było źle. Owszem, panienka Lily potrafiła, kiedy zaszła taka potrzeba bić mocno, ale wciąż pozostawała dzieckiem i jej razy wciąż nie miały nawet połowy tej siły, jaką wkładał w nie jej ojciec, a jego właściciel.

- Dziękuję, panienko Lily.

Pochylił głowę. Wiedział, że zajmuje odpowiednią pozycję, a wymierzona mu przed chwilą kara, była słuszna. Wszelkie karcenie, jakie spotykało go z ręki państwa Potterów, zawsze było słuszne i zawinione przez niego. W ciągu tych wszystkich spędzonych z nimi lat zdołał się o tym przekonać.

- Przepraszam. - Dziewczynka złapała go za podbródek władczym, choć jednocześnie delikatnym gestem, jakby była to najnaturalniejsza rzecz na świecie. - Proszę, spójrz na mnie.

Otworzył oczy. Córka jego pana uśmiechała się smutno. Mimo iż miała dopiero dziewięć lat, wyraz twarzy sprawił, że wydała się klęczącemu czarodziejowi nad wiek dojrzała.

- Nie rób tego więcej. Nigdy więcej tak do mnie nie mów - poprosiła cicho. Ona zawsze prosiła, w jej uprzejmym, delikatnym głosie Draco nigdy nie słyszał rozkazu i nieodmiennie go to zaskakiwało, bo jak to możliwe, aby dziecko w jej wieku, od najwcześniejszych lat przyzwyczajone do posiadania niewolnika, zachowywało się w ten sposób. Westchnął w duchu. Po raz kolejny musiał przyznać, że państwo Potter umieli wychować swoje pociechy, a przynajmniej jedno z nich. Panicz James i panicz Albus stanowili całkowicie odrębną historię.

- Nie zrobię - zapewnił całkowicie szczerze. Lubił to dziecko i dlatego pomimo poniesionych konsekwencji szczerze żałował tego, co zrobił. Jak te słowa mogły mu przejść przez gardło? Tym bardziej, iż wiedział, że to nieprawda! Przecież panienka Lily nie była wcale zepsutą, kapryśną dziewuchą z bogatego domu. Znaczy owszem jej rodzice posiadali ogromny majątek, ale bynajmniej nie rozpieszczali córki bardziej niż inni normalni, kochający rodzice. Wręcz przeciwnie. Panna Potter uczyła się odpowiedzialności od kiedy zaczęła mówić. I może dlatego fakt bycia spoliczkowanym przez nią na oczach dużej części czarodziejskiej społeczności, nie wywoływał w Malfoyu uczucia obrzydzenia, czy upokorzenia, wynikającego z tego iż on - trzydziestoośmioletni mężczyzna klęczy przed bijącą go i dającą reprymendę dziewczynką. Do tego dochodziła także Wieź. Starożytny, barbarzyński w swoim wydźwięku czar, który jednak dawno temu uratował mu życie.

Początkowo przeklinał swoje położenie. Fakt stania się niewolnikiem Harrego Pottera oznaczał dla jedynego dziedzica niegdyś szlachetnego, znamienitego rodu czystej krwi coś gorszego od śmierci. Jak to możliwe, aby ktoś taki jak on zaczął nagle potulnie wypełniać czyjeś polecenia, żeby uznawał czyjąkolwiek wyższość? Pogodzenie i akceptacja przyszły kilkadziesiąt miesięcy później.

- Lily, Lily! Zobacz co mam dla ciebie - zawołał rozentuzjazmowany chłopięcy głos i dziewczynka natychmiast odwróciła się w stronę jego źródła, zupełnie zapominając o klęczącym mężczyźnie.

- Oh! - panna Potter wydała z siebie pełen zachwytu okrzyk - Puszek pigmejski, dzięki, James. - Wyciągnęła ręce, aby przejąć od starszego brata małą, futerkową, cicho popiskującą kuleczkę. Tym czasem wzrok najstarszej latorośli Harrego spoczął na wciąż pozostającym w tej samej pozycji niewolniku.

- Dlaczego on... - zaczął - Co znów zrobił? - dokończył z lekką nutką rozbawienia, ale też bojowości w tonie.

- Nic. - Wzruszyła ramionami, po czym wróciła się do Draco - Możesz wstać.

Natychmiast się podniósł. Jak to nic? Przecież na nią nakrzyczał, wyzywał, obraził swoich właścicieli, a ona mówiła, że nic. Westchnął w duchu. To, że otrzymał już karę, wcale nie zmazywało jego winy! Zwłaszcza, że dwa uderzenia dziecięcej piąstki w twarz nagle wydały mu się czymś dziwnie śmiesznym, absolutnie niewspółmiernym do popełnionego czynu. Spojrzał z ukosa na panicza Jamesa. Wiedział, że chłopiec by się z nim zgodził. „Dziękuję, panienko Lily”, pomyślał w nagłym przypływie wdzięczności, gdy dotarło do niego, że dziewczynka chroniła go przed czymś, co mógłby mu zrobić jej brat, gdyby dowiedział się co stanowiło przedmiot winy mężczyzny. W końcu wszyscy, którzy znali Jamesa wiedzieli jak bardzo młody czarodziej przepada za swoją małą siostrzyczką.

