Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

NieR: Automata - recenzja gry

Autor:C.Serafin
Redakcja:IKa
Kategorie:Recenzja, Gry (Inne)
Dodany:2017-06-12 19:59:53
Aktualizowany:2017-06-12 20:03:53

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Ilustracja do artykułu




Tytuł: NieR: Automata

Kategorie: Recenzje, Gry (Inne)

Producent: PlatinumGames

Wydawca: Square Enix

Obsługiwane platformy: Komputery osobiste (PC), PlayStation 4 (PS4)

Data wydania: 23 lutego 2017 (PS4), 17 marca 2017 (PC)






Gdyby stworzyć listę najlepszych japońskich reżyserów gier, Yoko Taro bez wątpienia mógłby liczyć co najwyżej na honorowe wyróżnienie lub inną nagrodę pocieszenia. A szkoda, bo jego oryginalny styl na który składa się fascynacja wszelkimi tabu, oferowanie różnorodnych zakończeń, zabawa perspektywą i mieszanie ze sobą przeróżnych gatunków to niecodzienne motywy w grach akcji. Niestety, w tym wypadku ambicje nigdy nie szły w parze z jakością. Nawet jego najlepsze jak dotąd dzieło, czyli wydany w 2010 roku pierwszy NieR, nazywany czasem na wyrost japońskim Planescape: Tormentem, zebrał zaledwie dobre oceny i sporo słów krytyki. W efekcie Yoko Taro kojarzy się graczom raczej z udzielanych w groteskowej masce wywiadów i finałem jednej z jego produkcji wymuszającym… usunięcie na dobre zapisanego stanu gry. W każdym razie było tak do czasu premiery w 2017 roku NieR: Automaty, deklasującej poziomem wszystko, co dotąd współtworzył. Ale po kolei.

Jest rok 11945. Trwa czternasta wojna maszyn. Ludzkość została już dawno zmieciona z powierzchni Ziemi w wyniku ataku kosmitów i ich niezliczonych armii robotów. W tej tragicznej sytuacji ostatnim bastionem naszego gatunku stały się kolonie na księżycu, na których opracowywane są plany odbicia rodzimej planety. Ich realizacja została powierzona androidom, zdolnym do skutecznej walki nawet z przeważającymi siłami wroga. Co oznacza, że wojna przybrała abstrakcyjną postać i toczy się odtąd między bardzo ludzkimi androidami oraz pozornie bezmyślnymi maszynami. Pomimo gigantycznych poświęceń jedynym rezultatem trwającego od tysiącleci konfliktu jest beznadziejny i przedłużający się pat. Pierwszą od dawna szansę na osiągnięcie sukcesów dają dopiero wysłani na Ziemię protagoniści, należący do elitarnego oddziału YoRHa. W ten sposób poznajemy kobiecego androida bitewnego - 2B oraz zajmującego się zwiadem i hackingiem - 9S, których pierwszym celem jest zniszczenie słabego ogniwa obrony maszyn.

I w tym momencie NieR: Automata zaskakuje po raz pierwszy. Zamiast RPG akcji rozgrywającego się w półotwartym świecie dostajemy dwuwymiarową strzelankę, w której sterujemy malutkim stateczkiem zasypywanym gadem pocisków przez nadlatujących zewsząd przeciwników. Po czym gra zamienia się kolejno w prościutki symulator mecha i wyścigówkę, w trakcie której omijamy przeszkody w ciasnym labiryncie korytarzy. Wszystko to w ciągu zaledwie kilku minut, mijających na zamienianiu chmar przeciwników w eksplodujące kupki złomu. Prawdziwa rozgrywka zaczyna się jednak dopiero po wyjątkowo twardym lądowaniu, gdy po raz pierwszy widzimy główną bohaterkę - ubraną w gotycką sukienkę i uzbrojoną po zęby 2B, którą sterujemy klasycznie - z widokiem zza pleców. Cały czas aż do finału jesteśmy też zaskakiwani kolejnymi naturalnymi i płynnymi zmianami perspektywy, choć oczywiście nie ustrzeżono się wpadek. W wielu momentach kamera oddala się zdecydowanie zbyt daleko od postaci, czyniąc z niej drobny punkcik, który bardzo trudno śledzić. W dodatku kierowane pojazdy mają bardzo ograniczony zakres ataków, przez co są z konieczności zaledwie przyjemnym przerywnikiem.

