Opowiadanie
DRRR!! tom 6 - recenzja książki
Autor: | Melmothia |
---|---|
Redakcja: | Avellana |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2017-06-20 20:44:14 |
Aktualizowany: | 2017-06-20 20:44:14 |
Tytuł oryginalny: Durarara!!
Tytuł polski: DRRR!!
Autor: Ryohgo Narita
Ilustracje: Suzuhito Yasuda
Tłumaczenie: Tomasz Molski
ISBN: 978-83-65722-14-0
Gatunek: akcja, komedia, dramat
Cena okładkowa: 24,90 zł
Format: 13,0 x 18,2
Liczba stron: 266
Wydawnictwo: Kotori
W tym tomie kontynuujemy wątek gangu Toramaru polującego na Dolary oraz wątek Wrony i Słonia próbujących dopaść swoje cele: Anri, Akane oraz niezleconą im przez nikogo Celty, tylko dlatego, że wzbudziła zainteresowanie samej rosyjskiej zabójczyni. Pierwsza dzierży przeklęte ostrze, druga to ukochana córeczka mafijnego bossa, a trzecia jest potężną postacią z mitologii. W pewnym momencie napataczają się jeszcze na Shizuo i jeśli ktoś nie współczuł rosyjskiej parze wcześniej, to w tym momencie może już zacząć, no ale są nowi i nie wiedzą jeszcze wszystkiego o świecie. W każdym razie szachownica jest pełna pionków, a Izaya tryska szczęściem.
Pierwszy wątek zasadniczo jest najnudniejszy, rozciąga niemiłosiernie w czasie jedno wydarzenie, to znaczy konfrontację przywódcy Taromaru, Chikage Rokujou, z "twarzą" Dolarów, czyli Kadotą. W międzyczasie na miejsce pojedynku zmierzają właściwie wszyscy czynnie zamieszani w aktualne wydarzenia, a na dokładkę kilka osób, których już chwilkę nie widzieliśmy. Podczas gdy Chikage i Kadota próbują pięściami rozwiązać problem, mafia ma pełne ręce roboty, starając się odnaleźć zbiegłą z domu córkę swojego szefa. W tym momencie poznamy lepiej samą Akane, nad którą czuwają w różnej kolejności Shinra, Celty, Anri, Shizuo, wreszcie ludzie jej ojca, chociaż oni nie do końca są w stanie ochronić ją przed rosyjskim porywaczem...
Obawiający się konfrontacji z przyjaciółmi Masaomi Kida w końcu podejmuje pierwsze kroki, aby wrócić na łono głównych wątków fabularnych. Jego starania jednak są niczym, w porównaniu z wydarzeniami w Ikebukuro, wobec których jego próby spalają na panewce. Że tak powiem, zbyt wiele się dzieje, aby było miejsce i czas na jego ponowny debiut. Jego nieudane podejście nie budzi jednak aż takiej litości, jak poczynania jego kumpla, Mikado Ryuugamine. Tego ostatniego zdecydowanie przerasta to, co się dookoła dzieje, każda z postaci siłą charakteru czy mięśni przewyższa go po wielokroć, nawet jeśli przy okazji irytuje schematycznością lub nie odgrywa zbyt dużej roli w wydarzeniach. Sprawia to, że chłopak ma niewielki wpływ na fabułę, mimo że wszędzie się pcha. Wydaje się, że autor specjalnie stworzył taką postać, aby dać jej szansę na rozwój (tak jakby ten pisarz potrafił poprowadzić podobny proces...), ale Mikado jest jednak zbyt normalny i przyziemny na tę historię i nawet sugestie, że drzemie w nim coś jeszcze, tego nie zmienią. A w tym tomie wypada on jeszcze gorzej, popisując się wyjątkową naiwnością w relacjach z Aobą czy żałosną próbą zwrócenia na siebie uwagi, kiedy okazuje się, że wszystko toczy się poza nim. Co prawda prowadzi go to do chwili małego triumfu i możemy mieć nadzieję, że coś ciekawego zacznie się z nim dziać, ale nie ufałabym jednak autorowi pod tym względem.
Pozytywnie wyróżnia się za to krótka retrospekcja z życia Akane Awakusu, w miarę realistycznie i prosto przedstawiona, z wyraźnie nakreślonym problemem, z jakiem zmaga się dziewczynka, oraz wytłumaczeniem, jak doszło do jej ataku na Shizuo Heiwajimę, który, notabene, jest podejrzewany przez jej rodzinę o zabicie kilku członków gangu. Skoro już przy mafii jesteśmy, to jeden z członków grupy Awakusu - Akabayashi - również pokazuje, że nie jest osobą, z którą bezpiecznie jest zadzierać, a przekonują się o tym nawet Wrona i Słoń. Niewiele jest tu jednak Izayi, acz trzeba przyznać, że w końcu spotyka go coś ciekawego - tyle że na samym końcu książeczki.
Tyle razy pisałam już o, hm, specyficznej narracji Ryohgo Narity, że tym razem powiem tylko tyle: lepiej się śmiać niż płakać, a na zachętę: "Złudzenie posiadania przewagi zostało zmyte przez strumień krwi sączący się z nosa ich lidera".
Tym, co zostawiło w mojej pamięci najtrwalszy ślad po lekturze, były kontynuowane przez tłumacza, wyraźnie odcinające się od reszty wtrącenia z polskiej sztuki wszelakiej. Dodatkowo w innym miejscu zostajemy jeszcze potraktowani bodajże gwarą poznańską. Kolejne znalezisko każe mi się zastanawiać, czy i w pierwszych tomach takich rzeczy nie było, a ja je przegapiłam? Nie przegapiłam za to całej masy drobnych błędów, typu brak przyimka, zaimka zwrotnego, kropka w środku zdania czy literówka, chociaż przyznam, że "na jego obliczu malowały się spokój i oponowanie" nawet mnie rozśmieszyło. Niekiedy nie pasowały mi też słowa do postaci, na przykład Chikage i jego "żenua". Trudno mi wyobrazić sobie, że dorosły Japończyk (i nie tylko), nawet członek gangu, używa takiego słowa, ale w sumie nadmierna slangowa infantylizacja języka przeszkadza mi w light novel i mangach już nie pierwszy raz. Czyżbym nie była czytelnikiem docelowym?
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.