- Draco, ratuj! - Poczuł jak ktoś wpada na niego z impetem, a następnie łapie w pasie jego szatę i obraca wokół własnej osi. Oszołomiony mocniej zaparł się na nogach, żeby nie stracić równowagi i nie runąć jak długi na bruk. Zobaczył biegnącego w ich stronę niewysokiego, łysiejącego czarodzieja i jęknął przeciągle wywracając jednocześnie oczami, ukazując pełnię niezadowolenia i żenady.

- Paniczu Albusie, w co pan się znowu wpakował? - zapytał, odwracając głowę w stronę wciąż uczepionego jego szaty jedenastolatka o kruczoczarnych włosach.

Panicz Albus oczywiście nie odpowiedział, zajęty łapaniem oddechu i jak zgadywał Draco, uspokajaniem bicia serca. Malfoy oderwał wzrok od drugiego syna swojego właściciela i przygotował się na konfrontację z łysiejącym mężczyzną.

- Przepraszam pana, ale czy mógłbym się dowiedzieć, co takiego zrobił panicz Albus? - zapytał formalnie, tak jak powinien, chociaż z wyraźnym napięciem w głosie, jednocześnie sięgając po różdżkę.

Nieznajomy zatrzymał się, omiótł Draco taksującym wzrokiem nieco dłużej zatrzymanym na znaku „zdobiącym” wierzch prawej dłoni blondyna.

- Zejdź mi z drogi, niewolniku - warknął czarodziej, obchodząc Malfoya i wyciągając ramiona, aby pochwycić ukrywającego się za nim chłopca, lecz nie zdołał wykonać zamierzenia.

- All! - Lily w jednej chwili znalazła się obok brata, a spojrzenie brązowych oczu przeskakiwało od skulonego chłopca do rozeźlonego mężczyzny i z powrotem.

- Coś ty znów zmajstrował, braciszku? - James splótł ramiona na piersi.

- Chyba pan rozumie, że nie mogę. - Chociaż słowa były uprzejme, w tonie czaiła się groźba. - Właśnie dlatego, że jestem kim jestem, muszę chronić swoich właścicieli przed takimi osobnikami jak pan.

Łysy żachnął się, a rumieniec na przypominającej plastelinową kulkę twarzy z małymi, czarnymi oczami i kulfoniastym nosem, przybrał na intensywności.

- Nie daruję temu smarkaczowi - wykrzyknął, a skrzydełka jego narządu węchu zadrgały wściekle. - Bez względu na to, czy się odsuniesz, czy nie. Uniósł różdżkę.

- Expelliarmus! - Magiczny przedmiot wyśliznął się z zaciśniętych palców łysego czarodzieja i ku jego zdumieniu poleciał gdzieś w bok.

- Accio! - Pałeczka zmieniła kierunek, szybując wprost ku blondynowi, który złapał ją gładko.

- Przepraszam, ale czy ktoś z panów wyjaśni mi, o co właściwie chodzi? - Poczuł jak syn Harrego puszcza w końcu jego szaty.

- To była tylko taka zabawa, nawet nie celowałem w jego okno, to się po prostu stało - odezwał się chłopak, wciąż skryty za Draco. I wówczas ten zrozumiał.

- Znów rzucał panicz łajnobonbami, a zdawało mi się, że...

- No, rzucałem, ale skąd mogłem wiedzieć, że trafię.

- Bo to bardzo zaskakujące, że wreszcie czymś w coś trafiłeś, braciszku. - James uśmiechnął się ironicznie. - No, w twoim przypadku to faktycznie dość niespodziewane.

- Cały mój zakład teraz śmierdzi jak nieszczęście przez głupie dziecięce zabawy!

- No właśnie. Sam pan powiedział, to tylko głupie dziecięce zabawy. - Draco mocno zaakcentował ostatnie słowa. - Chyba mógłby pan być wyrozumiały dla dziecka?

- To dziecko naraża mnie na straty. Tego smrodu i bałaganu nie można usunąć zwykłym zaklęciem - bronił się wciąż rozeźlony czarodziej.

- To te, co wujek George dał ci do testów, tak? - Dziewczynka wystąpiła naprzód. - Proszę pana, jestem pewna, że mój brat z radością pomoże panu posprzątać, prawda, All? A Draco zwróci panu różdżkę.

Pomimo iż rozkaz nie był bezpośredni, poczuł jak pulsuje mu wierzch prawej dłoni, domagając się posłuszeństwa. Natychmiast ruszył w stronę nieznajomego i wyciągnął dłoń w jego kierunku. Czarodziej złapał swoją własność, nawet nie skinając niewolnikowi głową. Ten jakby tego nie zauważył. Przywyknął, że ludzie traktowali go jak domowego skrzata, albo gorzej. Niczego innego nie mógł się w spodziewać w swoim położeniu.

- Ile masz lat, dziecko i jak się nazywasz? - Gniew mężczyzny całkowicie wyparował, zastąpiony przez szok, kiedy dotarło do niego, że osoba, która właśnie zabrała głos, jest najprawdopodobniej najmłodsza z nich wszystkich.

- Nazywam się Lily, Lily Potter i mam dziewięć lat, proszę pana.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.