Sednem gry jest walka wręcz, koncentrująca się na użyciu dwóch sztuk broni białej naraz w celu zadawania całych serii ciosów. Podstawowe kombinacje ciosów nie są specjalne skomplikowane i zaskakują raczej niezwykłą choreografią, wynikającą z nieludzkiej siły protagonistów i dosłownej częściowej wirtualności arsenału. Oręż można bowiem upuścić, rzucić albo posłać kopniakiem w kierunku wroga - w ułamku sekundy i tak materializuje się z powrotem w laserowej obręczy za plecami postaci. A to pozwala na wykonywanie rzutu włócznią i kontynuowanego następnie szalenie walki szerokimi zamachami olbrzymiego miecza. Albo na walkę dwoma parami rękawic jednocześnie, czyli w praktyce czterema brońmy naraz, co w połączeniu z błyskawicznym tempem i różnorodnością broni białej, na jaką składa się 40 różnych egzemplarzy, czyni walki szalenie intensywnymi i przyjemnymi.

Nie mogą się one obejść także bez obecności tzw. poda czyli unoszącego się za plecami sterowanej postaci robocika, w niepozornej puszce z dwoma ramionami kryje się bowiem cała gama uzbrojenia. Robocik wspiera nas w trakcie walki jako działko maszynowe, laser i rakietnica oraz umożliwia dostęp do szeregu programów pozwalających na przywołanie innych broni. Ostrzeliwanie wrogów połączone z równoczesną walką wręcz czyni nawet zwykłe spotkanie z grupą kilkunastu maszyn istnym spektaklem wybuchów oraz fruwających na wszystkie strony blach i śrubek. Co ciekawe, rzadko jesteśmy zdani tylko na siebie. Przez większość czasu towarzyszy nam druga postać, sterowana przez komputer. Jej zdrowiem jednak nie trzeba się zbytnio przejmować, gdyż jest nieśmiertelna i nawet po wpadnięciu w przepaść automatycznie teleportuje się w nasze pobliże. Jedynym problemem jest w tym wypadku przycisk akcji, za pomocą którego można wydawać jej polecenia. Ta opcja jest ewidentnie niepotrzebna i sprawia problemy podczas wykonywania różnych czynności. A w szczególności podczas otwierania skrzyń. Prawdziwy kunszt programistów ukazują jednak dopiero starcia z bossami. Wrogie maszyny zachwycają rozmachem i zaskakują kolejnymi etapami walki, nieraz wymagającymi całkowitej zmiany strategii. Oraz imionami, gdyż autorzy czerpali inspiracje z historii filozofii, czego koronnym przykładem jest możliwość skopania blaszanych tyłków Marxowi i Engelsowi. Jednakże i bez tego kilka starć najpewniej przejdzie do historii gier akcji. Dotyczy to w szczególności walki prowadzącej do „prawdziwego” zakończenia E, opartego na jednym z najbardziej nietypowych pomysłów jakie dotąd widziałem.

Szkoda jednak, że normalny poziom trudności nie stanowi większego wyzwania, czego jestem najlepszym przykładem. NieR: Automata jest bowiem pierwszą grą jaką przeszedłem przy użyciu pada, a nie klawiatury i myszki, a pomimo tego w trakcie rozgrywki moja postać zginęła zaledwie kilkanaście razy i to wyłącznie z powodu mojego braku wprawy i mylenia przycisków. Zresztą, trudno oczekiwać wyzwań od gry, która automatycznie spowalnia czas w momencie otrzymania dużych obrażeń, pozwala na przemykanie przez istne ściany z lecących pocisków przy pomocy uniku i posiadanie po dziewięćdziesięciu dziewięciu sztuk różnych leczniczych przedmiotów. Na szczęście sytuacja diametralnie zmienia się na wyższych poziomach trudności, a szczególnie w trybie bardzo trudnym, w którym normą jest śmierć od pojedynczego trafienia.

Zbalansowanie gry pozostawia więc sporo do życzenia, tym bardziej, że postacie bardzo szybko rosną w siłę dzięki zdobywanemu doświadczeniu, co przekłada się na większą liczbę punktów życia i ataku oraz silniejszych wrogów. Potęga i rodzaje spotykanych maszyn w dużym stopniu dostosowują się do naszego własnego poziomu, choć dosyć łatwo trafić na wymagające starcie, w trakcie którego problemem jest nie tyle przeżycie, co zmieszczenie się w limicie czasowym lub zadanie wrogowi jakichkolwiek obrażeń. Szczególnie widoczne jest to podczas wykonywania zadań pobocznych lub walk z opcjonalnymi bossami. Nie zmienia to faktu, że po osiągnięciu 50 poziomu (z 99 dostępnych) większość wrogów w normalnym trybie trudności przestaje stanowić jakiekolwiek wyzwanie, nawet dla niezbyt dobrze radzących sobie graczy.

Choć doświadczenie postaci jest ważne i wpływa znacząco na rozgrywkę, to jednak najważniejszym elementem rozwoju są chipy, które można umieszczać w pamięci wewnętrznej naszego androida. Co ciekawe, jej część jest domyślnie zajęta przez system operacyjny i elementy menu. Można więc zrezygnować z wyświetlania części informacji, takich jak własny pasek doświadczenia lub mapa, by zainstalować dodatkowy chip. Nieraz warto, gdyż zdobywane podzespoły dają niesamowite bonusy, czasem całkowicie zmieniające styl gry, w dodatku większość z nich można wielokrotnie ulepszać, zwiększając ich możliwości i ilość zajmowanego przez nie miejsca.

Trudno nie wspomnieć też o fanserwisie, jakim NieR: Automata zaskakiwała od pierwszych zapowiedzi. Pod tym względem występuje jednak sporo niekonsekwencji i lwia część erotyki sprowadza się do wyglądu dwóch postaci, czyli 2B ubranej w pończochy, kozaczki na obcasie, opaskę na oczach i gotycką sukienkę z rozcięciem niemal sięgającym pępka oraz do A2, która dosłownie i w przenośni zrzuca mundur i zostaje jedynie w fikuśnej bieliźnie. I także w bucikach na obcasie. Wychodzi na to, że ten wygląd jest zarezerwowany niemal wyłącznie dla personelu YoRHa, działający na Ziemi członkowie ruchu oporu wyglądają bowiem jak typowi rebelianci. Szczytem ekstrawagancji jest wśród nich co najwyżej posiadanie płaszcza. Tematyka seksu jest niemal nieobecna, za to w tle mamy sporo nienachalnych wątków romantycznych, zazwyczaj damsko-damskich, co najpewniej wynika z faktu, że obsada składa się głównie z kobiet, a różnice w płci wśród androidów sprowadzają się w praktyce do wyglądu zewnętrznego. Choć fani yuri mogą czuć się usatysfakcjonowani trudno oprzeć się wrażeniu, że stojące po obu stronach konfliktu roboty nie radzą sobie do końca z odróżnieniem przyjaźni od miłości, ani nie rozumieją czym jest pożądanie.

Dotyczy to oczywiście także naszych protagonistów, dysponującymi prostymi, ale za to uzupełniającymi się charakterami. Główna bohaterka - 2B, to silna wojowniczka bezwzględnie wykonująca rozkazy i starająca się przestrzegać procedur. Z zasady zachowuje dystans i każdą sytuację analizuje na chłodno, ale pod obojętną fasadą skrywa całą gamę uczuć. Natomiast 9S jest zaskakująco ludzkim i emocjonalnym androidem w ciele nastoletniego chłopca. Nie waha się analizować i krytykować celów otrzymywanych zadań, co silnie kontrastuje z opanowaniem jego towarzyszki. Razem tworzą zaskakująco zgrany duet, w którym aż iskrzy od rodzących się z czasem uczuć. Z kolei reszta obsady nieco rozczarowuje, bowiem rola większości androidów ogranicza się do udzielenia jednego zadania do wykonania, które jest często jedyną okazją by je bliżej poznać, po czym niestety powracają one do roli nieruchomego elementu otoczenia lub sklepikarza. Chlubnymi wyjątkami jest kilka osób z centrum dowodzenia YoRHy oraz garstka postaci znanych jeszcze z pierwszego NieR. Paradoksalnie o wiele ciekawej prezentują się maszyny, które zdołały wyzwolić się spod kontroli sieci i obcych.

Najbardziej kłopotliwa w ocenie i opisie NieR Automata jest fabuła. Pomimo prostego początkowego założenia jakim jest walka z bezdusznymi maszynami w imieniu ludzi, sytuacja bohaterów błyskawicznie się komplikuje. Każdy kolejny etap głównego wątku kończy się bowiem zwrotem akcji, zmieniającym sposób myślenia o toczącym się konflikcie. W takiej sytuacji nie sposób pisać o niej bez ujawniania szczegółów, które może popsuć przyjemność z samodzielnego odkrywania kolejnych sekretów. Tym bardziej, że jednokrotne przejście gry pozostawia ogromne poczucie niedosytu i cały szereg pytań bez odpowiedzi. Na szczęście po napisach końcowych otrzymujemy możliwość ponownego przejścia gry drugą ścieżką, zachowując nie tylko cały swój ekwipunek i doświadczenie, ale też status wykonanych zadań pobocznych. Druga część historii pozwala też na korzystanie z hackingu, przyjmującego postać prostej, lecz szalenie intensywnej mini-gry, co umożliwia wykonanie nowych zadań i otwarcie specjalnie zabezpieczonych skrzyń. Dzięki licznym przerywnikom filmowych o wiele lepiej wyjaśnia motywacje maszyn oraz oferuje nowe wątki. Jest też zauważalnie krótsza, choć ogólnie bardzo podobna po poprzedniej. Natomiast następująca po niej trzecia ścieżka to istny dreszczowiec o liniowym scenariuszu, bezbłędnie manipulujący uczuciami graczy. Ukończenie tej części gry nie kończy jednak rozgrywki i w menu otrzymujemy możliwość ponownego rozegrania dowolnego jej etapu, co pozwala na szybkie odblokowanie dodatkowych zakończeń, wykonanie zaległych zadań i szereg innych rzeczy, co na pewno docenią osoby przyzwyczajone do przechodzenia gier w 100%. Tym bardziej, że zadań pobocznych jest sporo i są bardzo ciekawe, często bowiem zawierają przewrotną puentę lub kończą się ciekawą rozmową między bohaterami.

Absolutnym mistrzostwem jest muzyka, i to pomimo faktu, że poprzedni NieR ustawił poprzeczkę szalenie wysoko i wciąż jest uważany za jedną z lepiej udźwiękowionych japońskich gier. Kontynuacja nie spoczęła na laurach i poza paroma utworami z pierwowzoru ma do zaoferowania mnóstwo własnych aranżacji, nie ustępujących poziomem poprzednikowi. Wśród utworów dominuje melancholijna, a zarazem dynamiczna muzyka instrumentalna o futurystycznym brzmieniu, której zadziwiająco często towarzyszy wokalista lub chór, a niektóre utwory mają po kilka różnorodnych aranżacji, śpiewanych przez różnych wykonawców w różnych językach. Wśród kolejnych ścieżek można znaleźć także wykonania a capella, natomiast podczas misji hackerskich towarzyszą nam ośmiobitowe remiksy, idealnie pasujące do ich minimalistycznej konwencji.

Mimo wszystkich swoich zalet NieR Automata rozczarowuje w warstwie graficznej. Choć podróż po półotwartym świecie jest całkiem przyjemna, nie sposób nie zauważyć, iż jest on zwyczajnie pustawy i ubogi w detale. Oczywiście trafiają się ciekawe miejsca, wśród których moimi faworytami są Skopiowane Miasto i Wieża - abstrakcyjne i sterylnie białe lokacje zbudowane z sześciennych klocków, budzące silne skojarzenia z Minecraftem - większości jednak brakuje charakteru i atrakcji innych niż walka, co dodatkowo pogarszają wszechobecne sztuczne bariery i niewidzialne ściany. W efekcie nigdy nie wiadomo czy warto próbować dostać się do teoretycznie niedostępnego miejsca, gdzie może być ukryty cenny ekwipunek, czy też lepiej od razu zrezygnować. Ewidentnie więcej pracy włożono natomiast w genialnie dynamiczne animacje ruchu i projekty przeciwników, budzące silne skojarzenia z retro SF, w efekcie czego otrzymaliśmy podstawowe maszyny wyglądające jak pordzewiałe kubły na śmieci z kończynami i kulistymi głowami. Co, wbrew pozorom, ma nadzwyczajny urok. Wychodząc od tak prostego modelu, udało się stworzyć całą gamę różnorodnych NPCów i przeciwników, o przeróżnych kształtach i możliwościach. O dziwo, zauważalnie gorzej prezentują się projekty androidów, które poza najważniejszymi postaciami, wyglądają jak istna armia klonów ubrana w bardzo podobne mundury lub sukienki.

NieR: Automata jest niezwykłym tytułem próbującym być wszystkim po trochu. Oferuje zarówno liniowy wątek główny o dopracowanym i poruszającym scenariuszu, jak i półotwarty świat, który można eksplorować przez dziesiątki godzin, zajmując się takimi głupotkami jak łowienie ryb i jazda na łosiu oraz odkrywaniem licznych sekretów, jak choćby historia najtrudniejszej do zdobycia broni. Nieustannie zaskakuje zmianą konwencji, pozwalając zasiąść na sterami mecha, rozgrywać hackerskie mini-gry, przeczytać interaktywne opowiadanie lub poskakać po platformach. Choć jednak gra łączy w sobie bardzo widowiskową walkę i fanserwis, nie jest jednak typowym cukierkiem dla oczu i faktycznie zachęca do refleksji całym szeregiem wątków. Ma pod tym względem wiele nowego do powiedzenia, ukazując świat, w którym pozbawione bezpośredniego kontaktu ze swoimi stwórcami roboty rozpaczliwie próbują nadać cel i wartość swemu istnieniu. I jedynym do czego dochodzą jest próba upodobnienia się do ludzi, choćby przez nieudolne kopiowanie ich zachowań i wyglądu. Opisywany tytuł nie jest oczywiście zarazem równie dobrą bijatyką jak Bayonetta, lub Street Fighter, ani też wybitną strzelanką jak Ikaruga i wszyscy jej co godniejsi następcy. Pod względem rozwoju postaci również nie oferuje przesadnie wielu opcji. Jest jak jeden wielki koktajl, w którym zmiksowano cały szereg niepasujących do siebie pomysłów, co powinno dać najzupełniej niegrywane pomieszanie z poplątaniem. Efekt końcowy przeszedł jednak moje najśmielsze oczekiwania, za co zarówno panu Yoko Taro, studiu Platinium Games i całemu Square Enix należą się najszczersze gratulacje. Wniosek - brać i grać! Cóż więcej mogę dodać?

____________________________________________________

Zrzuty ekranu:

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu

Ilustracja do artykułu